WPŁATY POLSKI do EU 2014 :
17 mld 700 mln 683 tys. zł.
1 mld 492 mln / mies
środa, 19 listopada 2014
Ile jeszcze RPrl ?
ZAMIAST WSTĘPU.
"Polski" Bantustan.
Chyba przesadziłem z porównaniem. Ale to taka licentia poetica. W Bantustanach nie jest aż tak źle z praworządnością i poziomem cywilizacyjnym jak w "Polsce".
Zazwyczaj nie zajmuje się "bieżączką" w Polsce, bo to zajęcie raczej dla klientów magla (kto tam coś powiedział, kogoś tam z kimś tam widziano) niż dla komentatorów politycznych, którzy oceniają polityków po ich działaniach, niemniej bywają sytauacje, gdy zdzierżyć się nie da. Zwyczajnie we łbie się coś nie mieści.
I. Tak było np gdy nie zamknął się dach nad Stadionem Narodowym, przemianowanym w wyniku tego zdarzenia na Basen Narodowy (siostro basen!). Cała piłkarska Europa, szczególnie Anglia miały gęby szeroko otwarte ze zdumienia. Dach zazwyczaj jest zbudowany po to, żeby chronić przed deszczem. Dach otwierany wszędzie na świecie służy do tego, aby w wypadku ładnej pogody pozostawał otwarty, a gdy niebo zasnuje się chmurkami, dach można zamknąć i wtedy deszczyk nam główki nie zmoczy. Tak jest wszędzie na świecie, z wyjątkiem polskiego Bantustanu. Stadion wybudowany za olbrzymie pieniądze, za jakie w Europie buduje się 2 lub 3 takie, tych standardów nijak nie zachowuje. Dach da się zamknąć tylko w czasie ładnej pogody, w czasie deszczu (dzieci się nudzą) zamknąć dachu nie można, bo groziłoby to katastrofą budowlaną...
Mniejsza już o straty wizerunkowe naszego kraju w Europie, bo tym się mało kto przejmuje. Ważniejsza jest reakcja społeczna. Jedni się oburzali ile to odprawy wzięli dyrektorzy, inni (jak to bezrefleksyjne lemingi) : oj tam oj tam, Polacy nic się nie stało!. W wyniku afery ścigano tylko dwóch wesołków, którzy mieli czelność publicznie ośmieszyć poważnych inwestorów budowy tego bubla. Na szczęście dobry car Tusk, nakazał wesołków uniewinnić, więc czym prędzej polskie sądy na telefon, wesołków uniewinniły. I tak się skończyła dla polskiego Bantustanu ta afera. O koncercie Madonny wspominać nawet nie warto. Co tam dopłata budżetu do takiego przedsięwzięcia. Ważna jest sława na cały świat. Nigdzie i nigdy dotychczas na świecie koncert tej gwiazdki pop nie przyniósł organizartorom strat! Zawsze to przecież miło być w czymś pierwszym . I to od razu na wysokim, nie do pobicia, 5 milionowym poziomie. Nie do pobicia nawet przez klan Kaddafich, którzy sobie na prywatkę zafundowali Beyonce za milion euro. Ale była to prywatna impreza w domku synalka Kadafiego, więc porównanie ze stadionem, ee tego, z Basenem Narodowym - nieuprawnione.
II. Wylazły taśmy z podsłuchów polityków, w którym z wyjątkową pogardą wyrażają się o kraju, w którym za pieniądze zcwelowanych wielokrotnie fornali, kupczą jego zasobami w celu zachowania władzy. W każdym normalnym Bantustanie, po ujawnieniu takich taśm, sprawców mówiących bez ogródek jakim krajem rządzą i gdzie mają opinię niewolników, wk....y tłum wywiózłby na taczkach do granicy Bantustanu i soczystym kopem w dupę podziękowł by takim rządcom za współpracę. Tymczasem w chorym , polskim Bantustanie, premier rządu nie widzi niczego złego w zachowaniu swoich podopiecznych, szef największej partii opozycyjnej zamiast odwołać się do okradanych już na żywca współrodaków, zaczyna jakieś niejasne gry na wotum nieufności w sejmie, wiedząc z góry że nie ma szans na zwycięstwo. Rzuca na szalę autorytet "premiera technicznego", choć powinien znać przynajmniej podstawy działania kalkulatora czterodziałaniowego i wpierw policzyć głosy. Żałosny Bandustan wypełniony żałosnymi postaciami udającymi polityków zatroskanych sprawami swego Bantustanu. Jedynym problemem do cna skompromitowanej partii rządzącej, dzięki poparciu absolutnie zmatolałych lemingów , było tylko : kto puścił farbę? Kto nagrał "zatroskanych stanem państwa mężów "? I skazano kelnerów...
