WPŁATY POLSKI do EU 2014 :
17 mld 700 mln 683 tys. zł.
1 mld 492 mln / mies
środa, 11 marca 2009
dawny dawny GŁOS
Prof. Rafał BRODA: O was się boimy, durnie !
Rząd Tuska ostro rusza z akcją wpychania Polski do strefy Euro, a funkcjonariusze medialni już budują atmosferę powszechnego poparcia dla tej perspektywy. Jak zwykle w takich przedsięwzięciach tworzy się obraz Polski podzielonej na rozsądną większość, która potrafi pojąć dobro wynikające z rezygnacji z własnej waluty i biedną, zahukaną mniejszość, która nie jest w stanie zrozumieć doniosłości tego kroku.
Zwykle powtarzany jest ten sam slogan, którego tak namiętnie nadużywano przed referendum akcesyjnym do UE. Brzmi on mniej więcej tak: "Większość Polaków popiera wejście do strefy Euro. Oczywiście są też sceptycy, którzy boją się wszelkich zmian i są podatni na demagogiczne i nieprawdziwe argumenty - trzeba cierpliwie rozwiewać wątpliwości i tłumaczyć im pozytywne strony wejścia w strefę wspólnej waluty".
Ten ton słyszymy zwykle od polityków i publicystów, którzy zawsze łgali, lub się mylili, a czasem od zupełnie nieopierzonych "dziennikarzy", którym zwykle nie starcza wyobraźni, by dostrzec, że wśród odbiorców ich nieprzemyślanych słów są rzesze ludzi znacznie mądrzejszych, bardziej przenikliwych i doświadczonych. I wtedy, pamiętając o powiedzeniu: "Polak mądry po szkodzie", chce się zakrzyczeć -"To o was się boimy, durnie! Zatem przestańcie nas karmić sloganami i zacznijcie sami myśleć."
Argumenty zawodowców opiewających korzyści Polski płynące z przyjęcia europejskiej waluty można sobie darować - dziwię się, że ci wszyscy ekonomiści, doradcy bankowi, i giełdowi wróżbici nie udają się na kilkumiesięczny odpoczynek, by leczyć własne intelektualne rany po finansowym kryzysie. Generalnie sytuacja jest tak płynna i tak bardzo oczekująca generalnej reformy systemów finansowych świata, że dzisiejsze planowanie zmiany waluty jest niezwykle ryzykownym ruchem nieodpowiedzialnych desperatów. Natomiast warto się zastanowić nad tym, co nam dzisiaj w mediach serwują, jako mądrości oświeconych.
Mówią nam: "Nie ma mowy o utracie suwerenności"
Przytoczę fragment mojego artykułu z czasu przed akcesją:
......Nie ma dzisiaj kraju w pełni suwerennego, musimy więc też zrzec się części naszej suwerenności. Części?
Jeżeli bezkrytycznie przyjmuje się prawo stanowione gdzie indziej, akceptuje się narzucane ograniczenia, co nam wolno produkować, w jakich ilościach, z kim handlować, jakie spełniać warunki finansowe, jakie podatki nakładać? Jeżeli, wbrew własnym dalekosiężnym interesom, mamy zmieniać strukturę społeczną, rujnować polską wieś, ograniczać produkcję żywności, zmieniać swój jadłospis i stosować idiotyczne normy wymyślane przez chorych technokratów? Jeżeli, zaniedbując sami siebie, mamy dopieszczać różne mniejszości, tolerować paranoję obyczajową, znosić upokorzenia, pozwalać na fałszowanie własnej historii, edukować młodzież według narzuconych z zewnątrz wzorów, a nawet przekazywać w obce ręce sposób w jaki mamy być informowani? Jeżeli mamy oddawać obcym własność naszych banków, całych gałęzi przemysłowych, całych dziedzin produkcji, handlu, a nawet ziemi i terenów rekreacyjnych? Jeżeli wreszcie mamy na każde zawołanie wysyłać swoich żołnierzy, by walczyli o niejasne i często obce nam sprawy, jeżeli mamy organizować wspólną policję, przyjąć wspólną walutę, a ochronę zewnętrznych granic powierzyć obcym formacjom?
