WPŁATY POLSKI do EU 2014 :
17 mld 700 mln 683 tys. zł.
1 mld 492 mln / mies
niedziela, 7 września 2008
CARL BEDDERMANN, 2002.
Carl Beddermann
Unia bez tajemnic - Wielkie oszustwo
Wystapienie Carla Beddermanna, bylego unijnego urzednika w Polsce, w audycji Rozmowy niedokonczone w Radiu Maryja, w czwartek, 14 listopada 2002 r.
Szczesc Boze!
Drodzy sluchacze, juz po raz drugi mam zaszczyt i przyjemnosc mowic z Panstwem o tym, co lezy mi na sercu.
Ale najpierw musze przyznac, ze nie jestem juz tym samym czlowiekiem, ktorym bylem trzy tygodnie temu, gdy siedzialem na tym samym miejscu. Jestem wciaz pod wrazeniem tego, co sie wydarzylo. Mam za soba podroz przez cala Polske. W Gdansku, w Poznaniu, we Wroclawiu, w Lublinie, w Krakowie i w Warszawie, za kazdym razem przed setkami sluchaczy powtarzalem moj apel do Polakow. Ten sam, ktory czytalem tu przed trzema tygodniami i ktory wydrukowal "Nasz Dziennik".
Wielkoduszni i latwowierni
Reakcja moich sluchaczy gleboko mnie wzruszyla. Jej rezultatem byl nastepujacy wniosek: Polacy dobrze wiedza, co sie wokol nich dzieje, jak sa oszukiwani i ujarzmiani przez Zachod i jego sojusznikow w kraju. Odnosze jednak wrazenie, ze nie zrozumieli jedynie jeszcze, za pomoca jakich podstepow, z jaka podloscia i wyrachowaniem sie to odbywa. Wasze dobrodusznosc i latwowiernosc, ktore, wedlug mnie, wywodza sie z Waszego idealizmu, przeszkadzaja Wam spojrzec obiektywnie na obecna sytuacje w Polsce.
Nie jestem pierwszym, ktoremu to przypomina tragedie Indian Ameryki Polnocnej. Oni tez byli szlachetni, mieli wlasne mity, swoja wiare, ktora znaczyla dla nich wiecej niz wartosci materialne. Mieli tylko, jak to wyrazil wielki amerykanski pisarz Mark Twain, jedna wade: wierzyli, ze bialy czlowiek mowiacy "tak" naprawde ma na mysli "tak", a jak mowi "nie", to oznacza to "nie". Innej mozliwosci Indianie nie brali pod uwage, poniewaz jej po prostu nie znali. I dlatego, wedlug Marka Twaina, albo gineli, albo przezyli do dzis jedynie w rezerwatach. Przepraszam, ze uzywam tego porownania, ale podobnie jak biali w Ameryce odnosili wrazenie, ze Indianie nie sa z tego swiata, tak przecietny czlowiek z Zachodu czesto ma wrazenie, ze Polacy tez nie sa z tego swiata. I tu zaczyna sie czesto wielkie nieporozumienie.
Wspaniala polskosc
Zyjac w Polsce, potrzebowalem pewnego czasu, zeby zrozumiec, czym jest polskosc. Tak jak juz mowilem w moim apelu do Polakow, polskosc to duchowa postawa, wewnetrzny dystans do materii, ktora u nas na Zachodzie odgrywa coraz wieksza role, a to jest powodem do zaniku wiary i kultury. Za kazdym razem przekraczajac granice Waszego kraju, od razu czuje te wspaniala duchowa atmosfere, w ktorej materia ma sluzyc, a nie byc wartoscia sama w sobie.
Nigdy nie opuszcza mnie w Polsce uczucie, ze istnieje tu cos takiego, jak panowanie ducha nad materia. To bylby wspanialy fundament do regeneracji kultury dzisiejszej dekadenckiej Europy. Niestety, wielu ludzi na Zachodzie widzi to inaczej.
Tyle razy w gronie unijnych ekspertow slyszalem glupie dowcipy o tak zwanej polskiej gospodarce, ze tu chodniki nie sa tak rowne jak na Zachodzie, ze drogi nie sa tak pielegnowane jak tam, ze fasady tak nie blyszcza, ze stan urzadzen panstwowych pozostawia wiele do zyczenia itp., itp.
Szkoda tylko, ze gdy obcokrajowcy o tym mowia, czesto znajduje sie jakis Polak, ktory jeszcze do tego cos doda w tym stylu, ze w rzeczywistosci jest jeszcze gorzej, ze Polska jest krajem Trzeciego Swiata, krajem chaosu i zametu.
Na szczescie najwieksza tego czesc jest ironia, ta wspaniala polska samoironia. Ale nie tylko. Istnieje u Was cos, co nazwalbym kompleksem nizszosci.
Nie nasladujcie Unii
Czesto czuje u Was cos jak uraz, ze Zachod nie traktuje Was dostatecznie powaznie i czuje, jak bardzo z tego powodu cierpicie, czuje, ze to traktowanie z gory bardzo uraza Wasza dume.
I teraz wielu Polakow popelnia wielki blad, zdecydowany blad. Mysla, ze najlepszym sposobem zaprezentowania Zachodowi ich rownowartosci jest slepe nasladowanie standardow zachodnich.
