WPŁATY POLSKI do EU 2014 :
17 mld 700 mln 683 tys. zł.
1 mld 492 mln / mies
czwartek, 5 listopada 2009
- ratowanie zdradzonej Europy. Lwów.
WPROWADZENIE.
Rozwiązania są, ale wymagają odwagi.
zet is dead 2009-10-30 12:51:06
Powoli zaczynam podziwiać Brazylijczyków, kiedy dowiaduje się, że narkotykowy kartel zestrzelił Policyjny helikopter.
Tylko i wyłącznie agresja jest w stanie wygrać z demokracją i faszyzmem. Uświadamianie naprawde niczego nie daje, ponieważ ludzie z roku na rok stają się coraz to głupsi, gdyż cywlizacja upada.
To o czym wielu prawicowców zapomina a być może i nie wie jest fakt, iż lewakom i demokratom nie przeszkadza faszystowskie państwo tak więc i inwigilacja. Jak pisałem już wcześniej o3 etapach prania mózgu, które we WE poza Czechami jest wykonana bezbłędnie.
Mowa o rozmrażaniu, przekształceniu i zamrażaniu.
Te warunki są już spełnione.
Najblizsze lata UE będą polegać na całkowitym pozbyciu się wszelkiej maści prawicowców. Ciemny lud w tym momencie będzie już tak zmanipulowany, że sam będzie wzajemnie wystawiał swoich sąsiadów etc, tych którzy propagują inne formy wartości i zachowań, niż te uznane przez kolektyw.
Niestety problem polega na tym, że tego wewnętrznie rozwiązać się nie da. Jest już za późno! Jedynie co można to ludzi, którzy jeszcze coś znaczą namawiać do wyjazdów poza europę, żeby za 10 lat oni sami czy za 50 ich dzieci odbili ten kontynent. Siła nacisków jakie będą wywierane na prawicowców będzie bardzo duża.
Prosze zobaczyć w jak prosty sposób z przedsiębiorców kiedyś kapiatalistów dziś przerobiono na oportunistów.
Niech Europa stanie się w końcu tym czym musi się stać, czyli faszystowskim i ogłupionym superpaństwem. Tylko te działania pomogą skutecznie ją osłabić, ponieważ dziś, jutro czy za rok to niemożliwe. Tutaj czas odgrywa bardzo ważną rolę. Elita została wymordowana, ponieważ źle oceniła swoje szanse. Tym razem nie może być tak samo. Prawdopodobnie kiedyś o wolną europę będziemy walczyć z Chińczykami. Swój przeciwko swojemu? To niestety prawdopodobna przyszłość walki o europę, tak więc pozwólmy im się skutecznie osłabiać i ginąć w propagandzie!
ttp://www.blog.gwiazdowski.pl/index.php?subcontent=1&id=693
***
***
MACIEJ MATWIJÓW
Rola profesora Mieczysława Gębarowicza
w ratowaniu polskich dóbr kulturalnych we Lwowie
Naukowe osiągnięcia prof. Mieczysława Gębarowicza i jego ogromne zasługi położone w dziele dokumentowania i naukowego opracowania polskich zabytków sztuki i kultury we Lwowie i na dawnych południowo-wschodnich ziemiach Rzeczypospolitej są dość dobrze znane. Najkompetentniej mogliby wypowiadać się tutaj historycy sztuki. Natomiast ja chciałbym przedstawić prawie w ogóle dotąd nie znany, ale jednocześnie bardzo ważny fragment biogram Profesora. Dotyczy on okresu II wojny światowej i pierwszych lat powojennych, kiedy to prof. Gębarowicz, rezygnując ze swoich ambicji naukowych i dalszej kariery zawodowej, całkowicie poświęcił się ratowaniu dla Polski zgromadzonych we Lwowie polskich zbiorów kulturalnych. Działalność ta nierozerwalnie złączona była z Zakładem Narodowym im. Ossolińskich, na którego czele stanął z nominacji kuratora najpierw w lipcu 1941 r. jako kierownik, a od kwietnia 1943 r. jako dyrektor. Stanowisko to, pełnione w konspiracji, w tajemnicy przed okupantami - przypomnijmy, że Zakład został w 1940 r. zlikwidowany przez władze sowieckie - łączył w latach 1941-1946 z oficjalnym stanowiskiem kierownika Biblioteki Ossolineum, włączonej w latach okupacyjnych najpierw do struktur niemieckiej Staatsbibliothek Lemberg, a od sierpnia 1944 r. jako tzw. Sektor Polski do Lwowskiej Biblioteki Akademii Nauk USRR. Spośród lwowskich placówek naukowo-kulturalnych Zakład Narodowy im. Ossolińskich (do 1939 r- łączący w sobie Bibliotekę, Wydawnictwo i Muzeum im. Lubomirskich) był jednym z najważniejszych i najbardziej zasłużonych ośrodków kultury polskiej, o czym decydowały przede wszystkim niezwykle bogate zbiory biblioteczne, pod względem wartości drugie w kraju po Bibliotece Jagiellońskiej.
W latach okupacji niemieckiej kierowane przez prof. Gębarowicza Ossolineum stało się miejscem schronienia dla różnego rodzaju zbiorów polskich, narażonych na zniszczenie lub rozproszenie w warunkach wojennych. Taką akcję ratowania dóbr kultury prof. Gębarowicz podjął już w 1941 r., przyjmując w formie depozytów księgozbiory wielu polskich uczonych, zagrożonych aresztowaniem lub zmuszonych do wyjazdu ze Lwowa. W Ossolineum znalazły wówczas schronienie m.in. księgozbiory profesorów Uniwersytetu Lwowskiego: filologa Jerzego Manteuffla, fizyka Stanisława Lorii, historyka ks. Józefa Umińskiego, filozofa Kazimierza Twardowskiego, a także znanego chirurga Adama Grucy. Największym osiągnięciem było jednak uratowanie w lutym 1943 r. bibliotek seminaryjnych kilku zakładów uniwersyteckich (filologii polskiej, romańskiej i klasycznej oraz historii, prawa i filozofii), które M. Gębarowicz zgodził się przyjąć do Ossolineum natychmiast po wydanym przez władze niemieckie zarządzeniu ewakuacji gmachu uniwersytetu i zajęciu go przez niemieckie wojska lotnicze. Pomimo niesprzyjających warunków atmosferycznych i braku środków transportowych w ciągu kilkunastu dni pracownicy Ossolineum przenieśli do gmachu Biblioteki ok. 100 tysięcy książek.
Innym, choć jednocześnie jak się później okazało połowicznym sukcesem M. Gębarowicza było uratowanie od zniszczenia nie rozprowadzonych przed 1939 r. nakładów Wydawnictwa Ossolineum (były to m.in. podręczniki szkolne, prace naukowe i dzieła z literatury pięknej), których ilość szacowano orientacyjnie na 2-3 wagony towarowe. W 1942 r. do książek tych, znajdujących się wówczas w dawnych magazynach Ossolińskich przy ul. Kaleczej, pretensje wysunęło ukraińskie przedsiębiorstwo handlowe Knyhotorh, planując przekazanie ich w zależności od decyzji niemieckiej cenzury na sprzedaż lub na przemiał. M. Gębarowicz, interweniując jednak skutecznie u swoich władz zwierzchnich, nie dopuścił do wydania tych książek Ukraińcom i spowodował przeniesienie ich do gmachu Ossolineum.