III. Afera w Bantustanie z systemem informatycznym wyborów. Coś niebywałego nawet w najdzikszym Bantustanie. Na 3 miesiące przed wyborami zmienia się oprogramowanie. Poprzednie może nie było najlepsze, ale działało, było sprawdzone w działaniu. Można było ulepszyć, usprawnić i mieć pewność, że działać będzie. Ale po co? Przecież znajomi króliczka nie zarobiliby paru złotych przy czerpaniu z Koryta. Trzeba było znajomkom dać zarobić na całkowicie nowym oprogramowaniu. Na oprogamowaniu niesprawdzonym, nieprzetestowanym, wykonanym przez amatorów z nieco tylko podobnej dziedziny. Tu już się nie ma z czego śmiać. Taką decyzję podjęli ludzie, którzy powinni być poza wszelkimi podejrzeniami. Tymczasem nobliwi sędziowie poszli na rozwiązanie, na które nie poszedłby żaden, najdzikszy nawet Bantustan w Dżungli. Do systemu informatycznego obliczającego głosy w wyborach w całym Bantustanie, mógł wejść sobie każdy jak do przydrożnego baru i ulzyć sobie w dowolny sposób. To nie jest kompromitacja Państwa. To już jest absolutny upadek tegoż państwa. Nawet jeśli to tylko zacofany cywilizacyjnie Bantustan, rządzony przez pazernych i chciwych cwaniaczków, przy poparciu równie pazernych i chciwych drobnych cwaniaczków , drobniejszego płazu. acz większej ilości.
I oczywiście Bantustan ściga wędrowców, którzy do tego otwartego niczym saloon systemu sobie weszli i ulżyli, czyli służby ścigają tylko hackerów. A nie organizatorów całego tego obmierzłego burdelu...
Dość kpin!
Na PSL zagłosował niekumaty lud, dodatkowo zrobiony w bambuko przez szacowne sędziowskie grono PKW.
1.
Dosyć.
Dosyć kpin ze mnie, z Ciebie.
I z Ciebie też, choć wzruszasz ramionami, że niby o Ciebie nie chodzi.
Chodzi.
Bez względu na to, po której stronie Ci się wydaje, że jesteś.
Bo znowu jesteśmy po tej samej.
Dosyć kpin ze mnie, z Ciebie.
I z Ciebie też, choć wzruszasz ramionami, że niby o Ciebie nie chodzi.
Chodzi.
Bez względu na to, po której stronie Ci się wydaje, że jesteś.
Bo znowu jesteśmy po tej samej.
2.
Wybory 2014 to piórko, które załamało mojego wielbłąda.
Już dalej nie pójdzie.
Parska, tupie nogami i odwraca się drugą stroną, jak tylko usłyszy po polsku słowo: DEMOKRACJA.
Bo demokracja, w której jakakolwiek partia zawdzięcza wynik pomyłce głosujących jest farsą.
Tak, jest farsą.
Bo żeby była choć trochę tragiczna, ludzie musieliby ginąć nie tylko z powodu słabej opieki zdrowotnej.
I samobójstw.
Już dalej nie pójdzie.
Parska, tupie nogami i odwraca się drugą stroną, jak tylko usłyszy po polsku słowo: DEMOKRACJA.
Bo demokracja, w której jakakolwiek partia zawdzięcza wynik pomyłce głosujących jest farsą.
Tak, jest farsą.
Bo żeby była choć trochę tragiczna, ludzie musieliby ginąć nie tylko z powodu słabej opieki zdrowotnej.
I samobójstw.
3.
Paweł Kukiz: – To, co wyczynił PSL (że o PKW nie wspomnę) to skandal. Na książeczce z komitetami wyborczymi nie było okładki. Od razu wyborca widział nazwiska. Z listy PSL (bo ona była “na okładce”). Wiele osób twierdzi, że były przekonane, iż to są wszystkie nazwiska kandydatów.
