o * H e r o i z m i e

Isten, a*ldd meg a Magyart
Patron strony

Zniewolenie jest ceną jaką trzeba płacić za nieznajomość prawdy lub za brak odwagi w jej głoszeniu.* * *

Naród dumny ginie od kuli , naród nikczemny ginie od podatków * * *


* "W ciągu całego mego życia widziałem w naszym kraju tylko dwie partie. Partię polską i antypolską, ludzi godnych i ludzi bez sumienia, tych, którzy pragnęli ojczyzny wolnej i niepodległej, i tych, którzy woleli upadlające obce panowanie." - Adam Jerzy książę Czartoryski, w. XIX.


*************************

WPŁATY POLSKI do EU 2014 :
17 mld 700 mln 683 tys. zł.
1 mld 492 mln / mies
40 mln d z i e n n i e

50%
Dlaczego uważasz, że t a c y nie mieliby cię okłamywać?

W III RP trwa noc zakłamania, obłudy i zgody na wszelkie postacie krzywdy, zbrodni i bluźnierstw. Rządzi państwem zwanym III RP rozbójnicza banda złoczyńców tym różniących się od rządców PRL, iż udają katolików

Ks. Stanisław Małkowski

* * * * * * * * *

sobota, 9 maja 2009

was ist das P.O.

Donald Tusk lubił niskie dziewczęta i tanie wina. "Super Express" poszperał w przeszłości Tuska, kandydata na szefa rządu.
0-->http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,74877,4634915.html
Według gazety, okazało się, że w szkolnych latach było z niego niezłe ziółko. Nosił długie włosy, chodził popalać papierosy obok kościoła i lubił parodiować milicjantów. A kiedy przegrał w wyborach na przewodniczącego szkolnego samorządu, to się popłakał."Potrafiliśmy wyrzucić telewizor przez zamknięte okno (co prawda przypadkowo), ale nie był to nasz rekordowy wyczyn" - tak lider Platformy Obywatelskiej Donald Tusk, po latach wspomina naukę w Szkole Podstawowej nr 57 w Gdańsku przy ul. Aksamitnej. Znajomi z tamtych czasów opowiadają, że szczupły jak szczapa Donek każdą wolną chwilę spędzał na wolnym powietrzu. Grał w piłkę, badmintona albo palanta. Miłość do piłki nożnej została Tuskowi do dzisiaj.
***********
** Kiedy Premier Kaczyński zgodził się na debatę z Kwaśniewskim podniosło się larum ze strony działaczy PO, że ignoruje Tuska i całą Platformę, bo to oni są główną siłą opozycyjną, a LiD i Kwaśniewski to jedynie „przystawka” w przyszłej koalicji, koalicji o której nie wolno głośno mówić.

Tymczasem nie licząc dziennikarzy udających cambałów, każdy wie, że w Rzeczypospolitej odbywa się proces wyzwalania się z sowieckiej okupacji, a zatem walka Polski AKowskiej z sowieckimi kolaborantami. Kaczyński stanął więc twarzą w twarz najgrożniejszemu przeciwnikowi.

Siły sowieckie zjednoczyły się ponownie w LiD, czyli PZPR bis i jako tacy stali się głównym przeciwnikiem PIS, a Kwaśniewski jako przywódca tej formacji w oczywisty sposób stał się głównym przeciwnikiem Kaczyńskiego.

Stare animozje między „Natolińczykami” a „Puławianami” doprowadziły do usunięcia Millera z list wyborczych tej sowieckiej partii i w ten sposób spełniła sie misja Michnika z 1968 roku. Pokrzywdzeni przez Chruszczowa odzyskali władzę w jedyniesłusznej partii, wystarczy jedynie wygrać wybory.

W niepodległej Polsce nie wolno nigdy lekceważyć sowieckiej agentury. Rozumieją to wyborcy, rozumie to Kaczyński, nie rozumieją tego politycy PO. Generalnie wszyscy wiedzą o co chodzi sowietom, wiedzą o co chodzi PISowcom , ale nikt do końca nie wie o co chodzi PO. Nie ma odpowiedzi na podstawowe pytanie:

Czy PO chce dobić sowiecką agenturę czy raczej chce jej podać linę ratunkową?