Troska o los polskich dóbr kulturalnych we Lwowie zmuszała prof. Gębarowicza do szukania różnych sposobów ich ochrony. W związku ze zbliżaniem się linii frontu do ziem polskich i coraz wyraźniej rysującą się perspektywą objęcia Lwowa działaniami wojennymi, a co za tym idzie ponowną okupacją sowiecką, M. Gębarowicz w ścisłym porozumieniu z dyrektorem Biblioteki Jagiellońskiej dr. Edwardem Kuntze wystąpił w jesieni 1943 r. z inicjatywą ewakuacji najcenniejszej części zbiorów Ossolińskich z zagrożonego Lwowa do Krakowa. Podjęcie ostatecznej decyzji w tej sprawie na pewno nie było dla niego łatwe, ale rozwój wypadków wojennych przesądził sprawę. W początkach 1944 r. władze niemieckie zarządziły przeprowadzenie ewakuacji lwowskich zbiorów bibliotecznych - oprócz Ossolineum także bibliotek uniwersyteckiej i politechnicznej oraz Towarzystwa im. Szewczenki - co prof. Gębarowicz wykorzystał do realizacji swoich planów. Przygotowane przez niego z udziałem nielicznych pracowników Biblioteki dwa transporty ewakuacyjne zawierały - wbrew wyraźnym instrukcjom niemieckim, nakazującym przede wszystkim ewakuację niemieckiej literatury fachowej i księgozbiorów podręcznych czytelni głównych - najcenniejsze i starannie wyselekcjonowane zbiory specjalne i cymelia Ossolineum. Było to ok. 2300 rękopisów, ok. 2200 dokumentów (dyplomów), ok. 1700 starych druków, ok. 2400 rycin i rysunków z dawnych zbiorów Muzeum im. Lubomirskich i kolekcji Pawlikowskich oraz kilkaset sztuk numizatów. Ponadto znalazło się tam ok. 170 najcenniejszych rękopisów innej fundacyjnej biblioteki polskiej - Biblioteki Baworowskich, oraz najcenniejsze rękopisy i inkunabuły Biblioteki Uniwersyteckiej we Lwowie.
W celu zilustrowania wartości ewakuowanych wówczas ze Lwowa zbiorów Ossolińskich można podać, że znajdowały się tam prawie wszystkie najstarsze ossolińskie kodeksy średniowieczne od XII w. poczynając, materiały do historii Polski XVI-XVIII w., w tym miscellanea historyczne, diariusze sejmów, reiacje poselstw zagranicznych, zbiory oryginalnych dokumentów oraz listów królów polskich i obcych, zbiory praw i przywilejów koronnych i litewskich, akta sądowe, majątkowe i cechowe miast (m.in. Biecza, Grodziska, Kościerzyny, Stanisławowa, Lwowa), archiwa polskich rodzin magnackich Mniszchów, Rzeczyckich, Wodzickich i Fredrów oraz utwory i papiery najwybitniejszych polskich pisarzy i poetów epoki staropolskiej: Łukasza Opalińskiego, Wacława Potockiego (w tym autograf Wojny okocimskiej), Jana Andrzeja Morsztyna i Ignacego Krasickiego
Wśród ewakuowanych materiałów literackich XIX i XX w. znalazł się autograf Pana Tadeusza Adama Mickiewicza, całe spuścizny rękopiśmienne Juliusza Słowackiego (z autografami Mazepy, Lilli Wenedy, Króla Ducha) i Aleksandra Fredry (z autografami Pana Jowialskiego, Ślubów Panieńskich, Zemsty i Dożywocia), a w dalszej kolejności autografy prac Seweryna Goszczyńskiego, Teofila Lenartowicza, Józefa Conrada Korzeniowskiego, Henryka Sienkiewicza (w tym autograf Potopu), Józefa Ignacego Kraszewskiego, Jana Kasprowicza, Władysława Reymonta (w tym autograf Chłopów), Stefana Żeromskiego.
Ponadto ewakuowano spuścizny rękopiśmienne lwowskich uczonych: Wojciecha Kętrzyńskiego, Ludwika Bernackiego, Oswalda Balzera, Karola Szajnochy oraz archiwum galicyjskich działaczy ruchu ludowego Bolesława i Marii Wysłouchów. Jeśli idzie o dokumenty, do ewakuacji wytypowano przede wszystkim egzemplarze najstarsze i najcenniejsze, poczynając od dokumentów papieża Grzegorza IX z 1227 r. i ks. śląskiego Henryka Brodatego z 1229r.
Ewakuowane zbiory Ossolineum dotarty w ciągu marca i kwietnia 1944 r. do Krakowa, gdzie w bezpiecznych piwnicach Biblioteki Jagiellońskiej przeczekać miały okres działań wojennych. Zbiory te jednak zostały niespodziewanie w lecie 1944 r. wywiezione przez Niemców dalej na zachód i zmagazynowane w miejscowości Adelin (obecnie Zagrodno) koło Złotoryi na Dolnym Śląsku. Szczęśliwie przetrwały tam wojnę i w 1947 r. zasiliły reaktywowaną we Wrocławiu Bibliotekę Ossolineum. Wywieziony wówczas do Krakowa zbiór grafiki obejmował w większości grafikę polską. Prof. Gębarowicz nie chciał zapewne przekazywać w ręce Niemców najcenniejszych zabytków sztuki zachodnioeuropejskiej, obawiając się, aby nie podzieliły one losów rysunków Albrechta Durera, skonfiskowanych przez nich w Ossolineum w 1941 r. Jest natomiast prawdopodobne, że zdecydował się wówczas poza wiedzą władz niemieckich na wyekspediowanie ze Lwowa do Krakowa drogą prywatną kilkudziesięciu rysuków obcych mistrzów ze zbiorów Muzeum im. Lubomirskich, w tym zwłaszcza kolekcji rysunków Rembrandta. W końcu marca 1944 r. prawdopodobnie powierzył je wyjeżdżającemu do Krakowa konserwatorowi lwowskiemu Janowi Marksenowi, który z kolei w połowie kwietnia tego roku złożył je jako depozyt w Muzeum Narodowym w Krakowie u dyrektora Feliksa Kopery. W tym samym czasie prof. Gębarowicz wspólnie z muzealnikami lwowskimi wziął udział w wyekspediowaniu ze Lwowa trzech dużych obrazów Jana Matejki, tj. będącej przed wojną własnością Muzeum im. Lubomirskich "Unii Lubelskiej" oraz prawdopodobnie "Rejtana" i "Batorego pod Pskowem". Dwa te ostatnie obrazy znalazły się we Lwowie w 1943 r. po przewiezieniu ich z Łucka, i jak świadczy zachowana w papierach M. Gębarowicza fragmentaryczna dokumentacja fotograficzna, podjęto wówczas nad nimi wstępne prace zabezpieczające, a w Ossolineum spisano ich dzieje wojenne.
Warto przy tej okazji zaznaczyć, że podobne starania ewakuacyjne podjęły również archiwa lwowskie. Wówczas to-w lutym 1944 r. - ewakuowano z Archiwum Państwowego do Tyńca pod Krakowem najcenniejsze archiwalia, w tym komplet ksiąg grodzkich i ziemskich przemyskich. Natychmiast po zajęciu Krakowa w styczniu 1945 r. księgi te zostały zabrane przez Rosjan i przewiezione z powrotem do Lwowa, gdzie dotąd się znajdują.
Wobec coraz bardziej rysującej się od momentu zajęcia Lwowa przez Rosjan w lecie 1944 r. perspektywy, że Lwów znajdzie się po wojnie poza granicami państwa polskiego, uwagę M. Gębarowicza zaczął wówczas zaprzątać problem dalszych losów Zakładu Narodowego im. Ossolińskich. Są przesłanki pozwalające stwierdzić, że pierwsze starania o uratowanie tych zbiorów dla Polski podjął już pod koniec 1944 r. W każdym razie bezporny jest fakt, że co najmniej od początków 1945 r. opowiadał się za przeniesieniem Zakładu ze Lwowa, jako przyszłe miejsce jego lokalizacji proponując Kraków. Stał się wówczas jednym z najgorliwszych i najbardziej aktywnych rzeczników rewindykacji całych bez wyjątku zbiorów Ossolińskich przez Polskę, a jednocześnie gorącym przeciwnikiem reprezentowanych przez stronę ukraińską planów podziału zbiorów i przekazania Polsce jedynie ich małej części jako "daru" od narodu ukraińskiego. Prof. Gębarowicz uważał Ossolineum za polską instytucję narodową. Jako dzieło całego narodu przez kilka pokoleń tworzone i utrzymywane" i za niedopuszczalne uznawał pozostawienie go w całości lub w części poza granicami Polski. Prowadzona przez niego w latach 1945-1946 działalność zmierzająca do uratowania dla polskiej kultury i nauki zbiorów Ossolińskich była rzeczywiście imponująca, zważywszy na warunki, w których przyszło mu działać, i ograniczone, coraz bardziej kurczące się możliwości.
