o * H e r o i z m i e

Isten, a*ldd meg a Magyart
Patron strony

Zniewolenie jest ceną jaką trzeba płacić za nieznajomość prawdy lub za brak odwagi w jej głoszeniu.* * *

Naród dumny ginie od kuli , naród nikczemny ginie od podatków * * *


* "W ciągu całego mego życia widziałem w naszym kraju tylko dwie partie. Partię polską i antypolską, ludzi godnych i ludzi bez sumienia, tych, którzy pragnęli ojczyzny wolnej i niepodległej, i tych, którzy woleli upadlające obce panowanie." - Adam Jerzy książę Czartoryski, w. XIX.


*************************

WPŁATY POLSKI do EU 2014 :
17 mld 700 mln 683 tys. zł.
1 mld 492 mln / mies
40 mln d z i e n n i e

50%
Dlaczego uważasz, że t a c y nie mieliby cię okłamywać?

W III RP trwa noc zakłamania, obłudy i zgody na wszelkie postacie krzywdy, zbrodni i bluźnierstw. Rządzi państwem zwanym III RP rozbójnicza banda złoczyńców tym różniących się od rządców PRL, iż udają katolików

Ks. Stanisław Małkowski

* * * * * * * * *

sobota, 11 kwietnia 2009

FINIS EUROPAE



Zobaczył ludzi, których zabił
Autor: Redakcja Fronda.pl
W ciągu 26 lat dokonał 48 tysięcy aborcji. Dzięki niezwykłej ingerencji z Nieba, Stojan Adasevic przestał zabijać, a jego historia otwiera oczy tysiącom ludzi.
Może trudno w to uwierzyć, ale od brutalnego mordowania nienarodzonych dzieci do szlachetnej działalności dającej radość rodzicielstwa tysiącom ludzi jest tylko jeden krok. Świadectwa tych, którzy go zrobili są jednak szokujące. To najbardziej znane, które przedstawia od lat amerykański lekarz, dr Bernard Natanson otworzyło na sprawy życia i śmierci już setki tysięcy oczu. Czyj sprzeciw wobec aborcji może budzić większe zainteresowanie niż człowieka, który wykonał ich w życiu kilkanaście tysięcy? Zachodnie, głównie hiszpańskie i amerykańskie, media zainteresowały się ostatnio wyznaniem serbskiego ginekologa, Stojana Adasevicia, który ma na swoich rękach krew - jak sam przyznaje - 48 tysięcy dzieci. Jego historia jest niezwykła nie tylko z powodu tej szokującej liczby.
Najbardziej znany serbski ginekolog zdobył wykształcenie na komunistycznej uczelni i wszedł w zawód z silnym przeświadczeniem, że aborcja jest zwykłym zabiegiem usunięciem tkanki, na pewno zaś nie jest zabiciem człowieka. Jego zdania nie zmieniło nawet wprowadzenie w latach 80-tych XX wieku ultrasonografu, ukazującego człowieczeństwo „płodu”. Adasevic, który potrafił wykonywać do 35 aborcji dziennie opisuje niezwykłe doświadczenie, które odmieniło jego życie: Miał sen, w którym widział pole pełne śmiejących się i bawiących dzieci oraz młodych ludzi, w wieku od 4 do 24 lat. Wszyscy jednak w strachu uciekali przed nim. Na polu stał też mężczyzna, ubrany w czarno-białe szaty, który spoglądał na niego w milczeniu. Sen powtarzał się każdej nocy, a ginekolog budził się w napadzie paniki. Pewnej nocy zapytał człowieka w czarno-białych szatach kim jest. - Nazywam się Tomasz z Akwinu - odpowiedział mężczyzna ze snu. Adasevicowi, zdeklarowanemu ateiście, to nazwisko nic nie mówiło, słyszał je po raz pierwszy w życiu. - Dlaczego nie spytasz mnie, kim są te dzieci - zapytał jednak św. Tomasz i nie czekając odpowiedział: - To ludzie, których zabiłeś w czasie aborcji. Tak niezwykłych znaków nie mógł zignorować i obudził się z postanowieniem, że już nigdy więcej nie wykona aborcji.
To nie było łatwe. Jeszcze tego samego dnia zjawił się u niego kuzyn ze swoją dziewczyną w czwartym miesiącu ciąży, z prośbą, aby dokonał kolejnej - dziewiątej już na tej kobiecie - aborcji. Adasevic się zgodził. Gdy wydobył zmasakrowaną „tkankę” zobaczył, iż mimo rozerwania ciała na części, serce dziecka nadal bije. W tym momencie uświadomił sobie, że zabił człowieka. Po tych przeżyciach Adasevic publicznie oświadczył, że przez 26 lat zabijał ludzi i więcej już tego nie zrobi. Taka deklaracja w komunistycznej Jugosławii nie była jednak jego prywatną sprawą. Był pierwszym lekarzem w tym kraju, który się na to odważył. Rezultatem było obcięcie pensji o połowę i zwolnienie z pracy jego córki. Synowi z kolei odmówiono przyjęcia na studia. Po kilku latach pozostawania na marginesie zawodowym, był bliski rezygnacji ze swojego postanowienia. Wtedy po raz kolejny przyśnił mu się święty Tomasz. - Jesteś moim dobrym przyjacielem, nie poddawaj się - powiedział mu święty.Adasevic zaangażował się w ruch pro-life a nawet udało mu się doprowadzić do dwukrotnego wyemitowania przez jugosłowiańską telewizję filmu „Niemy krzyk” Bernarda Natansona. Wrócił też do wiary swego dzieciństwa, prawosławia. I zaczął studiować dzieła św. Tomasza z Akwinu. W jednym z artykułów napisał: - Pod wpływem Arystotelesa św. Tomasz stwierdził, że życie zaczyna się w czterdziestym dniu po zapłodnieniu, jednak od jego czasów postęp naukowy ujawnił, że życie ludzkie zaczyna się w momencie zapłodnienia. Dziennikarze „La Razon”, którzy poświęcili Adaseviciowi obszerny tekst napisali, że być może święty chciał zadośćuczynić za swą pomyłkę i dlatego ukazał się ginekologowi.

czwartek, 9 kwietnia 2009

FOTO TYGODNIA






Foto týdne
Spojené státy islámskéPředchozí:Za HizballáhNáboženství míru V.Náboženství míru IV.Náboženství míru III.Náboženství míru II.Mírumilovné náboženství I.Islamofašismus IV.Bude jí čekat 72 paniců?Islamofašismus III.Islamofašismus II.Polib si mulláhaIslamofašismus I.Kuk, tady jsemInspirace HitleremJe po tatínkoviMomentka z TureckaMuslimské plavky pro ženyCelá po tatínkoviKupředu, levá!Papeži, jdi do pekla!Přistěhovalci napadají bílého Evropana (www.muslimsout.org)I v New Yorku mají mírumilovné muslimyAhmed a jeho manželkyJestli se rozlobíme, budeme zlíSprávná výchova dítěteA ještě jednou palestinské hajlováníSpravedlnost se naplnila (Saddám Husajn si vyslechl rozsudek o trestu smrti) (Reuters)Již desítky let bestseller v muslimských zemíchJak se vyrábí fotografie z PalestinyHeil Hizballáh!Maminky s děťátky11. září 2001 (AP Photo/Chao Soi Cheong)Malí bojovníci Hizballahu
*************************************
http://www.eurabia.cz/Default.aspx

SAISONSTAAT



Polityka zagraniczna – zapis agonii

Felieton · miesięcznik „Opcja na prawo” · 2009-03-15 http://www.michalkiewicz.pl/

Państwa dzielą się na dwie grupy: na państwa poważne i pozostałe. Państwa poważne, to takie, które potrafią zdefiniować swoje interesy i nie odstępować od ich realizacji bez względu na warunki zewnętrzne i wewnętrzne. Państwa pozostałe tego nie potrafią. Państwa poważne przeważnie są duże i na arenie międzynarodowej występują jako mocarstwa. Mocarstwowość, jak wiadomo, oznacza zdolność do ustanawiania i egzekwowania własnych praw, albo własnej woli poza własnymi granicami. Najczęściej wielkość i mocarstwowość jest konsekwencją umiejętności realizowania przez państwo własnych interesów. Ale czasami państwa poważne nie są duże, a mimo to potrafią egzekwować własną wolę poza swymi granicami, a nawet narzucać ją państwom dużym. Przykładem jest choćby Izrael, który, postępując cierpliwie i metodycznie, potrafił wypracować mechanizm narzucania własnej woli takim na przykład Stanom Zjednoczonym do tego stopnia, że poświęcają one własne interesy państwowe, żeby tylko dogodzić żydowskiemu państwu. Sytuacja, gdy ogon wywija psem, jest wprawdzie bardzo rzadka, ale właśnie dlatego godna uwagi. Polska należy do drugiej grupy, to znaczy – do państw pozostałych. Składa się na to wiele przyczyn, ale jeśli odrzucimy zmieniające się uwarunkowania historyczne, to można powiedzieć, że polską politykę zagraniczną determinują dwa elementy: wpływ agentury na decyzje państwowe i interesy mocarstw ościennych.

Wspomnienie PRL.

Decyzje podjęte na konferencjach w Teheranie i Jałcie przesądziły, iż Polska trafiła do strefy wpływów Związku Radzieckiego i na całe dziesięciolecia stała się „nierozerwalnym ogniwem wspólnoty socjalistycznej”, czyli – Układu Warszawskiego, którego niekwestionowanym kierownikiem politycznym, a właściwie politycznym dyktatorem, był Związek Radziecki. Z tego powodu Polska na arenie międzynarodowej w zasadzie wykonywała zadania zlecone w rodzaju na przykład „planu Rapackiego”. Jego myślą przewodnią było ustanowienie „strefy bezatomowej” w Europie, to znaczy – zablokowanie możliwości umieszczenia amerykańskiej broni jądrowej, a nawet zainstalowania pasa min atomowych w Niemczech Zachodnich. Celem tej inicjatywy było osłabienie możliwości NATO w obliczu ewentualnego ataku Układu Warszawskiego na Europę Zachodnią. Jak pamiętamy, w planach tego ataku Polska miała wyznaczone zadanie nacierania w kierunku Danii i w związku z tym rozbudowywała wojska jednorazowego użytku, tzw. „niebieskie berety”. Dzisiaj już wiemy, że w planach „elastycznego reagowania” NATO Polska, jako terytorium jednak nierosyjskie, a zarazem - rejon koncentracji drugiego rzutu sowieckiego natarcia, miała zostać potraktowana 400 pociskami nuklearnymi, co praktycznie oznaczało zagładę narodu polskiego.