To na czym w końcu ma polegać nasza suwerenność? Czy na tym, że jeszcze przez jakiś czas wolno nam będzie mówić po polsku? Śpiewać polskie pieśni? Grać polski hymn? Mieć własne reprezentacje w różnych dziedzinach sportu i powiewać polską flagą?
A dzisiaj można tę kurczącą się suwerenność zilustrować jeszcze dosadniej przywołując wmuszany (i to jak bezwstydnie!) narodom europejskim prawniczy bubel, jakim jest traktat lizboński, zakaz wsparcia własnego przemysłu stoczniowego, czy nakaz lepszego traktowania żab z Rospudy, niż ludzi z Augustowa.
Twierdzą, że już zgodziliśmy się na Euro przyjmując traktat akcesyjny.
Daję słowo, że w propagandzie przed akcesją nie słyszałem agitacji związanej z tym raczej ukrywanym fragmentem traktatu, a przestrogi na ten temat były zwykle zagłuszane przez agitatorów potokami słów pełnych demagogii, ukrywających tę pułapkę. Warto by odnaleźć w materiałach z tamtego czasu miarę wagi przypisanej do argumentu związanego z przyjęciem wspólnej waluty. Jakby nie było, głosowanie w powszechnym odbiorze dotyczyło wejścia do UE, a nie poszczególnych elementów traktatu akcesyjnego. Dlatego dzisiaj ewentualne pytanie referendum na temat Euro powinno wyraźnie postawić kwestię przyjęcia waluty na nowo. Jeśli zaś pytanie miałoby rzeczywiście dotyczyć jedynie terminu przyjęcia, to termin 100 lat też powinien być w nim zawarty.
Powiadają, iż nieprawdą jest, że w innych krajach ceny poszły drastycznie w górę po wprowadzeniu Euro....
...i bezczelnie przytaczają dane statystyczne mówiące o podwyżkach nie przekraczających kilku procent, nie więcej niż 15%. Zarówno we Włoszech, jak i w Niemczech od czasu wprowadzenia Euro ceny związane z podstawowymi wydatkami ludzi poszły w górę o czynnik ok.2, przy jednoczesnej całkiem nieznacznej podwyżce płac. Zastanawiając się nad zabiegiem, jakiego dokonują osoby przywołujące te dziwne dane statystyczne, doszedłem do wniosku, że mówią oni być może o natychmiastowych podwyżkach cen, zaraz po wprowadzeniu Euro. Tak istotnie mogło być, bo wtedy sztuczka polegała głównie na zaokrąglaniu w górę przeliczonych cen. A potem szło bardzo szybko, dzień po dniu, miesiąc po miesiącu. Nie można też wykluczyć, że finansiści tej miary, co aktualny minister finansów ucieka się do starej komunistycznej metody: wprawdzie chleb, masło, mięso, warzywa, owoce, gaz, energia elektryczna, czynsze znacznie podrożały, ale lokomotywy, statki i dźwigi budowlane bardzo potaniały.
Mówią wreszcie, bo im samo życie taki argument podsuwa, że rezygnując z własnej waluty uodpornimy się na takie kryzysy finansowe, z jakim mamy dzisiaj do czynienia.
Nie słyszałem, by w UK, Danii, czy Szwecji akurat ten kryzys osiągnął rekordowy wymiar, a raczej mam wrażenie, że w Niemczech było znacznie gorzej.
Jeżeli D.Tusk ze swoją ekipą dotrwa do końca kadencji, to być może wyskoczy jeszcze z pomysłem by wprowadzić w Polsce język niemiecki. Na szczęście nie dotrwa.