Wadim Tyszkiewicz, prezydent Nowej Soli (ten od ruskiego węgla): – Ludzie nie wiedzieli, co mają z tym robić. Powiedziano im, że trzeba postawić jeden znaczek, to wielu postawiło go na pierwszej stronie. Podobnie mówią zresztą inni samorządowcy cytowani w branżowym serwisie.
Andrzej Celiński: – Pierwsza, okładkowa strona, PSL. OK. Wylosowali jedynkę. Ale to dość gruba i duża książeczka. Mniej wyrobionym wyborcom sugeruje, że wyboru dokonuje się na tej stronie, która jest niczym karta do głosowania.
Wadim Tyszkiewicz, prezydent Nowej Soli (ten od ruskiego węgla): – Ludzie nie wiedzieli, co mają z tym robić. Powiedziano im, że trzeba postawić jeden znaczek, to wielu postawiło go na pierwszej stronie. Podobnie mówią zresztą inni samorządowcy cytowani w branżowym serwisie.
Andrzej Celiński: – Pierwsza, okładkowa strona, PSL. OK. Wylosowali jedynkę. Ale to dość gruba i duża książeczka. Mniej wyrobionym wyborcom sugeruje, że wyboru dokonuje się na tej stronie, która jest niczym karta do głosowania.
(za Onet.pl)
4.
Do tej pory słyszałem, a i czytałem również, że na PO głosują młodzi-i-wykształceni-z-wielkich-miast.
Z kolei na PiS miały głosować głównie babcie (słynne mohery), bezrobotni i, za przeproszeniem, prowincja.
Teraz wychodzi na to, że na PSL zagłosował niekumaty lud, dodatkowo zrobiony w bambuko przez szacowne sędziowskie grono PKW.
Bo wzór książeczki do głosowania został wprowadzony w sierpniu.
I nie uczyniono nic, aby ludziom wyjaśnić w ciągu najbliższych dwóch miesięcy, jak mają głosować, choć we wcześniejszych wyborach do bólu ukazywały się spociki pokazujące, że krzyżyk należy postawi raz.
I w kratce przy nazwisku.
Z kolei na PiS miały głosować głównie babcie (słynne mohery), bezrobotni i, za przeproszeniem, prowincja.
Teraz wychodzi na to, że na PSL zagłosował niekumaty lud, dodatkowo zrobiony w bambuko przez szacowne sędziowskie grono PKW.
Bo wzór książeczki do głosowania został wprowadzony w sierpniu.
I nie uczyniono nic, aby ludziom wyjaśnić w ciągu najbliższych dwóch miesięcy, jak mają głosować, choć we wcześniejszych wyborach do bólu ukazywały się spociki pokazujące, że krzyżyk należy postawi raz.
I w kratce przy nazwisku.
5.
Jeśli więc wybór PSL jest spowodowany błędem, to takie wybory są psu na budę.
Nic nie wnoszą, poza kosztami.
I tymi kosztami powinno się obciążyć budżet Ministerstwa Sprawiedliwości, bo członkowie PKW stamtąd właśnie na co dzień pobierają wynagrodzenie.
Nic nie wnoszą, poza kosztami.
I tymi kosztami powinno się obciążyć budżet Ministerstwa Sprawiedliwości, bo członkowie PKW stamtąd właśnie na co dzień pobierają wynagrodzenie.
6.
Ale książeczki do głosowania nie kończą jeszcze sprawy.
Bo trzeba mocno prześwietlić program, jaki rzekomo ma liczyć głosy.
Czy w nim nie kryje się jakaś tajna funkcja, dostępna wybrańcom?
No bo jaki to problem, aby gdzieś na odpowiednio wysokim szczeblu w prowadzać poprawki? Przecież fałszerstwa na dole nikt nie odkryje. Wystarczy tylko odpowiednio ukryta zakładka dla wtajemniczonych.
Głosowałem na Jasia, i Jasio jest radnym.
Ale gdzieś tam, pomiędzy wysoką komisją a jeszcze wyższą, część głosów Jasia, liczonych zbiorczo na listę partii, do której on należy, trafi na listę konkurencyjną. I w eter pobiegnie kolejny raz wesołe ujadanie, że oto Naród wybrał tych, na których przede wszystkim głosują młodzi-i-wykształceni-z-wielkich-miast.
