WPŁATY POLSKI do EU 2014 :
17 mld 700 mln 683 tys. zł.
1 mld 492 mln / mies
niedziela, 21 czerwca 2009
MY - BOHATEROM Polski
"Zwykli Polacy dla niezwykłej Anny Walentynowicz w 80-tą rocznicę Jej urodzin"
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
11-041 Olsztyn
Rzędziana 32
Lukas Bank
19 1940 1076 3065 2949 0000 0000
--------------------------------------------------------------------------------
Wpłaty z zagranicy:
kod SWIFT : RCBWPLPW
W NAZWIE BANKU DOCELOWEGO BĘDZIE RAIFFEISEN BANK - ten bank obsługuje wpłaty zagraniczne na konta LUKASA
RCBWPLPW 19 1940 1076 3065 2949 0000 0000
*****
PS.
Bogusław Wolniewicz powiedział o Lechu Wałęsie między innymi tak:
„Lech Wałęsa to jest zmora, która od 28 lat ciąży nad Polską. Dopóki tego nie zrozumiemy w Polsce lepiej nie będzie” (wypowiedź dla Radia Maryja w rozmowach niedokończonych).
*****
Nie wiem czy miał tu rację. Ale racją na pewno będzie parafraza jego wypowiedzi:
„Gazeta Wyborcza to jest zmora, która od 20 lat ciąży nad Polską. Dopóki tego nie zrozumiemy lepiej w Polsce nie będzie.”
Obyśmy to zrozumieli. http://grzegorz.klicki.salon24.pl/71388,zmora-nad-polska
Nie wiem czy miał tu rację. Ale racją na pewno będzie parafraza jego wypowiedzi:
„Gazeta Wyborcza to jest zmora, która od 20 lat ciąży nad Polską. Dopóki tego nie zrozumiemy lepiej w Polsce nie będzie.”
Obyśmy to zrozumieli. http://grzegorz.klicki.salon24.pl/71388,zmora-nad-polska
niedziela, 14 czerwca 2009
Mądrość Polski/contra bzdura,vel-prefeseur***
Balcerowicz nawrócony na „kaczyzm”?
Felieton · „Nasz Dziennik” · 2008-06-07 http://www.michalkiewicz.pl/
„Artileristy! Stalin dał prikaz!” .Tak rozpoczynała się bojowa pieśń lewicy, nie tylko sowieckiej, ale również tej międzynarodowej, która w drugim, a nawet trzecim pokoleniu znalazła wygodną niszę ekologiczną w „Gazecie Wyborczej”. Gazeta ta, a ściślej – jej redaktor naczelny, pełni wśród części tubylców obowiązki Stalina, to znaczy – informuje ich, co akurat myślą, a w każdym razie – co myśleć powinni. Znaczna część czytelników „Gazety Wyborczej” na wszelki wypadek nic nie myśli, bo nie jest pewna, czy będzie „trendy”. Jest to zresztą mechanizm typowy dla półinteligentów. Są oni na tyle inteligentni i spostrzegawczy, że wiedzą, iż są półinteligentami, ale właśnie to jest ich największym problemem. Główną ich troską bowiem jest to, by się to nie wydało, a jedynym sposobem zabezpieczenia przed zdemaskowaniem, jest śpiewanie w chórze. Stąd też, niczym owce za baranem o najbardziej zakręconych rogach, całe stado truchcikiem drepce za red. Michnikiem i gdyby, co nie daj Boże, kiedyś się przeziębił, to pół Polski nie wiedziałoby, co myśli.
Innym szamanem jest prof. Leszek Balcerowicz, który – niczym Mussolini – ma zawsze rację („Duce ha siempre razione!”), w dodatku jedynie słuszną – jak to u faszystów. I właśnie w „Gazecie Wyborczej” z 2 czerwca prof. Balcerowicz „dał prikaz”: „żyjmy z własnej pracy”. Naprawdę z „własnej”? To po co w takim razie 38 milionów niewolników systemu emerytalnego i fiskusa? Józef Stalin miał podobne poczucie humoru i gdy pewnego razu przyjechał do kołchozu, to zaraz sobie zażartował, pytając kołchoźników, jak im się żyje. – Znakomicie! – zażartowali w odpowiedzi kołchoźnicy. Warto bowiem przypomnieć, że prof. Leszek Balcerowicz, jako wicepremier i minister finansów w koalicyjnym rządzie charyzmatycznego premiera Buzka, ponosi odpowiedzialność za skokowy wzrost synekur w sektorze publicznym na skutek czterech wiekopomnych reform, a administracyjnej w szczególności – i związany z tym wzrost kosztów funkcjonowania państwa, deficytu budżetowego i długu publicznego. To, że w czerwcu 2000 r. zwiał z rządu na z góry upatrzone pozycje prezesa NBP, w niczym jego odpowiedzialności nie zmniejsza.
Ale nie o to w tej chwili chodzi, tylko o to, że prof. Balcerowicz miał na myśli zniesienie przywilejów emerytalnych, a konkretnie – tak zwanych wcześniejszych emerytur. Jeszcze raz potwierdziła się trafność spostrzeżenia Stefana Kisielewskiego, że zegarek powinien naprawiać ten, kto go zepsuł. Toż przecież żyją jeszcze ludzie pamiętający, że wcześniejsze emerytury, podobnie jak „kuroniówki”, stanowiły element wiekopomnego i ma się rozumieć – jedynie słusznego „planu Balcerowicza”, wobec którego „nie było alternatywy”! Czyżby Stanisław Lem, tworząc w „Cyberiadzie” postać Malapucyusza Chałosa , przewidział Leszka Balcerowicza? Zresztą mniejsza o to, bo widać wyraźnie, że kolejny prikaz naszego szamana oznacza, iż bankructwo systemu emerytalnego zbliża się wielkimi krokami.
