WPŁATY POLSKI do EU 2014 :
17 mld 700 mln 683 tys. zł.
1 mld 492 mln / mies
czwartek, 11 września 2008
Przypowieść o konsolidowaniu prawicy.
******
Przypowieść o konsolidowaniu prawicy.******
"( )Zdecydowanie popieram każdy ruch który jest konstruktywny w tę stronę.
W stronę która jest prawa, dla ludzi prawych.
Jestem fizykiem z wykształcenia i chyba także z mentalności i zadanie, o którym piszesz, widzę trochę jak proces kreacji materii.
Widzę to jako:
"Problem optymalnej kuźni,
która powinna wykuć sukces."
I pierwsza uwaga:
Uwag i kryteriów do uzgodnienia musi być niestety dużo i wszystkie trzeba przepracować tak, aby uzgodnić ideę sposobu obsługi tej kuźni.
Proszę o odrobinę
cierpliwości,
próbuję się streszczać,
ale mi nie wychodzi.
Mamy wdrukowane we własne głowy sporo mitów, które NAM utrudniają pracę.
Fizycznie patrząc na rzecz, kuźnia powinna działać jako warsztat spajający i łączący różne prawicowe żywioły.
W fizyce jest takie zjawisko, strumienia (auto) albo (samo) kolimującego się.
Wypływa taki strumień z dyszy i nie rozlatuje się, ale kupy się trzyma i jeszce nowe strumyki się do niego kleją.
Chodzi o to, aby reguły ko-operacji utworzyły taki samokolimujący się strumień prawicowej energii politycznej.
Po drodze konieczne jest jednak obalenie masy durnowatych mitów, nieefektywnych nawyków i stu innych niemrawych pociech.
Takie rekolekcje METODOLOGICZNE są konieczne i powinny one nastąpić zanim ktokolwiek zacznie pisać jakikolwiek "statut", albo "organizować" strukturę.
Odwrotnie.
Najpierw trzeba przerzucić gnój, w którym tkwimy, zastanowić się nad mechanizmami, które zrobią z nas wiązkę autokolimującą się, a póżniej dopiero podjąć następne kroki, które wtedy staną się łatwiejsze.
Takie rekolekcje METODOLOGICZNE mogą trwać tydzień,
albo sześć, mogą zacząć się natychmiast,
albo za dni trzy.
Jest mi to obojętne.
Chodzi o decyzję na TAK.
Chciałbym zachęcić do otwarcia kuźni wykuwającej samokolimującą się prawicę jakimś przykładem.
Weźmy więc do obróbki dwa twory:
1. Przykładowe NARZĘDZIE kuzienne - "SELEKCJA" - była o niej mowa w komentarzach.
2. Przykładowy "MIT o rozdrabniającej się prawicy".
Ad 1. Otóż już przedszkolna teoria wszelkich organizacji powiada, że wszystkie organzacje BEZ SELEKCJI są bez sensu. Włazi się do środka jak do stodoły i wypad. Nie szanują ludzie łatwego wejścia i tyle.
I od razu wniosek:
Selekcja tak, ale BEZ DOGMATU i z UMIAREM.
Wszelki dogmat, sztywnienie w formalizmach, kazuistyczne przypieprzanie się za żywota,
robi z selekcji maszynę do rozpieprzania organizacji, wewnętrzne policje myśli.
To jest bolszewizacja tego narzędzia.
Analizując narzędzie SELEKCJI, cały czas zastanawiamy się nad taką jego konstrukcją, aby spełniała funkcję SELEKTORA pozytywnie spajającego, a nie SEKATORA, negatywnie rozpierdalającego, albo odcinającego.
I już pierwsza decyzja zapadła.
Wybieramy SELEKTOR a nie sekator.
Konstruujemy ten SELEKTOR konkretnie krok po kroku.
Selektor ma być wyposażony w KRYTERIA SELEKCJI.
No to jedziemy;
a) Ktoś napisał: mają być ludzie młodzi, aby nie byli zdemoralizowani przez to stare polityczne łajno. OK.
Ale to kryterium ODCINA wszystkich starych i to zapewne z 99,8 procent ludzi starszych od 33 lat,którzy nis z tą starą polityką nigdy nie mieli do czynienia.
A może w ten sposób stracimy dla prawicy aż trzech bezcennych staruszków z wielką adrenaliną i niezwykłymi jajami.
b) Ktoś napisał: wśród młodych są super-zdemoralizowane piranie, szkolone przez Piotra Tymochowicza, które dla kariery są gotowe nawet na seks z żyrafą, a nawet Niemcem (tym Polakiem z telewizji) OK.
Oba kryteria są sprzeczne i oba niestety są sekatorami, bo odcinają coś i to ogólnie. Odcinają bezrefleksyjnie coś o czym nie wiemy nic, a może być wartościowe, jak ci staruszkowie z adrenaliną. ZAMYKAMY im drogę, bo chcemy zabezpieczyć się, zamknąć wstęp dla konkretnego sukinsyństwa.
Tu jest miejsce na JUSTOWANIE NARZĘDZIA, które służy do selekcji A MA BYĆ OTWARTYM SELEKTOREM, a nie ZAMYKAJĄCYM SEKATOREM.
OTWIERAMY system na kryteria ogólne.
Tak CHCEMY MŁODYCH. TAK POTRZEBNI SĄ NAM STARZY - CHCEMY LUDZI DOŚWIADCZONYCH. TAK PRZYJMIEMY CHĘTNIE TYCH, KTÓRZY CHCĄ SIĘ CZEGOŚ NAUCZYĆ,...
ZAMYKAMY system na podstawie zdefiniowanych kryteriów szczególnych. Użyty był przykład: nie przyjmujemy degeneratów sypiających z żyrafami i Niemcem.
Nie przjmujemy wyszkolonych sukinsynów politycznych od Tymochowicza, bo portfel zwędzą.
Ale jeszcze zasada BEZ DOGMATU, ale ze ZDROWYM ROZSĄDKIEM.
Hola, hola, ale z tych piranii od Tymochowuicza może jedna by sztuka by się przydała, może dałby się drań przewerbować, może wykorzystać?
Fakt, metody pracy mają wredne, ale może faceta wręcz użyć jako prelegenta, może warto rozpoznać metody wroga i przećwiczyć metody radzenia sobie z tym łajdactwem, wykorzystując tego łotra jako pozoranta?
I tak dalej.
Przedyskutowanie tylko jednego kryterium tego SELEKTORA już nasunął sporo wniosków, ale i sprawia zawód, może nawet zniechęcenie.
Nie należy tracić cierpliwości, polityka jest zajęciem dla ludzi bardzo cierpliwych. Nie zrażajmy się.
Rzeczywiście po jednym KRYTERIUM SELEKTORA, wydaje się, że to żadna selekcja. Może. Ale BEZ DOGMATU i ZE ZDROWYM ROZSĄDKIEM.
Do przodu, po następne kryteria.
Tak prowadzona dyskusja pokazuje już przy ósmym konkrecie, że budujemy nie tyle SELEKCJĘ ile WYMAGANIA.
Budujemy otwarty system, który BEZ DOGMATU i W ROZSĄDNY, NIE ANTAGONIZUJĄCY SPOSÓB STAWIA CZASEM BARDZO WYSOKIE WYMAGANIA.
Jest wymagającym selektorem, a nie bezmyślnym sekatorem.
Działanie tej metody zaczyna się sprawdzać, gdy kryteria zaczynają dotykać konkretnych sytuacji i grup ludzi z realnego środowiska politycznego.
Np. co z prawicą Marka Jurka?
I samym Markiem Jurkiem.
Odrazu powiadam:
JA OSOBIŚCIE uważam, że Marek Jurek w 2007 roku postąpił jak głupi i nieopierzony politycznie zwisły kutas. Pogrzebał swój cel polityczny i jeszcze spieprzył innym robotę.
TAK UWAŻAM.