Żeby móc wykryć takie fałszerstwo trzeba by na piechotę zliczyć wyniki wszystkich komisji.
Chce się to komuś?
Bo trzeba mocno prześwietlić program, jaki rzekomo ma liczyć głosy.
Czy w nim nie kryje się jakaś tajna funkcja, dostępna wybrańcom?
No bo jaki to problem, aby gdzieś na odpowiednio wysokim szczeblu w prowadzać poprawki? Przecież fałszerstwa na dole nikt nie odkryje. Wystarczy tylko odpowiednio ukryta zakładka dla wtajemniczonych.
Głosowałem na Jasia, i Jasio jest radnym.
Ale gdzieś tam, pomiędzy wysoką komisją a jeszcze wyższą, część głosów Jasia, liczonych zbiorczo na listę partii, do której on należy, trafi na listę konkurencyjną. I w eter pobiegnie kolejny raz wesołe ujadanie, że oto Naród wybrał tych, na których przede wszystkim głosują młodzi-i-wykształceni-z-wielkich-miast.
Żeby móc wykryć takie fałszerstwo trzeba by na piechotę zliczyć wyniki wszystkich komisji.
Chce się to komuś?
Ktoś ma na to środki??
7.
Jak można w ogóle dopuścić do tego, aby rząd kontrolował program, od którego zależy pośrednio byt polityczny ugrupowania, do którego należą ministrowie?
Ja wiem, PKW teoretycznie jest niezależny.
Ale od pewnego czasu dzięki sędziemu Milewskiemu z Gdańska wiemy, jak wygląda prawdziwa niezależność przynajmniej części tego środowiska.
I dlatego wcale, ale to wcale nie zamierzam wierzyć, że akurat milewskość sędziów z PKW nie dotyka przynajmniej w jednostkowym przypadku.
Poza tym program odbierali informatycy, urzędnicy na państwowych w końcu PO-sadach. I ono też go obsługują.
Ja wiem, PKW teoretycznie jest niezależny.
Ale od pewnego czasu dzięki sędziemu Milewskiemu z Gdańska wiemy, jak wygląda prawdziwa niezależność przynajmniej części tego środowiska.
I dlatego wcale, ale to wcale nie zamierzam wierzyć, że akurat milewskość sędziów z PKW nie dotyka przynajmniej w jednostkowym przypadku.
Poza tym program odbierali informatycy, urzędnicy na państwowych w końcu PO-sadach. I ono też go obsługują.
8.
Mam więc dwa ważne pytania:
1. czy wprowadzenie „książeczek do głosowania” było celowe i stanowiło element strategii wynikającej z tego, że władza doskonale zdaje sobie sprawę z tego, jak jest lubiana (vide: taśmy prawdy)? Za takim wariantem przemawia brak jakiegokolwiek instruktażu elektoratu przed wyborami;
2. czy program zliczający głosy w PKW posiada możliwości manipulacji?
1. czy wprowadzenie „książeczek do głosowania” było celowe i stanowiło element strategii wynikającej z tego, że władza doskonale zdaje sobie sprawę z tego, jak jest lubiana (vide: taśmy prawdy)? Za takim wariantem przemawia brak jakiegokolwiek instruktażu elektoratu przed wyborami;
2. czy program zliczający głosy w PKW posiada możliwości manipulacji?
Odpowiedź na oba te pytania razem oznacza, że rządzący układ zwarł szeregi i nie zamierza oddawać władzy raz zdobytej. Nigdy.
Szykuje się zatem ostra walka, łącznie z wyjściem na ulicę i okupacją budynków rządowych.
W innym przypadku nie ulega wątpliwości, że całe wybory należy powtórzyć.
Chyba, że do tradycji PO-lskiej demokracji oficjalnie dopiszemy, że można zostać wybranym robiąc wyborców w konia.
Szykuje się zatem ostra walka, łącznie z wyjściem na ulicę i okupacją budynków rządowych.
W innym przypadku nie ulega wątpliwości, że całe wybory należy powtórzyć.