Zauważył to już wcześniej premier Jarosław Kaczyński i próbował jednostronnie uwolnić państwo od zobowiązań emerytalnych zaciągniętych wobec obywateli, proponując na początek zniesienie przywilejów emerytalnych dla ubeków. Wiadomo, że gdyby ktoś stanął w obronie zasady, iż państwo powinno dotrzymywać zobowiązań wobec obywateli, to oskarży się go o sprzyjanie ubekom i w ten sposób politycznie załatwi, a potem można będzie już spokojnie redukować zobowiązania ZUS dla pozostałych grup społecznych. Profesor Balcerowicz, ma się rozumieć, przeciwko ubekom nie ośmieliłby się wystąpić, bo to oni w końcu zrobili z niego szamana, więc w tym samym używa celu retoryki wolnorynkowej, w której jest, jak pisał Franciszek Villon o szewczysze Wilhelminie – „dobrze szczwany”.
Stanisław Michalkiewicz
http://www.michalkiewicz.pl/
Felieton · „Nasz Dziennik” · 2008-06-07 http://www.michalkiewicz.pl/
„Artileristy! Stalin dał prikaz!” .Tak rozpoczynała się bojowa pieśń lewicy, nie tylko sowieckiej, ale również tej międzynarodowej, która w drugim, a nawet trzecim pokoleniu znalazła wygodną niszę ekologiczną w „Gazecie Wyborczej”. Gazeta ta, a ściślej – jej redaktor naczelny, pełni wśród części tubylców obowiązki Stalina, to znaczy – informuje ich, co akurat myślą, a w każdym razie – co myśleć powinni. Znaczna część czytelników „Gazety Wyborczej” na wszelki wypadek nic nie myśli, bo nie jest pewna, czy będzie „trendy”. Jest to zresztą mechanizm typowy dla półinteligentów. Są oni na tyle inteligentni i spostrzegawczy, że wiedzą, iż są półinteligentami, ale właśnie to jest ich największym problemem. Główną ich troską bowiem jest to, by się to nie wydało, a jedynym sposobem zabezpieczenia przed zdemaskowaniem, jest śpiewanie w chórze. Stąd też, niczym owce za baranem o najbardziej zakręconych rogach, całe stado truchcikiem drepce za red. Michnikiem i gdyby, co nie daj Boże, kiedyś się przeziębił, to pół Polski nie wiedziałoby, co myśli.
Innym szamanem jest prof. Leszek Balcerowicz, który – niczym Mussolini – ma zawsze rację („Duce ha siempre razione!”), w dodatku jedynie słuszną – jak to u faszystów. I właśnie w „Gazecie Wyborczej” z 2 czerwca prof. Balcerowicz „dał prikaz”: „żyjmy z własnej pracy”. Naprawdę z „własnej”? To po co w takim razie 38 milionów niewolników systemu emerytalnego i fiskusa? Józef Stalin miał podobne poczucie humoru i gdy pewnego razu przyjechał do kołchozu, to zaraz sobie zażartował, pytając kołchoźników, jak im się żyje. – Znakomicie! – zażartowali w odpowiedzi kołchoźnicy. Warto bowiem przypomnieć, że prof. Leszek Balcerowicz, jako wicepremier i minister finansów w koalicyjnym rządzie charyzmatycznego premiera Buzka, ponosi odpowiedzialność za skokowy wzrost synekur w sektorze publicznym na skutek czterech wiekopomnych reform, a administracyjnej w szczególności – i związany z tym wzrost kosztów funkcjonowania państwa, deficytu budżetowego i długu publicznego. To, że w czerwcu 2000 r. zwiał z rządu na z góry upatrzone pozycje prezesa NBP, w niczym jego odpowiedzialności nie zmniejsza.
Ale nie o to w tej chwili chodzi, tylko o to, że prof. Balcerowicz miał na myśli zniesienie przywilejów emerytalnych, a konkretnie – tak zwanych wcześniejszych emerytur. Jeszcze raz potwierdziła się trafność spostrzeżenia Stefana Kisielewskiego, że zegarek powinien naprawiać ten, kto go zepsuł. Toż przecież żyją jeszcze ludzie pamiętający, że wcześniejsze emerytury, podobnie jak „kuroniówki”, stanowiły element wiekopomnego i ma się rozumieć – jedynie słusznego „planu Balcerowicza”, wobec którego „nie było alternatywy”! Czyżby Stanisław Lem, tworząc w „Cyberiadzie” postać Malapucyusza Chałosa , przewidział Leszka Balcerowicza? Zresztą mniejsza o to, bo widać wyraźnie, że kolejny prikaz naszego szamana oznacza, iż bankructwo systemu emerytalnego zbliża się wielkimi krokami.