TO JEST MOJE ZDANIE I TAKI MAM POGLĄD.
I co z tego?
Jestem OTWARTY NA DYSKUSJĘ, gotów do rozmowy, chętnie usłyszę argumenty i opinie, nawet i od samego Marka Jurka.
W ten sposób dyskutując sprawę selekcji, nagle okazuje się, że odkrywamy skąd się bierze ten pieprzony mit o stale rozpraszajądcej się prawicy.
To jest po prostu wywrócony na lewą stronę skutek działania SEKATORA, ZAMIAST SELEKTORA.
Tam zamiast zasad:
BEZ DOGMATU i ZASADY ZDROWEGO ROZSĄDKU stawiających ludziom WYMAGANIA, działa bezwzględny i DOGMATYCZNY, BOLSZEWIZATOR stawiający formalne i statutowe kryteria odciające.
BOLSZEWIZATOR nie zezwala na równoczesne spełnienie różnych otwartych kryteriów pozytywnych, wzyscy muszą szczekać tak samo, bo jak nie, to do wora.
Później otwierasz telewizor i natychmiast widać.
Załóżmy, że w tej sekundzie Monika Olejnik nagle znikła.
Nikt nie wie nic.
Reporterzy ruszają i co?
Iwiński, Szmaja, Plecak i Pastusiak, Chlebowski, Pitera, Olejniczak, Napieralski, Trocki, Stasiński i Wielowieyska szczekają przed mikrofonami IDENTYCZNIE.
Wszyscy!
Telepatia?
Nie, bolszewizator.
Okazuje się że
1. Narzędzie zwane SELEKTOREM
2. MIT rozdrobnienia prawicy to dwie strony tego samego medalu.
Nie mam już siły ani podsumowywać, wyciągać wniosków itede, itepe.
Pokazuję ideę jak leci.
Byłbym szczęśliwy mając pozytywny oddźwięk i zaproszenie do tańca.
Tyle jest trwa mać do zrobienia, a ludzie nie mogą się dogadać w takich sprawach jak kolejność wchodzenia po schodach.
Postscriptum do Emisariusza IV RP.
Na ogół bardzo szanuję Twoje Poglądy i często zgadzam się z różnymi diagnozami oraz wspierającą ją wiedzą konkretną. Zgadzam się nie raz w bardzo wysokim stopniu sięgającym nawet 97,2 procent.
Gorąco popieram zamiar skonsolidowania prawicy czy nawet prawic.
Zaproponowałeś mi napisanie statutu. Mogę to zrobić i potrafię,
Tylko, jak nie wiem co ten statut ma opisywać, to żaden krok nie jest możliwy.
Myślę, że musimy jednak najpierw przejść te rekolekcje METODYCZNE, to wtedy okaże się, że reszta pójdzie jak z płatka.
Nawet pieniądze się pokażą.
Pieniądze lubią być tam, gdzie na sukces się zapowiada.
I to by było na tyle."
http://aspiracje.salon24.pl/index.html
"( )Zdecydowanie popieram każdy ruch który jest konstruktywny w tę stronę.
W stronę która jest prawa, dla ludzi prawych.
Jestem fizykiem z wykształcenia i chyba także z mentalności i zadanie, o którym piszesz, widzę trochę jak proces kreacji materii.
Widzę to jako:
"Problem optymalnej kuźni,
która powinna wykuć sukces."
I pierwsza uwaga:
Uwag i kryteriów do uzgodnienia musi być niestety dużo i wszystkie trzeba przepracować tak, aby uzgodnić ideę sposobu obsługi tej kuźni.
Proszę o odrobinę
cierpliwości,
próbuję się streszczać,
ale mi nie wychodzi.
Mamy wdrukowane we własne głowy sporo mitów, które NAM utrudniają pracę.
Fizycznie patrząc na rzecz, kuźnia powinna działać jako warsztat spajający i łączący różne prawicowe żywioły.
W fizyce jest takie zjawisko, strumienia (auto) albo (samo) kolimującego się.
Wypływa taki strumień z dyszy i nie rozlatuje się, ale kupy się trzyma i jeszce nowe strumyki się do niego kleją.
Chodzi o to, aby reguły ko-operacji utworzyły taki samokolimujący się strumień prawicowej energii politycznej.
Po drodze konieczne jest jednak obalenie masy durnowatych mitów, nieefektywnych nawyków i stu innych niemrawych pociech.
Takie rekolekcje METODOLOGICZNE są konieczne i powinny one nastąpić zanim ktokolwiek zacznie pisać jakikolwiek "statut", albo "organizować" strukturę.
Odwrotnie.
Najpierw trzeba przerzucić gnój, w którym tkwimy, zastanowić się nad mechanizmami, które zrobią z nas wiązkę autokolimującą się, a póżniej dopiero podjąć następne kroki, które wtedy staną się łatwiejsze.
Takie rekolekcje METODOLOGICZNE mogą trwać tydzień,
albo sześć, mogą zacząć się natychmiast,
albo za dni trzy.
Jest mi to obojętne.
Chodzi o decyzję na TAK.
Chciałbym zachęcić do otwarcia kuźni wykuwającej samokolimującą się prawicę jakimś przykładem.
Weźmy więc do obróbki dwa twory:
1. Przykładowe NARZĘDZIE kuzienne - "SELEKCJA" - była o niej mowa w komentarzach.
2. Przykładowy "MIT o rozdrabniającej się prawicy".
Ad 1. Otóż już przedszkolna teoria wszelkich organizacji powiada, że wszystkie organzacje BEZ SELEKCJI są bez sensu. Włazi się do środka jak do stodoły i wypad. Nie szanują ludzie łatwego wejścia i tyle.
I od razu wniosek:
Selekcja tak, ale BEZ DOGMATU i z UMIAREM.
Wszelki dogmat, sztywnienie w formalizmach, kazuistyczne przypieprzanie się za żywota,
robi z selekcji maszynę do rozpieprzania organizacji, wewnętrzne policje myśli.
To jest bolszewizacja tego narzędzia.
Analizując narzędzie SELEKCJI, cały czas zastanawiamy się nad taką jego konstrukcją, aby spełniała funkcję SELEKTORA pozytywnie spajającego, a nie SEKATORA, negatywnie rozpierdalającego, albo odcinającego.
I już pierwsza decyzja zapadła.
Wybieramy SELEKTOR a nie sekator.
Konstruujemy ten SELEKTOR konkretnie krok po kroku.
Selektor ma być wyposażony w KRYTERIA SELEKCJI.
No to jedziemy;
a) Ktoś napisał: mają być ludzie młodzi, aby nie byli zdemoralizowani przez to stare polityczne łajno. OK.
Ale to kryterium ODCINA wszystkich starych i to zapewne z 99,8 procent ludzi starszych od 33 lat,którzy nis z tą starą polityką nigdy nie mieli do czynienia.
A może w ten sposób stracimy dla prawicy aż trzech bezcennych staruszków z wielką adrenaliną i niezwykłymi jajami.
b) Ktoś napisał: wśród młodych są super-zdemoralizowane piranie, szkolone przez Piotra Tymochowicza, które dla kariery są gotowe nawet na seks z żyrafą, a nawet Niemcem (tym Polakiem z telewizji) OK.
Oba kryteria są sprzeczne i oba niestety są sekatorami, bo odcinają coś i to ogólnie. Odcinają bezrefleksyjnie coś o czym nie wiemy nic, a może być wartościowe, jak ci staruszkowie z adrenaliną. ZAMYKAMY im drogę, bo chcemy zabezpieczyć się, zamknąć wstęp dla konkretnego sukinsyństwa.
Tu jest miejsce na JUSTOWANIE NARZĘDZIA, które służy do selekcji A MA BYĆ OTWARTYM SELEKTOREM, a nie ZAMYKAJĄCYM SEKATOREM.
OTWIERAMY system na kryteria ogólne.