Rafał BRODA, Zapiski Polaków, http://www.ojczyzna.pl/
Rząd Tuska ostro rusza z akcją wpychania Polski do strefy Euro, a funkcjonariusze medialni już budują atmosferę powszechnego poparcia dla tej perspektywy. Jak zwykle w takich przedsięwzięciach tworzy się obraz Polski podzielonej na rozsądną większość, która potrafi pojąć dobro wynikające z rezygnacji z własnej waluty i biedną, zahukaną mniejszość, która nie jest w stanie zrozumieć doniosłości tego kroku.
Zwykle powtarzany jest ten sam slogan, którego tak namiętnie nadużywano przed referendum akcesyjnym do UE. Brzmi on mniej więcej tak: "Większość Polaków popiera wejście do strefy Euro. Oczywiście są też sceptycy, którzy boją się wszelkich zmian i są podatni na demagogiczne i nieprawdziwe argumenty - trzeba cierpliwie rozwiewać wątpliwości i tłumaczyć im pozytywne strony wejścia w strefę wspólnej waluty".
Ten ton słyszymy zwykle od polityków i publicystów, którzy zawsze łgali, lub się mylili, a czasem od zupełnie nieopierzonych "dziennikarzy", którym zwykle nie starcza wyobraźni, by dostrzec, że wśród odbiorców ich nieprzemyślanych słów są rzesze ludzi znacznie mądrzejszych, bardziej przenikliwych i doświadczonych. I wtedy, pamiętając o powiedzeniu: "Polak mądry po szkodzie", chce się zakrzyczeć -"To o was się boimy, durnie! Zatem przestańcie nas karmić sloganami i zacznijcie sami myśleć."
Argumenty zawodowców opiewających korzyści Polski płynące z przyjęcia europejskiej waluty można sobie darować - dziwię się, że ci wszyscy ekonomiści, doradcy bankowi, i giełdowi wróżbici nie udają się na kilkumiesięczny odpoczynek, by leczyć własne intelektualne rany po finansowym kryzysie. Generalnie sytuacja jest tak płynna i tak bardzo oczekująca generalnej reformy systemów finansowych świata, że dzisiejsze planowanie zmiany waluty jest niezwykle ryzykownym ruchem nieodpowiedzialnych desperatów. Natomiast warto się zastanowić nad tym, co nam dzisiaj w mediach serwują, jako mądrości oświeconych.
Mówią nam: "Nie ma mowy o utracie suwerenności"
Przytoczę fragment mojego artykułu z czasu przed akcesją:
......Nie ma dzisiaj kraju w pełni suwerennego, musimy więc też zrzec się części naszej suwerenności. Części?
Jeżeli bezkrytycznie przyjmuje się prawo stanowione gdzie indziej, akceptuje się narzucane ograniczenia, co nam wolno produkować, w jakich ilościach, z kim handlować, jakie spełniać warunki finansowe, jakie podatki nakładać? Jeżeli, wbrew własnym dalekosiężnym interesom, mamy zmieniać strukturę społeczną, rujnować polską wieś, ograniczać produkcję żywności, zmieniać swój jadłospis i stosować idiotyczne normy wymyślane przez chorych technokratów? Jeżeli, zaniedbując sami siebie, mamy dopieszczać różne mniejszości, tolerować paranoję obyczajową, znosić upokorzenia, pozwalać na fałszowanie własnej historii, edukować młodzież według narzuconych z zewnątrz wzorów, a nawet przekazywać w obce ręce sposób w jaki mamy być informowani? Jeżeli mamy oddawać obcym własność naszych banków, całych gałęzi przemysłowych, całych dziedzin produkcji, handlu, a nawet ziemi i terenów rekreacyjnych? Jeżeli wreszcie mamy na każde zawołanie wysyłać swoich żołnierzy, by walczyli o niejasne i często obce nam sprawy, jeżeli mamy organizować wspólną policję, przyjąć wspólną walutę, a ochronę zewnętrznych granic powierzyć obcym formacjom?