Podobnie jak inne państwa Układu Warszawskiego, Polska angażowała się również w akcje pacyfikacyjne wewnątrz imperium sowieckiego, na przykład – w inwazję Czechosłowacji w roku 1968, będącą ilustracją słynnej doktryny Breżniewa o ograniczonej suwerenności państw socjalistycznych. Jak wiadomo, kraje socjalistyczne były – jakże by inaczej? – suwerenne, ale były też socjalistyczne i ta druga właściwość była zdecydowanie ważniejsza. Jeśli zatem socjalizm, tzn. – władza sowieckiej agentury w którymkolwiek z „bratnich” krajów znalazł się w opałach, to inne „bratnie” kraje powinny udzielić mu „bratniej pomocy”, tzn. – przywrócić władzę tamtejszej sowieckiej agenturze, przechodząc do porządku nad deklamacjami o suwerenności.

Ale nie znaczy to, by władająca Polską sowiecka agentura nie uprawiała polityki zagranicznej na własną rękę. Każdy dyrektor departamentu ma ambicje mocarstwowe, a cóż dopiero taki, który uważa się za męża opatrznościowego, obdarzonego poczuciem misji? Najistotniejszym, a prawdę mówiąc - jedynym zagadnieniem polityki zagranicznej PRL była granica na Odrze i Nysie. Z punktu widzenia Moskwy, przebieg linii demarkacyjnych odgradzających jedne prowincje imperium od innych, nie miał zasadniczego znaczenia, natomiast dla naszych kacyków – przeciwnie, zwłaszcza w przypadku Polski, gdzie granica na Odrze i Nysie była istotnym elementem jakiejś legitymizacji komuny w oczach społeczeństwa, które przecież musiało pogodzić się z nieodwracalną utratą przez Polskę Kresów Wschodnich. Kiedy więc pewnego razu Chruszczow w przystępie dobrego humoru powiedział w NRD, że to właściwie wszystko jedno, czy Szczecin jest w Germanii, czy w Polsce, Władysław Gomułka nakazał urządzenie w tym mieście wielkiej defilady wojskowej. Nic więcej zresztą zrobić nie mógł, bo za podpisanie układu granicznego z kanclerzem RFN Willy Brandtem w 1970 roku, zanim zrobiła to Moskwa, utracił władzę wskutek gwałtownych rozruchów, w których pewną rolę odegrał elektryk ze Stoczni Gdańskiej nazwiskiem Lech Wałęsa.

Odwracanie sojuszów.

Toteż kiedy w roku 1985 Michał Gorbaczow zaproponował w Genewie Ronaldowi Reaganowi traktat ograniczający zbrojenia, stało się jasne, że wobec niemożności sprostania przez Związek Radziecki wyzwaniu „gwiezdnych wojen” i coraz wyraźniej widocznego fiaska sowieckich projektów związanych z inwazją Afganistanu, Cudny Raj bankrutuje i w tej sytuacji należy liczyć się z możliwością ewakuacji Imperium ze Środkowej Europy. Te przypuszczenia potwierdziły spotkania obydwu polityków w kolejnych latach; w 1986 roku w Reykjaviku, potem w Waszyngtonie i Moskwie – a po zakończeniu drugiej kadencji Ronalda Reagana – z prezydentem Bushem na Malcie i w Waszyngtonie. Negocjacje obejmowały również formę i zakres politycznego wyzwolenia narodów Środkowej Europy. Ze zrozumiałych względów musiało mieć ono pewien ładunek spontaniczności, ale oczywiście w granicach rozsądku, który nakazywał, by pod żadnym pozorem nikomu nic się nie stało. Mikołaj Ceaucescu w Rumunii, za karę, był wyjątkiem potwierdzającym tę regułę – o czym warto pamiętać, przy okazji rocznicowego festiwalu dla idiotów, w ramach którego zarówno przedstawiciele „strony rządowej”, jak i „społecznej” przy okrągłym stole, a zwłaszcza pewien cretino, będą się nadymać pychą z powodu swoich „suwerennych decyzji”.

Ewakuacja imperium sowieckiego sprawiła, że w Europie Środkowej pojawiła się ponownie próżnia polityczna, podobna do tej z roku 1918. Jak pamiętamy, w tamtej próżni, spowodowanej rewolucją bolszewicką w Rosji i klęską wojenną Niemiec, powstały niepodległe państwa, tzw. „narodowe” i ten stan rzeczy został zaakceptowany przez twórców Porządku Wersalskiego, ufundowanego na założeniu słabości Niemiec i Rosji. To założenie okazało się bardzo nietrwałe, toteż tym razem państwa Europy Środkowej postanowiły spróbować innego rozwiązania w postaci stworzenia „trzeciej siły” zdolnej do równoważenia wpływów Niemiec i Rosji. W 1988 roku Włochy, Jugosławia, Austria i Węgry podpisały w Budapeszcie porozumienie, zwane od czworga sygnatariuszy „Quadragonale”. Wkrótce, jeszcze przed „aksamitnym rozwodem”, dołączyła do niego Czechosłowacja, wobec czego Quadragonale przekształciło się w Pentagonale, a po doszlusowaniu Polski – w Heksagonale. Sygnatariusze Heksagonale zakładali, że Rosja, która właśnie zaczynała pogrążać się z chaosie, nie będzie w stanie storpedować tej inicjatywy, zaś Niemcy, które wprawdzie w żadnym chaosie się nie pogrążają, przeciwnie – wchłaniają właśnie dawną sowiecką strefę okupacyjną, czyli NRD – jednak z uwagi na skrępowanie powiązaniami „europejskimi”, też nie będą próbowały żadnych sztuczek. Niestety to drugie założenie okazało się całkowicie błędne. Niemcy, odzyskawszy swobodę ruchów, natychmiast powtórzyły pomysł Adolfa Hitlera z roku 1940, to znaczy – wywołały krwawą wojnę na Bałkanach, w następstwie zachęcenia Słowenii i Chorwacji do proklamowania niepodległości. Jugosławia, która miała być bałkańskim filarem Heksagonale, w jednej chwili stanęła w ogniu, a ten widok, pokazując, czym grozi politykowanie za niemieckimi plecami, sprawił, że wszyscy sygnatariusze Heksagonale w jednej chwili porzucili mrzonki o „trzeciej sile”. Wprawdzie Inicjatywa Adriatycka – bo taka oficjalną nazwę Heksagonale nosi – nadal istnieje, ale ma wszelkie znamiona życia po życiu i żadnej roli w polityce europejskiej nie odgrywa. Od tej pory polityczną próżnię, jaka w Europie Środkowej pojawiła się wskutek ewakuacji Imperium Sowieckiego, zaczynają wypełniać Niemcy za pomocą „rozszerzania Unii Europejskiej na wschód”.

Państwo poważne nawiązuje.

W XIX wieku pojawiła się idea, która zmieniła nie tylko charakter Europy i świata, ale również – układ sił na naszym kontynencie. Mam na myśli nacjonalizm – a więc pogląd, że każda wspólnota etniczna powinna się politycznie zorganizować w państwo. Nacjonalizm sprawił, że Cesarstwo Austriackie, w którym stosunkowo niewielka mniejszość niemieckojęzyczna władała morzem ludów obcoplemiennych zaczęło chwiać się w posadach, zaś jednolite etnicznie Prusy stawały się coraz silniejsze. Przyspieszenie nastąpiło, kiedy pruski „żelazny kanclerz” Otto Bismarck, po rozgromieniu Austrii w bitwie pod Sadową w roku 1866, organizuje z 22 niemieckojęzycznych państewek Związek Północnoniemiecki, którego niekwestionowanym kierownikiem politycznym są Prusy. Tak wzmocnione Prusy prowokują Francję do wojny, którą w 1871 roku wygrywają we wspaniałym stylu, nakładając na pokonaną Francję gigantyczną na owe czasy kontrybucję w kwocie 5 miliardów franków w złocie. Powstaje Cesarstwo Niemieckie z królem pruskim jako cesarzem. W rezultacie Cesarstwo Austriackie staje się ubogim krewnym Cesarstwa Niemieckiego, które staje się głównym aktorem europejskiej polityki.

W tym też czasie, kiedy to w Cesarstwie Niemieckim burzliwie rozwijający się przemysł dość szybko natrafił na surowcowo-materiałowa barierę, w kręgach kierowniczych niemieckich pojawia się koncepcja „gospodarki wielkiego obszaru”. W największym skrócie chodzi o to, by Niemcy kontrolowały politycznie obszar znacznie większy od własnego terytorium państwowego, zapewniając w ten sposób odpowiednie warunki rozwoju własnej gospodarki, a zwłaszcza przemysłu. Podczas pierwszej wojny światowej realizacja koncepcji gospodarki wielkiego obszaru przybrała postać projektu „Mitteleuropy”. Był to plan politycznego urządzenia Europy Środkowej po ostatecznym zwycięstwie niemieckim i polegał na ustanowieniu tam państw pozornie niepodległych, ale de facto – niemieckich protektoratów, o gospodarkach peryferyjnych i komplementarnych do gospodarki niemieckiej. Na skutek klęski wojennej Niemiec sprawy potoczyły się inaczej, ale 1 maja 2004 roku Niemcy cel swój po 90 latach od wybuchu I wojny światowej osiągnęły, przyłączając do „Unii Europejskiej” 10 nowych krajów, wśród nich – również Polskę. Warto przy tej okazji przypomnieć, że jeden z pomysłodawców Unii Europejskiej, wielokrotny komisarz Jakub Delors oświadczył, że celem tej Unii jest m.in. wypowiedzenie wojny ekonomicznej Stanom Zjednoczonym. Tym samym, które w XX wieku dwukrotnie spowodowały klęskę wojenną Niemiec. Państwa poważne, jak się wydaje, niczego nie zapominają, ani nie wybaczają. Dlatego też głównym nurtem europejskiej polityki jest – obok strategicznego partnerstwa niemiecko-rosyjskiego – „europeizacja Europy”, czyli wypychanie z niej Stanów Zjednoczonych, jako politycznego kierownika i arbitra. Jest to jeden z elementów usuwania z Europy skutków II wojny światowej, którą Niemcy też początkowo przegrały.

Od „hegemona” do Walczących Cesarstw.