Kto i co wlasciwie zmusza Was do stosowania zachodnich standardow? Dlaczego nikt nie powstanie i nie zazada glosno: to nie my potrzebujemy waszych standardow, odwrotnie, najwyzszy czas, zeby zdegenerowany Zachod dostosowal sie do naszych standardow wschodnioeuropejskich. Nie dajcie sobie wmowic, ze wszystko jest u Was gorsze niz na Zachodzie! To tylko sprytna sztuczka drazniaca Wasza dume, poniewaz znany jest fakt, ze nie chcecie uchodzic za zacofany narod.
Sa jednak i takie sily w Europie Zachodniej, tej duchowej Europie, ktore oczekuja na iskre z Polski, ktora nie stanie sie w ramach Unii Europejskiej krajem niewolnikow konsumpcji i jak dzisiejsze Niemcy, Francja, Anglia, Beneluks nie da sie opanowac tylko jednemu tematowi: walce o rozdzial pieniedzy i dobr materialnych. Wszelkie dysputy na Zachodzie sprowadzaja sie praktycznie tylko do pertraktacji miedzy producentami i konsumentami, do niczego wiecej, nic innego sie nie liczy. Zadne idealy, zadna duchowosc, tylko moralnosc pieniadza. Co, komu i za ile, byleby inny nie mial wiecej.
W sprawie przystapienia Polski do Unii chodzi rowniez tylko o to. To gigantyczna walka. Jej pierwsza runde wygrala juz Unia i jej sojusznicy w Polsce tylko dlatego, ze Narod Polski jeszcze spi. Ale pomalu sie budzi. I to jest wspaniale w moich spotkaniach. Wspaniale w slowach otuchy plynacych teraz ze wszystkich stron.
Wykorzystani przez Zachod
Polacy budza sie najwyrazniej i zaczynaja przegladac na oczy, co naprawde kryje sie za planowanym przystapieniem do Unii Europejskiej. Zaczynaja rozumiec, ze dla krajow Pietnastki ma byc to tylko wielkim zniwem tego, co zasialy w przeciagu ostatnich dwunastu lat, czyli opieka nad ich inwestycjami i ochrona ich swiezo opanowanych rynkow zbytu. Coraz wiecej Polakow zaczyna pojmowac, o co tu wlasciwie chodzi, co sie wlasciwie dzieje w Polsce.
Jeszcze raz powtorze: w oszolomieniu unijnym poczatku lat 90. Polska dala sie namowic do rezygnacji z ochronnej polityki wzgledem przemyslu, handlu, rzemiosla, finansow i rolnictwa, a juz na przedpolu przystapienia do Unii zobowiazala sie do przejecia unijnych standardow dotyczacych tych dziedzin.
Zachod wykorzystal bezwstydnie te przedakcesyjne ustepstwa i swoim przewazajacym kapitalem zapewnil sobie kluczowe pozycje w polskiej gospodarce narodowej. Tam, gdzie sie nie oplaca kupno albo budzi sie opor, polska konkurencja jest po prostu likwidowana za pomoca dumpingu. Polskie rolnictwo jest praktycznie juz teraz zrujnowane za sprawa otwartych granic celnych i dumpingowych cen unijnych.
To samo grozi wkrotce hutnictwu i przemyslowi stoczniowemu. Ze wzgledu na zobowiazanie sie Polski do wprowadzenia w duzej mierze bezsensownych standardow unijnych, ktore bezwzglednie wymagane sa przez Zachod, przeznaczane sa na to resztki srodkow inwestycyjnych, a wolnosc oraz samodzielnosc w podejmowaniu decyzji gospodarczych staje sie farsa.
Zamiast pomocy jalmuzna
Miliardowa pomoc glosno zapowiadana przez Unie, ktora miala towarzyszyc przygotowaniom do przystapienia do UE, okazala sie smieszna jalmuzna w wysokosci zaledwie kilkudziesieciu milionow euro. I nawet te skromne sumy plyna w znacznym stopniu z powrotem do zachodnich portfeli. Polska naiwnie daje sie pocieszac przyszloscia i ma nadzieje, ze przynajmniej po przystapieniu do Unii rozpocznie sie wreszcie miliardowe blogoslawienstwo. Odpowiedzia na to jest niedawno sformulowana w Brukseli propozycja koncowa Pietnastki.
To wrecz nieprzyzwoita bezczelnosc: zadnych ulg dla skladek czlonkowskich, jedynie obrazliwe 25 proc. doplat bezposrednich dla polskich rolnikow.
Do tego doszlo cos nowego, cos jakby kpina, ograniczenie polskiego udzialu w funduszach unijnych o 1,4 mld euro.
Teraz jest jasne to, co dotad bylo tylko przypuszczeniem:
- Polska ma byc zmuszona do wstapienia do Unii jako platnik netto.
Biedna Polska ma wiec juz nie tylko poprzez wciaz rosnacy dwucyfrowy miliardowy deficyt handlowy finansowac bogaty Zachod. Teraz musi sama siegnac do swojej kieszeni i wylozyc na stol brukselski wiecej, niz stamtad dostanie. Bogata Anglia, ktora od czasow Margaret Thatcher z wielkim powodzeniem wymiguje sie od wplat unijnych, peka ze smiechu, widzac, ze na Wschodzie znalazl sie ktos niemadry, kto pomaga zapchac miliardowa dziure w brukselskiej kasie powstala z ich powodu.
Ale to jeszcze nie wszystko. Teraz jakby gra miala byc doprowadzona do samych granic mozliwosci, kraje Pietnastki groza w Brukseli Polsce odebraniem prawa glosu w gremiach unijnych, gdy, ich zdaniem, nie spelni ona ich wymogow. To jak dotad najzuchwalsza obraza, na jaka pozwolila sobie Pietnastka w ciaglych ponizeniach i szantazach Polski!