Przede wszystkim ze względu na rozstrzygające się wówczas losy Ossolineum nie zdecydował się na opuszczenie Lwowa. Pozostając na miejscu miał możliwość bezpośredniego czuwania nad sprawami instytucji, obserwowania poczynań władz ukraińskich, a także podejmowania konkretnych prób ratowania zbiorów.
Jednym z ważniejszych kierunków jego działalności było nieustanne informowanie odpowiednich władz i środowisk w kraju o stanie spraw Ossolińskich, a także ciągłe przypominanie o konieczności pełnej rewindykacji zbiorów. Służyć temu miały przede wszystkim zarówno pisane przez niego liczne memoriały i relacje, jak i osobiste spotkanie z przebywającym we wrześniu 1945 r. we Lwowie z oficjalną wizytą wiceprzewodniczącym Krajowej Rady Narodowej prof. Stanisławem Grabskim. Uczestniczył również w pracach polskiego środowiska naukowokulturalnego we Lwowie i w sierpniu 1945 r. został wybrany na przewodniczącego działającej pod egidą Związku Patriotów Polskich we Lwowie Komisji Ekspertów dla Przejęcia Polskiego Dobra Kulturalnego, która miała się zająć zebraniem danych dotyczących polskich dóbr kulturalnych w tym mieście.
W przygotowanym wówczas - w sierpniu 1945 r. - przez M. Gębarowicza memoriale wśród podlegających zwrotowi Polsce dóbr kulturalnych wymieniano przede wszystkim całość zbiorów dwóch polskich bibliotek fundacyjnych, tj. Ossolineum i Baworowskich, polonica ze zbiorów bibliotek uniwersyteckiej i pedagogicznej, lwowskie zbiory miejskie, akta archiwalne dotyczące terenów należących do Polski, archiwa i zbiory prywatne oraz zabytki kościelne. Memoriał ten, będący najpełniejszą i najkompetentniejszą charakterystyką polskich dóbr kulturalnych we Lwowie, został wręczony wiceprzewodniczącemu KRN prof. Grabskiemu oraz dostarczony do instytucji polskich zajmujących się sprawami rewindykacyjnymi (Wydział Rewindykacji i Odszkodowań Ministerstwa Kultury i Sztuki, Polska Akademia Umiejętności).
M. Gębarowicz był na pewno jeśli nie autorem, to przynajmniej współautorem kolejnego memoriału skierowanego do polskich władz państwowych w pierwszej połowie 1946 r. W memoriale tym domagano się niezwłocznego podjęcia oficjalnych rozmów z ZSRR na temat rewindykacji dóbr kultury, a rozwiązanie całej sprawy widziano jedynie w zawarciu stosownego porozumienia, "gwarantującego Rzeczypospolitej całkowity zwrot prawnie się jej należącego mienia kulturalnego z obszarów wschodnich, które przez tyle wieków pozostawały w nierozdzielnej łączności z Macierzą". Jak argumentowano, "nie wolno tych skarbów kulturalnych uważać za zdobycz wojenną Związku Radzieckiego. Jesteśmy bowiem państwem sprzymierzonym, a nie pokonanym wrogiem, którego można ogołacać z jego dóbr kulturalnych, nagromadzonych żmudnym wysiłkiem wielu pokoleń".
Niestety, wbrew nadziejom prof. Gębarowicza, polskie władze państwowe nie podjęły żadnych aktywniejszych starań w sprawie rewindykowania polskich dóbr kulturalnych, nie doszło również do oficjalnych rozmów z ZSRR czy Ukrainą na ten temat. W sprawę tę najsilniej zaangażowały się środowiska naukowe skupione w Polskiej Akademii Umiejętności w Krakowie, występujące z własnymi memoriałami do rządu i prezydenta Bieruta. Warto przypomnieć nazwiska tych naukowców, którzy w kraju wspierali działania prof. Gębarowicza. Byli to dawni profesorowie Uniwersytetu Jana Kazimierza: Franciszek Bujak, Stanisław Łempicki, Stefan Inglot oraz najbliższy przyjaciel M. Gębarowicza, dr Tadeusz Mańkowski.
M. Gębarowicz nie ograniczał się tylko do działań propagandowo-informacyjnych, lecz zgodnie z przyjętą przez siebie zasadą, że ,-jeśli istnieje możliwość wyrwania stąd [tj. ze Lwowa] czegokolwiek, należy z niej skorzystać", podjął razem z innymi zaufanymi pracownikami lwowskiego Ossolineum akcję ratowania dla Polski zbiorów Ossolińskich. Jest to najmniej znana, podejmowana z osobistym ryzykiem strona jego działalności. Z zachowanej w jego papierach fragmentarycznej dokumentacji, a także prywatnej korespondencji i akt archiwalnych Ossolineum można stwierdzić, że w latach 1945-1946 zdołał on potajemnie przekazać do bibliotek i muzeów krakowskich poza wiedzą władz sowieckich, za pośrednictwem osób prywatnych i instytucji opuszczających Lwów, pewną ilość głównie nie zinwentaryzowanych zbiorów Ossolineum. Najważniejszą i udokumentowaną rolę odegrali tutaj oo. Dominikanie lwowscy, którzy przesiedlając się ze Lwowa w organizowanych przez siebie transportach przewieźli do Krakowa dużą partię nie zinwentaryzowanych rękopisów i starych druków Ossolineum. Była to zapewne jakaś część zbiorów, która ukryta przez Ossolineum na wiosnę 1944 r. w podziemiach klasztoru Dominikanów w obawie przed bombardowaniami nie została później stamtąd zabrana i bez większych przeszkód mogła zostać wyekspediowana ze Lwowa. Z cenniejszych wywiezionych wówczas do Krakowa rękopisów warto wymienić autografy prac Józefa Maksymiliana Ossolińskiego, spuściznę rękopiśmienną prezydenta Lwowa Tadeusza Rutowskiego, archiwa rodzinne Prusiewiczów, Massalskich i Pruszyńskich, zbiór autografów wybitnych Polaków, rękopisy ormiańskie i korespondencję arcybiskupa Józefa Teodorowicza, rękopisy ze zbioru księgarza i historyjka krakowskiego Ambrożego Grabowskiego, kartoteki i wykazy legionistów polskich z lat I wojny światowej oraz depozyty złożone w Ossolineum w latach wojny (archiwa biskupa lwowskiego Bilczewskiego i księży zmartwychwstańców oraz archiwum lwowskiej Armii Krajowej). Na stare druki składały się głównie zbiory Biblioteki Poturzyckiej Dzieduszyckich oraz mniejszych kolekcji.
Wiele szczegółów tych osłoniętych zrozumiałą tajemnicą działań nie zostanie zapewne nigdy już wyjaśnione. Przy tak szeroko zakrojonej akcji nieuniknione były też straty. Nie wszystkie przesyłki dochodziły na miejsce swego przeznaczenia, wiele zbiorów zaginięło, a pozostający we Lwowie M. Gębarowicz nie miał żadnych możliwości kontrolowania dalszych losów przekazywanych w pełnej dyskrecji zbiorów. W sumie jednak w latach 1945-1946 dzięki inicjatywie i wysiłkom M. Gębarowicza oraz innych pracowników lwowskiego Ossolineum przekazano do Krakowa znaczną ilość zbiorów lwowskich, które w latach 1948-1957 były sukcesywnie przejmowane przez wrocławskie Ossolineum.