To na czym w końcu ma polegać nasza suwerenność? Czy na tym, że jeszcze przez jakiś czas wolno nam będzie mówić po polsku? Śpiewać polskie pieśni? Grać polski hymn? Mieć własne reprezentacje w różnych dziedzinach sportu i powiewać polską flagą?
A dzisiaj można tę kurczącą się suwerenność zilustrować jeszcze dosadniej przywołując wmuszany (i to jak bezwstydnie!) narodom europejskim prawniczy bubel, jakim jest traktat lizboński, zakaz wsparcia własnego przemysłu stoczniowego, czy nakaz lepszego traktowania żab z Rospudy, niż ludzi z Augustowa.
Twierdzą, że już zgodziliśmy się na Euro przyjmując traktat akcesyjny.
Daję słowo, że w propagandzie przed akcesją nie słyszałem agitacji związanej z tym raczej ukrywanym fragmentem traktatu, a przestrogi na ten temat były zwykle zagłuszane przez agitatorów potokami słów pełnych demagogii, ukrywających tę pułapkę. Warto by odnaleźć w materiałach z tamtego czasu miarę wagi przypisanej do argumentu związanego z przyjęciem wspólnej waluty. Jakby nie było, głosowanie w powszechnym odbiorze dotyczyło wejścia do UE, a nie poszczególnych elementów traktatu akcesyjnego. Dlatego dzisiaj ewentualne pytanie referendum na temat Euro powinno wyraźnie postawić kwestię przyjęcia waluty na nowo. Jeśli zaś pytanie miałoby rzeczywiście dotyczyć jedynie terminu przyjęcia, to termin 100 lat też powinien być w nim zawarty.
Powiadają, iż nieprawdą jest, że w innych krajach ceny poszły drastycznie w górę po wprowadzeniu Euro....
...i bezczelnie przytaczają dane statystyczne mówiące o podwyżkach nie przekraczających kilku procent, nie więcej niż 15%. Zarówno we Włoszech, jak i w Niemczech od czasu wprowadzenia Euro ceny związane z podstawowymi wydatkami ludzi poszły w górę o czynnik ok.2, przy jednoczesnej całkiem nieznacznej podwyżce płac. Zastanawiając się nad zabiegiem, jakiego dokonują osoby przywołujące te dziwne dane statystyczne, doszedłem do wniosku, że mówią oni być może o natychmiastowych podwyżkach cen, zaraz po wprowadzeniu Euro. Tak istotnie mogło być, bo wtedy sztuczka polegała głównie na zaokrąglaniu w górę przeliczonych cen. A potem szło bardzo szybko, dzień po dniu, miesiąc po miesiącu. Nie można też wykluczyć, że finansiści tej miary, co aktualny minister finansów ucieka się do starej komunistycznej metody: wprawdzie chleb, masło, mięso, warzywa, owoce, gaz, energia elektryczna, czynsze znacznie podrożały, ale lokomotywy, statki i dźwigi budowlane bardzo potaniały.
Mówią wreszcie, bo im samo życie taki argument podsuwa, że rezygnując z własnej waluty uodpornimy się na takie kryzysy finansowe, z jakim mamy dzisiaj do czynienia.
Nie słyszałem, by w UK, Danii, czy Szwecji akurat ten kryzys osiągnął rekordowy wymiar, a raczej mam wrażenie, że w Niemczech było znacznie gorzej.
Jeżeli D.Tusk ze swoją ekipą dotrwa do końca kadencji, to być może wyskoczy jeszcze z pomysłem by wprowadzić w Polsce język niemiecki. Na szczęście nie dotrwa.
Rafał BRODA, Zapiski Polaków, http://www.ojczyzna.pl/
chwila wspomnień.Norymberga II before
DIE DEUTSCHE WOCHENSCHAU. SOVIECCY PRZYJACIELE.
CZERWONE LEWE PRAWO.
Subskrybuj:
Posty (Atom)