Kopernik a integracja z UE
Najlepszym swiadectwem na to, ze Narod Polski wreszcie sie budzi, jest rosnace zdenerwowanie w polskim rzadzie. Swietnym przykladem jest tu sam prezydent Aleksander Kwasniewski - pomalu zaczyna switac mu w glowie, ze Polacy moze nie sa wcale tacy glupi, jak sadzi on, Zachod i Pietnastka, i zaglosuja jeszcze w referendum "nie", chociazby po to, aby rozliczyc sie z tak goraco przez prezydenta kochanym postkomunistycznym rzadem i jego prounijna propaganda. A ta propaganda staje sie coraz bardziej chaotyczna i nerwowa. Tydzien temu, na posiedzeniu Rady Gabinetowej pan prezydent rzucil najnowsze haslo: ratowania polskiej nauki przez Unie - tak samo absurdalne i falszywe, jak wszystkie inne formuly unijnego blogoslawienstwa, ktore dotad z pompa kierowal do Narodu Polskiego. Wzywal np. partie polityczne, aby po wyborach samorzadowych na poziomie 16 wojewodztw organizowaly "proeuropejskie koalicje", ktore mialyby pomoc lepiej wykorzystac swiadczenia unijne (to, na czym te swiadczenia wlasciwie polegaja, wyjasnie pozniej). W poniedzialek, w dniu Swieta Niepodleglosci, przy Grobie Nieznanego Zolnierza na placu Pilsudskiego, gdzie normalnie prezydenci panstwa w szczegolny sposob przypominaja tych, ktorzy polegli za Ojczyzne, panu prezydentowi Kwasniewskiemu nie przyszlo nic lepszego do glowy, jak znow wlaczyc prounijna plyte i zaklinac sie na swietlana przyszlosc Polski w Unii. To opetanie unijne pana prezydenta zaczyna juz pomalu przybierac komiczne cechy. W udzielonym w przedostatnim numerze "Newsweek Polska" wyraznie lansowanym wywiadzie miesza juz nawet do tej sprawy Mikolaja Kopernika i probuje wywolac wrazenie, ze przyjecie Polski do Unii Europejskiej ma byc zlozeniem jemu holdu.
Jesli pan prezydent Kwasniewski bedzie dalej uprawial taka propagande prounijna, wkrotce stanie przed problemem, i to tam, gdzie sie go najmniej spodziewa. Mianowicie ze strony swoich przyjaciol z Zachodu, unijnej Pietnastki. Tam od tygodni z rosnacym niepokojem obserwuje sie i analizuje rzadowa propagande prounijna na przedpolu referendum akcesyjnego.
Ryba w sieci
Czy nie jest jednak zbyt prymitywnie utkane to prounijne tralala a'la Woloszanski i Wiatr?
Czy nie jest zbyt natarczywe to ciagle powtarzane: "Dla Unii nie ma alternatywy", "Unia to jedyna cywilizacyjna szansa", "jak nie Unia, to Bialorus", grzmiace na cala Polske od rana do wieczora z panstwowych nadajnikow radiowych i telewizyjnych, a tak chetnie, jesli nawet w nieco odmiennej formie, powtarzane przez polska prase, bedaca, jak juz wiekszosc Polakow wie, w znacznym stopniu pod wplywem obcego kapitalu. Zachod nie ma wlasciwie nic przeciwko tej halasliwej postkomunistycznej formie propagandy w stylu lat 50. - to stwierdzenie byloby calkowicie falszywe. Nie, oni obawiaja sie jedynie, ze polska ryba, ktora juz wpadla do unijnej sieci, moglaby sie w ostatniej chwili z niej wyrwac.
Skad te obawy?
Ich podlozem jest wyobrazenie o Polakach, jakie panuje na Zachodzie, szczegolnie w Niemczech z ich bogatym polskim doswiadczeniem. Jestescie uwazani za nieobliczalnych. W moich oczach to piekny komplement, gdyz z tym laczy sie wyobrazenie, ze gdy chce sie Was do czegos zmusic lub sila do czegos przekonac, trzeba zawsze sie liczyc z tym, ze zrobicie dokladnie cos przeciwnego do tego, czego sie od Was oczekuje. Po prostu z czystego pedu wolnosciowego, ze zwyklej negacji przymusu.
Kwasniewski zapesza
I to wlasnie jest problemem brukselskich strategow unijnych z polskim referendum akcesyjnym. Po fiasku postkomunistow w drugiej rundzie wyborow samorzadowych problem ten ma z punktu widzenia tych strategow rowniez swoje imie: Aleksander Kwasniewski. Pelni obaw zarejestrowali oni w miedzyczasie, ze wszedzie, gdzie pan prezydent - w tym samym stylu, co jego przyjaciel Leszek Miller - angazowal sie dla jakiegos postkomunistycznego kandydata (z punktu widzenia Zachodu zreszta nieslychane uchybienie przeciw politycznej neutralnosci prezydenta panstwa), wszedzie, gdzie pan Kwasniewski dal sie filmowac ze swym SLD-owskim kandydatem, ten nie zostal wybrany.