O ile w początkach lat 90-tych, a zwłaszcza po likwidacji Związku Radzieckiego wydawało się, że świat staje się politycznie jednobiegunowy, ze Stanami Zjednoczonymi, jako hegemonem na czele, o tyle w roku 2009 jest oczywiste, że ta postać świata jest już historycznym wspomnieniem. Stany Zjednoczone nie wykorzystały rysujących się możliwości i wprawdzie armia amerykańska jest w stanie zdewastować każdy kraj, ale nie ma już mowy o uznaniu ich hegemonii przez pozostałe mocarstwa. Wskutek uwikłania się Ameryki w pozbawione sensu i politycznego celu wojny w Afganistanie i Iraku, relatywnie wzrosła siła państw pozostałych, które próbują doprowadzić do nowego podziału stref wpływów na świecie. Mamy zatem świat wielobiegunowy, wkraczający – mówiąc z chińska – w epokę „Walczących Cesarstw”: tworzącego się Cesarstwa Europejskiego, którego kierownikiem politycznym są Niemcy z pewnym udziałem Francji, Cesarstwa Rosyjskiego, które pod rządami Putina opanowało procesy rozpadowe i okrzepło, Cesarstwa Chińskiego, które po reformach Deng Siao Pinga staje się jednym z głównych aktorów światowej gospodarki, mniejszego, ale bardzo ambitnego Cesarstwa Indyjskiego, no i oczywiście – Cesarstwa Amerykańskiego. Polska wprawdzie od 1 maja 2004 roku jest częścią składową Cesarstwa Europejskiego, ale – zdając sobie sprawę, iż w warunkach strategicznego partnerstwa niemiecko-rosyjskiego na polską politykę zagraniczną nie pozostaje wiele miejsca, a prawdę mówiąc, nie ma go wcale – próbuje wyrwać się z tego uścisku strategicznych partnerów na swobodę. Te desperackie próby, w które zaangażowana są penetrujące nasze państwo agentury, kręcąca nim razwiedka, a także oczywiście – mężykowie stanu, przybierają postać wahań między opcją amerykańską i opcją europejską.

Ameryka szuka dywersantów.

Cesarstwo Amerykańskie też nie zapomniało pogróżek Jakuba Delorsa i nie jest wykluczone, że forsowanie przez Amerykanów niepodległości Kosowa jest swego rodzaju pocałunkiem Almanzora dla Cesarstwa Europejskiego, które z wielu powodów podatne jest na bałkanizację, a poza tym implantowanie w Europie mafijnego państwa islamskiego może stać się źródłem poważnych problemów w przyszłości. Ale przede wszystkim Cesarstwo Amerykańskie niechętnie patrzy na próby „europeizacji Europy” i nie ustaje w próbach wzniecenia konfliktu między Cesarstwem Europejskim a Cesarstwem Rosyjskim. Gdyby to się Ameryce powiodło, wtedy Cesarstwo Europejskie musiałoby zabiegać o przyjaźń Cesarstwa Amerykańskiego, które dzięki temu zapewniłoby sobie nie tylko polityczną obecność w Europie, ale przede wszystkim – odgrywanie tu roli arbitra. W przeciwnym razie – tzn. w sytuacji, gdyby fundamentem polityki europejskiej pozostało strategiczne partnerstwo niemiecko-rosyjskie, nie tylko „europeizacja Europy” stałaby się faktem, ale – co gorsza – w perspektywie stworzyłoby to zagrożenie dla dolara, jako światowej waluty transakcyjnej, z czego Stany Zjednoczone ciągną grubą rentę. Warto przypomnieć, że zapowiedź przejścia w rozliczeniach za ropę z dolara na euro zgubiła straszliwego Saddama Husajna i uczyniła zeń wroga ludzkości.

W początkach pierwszej kadencji prezydenta Busha wydawało się, że Ameryka przechodzi do aktywnej polityki w Europie. Jedną z takich przesłanek było nakłonienie 8 państw europejskich do podpisania swego rodzaju deklaracji lojalności wobec USA. Wszystkie te państwa, wśród których była również Polska rządzona wówczas przez Leszka Millera, leżały na obrzeżach „Festung Europa”. W polityce okrążania „twardego jądra” Europy pod egidą USA, Polska mogą odgrywać jakąś rolę. W tym właśnie kierunku szły publicystyczne sugestie amerykańskiego agenta Jana Nowaka Jeziorańskiego, który wiosna 2001 roku nawoływał, by powstała koalicja państw „ze Stanami Zjednoczonymi na czele”, która oświadczyłaby, że obecna forma Unii Europejskiej jest „propozycja nie do przyjęcia”. Można to było odczytać, jako propozycję nawiązania do Heksagonale, ale w „wydaniu poprawionym” tzn. – ze Stanami Zjednoczonymi na czele. Ale 11 września 2001 roku wywrócił wszystko do góry nogami i priorytetem Ameryki stała się „walka z terroryzmem”, to znaczy – uganianie się po krzakach za jakimiś fanatykami i trwonienie 200 mln dolarów dziennie na dewastowanie Afganistanu i Iraku w ramach umacniania tam „demokracji”. Ale – chociaż walka z „europeizacją” zeszła na margines amerykańskiej polityki, to przecież nie została całkowicie odwołana i to jest właśnie „opcja amerykańska”. Stany Zjednoczone poszukują dywersantów, którzy wzniecaliby nieustannie zarzewia konfliktów z Rosją, wystawiając tym samym strategiczne partnerstwo niemiecko-rosyjskie na coraz to cięższe próby niszczące w nadziei, że któraś wreszcie się uda. W tym celu wypromowany został w Gruzji prezydent Michał Saakaszwili, w tym celu na Ukrainie zorganizowana została „pomarańczowa rewolucja” i w tym celu , na wiosnę 2004 roku Kondoliza oświadczyła w Wilnie, ze trzeba „zrobić porządek” również na Białorusi. Jak pamiętamy, Polska na to wezwanie poderwała do walki z prezydentem Łukaszenką tamtejszy Związek Polaków, co doprowadziło do jego rozbicia i politycznego unicestwienia. Obecnie zwolennikiem opcji amerykańskiej jest prezydent Lech Kaczyński.

Oferta zostania amerykańskim dywersantem nie jest może specjalnie zaszczytna, ale innej nikt nam nie proponuje, więc w tej sytuacji należy tylko zapytać o wynagrodzenie, tzn. – co Polska z tego będzie miała. Ale z uwagi na zmienność, żeby nie powiedzieć - kapryśność amerykańskiej polityki, należy tak formułować polskie postulaty, by wynagrodzenie można było zawsze pobrać z góry, bo „dołu” może nie być. Problem polski polega na tym, że poprzedni nasz prezydent Aleksander Kwaśniewski zadowalał się albo gratyfikacjami, jakie Amerykanie wypłacali swoim agentom za pośrednictwem konsorcjum Nur, albo nawet – obietnicami że zrobią go sekretarzem generalnym ONZ lub w ostateczności – NATO. Oczywiście Amerykanom tylko w to graj i w rezultacie nasze dzielne wojska po kilku latach obecności, opuściły Irak z fiutem z garści. Ale wygląda na to, że prezydent Kaczyński naprawdę wierzy w hasło, „za wolność waszą i naszą” i gotów jest pełnić rolę amerykańskiego dywersanta całkiem już bezinteresownie. Do tego stopnia, że przymyka oczy na bezczelne odbudowywanie nie tylko na Ukrainie, ale nawet w Polsce wpływów banderowskich, a więc najbardziej polakożerczego nurtu w ukraińskiej polityce.

Na domiar złego, nowy prezydent USA Barack Obama, chyba naprawdę chce normalizacji stosunków Rosją, a w tej sytuacji kto wie, czy Ameryka będzie potrzebowała nawet dyweresantów. Wiele wskazuje na to, że coś jest na rzeczy, bo nawet niemiecki minister spraw zagranicznych otwartym tekstem wezwał do odstąpienia od projektu budowy na terenie Polski amerykańskiej tarczy antyrakietowej. Widać wyraźnie, jak poważnie Niemcy traktują strategiczne partnerstwo z Rosją. Objawia się to również w poparciu dla projektów budowy gazociągu północnego, który omijałby Polskę – oraz południowego – który omijałby zarówno Polskę, jak i Ukrainę. Jeśli te projekty zostaną zrealizowane, Polska mogłaby zostać zmuszona do zaopatrywania się w gaz albo z terytorium Białorusi, albo z terytorium Niemiec. W tej sytuacji uprawianie Partnerstwa Wschodniego, którym tak nasładza się minister Radosław Sikorski, mogłoby stać się dla Polski szalenie kłopotliwe. O ile bowiem w przypadku Szwecji chodzi o tworzenie kieszonkowego imperium bałtyckiego, na wzór kieszonkowego imperium, jakie buduje sobie Francja w postaci Unii Śródziemnomorskiej, to w sytuacji, gdyby Obama naprawdę zaoferował Rosji zacieśnienie specjalnych stosunków z NATO i odstąpił od uprawiania dywersji wobec Rosji, Partnerstwo Wschodnie oznacza wyłącznie zaangażowanie się w charakterze dywersanta, ale w służbie niemieckiej.

Uroki opcji europejskiej.

Tymczasem Niemcy mają na nas swoje widoki, bo nie przypuszczam, by jako państwo poważne, zadowoliły się wygraniem tylko I wojny światowej, a drugiej – już nie. Jeśli moje przypuszczenia są trafne, to Niemcy jakimś pokojowym sposobem będą próbowały najpierw rozluźnić związki Ziem Zachodnich i Północnych z Polską, a w sprzyjającym momencie dokonać rozbioru naszego państwa. Na jego pozostałości mogą powrócić do pomysłu Judeopolonii, który może nabrać nieoczekiwanych rumieńców zwłaszcza w sytuacji jakichś trudności, na które napotkałby w swojej burzliwej przecież egzystencji Izrael. W takiej sytuacji światowa opinia publiczna mogłaby nawet nie zauważyć inkorporowania Ziem Zachodnich do terytorium Niemiec, bo cały postępowy świat ekscytowałby się wkraczaniem narodu wybranego na nową drogę życia. Z niemieckiego punktu widzenia byłoby to rozwiązanie idealne, bo – po pierwsze – każdy odruch niezadowolenia lub protestu ze strony polskiej można by przedstawić jako wybuch organicznego polskiego antysemityzmu, który, jak wiadomo, trzeba wytępić ogniem i żelazem. Po drugie - takie rozwiązanie idealnie wychodzi naprzeciw oczekiwaniom strategicznego partnera, czyli Cesarstwa Rosyjskiego. Partnerstwo bowiem partnerstwem, ale „na tym świecie pełnym złości nigdy nie dość jest przezorności”. Dlatego też Edward Szewardnadze, jeszcze jako minister spraw zagranicznych Związku Radzieckiego, na pytanie o stosunek ZSRR do ewentualnego zjednoczenia Niemiec odpowiedział, że ZSRR nie ma nic przeciwko temu, pod warunkiem, że między zjednoczonymi Niemcami i Związkiem Radzieckim będzie utworzona strefa buforowa.