Zauważył to już wcześniej premier Jarosław Kaczyński i próbował jednostronnie uwolnić państwo od zobowiązań emerytalnych zaciągniętych wobec obywateli, proponując na początek zniesienie przywilejów emerytalnych dla ubeków. Wiadomo, że gdyby ktoś stanął w obronie zasady, iż państwo powinno dotrzymywać zobowiązań wobec obywateli, to oskarży się go o sprzyjanie ubekom i w ten sposób politycznie załatwi, a potem można będzie już spokojnie redukować zobowiązania ZUS dla pozostałych grup społecznych. Profesor Balcerowicz, ma się rozumieć, przeciwko ubekom nie ośmieliłby się wystąpić, bo to oni w końcu zrobili z niego szamana, więc w tym samym używa celu retoryki wolnorynkowej, w której jest, jak pisał Franciszek Villon o szewczysze Wilhelminie – „dobrze szczwany”.
Stanisław Michalkiewicz
http://www.michalkiewicz.pl/
PS.
p. Dariusz Kosiur :
Opis: Taka była frekwencja w polskich eurowyborach. Jednak jeśli któregoś dnia narodowa polityka i jej propaganda zdobędą jakiś medialny przyczółek, będzie to początek budzenia świadomości narodowej Polaków i pierwszy dzień agonii antypolskiej judeo-bolszewi.I taki dzień nadejdzie.
Taka była frekwencja w polskich eurowyborach. 75% obywateli RP zlekceważyło eurowybory. Jednak względny pomiar euro-dewiacji w polskim społeczeństwie oznacza, że na każdych 4 dorosłych Polaków, a dokładniej na każdych 4 obywateli RP (nie wszyscy głosujący są Polakami) jeden może być wrogiem Polski suwerennej, wrogiem Polski narodowej. Świadomie lub nieświadomie może udzielać poparcia ideologiom wrogim kulturze łacińskiej, która Zachód ukształtowała, wrogim samemu człowieczeństwu, a więc wrogim także wobec tych, którzy tym ideologiom udzielają poparcia.
Wynik ten należy zapamiętać. Jednak dopiero analiza socjologiczna i polityczna frekwencji w eurowyborach pozwala na nieco większy optymizm niż wskazuje na to względny pomiar euro-dewiacji.
Odpowiedzmy sobie raz jeszcze na pytania, czy należało wziąć udział w wyborach do PE i czy należy to zrobić w przyszłości? Bojkotować, czy nie bojkotować UE i PE?
Odpowiedź trzeba rozpocząć sięgając do historii, do roku 1945, kiedy to Polska wcielona została do socjalistycznego obozu pod wodzą ZSRR, ponieważ istnieją tu pewne analogie z czasem nam współczesnym. Zarówno obóz socjalistyczny, jak i dzisiejsza UE są produktami ideologii zrodzonych w judaistycznych i judeomasońskich kręgach finansowo-politycznych. Cechą wspólną tych ideologii jest agresywna niechęć do kultury łacińskiej Zachodu, do katolicyzmu i do państwa narodowego (internacjonalizm socjalistyczny = Europa bez granic w UE). Zniszczenie państwa narodowego, będące zasadniczym warunkiem w tych ideologiach, miało i ma umożliwić przejęcie całej władzy nad narodami – właściwie ludami bez swoich państw – szowinistycznym elementom syjonistycznym (i judeomasońskim), jako jedynym zachowującym swoją przynależność narodową (także i przynależność do specyficznie szowinistycznej i rasistowskiej religii). Elementom dążącym (od zawsze) do operowania kapitałem w skali świata z wyłączeniem narodów z należnych im (bo przez nie wypracowanych) zysków.
Niemniej impet socjalizmu po 1945 r. nie posiadał takiej siły medialnej (jak dzisiejsza UE), która pozwoliłaby na degenerację mentalności katolickich społeczeństw Europy Środkowowschodniej. Dodatkowo w Polsce silny katolicyzm Polaków i hierarchii Kościoła stanowiły materię nie poddająca się żydo-bolszewickiej obróbce.
Tak, więc po 1945 r. Polska będąca członkiem wschodniego bloku państw socjalistycznych była państwem narodowym o ograniczonej suwerenności. Była państwem, które w warunkach socjalistycznych (a więc nie zawsze ekonomicznie efektywnych) odbudowywała i rozwijała własną gospodarkę. Rozwój ten osiągnął swoje apogeum – to ważne! - po odsunięciu od władzy elementów żydowskich, co nastąpiło po 1956 r. i trwało do 1980 r. (Żydo-bolszewicy wymordowali w latach 1944 – 56 ok. 600 tys. Polaków, a na ziemiach polskich przejętych przez ZSRR wymordowali ok. 2 mln Polaków – zbrodni tych nigdy nie rozliczono!).
Taka była frekwencja w polskich eurowyborach. 75% obywateli RP zlekceważyło eurowybory. Jednak względny pomiar euro-dewiacji w polskim społeczeństwie oznacza, że na każdych 4 dorosłych Polaków, a dokładniej na każdych 4 obywateli RP (nie wszyscy głosujący są Polakami) jeden może być wrogiem Polski suwerennej, wrogiem Polski narodowej. Świadomie lub nieświadomie może udzielać poparcia ideologiom wrogim kulturze łacińskiej, która Zachód ukształtowała, wrogim samemu człowieczeństwu, a więc wrogim także wobec tych, którzy tym ideologiom udzielają poparcia.
Wynik ten należy zapamiętać. Jednak dopiero analiza socjologiczna i polityczna frekwencji w eurowyborach pozwala na nieco większy optymizm niż wskazuje na to względny pomiar euro-dewiacji.