Tak CHCEMY MŁODYCH. TAK POTRZEBNI SĄ NAM STARZY - CHCEMY LUDZI DOŚWIADCZONYCH. TAK PRZYJMIEMY CHĘTNIE TYCH, KTÓRZY CHCĄ SIĘ CZEGOŚ NAUCZYĆ,...
ZAMYKAMY system na podstawie zdefiniowanych kryteriów szczególnych. Użyty był przykład: nie przyjmujemy degeneratów sypiających z żyrafami i Niemcem.
Nie przjmujemy wyszkolonych sukinsynów politycznych od Tymochowicza, bo portfel zwędzą.
Ale jeszcze zasada BEZ DOGMATU, ale ze ZDROWYM ROZSĄDKIEM.
Hola, hola, ale z tych piranii od Tymochowuicza może jedna by sztuka by się przydała, może dałby się drań przewerbować, może wykorzystać?
Fakt, metody pracy mają wredne, ale może faceta wręcz użyć jako prelegenta, może warto rozpoznać metody wroga i przećwiczyć metody radzenia sobie z tym łajdactwem, wykorzystując tego łotra jako pozoranta?
I tak dalej.
Przedyskutowanie tylko jednego kryterium tego SELEKTORA już nasunął sporo wniosków, ale i sprawia zawód, może nawet zniechęcenie.
Nie należy tracić cierpliwości, polityka jest zajęciem dla ludzi bardzo cierpliwych. Nie zrażajmy się.
Rzeczywiście po jednym KRYTERIUM SELEKTORA, wydaje się, że to żadna selekcja. Może. Ale BEZ DOGMATU i ZE ZDROWYM ROZSĄDKIEM.
Do przodu, po następne kryteria.
Tak prowadzona dyskusja pokazuje już przy ósmym konkrecie, że budujemy nie tyle SELEKCJĘ ile WYMAGANIA.
Budujemy otwarty system, który BEZ DOGMATU i W ROZSĄDNY, NIE ANTAGONIZUJĄCY SPOSÓB STAWIA CZASEM BARDZO WYSOKIE WYMAGANIA.
Jest wymagającym selektorem, a nie bezmyślnym sekatorem.
Działanie tej metody zaczyna się sprawdzać, gdy kryteria zaczynają dotykać konkretnych sytuacji i grup ludzi z realnego środowiska politycznego.
Np. co z prawicą Marka Jurka?
I samym Markiem Jurkiem.
Odrazu powiadam:
JA OSOBIŚCIE uważam, że Marek Jurek w 2007 roku postąpił jak głupi i nieopierzony politycznie zwisły kutas. Pogrzebał swój cel polityczny i jeszcze spieprzył innym robotę.
TAK UWAŻAM.
TO JEST MOJE ZDANIE I TAKI MAM POGLĄD.
I co z tego?
Jestem OTWARTY NA DYSKUSJĘ, gotów do rozmowy, chętnie usłyszę argumenty i opinie, nawet i od samego Marka Jurka.
W ten sposób dyskutując sprawę selekcji, nagle okazuje się, że odkrywamy skąd się bierze ten pieprzony mit o stale rozpraszajądcej się prawicy.
To jest po prostu wywrócony na lewą stronę skutek działania SEKATORA, ZAMIAST SELEKTORA.
Tam zamiast zasad:
BEZ DOGMATU i ZASADY ZDROWEGO ROZSĄDKU stawiających ludziom WYMAGANIA, działa bezwzględny i DOGMATYCZNY, BOLSZEWIZATOR stawiający formalne i statutowe kryteria odciające.
BOLSZEWIZATOR nie zezwala na równoczesne spełnienie różnych otwartych kryteriów pozytywnych, wzyscy muszą szczekać tak samo, bo jak nie, to do wora.
Później otwierasz telewizor i natychmiast widać.
Załóżmy, że w tej sekundzie Monika Olejnik nagle znikła.
Nikt nie wie nic.
Reporterzy ruszają i co?
Iwiński, Szmaja, Plecak i Pastusiak, Chlebowski, Pitera, Olejniczak, Napieralski, Trocki, Stasiński i Wielowieyska szczekają przed mikrofonami IDENTYCZNIE.
Wszyscy!
Telepatia?
Nie, bolszewizator.
Okazuje się że
1. Narzędzie zwane SELEKTOREM
2. MIT rozdrobnienia prawicy to dwie strony tego samego medalu.
Nie mam już siły ani podsumowywać, wyciągać wniosków itede, itepe.
Pokazuję ideę jak leci.
Byłbym szczęśliwy mając pozytywny oddźwięk i zaproszenie do tańca.
Tyle jest trwa mać do zrobienia, a ludzie nie mogą się dogadać w takich sprawach jak kolejność wchodzenia po schodach.
Postscriptum do Emisariusza IV RP.
Na ogół bardzo szanuję Twoje Poglądy i często zgadzam się z różnymi diagnozami oraz wspierającą ją wiedzą konkretną. Zgadzam się nie raz w bardzo wysokim stopniu sięgającym nawet 97,2 procent.
Gorąco popieram zamiar skonsolidowania prawicy czy nawet prawic.
Zaproponowałeś mi napisanie statutu. Mogę to zrobić i potrafię,
Tylko, jak nie wiem co ten statut ma opisywać, to żaden krok nie jest możliwy.
Myślę, że musimy jednak najpierw przejść te rekolekcje METODYCZNE, to wtedy okaże się, że reszta pójdzie jak z płatka.
Nawet pieniądze się pokażą.
Pieniądze lubią być tam, gdzie na sukces się zapowiada.
I to by było na tyle."
http://aspiracje.salon24.pl/index.html
wtorek, 9 września 2008
HEL *.1939 * KOCK. * POLITECHNIKA LWOWSKA
*****
... ( ) Z chwilą otwarcia wpisów na pierwszy rok studiów - a działo się to w pierwszych dniach października 1939 r. - nie umilkły jeszcze działa, bo bronił się Hel i walczyła grupa gen. Kleeberga pod Kockiem - "komisarz" Politechniki Lwowskiej tow. Jusimow powołał kilka zespołów jako komisje przyjęć dla poszczególnych wydziałów, do których wchodzili młodociani działacze Komsomołu, w większości Żydzi, a częściowo Ukraińcy, na czele tej akcji stał II sekretarz Komsomołu miasta Lwowa - Jan Krasicki (Janek, "Kazik"), który jako "bieżeniec" przebywał we Lwowie i mieszkał w II Domu Techników. Dla tych komisji wyniki egzaminów nie były miarodajne, gdyż decydowały kryteria walki klasowej; nic tedy dziwnego, że na I roku znalazło się niewielu Polaków.
Z początkiem października 1939 r. odbyło się zebranie wszystkich pracowników i studentów, zwołane na żądanie władz radzieckich przez rektora prof. Antoniego Wereszczyńskiego. Zebranie odbyło się w głównej klatce schodowej, której galerie pozwalały na pomieszczenie dużej liczby obecnych; tam tradycyjnie odbywały się "wiece" rzeszy studenckiej. Mówcy występowali "nad zegarem" na galerii balustradowej I piętra; tam rektor Wereszczyński otworzył zebranie, stojąc w otoczeniu przedstawicieli władz radzieckich, partyjnych i "komisarza" Politechniki tow. Jusimowa, ppłk. z zarządu politycznego Armii Czerwonej, w prezydium obok rektora stali również przedstawiciele świeżo zawiązanego komitetu partyjnego na Politechnice.