Moze tak aktywne zaangazowanie prezydenta Kwasniewskiego na rzecz przystapienia Polski do Unii w koncu osiagnie tez przeciwny rezultat do oczekiwanego, podobnie jak jego zaangazowanie w ostatnich wyborach? Tego obawia sie delegacja Unii i ambasady Pietnastki w Warszawie, ba, prawie sie tego spodziewaja. Dlatego coraz to nowe miliony beda wydawane na prounijna propagande i coraz to nowe twarze wysylane na propagandowa bitwe. Podyktowane bedzie to jedynie strachem przed nieobliczalna reakcja Polakow w zblizajacym sie referendum.
Nowe oblicze propagandy
Propagandowa ofensywa ma wiec otrzymac nowa twarz. Ma teraz wygladac jak propaganda argumentowa. Znaleziono juz kogos, kto stalby sie osoba sztandarowa dla tej nowej propagandy. To Jan Nowak-Jezioranski, byly dyrektor Radia Wolna Europa. Ktos w rodzaju pana Woloszanskiego, ale Woloszanskiego dla zaawansowanych.
"Bede glosowal za przystapieniem Polski do Unii Europejskiej i namawial innych, by uczynili to samo" - nazywa sie jego numer. To, co nastepuje, dzieli sie na osiem punktow. "Dlaczego jestem ZA" i na cztery punkty "Dlaczego odrzucam zdanie eurosceptykow". Wystepuje z tym w radiu - oczywiscie w najlepszej porze nadawania - i daje to jednoczesnie do druku w prasie.
l tu zaczyna sie juz pierwsze oszustwo. Pomimo ze chodzi tu o osobiste wezwanie o charakterze ogloszenia, "Newsweek Polska" drukuje je sprytnie zakamuflowane jako artykul redakcji w rubryce "Polska".
I tak sie tez dalej dzieje.
Wciaz operuje sie przeinaczeniami i nieprawda, z tym, to musze przyznac panu redaktorowi, ze nie sa one juz tak prymitywne, jak poprzednio, za to nie mniej falszywe.
Nie chce tutaj omawiac wszystkich dwunastu punktow pana Jezioranskiego, tylko dwa lub trzy, poniewaz sa one wyjatkowo smieszne lub wyjatkowo falszywe i podstepne.
Ten najsmieszniejszy argument - zreszta jedyny, co do ktorego pan redaktor ma moze nawet racje - jest nastepujacy. Dlaczego odrzucam zdanie eurosceptykow, ze "przylaczenie do Unii otworzy droge wirusowi rozkladu moralnego, ktory wystepuje w bogatych spoleczenstwach zachodnich" - pyta pan redaktor i odpowiada na to uroczyscie: "znamiona moralnego rozkladu wystepuja istotnie w krajach rosnacego dobrobytu. W spoleczenstwach konsumpcyjnych, zezwalajacych na wszystko, co nie jest sprzeczne z prawem, dochodzi do niebezpiecznego rozluznienia hamulcow moralnych i obyczajowych. Lecz wirusy tego rozkladu przenikaja nie przez wymiane handlowa, ale przez media, dla ktorych granice nie istnieja. Walka z globalna standaryzacja ludzkich dusz, zachowan i obyczajow nie polega na odgradzaniu sie od swiata szczelnym chinskim murem, lecz na swiadomym przeciwdzialaniu wychowawczym domu rodzinnego, Kosciola, szkoly, harcerstwa, a przede wszystkim samych mediow, jesli zdolaja odzyskac poczucie misji" - pisze pan Jezioranski.
Gdyby pan redaktor zechcial przewertowac pare stron dalej, zaraz za jego apelem znalazlby tytulowy artykul "Newsweeka": "Co Polacy robia za zamknietymi drzwiami w sypialni?". Prawdziwie zachodnio-zabawne. Polacy ze szczegolami tam podaja do protokolu, gdzie, kiedy i jak wspolzyja. Drogi panie redaktorze, nie chcialbym panu wyrazac mojego moralnego sadu, mam tylko slabosc do symboli. Gdybym byl Polakiem i musialbym wiecznie wysluchiwac od takiej gazety jak "Newsweek", wydawanej przez niemieckie firmy, cotygodniowej mieszanki libertynizmu nasyconego seksem i kryminalem, i jednoczesnie w tej samej gazecie czytalbym panskie faryzejskie slowa o moralnym wychowaniu jako misji mediow, wiedzialbym natychmiast, gdzie mam Pana umiescic. Z pewnoscia nie po stronie tych ludzi, ktorym uwierzylbym choc w jedno slowo o swietlanej przyszlosci Polski w Unii Europejskiej.
Rosyjska karta
Drugi argument pana redaktora - i tu staje sie naprawde podstepny: "W czyim interesie lezala kampania przeciwko przystapieniu Polski do NATO, a obecnie do Unii Europejskiej?" - pyta. "Czy polskiej racji stanu sluzy propaganda antyzachodnia, a rownoczesnie wyraznie przebijajace sie w tej propagandzie akcenty prorosyjskie?"
"Czy dazenia do izolowania Polski od zachodnich sojusznikow nie budza nadziei tych elit rosyjskich, ktore nie wyrzekly sie marzen o odzyskaniu w przyszlosci dominujacych wplywow nad sasiadami, nie wylaczajac Polski?" Tak wiec rosyjska karta znow mozna grac, a wszyscy Rosjanie maja byc postrachem zaganiajacym Polakow do Unii. Nalezy sobie tu uswiadomic, ze w tym samym czasie, gdy Unia i Rosja w Brukseli dyktuja biednej Litwie z niezwykla zgodnoscia, jak ma uregulowac tranzyt do obwodu kaliningradzkiego, pan redaktor czyni z tych samych Rosjan stracha na wroble dla Polakow.