Odpowiedzmy sobie raz jeszcze na pytania, czy należało wziąć udział w wyborach do PE i czy należy to zrobić w przyszłości? Bojkotować, czy nie bojkotować UE i PE?
Odpowiedź trzeba rozpocząć sięgając do historii, do roku 1945, kiedy to Polska wcielona została do socjalistycznego obozu pod wodzą ZSRR, ponieważ istnieją tu pewne analogie z czasem nam współczesnym. Zarówno obóz socjalistyczny, jak i dzisiejsza UE są produktami ideologii zrodzonych w judaistycznych i judeomasońskich kręgach finansowo-politycznych. Cechą wspólną tych ideologii jest agresywna niechęć do kultury łacińskiej Zachodu, do katolicyzmu i do państwa narodowego (internacjonalizm socjalistyczny = Europa bez granic w UE). Zniszczenie państwa narodowego, będące zasadniczym warunkiem w tych ideologiach, miało i ma umożliwić przejęcie całej władzy nad narodami – właściwie ludami bez swoich państw – szowinistycznym elementom syjonistycznym (i judeomasońskim), jako jedynym zachowującym swoją przynależność narodową (także i przynależność do specyficznie szowinistycznej i rasistowskiej religii). Elementom dążącym (od zawsze) do operowania kapitałem w skali świata z wyłączeniem narodów z należnych im (bo przez nie wypracowanych) zysków.
Niemniej impet socjalizmu po 1945 r. nie posiadał takiej siły medialnej (jak dzisiejsza UE), która pozwoliłaby na degenerację mentalności katolickich społeczeństw Europy Środkowowschodniej. Dodatkowo w Polsce silny katolicyzm Polaków i hierarchii Kościoła stanowiły materię nie poddająca się żydo-bolszewickiej obróbce.
Tak, więc po 1945 r. Polska będąca członkiem wschodniego bloku państw socjalistycznych była państwem narodowym o ograniczonej suwerenności. Była państwem, które w warunkach socjalistycznych (a więc nie zawsze ekonomicznie efektywnych) odbudowywała i rozwijała własną gospodarkę. Rozwój ten osiągnął swoje apogeum – to ważne! - po odsunięciu od władzy elementów żydowskich, co nastąpiło po 1956 r. i trwało do 1980 r. (Żydo-bolszewicy wymordowali w latach 1944 – 56 ok. 600 tys. Polaków, a na ziemiach polskich przejętych przez ZSRR wymordowali ok. 2 mln Polaków – zbrodni tych nigdy nie rozliczono!).
W 1980 r. Polska pod względem DN/ mieszkańca osiągnęła 11 pozycję wśród uprzemysłowionych państw świata, w 2003 r. miejsce 62 - ,,Świat w liczbach 2003r" str.26 wyd. The Economist, obecnie zajmujemy pozycję 73.
Z punktu widzenia polityki narodowej – nacjonalistycznej, mającej na uwadze zachowanie narodowej państwowości i żywej tkanki narodu oraz jego kultury (stanowi to niezbędne minimum dla istnienia narodu), walka zbrojna z systemem socjalistycznym po 1945 r. nie miała racjonalnych podstaw. Nie wyklucza to w żaden sposób obowiązku uszanowania pamięci wszystkich Polaków, którzy zginęli poświęcając własne życie w walce z żydo-bolszewickim systemem zbrodni.
Po 1956 r., a szczególnie po 1970 r. sytuacja w polityce wewnętrznej państwa stwarzała nadzieję na powolną ewolucję socjalizmu i zastąpienie go polityką gospodarczą, która efektywniej od żydowskiego socjalizmu i żydowskiego liberalnego kapitalizmu realizowałaby aspiracje narodowego Państwa Polaków. Jak wiemy tak się nie stało.
Do likwidacji socjalizmu – socjalizmu bez Żydów!- umiejętnie wykorzystano Naród oraz papieża JPII i hierarchów Kościoła, którzy byli (lub też nie wszyscy byli) świadomymi uczestnikami tej gry.
Od 1989 r. – 2003 r. rządzący RP (głównie element żydowski) zlikwidowali polską gospodarkę.
Z punktu widzenia polityki narodowej – nacjonalistycznej, mającej na uwadze zachowanie narodowej państwowości i żywej tkanki narodu oraz jego kultury (stanowi to niezbędne minimum dla istnienia narodu), walka zbrojna z systemem socjalistycznym po 1945 r. nie miała racjonalnych podstaw. Nie wyklucza to w żaden sposób obowiązku uszanowania pamięci wszystkich Polaków, którzy zginęli poświęcając własne życie w walce z żydo-bolszewickim systemem zbrodni.
Po 1956 r., a szczególnie po 1970 r. sytuacja w polityce wewnętrznej państwa stwarzała nadzieję na powolną ewolucję socjalizmu i zastąpienie go polityką gospodarczą, która efektywniej od żydowskiego socjalizmu i żydowskiego liberalnego kapitalizmu realizowałaby aspiracje narodowego Państwa Polaków. Jak wiemy tak się nie stało.
Do likwidacji socjalizmu – socjalizmu bez Żydów!- umiejętnie wykorzystano Naród oraz papieża JPII i hierarchów Kościoła, którzy byli (lub też nie wszyscy byli) świadomymi uczestnikami tej gry.
Od 1989 r. – 2003 r. rządzący RP (głównie element żydowski) zlikwidowali polską gospodarkę.