Jusimow oznajmił objęcie miasta Lwowa w posiadanie Armii Czerwonej i uruchomienie uczelni, ale na zasadach nowych, radzieckich przepisów; władza radziecka przywiązuje bowiem wielkie znaczenie do rozwoju nauki i techniki; przemówienie swe zakończył wzniesieniem okrzyku na cześć Stalina. Bezpośrednio po nim przemówił po polsku inż. Jarosław Żaba, asystent Katedry Chemii Fizycznej i Elektrochemii (kierownik prof. T. Kuczyński), znany powszechnie jako działacz sanacyjnego "Legionu Młodych"; jego przejście do obozu radzieckiego było zaskakującą niespodzianką. Uderzył na samym początku w ton zwycięstwa i triumfu, witając niezwyciężoną Armię Czerwoną jako wybawczynię z niewoli generałów, panów i obszarników, malując szczęśliwą przyszłość tego kraju i dodając szereg ostrzeżeń pod adresem wrogów klasowych. Na zakończenie ujawnił się jako mianowany na przewodniczącego nowo powstałej organizacji związku zawodowego na uczelni, tzw. "Profspiłki".
Następnie w imieniu dotychczas tajnej organizacji komunistycznej wystąpił student IV roku sekcji lotniczej - Bronisław Bochenek; jego przemówienie było znacznie twardsze, gdyż nie żałował pogróżek pod adresem wrogów klasowych. Dalsi mówcy opisywali przyszłe zmiany na uczelni, przyjęcie nowego i lepszego programu nauczania wedle światłych i niedoścignionych wzorów radzieckich, mówili o usuwaniu krzyży z sal wykładowych oraz o ściganiu wrogów klasowych. Przemówienia przedstawicieli władz politycznych i partyjnych były utrzymane w jednej konwencji - jakie to spotkało nas szczęście, że zostaliśmy uwolnieni od wyzysku i ucisku "panów" i jaka to czeka nas świetlana przyszłość po wyzwoleniu się spod jarzma władz "pańskiej Polski"; szkalowano też Armię Polską, a szczególnie generałów i oficerów, którzy "uciekli", pozostawiając lud robotniczy i wiejski bez opieki.
Niespodziewanie zgłosił się do głosu prof. Stanisław Fryze, którego wystąpienie stało się prawdziwą sensacją i sukcesem. Stwierdził na wstępie, że jesteśmy przytłoczeni ogromem klęski militarnej i politycznej zadanej naszemu państwu przez wojujący hitleryzm; zdradzili nas alianci, a rząd był zmuszony opuścić kraj; w takich warunkach nie można od nas oczekiwać objawów radości. Ogół zebranych, dotychczas słuchających poprzednich wywodów w głuchym milczeniu, teraz nagrodził mówcę oklaskami.
Dalej prof. Fryze wspaniale obalił zasadę walki klas, przyrównując państwo do drzewa, które posiada korzenie, pień, gałęzie, liście, kwiaty i owoce. W państwie potrzebna jest warstwa chłopska, robotnicy i inteligencja; nie mogą te elementy istnieć oddzielnie, bo ich współżycie warunkuje prawidłowo ukształtowane społeczeństwo i państwo. To rozumowanie i końcowy wniosek wyzwoliły ponownie duże brawa. Na zakończenie prof. Fryze wezwał, aby nie usuwać krzyży z sal wykładowych. Owacje były jeszcze gorętsze.
Pierwszą ofiarą komisarza Jusimowa był mgr praw Marian Dubaniowski, referendarz w sekretariacie rektoratu, filister Korporacji Zagończyk, jego aresztowanie było rezultatem denuncjacji B. Bochenka.
W październiku przybyła też na Politechnikę komisja do zbadania i weryfikacji poziomu uczelni i podjęcia decyzji personalnych pod przewodnictwem samego wiceministra (zastępcy komisarza) szkolnictwa wyższego ZSRR. Niestety, nazwiska nie udało mi się ustalić.
W tym czasie dotarły już do Lwowa wiadomości, w jaki sposób Niemcy zaprosili profesorów UJ na inaugurację i wysłali ich do obozu w Sachsenhausen. Toteż nic dziwnego, ze profesorowie i docenci zaproszeni do sali posiedzeń Senatu (obok auli ozdobionej portretami kolejnych rektorów) szli na to zebranie jak na ścięcie. Tymczasem czekała ich niespodzianka. Wiceminister wyznał na wstępie, że komisja jadąc do Lwowa nie spodziewała się tak wysokiego poziomu uczelni i tak wysokich kwalifikacji naukowych u wszystkich wykładających, Dlatego na mocy orzeczenia komisji wszyscy profesorowie i docenci zostają zatwierdzeni i pozostają na swych stanowiskach. Funkcję rektora jako dyrektor będzie sprawował Maksym Piotrowicz Sadowskij, który zgodnie z systemem sowieckim będzie administrował uczelnią i utrzymywał kontakt z władzami; natomiast sprawy naukowe t kwalifikacje kadry naukowej prowadzić będzie prorektor do spraw nauki, którym zostaje Polak, prof. Włodzimierz Krukowski.
Wszyscy dziekani pozostają również na swych stanowiskach i będą prowadzić sprawy naukowe swych wydziałów. Natomiast do dziekanów - zgodnie z systemem sowieckim - zostają przydzieleni pomocnicy, tzw. "pomdeki" do załatwienia spraw studenckich (urlopy, stypendia, usprawiedliwienia itd.).
Odbyło się też zebranie aktywu Komsomołu, na którym wiceminister wezwał, aby studenci dobrze wykorzystali okazję i wysoko sobie cenili możność studiowania na tej znakomitej uczelni. Od tej chwili ustały ataki, drwiny i wyszydzania ze wszystkiego, co polskie, a postawa żydowskich i ukraińskich komunistów stała się bardziej umiarkowana.
Następnie komisarz Jusimow zorganizował "likwidacyjne zebranie" Bratniej Pomocy, które odbyło się między 15 a 20 X 1939 r. Większość obecnych na sali stanowili Żydzi; Ukraińców i Polaków było mało; tzw. "likwidacja" odbywała się w niezgodzie ze statutem, gdyż dokonywali jej nieczłonkowie.
"Na sali orkiestra wojskowa grała marsze; nie wiedziano wtedy, że były to mundury NKWD. Za katedrą zasiadła grupa 6-8 osób, a wśród nich jako zagajający Żyd rosyjski w skórzanej kurtce i skórzanym kaszkiecie, którego nie zdjął w czasie zebrania. Przedstawił się jako "komisarz Politechnika, Był to właśnie tow. Jusimow, ppłk z zarządu politycznego Armii Czerwonej. Przemawiał po rosyjsku, wykazując, że, teraz po upadku "jaśniepańskiej Polski" należy zlikwidować jej nadbudowę, tj. organizację studencką powołaną do gnębienia ludu pracującego; za to wszystko, co było, odpowiedzialni są członkowie kierownictwa tej organizacji, którzy znajdują się na tej sali".
Jako drugi wystąpił Jan Krasicki, już wtedy II sekretarz Miejskiej Organizacji Komsomołu. Odegrał on tutaj rolę prowokatora do zaplanowanego ludobójstwa. Z przemówienia tego pamiętam charakterystyczny fragment, gdy Krasicki, omawiając działalność antysemicką i prześladowanie Żydów, użył słowa "Żyd", wtedy komisarz Jusimow zerwał się oburzony, wykrzykując po rosyjsku, że nie wolno (nielzia) używać słowa "2yd", bo jest to słowo obraźliwe, tylko należy używać słowa "Jewriej". Krasicki spokojnie usiłował wytłumaczyć po polsku, że w języku polskim nie ma słowa "Jewriej", tylko słowo "Żyd". Gdy Krasicki ponownie użył słowa "Żyd", komisarz znów zerwał się z miejsca, zwymyślał go grożąc pięścią i nakazując używać słowa "Jewriej". Słowo "Żyd" w tym czasie oznaczało w języku rosyjskim syjonistę, a więc faszystę.