Chyba, że do tradycji PO-lskiej demokracji oficjalnie dopiszemy, że można zostać wybranym robiąc wyborców w konia.
19.11 2014
Napisane przez: Humpty Dumpty
|
wtorek, 11 listopada 2014
RPrl - ochlokracja et consortes
.
.
____________________________________________________________________
ARTUR M. NICPOŃ
.
____________________________________________________________________
ARTUR M. NICPOŃ
Rewolucji nie było
Autor: Artur M. Nicpoń
Teraz sam Marsz.
Najpierw to, co było źle.
Źle było, że się marsz rozdzielił. Nie będę udawał, że wiem czyja to wina. Czy to dlatego, że Sakiewicza pogięło i się wycofał, czy to dlatego (jak mówią narodowcy), że policja im uniemożliwiła przejście pod pomnik Piłsudskiego, czy co tam. Źle się stało i tak być w przyszłości nie może. Niezależnie od tego, czy zostanie powołany do życia Ruch Narodowy, czy nie. Osobiście jestem za tym by powstał, choć to jest realna konkurencja dla PiS i jeśli ktoś naprawdę jest nam w stanie coś ująć, to właśnie radykałowie prawicy. Za nimi po prostu idzie młodzież. Ta cała wkurwiona i agresywna (co cenne i co ja popieram), nie pieprząca się w tańcu, aktywna i gotowa do konfrontacji. Ba, gotowa. Gotowa to mało. I ci ludzie są Polsce bardzo potrzebni, bo Polsce po prostu potrzebni są ludzie, którzy są zdolni przypierdolić. A tych, którym by przypierdolić trzeba jest sporo, mimo że coraz bardziej zestrachani są silni i na rzęsach stają, by na nas wymusić przestrzeganie ich reguł, które sobie sami dla siebie ustanowili, żeby im było wygodnie. Tego się nie skruszy ani pokojowymi marszami, ani krucjatami różańcowymi, ani ogólnie pojętą grzecznością. Tzn. to wszystko jest potrzebne, niezbędne wręcz, ale na końcu tego różańca i tej modlitwy muszą stać ludzie gotowi to całe gadanie o Polsce traktować poważnie i na poważnie wybijać zęby tej całej lewackiej hołocie, tym komoruskim pajacom „maszerującym” w ramach pensji itp. No i radykałowie chyba o niczym innym nie marzą, żeby się za to zbożne dzieło w końcu wziąć i sprawić, żebyśmy wszyscy byli po właściwej stronie stryczka, tzn. po tej, po której się taboret wykopuje, niż po tej, gdzie taboret jest wykopywany.
Ruch Narodowy może być tym, o czym bajali durnie od Ziobry, czyli tym drugim płucem prawicy. Zbrojną pięścią. Tymi, którzy nie mają ochoty na debaty z jakimiś Żakowskimi, Lisami i resztą tego plugawego towarzycha, za to zamiast debaty mogą ww. pyski prać. A z lewusami trochę jest jak z krnąbrnymi, zdradliwymi babami. Trzeba tłuc tak długo, aż krnąbrność ustąpi miejsca szacunkowi i miłości. Dana krnąbrna i zdradliwa baba uważa bowiem, że w obecnym systemie facet jest po prostu bezsilny, w żaden sposób nie jest jej w stanie zagrozić, przez co nie zasługuje na szacunek i można mu srać na głowę. Remedium na tę nowomodną degenerę, z której nie wynika nic dobrego poza tym, że przybywa tych popsutych bab, jest naga przemoc. Naga przemoc zaś to jest ten niezbędny składnik, bez którego nie ma mowy o miłości kobiety do mężczyzny, czyli specyficznej mieszanki pożądania, strachu i fascynacji zwierzęcą siłą.
Z naszą lewicą jest więc jak z tymi rozpuszczonymi babami. Po prostu jak się lewactwa nie bije, to mu wątroba gnije.
Mamy więc ten rozdzielony marsz i mamy odkopywanie tych przedwojennych trumien Dmowskiego i Piłsudskiego. Dla normalnego człowieka były one zagrzebane w miarę solidnie i z dorobku obu tych panów można było sobie wybrać to co najlepsze, dokonać syntezy i na niej bazując myśleć o tym, co zrobić z tą całą postkomuną i jak sprawić, by Polska pojawiła się na powrót na realnych mapach politycznych Europy i Świata. Okazuje się zaś, że z tej syntezy mogą być nici i zamiast wspólnie to postsowieckie bydło pogonić za Don, będziemy się teraz przepychać między sobą i kłócić o to, który trup ważniejszy.