Biorąc pod uwagę zarówno to, że Niemcy, jako państwo poważne, jeszcze w czasach głębokiego PRL „czapką, papką i solą” zaskarbiali sobie długi wdzięczności u różnych osób, które potem okazały się wpływowe (przykładem „profesor” Władysław Bartoszewski), jak i rozbudowaną agenturę, która dzisiaj już w sposób całkowicie jawny korzysta z urządzeń niemieckiej inżynierii finansowej i wreszcie – naszą razwiedkę, która tym różni się od razwiedek rządzących państwami poważnymi, że patrzy tylko, jakby tu Polskę jak najszybciej rozkraść i potem znaleźć kogoś, kto zapewniłby jej bezpieczeństwo i spokojne przetrawienie nakradzionego – trudno ni z tego, ni z owego trysnąć optymizmem, bo nie ma ku niemu żadnej przesłanki. Nawet wśród wyższego duchowieństwa wpływy tajnego zakonu Ojców Konfidencjałów okazały się znacznie większe, niż można by przypuszczać, więc jest wysoce prawdopodobne, że nawet w obliczu najgorszego scenariusza, nie zostanie podniesiony nawet głos moralnego protestu.

Stanisław Michalkiewicz
http://www.michalkiewicz.pl/


**********************************************************


ps. CÓŚ


Dude Mugged On Bus In Paris - Watch more Funny Videos
wtorek, 7 kwiecień 2009
Do czego dąży Francja i dlaczego do katastrofy?
catastrophe!
Obejrzałem właśnie film nagrany przez kamerę w paryskim autobusie - o sprawie dowiedziałem się z newsa na Fronda.pl.
Niestety, cenzorzy z youtube już go zdjęli - nie mogę więc go tu wstawić, film mozna jednak obejrzeć tutaj.
Sytuacja wygląda tak: w autobusie stoi sobie młody chłopak, którego zaczyna zaczepiać jeden z emigrantów. Chłopak go odpycha, kradną mu portfel... i zaczyna się jatka. Kilkunastu emigrantów dosłownie rozpieprza skład całego autobusu, ludzie wieją, niektórzy niemrawo chcą bronić kopanego na podłodze chłopaka, emigranci każdemu dają po ryju, wrzeszczą "ty gówniany Francuzie". Szok. Po prostu szok. Chłopak doczłapuje się do kierowcy, ten nie otwiera nawet drzwi, dzwoni chyba po policję, znów wpadają Arabowie i okładają tego pierwszego bez żenady pięściami...
Świat, który znamy, właśnie się skończył. Proponuję to solidnie rozważyć... dzisiejszy wpis - będzie wieczorkiem - miałem temu właśnie poświęcić, temu co robić... po filmie widzę, że na ten temat pisać należy - tak jak to zrobiła Oriana Fallaci, której Wściekłość i dumę należy bezwzględnie polecić!
*********************************
ps. EURABIA.
Předchozí:Poslední dny EvropyStop EurábiiVšichni žijeme v ArábiiMilitantní muslimové v BelgiiVítězství islámu ve ŠvédskuZabíjení nevěřících je OKSemena nenávisti (s titulky)Protesty muslimů v AntverpáchDětský karneval smrtiDisco HamásČtyřletá slibuje mučednickou smrtVzpomínkový klip: válka proti HizballáhuProtest v Bruselu, 11. 9. 2007Náboženství míru a jeho poslovéKde jsi byl 11. září?Mudžahedíni v BosněVideoklip skupiny Stuck MojoPocta bojovníkům za svoboduBurkas Blue72 panen...ČT2 o Eurabii.cz (sledujte od 7. minuty pořadu)Šárí´a liveVánoční poselství Al-KáidyPrase jako zbraň. Aneb co si Dánové myslí o mešitáchŠpinaví nevěřícíJak si vyrobit sebevražednou vestuJak se radovali Palestinci po útoku na WTC...Trailer k filmu ObsessionTrable s burkouJiž brzy... ?Protest londýnských muslimů

http://www.eurabia.cz/

wtorek, 7 kwietnia 2009

IPN, cdn, IDY KWIETNIOWE.









*****************************
Katyń wg. źródeł niemieckich - 1943 r.
http://www.stankiewicz.e.pl/index.php?kat=35&sub=635

Lista osób zamordowanych w Katyniu według Urzędowego Materiału opublikowanego w 1943 r. przez NSDAP.

Opublikowany w 1943 r. materiał zawierający min. listę Osób, podzieliłem na dwie części: pierwsza to zidentyfikowane Osoby, druga - wymienia ciała Osób niezidentyfikowanych.
R.i.P.
Lista zawiera nazwiska i w większości - imię, stopień wojskowy oraz znalezione przy ciałach przedmioty. Na końcu wpisu podany został numer "inwentarzowy".

Całość przedstawiona w języku niemieckim - tak jak w oryginale.
***********************
uwaga,dodatek: http://rawelin.com/katyn/strona1.htm
********************
PS.
Kurtyka. Polska. To mój wybór.
Wałęsa stawia warunek: Ja albo Kurtyka!
( http://www.dziennik.pl/polityka/article355827/Walesa_stawia_warunek_Ja_albo_Kurtyka_.html )

Wybieram jak w tytule.
Dlaczego? Dlatego: http://macgregor.salon24.pl/398415.html

Jestem z mcgregorem. Stein
***************

27 lutego 2009
APEL DO PRAWICOWYCH BLOGERÓW

Grzech założycielski III RP polegał na kompromisie z komunistami. Zamiast ich ukarać i odciąć od władzy, koncesjonowana opozycja umożliwiła im ciche ukształtowanie nowej rzeczywistości. Ta historia została opisana wyczerpująco. Wciąż odkrywamy kolejne fakty, ale one nie zmieniają diagnozy, tylko ją umacniają. Kto chce znać prawdę, ten ją zna.
III RP jest zepsuta niemal na każdej płaszczyźnie jej funkcjonowania, od chorego systemu politycznego, przez skorumpowanych polityków, zakłamane media, nasączone agentami instytucje prawne, samorządowe, społeczne, religijne i niemal wszystkie inne, po zdeformowaną przez środowiska „GW” mentalność społeczeństwa. Kto mógł to pojąć, to też pojął.
Dziś nasza kulawa niepodległość jest w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Elity świata od dekad realizują projekt Unii Europejskiej, która jest elementem wielkiego planu budowy Rządu Światowego i Globalnego Państwa. Politycy najwyższej rangi od czasu do czasu mówią o tym głośno, używając pojęcia Nowy Porządek Świata (New World Order). Tego nie wie prawie nikt!
Wielkie media dzień w dzień zalewają nas kolejnymi „tsunami informacji” o wszystkich możliwych sprawach, tylko fakt budowy Rządu Światowego wciąż nie dociera do opinii publicznej. Gwiazdy dziennikarstwa do agenci wpływu powtarzający wszystko co im każą ich agenci prowadzący, a masa przeciętnych dziennikarzy albo nie widzi niczego spoza ekranu telewizora albo chowa głowę w piasek.
Kto ma więc mówić o tym słoniu w salonie jeśli nie my? Jest cała masa tematów, których nieobecność w debacie publicznej woła o pomstę do nieba: Grupa Bilderberg, KomisjaTrójstronna, Rada Stosunków Zagranicznych, Codex Alimentarius i wiele innych. A przede wszystkim sam fakt cichego budowania Globalnego Państwa (New World Order), które odbierze wszystkim narodom świata ich wolność i niepodległość.
Bieżące sprawy polityczne trzeba komentować, powtarzające się manipulacje mediów wymagają napiętnowania, ale nie wolno zapominać, że oficjalna polityka i tematy nagłaśniane w mediach to tylko zasłona dymna. Niekończące roztrząsanie tego, co akurat jest newsem to praktycznie udział w propagandzie odwracania uwagi. Prawdziwa polityka jest za kulisami i zadaniem niezależnych analityków jest nagłaśnianie spraw najwyższej wagi, które mainstream bezczelnie przemilcza.
Mówienie o Nowym Porządku Świata stało się domeną badaczy głoszących tezy o żydo-masonach, ale to nie znaczy, że można sam temat uznać za wariacką teorię spiskową. NEW WORLD ORDER TO REALNY PLAN – wystarczy się tym zainteresować, poszukać, wniknąć w podane wyżej zagadnienia, pytać, szperać, łączyć fakty, wyciągać wnioski i zacząć w końcu o tym pisać!
Nie wolno nam iść na kompromis z mediami, bo to będzie taki sam grzech jak ten, który stanął u podstaw III RP. Nie wolno nam dać się szantażować perspektywą łatki wariata węszącego spiski, bo spiski w rzeczy samej zawsze były i teraz też są. Nie wolno nam codziennie tańczyć do melodii jaką aktualnie grają całodobowe kanały informacyjne, bo one grają ją właśnie po to, by nikt nie myślał o niczym innym. Nie wolno nam zajmować się tylko sprawami już przegranymi, bo w tej chwili rozstrzyga się kształt nowej rzeczywistości, która dopiero nastanie. Trwa walka o to czy Polska będzie niepodległym krajem czy tylko gminnym samorządem.

Zacznijcie wreszcie pisać o Nowym Porządku Świata!
Adam Haribu http://haribu.blog.onet.pl/

niedziela, 5 kwietnia 2009

iz Tadieusza K. citata



* W TYLOKROTNYCH ZDARZENIACH, W KTÓRYCH POLACY DO BRONI P-KO NIEJ /MOSKVIE/ SIĘ PORYWALI, MOŻEŻ TEN RÓD ROZBÓJNIKÓW LICZYĆ CHOĆ JEDNO NAD NIMI /POLAKAMI/ PRAWDZIWE ZWYCIĘSTWO?


A PRZECIEŻ ZAWSZE KONIEC ŚMIAŁOŚCI POLSKIEJ BYŁ TEN, ŻE ZWYCIĘŻONY WRACAŁ NA KARKI ZWYCIĘZCÓW JARZMO, NA MOMENT ULŻONE.

SKĄD WIĘC POCHODZIŁ TAKI RZECZY POLSKICH OBRÓT?
CZEMU TEN NARÓD JĘCZAŁ BEZ SPOSOBU WYDOBYCIA SIĘ?
OTO STĄD, ŻE CHYTROŚC MOSKIEVSKICH INTRYG,
MOCNIEJSZA NIŻ BROŃ,
GUBIŁA ZAWSZE POLAKÓW
SAMYMI POLAKAMI * karpi...kami
T. Kościuszko, Universał w sprawie włościańskiej.
/czł. h.c. Stow. Hist. Expertów "CONTRA SZCZEKAJĄCY NIESIOŁ"/
***********************************************
*******************************
PS. PREZENTACJE.

sobota, 4 kwietnia 2009

dawny dawny GŁOS

I.




II.


ps.
POLAND LITHUANIA HISTORY. Krótki Kurs (w obrazach)
http://www.youtube.com/watch?v=0mP2R98M-zQ
POGRZEB KOMENDANTA.
http://www.youtube.com/watch?v=aSHAf53Qsec&feature=related
"Orlątko"

O mamo, otrzyj oczy,Z uśmiechem do mnie mów.
Ta krew, co z piersi broczy,
Ta krew, to za nasz Lwów.
Ja biłem się tak samo,
Jak starsi, mamo patrz.