Historycznie rzecz biorąc to kierownictwo obecnej PO uratowało sowieckich agentów w 1992 pomagając Wachowskiemu, który posłał Wałęsę aby przeprowadził „Nocną Zmianę”. Owocem tego zamachu na pierwszy nie PRLowski rząd Rzeczypospolitej od 1939, była władza oligarchów do roku 2005.

Wybory w 2005 były protestem wyborców przciwko Ubekistanowi. Wygrały partie deklarujące dekomunizację jako podstawową obietnicę wyborczą. Różnica polega jednak na konsekwencji.

Czy PO jest anty-sowiecka? Nie wiem. Głoszą, że tak, ale zawierają sojusze z sowietami przeciwko PIS. Wszędzie tam gdzie wygrali regionalne wybory mamy takie sojusze. Nie ma natomiast nigdzie PO-PISu. Głoszą, że tak, ale Tusk nie jest w stanie odrzucić możliwości koalicji z LiD.

Tutaj właśnie przydałby się rys historyczny, na temat PZPR. W PRL mieliśmy dwóch „męczenników” władzy ludowej, więźniów komunizmu.Jeden to Gomułka, drugi to Michnik. Gomułka położył kres tak zwanej „rewolucji komunistycznej”, czyli otworzył więzienia polityczne, zastopował kolektywizację rolnictwa i z pomocą Chruszczowa wymienił najbardziej skompromitowanych aparatczyków (Berman, Minc, Zambrowski etc.) na własnych.

PZPR podziełiła się na „Puławian” czyli tych poszkodowanych aparatczyków i „Natolińczyków” czyli tych, którym chruszczow dał władzę nad kolonią zwaną PRL.

Michnik należy do rodu tych komunistów, którym dojście Gomułki do władzy najbardziej zaszkodziło. Brat już nie miał szansy na pozycję ministra sprawiedliwości, matka już nigdy nie mogła być ministrem oświaty, a ojciec nie zostanie szefem OPZZ, a było to bardzo prawdopodobne gdyby nie śmierć Stalina (mogę teraz zrozumieć dla czego niektórzy płakali po jego śmierci).

Kiedy „zręcznym” manewrem szefostwo KPZR przjął Breżniew (Chruszczow powinien się cieszyć że przeżył) dla sfrustrowanej młodzieży rodzin stalinowskich stworzyła się okazja do rozruchów i upomnienia sie o swoje przywileje. Z tego powodu w 1968 roku brałem udział w tym co do dziś jest określane jako walka z komuną, czyli w „Marcu’68”. Miałem 17 lat i nie miałem pojęcia kto to jest Zambrowski, kiedy na Nowym Świecie sakndowałem z tłumem jego nazwisko. Wydawało mi się, że walczę z komuną. Nie była to „walka z komuną” ale kolejna próba przejęcia władzy przez frakcję wewnąrz PZPR.

Najistotniejsze jest, że ta właśnie frakcja, stalinowskich aparatczyków, głównie odpowiedzialna jest za komunistyczne zbrodnie przeciwko Polsce i jej bohaterom.Powszechny antypolski terror sowiecki to lata 1945-1956, po dojściu do władzy Gomułki skończyły się represje, pozostała jedynie beznadzieja i bieda.

I tu pojawia się mój problem z PO. Ani Tusk, ani Schetyna czy Komorowski nie są w stanie odrzucić kolaboracji z tym właśnie nurtem sowieckiej polityki w Polsce.

Wiemy kim jest syn agenta NKWD, aparatczyk PZPR - Kwaśniewski, kim jest Tusk nie wie nikt i to jest właśnie mój problem z Platformą.

+++++++++++++++++++++++++++++++

piątek, 8 maja 2009

-rprl-2010. Odyssea Sikorsky -?-

http://wtemaciemaci.salon24.pl/17023,ugiecie-czasoprzestrzeni-czyli-radka-flucht-nach-vorn
2008-02-04 08:24
Ugięcie czasoprzestrzeni, czyli Radka Flucht nach vorn
Po przeczytaniu z przyjemnością wiadomości o osiągnięciu porozumienia in principio w sprawie instalacji w Polsce części amerykańskiej tarczy antyrakietowej, mam wrażenie, że w lutym 2008 zakończyła się, na dwa lata przed jej rozpoczęciem, kampania prezydencka 2010 roku. Prezydent Sikorski umiejętnie wykorzystał w tej kampanii istotne atrybuty osobiste i polityczne, które posiada, a których pan Donald Tusk, pokonany kandydat, nigdy nie miał.