Po chwili Krasicki przemawiał dalej, używając teraz nowego słowa z języka polskiego: "Izraelita", co już nie wzbudziło protestów. Następni mówcy - komuniści żydowscy - stwierdzili, że na sali są obecni działacze organizacji antysemickich. Komisarz polecił ich wskazać. Wyciągnięci przemocą z miejsc i bici, doprowadzeni zostali do mównicy, aby się tłumaczyli. Tam zostali znowu pobici i skopani, wreszcie wywleczeni przez członków orkiestry w mundurach na korytarz. W czasie gdy orkiestra znów grała, usłyszałem wyraźnie strzały na korytarzu. Po zebraniu otworzono drzwi sali; wszyscy musieli przechodzić przez korytarz, a tam za ławkami w kałużach krwi leżeli nieruchomo wyprowadzeni uprzednio studenci. Oto nazwiska ofiar, które udało się ustalić: Ludwik Płaczek, stud. IV roku, kierownik I DT, członek Korporacji "Scythia"; Jan Płończak, stud. III roku, członek wydziału "Bratniaka", również należący do korporacji "Scythia"; Henryk Róża-kolski, stud. IV roku, pochodzący z Wielkopolski; wszyscy z Wydziału Mechanicznego. Następnymi ofiarami byli również studenci. Po listopadowym alercie harcerskim w dzień Święta Zmarłych na cmentarzu Orląt poszukiwano organizatorów. Aresztowano studenta IV roku studium lotniczego, harcmistrza, podchorążego-pilota Edwina Bernata, w którego mieszkaniu przy ul. Głębokiej zorganizowany był przez NKWD tzw. "kocioł".
Zaginęli bez wieści: student IV roku Wydziału Mechanicznego - Jan Mięsowicz, pochodzący z Sanoka, oraz student III roku Inżynierii - Stanisław Międzybrodzki ze Stanisławowa. Podczas przesłuchiwania w więzieniu "Brygidki" został zamordowany młodszy asystent Stanisław Piekarski, przewodniczący Stowarzyszenia Asystentów, któłego rodzicom oddano pokrwawione ubranie.
Przepadli bez wieści: student Inżynierii Leszek Bobowski, aresztowany razem z księdzem Cieńskim przy próbie ucieczki 17 IV 1940 r. z "kotła" na plebanii parafii św. Marii Magdaleny; student Wydziału Mechanicznego Tadeusz Chmielewski oraz młody inżynier Stanisław Moczarski. Wyliczenie to może być niekompletne.
( ) .....
Zaraz po wejściu wojsk niemieckich do Lwowa w poniedziałek 30 VI 1941 r. przybył też ukraiński batalion "Nachtigall", przeznaczony do akcji politycznych. Dokonano wtedy we Lwowie licznych aresztowań, a niebawem mordu lwowskich profesorów zastrzelonych nocą z 3 na 4 lipca 1941 r. na stoku Wzgórz Wuleckich poniżej II Domu Techników. Ograniczymy się tutaj do listy "politechnicznej":
Włodzimierz Krukowski, lat 53, prof. miernictwa elektrotechnicznego,
Bronisław Longchamps de Berier, lat 25, absolwent Politechniki,
Zygmunt Longchamps de Berier, lat 23, student Politechniki,
Antoni Łomnicki, lat 60, prof. matematyki,
Stanisław Piłat, lat 69, prof. technologii naftowej,
Andrzej Progulski, lat 29, inż. elektryk, syn Stanisława, prof. medycyny,
Włodzimierz Stożek, lat 57, prof. matematyki,
Eustachy Stożek, lat 29, inż. elektryk, asystent Katedry Pomiarów Elektrotechnicznych, syn Włodzimierza,
Emanuel Stożek, lat 24, absolwent Wydziału Chemii, syn Włodzimierza,
Kazimierz Vetulani, lat 52, prof. mechaniki teoretycznej,
Kasper Weigel, lat 61, prof. miernictwa,
Józef Weigel, lat 33, mgr praw, syn Kaspra,
Roman Witkiewicz, lat 55, prof. pomiarów maszynowych.
Wszyscy zostali pogrzebani na miejscu zbrodni, lecz 8 X 1941 r. po dokonaniu ekshumacji i wywiezieniu zwłok do lasu Krzywczyckiego, ciała zamordowanych oblano benzyną i spalono, a popioły rozsypano. Osobno dnia 28 VII 1941 r. zgładzono prof. geometrii wykreślnej Kazimierza Bartla, lat 59.
Na początku lipca 1941 r. nastąpiło zamknięcie Politechniki, a pracowników pozostawiono bez uposażenia. Główny gmach został zajęty na szpital dla armii niemieckiej. Komisarycznym zarządcą Politechniki z ramienia władz niemieckich został Ukrainiec prof. Ewhen Perchorowycz. W marcu 1942 r. ogłoszono wpisy na uczelnię oraz wyznaczono rozpoczęcie zajęć na 15 IV 1942 r. Politechnika miała uruchomić kursy budowy maszyn, elektrotechniki, budowy dróg i mostów, miernictwa, architektury, budownictwa lądowego, budownictwa wodnego, chemii przemysłowej, rolnictwa i leśnictwa. Te specjalizacje miały mieć własne kierownictwa pochodzące z nominacji od władz niemieckich.
( ) .....
Docent dr Donat Langauer, który w 1929 r. przybył do Polski z terenu Łotwy, tutaj w 1932 r. uzyskał doktorat i od 1933 r. wykładał technologię przemysłu solnego na Politechnice Lwowskiej. Już przed wybuchem II wojny, działając w konspiracji, założył "jaczejkę" komunistyczną, bacznie obserwującą miejscowe stosunki. Sąd podziemny AK wydał na niego wyrok śmierci, który został wykonany na cmentarzu Łyczakowskim... Wyrok zapadł za sporządzenie listy Polaków, których NKWD, począwszy od 211945 r., aresztowało i deportowało do Krasnodonu. W nieludzkich warunkach 11 II 1945 r. zmarł tam m.in. Emil Łazoryk, aresztowany 4 I.
Wskutek wyniszczającej pracy i głodowego odżywiania w "prowieroczno-filtracjonnom" obozie w Krasnodonie zmarł 25 VI 1945 r. w szpitalu w Woroszyłowgradzie (obecnie: Ługańsku) prof. dr Tadeusz Kuczyński, którego wcześniej zwolniono z obozu, lecz nie ocaliło mu to życia. Po zmianie kursu wobec Polaków i możliwości wyjazdu do PRL resztę uwięzionych władze zwolniły w czerwcu 1945 r. Dzięki temu przeżyli i nie ulegli ostatecznemu wyniszczeniu pozostali profesorowie: Witold Minkiewicz, Aleksander Kozikowski z synem Kazimierzem, docentem zoologii, Edwin Płażek, Stanisław Fryze, wielu asystentów m.in. K. Pfitzner, oraz absolwenci m.in. inż. N. Rembowski; natomiast obozu nie przeżył N. Napadiewicz, dyrektor techniczny lwowskiej gazowni.
Ówczesny meldunek AK podaje liczby aresztowanych i deportowanych na ok, 17300 osób, w tym 31 pracowników naukowych Uniwersytetu i Politechniki, oraz 38 inżynierów i techników. w tym 2 zajętych przy konserwacji Panoramy Racławickiej. Większość z tej liczby powróciła przed końcem 1945 r.
Pamiętnego dnia 4 11945 r. podczas trwających aresztowań i deportacji przybyła do Lwowa delegacja Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego z Lublina, ze znanym poetą i pisarzem Janem Brzozą* na czele. Delegacja ta przedłożyła w auli Politechniki niezwykle ostro ułożoną rezolucję potępiającą działalność rządu polskiego w Londynie oraz Armii Krajowej zapowiadając, że kto jej nie podpisze, będzie traktowany jako hitlerowiec i wróg.