80% - 90% majątku narodowego wypracowanego (również w latach 1918-39) przez Polaków zostało rozgrabione, zniszczone, przejęte przez obcy kapitał i miejscowy element żydowski. Rzeczywiste bezrobocie sięga 52%. Emigracja zarobkowa wynosi ok. 5 mln – 6 mln osób. Polacy stali się najemnymi pracownikami obcych firm. Są najgorzej opłacani w całej UE, a koszty utrzymania w Polsce są na poziomie kosztów najbogatszych państw UE.
W 2003 r. w wyniku medialnej manipulacji polskie społeczeństwo opowiedziało się za członkostwem w UE. Rządzący w RP zdrajcy podpisali dyskryminujący nas traktat akcesyjny do UE, który jest sprzeczny w wielu punktach z polską konstytucją i z polskim prawem. Polska jest członkiem UE w wyniku politycznego i medialnego oszustwa. Nasze członkostwo nie posiada legalnych podstaw prawnych.
PE jest jedyną instytucją UE, której członkowie wybierani są w powszechnych wyborach, jednak PE nie stanowi prawa w UE. Mogłoby się przecież zdarzyć, że większość wybranych posłów do PE reprezentowałaby narodowe partie swoich państw i gdyby stanowili prawo, mogliby zniweczyć plany budowy UE-państwa. Twórcy nowego judeo-bolszeckiego obozu, UE, jak widać to przewidzieli i pozbawili PE uprawnień ustawodawczych.
PE swoje jedyne prawo głosu może użyć do odrzucenia lub przyjęcia budżetu UE. Trzeba być jednak bardzo naiwnym, żeby sądzić, iż dobrze wybrani polscy posłowie wywalczą dla Polski więcej pieniędzy. Kto ma silniejszy głos w PE, tych 50 polskich posłów, czy tych pozostałych 736 ? Poza tym,
W 2003 r. w wyniku medialnej manipulacji polskie społeczeństwo opowiedziało się za członkostwem w UE. Rządzący w RP zdrajcy podpisali dyskryminujący nas traktat akcesyjny do UE, który jest sprzeczny w wielu punktach z polską konstytucją i z polskim prawem. Polska jest członkiem UE w wyniku politycznego i medialnego oszustwa. Nasze członkostwo nie posiada legalnych podstaw prawnych.
PE jest jedyną instytucją UE, której członkowie wybierani są w powszechnych wyborach, jednak PE nie stanowi prawa w UE. Mogłoby się przecież zdarzyć, że większość wybranych posłów do PE reprezentowałaby narodowe partie swoich państw i gdyby stanowili prawo, mogliby zniweczyć plany budowy UE-państwa. Twórcy nowego judeo-bolszeckiego obozu, UE, jak widać to przewidzieli i pozbawili PE uprawnień ustawodawczych.
PE swoje jedyne prawo głosu może użyć do odrzucenia lub przyjęcia budżetu UE. Trzeba być jednak bardzo naiwnym, żeby sądzić, iż dobrze wybrani polscy posłowie wywalczą dla Polski więcej pieniędzy. Kto ma silniejszy głos w PE, tych 50 polskich posłów, czy tych pozostałych 736 ? Poza tym,
PE nie jest zorganizowany w struktury broniące interesów narodowych, tylko we frakcje, partie ponadnarodowe skupione wokół problemów kosmopolitycznych.
Jest, więc całkowicie bez znaczenia, kogo i czy wybierzemy do PE. Chodząc na te wybory udzielamy poparcia nowej europejskiej judeo-bolszewi, która działa z premedytacją na szkodę naszego Państwa i Narodu, więcej, na szkodę wszystkich państw i narodów Europy.
Uprawniony jest wniosek, że mimo wszystko tamten socjalizm był o wiele mniej szkodliwy dla narodów niż obecna zmodyfikowana ideologia współczesnej judeo-bolszewii. Tak ogromnych zniszczeń w kulturze, w świadomości historycznej, państwowej, narodowej Polaków, w systemie oświaty jakich dokonano przez ostatnie 20 lat, socjalizmowi nie udało się zrealizować przez całe 45 lat swego panowania. Tu trzeba oddać sprawiedliwość socjalizmowi – socjalizmowi bez Żydów! – i stwierdzić, iż poziom edukacji w krajach socjalistycznych znacznie przewyższał poziom edukacji w zachodnich systemach żydowskiego liberalnego kapitalizmu.
Wychodząc, zatem z pozycji nacjonalistycznych i bojkotując wybory do PE (nie ma on żadnego sensu i znaczenia politycznego) dajemy wyraz nie tylko własnej świadomej postawy przywiązania do prawdziwych wartości humanistycznych, katolickich, narodowych i polskich, ale bronimy także wartości ogólnoludzkich. Bronimy prawa wszystkich narodów do samostanowienia, do suwerenności – bronimy wartości prawdziwie europejskich i światowych. Bronimy w sposób racjonalny okazując naszą dezaprobatę dla błędnych, złowrogich, antyludzkich ideologii i ich instytucjonalizacji.
Postawa bojkotu eurowyborów jest słuszna i pokrywa się z taką samą tendencją, od początku istnienia UE, czego dowodzi spadek frekwencji w kolejnych eurowyborach we wszystkich państwach UE łącznie. Czyżby Narody Europy myliły się w wyrażaniu takiej swojej postawy, a racje miały nieliczne gremia unio-europejskiej judeo-bolszewi i opłacani przez nią różni medialni i nie medialni kuglarze i prestidigitatorzy?