Po pierwsze, pan prezydent Sikorski ma bardzo dobre wejścia w amerykańskie środowiska decyzyjne i opiniotwórcze, zwłaszcza po stronie republikanów, choć bynajmniej nie tylko. Ponieważ to są kontakty kanałami pozarządowymi, a po części wręcz prywatne, zaś prezydent Sikorski potrafi "trzymać karty przy orderach", Tusk w gruncie rzeczy nie ma pojęcia ani o tym, kogo Sikorski zna w Waszyngtonie, ani co może tam załatwić. Ze względu na dość hermetyczny charakter środowisk, do jakich należy najpierw wejść, żeby potem móc negocjować na wysokim szczeblu z wykorzystaniem osobistych kontaktów, służby wywiadowcze takiej jakości, jaką może uruchomić na kierunku amerykańskim Tusk, mogą prezydentowi Sikorskiemu zasadniczo nagwizdać. Bo choćby przyszło ze wsi tysiąc atletów, i każdy zjadłby tysiąc kotletów, żaden spec-analityk krajowy nie jest w stanie ustalić, na przykład, z kim teść Sikorskiego jest w stanie prywatnie umówić go na lunch, ani z kim Sikorski może zagrać w Maryland w golfa kiedy tylko zechce.

Po drugie, prezydent Sikorski już jako licealista wygrał uczniowską olimpiadę jezyka angielskiego, a Tusk nie. Że nie wspomnimy o uzyskaniu następnie dyplomu PPE w Oxfordzie i posługiwaniu się angielskim także i w domu. W następstwie czego, w Ameryce prezydent Sikorski może negocjować z kim zechce bez tłumacza, w cztery oczy, w całkowicie idiomatycznym angielskim, w razie potrzeby z amerykańskimi wtrętami. A Tusk nie może. Tusk bez tłumacza może ewentualnie przyjść do Angeli, ale w USA potrzebuje tłumaczy języka angielskiego, których udział automatycznie usztywnia atmosferę negocjacji, bo każde pytanie i każda odpowiedź musi czekać, aż tłumacz skończy. I żeby przyszło z tej samej wsi tysiąc atletów, a każdy zjadłby tysiąc kotletów, Tusk nie może sprawdzić z żadnego niezależnego od Sikorskiego źródła, o czym była mowa w pokoju, w którym był Sikorski, Condi i dwóch małomównych facetów z Pentagonu. Nigdy nie bylem w tym budynku, ale założę się, że w czasie kiedy minister rozmawiał, świta z MSZ w Warszawie i ambasady RP w Waszyngtonie dostała od Amerykanów w atmosferze pełnej kurtuazji znakomitą kawę i świetne ciasteczka, tyle że w saloniku na innym piętrze.


Po trzecie, prezydent Sikorski po części zawczasu wymanewrował Rosjan, razem ze złowrogimi bredniami Rogozina, że Polska niech lepiej uważa, bo już raz straciła jedną trzecią ludności. Ta jedna metafora jest warta w ustach Rosjanina tysiąca słów. Polska miała w 1939 roku około 35 milionów ludności. Jedna trzecia z tego, to ponad jedenaście milionów. Co oznacza, że do 6 milionów śmiertelnych ofiar II wojny światowej, Rogozin dodał ludność utraconą przez Polskę w wyniku przesunięcia siłą jej granic przez ZSRR. Rozbiorem groził?


Na szczęście, bon mot Rogozina nie przeszkadza, że jego groźba ma tyle mocy wybuchowej, co wilgotny kapiszon, ponieważ jeszcze przed jej wygłoszeniem została zdezawuowana przez Ławrowa, który zmuszony był przyznać przez zaciśnięte zęby, że Rosja nie ma wobec polskiej polityki zagranicznej prawa weta. Rogozin, na zasadzie "pожа кирпича просит" niemal doprasza się, aby udzielić mu dyplomatycznej odpowiedzi, ustnie, po rosyjsku, poprzez trzeciego sekretarza ambasady polskiej do spraw nieistotnych, gdzieś przy kaloryferze w brukselskich kuluarach, albo nad szklanką wódki na bankiecie z okazji rocznicy opuszczenia Moskwy przez wojska polskie:


Że Rosjanie też powinni uważać, bo kiedy ostatni raz uwierzyli wbona fides sojuszu rosyjsko-niemieckiego, to stracili na tym około 23 milionów ludzi, prawie czterokrotnie więcej niż Polska, nie licząc obywateli, których przy okazji z podejrzliwości wyrżnęli sami. Według uznania polskiego dyplomaty można opcjonalnie dodać na końcu "… мать твою!"