Tak na moje oko to najbardziej o to chodzi, kto zostanie Michnikiem prawicy. Tzn. każdy z ośrodków, w okół którego zaczyna się koncentrować jakakolwiek prawicowa siła polityczna, natychmiast zaczyna kombinować nad tym, jak tu przejąć rząd dusz nad całą resztą prawej strony. Informuję, że to się nie uda. My nie jesteśmy lewica, czy inna Platforma, żeby po naszej stronie mógł zaistnieć jakiś guru, jak Aaaadam, który będzie całej reszcie mówił, co ma myśleć i tresował ku nowemu, lepszemu mrówkoczłowieczeństwu. Jeśli chcemy wygrać trzeba pogodzić się z tym, że niczego takiego nie będzie, za to naszą siłą jest nasza róznorodność. Różnorodność, która koncentruje się wokół idei Polski. Naszym wspólnym mianownikiem są bowiem słowa Hemara:
Chcemy, aby Najjaśniejsza Rzeczpospolita była wielka, bo albo będziemy wielcy, albo nie będzie nas wcale
I teraz to nie jest ważne, jak sobie różni ludzie wyobrażają tę wielką Polskę. Różnie sobie wyobrażają, bo są różni. I o tym wszystkim możemy sobie dyskutować i spierać się między sobą, bo trzeba nam będzie znaleźć sposób na takie poukładanie Polski, byśmy się w niej zmieścili wszyscy i żeby nikogo Polska w dupę nie kopała. Clou jednak w tym, że taka debata może się toczyć wyłącznie wśród tych, którzy Polski wielkiej pragną i sami się do polskości poczuwają. To zaś od razu wyrzuca poza margines te wszystkie euromichniki, biłgorajskie szumowiny, wszystkich tych leberałów, postkomuchów, zdrajców, jurgieltników i innych Smolarów, te wszystkie Stokrotki, Miecugowy, ryże wnuczki z Wehrmachtu i spoconego posła Olszewskiego, czyli sowiecką progeniturę w gumofilcach od Testoni. No ale żeby temu plugastwu móc powiedzieć gromkie: WY-PIE-DA-LAĆ!!! to trzeba, by po naszej stronie zapanowała zgoda przynajmniej co do tego. To zaś oznacza, że wszelkie ośrodki prawicowe muszą się po prostu ze sobą zacząć porozumiewać i traktować jak partnerów, a nie wrogów. Oczywiście przy zachowaniu proporcji i ważeniu sił, niemniej jednak.
A teraz o tym, jak się na te marsze przygotowała natchnięta Duchem Świętym Bufetowa. Pewnie niewielu o tym pamięta, bo to było dawniej niż przedwczoraj, dlatego ten świński ryjek z warszawskiego ratusza (no nie mówcie, że ona z profilu nie wygląda jak loszka, a ąfas jak zapóźniona w rozwoju pegeerowska młodsza oborowa), może uchodzić w oczach Młodych Zadłużonych z Wielkich Miast, za postępowca i nadzieję na niski kurs franka, ale jeszcze nie tak dawno opowiadała przecież, jak to ją Duch Święty natchnął i jaka to z niej jest gorliwa katoliczka. No ale to było w czasach, gdy ryży wnuczek z Wehrmachtu na chybcika się kościelnie żenił i nie było jeszcze rozkazu, żeby nie klękac przed księżmi.
Przygotowano się na nasz przyjazd wspaniale. Kontrole drogowe zaczęły się już przed Bełchatowem (jadąc od Wrocka). Oczywiście podejrzliwość policji wzbudzały pojazdy z polską flagą. No bo, powiedzmy to sobie otwarcie, kto to widział, żeby obywatel wywieszał biało- czerwoną flagę w święto państwowe? W jakieś święto niepodległości? No dajcież spokój! Nie po to dziadzio Szechter AKowcom paznokcie otwieraczem do butelek zrywał, nie po to babcia Wolińska wydawała wyroki śmierci, nie po to tate Popiełuszkę mordował, żeby teraz ich potomstwu w mundurach jacyś Polaczkowie ze swoimi flagami przed oczy leźli. To chyba jasne?