Media w Polsce realizując swoją antypolska politykę i manipulując ludźmi często cytują papieża JPII – i ja to zrobię. W jednej z homilii wygłoszonej w Polsce w 1979 r. JPII powiedział: „w konflikcie między władzą a ludem, racja leży zawsze po stronie ludu”. Cytat ten dedykuję „zeuropeizowanej” hierarchii Kościoła katolickiego w Polsce, która nakazywała wiernym udział w wyborach do PE.
Można łatwo przewidzieć kierunek działań władz UE i krajów członkowskich w celu zwiększenia frekwencji wyborczej. Z całą pewnością nie dojdzie do przyznania kompetencji ustawodawczych PE, co byłoby realnym poszerzeniem demokracji. Cel budowy UE jest inny. Wzorem np. Belgii, czy Grecji wprowadzony zostanie obowiązkowy udział w eurowyborach. Jedyny wskaźnik rzeczywistego poparcia dla tworzenia UE-państwa zostanie zlikwidowany – bowiem, bezlitośnie obnaża on niechęć Europejczyków do unijnej judeo-bolszewi, to ją mocno frustruje.
Polacy, którzy w swojej nieświadomości szli do eurowyborów z przeświadczeniem, żeby swoim głosem poprawić sytuację kraju muszą w końcu zrozumieć, że jedyną ku temu sposobnością będzie głosowanie w wyborach do polskiego sejmu na partię (jeśli taka powstanie), która doprowadzi, co najmniej do renegocjacji traktatu akcesyjnego do UE lub do opuszczenia jej struktur – i nie ma na to innego sposobu.
Analiza wyborczych wyników
Należy odnotować jako pozytywny fakt, że Polska (z frekwencją 24,5%) po Słowacji (19,6%), Litwie (20,9%) miała najniższą frekwencję w UE – brawo, duże brawa dla Polaków.
Bardzo pozytywnie myślę o wyborcach wiejskich i z małych miast, którzy zdecydowanie mniej chętnie szli do urn niż mieszkańcy dużych miast. Ta niechęć ma uzasadnienie. Wynika z nierównomiernie rozkładającej się w Polsce po 1989(80) r. i systematycznie rosnącej biedzie, i całkowitym braku jakiejkolwiek polityki gospodarczej kolejnych żydowskich rządów. Członkostwo w UE tę biedę jeszcze znacząco pogłębia. I nie pomogą tu kłamliwe tabliczki przyczepiane w różnych miejscach, że to, czy tamto wykonano z unijnych funduszy, które pochodzą z naszych podatków i składek – a Polska jest płatnikiem netto do UE.
Z tą grupa wyborców wiąże się ważne spostrzeżenie. Są oni powszechnie uważani, zresztą zgodnie z prawdą, za ludzi bardziej religijnych, związanych z Kościołem. To w tej grupie także Radio Maryja ma najwięcej odbiorców. A jednak nie usłuchali oni nawoływań zjudaizowanej hierarchii Kościoła, ani Bogobojnego zakonnika z Torunia i pokazali UE i „Europejczykom” w sutannach „gest Kozakiewicza” – brawo, brawo Polacy.
W eurowyborach z 2005 r. frekwencja w Polsce wyniosła 20,87%. W 2009 r. mieliśmy jednak wzrost do 24,5%. Jest to wzrost o 3,6%, czyli o ok. 1 mln osób. Jest wielce prawdopodobne, że w tym milionie osób zdecydowaną większość stanowili młodzi ludzie, absolwenci szkół, którym zaprogramowana w edukacji kosmopolityczna indoktrynacja uniemożliwia identyfikowanie się z narodem, z państwem narodowym, z nacjonalizmem. Jest to jednak proces odwracalny, jeżeli media i oświata znajdą się w rękach narodowych.
Uczciwa analiza wyników eurowyborów musi również dostrzec fakt, że część wyborców kierujących się pobudkami patriotycznymi udzieliła poparcia partiom tzw. eurosceptycznym. Sumując, zatem głosy oddane na Samoobronę, Prawicę RP, Libertas(LPR), Unię Polityki Realnej, Naprzód Polsko-Piast otrzymamy 7,44% głosów eurosceptyków. Odejmując tę liczbę od liczby całkowitej frekwencji otrzymamy 17,06% głosów zwolenników integracji w ramach UE.
Trudno określić wielkość tzw. żelaznego antypolskiego elektoratu składającego się z wrogich elementów obcoplemiennych oraz z tych Polaków, którzy za finansowe profity, stanowiska publiczne, większe możliwości działalności gospodarczej, gwarancje bezkarności za działalność antypolską i inne dążą do likwidacji Państwa Polskiego. Można przyjąć, że ich liczba stanowi ok. 7% elektoratu (w tym ok. 2% elektorat żydowski). Natomiast pozostałe 10,06% są to ludzie bezideowi, słabo wykształceni, zindoktrynowani i nieświadomi, czyli z punktu widzenia państwa i interesu narodowego ludzie bezwartościowi.
Polityka narodowa, nacjonalistyczna musi jednak uwzględnić liczbę 17,06% jako bezwzględną wielkość elektoratu wrogiego Polsce. A, wiec na każdych 10 Polaków mniej więcej dwóch będzie sprzyjało różnym naszym wrogom, przy czym ideologie nie maja tu żadnego znaczenia, może to być żydowski socjalizm i równie dobrze żydowski liberalny kapitalizm.