Tylko mi Ciebie mamo,
Tylko mi Polski żal.
Tylko mi Ciebie mamo,
Tylko mi Polski żal.

Z prawdziwym karabinem,
U pierwszych stałem czat.
O, nie płacz za swym synem,
Co za Ojczyznę padł.
Z krwawą na piersiach plamą,
Odchodzę dumny w dal.

Czy jesteś mamo ze mną,
Nie słyszę Twoich słów.
W oczach mi jakoś ciemno,
Obroniliśmy Lwów!
Zostaniesz biedna sama,
Baczność! Za Lwów! Cel, pal!
PAMIĘCI Majora cc
W Polsce nastała jesień, drzewa smagane wiatrem zrzucają pożółkłe liście. Nie tak dawno jeszcze zielone i soczyste, dziś szare i stłamszone, szarpane podmuchami srogiego wichru, rzucane są o ziemię i wdeptywane w polskie, listopadowe błoto. Niczym nasze marzenia ...

Schyłek roku, to czas refleksji, zadumy i wspomnień. To czas częstszego wracania myślami do wszystkich, którzy odeszli, pora odwiedzania cmentarzy. Mogił ludzi bliskich, ale i tych, których nie znaliśmy, a którzy znaczą dla nas wiele. Co roku Polacy przystają przy grobach uczestników powstań, żołnierzy Armii Krajowej, obrońców Wiary i Tradycji. Miriady skrzących świateł na tysiącach polskich cmentarzy, w miejscach uświęconych krwią bohaterów, rozpraszają listopadowy mrok, są znakiem Pamięci.

Bo naród, który zatraca pamięć nie jest godzien trwania.

Polacy pamiętają ...

Urodziłem się w Gnieźnie, pierwszej stolicy Polski. W mieście, którego katedra jest dla mnie symbolem zaistnienia Polski w Europie chrześcijańskiej, w Europie odwołującej się z ufnością i pokorą do Boga. W zupełnie innej Europie ...

Kiedy powstawało, otaczała je zewsząd pierwotna puszcza, którą z czasem pokonał człowiek uprawnymi polami. Dookoła błyszczały dziesiątki rynnowych jezior lecz przez lata, zwłaszcza te ostatnie, trzebież lasów i rabunkowe łowiectwo wyniszczyły naturalne bogactwo tej ziemi. Choć nadal żyją tam niespotykane w innych regionach gatunki zwierząt, rybitwa popielata czy tamtejszy jeż. A nad głowami szumią sosny, olsze i dęby. I przetrwało Gniezno i lud wielkopolski, pomimo krwawych powstań i wojen. Pomimo tego, że w ostatniej wojnie Niemcy rozstrzelali tu tysiące ludzi, a ponad 10 000 wywieźli do tak zwanej Generalnej Guberni.

Lata wczesnego dzieciństwa spędziłem w Witkowie, niewielkiej miejscowości pod Gnieznem. W najpiękniejszym miejscu Wszechświata, w którym zatrzymał się czas, którego rynek wciąż zdobi ten sam śliczny kościół, wyznaczający rytm życia kolejnych pokoleń.

W wieku sześciu lat znalazłem się w Warszawie. Zamieszkałem wraz z rodzicami na Woli. Dzielnicy podobnie, jak wiele innych, okrutnie doświadczonej w latach ostatniej wojny przez okupanta. Z pewnością to wszystko, co wyniosłem z lat dziecięctwa i miejsce, w którym przyszło mi żyć, sprawiło, że historia stała się moją pasją. Tego, czego nie mogłem dowiedzieć się w szkole, dowiadywałem się od ojca. Urodzonego i wychowanego w Częstochowie, u podnóża Jasnej Góry. Później szukałem prawdy w opowiadaniach tych, którzy znali ją z autopsji i w książkach zdobywanych z wielkim trudem.


To wtedy urzekło mnie bohaterstwo i poświęcenie mieszkańców Warszawy w tragicznych dniach Powstania. Nie zagłębiałem się w owym czasie w przyczyny owego zrywu, jego tło i polityczne efekty. Pochłaniałem wiedzę o tych 63 dniach heroizmu z żarliwą zachłannością sycąc serce patriotyzmem ludzi, którzy zaledwie ćwierć wieku wcześniej ginęli za każdy kawałek muru, kamienicy, po raz kolejny zdobytą przecznicę, fabryczną halę czy skrawek cmentarza.

Wiedziałem, że tuż obok, na mojej Okopowej, Żytniej, Leszno, Chłodnej czy Młynarskiej umierali ludzie, częstokroć w moim wieku i młodsi, mogący wreszcie po latach upokorzeń przeciwstawić się złu, barbarzyństwu i germańskiej bucie. W walce nadal nierównej i skazanej przez politykę na przegraną, ale paradoksalnie wygraną dla wielu przez samą możność jej podjęcia. To tu, w miejscu, gdzie było podwórkowe boisko, nasz chłopięcy plac zabaw, tu gdzie był Plac Kercelego czy trochę dalej, pod murem żydowskiego cmentarza, umierali Żołnierze Polski Walczącej. Tu bronili honoru Polski żołnierze "Parasola", specjalnego oddziału Kedywu AK (Zgrupowania "Radosław"), młodzież z byłych Grup Szturmowych Szarych Szeregów. Latem 1944 roku było ich pięciuset, swe młode życie dla przyszłych pokoleń oddało 90 procent. Umierali na bruku tych ulic, które przemierzałem każdego dnia.

To w ów czas po raz pierwszy zetknąłem się z nazwiskiem ich dowódcy.

Adam Borys. Pseudonim "Pług".

Polak i Patriota. Cichociemny, we wrześniu 1939 dowodził baterią 55 pułku artylerii lekkiej, internowany na Węgrzech, uciekł do Francji, następnie do Wielkiej Brytanii. W nocy z 1 na 2 października 1942, jako kapitan, skoczył do Kraju (ekipa "Hammer" zrzucona pod Garwolinem), był zastępcą dowódcy oddziału dyspozycyjnego Kierownictwa Dywersji Armii Krajowej "Motor 30", a w latach 1943 - 44 dowodził oddziałem "Agat" (antygestapo), później "Pegaz" (przeciwgestapo). 1 lutego 1944 roku, dowodzony przez niego oddział "Pegaz 81", dokonał w Warszawie udanego zamachu na gen. Franza Kutscherę.

"Dyrektor", "Bryl", "Kar", "Pal", "Pług" - Adam Borys. Dowodził elitarnym batalionem "Parasol". Ciężko ranny w Powstaniu, z bezwładem ręki, trafił do niewoli niemieckiej, w 1945 roku powrócił do Polski i ponownie został uwięziony, tym razem przez wroga polskojęzycznego. Jesień życia spędził w spokojnej Wielkopolsce. Wielkim szacunkiem darzyli Go ludzie do końca, nie znając Jego przeszłości.

Do mojego Witkowa wracam często. Tam mieszka nadal moja rodzina, tam jestem kilka razy w roku, a zawsze staram się być w listopadzie, by zapalić znicze na grobach moich bliskich. Cmentarz witkowski jest piękny. Kiedyś nie lubiłem i nie rozumiałem tego określenia. Zżymałem się słysząc, jak starsi na ogół ludzie, nazywali jakikolwiek cmentarz ładnym. Dziś wiem, że cmentarze mają swoją urodę, że każdy jest inny, że nie są końcem Drogi, a jedynie przystankiem. I kiedy to się zrozumie, przestają przerażać, bo każdy grób i każdy krzyż jest cząstką Polski, kamieniem milowym naszej historii.

Wielkopolanie miłują Boga, rodzinę i porządek. Dlatego cmentarze wielkopolskie otaczane są czcią. Podobnie witkowski. Stare drzewa, w konarach których mieszkają kukułki, chronią go przed wiatrem, a groby są czyste i zadbane.

Tam właśnie, na witkowskim, starym cmentarzu, spoczywa Adam Borys. I zawsze, kiedy tam jestem, jestem u Niego. Przychodzę pochylić czoło przed bohaterem mojej Ojczyzny, zapalam znicz i modlę się o takich ludzi dla Polski.

Chciałbym bardzo, aby każdy Polak pochylił się choć raz na jakiś czas nad przeszłością naszego Kraju, nad Historią. I żeby młodzież nie ulegała nawoływaniom o konieczności "wyboru lepszego jutra", bez oglądania się wstecz.

Albowiem bez zrozumienia i poszanowania przeszłości nie ma przyszłości ...

Nie wszystko jednak jest stracone. Bo trwamy w wierze i nadziei ...

Jest taka znana komedia, nakręcona przez Stanisława Bareję, pod tytułem "Miś", w której pada najpiękniejsze, moim zdaniem, stwierdzenie o tradycji, o historii, o Polsce. Uważam, że cały film mógł powstać jako pretekst dla tej jednej, końcowej sekwencji, dla przekazania widzowi tego właśnie przesłania. Może dla niego powstał… . Osadzenie go w konwencji komedii uwydatniło jego trafność i mądrość w sposób doskonały.

Widzimy zbliżenie kobiety tulącej na mrozie niemowlę i śpiewającej z matczyną czułością kołysankę, której melodia przywołuje wspomnienia z dzieciństwa, przeszywa serce wspomnieniem polskiej kolędy, "Lulejże, lulej ..." A w tle słyszymy wypowiedź prostego, starego człowieka, wozaka, przedstawiciela ludu, soli tej ziemi, który słysząc o daniu dziecku imienia Tradycja, reaguje słowami:

" Ona nie może się tak nazywać. Tradycja!

... no bo tradycją nazwać niczego nie możesz.
I nie możesz uchwałą specjalną zarządzić, ani jej ustanowić.
Kto inaczej sądzi, świeci jak zgasła świeczka na słonecznym dworze.
Tradycja, to dąb, który tysiąc lat rósł w górę ...
Niech nikt kiełka małego z dębem nie przymierza !
Tradycja naszych dziejów jest warownym murem ...
To jest właśnie kolęda, świąteczna wieczerza.
To jest ludu śpiewanie, to jest Ojców mowa!
To jest nasza historia, której się nie zmieni ...
A to, co dookoła powstaje od nowa ..., to jest nasza codzienność, w której my żyjemy ...".

czwartek, 2 kwietnia 2009

GARSTKA PRAWDY









nissan, czw., 02/04/2009 - 11:44
Powrót cenzury?
Środa, 1 Kwiecień 2009
Tomasz Strzyżewski, który w latach 70.ujawnił metody działania cenzury w PRL, pisze do prezesa...czytaj dalej...
Nagranie ze spotkania z autorem pełnej biografii Lecha Wałęsy - Pawłem Zyzakiem

Poniedziałek, 30 Marzec 2009
Zapraszam do wysłuchania nagrania ze spotkania z Pawłem Zyzakiem, autorem biografii "Lech...czytaj dalej...
kolejne artykuły
Mysi pisk Tuska
Między tradycją a rozwojem
Moczarski ciągle nieprzedstawiony
Zmarł Paweł Wieczorkiewicz
Było sobie ludobójstwo...
Bolek o bohaterze
Byle wyprzeć się "Bolka"
Kaczyński nie miał wpływu na książkę o Wałęsie

http://wyszkowski.eu/
ps.


