WPŁATY POLSKI do EU 2014 :
17 mld 700 mln 683 tys. zł.
1 mld 492 mln / mies
środa, 9 lipca 2014
Śladami N. Tesli
- BEZPRZEWODOWY PRZESYŁ ENERGII ELEKTRYCZNEJ (WiTricity) -
Dziś zaprezentuję model transmitera zbudowany na jednym ze schematów krążących w Internecie. Każdy kogo interesuje postać i dokonania Nikoli Tesli wie, że pomysł nie jest nowy, a bezprzewodowy przesył był prezentowany już 120 lat temu. W roku 2007 w prasie pojawiły się wzmianki o zasileniu żarówki o mocy 60W na odległość 2 metrów. Mowa tu o profesorze Marin Soljacic okrzykniętym “nowym Teslą”. W roku 2009 Sonyprzedstawiło telewizor zasilany bezprzewodowo na odległość 20 cali. W 2010natomiast była mowa o coraz większym zainteresowaniu koncernów pomysłem komercjalizacji tego rozwiązania itd. Zastanawiałem się jak to wszystko się rozwinie... Ciekawe jest, że mimo faktów przedstawionych wyżej jak i codziennego korzystania z przedmiotów takich jak radio, czy bezprzewodowy Internet, zasilanie bez przewodów wciąż dziwi i szokuje. Wiele osób uznaje je za niemożliwe, inni zaś widzą w tymniesamowitą, kosmiczną technologię.
Metoda Marina Soljacica jest bezpieczna. Nie wykorzystuje wysokich napięć, czy teżmikrofal. Dystans jest niewielki, a przeznaczenie to zasilanie drobnych urządzeń. Działanie jest kierunkowe. Cóż, do celu w jakim zostało wykorzystane - wystarcza w zupełności. Świat od roku 2007 zmienił się nie do poznania. Można powiedzieć, że ludzie “pochylili głowy” nad nowymi technologiami, a ładowanie na odległość brzmi bardzo “smart”. Ładowanie telefonów w kawiarniach i temu podobnych miejscach bez konieczności ich podłączania niebawem stanie się normalnością. Póki co sprzedawane sąbezprzewodowe ładowarki. Aby odbiornik był zasilany musi stać się odbiornikiem, a więc być wyposażony w obwód LC, czyli cewkę i kondensator. Zaciski cewki odbiorczej z wpiętą równolegle pojemnością (odpowiednio dobraną) można traktować jakouzwojenie wtórne transformatora w zasilaczu. Dodając do tego prostownik,stabilizator napięcia itd. można je łatwo dostosować do konkretnego odbiornika. O ile nadajnik jest w stanie współpracować z kilkoma cewkami odbiorczymi to wydajność zależy od ich umiejscowienia względem cewki nadawczej. Prezentowany przeze mnie model, wbudowany w drewniane pudełko sprawuje się jak należy. Na zdjęciach niżej przedstawiamy widoczny gołym okiem przykład jego działania - zasila spory kawałek paska LED. (zasięg nadajnika sięga do około 40 cm)
- ODBIORNIK - PASEK LEDOWY PRZYMOCOWANY DO CEWKI ODBIORCZEJ Z KONDENSATOREM I MOSTKIEM PROSTOWNICZYM -
- PASEK LED BEZ ZASILANIA -
- WŁĄCZONY NADAJNIK - ENERGIA BEZPRZEWODOWA ZASILA PASEK LED -
( polsko )-prlowska historia r a d i a
http://www.trawniki.hg.pl/traw/radio.html
Radio
Strona w budowie
Radio towarzyszyło mi od zawsze. Opowiadali mi rodzice, że gdy miałem dwa lata, czy coś koło tego, bardzo trudno było zagonić mnie wieczorami do spania. Ale wystarczyło, by o 20.00 ojciec włączył radio (o tej porze Radio Madryt nadawało audycję w języku polskim) i rozległa się zapowiedź "Radio Espana" - dla mnie to brzmiało, jak "Radio do spania" - a dawałem się potulnie ułożyć do łóżka. Tak się zaczynała moja fascynacja radiem.
To było w moim rodzinnym Lęborku. Mieliśmy wtedy radio "Pionier". Służył nam jeszcze ileś lat, po przeprowadzce, w Trawnikach. Radio było włączone bardzo często. Pierwszymi wykonawcami, jacy utkwili mi w pamięci, był zespół Mazowsze i chór Aleksandrowa. W wykonaniu tego drugiego zespołu szczególnie poruszało mnie "Poluszko Pole". Od tego zaczęły się moje fascynacje muzyczne.