Nas, czyli mnie i mojego sąsiada, zawinięto dopiero w Jankach. Popatrzono do bagażnika, ale tak dobrze ukryliśmy kałasznikowy i wyrzutnie rakiet ziemia ziemia, że ich nie znaleziono. Tu akurat nie wiem jednej rzeczy, bo się nas policjant pytał, po co do Warszawy jedziemy i czy na Marsz. Policjant takie pytanie może obywatelowi zadać w ogóle? Jak to jest?Bo chyba nie ma takiego prawa w Polsce jeszcze, żeby się byle psu spowiadać z tego, gdzie i po co się jedzie swoim prywatnym samochodem, za swoje prywatne pieniądze?
Generalnie, już przed Jankami, wszędzie pełno suk. I małych, takich suczek i takich dużych, nastajaszczych suk. Psiarnia w pełnej zbroi, ochraniacze od stóp do głowy. Wszystko to na sygnałach, choć nie spieszyli się nigdzie. Ot, jedzie sobie taka suka, w środku te jej opancerzone szczenięta, niespiesznie się toczy, ale wyje jak wszyscy diabli. Nie wiem, może to miało kogoś przestraszyć, a może chodziło o to, żeby taką kabaretową atmosferą grozy kogoś wkurzyć, żeby co wyrywniejsi szybciej potracili nerwy. Ogólnie jednak wyglądało to wszystko dosyć żenująco, jak na pokaz siły.
Tu mi się przypomniało, jak kiedyś jechaliśmy z Grześkiem Braunem do Warszawy, całkiem nie po to, żeby demonstrować, tylko do telewizora sprawę załatwić i zatrzymano nas w ramach jakiejś sierpniowej akcji znicz. Zjechałem na pobocze i dopiero wtedy zobaczyłem, że ci policjanci uzbrojeni jak na wojnę w kałasznikowy itp., to dzieciaki jakieś mizerne i trochę przestraszone. Na to Grzesiek otworzył okno i powiedział do jednego z tych dzieciaków w mundurach tak:
- Proszę pana, niech pan lepiej schowa ten karabin, bo jak przyjadą prawdziwi bandyci, to pana zbiją i panu ten karabin zabiorą.
Tym razem tych dzieciaków z pryszczami nie było widać, ale gdzież temu nowomodnemu ZOMO Donalda Tuska, do pierwowzoru pod dowództwem ludzi honoru Gazety Wyborczej? Donaldowi Tuskowi rozlicznych talentów odmówić nie sposób, ale powiedzmy sobie prawdę, Cześkowi Kiszczakowi nie godzien czyścić walonek.
Sam marsz, gdyby nie to ZOMO właśnie, odbyłby się bez jednego incydentu.
Tak naprawdę były tylko dwie blokady- ta pierwsza, na samym początku, jak tylko marsz ruszył i to ewidentnie było szykowane dla kamer zaprzyjaźnionych telewizji towarzyszy ojców założycieli
- i druga, kiedy to ZOMO zastąpiło drogę pomniejszonemu już marszowi, gdy Kluby Gazety Polskiej, czyli w jakichś 60% mohery i ludzie niezdolni do zadym z racji wieku, odłączyły się od radykałów na Rozdrożu i szły w kierunku pomnika Piłsudskiego. Nikt jednak nie chciał w ZOMO rzucać niczym, nawet ich nie wygwizdano, więc po chwili ta bezsensowna blokada została zdjęta i pod pomnik Marszałka doszliśmy.
Teraz odczucia.
Zdarzyło mi się parę razy w życiu być uczestnikiem sytuacji, po których następowała zmiana. Sytuacji publiczno- politycznych. W takich razach, na języku, wyczuwa się taki metaliczny posmak. Jakby w powietrzu unosiła się rozpylona krew. To zapewne tylko projekcja, ale tak to się odbiera. Po prostu czuć, że zaraz będzie bitka i to bitka prawdziwa. Nie jakieś tam ciskanie petardami, tylko bitwa. Że nie będzie się brało jeńców i nie skończy się na guzach. Wtedy to powietrze ma naprawdę inny zapach i czuje się rosnące z chwili na chwilę napięcie, które musi znaleźć jakieś ujście, jest tak wielkie, że trzeba je rozładować i rozładować je można tylko w jeden sposób.