Nie udało się natomiast M. Gębarowiczowi doprowadzić do wywiezienia ze Lwowa nie rozprowadzonych przed 1939 r. wydawnictw Ossolineum. Próby wpłynięcia na stanowisko władz Akademii Nauk USRR, zainteresowania tą sprawą Związku Patriotów Polskich, jak i nakłonienia polskiego Ministerstwa Oświaty do podjęcia interwencji nie przyniosły rezultatu, wskutek czego książki te, których wartość dla polskiej kultury i nauki po zniszczeniach wojennych wielokrotnie wzrosła, nie trafiły do polskiego czytelnika i całkowicie bezużyteczne pozostały zmagazynowane we Lwowie.
Przedstawiona działalność M. Gębarowicza była tym ważniejsza, że możliwości jego wpływu na ukraińską politykę wydzielenia części zbiorów Ossolineum jako tzw. "daru" dla Polski były od samego początku dość ograniczone. Ostateczna decyzja w sprawie wyboru druków i rękopisów do przekazania Polsce pozostać miała w rękach ukraińskiej komisji, w której zabrakło dyrektora Ossolineum. W ten sposób, gdy we wrześniu 1945 r. pełną parą ruszyły prace około przygotowania "daru" dla Polski, M. Gębarowicz - jako "element niepewny i niepożądany" - został całkowicie odsunięty od jakiegokolwiek wpływu na podejmowanie zasadniczych decyzji, przy czym nadzorująca przygotowanie "daru" ukraińska komisja nie szczędziła mu licznych szykan i przykrości.
Uwagi powyższe staną się może bardziej zrozumiałe, gdy przybliżymy realia dokonanego w latach 1946-1947 przez Ukraińców podziału zbiorów lwowskich. Przyjętą przez nich generalną zasadą było, że wszystkie materiały pochodzące lub odnoszące się do ziem leżących na wschód od linii Curzona, a zwłaszcza materiały związane (w pojęciu komisji ukraińskiej) z historią i kulturą zachodniej Ukrainy, a także w jakikolwiek sposób wiążące się z Rosją, Białorusią, Podolem, Wołyniem, Litwą, Turcją itd. miały pozostać we Lwowie. Zasady tej przestrzegano nawet w stosunku do materiałów, w których była choćby jedna wzmianka dotycząca zachodniej Ukrainy. Znany był przypadek, że wielki fascykuł zawierający materiały wielkopolskie i śląskie nie mógł być zwrócony Polsce, gdyż znalazła się w nim tylko jedna karta poświęcona Żółkwi. Odnosiło się to także do wszelkich materiałów obcych, nie wiążących się W opinii komisji ukraińskiej z Polską.
Jak wyglądał podział w praktyce? Z Biblioteki Ossolineum Ukraińcy planowali pierwotnie przekazać zaledwie 30 tysięcy tomów książek. Liczba ta była kilkakrotnie podwyższana, aby wreszcie ostatecznie dojść w maju 1946 r. do 150 tysięcy starych druków, druków XIX i XX w. i rękopisów, co stanowiło zaledwie ok. 15-20% całości zbiorów, przy czym nie uwzględniono w ogóle zbiorów graficznych, kartograficznych oraz praktycznie całego zbioru czasopism polskich z XIX-XX w. Personel polski wykonywał prace tylko techniczne, natomiast decyzja, kierownictwo i kontrola została powierzona Ukraińcom. Lokale, w których odbywało się pakowanie, były zamykane i personel polski nie miał do nich dostępu, a cała praca odbywała się w ogromnym pośpiechu. Podczas dzielenia zbiorów stosowano dość oryginalne kryteria. Zakwestionowano m.in. akt abdykacji króla Stanisława Augusta ponieważ nastąpił w Grodnie, druki leszneńskie Jana Amosa Komeńskiego jako bohemica, wszelkie druki dotyczące dysydentów, materiały dotyczące konfederacji barskiej, korespondencję dyplomatyczną dotyczącą rozbiorów Polski.
Podobnie przedstawiała się sytuacja w muzeach lwowskich. W Muzeum Historycznym polski personel został całkowicie odsunięty, a większość pierwotnie wytypowanych do przekazania Polsce eksponatów komisja ukraińska zakwestionowała. Tak np. z pierwotnego spisu obrazów, który obejmował 1000 pozycji, pozostało zaledwie 105, wśród których tylko nieznaczny procent stanowiły cenniejsze. W Galerii Obrazów większość wytypowanych do wysłania przez polskich pracowników obrazów komisja ukraińska zakwestionowała. Polecono m.in. wyłączyć wszystkie tzw. martwe natury, portrety dzieci, obrazy przedstawiające zwierzęta, sceny i widoki ze Wschodu, Francji itd., malowane zresztą przez polskich artystów, oraz obrazy poruszające ogólniejsze tematy, jak np. cykl "Wojna" Grottgera, motywując to tym, że wszystkie te dzieła posiadają "międzynarodową wartość". Argumentowano także, że portrety osobistości polskich malowane przez artystów obcych nie posiadają żadnego związku z kulturą polską, że wszystkie portrety kobiece, malowane nawet przez artystów polskich, nie mają znaczenia dla narodu polskiego. Sprzeciwiono się wysłaniu do Polski szkicu Jana Stanisławskiego przedstawiającego widok Zakopanego, ponieważ w tej miejscowości bawił kiedyś "nasz wielki Lenin", oraz portretu dzieci Jana Matejki, gdyż uznano, że jest to zbyt ładny obraz na prezent. Poza tym skreślono wszystkie cenniejsze eksponaty (np. popiersie Chopina Xawerego Dunikowskiego, portrety Boznańskiej, rysunki Wyspiańskiego, obrazy Jacka Malczewskiego i Juliusza Kossaka) motywując to tym, że w Polsce znajduje się wiele dzieł tych artystów, we Lwowie natomast musi być odpowiednio reprezentowana sztuka "najbliższego sąsiada Ukrainy". Na takich samych zasadach w Muzeum Przemysłu Artystycznego odpadła porcelana korecka itp. jako ukraińska, pasy słuckie jako białoruskie, meble gdańskie jako niemieckie.
Pozbawiony oficjalnego wsparcia ze strony władz polskich i coraz bardziej ograniczany w swoich kompetencjach prof. Gębarowicz był bezsilnym świadkiem poczynań Ukraińców. Tak, jak w latach pierwszej okupacji sowieckiej 1940-1941, tak i teraz obserwował rozgrabianie i zawłaszczanie polskich zbiorów narodowych. Szczególnie podział zbiorów Ossolińskich, dokonany arbitralnie przez Ukraińców bez liczenia się ze zdaniem i racjami strony polskiej, był nie tylko klęską jego ponad dwuletnich wysiłków o uratowanie dla Polski tej substancji narodowej, ale także osobistą tragedią ostatniego lwowskiego dyrektora tej instytucji.
Pozostając na swoim posterunku we Lwowie, M.Gębarowicz zrobił wszystko, co mógł, dla ratowania dóbr polskiej kultury. A zrobił rzeczywiście wiele. Najwięcej zawdzięcza mu wrocławskie Ossolineum. Niestety, ciągle sprawa ratowania polskich dóbr kultury we Lwowie jest przysłowiową "białą plamą". Przez wiele lat nie można było o tym oficjalnie pisać, obecnie nie żyje już większość uczestników i świadków wydarzeń. Również i prof. Gębarowicz nigdy nie doczekał się uznania za swoje zasługi. Dlatego też przypomnienie tych faktów w setną rocznicę jego urodzin jest jakąś formą oddania hołdu temu wybitnemu polskiemu humaniście i wielkiemu patriocie.
Copyright © 1994 Towarzystwo Miłośników Lwowa i Kresów Południowo Wschodnich.
Wrocław.