Wtedy słuchałem tylko Polskiego Radia. Były tylko dwa programy: pierwszy na długich a drugi na średnich falach. Dość szybko odkryłem, że kręcąc gałką, zwłaszcza w nocy, można łapać stacje z sąsiednich krajów a nawet i dalszych. To był przełom lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych. Polskie radio nadawało wtedy muzykę nie bardzo mi odpowiadającą, choć rodzynki się zdarzały. Światowe przeboje, na które łapczywie polowałem, trafiały się w audycji "Muzyka i aktualności", "Radio-Reklama", "Koncert życzeń". Nieco później natrafiłem na "Rewię piosenek" Lucjana Kydryńskiego i ta audycja powaliła mnie na kolana (teraz z lubością słucham audycji Marcina Kydryńskiego). Czekałem na tę audycję w napięciu i z bijącym sercem. Były tam super nowości nieosiągalne w innych audycjach. No, i sam pan Kydryński prowadził ją w sposób ujmujący, jak nikt. Słuchałem jej zawsze, do ostatniego wydania. Sygnałem Rewii, gdy zacząłem jej słuchać, była Melancholy Rhapsody - Harry James and His Orchestra. Prowadziłem kiedyś zeszyt, w którym spisywałem repertuar audycji przez kilka lat. Niestety, gdzieś mi zaginął.
Chciałbym też odnotować audycje Ryszarda Atamana w Radio Rzeszów o 16.05 w środy i soboty "Z płytoteki Ryszarda" oraz "Gwiazdy z mojej płytoteki.", dość krótki cykl "Herbatka we dwoje" Marka Gaszyńskiego z jazzem, którego w PR było, jak na lekarstwo albo i jeszcze mniej. Jazz był generalnie na indeksie, ale chłopcy z radia przemycali go (chwała im za to!) w takich audycjach, jak "Rewia orkiestr tanecznych". Trafiały się tam tacy artyści, jak Count Basie, Harry James, Gene Krupa, Artie Shaw, Glenn Miller, Ted Heath i wiele innych podobnych nazwisk. Ja jeszcze czekałem, kiedy w zapowiedziach pojawi się Xavier Cugat, Perez Prado, czy Lecuona Cuban Boys. Ale to już trochę inny rodzaj muzyki.
Słuchałem też:
Rozgłośnia Harcerska Zacząłem słuchać jej gdzieś ok. 1960, może 61 roku. A może wcześniej? Z sentymentem wspominam tamte próby namierzenia Rozgłośni wśród gwizdów, brzęczeń, warkotów i innych zakłóceń charakterystycznych dla fal krótkich. Wtedy Rozgłośnia robiła jedną półgodzinną audycję dziennie od wtorku do soboty. Powtarzane były co godzinę między 10:00 a 17:00. Były to audycje informacyjne przygotowywane przez ZHP. Natomiast w niedziele była audycja Marka Gaszyńskiego i Witolda Pogranicznego "30 minut rytmu" z jazzem i rockiem. Pomiędzy tymi audycjami powtarzano wszystkie audycje z minionego tygodnia. Program więc był skromny ale "30 minut rytmu" przeszło do legendy. Muzyki jaką w niej prezentowano nie można było usłyszeć w Polskim Radio. Nie potrafię powiedzieć, jak długo nadawano tę audycję. Nie wiem też, kiedy rozszerzono program do kilku, czy nawet więcej godzin ale coś takiego chyba nastąpiło na przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych. Wtedy była na pewno Lista Przebojów Rozgłośni Harcerskiej. Oto dowód:
Listy z 1969 i 1970 r.
Nie potrafię powiedzieć jak długo istniała ta lista. Nie potrafię też powiedzieć, jak długo nadawali na falach krótkich w paśmie 41 m. (w ostatnim okresie mieli bodaj trzy nadajniki pomiędzy 41 a 44 m.). Gdzieś w latach osiemdziesiątych nadawali na krótkich i częściowo na fali Programu IV PR. Później tylko w programie IV, by, już w obecnych realiach wystartować na UKF jako Radiostacja Harcerska a obecnie jako Radiostacja. Ale to już zupełnie inna historia i zupełnie inne radio.