Wśród zebranych 17 profesorów zapanowała zupełna cisza, Jan Brzoza wykrzykiwał nadal głośno, ale rektor Jampolski starał się go uciszać mówiąc, że ma zaufanie do swoich profesorów, a następnie kierując wzrok do ostatnich krzeseł zdecydował: "wy, profiessor Szewalski, budietie pierwym". Ale prof. Szewalski znalazł znakomite wyjście. Oświadczył, że nie podpisze, bo to równałoby się przyjęciu odpowiedzialności za nieznaną i nie ogłoszoną treść całej rezolucji, ale najważniejszą przyczyną jest szafowanie przez Jana Brzozę określeniami hitlerowców, bo to jest obelga. Gdy rektor zwrócił się do prof. K. Zipsera jako seniora grona z prośbą o złożenie podpisu, otrzymał tę samą odpowiedź; rektor zamknął więc zebranie bez podpisania hańbiącej rezolucji.
Przebywający w Częstochowie prof. St, Łukasiewicz udał się z końcem stycznia 1945 r. do Lublina i tam od ministra WRiOP Stanisława Skrzeszewskiego otrzymał nominację na organizatora i rektora przyszłej Politechniki Gdańskiej. Prof. Łukasiewicz zawiadomił o swym zadaniu profesorów pozostałych we Lwowie, zaprosił ich do współpracy i zaproponował stanowisko prorektora Politechniki Gdańskiej prof. Kazimierzowi Zipserowi.
* Jan Brzoza, właściwe nazwisko Józef Wyrobiec (1900-1971), napisał m.in. Pamiętnik bezrobotnego - nagroda w 1983 r.
We Lwowie 13 II 1945 r. ukazał się nadzwyczajny dodatek "Czerwonego Sztandaru", z którego społeczeństwo dowiedziało się po raz pierwszy i oficjalnie o postanowieniach konferencji odbytej w Jałcie - ustęp VI dokumentu jałtańskiego O Polsce głosił: "wschodnia granica Polski powinna iść wzdłuż linii Curzona z odchyleniami od 5 do 8 km na korzyść Polski [...] określenie zachodniej granicy Polski będzie odłożone do konferencji pokojowej".
Gdy otworzono biura repatriacyjne, wtedy i pracownicy Politechniki musieli o sobie zadecydować, czy wyjechać do PRL, czy też pozostać, przyjmując obywatelstwo radzieckie. Wybór był trudny i podejmowany z goryczą w sercu. Odbyte pod przewodnictwem prof. K. Zipsera zebranie uchwaliło, że personel naukowy Politechniki Lwowskiej jako zespół przeniesie się do Gdańska, gdzie prof. Łukasiewicz jest rektorem i wszystkich kolegów zaprasza; uchwalono, że cały zespół zorganizuje w Gdańsku Politechnikę Morską i pozostaje pod władzą prorektora K. Zipsera działającego we Lwowie do czasu deportacji. Na organizatora wyjazdu wybrany został prof. Robert Szewalski.
Uchwała ta została przekazana do Lublina; już po 6 dniach wiceminister WRiOP Władysław Bieńkowski zawiadomił, że rząd w Lublinie nie zatwierdził uchwały o Politechnice Morskiej, ale domaga się przyjazdu rozproszonego grona profesorskiego do Krakowa, Gliwic, Wrocławia i Gdańska, bo "wszędzie potrzeba zasilić kadrę naukową w Polsce na nowo powstających uczelniach znakomitymi fachowcami z Politechniki Lwowskiej". ( ) ....
-----------------------
http://www.lwow.home.pl/semper/polit-wojna.html
Z początkiem października 1939 r. odbyło się zebranie wszystkich pracowników i studentów, zwołane na żądanie władz radzieckich przez rektora prof. Antoniego Wereszczyńskiego. Zebranie odbyło się w głównej klatce schodowej, której galerie pozwalały na pomieszczenie dużej liczby obecnych; tam tradycyjnie odbywały się "wiece" rzeszy studenckiej. Mówcy występowali "nad zegarem" na galerii balustradowej I piętra; tam rektor Wereszczyński otworzył zebranie, stojąc w otoczeniu przedstawicieli władz radzieckich, partyjnych i "komisarza" Politechniki tow. Jusimowa, ppłk. z zarządu politycznego Armii Czerwonej, w prezydium obok rektora stali również przedstawiciele świeżo zawiązanego komitetu partyjnego na Politechnice.
Jusimow oznajmił objęcie miasta Lwowa w posiadanie Armii Czerwonej i uruchomienie uczelni, ale na zasadach nowych, radzieckich przepisów; władza radziecka przywiązuje bowiem wielkie znaczenie do rozwoju nauki i techniki; przemówienie swe zakończył wzniesieniem okrzyku na cześć Stalina. Bezpośrednio po nim przemówił po polsku inż. Jarosław Żaba, asystent Katedry Chemii Fizycznej i Elektrochemii (kierownik prof. T. Kuczyński), znany powszechnie jako działacz sanacyjnego "Legionu Młodych"; jego przejście do obozu radzieckiego było zaskakującą niespodzianką. Uderzył na samym początku w ton zwycięstwa i triumfu, witając niezwyciężoną Armię Czerwoną jako wybawczynię z niewoli generałów, panów i obszarników, malując szczęśliwą przyszłość tego kraju i dodając szereg ostrzeżeń pod adresem wrogów klasowych. Na zakończenie ujawnił się jako mianowany na przewodniczącego nowo powstałej organizacji związku zawodowego na uczelni, tzw. "Profspiłki".
Następnie w imieniu dotychczas tajnej organizacji komunistycznej wystąpił student IV roku sekcji lotniczej - Bronisław Bochenek; jego przemówienie było znacznie twardsze, gdyż nie żałował pogróżek pod adresem wrogów klasowych. Dalsi mówcy opisywali przyszłe zmiany na uczelni, przyjęcie nowego i lepszego programu nauczania wedle światłych i niedoścignionych wzorów radzieckich, mówili o usuwaniu krzyży z sal wykładowych oraz o ściganiu wrogów klasowych. Przemówienia przedstawicieli władz politycznych i partyjnych były utrzymane w jednej konwencji - jakie to spotkało nas szczęście, że zostaliśmy uwolnieni od wyzysku i ucisku "panów" i jaka to czeka nas świetlana przyszłość po wyzwoleniu się spod jarzma władz "pańskiej Polski"; szkalowano też Armię Polską, a szczególnie generałów i oficerów, którzy "uciekli", pozostawiając lud robotniczy i wiejski bez opieki.
Niespodziewanie zgłosił się do głosu prof. Stanisław Fryze, którego wystąpienie stało się prawdziwą sensacją i sukcesem. Stwierdził na wstępie, że jesteśmy przytłoczeni ogromem klęski militarnej i politycznej zadanej naszemu państwu przez wojujący hitleryzm; zdradzili nas alianci, a rząd był zmuszony opuścić kraj; w takich warunkach nie można od nas oczekiwać objawów radości. Ogół zebranych, dotychczas słuchających poprzednich wywodów w głuchym milczeniu, teraz nagrodził mówcę oklaskami.
Dalej prof. Fryze wspaniale obalił zasadę walki klas, przyrównując państwo do drzewa, które posiada korzenie, pień, gałęzie, liście, kwiaty i owoce. W państwie potrzebna jest warstwa chłopska, robotnicy i inteligencja; nie mogą te elementy istnieć oddzielnie, bo ich współżycie warunkuje prawidłowo ukształtowane społeczeństwo i państwo. To rozumowanie i końcowy wniosek wyzwoliły ponownie duże brawa. Na zakończenie prof. Fryze wezwał, aby nie usuwać krzyży z sal wykładowych. Owacje były jeszcze gorętsze.
Pierwszą ofiarą komisarza Jusimowa był mgr praw Marian Dubaniowski, referendarz w sekretariacie rektoratu, filister Korporacji Zagończyk, jego aresztowanie było rezultatem denuncjacji B. Bochenka.