Na tym jeszcze nie koniec. Aby postrach rosyjski wypadl wystarczajaco groznie, znaczenie Stanow Zjednoczonych jako polskiego partnera jest redukowane, poniewaz wedlug pana redaktora, "obroty handlowe z krajami Ameryki Polnocnej i Srodkowej stanowia niewiele wiecej niz 3 do 4 proc. polskich obrotow handlowych, podczas gdy wymiana z krajami Unii Europejskiej jedna trzecia".
l tu przedstawia klamliwy argument, wedlug ktorego Unia Europejska to unia celna i nieprzystapienie do niej byloby samobojstwem dla Polski, gdyz Unia odpowiedzialaby represjami.
Nic z tego nie jest tu prawda. To kardynalne klamstwo wszystkich unijnych propagandystow musi wreszcie zostac zdemaskowane. Unia nie jest unia celna i nie jest w stanie zabronic Polsce wstepu na jej rynki. Swoboda handlu jest juz zagwarantowana postanowieniami Swiatowej Organizacji Handlu (WTO).
Szwajcarzy, Norwegowie, Japonczycy, Koreanczycy, wszyscy oni nie sa czlonkami Unii, a jednak prowadza ozywiony handel z krajami Pietnastki. Polska przeciez tez juz to robi.
Nieprzystapienie do Unii tu niczego nie pogorszy, przystapienie niczego nie poprawi.
Ten, kto mowi cos innego, po prostu klamie.
Londyn odmawia
Te i wszystkie pozostale bzdury, szczegolnie o altruistycznej pomocy Zachodu Polsce, ktore euroentuzjasci ostatnio rozpowszechniaja, sa dla mnie tak nie do zniesienia, ze musze tu poruszyc pare zasadniczych kwestii. Najpierw cos na temat NATO. Pan redaktor widocznie nie pamieta o tym, ze 90 proc. NATO to Stany Zjednoczone. I milosc Stanow do Unii Europejskiej jest bardzo, bardzo ograniczona. USA przyjelyby nieprzystapienie Polski do Unii Europejskiej z wielka radoscia.
Z taka sama radoscia, z jaka obserwuja, ze Wielka Brytania, pomimo to ze jest czlonkiem Unii, nie bierze jej na serio. Byly premier Wielkiej Brytanii, "zelazna lady" - pani Margaret Thatcher, pisze teraz w swoich pamietnikach to, co zawsze myslala o Unii: szwindel albo dowcip, nic innego niz dowcip, i stosownie do tego potraktowala Unie - po prostu nie placila swojej skladki czlonkowskiej do kasy unijnej, oszczedzajac w ten sposob 9 mld euro rocznie. I Tony Blair, obecny premier Wielkiej Brytanii, robi tak samo - gwizdze na Bruksele, tez skladki nie placi i prowadzi wlasna polityke zagraniczna razem ze Stanami, np. wobec Iraku. I co robi Unia? Nic. Jak zawsze, gdy czuje opor i stanowczosc. Tchorzliwie probuje ukryc, ze jest traktowana przez Wielka Brytanie jak idiota i szuka gorliwie na Wschodzie glupcow, ktorzy pomogliby zapchac miliardowa angielska dziure w jej kasie.
Polska ma byc zmuszona do przystapienia do Unii jako platnik netto (to znaczy musi wiecej wylozyc na stol brukselski, niz stamtad dostanie). Po koncowej propozycji Pietnastki z 25 pazdziernika w Brukseli nie ma juz zadnej watpliwosci, ze tak bedzie.
Chocby postkomunisci, ich sojusznicy w mediach i Komisja Europejska probowali to sto razy zatuszowac, rachunek i tak wyglada nastepujaco: skladka czlonkowska Polski - 2,5 mld euro straty celne (ostroznie szacowane) - 1 mld euro naklady na budowe nowych inwestycji sluzacych realizacji wymogow Unii (np. kolczyki i paszporty dla krow) oraz personel (ostroznie szacowane) " 1,5 mld euro razem - 5 mld euro
Tyle rocznie musi Polska placic Brukseli albo inwestowac we wlasnym kraju.
Obiecanki cacanki
A teraz suma, ktora Polsce obiecuje Pietnastka, albo lepiej suma, na ktora Polska moze miec nadzieje.
W tej dziedzinie istnieja najwieksze niewiadome. Dlatego euroentuzjasci, wlacznie z rzadem i polskimi negocjatorami w Brukseli, oraz prounijne media probuja sypac szczegolnie Polakom piaskiem w oczy. Dlaczego? Tylko mala czesc tego, co obiecuje Bruksela, jest sztywna suma. Wieksza czesc, okolo 70 procent, to pieniadze, ktore tylko wtedy wplywaja, kiedy sa dofinansowane ze strony polskiej. Wysokosc tego dofinansowania waha sie. Moze wynosic tylko 20 proc., ale moze tez wyniesc nawet 70 proc. Zalezy to od tego, jakie sa fundusze, jakie sa projekty albo w jakim regionie Polski te pieniadze maja byc wylozone. Regula empiryczna jest, ze do kazdego euro panstwo czlonkowskie musi doplacic jedno euro z wlasnej kieszeni. Skutkiem tej zasady dofinansowywania przy pomocy rozbudowanej biurokracji jest to, ze u nas, na bogatym Zachodzie fundusze te sa wykorzystywane przecietnie w 70 proc. Reszta pieniedzy zostaje w Brukseli, istnieje tylko na papierze i dziala na rzecz propagandy unijnej. Dzieje sie tak, mimo ze u nas potencjalni uzytkownicy funduszy z reguly maja wlasny kapital dla dofinansowania, maja dostep do systemu kredytowego, w ktorym np. rolnicy moga zaciagac pozyczki na preferencyjnych warunkach na 2 lub 3 proc.