K a z i m i e r z S z o ł o c h
(urodzony 8 IV 1932 r. w Raciborowicach - zmarł 10 III 2009 r. w Gdańsku)

Po długiej i ciężkiej chorobie wieczorem 10 marca 2009 r. zmarł w
Gdańsku Kazimierz Szołoch - legendarny przywódca strajku w Stoczni
Gdańskiej im. Lenina w Grudniu '70, działacz Wolnych Związków
Zawodowych Wybrzeża, Ruchu Obrony Praw Człowieka i Obywatela,
współpracownik KSS „KOR" i KPN, członek NSZZ „Solidarność".
Pochodził z patriotycznej, wielodzietnej rodziny (miał pięciu braci i
trzy siostry) osiadłej na gospodarstwie w Raciborowicach, w powiecie
hrubieszowskim na Lubelszczyźnie. Jego ojciec - Teodor Szołoch był
oficerem armii gen. Józefa Hallera, walczył z bolszewikami w 1920 r. i
był kawalerem Krzyża Virtuti Militarii. W czerwcu 1943 r. został
pojmany w Starachosławiu przez żandarmów niemieckich, a później
zamordowany przez oddział Ukraińskiej Armii Powstańczej. Jeden z jego
starszych braci - Jan, był żołnierzem AK i w lutym 1945 r. został
zamordowany przez NKWD w Białympolu.
Po odbyciu służby wojskowej i zawarciu małżeństwa, w 1955 r. Szołoch
osiadł w Gdańsku. Był pracownikiem Stoczni Remontowej, „Mostostalu" i
Zakładów Okrętowych Urządzeń Chłodniczych „Klimor", który delegował go
do Stoczni Gdańskiej im. Lenina.
W Grudniu ‘70 został członkiem Komitetu Strajkowego w Stoczni
Gdańskiej i brał udział w demonstracjach m. in. przemawiając pod
siedzibą dyrekcji zakładu i Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Gdańsku. Po
tzw. wypadkach grudniowych ukrywał się. Kiedy władze zwróciły się z
apelem do robotników, by zgłaszali się po nowe przepustki do zakładów
pracy, gwarantując przy tym, że nie grozi im żadna kara za udział w
demonstracjach, Szołoch stawił się w „Klimorze". Był śledzony i
inwigilowany przez SB. W dniu 22 grudnia 1970 r. SB i dyrekcja
„Klimoru" zorganizowała obławę na Szołocha, który jednak zdołał uciec.
Przez kilka tygodni ukrywał się na południu kraju bez kontaktu z żoną
i dziećmi. Został zwolniony z pracy.
W połowie stycznia 1971 r. Szołoch powrócił do Trójmiasta. Ze względu
na chorobę zawodową i wyczerpanie psychiczne poddał się leczeniu.
Przywrócony do pracy w „Klimorze" był zatrzymywany i nękany przez SB.
Po tym jak we wrześniu 1971 r. bezpieka po raz kolejny usiłowała
zatrzymać go na ternie zakładu pracy uciekł decydując się na wyjazd do
Warszawy. Dnia 27 września 1971 r. zgłosił się do siedziby KC PZPR,
gdzie złożył protest przeciwko ciągłym prześladowaniom adresowany do I
sekretarza Edwarda Gierka. Jednak w dalszym ciągu był wzywany na
przesłuchania i szykanowany w pracy. W dniu 16 marca 1974 r. został
ponownie zwolniony z pracy. Przez ponad rok pozostawał bez pracy i
środków do życia mając na utrzymaniu żonę i czworo dzieci. W czerwcu
1975 r. przyznano mu rentę inwalidzką z tytułu choroby zawodowej
(pylica).
W lutym 1978 r. nawiązał kontakt ze środowiskiem działaczy
antykomunistycznych w Trójmieście, m.in. z Bogdanem Borusewiczem,
Andrzejem Gwiazdą, Dariuszem Kobzdejem, Krzysztofem Wyszkowskim.
Udostępniał swój dom w Gdańsku Oliwie na spotkania konspiracyjne, np.
wykłady Lecha Kaczyńskiego. W dniu 27 kwietnia 1978 r. w jego domu
odbyło się spotkanie inicjujące działalność WZZ, które przerwała
interwencja SB. Później związał się ze środowiskiem ROPCiO i
Konfederacji Polski Niepodległej. W czerwcu 1978 r. wspierał głodówkę
w obronie aresztowanego Błażeja Wyszkowskiego. Był kolporterem prasy
niezależnej. Brał udział w manifestacjach upamiętniających masakrę
Grudnia ‘70 pod bramą nr 3 Stoczni Gdańskiej im. Lenina, gdzie w 1978
r. wygłosił przemówienie.
W okresie 1978-1980 Szołoch był wielokrotnie zatrzymywany i osadzany w
areszcie na 48 h. W sierpniu 1980 r. uczestniczył w strajku w Stoczni
Gdańskiej, a później angażował się w działalność NSZZ „Solidarność".
13 grudnia 1981 r. szczęśliwie uniknął internowania, gdyż przez
dłuższy czas przebywał w rodzinnych stronach na Lubelszczyźnie. Od
1970 r. był intensywnie rozpracowywany przez Wydział III SB w Gdańsku
w ramach sprawy obiektowej kryptonim „Jesień 70", kwestionariusza
ewidencyjnego i sprawy operacyjnego sprawdzenia krypt. „Kazek" oraz
sprawy operacyjnego rozpracowania krypt. „Kurier".
Nie mógł znaleźć zatrudnienia. Po 1989 r. szukał pracy na terenie
Niemiec. Bezskutecznie prosił władze wolnej Polski o pomoc materialną
i przyznanie uprawnień kombatanckich za udział w Grudniu '70. W 2007
prezydent Lech Kaczyński odznaczył go Krzyżem Oficerskim Orderu
Odrodzenia Polski.
Dobrym słowem i zachętą Szołoch wspierał wolne badania naukowe na
temat trójmiejskiego ruchu antykomunistycznego i oporu społecznego. Z
radością przyjął książkę IPN SB a Lech Wałęsa. Przyczynek do
biografii, w której przywrócono go pamięci historycznej i opisano jego
inwigilację ze strony TW ps. „Bolek".
Odszedł wielki Polak, wierny Bogu i Ojczyźnie. Cześć Jego pamięci!

Sławomir Cenckiewicz

Druga reakcja Lecha Wałęsy
Re: Re:

Szołoch przywódcą strajku w 1970 roku to na pewno nie był szukał ze strachu ochrony u Gierka . Nawet w takiej sytuacji ; obłuda , fałsz i bezczelna kłamliwa obrzydliwa gra .Szkoda że nie zdążył mnie przeprosić ,bo to jego pomówienie i tchórzostwo uruchomiło Bolka absurd , ale mimo wszystko po chrześcijańsku wybaczam mu ,a i w tej sytuacja jeszcze raz powtarzam nie mam nic wspólnego z Bolkiem .Walczyłem jak potrafiłem , nigdy nie dałem się złamać i tak pozostanie , mimo paranoicznych pomówień .
PS.2. -----------------------


Sławomir Cenckiewicz, Grzegorz Majchrzak
"Chcemy Panu pomóc"