Wniosek optymistyczny.
Z powyższego rozważania wynika, że przy wyborczej frekwencji na poziomie ok. 50% (przeciętna z minionych wyborów) polityka narodowa ma szanse zagospodarować 25% - 30% elektoratu, co dawałoby jej niemal całkowitą władzę. Taka sytuacja byłaby możliwa, gdyby partie narodowe, nacjonalistyczne mogły zaistnieć w mediach w takim samym wymiarze jak wszystkie pozostałe ugrupowania antypolskie, jak np. PO, PiS, SLD, PSL itp.
Eurowybory pokazują wyraźnie, że mimo zmasowanego od 20 lat medialnego ataku judeo-bolszewi (teraz zachodnioeuropejskiej) na polskie społeczeństwo, nie jest ono skłonne poprzeć antyludzkich, antynarodowych treści. Nie ulega nawet zjudaizowanej hierarchii Kościoła katolickiego w Polsce.
Uprawniony jest wniosek, że mimo wszystko tamten socjalizm był o wiele mniej szkodliwy dla narodów niż obecna zmodyfikowana ideologia współczesnej judeo-bolszewii. Tak ogromnych zniszczeń w kulturze, w świadomości historycznej, państwowej, narodowej Polaków, w systemie oświaty jakich dokonano przez ostatnie 20 lat, socjalizmowi nie udało się zrealizować przez całe 45 lat swego panowania. Tu trzeba oddać sprawiedliwość socjalizmowi – socjalizmowi bez Żydów! – i stwierdzić, iż poziom edukacji w krajach socjalistycznych znacznie przewyższał poziom edukacji w zachodnich systemach żydowskiego liberalnego kapitalizmu.
Wychodząc, zatem z pozycji nacjonalistycznych i bojkotując wybory do PE (nie ma on żadnego sensu i znaczenia politycznego) dajemy wyraz nie tylko własnej świadomej postawy przywiązania do prawdziwych wartości humanistycznych, katolickich, narodowych i polskich, ale bronimy także wartości ogólnoludzkich. Bronimy prawa wszystkich narodów do samostanowienia, do suwerenności – bronimy wartości prawdziwie europejskich i światowych. Bronimy w sposób racjonalny okazując naszą dezaprobatę dla błędnych, złowrogich, antyludzkich ideologii i ich instytucjonalizacji.
Postawa bojkotu eurowyborów jest słuszna i pokrywa się z taką samą tendencją, od początku istnienia UE, czego dowodzi spadek frekwencji w kolejnych eurowyborach we wszystkich państwach UE łącznie. Czyżby Narody Europy myliły się w wyrażaniu takiej swojej postawy, a racje miały nieliczne gremia unio-europejskiej judeo-bolszewi i opłacani przez nią różni medialni i nie medialni kuglarze i prestidigitatorzy?
Media w Polsce realizując swoją antypolska politykę i manipulując ludźmi często cytują papieża JPII – i ja to zrobię. W jednej z homilii wygłoszonej w Polsce w 1979 r. JPII powiedział: „w konflikcie między władzą a ludem, racja leży zawsze po stronie ludu”. Cytat ten dedykuję „zeuropeizowanej” hierarchii Kościoła katolickiego w Polsce, która nakazywała wiernym udział w wyborach do PE.
Można łatwo przewidzieć kierunek działań władz UE i krajów członkowskich w celu zwiększenia frekwencji wyborczej. Z całą pewnością nie dojdzie do przyznania kompetencji ustawodawczych PE, co byłoby realnym poszerzeniem demokracji. Cel budowy UE jest inny. Wzorem np. Belgii, czy Grecji wprowadzony zostanie obowiązkowy udział w eurowyborach. Jedyny wskaźnik rzeczywistego poparcia dla tworzenia UE-państwa zostanie zlikwidowany – bowiem, bezlitośnie obnaża on niechęć Europejczyków do unijnej judeo-bolszewi, to ją mocno frustruje.
Polacy, którzy w swojej nieświadomości szli do eurowyborów z przeświadczeniem, żeby swoim głosem poprawić sytuację kraju muszą w końcu zrozumieć, że jedyną ku temu sposobnością będzie głosowanie w wyborach do polskiego sejmu na partię (jeśli taka powstanie), która doprowadzi, co najmniej do renegocjacji traktatu akcesyjnego do UE lub do opuszczenia jej struktur – i nie ma na to innego sposobu.
Analiza wyborczych wyników
Należy odnotować jako pozytywny fakt, że Polska (z frekwencją 24,5%) po Słowacji (19,6%), Litwie (20,9%) miała najniższą frekwencję w UE – brawo, duże brawa dla Polaków.
Bardzo pozytywnie myślę o wyborcach wiejskich i z małych miast, którzy zdecydowanie mniej chętnie szli do urn niż mieszkańcy dużych miast. Ta niechęć ma uzasadnienie. Wynika z nierównomiernie rozkładającej się w Polsce po 1989(80) r. i systematycznie rosnącej biedzie, i całkowitym braku jakiejkolwiek polityki gospodarczej kolejnych żydowskich rządów. Członkostwo w UE tę biedę jeszcze znacząco pogłębia. I nie pomogą tu kłamliwe tabliczki przyczepiane w różnych miejscach, że to, czy tamto wykonano z unijnych funduszy, które pochodzą z naszych podatków i składek – a Polska jest płatnikiem netto do UE.