Zdecydowanie mści się dziś krótkowzroczność i małostkowość lobby radzieckiego w Warszawie w 2001-2002 roku, oraz profesjonalne niechlujstwo dyplomacji rosyjskiej odpowiedzialnej za kultywację tego lobby. W Jasieniewie zdecydowanie będą musieli kogoś wezwać na dywan i skasować mu premię. Trzeba bowiem było radzieckiemu lobby w Warszawie we właściwym czasie, bez zwłoki, w podskokach, entuzjastycznie, z oklaskami przystać na nominację Sikorskiego na ambasadora RP w kwaterze głównej Unii Europejskiej.

W Brukseli mogli go byli przynajmniej obstawić ludźmi od monitorowania, co robi. Poza tym, Sikorski nie zna francuskiego ani niemieckiego w tym samym stopniu, w jakim zna angielski. Angielski jest drugim albo trzecim (zależnie kogo pytać) językiem dyplomacji EU, ale nie pierwszym. Brak biegłej znajomości francuskiego i niemieckiego miałby taki wpływ na pracę ambasadora w Brukseli, jak ręka w gipsie na sekretarkę. W Brukseli Sikorski musiałby także początkowo popracować nad poszerzeniem kręgu euro-kontaktów, co zajęłoby mu trochę czasu, więc lobby radzieckie w kraju miałoby przez ten czas trochę więcej luzu. Ale nie zrobili tego, i teraz przyjdzie im żałować. Albowiem na niepuszczeniu Radka do Brukseli wyszli jak Zabłocki na mydle.

Bo Radek prywatnie udał sie do USA, gdzie kontakty miał już przedtem, a gdy mu odmówiono Brukseli, spędził trzy lata w konserwatywnym think-tank American Enterprise Institute (AEI) gdzie poważnie je poszerzył i wzmocnił.

Co prawda, działajacą od czerwca 1996 roku w ramach AEI Nową Inicjatywę Atlantycką (NAI), której dyrektorem wykonawczym był w latach 2002-2005, zwinięto po powrocie Radka do Polski w 2005 roku, formalnie włączając ją do szerszego programu badawczego studiów europejskich w AEI, a faktycznie likwidując jako samodzielną jednostkę organizacyjną.

Ale kto (czy to z ciemnoty, czy z niecnoty) czerpie z tego jakąś pociechę, albo wątpi na tej podstawie w siłę przebicia Radka, ten niech poszuka w sieci listy osób, które przy powolaniu NAI objęły tą inicjatywę swoim patronatem, oraz znacznie dłuższej listy członków rady doradców NAI (International Advisory Board). To jest, z grubsza rzecz biorąc, podstawowa i bardzo niepełna lista osób, do których Radek zawsze może zadzwonić, a one podniosą słuchawkę, zamiast powiedzieć sekretarce że ich nie ma.


Zaraz się zaczną rozpaczliwe krzyki z prawa i lewa, że agent, że zdrada, że Żydzi, że masoneria, że cykliści, że judaszowe srebrniki.

Wszystkich PT Krzykaczy zawiadamiam, że mając do wyboru ostatnie trzysta lat dyplomacji brytyjskiej, siłę Ameryki, członkostwo NATO i integrację Polski z Zachodem albo wdzięk spadkobierców Katarzyny Wielkiej i Żelaznego Feliksa, "bliską zagranicę", ropę i gaz tylko przez dziwnych wschodnich macherów, oraz status koncesjonowanego dostawcy swinnoj tuszonki do wszystkich guberni Wszechrosji - ja wiem dobrze, sympatyków której z tych dwóch opcji wolałbym widzieć w pałacu prezydenckim. A trzeciej, neutralnej opcji: ̶ "a ja sobie stoję w kole i wybieram kogo wolę, wszyscy mnie za to lubią i przynoszą mi prezenty"̶ dla Polski nie ma i nigdy nie było.