Wszystkie prawa zastrzeżone.
-------------------------------------------------------------------------------- http://www.lwow.com.pl/semper/gebarowicz.html
Powoli zaczynam podziwiać Brazylijczyków, kiedy dowiaduje się, że narkotykowy kartel zestrzelił Policyjny helikopter.
Tylko i wyłącznie agresja jest w stanie wygrać z demokracją i faszyzmem. Uświadamianie naprawde niczego nie daje, ponieważ ludzie z roku na rok stają się coraz to głupsi, gdyż cywlizacja upada.
To o czym wielu prawicowców zapomina a być może i nie wie jest fakt, iż lewakom i demokratom nie przeszkadza faszystowskie państwo tak więc i inwigilacja. Jak pisałem już wcześniej o3 etapach prania mózgu, które we WE poza Czechami jest wykonana bezbłędnie.
Mowa o rozmrażaniu, przekształceniu i zamrażaniu.
Te warunki są już spełnione.
Najblizsze lata UE będą polegać na całkowitym pozbyciu się wszelkiej maści prawicowców. Ciemny lud w tym momencie będzie już tak zmanipulowany, że sam będzie wzajemnie wystawiał swoich sąsiadów etc, tych którzy propagują inne formy wartości i zachowań, niż te uznane przez kolektyw.
Niestety problem polega na tym, że tego wewnętrznie rozwiązać się nie da. Jest już za późno! Jedynie co można to ludzi, którzy jeszcze coś znaczą namawiać do wyjazdów poza europę, żeby za 10 lat oni sami czy za 50 ich dzieci odbili ten kontynent. Siła nacisków jakie będą wywierane na prawicowców będzie bardzo duża.
Prosze zobaczyć w jak prosty sposób z przedsiębiorców kiedyś kapiatalistów dziś przerobiono na oportunistów.
Niech Europa stanie się w końcu tym czym musi się stać, czyli faszystowskim i ogłupionym superpaństwem. Tylko te działania pomogą skutecznie ją osłabić, ponieważ dziś, jutro czy za rok to niemożliwe. Tutaj czas odgrywa bardzo ważną rolę. Elita została wymordowana, ponieważ źle oceniła swoje szanse. Tym razem nie może być tak samo. Prawdopodobnie kiedyś o wolną europę będziemy walczyć z Chińczykami. Swój przeciwko swojemu? To niestety prawdopodobna przyszłość walki o europę, tak więc pozwólmy im się skutecznie osłabiać i ginąć w propagandzie!
ttp://www.blog.gwiazdowski.pl/index.php?subcontent=1&id=693
***
***
MACIEJ MATWIJÓW
Rola profesora Mieczysława Gębarowicza
w ratowaniu polskich dóbr kulturalnych we Lwowie
Naukowe osiągnięcia prof. Mieczysława Gębarowicza i jego ogromne zasługi położone w dziele dokumentowania i naukowego opracowania polskich zabytków sztuki i kultury we Lwowie i na dawnych południowo-wschodnich ziemiach Rzeczypospolitej są dość dobrze znane. Najkompetentniej mogliby wypowiadać się tutaj historycy sztuki. Natomiast ja chciałbym przedstawić prawie w ogóle dotąd nie znany, ale jednocześnie bardzo ważny fragment biogram Profesora. Dotyczy on okresu II wojny światowej i pierwszych lat powojennych, kiedy to prof. Gębarowicz, rezygnując ze swoich ambicji naukowych i dalszej kariery zawodowej, całkowicie poświęcił się ratowaniu dla Polski zgromadzonych we Lwowie polskich zbiorów kulturalnych. Działalność ta nierozerwalnie złączona była z Zakładem Narodowym im. Ossolińskich, na którego czele stanął z nominacji kuratora najpierw w lipcu 1941 r. jako kierownik, a od kwietnia 1943 r. jako dyrektor. Stanowisko to, pełnione w konspiracji, w tajemnicy przed okupantami - przypomnijmy, że Zakład został w 1940 r. zlikwidowany przez władze sowieckie - łączył w latach 1941-1946 z oficjalnym stanowiskiem kierownika Biblioteki Ossolineum, włączonej w latach okupacyjnych najpierw do struktur niemieckiej Staatsbibliothek Lemberg, a od sierpnia 1944 r. jako tzw. Sektor Polski do Lwowskiej Biblioteki Akademii Nauk USRR. Spośród lwowskich placówek naukowo-kulturalnych Zakład Narodowy im. Ossolińskich (do 1939 r- łączący w sobie Bibliotekę, Wydawnictwo i Muzeum im. Lubomirskich) był jednym z najważniejszych i najbardziej zasłużonych ośrodków kultury polskiej, o czym decydowały przede wszystkim niezwykle bogate zbiory biblioteczne, pod względem wartości drugie w kraju po Bibliotece Jagiellońskiej.
W latach okupacji niemieckiej kierowane przez prof. Gębarowicza Ossolineum stało się miejscem schronienia dla różnego rodzaju zbiorów polskich, narażonych na zniszczenie lub rozproszenie w warunkach wojennych. Taką akcję ratowania dóbr kultury prof. Gębarowicz podjął już w 1941 r., przyjmując w formie depozytów księgozbiory wielu polskich uczonych, zagrożonych aresztowaniem lub zmuszonych do wyjazdu ze Lwowa. W Ossolineum znalazły wówczas schronienie m.in. księgozbiory profesorów Uniwersytetu Lwowskiego: filologa Jerzego Manteuffla, fizyka Stanisława Lorii, historyka ks. Józefa Umińskiego, filozofa Kazimierza Twardowskiego, a także znanego chirurga Adama Grucy. Największym osiągnięciem było jednak uratowanie w lutym 1943 r. bibliotek seminaryjnych kilku zakładów uniwersyteckich (filologii polskiej, romańskiej i klasycznej oraz historii, prawa i filozofii), które M. Gębarowicz zgodził się przyjąć do Ossolineum natychmiast po wydanym przez władze niemieckie zarządzeniu ewakuacji gmachu uniwersytetu i zajęciu go przez niemieckie wojska lotnicze. Pomimo niesprzyjających warunków atmosferycznych i braku środków transportowych w ciągu kilkunastu dni pracownicy Ossolineum przenieśli do gmachu Biblioteki ok. 100 tysięcy książek.
Innym, choć jednocześnie jak się później okazało połowicznym sukcesem M. Gębarowicza było uratowanie od zniszczenia nie rozprowadzonych przed 1939 r. nakładów Wydawnictwa Ossolineum (były to m.in. podręczniki szkolne, prace naukowe i dzieła z literatury pięknej), których ilość szacowano orientacyjnie na 2-3 wagony towarowe. W 1942 r. do książek tych, znajdujących się wówczas w dawnych magazynach Ossolińskich przy ul. Kaleczej, pretensje wysunęło ukraińskie przedsiębiorstwo handlowe Knyhotorh, planując przekazanie ich w zależności od decyzji niemieckiej cenzury na sprzedaż lub na przemiał. M. Gębarowicz, interweniując jednak skutecznie u swoich władz zwierzchnich, nie dopuścił do wydania tych książek Ukraińcom i spowodował przeniesienie ich do gmachu Ossolineum.