W październiku przybyła też na Politechnikę komisja do zbadania i weryfikacji poziomu uczelni i podjęcia decyzji personalnych pod przewodnictwem samego wiceministra (zastępcy komisarza) szkolnictwa wyższego ZSRR. Niestety, nazwiska nie udało mi się ustalić.
W tym czasie dotarły już do Lwowa wiadomości, w jaki sposób Niemcy zaprosili profesorów UJ na inaugurację i wysłali ich do obozu w Sachsenhausen. Toteż nic dziwnego, ze profesorowie i docenci zaproszeni do sali posiedzeń Senatu (obok auli ozdobionej portretami kolejnych rektorów) szli na to zebranie jak na ścięcie. Tymczasem czekała ich niespodzianka. Wiceminister wyznał na wstępie, że komisja jadąc do Lwowa nie spodziewała się tak wysokiego poziomu uczelni i tak wysokich kwalifikacji naukowych u wszystkich wykładających, Dlatego na mocy orzeczenia komisji wszyscy profesorowie i docenci zostają zatwierdzeni i pozostają na swych stanowiskach. Funkcję rektora jako dyrektor będzie sprawował Maksym Piotrowicz Sadowskij, który zgodnie z systemem sowieckim będzie administrował uczelnią i utrzymywał kontakt z władzami; natomiast sprawy naukowe t kwalifikacje kadry naukowej prowadzić będzie prorektor do spraw nauki, którym zostaje Polak, prof. Włodzimierz Krukowski.
Wszyscy dziekani pozostają również na swych stanowiskach i będą prowadzić sprawy naukowe swych wydziałów. Natomiast do dziekanów - zgodnie z systemem sowieckim - zostają przydzieleni pomocnicy, tzw. "pomdeki" do załatwienia spraw studenckich (urlopy, stypendia, usprawiedliwienia itd.).
Odbyło się też zebranie aktywu Komsomołu, na którym wiceminister wezwał, aby studenci dobrze wykorzystali okazję i wysoko sobie cenili możność studiowania na tej znakomitej uczelni. Od tej chwili ustały ataki, drwiny i wyszydzania ze wszystkiego, co polskie, a postawa żydowskich i ukraińskich komunistów stała się bardziej umiarkowana.
Następnie komisarz Jusimow zorganizował "likwidacyjne zebranie" Bratniej Pomocy, które odbyło się między 15 a 20 X 1939 r. Większość obecnych na sali stanowili Żydzi; Ukraińców i Polaków było mało; tzw. "likwidacja" odbywała się w niezgodzie ze statutem, gdyż dokonywali jej nieczłonkowie.
"Na sali orkiestra wojskowa grała marsze; nie wiedziano wtedy, że były to mundury NKWD. Za katedrą zasiadła grupa 6-8 osób, a wśród nich jako zagajający Żyd rosyjski w skórzanej kurtce i skórzanym kaszkiecie, którego nie zdjął w czasie zebrania. Przedstawił się jako "komisarz Politechnika, Był to właśnie tow. Jusimow, ppłk z zarządu politycznego Armii Czerwonej. Przemawiał po rosyjsku, wykazując, że, teraz po upadku "jaśniepańskiej Polski" należy zlikwidować jej nadbudowę, tj. organizację studencką powołaną do gnębienia ludu pracującego; za to wszystko, co było, odpowiedzialni są członkowie kierownictwa tej organizacji, którzy znajdują się na tej sali".
Jako drugi wystąpił Jan Krasicki, już wtedy II sekretarz Miejskiej Organizacji Komsomołu. Odegrał on tutaj rolę prowokatora do zaplanowanego ludobójstwa. Z przemówienia tego pamiętam charakterystyczny fragment, gdy Krasicki, omawiając działalność antysemicką i prześladowanie Żydów, użył słowa "Żyd", wtedy komisarz Jusimow zerwał się oburzony, wykrzykując po rosyjsku, że nie wolno (nielzia) używać słowa "2yd", bo jest to słowo obraźliwe, tylko należy używać słowa "Jewriej". Krasicki spokojnie usiłował wytłumaczyć po polsku, że w języku polskim nie ma słowa "Jewriej", tylko słowo "Żyd". Gdy Krasicki ponownie użył słowa "Żyd", komisarz znów zerwał się z miejsca, zwymyślał go grożąc pięścią i nakazując używać słowa "Jewriej". Słowo "Żyd" w tym czasie oznaczało w języku rosyjskim syjonistę, a więc faszystę.
Po chwili Krasicki przemawiał dalej, używając teraz nowego słowa z języka polskiego: "Izraelita", co już nie wzbudziło protestów. Następni mówcy - komuniści żydowscy - stwierdzili, że na sali są obecni działacze organizacji antysemickich. Komisarz polecił ich wskazać. Wyciągnięci przemocą z miejsc i bici, doprowadzeni zostali do mównicy, aby się tłumaczyli. Tam zostali znowu pobici i skopani, wreszcie wywleczeni przez członków orkiestry w mundurach na korytarz. W czasie gdy orkiestra znów grała, usłyszałem wyraźnie strzały na korytarzu. Po zebraniu otworzono drzwi sali; wszyscy musieli przechodzić przez korytarz, a tam za ławkami w kałużach krwi leżeli nieruchomo wyprowadzeni uprzednio studenci. Oto nazwiska ofiar, które udało się ustalić: Ludwik Płaczek, stud. IV roku, kierownik I DT, członek Korporacji "Scythia"; Jan Płończak, stud. III roku, członek wydziału "Bratniaka", również należący do korporacji "Scythia"; Henryk Róża-kolski, stud. IV roku, pochodzący z Wielkopolski; wszyscy z Wydziału Mechanicznego. Następnymi ofiarami byli również studenci. Po listopadowym alercie harcerskim w dzień Święta Zmarłych na cmentarzu Orląt poszukiwano organizatorów. Aresztowano studenta IV roku studium lotniczego, harcmistrza, podchorążego-pilota Edwina Bernata, w którego mieszkaniu przy ul. Głębokiej zorganizowany był przez NKWD tzw. "kocioł".
Zaginęli bez wieści: student IV roku Wydziału Mechanicznego - Jan Mięsowicz, pochodzący z Sanoka, oraz student III roku Inżynierii - Stanisław Międzybrodzki ze Stanisławowa. Podczas przesłuchiwania w więzieniu "Brygidki" został zamordowany młodszy asystent Stanisław Piekarski, przewodniczący Stowarzyszenia Asystentów, któłego rodzicom oddano pokrwawione ubranie.
Przepadli bez wieści: student Inżynierii Leszek Bobowski, aresztowany razem z księdzem Cieńskim przy próbie ucieczki 17 IV 1940 r. z "kotła" na plebanii parafii św. Marii Magdaleny; student Wydziału Mechanicznego Tadeusz Chmielewski oraz młody inżynier Stanisław Moczarski. Wyliczenie to może być niekompletne.
( ) .....
Zaraz po wejściu wojsk niemieckich do Lwowa w poniedziałek 30 VI 1941 r. przybył też ukraiński batalion "Nachtigall", przeznaczony do akcji politycznych. Dokonano wtedy we Lwowie licznych aresztowań, a niebawem mordu lwowskich profesorów zastrzelonych nocą z 3 na 4 lipca 1941 r. na stoku Wzgórz Wuleckich poniżej II Domu Techników. Ograniczymy się tutaj do listy "politechnicznej":
Włodzimierz Krukowski, lat 53, prof. miernictwa elektrotechnicznego,
Bronisław Longchamps de Berier, lat 25, absolwent Politechniki,
Zygmunt Longchamps de Berier, lat 23, student Politechniki,
Antoni Łomnicki, lat 60, prof. matematyki,
Stanisław Piłat, lat 69, prof. technologii naftowej,
Andrzej Progulski, lat 29, inż. elektryk, syn Stanisława, prof. medycyny,
Włodzimierz Stożek, lat 57, prof. matematyki,
Eustachy Stożek, lat 29, inż. elektryk, asystent Katedry Pomiarów Elektrotechnicznych, syn Włodzimierza,
Emanuel Stożek, lat 24, absolwent Wydziału Chemii, syn Włodzimierza,
Kazimierz Vetulani, lat 52, prof. mechaniki teoretycznej,
Kasper Weigel, lat 61, prof. miernictwa,
Józef Weigel, lat 33, mgr praw, syn Kaspra,
Roman Witkiewicz, lat 55, prof. pomiarów maszynowych.