Zapis rozmowy przewodniczącego NSZZ "Solidarność" Lecha Wałęsy z szefem Oddziału V Naczelnej Prokuratury Wojskowej płk. Bolesławem Klisiem i dyrektorem Biura Śledczego MSW płk. Hipolitem Starszakiem przeprowadzonej w dniu 14 listopada 1982 r.
Przewodniczący Komisji Krajowej NSZZ "Solidarność" Lech Wałęsa podobnie jak większość przywódców związku został zatrzymany w nocy z 12 na 13 grudnia 1981 r. Formalnie nie został internowany, jak inni przywódcy związku, lecz był "gościem" rządu(1). Został przewieziony do rządowej willi w Chylicach pod Warszawą, a potem przeniesiony do Otwocka, a w maju 1982 r. do Arłamowa. Przetrzymywano go w lepszych warunkach niż pozostałych przywódców związku. Miał dostęp do radia i telewizji, pozwolono też na odwiedziny rodziny i przedstawicieli Kościoła(2). Wysłannicy władz prowadzili z nim poufne rozmowy. Ostatecznie nie przyniosły one oczekiwanych rezultatów i 26 stycznia 1982 r. Lechowi Wałęsie wręczono decyzję o internowaniu. Jednak wcześniej, w ramach operacji Służby Bezpieczeństwa o kryptonimie "Renesans" (powstanie kontrolowanej przez władze "Solidarności"), starano się wpasować Wałęsę w koncepcję "neo-Solidarności" wykorzystując jako pośredników m. in. tajnych współpracowników (np. TW ps. "Walasek")(3). Efekty tych działań, jeszcze w połowie stycznia 1982 r. traktowano na ogół dość obiecująco,_________________________________________________
1. Jak informował 13 XII 1981 r., na podstawie rozmowy z Józefem Czyrkiem, ambasador NRD w Warszawie Horst Neubauer "Wałęsa nie został internowany. Został on poproszony przez wojewodę, aby udał się na rozmowę z ministrem Cioskiem w zależności od [jego] postawy [nastąpią] spotkania na wyższym i najwyższym stopniu". Zob. W. Sawicki, Sowiecka interwencja w Polsce w grudniu 1981? - nieznany dokument z archiwów byłej NRD , [w:] Studia i materiały z dziejów opozycji i oporu społecznego , t. 2, pod red. Ł. Kamińskiego, Wrocław 1999, s. 149. 2. Po raz pierwszy żona Danuta z dziećmi odwiedziła go już w dniach 16-18 XII 1981 r. Jeszcze wcześniej - 14 XII odwiedził go biskup Bronisław Dąbrowski. Więcej na temat warunków w jakich przebywał przewodniczący związku zob. Stan wojenny w dokumentach władz PRL (1980-1983) , oprac. B. Kopka, G. Majchrzak, Warszawa 2001, s. 275-280; Odwiedzający regularnie przewodniczącego "Solidarności" ksiądz Alojzy Orszulik w rozmowie z funkcjonariuszami MSW w dniu 29 października 1982 r. tak określił jego sytuację "Stwierdziłem, że wobec Wałęsy stosuje się najcięższą formę izolacji. Trzyma się go w złotej klatce i twierdzi, ze jest gościem rządu". Zob. bp A. Orszulik SAC, Czas przełomu. Notatki z rozmów z władzami PRL w latach 1981-1989 , Warszawa-Ząbki 2006, s. 93. 3. AIPN, IPN Gd, 003/176, k. 29, Notatka służbowa mjr. Franciszka Chmielewskiego z rozmowy z TW ps. "Walasek" przeprowadzonej w dniu 18 stycznia 1982 r., Gdańsk, 19 I 1982. Zob. także: S. Cenckiewicz, Pomorze Gdańskie i Kujawy , [w:] Stan wojenny w Polsce 1981-1983 , po redakcją Antoniego Dudka, Warszawa 2003, s. 520; G. Majchrzak, Esbecka panna "S" , "Rzeczpospolita", 13 XII 2002. Pośrednim potwierdzeniem prowadzonych z Wałęsą rozmów po 13 grudnia 1981 r. jest również postawa jego bliskich współpracowników w pierwszych dniach stanu wojennego. Przykładowo kiedy na terenie Stoczni Gdańskiej im. Lenina pojawili się: Mieczysław Wachowski, Danuta Wałęsowa i ks. Henryk Jankowski, to zachęcali strajkujących do przerwania protestu twierdząc, że są w kontakcie z Wałęsą, który "prowadzi rozmowy w Warszawie" i "wszystko będzie dobrze", a kontynuowanie strajku "może utrudnić rozmowy". Por. K. Masiak, Zszedłem z pola , [w:] Region USA. Działacze "Solidarności" o kraju, o emigracji , o sobie , rozmawiał Andrzej Krajewski, Londyn 1989, s. 117-118. _________________________________________________by pod koniec miesiąca uznać je za nierealne(4). Na jego zwolnienie zdecydowano się po dziesięciu miesiącach, po uzyskaniu dogodnego pretekstu. W dniu 8 listopada 1982 r. Lech Wałęsa napisał słynny "list kaprala do generała", w którym stwierdzał: "Wydaje mi się, że nadchodzi już czas wyjaśnienia niektórych spraw i działania w kierunku porozumienia. Trzeba było czasu, aby wielu zrozumiało, co można i na ile można. Proponuję spotkanie i poważne przedyskutowanie interesujących tematów, a rozwiązanie przy dobrej woli na pewno znajdziemy"(5) . List natychmiast został przekazany telefonogramem z Arłamowa do ministra spraw wewnętrznych Czesława Kiszczaka, a przez niego do adresata czyli I sekretarza Komitetu Centralnego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej Wojciecha Jaruzelskiego. Ten jeszcze tego samego dnia zapoznał z jego treścią swoich najbliższych współpracowników. Jak zapisał w swoich wspomnieniach ówczesny wicepremier Mieczysław Rakowski uznano jednak, że list jest zbyt ogólny. Postanowiono, że Wałęsie "trzeba [...] zaproponować tekst poważniejszy"? Przedstawiciele władz rościli sobie prawo do ingerowania w treść oświadczeń przewodniczącego "Solidarności", bowiem tekst "w stylu Wałęsy" napisano(6) . Misję przekonania przewodniczącego "Solidarności" do jego firmowania powierzono Kiszczakowi. Spotkał się on z Wałęsą 9 listopada. Jednak ten, mimo gróźb pod jego adresem, odrzucił proponowany przez władze tekst(7). Tego samego dnia Jaruzelski zapoznał treścią listu i informacją Kiszczaka w tej sprawie Sekretariat KC PZPR. W protokole posiedzenia odnotowano, iż "Sekretariat zdecydował wysłać dla przeprowadzenia dodatkowej rozmowy [czyli była wcześniejsza rozmowa - przyp. S.C. i G. M.] z Lechem Wałęsą tow. Czesława Kiszczaka, określając stanowisko jakie powinien w tej sprawie zająć"(8). Zdecydowano jednocześnie, że kolejna rozmowa ma się odbyć po 10 ________________________________________________4. Wiele szczegółów dotyczących rozmów przedstawicieli władz oraz wysłanników Prymasa Polski opisuje bp Alozjy Orszulik w przywołanej już książce: A. Orszulik, op. cit. , s. 9-99. 5. L. Wałęsa, Droga nadziei , Kraków 1989, s. 270. Jak twierdził Wałęsa: "Postanowiłem dokonać ryzykownego otwarcia, oceniając, że jego ryzyko jest mniejsze od strat spowodowanych przedłużającym się impasem[...] Oni ten list ogłosili później, po zgaszeniu demonstracji [z okazji drugiej rocznicy rejestracji "Solidarności"], kiedy nie mógł mieć planowanego znaczenia.. I w ten sposób na koniec pobytu w Arłamowie trochę się wyłożyłem. Problem był z podpisaniem tego listu. Przekalkulowałem to krótko, bo jednak zwykle działam szybko, pod wpływem impulsu: jeśli podpiszę >przewodniczący<, to w ogóle go nie ogłoszą, jeśli pominę >Solidarność<, ludzie powiedzą, że zdradziłem, więc wymyśliłem - >kapral<" ( ibidem , s. 270-271). Jak wynika z zapisków ks. Alojzego Orszulika, odwiedzającego internowanego przewodniczącego "Solidarności", Wałęsa wielokrotnie zgłaszał gotowość do rozmów z władzą (przy udziale doradców i strony kościelnej). Mimo jednak starań przedstawicieli Kościoła i obietnic władz do konkretnych negocjacji w tej kwestii nie doszło. 6. M. F. Rakowski, Dzienniki polityczne 1981-1983, Warszawa 2004, s. 401. 7. Jak zapisał Rakowski: "Wałęsa odrzucił proponowany przez nas tekst. Chciał utopić wszystko w ogólnikach. Był u niego Kiszczak, który powiedział mu, że to nie żarty. Ostrzegaliśmy go wielokrotnie i mógł się przekonać, że nie żartujemy. Przypomniał mu także historię z dolarami". Zob. M. F. Rakowski, op. cit. , s. 402. 8. Archiwum Akt Nowych [dalej: AAN], Komitet Centralny Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej [dalej: KC PZPR], 2265, k. 141. Protokół nr 29 z posiedzenia Sekretariatu KC PZPR w dniu 9 XI 1981 r. ________________________________________________ listopada oraz "żeby nie dotyczyła związków zawodowych"(9). Wobec niepowodzenia akcji podziemnej "Solidarności" w drugą rocznicę rejestracji związku (10 listopada 1982 r.) władze zdecydowały o zwolnieniu Wałęsy z internowania. Komunikat na ten temat podano 11 listopada w pierwszym wydaniu "Dziennika Telewizyjnego" o godzinie 17.00. Notabene spowodował on oburzenie pogrążonych w żałobie towarzyszy z Moskwy, gdyż dzień wcześniej o tej samej porze informowano o śmierci I sekretarza Komitetu Centralnego Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego Leonida Breżniewa(10). Nie można też wykluczyć, że to właśnie śmierć Breżniewa przesądziła o operacji zwolnienia Wałęsy. Jednak przewodniczący "Solidarności" nie odzyskał wolności 11 listopada, do domu wrócił dopiero trzy dni później(11). Spowodowało to spekulacje na temat tego co działo się w tym czasie, pojawiły się np. pogłoski o tajnym spotkaniu z Jaruzelskim. Dementował je rzecznik prasowy rządu Jerzy Urban(12). Tymczasem jak wynika ze wspomnień Rakowskiego był realizowany scenariusz zaplanowany przez Ministerstwo Spraw Wewnętrznych. Pod datą 12 listopada zapisał on: "Ludzie Kiszczaka opracowali następujący scenariusz: jeszcze dziś lub jutro zostanie przewieziony do Otwocka. Tutaj odbędzie się rozmowa z nim, którą przeprowadzi prokurator[...] Następnie z Wałęsą porozmawia Ciosek i poradzi mu, żeby wyjechał na jakiś czas do sanatorium. Poczyni mu także mgliste obietnice na temat jego przyszłego miejsca w życiu politycznym kraju. W niedzielę wieczorem, a więc pojutrze, zostanie oddany pani Wałęsowej"(13). Ostatecznie scenariusz przedstawiony przez Rakowskiego został nieco zmodyfikowany. Nic nie wiemy czy z przewodniczącym "Solidarności" spotkał się minister członek Rady Ministrów (ds. współpracy ze związkami zawodowymi) Stanisław Ciosek. Natomiast 13 listopada z Wałęsą rozmawiał płk Władysław Kuca dyrektor Biura Studiów _________________________________________________9. AAN, KC PZPR, V/186. Protokół nr 56 z posiedzenia Biura Politycznego KC PZPR w dniu 18 XI 1982 r., k. 227.10. Ch. Andrew, W. Mitrochin, Archiwum Mitrochina. KGB w Europie i na Zachodzie , Warszawa 2001, s. 928. 11. Do dziś w literaturze przedmiotu pojawia się rozbieżność co do daty zwolnienia Wałęsy. Jedni autorzy podają 12 XI 1982 r. (zob. A. Andrusiewicz, Polska 1980-1990. Kalendarz dekady przełomu , Rzeszów 1995; M. Pernal, J. Skórzyński, Kalendarium "Solidarności" 1980-1989 , Warszawa 1990), a inni 14 XI 1982 r. (zob. biogram Lecha Wałęsy, [w:] Opozycja w PRL. Słownik biograficzny 1956-89 , t. 1, pod red. J. Skórzyńskiego, Warszawa 2000). Sam Lech Wałęsa w autobiografii Droga nadziei nie podaje daty zwolnienia z internowania. 12. Podczas konferencji prasowej w dniu 16 XI 1982 r. rzecznik prasowy rządu mówił: "ja informowałem na tej sali, czytałem komunikat, z którego wynikało, że 8-go Lech Wałęsa napisał list, że 10-go minister spraw wewnętrznych wydał polecenie właściwemu komendantowi [MO] w Gdańsku, aby podpisał decyzję o uchyleniu internowania. Uprzedzałem także państwa, że to zwolnienie, jego przybycie do domu to jest kwestia najbliższych dni, w związku z tym cały ten szum i wszystkie spekulacje są trochę bez sensu[...] Ja tutaj mam np. takie sensacyjne doniesienia o tajnym spotkaniu z Jaruzelskim, spekulacje związane z tym, że w tym czasie nieobecni byli Rakowski i Glemp w Warszawie, a więc spekulacje, że nastąpiły jakieś spotkania. To wszystko jest nieprawda. Żadne rozmowy polityczne z Wałęsą się nie odbywały ( Stenogramy z konferencji prasowych w Centrum Prasowym Intepress 13.XII.1981-31.VII.1984 , t. 1, s. 277). 13. M. F. Rakowski, op. cit. , s. 406._______________________________________________ MSW, specjalnej jednostki Służby Bezpieczeństwa powołanej na początku stanu wojennego do zwalczania "Solidarności", a wcześniej naczelnik wydziału odpowiedzialnego za rozpracowanie władz krajowych związku. Następnego dnia przewodniczącego "Solidarności" przewieziono do Warszawy do Naczelnej Prokuratury Wojskowej, gdzie rozmowę z nim przeprowadzili płk Bolesław Kliś - szef Oddziału V NPW oraz płk Hipolit Starszak - dyrektor Biura Śledczego MSW. Obie rozmowy miały na celu "rozmiękczenie" Wałęsy przed jego powrotem do Gdańska. Podobnie jak rozmowa przeprowadzona z nim kilka dni później w Gdańsku przez szefa Wojewódzkiego Urzędu Spraw Wewnętrznych w tym mieście gen. Jerzego Andrzejewskiego(14). Warto w tym miejscu przypomnieć, że działania władz w związku ze zwolnieniem przewodniczącego "Solidarności" nie skończyły się na przeprowadzeniu z nim kilku rozmów. Służba Bezpieczeństwa podjęła również szereg działań w celu obniżenia jego autorytetu i skompromitowania go zwłaszcza w oczach Kościoła. Prymasowi Polski Józefowi Glempowi i papieżowi Janowi Pawłowi II przekazano spreparowany film (wraz ze stenogramem) zawierający rozmowę Lecha Wałęsy z jego bratem Stanisławem oraz materiały o charakterze obyczajowym. Śledzono też oczywiście pilnie jego każdy krok po zwolnieniu. *** Prezentujemy poniżej zapis rozmowy, która odbyła się 14 listopada 1982 r. w godzinach 11.30-14.10 w naczelnej Prokuraturze Wojskowej w Warszawie. Miała ona na ________________________________________________14. Wspomina o niej w swych dziennikach (pod datą 19 XI 1982 r.) M. Rakowski: "Wysłuchaliśmy nagrania z rozmowy szefa MO w Gdańsku, gen. [Jerzego] Andrzejewskiego z Wałęsą. Zawierała akcenty, z których wynikało, że W[ałęsa] jest posłuszny szefowi MO". Zob. M. F. Rakowski, op. cit. , s. 414. 15. Według Wasilija Mitrochina i Christophera Andrew: "Kiszczak z miejsca pospieszył zapewnić Pawłowa, że chociaż Wałęsa został zwolniony, to jednak kampania dyskredytacji nie ustała. Natomiast Jaruzelski poinformował Aristowa o przygotowaniu materiałów oczerniających Wałęsę, w tym pornograficznych (przypuszczalnie Wałęsa z kochanką), które przedstawiają go jako >chamskiego intryganta o gigantycznych ambicjach<". Por. Ch. Andrew, W. Mitrochin , op. cit. , s. 928. O działaniach władz w celu neutralizowania Wałęsy wspomina również M. Rakowski (zapiski z 17 XI 1982 r.): "Wieczorem telefoniczna rozmowa z W[ojciechem] J[aruzelskim], także na temat Wałęsy. Wojciech obawia się, że może on teraz przemawiać do narodu niemal każdego dnia via Wolna Europa. Wprawdzie - mówił - Kiszczak ma na to różne sposoby, to, jak się domyślam, chyba jakiś dowód na to, że Wałęsa w latach siedemdziesiątych współpracował z SB". I dalej (notatki z 19 XI 1982 r.): "Przed południem spotkanie u Kiszczaka. Generałowie SB i Stachura (nie zabrał głosu), Ciastoń (szef SB) i płk Wiejak oraz Ciosek, Główczyk, Urban i ja. Temat: co dalej z Wałęsą. Chodziło głównie o ustalenie taktyki wobec Wałęsy, który - jak przypuszczam - będzie przez swoich doradców, a także przez Kościół, kreowany na męża opatrznościowego, na człowieka, który gotów jest do kompromisu, chce porozumienia etc.". Zob. M. F. Rakowski, op. cit. , s. 410-411 i 414. 16. Jeszcze 13 XI 1982 r. Wydział "B" KW MO w Gdańsku opracował Plan organizacji obserwacji fig. [uranta] ps[eudonim] >Wół<>dla dobra Polski<>będzie się starał<>Solidarności< href="http://www.rodaknet.com/rr_lustracja_walesa2.htm">...czytaj dalej
24. 06. 2006r.RODAKpress