Troska o los polskich dóbr kulturalnych we Lwowie zmuszała prof. Gębarowicza do szukania różnych sposobów ich ochrony. W związku ze zbliżaniem się linii frontu do ziem polskich i coraz wyraźniej rysującą się perspektywą objęcia Lwowa działaniami wojennymi, a co za tym idzie ponowną okupacją sowiecką, M. Gębarowicz w ścisłym porozumieniu z dyrektorem Biblioteki Jagiellońskiej dr. Edwardem Kuntze wystąpił w jesieni 1943 r. z inicjatywą ewakuacji najcenniejszej części zbiorów Ossolińskich z zagrożonego Lwowa do Krakowa. Podjęcie ostatecznej decyzji w tej sprawie na pewno nie było dla niego łatwe, ale rozwój wypadków wojennych przesądził sprawę. W początkach 1944 r. władze niemieckie zarządziły przeprowadzenie ewakuacji lwowskich zbiorów bibliotecznych - oprócz Ossolineum także bibliotek uniwersyteckiej i politechnicznej oraz Towarzystwa im. Szewczenki - co prof. Gębarowicz wykorzystał do realizacji swoich planów. Przygotowane przez niego z udziałem nielicznych pracowników Biblioteki dwa transporty ewakuacyjne zawierały - wbrew wyraźnym instrukcjom niemieckim, nakazującym przede wszystkim ewakuację niemieckiej literatury fachowej i księgozbiorów podręcznych czytelni głównych - najcenniejsze i starannie wyselekcjonowane zbiory specjalne i cymelia Ossolineum. Było to ok. 2300 rękopisów, ok. 2200 dokumentów (dyplomów), ok. 1700 starych druków, ok. 2400 rycin i rysunków z dawnych zbiorów Muzeum im. Lubomirskich i kolekcji Pawlikowskich oraz kilkaset sztuk numizatów. Ponadto znalazło się tam ok. 170 najcenniejszych rękopisów innej fundacyjnej biblioteki polskiej - Biblioteki Baworowskich, oraz najcenniejsze rękopisy i inkunabuły Biblioteki Uniwersyteckiej we Lwowie.
W celu zilustrowania wartości ewakuowanych wówczas ze Lwowa zbiorów Ossolińskich można podać, że znajdowały się tam prawie wszystkie najstarsze ossolińskie kodeksy średniowieczne od XII w. poczynając, materiały do historii Polski XVI-XVIII w., w tym miscellanea historyczne, diariusze sejmów, reiacje poselstw zagranicznych, zbiory oryginalnych dokumentów oraz listów królów polskich i obcych, zbiory praw i przywilejów koronnych i litewskich, akta sądowe, majątkowe i cechowe miast (m.in. Biecza, Grodziska, Kościerzyny, Stanisławowa, Lwowa), archiwa polskich rodzin magnackich Mniszchów, Rzeczyckich, Wodzickich i Fredrów oraz utwory i papiery najwybitniejszych polskich pisarzy i poetów epoki staropolskiej: Łukasza Opalińskiego, Wacława Potockiego (w tym autograf Wojny okocimskiej), Jana Andrzeja Morsztyna i Ignacego Krasickiego
Wśród ewakuowanych materiałów literackich XIX i XX w. znalazł się autograf Pana Tadeusza Adama Mickiewicza, całe spuścizny rękopiśmienne Juliusza Słowackiego (z autografami Mazepy, Lilli Wenedy, Króla Ducha) i Aleksandra Fredry (z autografami Pana Jowialskiego, Ślubów Panieńskich, Zemsty i Dożywocia), a w dalszej kolejności autografy prac Seweryna Goszczyńskiego, Teofila Lenartowicza, Józefa Conrada Korzeniowskiego, Henryka Sienkiewicza (w tym autograf Potopu), Józefa Ignacego Kraszewskiego, Jana Kasprowicza, Władysława Reymonta (w tym autograf Chłopów), Stefana Żeromskiego.
Ponadto ewakuowano spuścizny rękopiśmienne lwowskich uczonych: Wojciecha Kętrzyńskiego, Ludwika Bernackiego, Oswalda Balzera, Karola Szajnochy oraz archiwum galicyjskich działaczy ruchu ludowego Bolesława i Marii Wysłouchów. Jeśli idzie o dokumenty, do ewakuacji wytypowano przede wszystkim egzemplarze najstarsze i najcenniejsze, poczynając od dokumentów papieża Grzegorza IX z 1227 r. i ks. śląskiego Henryka Brodatego z 1229r.
Ewakuowane zbiory Ossolineum dotarty w ciągu marca i kwietnia 1944 r. do Krakowa, gdzie w bezpiecznych piwnicach Biblioteki Jagiellońskiej przeczekać miały okres działań wojennych. Zbiory te jednak zostały niespodziewanie w lecie 1944 r. wywiezione przez Niemców dalej na zachód i zmagazynowane w miejscowości Adelin (obecnie Zagrodno) koło Złotoryi na Dolnym Śląsku. Szczęśliwie przetrwały tam wojnę i w 1947 r. zasiliły reaktywowaną we Wrocławiu Bibliotekę Ossolineum. Wywieziony wówczas do Krakowa zbiór grafiki obejmował w większości grafikę polską. Prof. Gębarowicz nie chciał zapewne przekazywać w ręce Niemców najcenniejszych zabytków sztuki zachodnioeuropejskiej, obawiając się, aby nie podzieliły one losów rysunków Albrechta Durera, skonfiskowanych przez nich w Ossolineum w 1941 r. Jest natomiast prawdopodobne, że zdecydował się wówczas poza wiedzą władz niemieckich na wyekspediowanie ze Lwowa do Krakowa drogą prywatną kilkudziesięciu rysuków obcych mistrzów ze zbiorów Muzeum im. Lubomirskich, w tym zwłaszcza kolekcji rysunków Rembrandta. W końcu marca 1944 r. prawdopodobnie powierzył je wyjeżdżającemu do Krakowa konserwatorowi lwowskiemu Janowi Marksenowi, który z kolei w połowie kwietnia tego roku złożył je jako depozyt w Muzeum Narodowym w Krakowie u dyrektora Feliksa Kopery. W tym samym czasie prof. Gębarowicz wspólnie z muzealnikami lwowskimi wziął udział w wyekspediowaniu ze Lwowa trzech dużych obrazów Jana Matejki, tj. będącej przed wojną własnością Muzeum im. Lubomirskich "Unii Lubelskiej" oraz prawdopodobnie "Rejtana" i "Batorego pod Pskowem". Dwa te ostatnie obrazy znalazły się we Lwowie w 1943 r. po przewiezieniu ich z Łucka, i jak świadczy zachowana w papierach M. Gębarowicza fragmentaryczna dokumentacja fotograficzna, podjęto wówczas nad nimi wstępne prace zabezpieczające, a w Ossolineum spisano ich dzieje wojenne.
Warto przy tej okazji zaznaczyć, że podobne starania ewakuacyjne podjęły również archiwa lwowskie. Wówczas to-w lutym 1944 r. - ewakuowano z Archiwum Państwowego do Tyńca pod Krakowem najcenniejsze archiwalia, w tym komplet ksiąg grodzkich i ziemskich przemyskich. Natychmiast po zajęciu Krakowa w styczniu 1945 r. księgi te zostały zabrane przez Rosjan i przewiezione z powrotem do Lwowa, gdzie dotąd się znajdują.
Wobec coraz bardziej rysującej się od momentu zajęcia Lwowa przez Rosjan w lecie 1944 r. perspektywy, że Lwów znajdzie się po wojnie poza granicami państwa polskiego, uwagę M. Gębarowicza zaczął wówczas zaprzątać problem dalszych losów Zakładu Narodowego im. Ossolińskich. Są przesłanki pozwalające stwierdzić, że pierwsze starania o uratowanie tych zbiorów dla Polski podjął już pod koniec 1944 r. W każdym razie bezporny jest fakt, że co najmniej od początków 1945 r. opowiadał się za przeniesieniem Zakładu ze Lwowa, jako przyszłe miejsce jego lokalizacji proponując Kraków. Stał się wówczas jednym z najgorliwszych i najbardziej aktywnych rzeczników rewindykacji całych bez wyjątku zbiorów Ossolińskich przez Polskę, a jednocześnie gorącym przeciwnikiem reprezentowanych przez stronę ukraińską planów podziału zbiorów i przekazania Polsce jedynie ich małej części jako "daru" od narodu ukraińskiego. Prof. Gębarowicz uważał Ossolineum za polską instytucję narodową. Jako dzieło całego narodu przez kilka pokoleń tworzone i utrzymywane" i za niedopuszczalne uznawał pozostawienie go w całości lub w części poza granicami Polski. Prowadzona przez niego w latach 1945-1946 działalność zmierzająca do uratowania dla polskiej kultury i nauki zbiorów Ossolińskich była rzeczywiście imponująca, zważywszy na warunki, w których przyszło mu działać, i ograniczone, coraz bardziej kurczące się możliwości.