W niedzielę 11.XI.2012 t e g o nie było.
Nie było tego już od Bełchatowa.
Była za to szopka. Po obu stronach. Oni udawali że są groźni, a my trochę udawaliśmy, że w tę ich grozę wierzymy, ale będziemy niezłomnie maszerować. Do zwycięstwa. Wbrew wszystkiemu.
Tzn. z tym udawaniem, to może nie jest właściwe słowo. Oni po prostu nie potrafią być groźni. A my nie potrafiliśmy się ich bać i bohatersko ten lęk zwyciężywszy rozbić te ich opancerzone zastępy. Po prostu sobie pomaszerowaliśmy śpiewając rózne wywrotowe zwrotki i wznosząc hasła typu „Donald pedał Polskę sprzedał”. Itp.
I można by powiedzieć, że to była obustronna impotencja, gdyby nie to, że po naszej stronie była gotowość, by się z nimi bić. I gdyby poseł Górski nie zatrzymał tej ZOMOwskiej ciężarówki, którą oni chcieli staranować czoło pochodu, to zamiast tych kilkudziesięciu psów Donalda Tuska, do szpitala trafiłoby ich parę setek. Z tej prostej przyczyny, że na czele pochodu nie szedł nikt z różańcem- czyli pokornego serca i łatwy do spałowania, za to jakieś 30 tysięcy wkurwionych chłopaków prosto z sal MMA itp. mordobić. I te chłopaki by tych gliniarzy rozerwały na strzępy. Tak o. I nawet by się szczególnie nie spocili. A mieli na to naprawdę wielką ochotę. Więc jeśli na 13 grudnia, w Warszawie, policja będzie miała pomysł być bardziej stanowcza, to ja już teraz sugeruję, żeby krawężniki brały urlopy, bo ci, którzy demonstrantom drogę zagrodzą, zapłacą za to straszną cenę. I wszystko to za tę uwłaczającą ludzkiej godności pensję. I wszystko to w imię tej odrażającej hołoty nazywającej się rządem.
Żeby nie było, ja tu nikogo do niczego nie namawiam, ja po prostu stwierdzam fakt. Moje gadanie niczego tu nie zmieni. Jeśli władza wyśle psy przeciwko ludziom, to te psy będą skamleć z bólu. Niech lepiej siedzą w budzie.
I na koniec, jakby kto nie wiedział, gdzie się podziewają nasze pieniądze i dlaczegóż to te drogi, co to je nam Donaldu buduje ze starych sedesów są w cenie sztabek złota. Poniższe zdjęcie zrobiliśmy wczoraj, wracając do Wrocławia. To jest odcinek trasy S8 która ma łączyć Wrocław z Warszawą. Odcinek zamknięty dla ruchu, w budowie. A te świecące kropki, to są lampy oświetlające tę pustą, zamkniętą autostradę i pusty, zamknięty parking przy niej. Kilometry lamp świecących psu w dupę. A rachunki płacimy my. Za prąd wytwarzany (dzięki ci DOnaldu za pakiet klimatyczny) nie z naszego węgla, a z gazu kupowanego u pułkownika KGB, Putina, za co ten przemiły dżentelmen i morderca Litwinienki (oraz min. kilkudziesięciu dziennikarzy niezależnych, widzów spektaklu na Dubrowce, czy tych dzieciaków z Biesłanu), kupi sobie trochę nowych rakiet Iskander, które z ukradzionego nam Królewca wyceluje w nas.
Sorry za niską jakość zdjęć, ale nie bardzo miałem się jak bawić komórką śmigając jeszcze o lasce. Bojowej bo bojowej, ale jednak lasce. A o lasce to pstrykanie fotek nie idzie. Zresztą, net pełen jest zdjęć w dobrej i bardzo dobrej jakości. Choćby tutaj.
Te moje fotki, jak je kliknąć, to najpierw się pokaże jeszcze raz miniaturka, a po drugim kliknięciu całe, duże zdjęcie.
------------------------- Boże chroń Jarosława Kaczyńskiego -
Subskrybuj:
Posty (Atom)