Może jeszcze wspomnę, że w RH miał swoją audycję Jacek Fedorowicz i był to najprawdopodobniej jego debiut radiowy. Prowadził coś w rodzaju plebiscytu polegającym na wytypowaniu pięciu piosenek bodaj z dziesięciu, które zdobędą najwięcej głosów wśród słuchaczy. Przy czym piosenki były absolutnie różnego rodzaju, więc próba odgadnięcia wyników była dość karkołomna. Do następnej audycji przechodziła zwycięska piątka, dochodziło pięć nowych i z nich wszystkich ponownie trzeba było wybrać kolejną piątkę itd. Dla trafnie typujących do wygrania był gramofon ale nie pamiętam, czy ktoś go wygrał. Ten epizod w karierze Jacka Federowicza jest niemal nieznany. Szlify genialnego radiowca (późniejsze "Sześćdziesiąt minut na godzinę" w Programie III!) zdobywał właśnie w Rozgłośni Harcerskiej.
Przełomem dla mnie było odkrycie Radio Luxembourg. To mógł być rok 1960. Pamiętam, że "chodziła" wtedy Connie Francis z piosenką "Vacation", była Brenda Lee, Chubby Checker, Neil Sedaka. Czekałem na początek programu o 19.30 z utęsknieniem. Przez kilka lat nie interesowały mnie wieczorem żadne inne programy. Top Twenty odkryłem nieco później. Na pierwszym miejscu pierwszej mojej wysłuchanej Top Twenty był Gerry And The Pacemakers z "How Do You Do It". Radio Luksemburg na słynnej fali 208 m (1440 kHz) zakończyło nadawanie 30 grudnia 1991 r. a ostatecznie zamilkło (nadawało jeszcze przez satelitę) 30 grudnia 1992 r. Jednak czasy się zmieniły, powstały nowe technologie i środki przekazu, dzięki którym Radia Luksemburg od 2005 r. znowu można słuchać - przez internet oraz na falach krótkich w systemie DRM. Od czasu do czasu słucham ich przez sentyment, tym bardziej, że nadal niektóre programy prowadzą prezenterzy z dawnego Radio Luxembourg.
I choć Radia Luksemburg mniej lub bardziej regularnie słuchałem do końca jego audycji, to dość szybko znalazłem konkurentów. Z pewnością VOA i
Moja legitymacja członka Klubu Friends Of Music USA
Willis Conover z jego Music USA i Jazz Hour oraz Pop Club na France Inter prowadzony zawsze przez Jose Artura i często wespół z Pierre Lattes. Moje upodobania jazzowe kształtował Conover a wyrafinowanego rocka uczyłem się w Pop Club.
Podczas Jazz Jamboree 1972 dwukrotnie miałem okazję zamienić kilka zdań z Wiilisem Conoverem. Na egzemplarzu pisma Jazz Forum zostawił mi autograf:
W wojsku byłem w latach 1968-1970. Nie rozstałem się z falami eteru. Prawie cały czas miałem ze sobą radio tranzystorowe
W garści kultowy VEF. Zima 1969/70 (fot. ?)
VEB Transistor 10 produkcji radzieckiej więc mogłem słuchać swojej ukochanej muzyki. Mało tego. Szczęśliwie miałem możliwość godzinami przesiadywać na radiostacji R-118, gdzie ze znakomitą jakością słuchaliśmy Radio Northsea International (jak dziś pamiętam częstotliwość 6210 kHz) i, oczywiście, Radio Luxembourg (1440 lub późną nocą 6090 kHz)
Radio pirackie.
Powinienem wspomnieć coś o pirackich rozgłośniach. Przed laty Jan Krzysztof Wasilewski w "Gazecie w Lublinie" (lokalny dodatek "Gazety Wyborczej") prowadził rubrykę "Więcej muzyki" i kiedyś opublikował w niej mały cykl o nielegalnych radiostacjach nadających z morza. Podzieliłem się z autorem moimi o nich wspominkami. Fragmenty listu zostały wydrukowane 2 lipca 1993 r. Cytuję z zachowanego wycinka:
"...Nasłuchiwałem tych stacji - pisze do "Więcej muzyki" pan Marek Kosmala z Lublina - w latach sześćdziesiątych.
Radio England słychać było najlepiej. Jeszcze dzisiaj dźwięczy mi w uszach ich jingle "It's swinging, swinging Radio England". Nie działało długo. Nadajnik przejęli Holendrzy, by zacząć nadawać - już jako Radio Dolfin (Delfin?). Łapałem jeszcze Radio Seagull - jeśli dobrze pamiętam. Z różną jakością odbierałem Radio Caroline, a przez pewien czas łapałem nawet Caroline South i Caroline North. Łapałem też Radio London, Radio Scotland, Radio Northsea International. To ostanie działało chyba najdłużej, także na falach krótkich. Radia Caroline słuchałem tej nocy, kiedy upływał termin ultimatum, wyznaczonego przez brytyjskie władze. O północy zapowiedziano, że nadal zostają na antenie i nie zamierzają rozstawać się ze słuchaczami. I puścili "All You Need Is Love" The Beatles... Przełączyłem się na Radio London, żeby sprawdzić, jak oni się zachowują. Żegnali się ze słuchaczami jeszcze przez trzy godziny w przejmujący sposób (tak to wtedy odbierałem), nadając smutne w nastroju kawałki. Utkwił mi w pamięci The Nice i "Hang On To A Dream"... O trzeciej nad ranem usłyszałem słowa: "Milkniemy na zawsze. Żegnajcie".