Z tą grupa wyborców wiąże się ważne spostrzeżenie. Są oni powszechnie uważani, zresztą zgodnie z prawdą, za ludzi bardziej religijnych, związanych z Kościołem. To w tej grupie także Radio Maryja ma najwięcej odbiorców. A jednak nie usłuchali oni nawoływań zjudaizowanej hierarchii Kościoła, ani Bogobojnego zakonnika z Torunia i pokazali UE i „Europejczykom” w sutannach „gest Kozakiewicza” – brawo, brawo Polacy.
W eurowyborach z 2005 r. frekwencja w Polsce wyniosła 20,87%. W 2009 r. mieliśmy jednak wzrost do 24,5%. Jest to wzrost o 3,6%, czyli o ok. 1 mln osób. Jest wielce prawdopodobne, że w tym milionie osób zdecydowaną większość stanowili młodzi ludzie, absolwenci szkół, którym zaprogramowana w edukacji kosmopolityczna indoktrynacja uniemożliwia identyfikowanie się z narodem, z państwem narodowym, z nacjonalizmem. Jest to jednak proces odwracalny, jeżeli media i oświata znajdą się w rękach narodowych.
Uczciwa analiza wyników eurowyborów musi również dostrzec fakt, że część wyborców kierujących się pobudkami patriotycznymi udzieliła poparcia partiom tzw. eurosceptycznym. Sumując, zatem głosy oddane na Samoobronę, Prawicę RP, Libertas(LPR), Unię Polityki Realnej, Naprzód Polsko-Piast otrzymamy 7,44% głosów eurosceptyków. Odejmując tę liczbę od liczby całkowitej frekwencji otrzymamy 17,06% głosów zwolenników integracji w ramach UE.
Trudno określić wielkość tzw. żelaznego antypolskiego elektoratu składającego się z wrogich elementów obcoplemiennych oraz z tych Polaków, którzy za finansowe profity, stanowiska publiczne, większe możliwości działalności gospodarczej, gwarancje bezkarności za działalność antypolską i inne dążą do likwidacji Państwa Polskiego. Można przyjąć, że ich liczba stanowi ok. 7% elektoratu (w tym ok. 2% elektorat żydowski). Natomiast pozostałe 10,06% są to ludzie bezideowi, słabo wykształceni, zindoktrynowani i nieświadomi, czyli z punktu widzenia państwa i interesu narodowego ludzie bezwartościowi.
Polityka narodowa, nacjonalistyczna musi jednak uwzględnić liczbę 17,06% jako bezwzględną wielkość elektoratu wrogiego Polsce. A, wiec na każdych 10 Polaków mniej więcej dwóch będzie sprzyjało różnym naszym wrogom, przy czym ideologie nie maja tu żadnego znaczenia, może to być żydowski socjalizm i równie dobrze żydowski liberalny kapitalizm.
Wniosek optymistyczny.
Z powyższego rozważania wynika, że przy wyborczej frekwencji na poziomie ok. 50% (przeciętna z minionych wyborów) polityka narodowa ma szanse zagospodarować 25% - 30% elektoratu, co dawałoby jej niemal całkowitą władzę. Taka sytuacja byłaby możliwa, gdyby partie narodowe, nacjonalistyczne mogły zaistnieć w mediach w takim samym wymiarze jak wszystkie pozostałe ugrupowania antypolskie, jak np. PO, PiS, SLD, PSL itp.
Eurowybory pokazują wyraźnie, że mimo zmasowanego od 20 lat medialnego ataku judeo-bolszewi (teraz zachodnioeuropejskiej) na polskie społeczeństwo, nie jest ono skłonne poprzeć antyludzkich, antynarodowych treści. Nie ulega nawet zjudaizowanej hierarchii Kościoła katolickiego w Polsce.
Niestety, pozbawione celowo polskiej narodowej oferty politycznej - trwa w bezruchu.
Wszyscy krytycy naszych narodowych poczynań, którzy twierdzą, że polski nacjonalizm zaczyna się i kończy na politycznych rozważaniach zapominają, że bez pieniędzy polityki robić się nie da. Doskonale wiedzą o tym i nasi wrogowie, stąd realizowanie celowej powszechnej społecznej biedy oraz zablokowanie powstania klasy średniej.
Jeśli jednak któregoś dnia narodowa polityka i jej propaganda zdobędą jakiś medialny przyczółek, będzie to początek budzenia świadomości narodowej Polaków i pierwszy dzień agonii antypolskiej judeo-bolszewi.
I taki dzień nadejdzie.
Wszyscy krytycy naszych narodowych poczynań, którzy twierdzą, że polski nacjonalizm zaczyna się i kończy na politycznych rozważaniach zapominają, że bez pieniędzy polityki robić się nie da. Doskonale wiedzą o tym i nasi wrogowie, stąd realizowanie celowej powszechnej społecznej biedy oraz zablokowanie powstania klasy średniej.
Jeśli jednak któregoś dnia narodowa polityka i jej propaganda zdobędą jakiś medialny przyczółek, będzie to początek budzenia świadomości narodowej Polaków i pierwszy dzień agonii antypolskiej judeo-bolszewi.
I taki dzień nadejdzie.
Subskrybuj:
Posty (Atom)