MALTA była DRUGA YALTA


Základní motto:
Pokud čtyři české tajné služby nedokázaly za 18 let postavit před soud ani jednoho ruského agenta, pak to může znamenat pouze dvě věci:
1) Žádní ruští agenti u nás nejsou a nikdy nebyli...
2) Ve vedení našeho státu byli a jsou pouze ruští agenti!
Buď platí jedno, anebo platí to druhé! Třetí možnost neexistuje!!!
Zvažme sami - na základě svých vlastních znalostí uplynulých 42 let otevřené komunistické diktatury a 21 let přímé ruské vojenské okupace, ale i následujících 18-ti let (post) komunismu - která z těchto dvou možností je ta pravděpodobnější...
-----------------------------
Malta byla druhá Jalta, aneb
Z Mnichova přes Jaltu na Maltu.
...25/10/1989 Gorbačov v Helsinkách oznamuje to, co později mluvčí ministerstva zahraničí Gerasimov nazval Sinatra doctrine: Sovětský svaz dovolí svým vazalským státům „do it their way - dělat si to jak chtějí“, což značně připomíná Brežněvův výrok „eto vaše dělo! – to je vaše věc“.
09/11/1989 Berlínská zeď je otevřena a Bush není příliš potěšen: „I am not going to dance on the wall - Nepůjdu na tu zdi tančit“, protože se bojí, že to popudí Gorbačova.
2 - 3/12/1989 Malta Summit. Bush a Gorbačov dosahují shody (tajné) o baltských státech i o východní Evropě všeobecně: Gorbačov slibuje, že nepoteče krev a Bush slibuje, že mu v tom případě nebude dělat problémy („not to create big problems for you“), ať si to tam tedy zařídí, jak chce....


PS.
NIEPRZEDAWNIONE
Gdzie woda truje i trawa nie rośnie
"Przeżyć wybuch jądrowy w bezpośredniej bliskości!" - taki rozkaz wydał żołnierzom w 1954 roku marszałek Żukow, nadzorujący operację na poligonie Tockoje w obwodzie orenburskim.

I żołnierze sowieccy przemaszerowali przez epicentrum wybuchu nuklearnego. Podczas "eksperymentu" użyto bomby atomowej o mocy dwukrotnie większej niż w Hiroszimie, zaś w strefę zero wysłano 45 tysięcy ludzi, 600 czołgów, 600 transporterów opancerzonych i 320 samolotów. Sowieci chcieli sprawdzić możliwość wykorzystania broni jądrowej w wojnie konwencjonalnej, wyobrażali sobie bowiem, że eksplozja przerwie linię frontu, po czym wybrane oddziały przedostaną się przez wyłom na tyły wroga. W Tockoje "niebiescy" bronili wyłomu, "czerwoni" nacierali.
Przed akcją wszystkim wydano po dwie pary kalesonów i koszul, zimowe szynele oraz maski przeciwgazowe dla ochrony przed promieniowaniem. Żołnierzom kazano położyć się w płytkich okopach i otworzyć usta. - Karabiny musieliśmy schować pod siebie, żeby lufy nie powyginały się od temperatury. Pomyślałem: a co będzie ze mną? - mówił potem jeden z nich. Przed ćwiczeniami podpisali zobowiązanie o przestrzeganiu tajemnicy wojskowej; po manewrach nie dostali pomocy lekarskiej.
Umierali jeden po drugim, podczas gdy dokumentację wojskową starannie fałszowano, wpisując jako przyczyny zgonów zatrucia, zakażenia, choroby serca.
Wiadomo już, że rozkaz Żukowa wypełniło zaledwie pięciuset, może tysiąc podkomendnych.
Największą w historii bombę atomową Sowieci zrzucili w 1961 roku nad Nową Ziemią na Oceanie Arktycznym. "Car Bomba" o mocy 58 megaton, czyli 3867 razy większej niż w Hiroszimie, wytworzyła energię równą jednemu procentowi mocy powierzchni Słońca. Powstała kula plazmy o temperaturze 5 mln stopni i średnicy 4 kilometrów. Żołnierze i więźniowie pozamykani w łagrach dosłownie wyparowali razem z pobliskimi wysepkami. Grzyb wysoki na 60 i szeroki na 40 kilometrów widziano w promieniu tysiąca kilometrów. Fala uderzeniowa okrążyła Ziemię trzykrotnie. Na poligonie w Semipałatyńsku, gdzie Sowieci w 1953 roku przeprowadzili swoją pierwszą eksplozję termojądrową, wiatr często wiał w kierunku północnego Ałtaju, zamieszkanego przez wysiedlonych Tatarów, Niemców i rosyjskich inteligentów, słowem: element politycznie niepewny. Chmury radioaktywne opadały tam ponad 500 razy - podobnie jak na chińską prowincję Xinijiang. która do dziś jest najbardziej skażonym rejonem na Ziemi. Mao nie protestował, bo uważał żyjących tam Ujgurów za "plemię zdradzieckie".
W ZSSR na 110 poligonach wybuchło około 1000 bomb nuklearnych. Liczby zmarłych i chorych nie da się określić. Wiadomo jednak, że promieniowanie w okolicach Orenburga jest nadal wyższe niż w Czarnobylu, gdzie do awarii doszło równo 23 lata temu. Wiadomo, że na skutek eksperymentów pod Semipałatyńskiem, który leży teraz w Kazachstanie, skażenie radioaktywne przekracza wielokrotnie normę, że ponad milion osób cierpi na chorobę popromienną, 85 procent na ciężką anemię, 70 procent wykazuje uszkodzenia chromosomalne. Wciąż na świat przychodzą tysiące kalekich dzieci ze zmianami genetycznymi.
Zachodni pacyfiści i ekologowie spod znaku zielonych protestowali przeciwko próbom jądrowym - francuskim, amerykańskim, brytyjskim. Cierpienia setek tysięcy ludzi w Sowietach i Chinach nie budziły ich oburzenia. Nikt nie organizuje międzynarodowej pomocy dla ofiar, nikt nie domaga się osądzenia winnych.
Do eksplozji dochodziło też niedaleko granic Polski, ale w latach 50. i 60. nikt o tym nie informował. I nie poinformuje, bowiem drażnienie Rosji nie leży w niczyim interesie.
Anna Zechenter
Autorka jest pracownikiem IPN w Krakowie
31.03.2009r. http://www.rodaknet.com/rp_art_4374.htm