Przede wszystkim ze względu na rozstrzygające się wówczas losy Ossolineum nie zdecydował się na opuszczenie Lwowa. Pozostając na miejscu miał możliwość bezpośredniego czuwania nad sprawami instytucji, obserwowania poczynań władz ukraińskich, a także podejmowania konkretnych prób ratowania zbiorów.
Jednym z ważniejszych kierunków jego działalności było nieustanne informowanie odpowiednich władz i środowisk w kraju o stanie spraw Ossolińskich, a także ciągłe przypominanie o konieczności pełnej rewindykacji zbiorów. Służyć temu miały przede wszystkim zarówno pisane przez niego liczne memoriały i relacje, jak i osobiste spotkanie z przebywającym we wrześniu 1945 r. we Lwowie z oficjalną wizytą wiceprzewodniczącym Krajowej Rady Narodowej prof. Stanisławem Grabskim. Uczestniczył również w pracach polskiego środowiska naukowokulturalnego we Lwowie i w sierpniu 1945 r. został wybrany na przewodniczącego działającej pod egidą Związku Patriotów Polskich we Lwowie Komisji Ekspertów dla Przejęcia Polskiego Dobra Kulturalnego, która miała się zająć zebraniem danych dotyczących polskich dóbr kulturalnych w tym mieście.
W przygotowanym wówczas - w sierpniu 1945 r. - przez M. Gębarowicza memoriale wśród podlegających zwrotowi Polsce dóbr kulturalnych wymieniano przede wszystkim całość zbiorów dwóch polskich bibliotek fundacyjnych, tj. Ossolineum i Baworowskich, polonica ze zbiorów bibliotek uniwersyteckiej i pedagogicznej, lwowskie zbiory miejskie, akta archiwalne dotyczące terenów należących do Polski, archiwa i zbiory prywatne oraz zabytki kościelne. Memoriał ten, będący najpełniejszą i najkompetentniejszą charakterystyką polskich dóbr kulturalnych we Lwowie, został wręczony wiceprzewodniczącemu KRN prof. Grabskiemu oraz dostarczony do instytucji polskich zajmujących się sprawami rewindykacyjnymi (Wydział Rewindykacji i Odszkodowań Ministerstwa Kultury i Sztuki, Polska Akademia Umiejętności).
M. Gębarowicz był na pewno jeśli nie autorem, to przynajmniej współautorem kolejnego memoriału skierowanego do polskich władz państwowych w pierwszej połowie 1946 r. W memoriale tym domagano się niezwłocznego podjęcia oficjalnych rozmów z ZSRR na temat rewindykacji dóbr kultury, a rozwiązanie całej sprawy widziano jedynie w zawarciu stosownego porozumienia, "gwarantującego Rzeczypospolitej całkowity zwrot prawnie się jej należącego mienia kulturalnego z obszarów wschodnich, które przez tyle wieków pozostawały w nierozdzielnej łączności z Macierzą". Jak argumentowano, "nie wolno tych skarbów kulturalnych uważać za zdobycz wojenną Związku Radzieckiego. Jesteśmy bowiem państwem sprzymierzonym, a nie pokonanym wrogiem, którego można ogołacać z jego dóbr kulturalnych, nagromadzonych żmudnym wysiłkiem wielu pokoleń".
Niestety, wbrew nadziejom prof. Gębarowicza, polskie władze państwowe nie podjęły żadnych aktywniejszych starań w sprawie rewindykowania polskich dóbr kulturalnych, nie doszło również do oficjalnych rozmów z ZSRR czy Ukrainą na ten temat. W sprawę tę najsilniej zaangażowały się środowiska naukowe skupione w Polskiej Akademii Umiejętności w Krakowie, występujące z własnymi memoriałami do rządu i prezydenta Bieruta. Warto przypomnieć nazwiska tych naukowców, którzy w kraju wspierali działania prof. Gębarowicza. Byli to dawni profesorowie Uniwersytetu Jana Kazimierza: Franciszek Bujak, Stanisław Łempicki, Stefan Inglot oraz najbliższy przyjaciel M. Gębarowicza, dr Tadeusz Mańkowski.
M. Gębarowicz nie ograniczał się tylko do działań propagandowo-informacyjnych, lecz zgodnie z przyjętą przez siebie zasadą, że ,-jeśli istnieje możliwość wyrwania stąd [tj. ze Lwowa] czegokolwiek, należy z niej skorzystać", podjął razem z innymi zaufanymi pracownikami lwowskiego Ossolineum akcję ratowania dla Polski zbiorów Ossolińskich. Jest to najmniej znana, podejmowana z osobistym ryzykiem strona jego działalności. Z zachowanej w jego papierach fragmentarycznej dokumentacji, a także prywatnej korespondencji i akt archiwalnych Ossolineum można stwierdzić, że w latach 1945-1946 zdołał on potajemnie przekazać do bibliotek i muzeów krakowskich poza wiedzą władz sowieckich, za pośrednictwem osób prywatnych i instytucji opuszczających Lwów, pewną ilość głównie nie zinwentaryzowanych zbiorów Ossolineum. Najważniejszą i udokumentowaną rolę odegrali tutaj oo. Dominikanie lwowscy, którzy przesiedlając się ze Lwowa w organizowanych przez siebie transportach przewieźli do Krakowa dużą partię nie zinwentaryzowanych rękopisów i starych druków Ossolineum. Była to zapewne jakaś część zbiorów, która ukryta przez Ossolineum na wiosnę 1944 r. w podziemiach klasztoru Dominikanów w obawie przed bombardowaniami nie została później stamtąd zabrana i bez większych przeszkód mogła zostać wyekspediowana ze Lwowa. Z cenniejszych wywiezionych wówczas do Krakowa rękopisów warto wymienić autografy prac Józefa Maksymiliana Ossolińskiego, spuściznę rękopiśmienną prezydenta Lwowa Tadeusza Rutowskiego, archiwa rodzinne Prusiewiczów, Massalskich i Pruszyńskich, zbiór autografów wybitnych Polaków, rękopisy ormiańskie i korespondencję arcybiskupa Józefa Teodorowicza, rękopisy ze zbioru księgarza i historyjka krakowskiego Ambrożego Grabowskiego, kartoteki i wykazy legionistów polskich z lat I wojny światowej oraz depozyty złożone w Ossolineum w latach wojny (archiwa biskupa lwowskiego Bilczewskiego i księży zmartwychwstańców oraz archiwum lwowskiej Armii Krajowej). Na stare druki składały się głównie zbiory Biblioteki Poturzyckiej Dzieduszyckich oraz mniejszych kolekcji.
Wiele szczegółów tych osłoniętych zrozumiałą tajemnicą działań nie zostanie zapewne nigdy już wyjaśnione. Przy tak szeroko zakrojonej akcji nieuniknione były też straty. Nie wszystkie przesyłki dochodziły na miejsce swego przeznaczenia, wiele zbiorów zaginięło, a pozostający we Lwowie M. Gębarowicz nie miał żadnych możliwości kontrolowania dalszych losów przekazywanych w pełnej dyskrecji zbiorów. W sumie jednak w latach 1945-1946 dzięki inicjatywie i wysiłkom M. Gębarowicza oraz innych pracowników lwowskiego Ossolineum przekazano do Krakowa znaczną ilość zbiorów lwowskich, które w latach 1948-1957 były sukcesywnie przejmowane przez wrocławskie Ossolineum.