Samoobsluga UE
Jakie wiec bedzie wykorzystanie unijnych funduszy w Polsce? Na to mamy swietny przyklad: unijny przedakcesyjny fundusz SAPARD. Kopiuje on dokladnie postakcesyjne fundusze i wedlug Unii ma na celu wyprobowanie tego, jak w przyszlosci, po przystapieniu Polski do Unii, beda one tu dzialac.
Fundusz SAPARD jest wlasciwie funduszem strukturalnym dotyczacym rozwoju obszarow wiejskich. Uzytkownikami maja byc rolnicy indywidualni, niektore firmy przemyslu spozywczego i gminy. Doswiadczenia z tym funduszem nie pozostawiaja watpliwosci. Juz teraz jest jasne, ze zakoncza sie porazka. Liczbe uzytkownikow SAPARD-u wsrod rolnikow indywidualnych w kazdym wojewodztwie mozna policzyc na palcach jednej reki. Powodem jest brak kapitalu dla dofinansowania i brak nadziei na zwrot inwestycji. W przypadku gmin sytuacja wyglada niewiele lepiej. Tam, gdzie budzet pozwoli na dofinansowanie - a takich przypadkow jest niewiele - istnieja skromne inwestycje. Tam, gdzie gminy zyja z dnia na dzien - takie przypadki to wiekszosc - fundusz SAPARD nie funkcjonuje, bo nie moze funkcjonowac.
A teraz - co jest najbardziej skandaliczne - w przemysle przetworczym z udzialem kapitalu zagranicznego, ktorym mozna wspolfinansowac srodki z funduszu, tam program SAPARD funkcjonuje.
Innymi slowy, unijnym programem pomocy SAPARD Zachod finansuje w pierwszym rzedzie swoje wlasne inwestycje w Polsce.
Tak wyglada ta altruistyczna pomoc Unii dla Polski. Zachod dokonuje po prostu samoobslugi. Wykorzystuje on unijne fundusze w Polsce, dbajac o wlasne interesy, a polscy euroentuzjasci z wdziecznoscia podaja mu reke.
Stracone pieniadze
Zakonczmy teraz ten bilans. Zobaczmy, jak wygladaja wplywy w rachunku przystapienia Polski do Unii, ktore maja skompensowac wydatki wynoszace 5 miliardow euro rocznie.
Za podstawe tych obliczen sluzyc maja roczne liczby przecietne w latach 2004-2006. Najpierw tzw. sztywne sumy, ktore nie potrzebuja lub prawie nie potrzebuja dofinansowania ze strony polskiej, bo nie opieraja sie na funduszach.
Sa to:
doplaty bezposrednie dla rolnictwa - 0,60 mld euro
rynkowa polityka rolna - 0,33 mld euro
resorty polityki wewnetrznej - 0,35 mld euro
zarzadzanie - 0,28 mld euro
razem - 1,56 mld euro.
Ta suma 1,5 miliarda euro rocznie dla Polski jest mniej wiecej pewna. Reszta, jak mowilem, stoi pod znakiem zapytania, bo opiera sie na funduszach. Sa to: fundusze na te dwa lub trzy przedsiewziecia strukturalno-polityczne - 3,80 mld euro fundusz rolniczy na rozwoj terenow wiejskich - 0,83 mld euro, razem - 4,63 mld euro. Te 4,5 mld euro ma byc wielkim prezentem Zachodu dla Polski, nowym planem Marshalla. Wszyscy euroentuzjasci wiwatuja: patrzcie, prawie 5 mld euro rocznie dla Polski!
Ale podobnie jak w przedakcesyjnym funduszu SAPARD cyfry te znajduja sie tylko na papierze.
Unia sama uwaza, ze w pierwszych latach tylko 10 proc., w najlepszym przypadku 20 proc., z tych 4,6 mld euro dotrze do Polski. Bedzie to skutkiem, zdaniem Unii, braku mozliwosci dofinansowywania i braku mozliwosci wypelnienia skomplikowanych procedur administracyjnych. To znaczy zamiast 4,6 mld euro rocznie Polska ma dostac tylko pol miliarda, w najlepszym przypadku 0,9 mld euro. Przy tym ogromna czesc tych pieniedzy poplynie do kieszeni obcego kapitalu w Polsce, bo tylko on jest w stanie dofinansowac fundusze.
Ale nawet jesli nie wezmiemy pod uwage tego szokujacego i skandalicznego faktu, bilans koncowy po przystapieniu Polski do Unii wyglada nastepujaco:
roczne wydatki - 5 mld euro
wplywy - 2-2,5 mld euro.
To oznacza, ze do kazdego euro, ktore poplynie z Brukseli do Polski, Polska musi przedtem wylozyc prawie 2 euro na stol brukselski w formie skladek czlonkowskich i odprowadzonych cel zewnetrznych oraz dodatkowo jeszcze 75 centow na budowe instytucji sluzacych realizacji wymogow unijnych.