Krzyki zaraz się staną wręcz rozdzierające, ale nie ma ucieczki od faktów:

̶ Brytyjczycy i Amerykanie nie wymordowali w lesie 21 tysięcy polskich jeńców wojennych z taką sprawnością, że w 68 lat potem nie wszystkich grobów można się doszukać, ani nie zadbali o to, żeby przez pięćdziesiąt lat nie wolno było o tym mówić.
̶ Brytyjczycy i Amerykanie nie nakazali Polakom wybudować na ich własny koszt w Polsce magazynów brytyjskiej i amerykańskiej broni jądrowej, posprzątać po robotnikach, wynieść się za bramę, oddać klucze i zamknąć mordę.

̶ Amerykanie, którzy chcą w Polsce umieścić dziesięć, słownie 10, konwencjonalnie uzbrojonych rakiet, najpierw zapytali, co Polska na to, i czy się zgodzi.

Klaka, rozpaczliwie krzycząca, że zdradziecki Zachód Polskę w Jałcie sprzedał, więc miejsce Polski jest u boku Rosji, bo ona Polski nie sprzedała, zawsze programowo milczy jak grób na temat kto w Jałcie kupił, w dodatku tanio. Zachód nie rozpoczął w 1945 roku III wojny światowej z Rosją o Polskę również dlatego, że mógłby jej nie wygrać. Z tego samego powodu Rosjanie nie rozpoczną takiej wojny z Zachodem teraz.

Tusk, dawniejszy konkurent prezydenta Sikorskiego do prezydentury, ma teraz do w przeżucia w przededniu podróży do Moskwy ciekawy dylemat polityczny: czy lepiej jest wyjść na zdrajcę, czy na idiotę. Niezależnie od tego, który wariant zrealizuje p. Tusk, prezydent Sikorski wyjdzie na męża stanu.
+++++++++++++++++++++++++++++

PS. z bieżączki. Thanx for Uczennice vii Liceum
2009/03/18
Sadurnalia czyli burza w szklance wody
Az tu slychac sardoniczny rechot Sadurskiego kontemplujacego zamieszanie jakie wywolal w SB2024. Poszlo o fragment listy podajacej domniemane, zydowsko brzmiace nazwiska obywateli polskich. Listy, na ktorych nazwisko Rotenschwanz nosi tak Bierut jak i Frasyniuk, a takze 5 innych mniej znanych postaci, listy ktore nijak nie trzymaja sie segregacji rozporkowej (wyjasnienia u Klopotowskiego) i byly bez watpienia tworzone i rozpowszechniane przy aktywnym udziale esbekow i kapepusiow. Dzieki ich trudowi michnikowszczyzna moze dzisiaj plonac swietym oburzeniem. Logika tego oburzenia jest jednak wyjatkowo rozmyta i pokretna. Z tego powodu i cieszy i nie dziwi aktywna obecnosc na tym polu prof. Sadurskiego. Czy listy te sa antysemickie? To zalezy. Ktos kogo te listy oburzaja musi miec dosc podle mniemanie Zydach jako calej nacji. Ktos, kto widzi zlozonosc i zroznicowanie narodu zydowskiego uzna te listy za lokalny polski folklor z domieszką prowokacji w wykonaniu starych SBkow i KPPusiow.
Az sie prosi by sparafrazowac okrzyk znanego z opowiadan dla dzieci Mikolajka: "I kto jest antysemitą ty antysemito!"
Czy Sadurski pozwie mnie do sadu jezeli "ujawnie" jego norweskie pochodzenie i "prawdziwe" nazwisko Niels Fjordsen, albo hiszpanskie - Wojciech Rodriguez Jose Maria Flamenco? Raczej nie, bo bzdura jest wierutna i profesor nie ma powodow by miec zle mniemanie o Norwegach lub Hiszpanach.
Czy nazwanie profesora "czystej krwi Arabem" sprawiloby mu przyjemnosc jako skojarzenie z ogierem?
I czy pozwolilby na to wspoltowarzysz michnikowszczyzny Piotr Stasinski powszechnie znany jako najlepszy ogier w klasie ekonomicznej? A gdyby dodac nazwisko Saddufat?
Czy pomowienie profesora o pochodzenie francuskie i doczepienie nazwiska markiz de Sadur byloby aktem antyfrancuskim?
I w koncu, czy nazwanie profesora Einsteinem polskiego liberalizmu to przejaw antysecostamizmu i co na to Gazeta Wyborcza?
http://viilo.blogspot.com/