Nie udało się natomiast M. Gębarowiczowi doprowadzić do wywiezienia ze Lwowa nie rozprowadzonych przed 1939 r. wydawnictw Ossolineum. Próby wpłynięcia na stanowisko władz Akademii Nauk USRR, zainteresowania tą sprawą Związku Patriotów Polskich, jak i nakłonienia polskiego Ministerstwa Oświaty do podjęcia interwencji nie przyniosły rezultatu, wskutek czego książki te, których wartość dla polskiej kultury i nauki po zniszczeniach wojennych wielokrotnie wzrosła, nie trafiły do polskiego czytelnika i całkowicie bezużyteczne pozostały zmagazynowane we Lwowie.
Przedstawiona działalność M. Gębarowicza była tym ważniejsza, że możliwości jego wpływu na ukraińską politykę wydzielenia części zbiorów Ossolineum jako tzw. "daru" dla Polski były od samego początku dość ograniczone. Ostateczna decyzja w sprawie wyboru druków i rękopisów do przekazania Polsce pozostać miała w rękach ukraińskiej komisji, w której zabrakło dyrektora Ossolineum. W ten sposób, gdy we wrześniu 1945 r. pełną parą ruszyły prace około przygotowania "daru" dla Polski, M. Gębarowicz - jako "element niepewny i niepożądany" - został całkowicie odsunięty od jakiegokolwiek wpływu na podejmowanie zasadniczych decyzji, przy czym nadzorująca przygotowanie "daru" ukraińska komisja nie szczędziła mu licznych szykan i przykrości.
Uwagi powyższe staną się może bardziej zrozumiałe, gdy przybliżymy realia dokonanego w latach 1946-1947 przez Ukraińców podziału zbiorów lwowskich. Przyjętą przez nich generalną zasadą było, że wszystkie materiały pochodzące lub odnoszące się do ziem leżących na wschód od linii Curzona, a zwłaszcza materiały związane (w pojęciu komisji ukraińskiej) z historią i kulturą zachodniej Ukrainy, a także w jakikolwiek sposób wiążące się z Rosją, Białorusią, Podolem, Wołyniem, Litwą, Turcją itd. miały pozostać we Lwowie. Zasady tej przestrzegano nawet w stosunku do materiałów, w których była choćby jedna wzmianka dotycząca zachodniej Ukrainy. Znany był przypadek, że wielki fascykuł zawierający materiały wielkopolskie i śląskie nie mógł być zwrócony Polsce, gdyż znalazła się w nim tylko jedna karta poświęcona Żółkwi. Odnosiło się to także do wszelkich materiałów obcych, nie wiążących się W opinii komisji ukraińskiej z Polską.
Jak wyglądał podział w praktyce? Z Biblioteki Ossolineum Ukraińcy planowali pierwotnie przekazać zaledwie 30 tysięcy tomów książek. Liczba ta była kilkakrotnie podwyższana, aby wreszcie ostatecznie dojść w maju 1946 r. do 150 tysięcy starych druków, druków XIX i XX w. i rękopisów, co stanowiło zaledwie ok. 15-20% całości zbiorów, przy czym nie uwzględniono w ogóle zbiorów graficznych, kartograficznych oraz praktycznie całego zbioru czasopism polskich z XIX-XX w. Personel polski wykonywał prace tylko techniczne, natomiast decyzja, kierownictwo i kontrola została powierzona Ukraińcom. Lokale, w których odbywało się pakowanie, były zamykane i personel polski nie miał do nich dostępu, a cała praca odbywała się w ogromnym pośpiechu. Podczas dzielenia zbiorów stosowano dość oryginalne kryteria. Zakwestionowano m.in. akt abdykacji króla Stanisława Augusta ponieważ nastąpił w Grodnie, druki leszneńskie Jana Amosa Komeńskiego jako bohemica, wszelkie druki dotyczące dysydentów, materiały dotyczące konfederacji barskiej, korespondencję dyplomatyczną dotyczącą rozbiorów Polski.
Podobnie przedstawiała się sytuacja w muzeach lwowskich. W Muzeum Historycznym polski personel został całkowicie odsunięty, a większość pierwotnie wytypowanych do przekazania Polsce eksponatów komisja ukraińska zakwestionowała. Tak np. z pierwotnego spisu obrazów, który obejmował 1000 pozycji, pozostało zaledwie 105, wśród których tylko nieznaczny procent stanowiły cenniejsze. W Galerii Obrazów większość wytypowanych do wysłania przez polskich pracowników obrazów komisja ukraińska zakwestionowała. Polecono m.in. wyłączyć wszystkie tzw. martwe natury, portrety dzieci, obrazy przedstawiające zwierzęta, sceny i widoki ze Wschodu, Francji itd., malowane zresztą przez polskich artystów, oraz obrazy poruszające ogólniejsze tematy, jak np. cykl "Wojna" Grottgera, motywując to tym, że wszystkie te dzieła posiadają "międzynarodową wartość". Argumentowano także, że portrety osobistości polskich malowane przez artystów obcych nie posiadają żadnego związku z kulturą polską, że wszystkie portrety kobiece, malowane nawet przez artystów polskich, nie mają znaczenia dla narodu polskiego. Sprzeciwiono się wysłaniu do Polski szkicu Jana Stanisławskiego przedstawiającego widok Zakopanego, ponieważ w tej miejscowości bawił kiedyś "nasz wielki Lenin", oraz portretu dzieci Jana Matejki, gdyż uznano, że jest to zbyt ładny obraz na prezent. Poza tym skreślono wszystkie cenniejsze eksponaty (np. popiersie Chopina Xawerego Dunikowskiego, portrety Boznańskiej, rysunki Wyspiańskiego, obrazy Jacka Malczewskiego i Juliusza Kossaka) motywując to tym, że w Polsce znajduje się wiele dzieł tych artystów, we Lwowie natomast musi być odpowiednio reprezentowana sztuka "najbliższego sąsiada Ukrainy". Na takich samych zasadach w Muzeum Przemysłu Artystycznego odpadła porcelana korecka itp. jako ukraińska, pasy słuckie jako białoruskie, meble gdańskie jako niemieckie.
Pozbawiony oficjalnego wsparcia ze strony władz polskich i coraz bardziej ograniczany w swoich kompetencjach prof. Gębarowicz był bezsilnym świadkiem poczynań Ukraińców. Tak, jak w latach pierwszej okupacji sowieckiej 1940-1941, tak i teraz obserwował rozgrabianie i zawłaszczanie polskich zbiorów narodowych. Szczególnie podział zbiorów Ossolińskich, dokonany arbitralnie przez Ukraińców bez liczenia się ze zdaniem i racjami strony polskiej, był nie tylko klęską jego ponad dwuletnich wysiłków o uratowanie dla Polski tej substancji narodowej, ale także osobistą tragedią ostatniego lwowskiego dyrektora tej instytucji.
Pozostając na swoim posterunku we Lwowie, M.Gębarowicz zrobił wszystko, co mógł, dla ratowania dóbr polskiej kultury. A zrobił rzeczywiście wiele. Najwięcej zawdzięcza mu wrocławskie Ossolineum. Niestety, ciągle sprawa ratowania polskich dóbr kultury we Lwowie jest przysłowiową "białą plamą". Przez wiele lat nie można było o tym oficjalnie pisać, obecnie nie żyje już większość uczestników i świadków wydarzeń. Również i prof. Gębarowicz nigdy nie doczekał się uznania za swoje zasługi. Dlatego też przypomnienie tych faktów w setną rocznicę jego urodzin jest jakąś formą oddania hołdu temu wybitnemu polskiemu humaniście i wielkiemu patriocie.
Copyright © 1994 Towarzystwo Miłośników Lwowa i Kresów Południowo Wschodnich.
Wrocław.
Wszystkie prawa zastrzeżone.
-------------------------------------------------------------------------------- http://www.lwow.com.pl/semper/gebarowicz.html
poniedziałek, 2 listopada 2009
Subskrybuj:
Posty (Atom)