Wszyscy zostali pogrzebani na miejscu zbrodni, lecz 8 X 1941 r. po dokonaniu ekshumacji i wywiezieniu zwłok do lasu Krzywczyckiego, ciała zamordowanych oblano benzyną i spalono, a popioły rozsypano. Osobno dnia 28 VII 1941 r. zgładzono prof. geometrii wykreślnej Kazimierza Bartla, lat 59.
Na początku lipca 1941 r. nastąpiło zamknięcie Politechniki, a pracowników pozostawiono bez uposażenia. Główny gmach został zajęty na szpital dla armii niemieckiej. Komisarycznym zarządcą Politechniki z ramienia władz niemieckich został Ukrainiec prof. Ewhen Perchorowycz. W marcu 1942 r. ogłoszono wpisy na uczelnię oraz wyznaczono rozpoczęcie zajęć na 15 IV 1942 r. Politechnika miała uruchomić kursy budowy maszyn, elektrotechniki, budowy dróg i mostów, miernictwa, architektury, budownictwa lądowego, budownictwa wodnego, chemii przemysłowej, rolnictwa i leśnictwa. Te specjalizacje miały mieć własne kierownictwa pochodzące z nominacji od władz niemieckich.
( ) .....
Docent dr Donat Langauer, który w 1929 r. przybył do Polski z terenu Łotwy, tutaj w 1932 r. uzyskał doktorat i od 1933 r. wykładał technologię przemysłu solnego na Politechnice Lwowskiej. Już przed wybuchem II wojny, działając w konspiracji, założył "jaczejkę" komunistyczną, bacznie obserwującą miejscowe stosunki. Sąd podziemny AK wydał na niego wyrok śmierci, który został wykonany na cmentarzu Łyczakowskim... Wyrok zapadł za sporządzenie listy Polaków, których NKWD, począwszy od 211945 r., aresztowało i deportowało do Krasnodonu. W nieludzkich warunkach 11 II 1945 r. zmarł tam m.in. Emil Łazoryk, aresztowany 4 I.
Wskutek wyniszczającej pracy i głodowego odżywiania w "prowieroczno-filtracjonnom" obozie w Krasnodonie zmarł 25 VI 1945 r. w szpitalu w Woroszyłowgradzie (obecnie: Ługańsku) prof. dr Tadeusz Kuczyński, którego wcześniej zwolniono z obozu, lecz nie ocaliło mu to życia. Po zmianie kursu wobec Polaków i możliwości wyjazdu do PRL resztę uwięzionych władze zwolniły w czerwcu 1945 r. Dzięki temu przeżyli i nie ulegli ostatecznemu wyniszczeniu pozostali profesorowie: Witold Minkiewicz, Aleksander Kozikowski z synem Kazimierzem, docentem zoologii, Edwin Płażek, Stanisław Fryze, wielu asystentów m.in. K. Pfitzner, oraz absolwenci m.in. inż. N. Rembowski; natomiast obozu nie przeżył N. Napadiewicz, dyrektor techniczny lwowskiej gazowni.
Ówczesny meldunek AK podaje liczby aresztowanych i deportowanych na ok, 17300 osób, w tym 31 pracowników naukowych Uniwersytetu i Politechniki, oraz 38 inżynierów i techników. w tym 2 zajętych przy konserwacji Panoramy Racławickiej. Większość z tej liczby powróciła przed końcem 1945 r.
Pamiętnego dnia 4 11945 r. podczas trwających aresztowań i deportacji przybyła do Lwowa delegacja Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego z Lublina, ze znanym poetą i pisarzem Janem Brzozą* na czele. Delegacja ta przedłożyła w auli Politechniki niezwykle ostro ułożoną rezolucję potępiającą działalność rządu polskiego w Londynie oraz Armii Krajowej zapowiadając, że kto jej nie podpisze, będzie traktowany jako hitlerowiec i wróg.
Wśród zebranych 17 profesorów zapanowała zupełna cisza, Jan Brzoza wykrzykiwał nadal głośno, ale rektor Jampolski starał się go uciszać mówiąc, że ma zaufanie do swoich profesorów, a następnie kierując wzrok do ostatnich krzeseł zdecydował: "wy, profiessor Szewalski, budietie pierwym". Ale prof. Szewalski znalazł znakomite wyjście. Oświadczył, że nie podpisze, bo to równałoby się przyjęciu odpowiedzialności za nieznaną i nie ogłoszoną treść całej rezolucji, ale najważniejszą przyczyną jest szafowanie przez Jana Brzozę określeniami hitlerowców, bo to jest obelga. Gdy rektor zwrócił się do prof. K. Zipsera jako seniora grona z prośbą o złożenie podpisu, otrzymał tę samą odpowiedź; rektor zamknął więc zebranie bez podpisania hańbiącej rezolucji.
Przebywający w Częstochowie prof. St, Łukasiewicz udał się z końcem stycznia 1945 r. do Lublina i tam od ministra WRiOP Stanisława Skrzeszewskiego otrzymał nominację na organizatora i rektora przyszłej Politechniki Gdańskiej. Prof. Łukasiewicz zawiadomił o swym zadaniu profesorów pozostałych we Lwowie, zaprosił ich do współpracy i zaproponował stanowisko prorektora Politechniki Gdańskiej prof. Kazimierzowi Zipserowi.
* Jan Brzoza, właściwe nazwisko Józef Wyrobiec (1900-1971), napisał m.in. Pamiętnik bezrobotnego - nagroda w 1983 r.
We Lwowie 13 II 1945 r. ukazał się nadzwyczajny dodatek "Czerwonego Sztandaru", z którego społeczeństwo dowiedziało się po raz pierwszy i oficjalnie o postanowieniach konferencji odbytej w Jałcie - ustęp VI dokumentu jałtańskiego O Polsce głosił: "wschodnia granica Polski powinna iść wzdłuż linii Curzona z odchyleniami od 5 do 8 km na korzyść Polski [...] określenie zachodniej granicy Polski będzie odłożone do konferencji pokojowej".
Gdy otworzono biura repatriacyjne, wtedy i pracownicy Politechniki musieli o sobie zadecydować, czy wyjechać do PRL, czy też pozostać, przyjmując obywatelstwo radzieckie. Wybór był trudny i podejmowany z goryczą w sercu. Odbyte pod przewodnictwem prof. K. Zipsera zebranie uchwaliło, że personel naukowy Politechniki Lwowskiej jako zespół przeniesie się do Gdańska, gdzie prof. Łukasiewicz jest rektorem i wszystkich kolegów zaprasza; uchwalono, że cały zespół zorganizuje w Gdańsku Politechnikę Morską i pozostaje pod władzą prorektora K. Zipsera działającego we Lwowie do czasu deportacji. Na organizatora wyjazdu wybrany został prof. Robert Szewalski.
Uchwała ta została przekazana do Lublina; już po 6 dniach wiceminister WRiOP Władysław Bieńkowski zawiadomił, że rząd w Lublinie nie zatwierdził uchwały o Politechnice Morskiej, ale domaga się przyjazdu rozproszonego grona profesorskiego do Krakowa, Gliwic, Wrocławia i Gdańska, bo "wszędzie potrzeba zasilić kadrę naukową w Polsce na nowo powstających uczelniach znakomitymi fachowcami z Politechniki Lwowskiej". ( ) ....
-----------------------
http://www.lwow.home.pl/semper/polit-wojna.html
Subskrybuj:
Posty (Atom)