Te pieniadze sa stracone dla Polski.
Polska ma byc nie tylko platnikiem netto, ale superplatnikiem netto. Celem koncowej rundy goraczkowych negocjacji w Brukseli jest zatem ukrycie i zatuszowanie tego faktu.
Unia dobrze wie, ze pozytywny wynik w referendum akcesyjnym bedzie zagrozony, jesli to wszystko, o czym mowilem, wyjdzie na jaw. Z tego powodu Komisja Europejska oferuje teraz Polsce tzw. wyrownanie budzetowe.
Ma ono wyniesc okolo 400 milionow euro rocznie i ma jedynie na celu przejsciowo zapchac dziure w polskim budzecie. To znaczy ukryc i zatuszowac przed referendum role Polski jako platnika netto.
Sprawa ta jest tak wazna dla polskiego rzadu, ze minister finansow profesor Grzegorz Kolodko osobiscie krzata sie caly czas w Brukseli, aby razem z Unia przygotowac nastepna runde prounijnej propagandy, gdzie rola Polski jako platnika netto zostanie starannie zatuszowana.
Znow probuje sie ujarzmic Polske - jak pod koniec XVIII wieku w czasie rozbiorow, jak w roku 1920 nad Wisla, jak w 1939 roku.
Tyle tylko, ze teraz wyglada to zupelnie inaczej. Sprytniejszy jest kamuflaz, szczegolnie polskich "sojusznikow".
Tym razem nie chodzi o dawnego, znanego wroga z szabla, armatami.
Nowy przeciwnik usmiecha sie przyjacielsko, poklepuje jowialnie po ramieniu, wymachuje ksiazeczka czekowa i wysyla na pierwsza linie frontu najpierw polskiego sojusznika. Zawsze wedlug starej zasady, ze aby wyzysk odniosl najlepsze skutki, nalezy mu nadac pozor dobrowolnosci i najpierw wyszukac sojusznikow sposrod samych wyzyskiwanych.
http://www.radiomaryja.pl/
piątek, 5 września 2008
SPRAWIEDLIWY w * o2-784 * WARSZAWIE.
STANISŁAW REMUSZKO.
Do nieznanych Czytelników:
Do nieznanych Czytelników:
DOKUMENTY
W tej ksiàżce nikt nie przeklina, nie ma w niej erotycznych scen, szpiegowskich afer ani
gangsterskich porachunków. Nie ma tam również żadnych „czerwonych komuchów”,
„solidarnościowych oszołomów”, „starych esbeków” „prawicowych ekstremistów”,
„pachołków Moskwy” ani „sługusów Michnika”. Nie ten styl. Nie ten język...
– podaje jedna z recenzji.
W połowie grudnia 2006 ukazało si´ trzecie (wzbogacone o sto nowych
stron) wydanie ksiàżki "Gazeta Wyborcza. Poczàtki i okolice".
W tej ksiàżce nikt nie przeklina, nie ma w niej erotycznych scen, szpiegowskich afer ani
gangsterskich porachunków. Nie ma tam również żadnych „czerwonych komuchów”,
„solidarnościowych oszołomów”, „starych esbeków” „prawicowych ekstremistów”,
„pachołków Moskwy” ani „sługusów Michnika”. Nie ten styl. Nie ten język...
– podaje jedna z recenzji.
W połowie grudnia 2006 ukazało si´ trzecie (wzbogacone o sto nowych
stron) wydanie ksiàżki "Gazeta Wyborcza. Poczàtki i okolice".
( )
...dalej na: http://punkt.ca/
----------------------------------------------------------------------
• List otwarty do Czytelników (8 maja 2007)
--------------------------------------------------------------
Warszawa, Andrzejki '2006
Szanowni Państwo,
Właśnie wchodzi na rynek pierwsza - w Polsce, Europie i na świecie - książka o „Gazecie Wyborczej” i jej środowisku (pochodzenie, narodziny, ewolucja i udział we władzy). Książka niezwykła ze względu na swoją treść i ze względu na swoje dzieje; zwięźle jest o tym w posłowiu. Książka wysoce krytyczna wobec Agory i Michnika, dokumentująca ich grzech pierworodny.
W tej książce nikt nie przeklina, nie ma w niej erotycznych scen, szpiegowskich afer ani gangsterskich porachunków. Nie ma tam również tzw. epitetów politycznych („czerwonych komuchów”, „solidarnościowych oszołomów”, „starych esbeków”, „prawicowych ekstremistów”, „pachołków Moskwy” ani „sługusów Michnika”). Nie ten styl. Nie ten język. Życzliwe gwarancje poziomu i przyzwoitości dają książce swymi nazwiskami Maciej Iłowiecki i Cezary Michalski.
O czym w takim razie jest ta książka? To przede wszystkim autorski reportaż z narodzin i wczesnego dzieciństwa „Gazety Wyborczej”. Autorski - więc z pewnością osobisty, subiektywny i niepełny. Ale to akurat jest jasno powiedziane we wstępie, komentarze są typograficznie oddzielone od komunikatu, a cytowane teksty i reprodukowane dokumenty ukazują fakty i wydarzenia zapomniane, przemilczane lub wręcz skrywane przed środowiskową opinią. Nie bez powodu hasło reklamowe brzmiało: Prawda o „Gazecie Wyborczej”. Nieznane dokumenty. Świadkowie...