Żałuję, że nie miałem wtedy magnetofonu i nie mogłem tego nagrać tak, jak nagrałem sobie ostatnie godziny Radia Luksemburg na falach średnich z 29 na 30 grudnia 1991 - i ich ostanie godziny w ogóle, w końcu roku 1992... "Swinging Station Of The Stars..." Pierwszą piosenką, jaką zapamiętałem z anteny Radia Luksemburg była "Vacation" Connie Francis, a usłyszałem ją w audycji "Discbreak", którą prowadził Brian Matthews"... Nie mogę ich odżałować. Tyle lat ich nasłuchiwałem całymi nocami... Mógłbym wspominać długo, ale czuję, że powinienem się już uspokoić..."
Dziś dla ścisłości dodałbym poprawkę: audycję "Discbreak" prowadził ktoś inny. Nie pomnę już kto. Brian Matthews miał wtedy bodaj "Spin Disc".
Na początku lat siedemdziesiątych na falach Radio Monte Carlo odkryłem Radio Geronimo. Słuchałem ich w soboty od północy do trzeciej rano. Dla mnie najlepsze radio w tamtym czasie. Nadawali chyba wyłączniez z LPs i wyłącznie rock progresywny i pokrewne gatunki. Niestety, nie działało zbyt długo.
"Tu Rozgłośnia Polska Radia Wolna Europa."
O Wolnej Europie, jej roli, jako alternatywnego źródła dla "komunistycznej propagandy i ja tu nie wiele już mógłbym dodać. Byłem jej wiernym słuchaczem przez wiele lat. Początkowo słuchałem tylko wiadomości, później stopniowo coraz więcej audycji. Wreszcie audycja "Fakty, wydarzenia, opinie" stała się lekturą obowiązkową każdego wieczora. Regularnie słuchałem cyklu "Lektura wydawnictw zakazanych lub trudno dostępnych", w którym niemal w całości wysłuchałem "Archipelagu Gułag".
Jednak polityka nigdy nie była moją największą pasją. W radiu przede wszystkim poszukiwałem muzyki. Wolna Europa miała także audycje muzyczne. Gdy odkrywałem WE gdzieś w latach pięćdziesiątych nadawano tam, bodaj w niedziele, audycję jazzową przygotowywaną w studio nowojorskim WE. Była to audycja z jakiejś nowojorskiej stacji z przetłumaczonym komentarzem na polski. Codziennie przed południem był też godzinny non stop pod hasłem, jeśli dobrze pamiętam, "Na muzycznej fali".
Redaktorem muzycznym był Jan Tyszkiewicz. Pamiętam wiele jego wywiadów przeprowadzonych z gwiazdami naprawdę pierwszej wielkości. Miał o tyle łatwe zadanie, że swobodnie posługiwał się kilkoma językami.
Jan Tyszkiewicz również miał audycję "Melodie i piosenki, które zdobywają świat" z nowościami na listach przebojów Europy i USA. Ten cykl nie trwał zbyt długo. Zastąpiła go legendarna audycja "Rendez Vous o 6:10". Bardzo szybko zdobyła ogromną popularność. Były w niej przedstawiane listy przebojów oraz piosenki na życzenie słuchaczy. Nie przypominam sobie wszystkich prowadzących. Najczęściej, zwłaszcza w początkowym okresie, gospodarzem był Jan Tyszkiewicz. Audycje prowadził ze swadą i kompetentnie. Przez jakiś czas, również ze znajomością rzeczy, zapowiadał Janusz Hewel. Właśnie jego dobór muzyki najbardziej mi odpowiadał. Niestety dość szybko przeszedł do Głosu Ameryki.
Z tą kompetencją bywało różnie. Nieraz przed mikrofonem w zastępstwie, pewnie z łapanki, siadali ludzie, którzy nie bardzo wiedzieli, o czym mówią. Zygmunt Jabłoński, skądinąd sympatyczny gość, zapowiadał, bywało, jakiś przebój ze strony A jakiegoś przebojowego singla, po czym omyłkowo puszczano stronę B a pan Zygmunt po piosence znowu wymieniał tytuł ze strony A, po czym gładko, jak gdyby nigdy nic, przechodził do następnego punktu programu. Ale jakoś te wpadki nie szkodziły popularności audycji.