Lecz zarazem prawie jedna trzecia tego tomu zawiera materiały całkiem nowe, dotyczące również wydarzeń z ostatnich kilku lat, w tym wydarzeń bieżących (listopad 2006). Mowa jest - między innymi - o niektórych politykach i medialnej oligarchii, o lustracji dziennikarzy, filmie o „Gazecie Wyborczej”, zarobkach kierownictwa Agory i miejscach odosobnienia Michnika; są tam także merytoryczne opinie Ryszarda Bugaja i Jarosława Kaczyńskiego, jest ilustrowana relacja z wizyty u księdza Rydzyka, rozmowa z generałem Kiszczakiem oraz twarde dowody w sprawie agenturalności „Bolka”. Tego nie przeczytają Państwo nigdzie indziej.
Książka liczy 344 strony, waży 430 gramów, ma format A-5 i kolorową foliowaną okładkę, a ukazuje się w mizernym nakładzie 1000 egzemplarzy. Na górze tej strony www są małe linki, w które można kliknąć aby przeczytać recenzje (1, 2 i 3), posłowie oraz życiorys autora, obejrzeć okładkę , a także poznać nazwiska 581 osób, które występują w tej książce.
Książkę można kupić na dwa sposoby:
- w 23 miastach, w wybranych księgarniach,
- u mnie, przez internet (przesyłki za pobraniem). Cena jednego egzemplarza - razem z opłatą pocztową za dostarczenie pod wskazany adres - wynosi w Polsce marne 50 zł. A oto cennik zagraniczny.
Miłe Czytelniczki i Czytelników pozdrawiam serdecznie i z respektem :-)
Stanisław Remuszko
Wybierz zamówienie: Jako przesyłkę pobraniową zamawiam 1 (jeden) egzemplarz III wydania książki pt. „Gazeta Wyborcza. Początki i okolice” z autografem autora. Za przesyłkę tę zapłacę w sumie pięćdziesiąt złotych.
Szanowni Państwo,
Właśnie wchodzi na rynek pierwsza - w Polsce, Europie i na świecie - książka o „Gazecie Wyborczej” i jej środowisku (pochodzenie, narodziny, ewolucja i udział we władzy). Książka niezwykła ze względu na swoją treść i ze względu na swoje dzieje; zwięźle jest o tym w posłowiu. Książka wysoce krytyczna wobec Agory i Michnika, dokumentująca ich grzech pierworodny.
W tej książce nikt nie przeklina, nie ma w niej erotycznych scen, szpiegowskich afer ani gangsterskich porachunków. Nie ma tam również tzw. epitetów politycznych („czerwonych komuchów”, „solidarnościowych oszołomów”, „starych esbeków”, „prawicowych ekstremistów”, „pachołków Moskwy” ani „sługusów Michnika”). Nie ten styl. Nie ten język. Życzliwe gwarancje poziomu i przyzwoitości dają książce swymi nazwiskami Maciej Iłowiecki i Cezary Michalski.
O czym w takim razie jest ta książka? To przede wszystkim autorski reportaż z narodzin i wczesnego dzieciństwa „Gazety Wyborczej”. Autorski - więc z pewnością osobisty, subiektywny i niepełny. Ale to akurat jest jasno powiedziane we wstępie, komentarze są typograficznie oddzielone od komunikatu, a cytowane teksty i reprodukowane dokumenty ukazują fakty i wydarzenia zapomniane, przemilczane lub wręcz skrywane przed środowiskową opinią. Nie bez powodu hasło reklamowe brzmiało: Prawda o „Gazecie Wyborczej”. Nieznane dokumenty. Świadkowie...
Lecz zarazem prawie jedna trzecia tego tomu zawiera materiały całkiem nowe, dotyczące również wydarzeń z ostatnich kilku lat, w tym wydarzeń bieżących (listopad 2006). Mowa jest - między innymi - o niektórych politykach i medialnej oligarchii, o lustracji dziennikarzy, filmie o „Gazecie Wyborczej”, zarobkach kierownictwa Agory i miejscach odosobnienia Michnika; są tam także merytoryczne opinie Ryszarda Bugaja i Jarosława Kaczyńskiego, jest ilustrowana relacja z wizyty u księdza Rydzyka, rozmowa z generałem Kiszczakiem oraz twarde dowody w sprawie agenturalności „Bolka”. Tego nie przeczytają Państwo nigdzie indziej.
Książka liczy 344 strony, waży 430 gramów, ma format A-5 i kolorową foliowaną okładkę, a ukazuje się w mizernym nakładzie 1000 egzemplarzy. Na górze tej strony www są małe linki, w które można kliknąć aby przeczytać recenzje (1, 2 i 3), posłowie oraz życiorys autora, obejrzeć okładkę , a także poznać nazwiska 581 osób, które występują w tej książce.
Książkę można kupić na dwa sposoby:
- w 23 miastach, w wybranych księgarniach,
- u mnie, przez internet (przesyłki za pobraniem). Cena jednego egzemplarza - razem z opłatą pocztową za dostarczenie pod wskazany adres - wynosi w Polsce marne 50 zł. A oto cennik zagraniczny.
Miłe Czytelniczki i Czytelników pozdrawiam serdecznie i z respektem :-)
Stanisław Remuszko
Wybierz zamówienie: Jako przesyłkę pobraniową zamawiam 1 (jeden) egzemplarz III wydania książki pt. „Gazeta Wyborcza. Początki i okolice” z autografem autora. Za przesyłkę tę zapłacę w sumie pięćdziesiąt złotych.
Subskrybuj:
Posty (Atom)