Odpowiedziami na listy słuchaczy i spełnianiem muzycznych życzeń zajmowała się przede wszystkim Barbara Nawratowicz, była aktorka "Piwnicy pod Baranami". Zamówić piosenkę nie było tak łatwo. Trzeba było zaadresowaną do nich kopertę włożyć do innej koperty z jakimś neutralnym adresem znanym na Zachodzie i dopiero tak wysłać. Listy adresowane wprost do Wolnej Europy po prostu nie dochodziły. Nie mówiąc o tym, że nadawca mógłby sobie narobić kłopotów. Później zaczęli podawać zakamuflowane adresy do audycji. Wyglądały np. tak: Syrena, skrytka nr jakiś tam, Paryż 8, Francja.
Ja w tym czasie korespondowałem z chłopakiem z Moskwy. Do niego wysyłałem tak zaadresowane listy, on naklejał znaczek i wysyłał a ja miałem uciechę słuchając po jakimś czasie ulubioną piosenkę. Przez Moskwę do Wolnej Europy, przez UB i KGB...
Program III
Marek Niedźwiecki wręcza mi swą "Listę przebojów". Oczywiście z autografem. Sopot, 22.08.1999 r.
Od kilku miesięcy nic do tej strony nie dodawałem. W planie miało być o "Trójce". Ale ostatnio skupiłem się na innych zakamarkach tych stron. Tymczasem zamiast peanu na cześć mego ulubionego programu przyjdzie mi rekwiem jakoweś pisać. Bowiem nowe kierownictwo "Trójki" właśnie wprowadza nową ramówkę, z nowymi audycjami i nowymi prowadzącymi. W moim odczuciu coś koszmarnego. Oto co, w odruchu rozpaczy, wysłałem w pierwszą sobotę nowej ramówki tj. 16.03.2002 o 23.53. E-mail adresowany był do kilku redaktorów programu III.
Moją pierwszą reakcją na zmiany w "Trójce" było przestawienie radiobudzika z "Trójki" na "Dwójkę". Wstaję o 5.40. Dla mnie to, co teraz o tej porze w "Trójce" się dzieje, to KA-TAS-TRO-FA. Dzisiaj (sobota) do domu wróciłem w trakcie Markomanii. W porządku. Marek Niedzwiecki taki, jak zawsze. Choć trudno mi się pogodzić, że nie było Piotra Kaczkowskiego. "Muzyczna poczta UKF" nie podobała mi się ze względu na krzykliwe dżingle, granie pod zapowiedziami, wchodzenie na utwory, przycinanie końcówek utworów. Tak to nie pasuje to charakteru audycji "Trójki" odchodzącej... I to chyba nie jest pora na tego rodzaju audycję.
Godzina 23, sobota. Ludzie!!! Co to jest ???!!!! (chodziło o audycję "Klubowe granie") To już nie katastrofa, to TRAGEDIA, ROZPACZ... Ja po prostu wyłączyłem radio, sięgnąłem po płytę. No cóż. "Trójki" słucham od czasu uruchomienia nadajnika dla Lublina w Bożym Darze. To było tak dawno, że już nie pamiętam, czy były to lata sześćdziesiąte, czy siedemdziesiąte. Pewnie nowemu kierownictwu "Trójki" na takich staruchach jak ja nie zależy. Wszak w wywiadach podkreślają, że zależy im na młodych słuchaczach. Zatem ja usuwam się. Mnie kierownictwo ma już z głowy. Żegnam. Bo już widzę, że nie będzie to radio, którego można było słuchać ZAWSZE, o każdej porze. Mam tylko cichą nadzieję i wiarę, że jutrzejsze audycje Marcina Kydryńskiego i Minimax Piotra Kaczkowskiego nie sprawią mi zawodu. Że obaj pozostaną sobą i będą grać to, co dotąd.
Szczęśliwie minęło pięć koszmarnych lat, Trójką od lipca 2006 kieruje nowy dyrektor, dzięki któremu wprowadzono zmiany nawiązujące do danego Programu III, preferujące audycje autorskie. Trójki znów można bezpiecznie posłuchać.
Niestety od czerwca 2007 przeprowadzono tzw. alokację polegającą na odebraniu Programowi II nadajników dużej mocy na rzecz Programu I. Dwójki więc już w Trawnikach nie posłuchamy. Ale to już całkiem odrębna historia. I smutna. Jak dla mnie.
Rozgłośnie odbierane w Trawnikach
Subskrybuj:
Posty (Atom)
Komentarze