wtorek, 18 maja 2010
Rzeczpospolita Polska, p o w ó d ź 1934
Trzeba tu jednak stwierdzić, że w istniejących warunkach, administracja państwowa i władze miejskie robiły co mogły aby przyjść z pomocą dotkniętym kataklizmem i zmniejszyć rozmiary klęski. Do akcji ratunkowej od samego początku włączone zostało wojsko które, jak informowało "Hasło", w ratowaniu ludzi i mienia dokonywało cudów - szczególnie wyróżniły się 2 kompanie 5 p. saperów z Krakowa, które przybyły z pontonami, oraz 16 p.p. z Tarnowa. Również policja z komendantem Dzierżyńskim na czele dała nadludzki wprost wysiłek; gazeta wyróżniła ponadto tarnowską Ochotniczą Straż Pożarną z panem Starostką na czele. Organizacją pomocy dla powodzian zajęły się od razu władze miejskie. Prezydent miasta dr Mieczysław Brodziński zarządził uruchomienie kuchni polowych, ustawionych w najbardziej dotkniętych żywiołem rejonach miasta, które wydawały powodzianom darmowe posiłki, opieką objęto też podróżnych unieruchomionych w zatrzymanych pociągach na dworcu kolejowym. Do akcji pomocowej włączył się od razu PCK, który m.in. własną kuchnię polową przekazał do dyspozycji magistratu. Działała ona od 17 do 23 lipca.
Przerwanie lądowych linii komunikacyjnych spowodowało uruchomienie zastępczej komunikacji lotniczej - korespondencja i gazety od wtorku dostarczane były do Tarnowa przez samoloty, które rano i po południu lecąc nisko nad miastem zrzucały worki z pocztą. Podobnym sposobem zaopatrywano i inne odcięte miejscowości pomimo, że łączyło się to z pewnym ryzykiem - np. w środę 18 lipca, w pobliżu Piotrkowic, spadł samolot wiozący pocztę do Nowego Sącza.
Dużą aktywnością w tych trudnych chwilach wykazał się starosta powiatowy, Mieczysław Lissowski . Zgodnie z jego zarządzeniem do zalanych gmin skierowane zostały transporty z artykułami żywnościowymi, co było o tyle istotne, że w kilkudziesięciu gminach woda zabrała wszystko i zapanował głód. Wydał też od razu starosta odezwę do kupców, przestrzegającą przed podnoszeniem cen i lichwą, bo: w odniesieniu do nich znajdzie zastosowanie rozporządzenie Pana Prezydenta Rzp. P. o umieszczeniu w obozach izolacyjnych. Że nie były to puste słowa, pokazały najbliższe wypadki.
Z inicjatywy starosty szybko, bo już w czwartek 19 lipca, powołany został Obywatelski Komitet Pomocy dla Powodzian, w skład którego weszli przedstawiciele społeczeństwa i reprezentanci najważniejszych miejscowych instytucji. W prezydium Komitetu znaleźli się: starosta Mieczysław Lissowski, ks. biskup Franciszek Lisowski , prezydent miasta Mieczysław Brodziński oraz płk Stefan Broniowski . Komitet od razu zaczął zbiórkę funduszy i rozpoczął energiczną akcję pomocową. Trzeba tu z uznaniem stwierdzić, że ogrom tragedii wyzwolił niezwykłe wprost pokłady solidarności społecznej i ujawnił wspaniałą postawę mieszkańców regionu. Dość powiedzieć, że w ciągu pierwszego tygodnia Komitet zdołał zgromadzić z datków prawie 30 tysięcy złotych (m.in. od Komunalnej Kasy Oszczędności 10 tysięcy, od księcia Romana Sanguszki 10 tysięcy, od ministra Eugeniusza Kwiatkowskiego 1 tysiąc), a więc kwotę naprawdę dużą. W krótkim czasie, niezależnie od wspomnianego Komitetu działającego w skali całego powiatu, powstała pewna liczba lokalnych komitetów obywatelskich, które starały się nieść pomoc w mniejszej skali, czasem ograniczonej do wspólnoty sąsiedzkiej. Ślady ich istnienia czasem utrwalone zostały w kronikach szkolnych różnych miejscowości naszego regionu, rzadziej w lokalnej prasie, o ile taka gdzieś istniała.
Zachowały się też relacje o wydarzeniach i znakomitej postawie niektórych osób, niosących innym pomoc. Jedną z takich relacji, odnoszącą się do Żabna, przytacza "Hasło". - W Żabnie cudów bohaterstwa dokonywał em. por. 5 p.s.k. Filipowicz , który w małym kajaku przez dwa dni i noce bez przerwy ratował zagrożonych. Słaniając się na nogach, wypływał co chwila na groźne pozycje, ratując życie dziesiątków ludzi. Żabno i okolice błogosławią tego dzielnego Polaka. Łzy rozrzewnienia płyną do oczu kiedy się widzi, jak ludność wiejska (...) dzieli się ostatkiem z tymi, którym woda zabrała wszystko.
Obok takich postaw, zdarzały się i inne. Na szczęście, jak się wydaje, stanowiły tylko nieunikniony margines na tle solidarnego jako całość, miejscowego społeczeństwa. Były też one od razu piętnowane i spotykały się z ogólnym potępieniem. W pierwszych dniach powodzi, kiedy sytuacja zmieniała się dynamicznie, a instytucjonalne formy pomocy i opieki nad powodzianami dopiero były organizowane, pojawiały się jednostki które próbowały się obłowić na nieszczęściu innych - przed takimi hienami, jak ich określało "Hasło", broniła opuszczonego dobytku i zalanych domów policja. Niemniej zdarzały się również sytuacje, że pomimo odezwy starosty ostrzegającej przed podnoszeniem cen i lichwą, niektórzy kupcy wykorzystywali przymusową sytuację powodzian - w takich przypadkach, o ile zostały ujawnione, bezpardonowo było stosowane prawo. I tak, na rozkaz starosty aresztowani zostali piekarz Antoni Klimek z Mościc i Kazimierz Bieś z Tarnowa za pobieranie nadmiernych cen za pieczywo. W Tuchowie aresztowano Szymona Tellera i Fajgę Treszer za odmowę sprzedaży zboża i mąki powodzianom.
Najciekawszym, a przy tym znakomicie oddającym charakter ówczesnego prawa, był przypadek żydowskiego handlarza bydła z Tarnowa, Chaima Amstera . Otóż został on aresztowany za wyzysk i wykorzystanie ciężkiego położenia powodzianina, od którego kupił byka o 100 złotych taniej (za 150 zł.) niż rzeczywista wartość zwierza. Prawo zadziałało tutaj w ten sposób, że mięso z byka (trafił po kupnie oczywiście do rzeźni) zostało sprzedane, a pokrzywdzonemu właścicielowi z uzyskanego zysku zwrócono 100 złotych. Przypadek ten jest interesujący jeszcze i z tego powodu, że jak podało "Hasło", (...) ów buhaj wyratował się jedyny z kilku sztuk z powodzi, a to z tego powodu, że Żołędź (czyli Stanisław Żołędź z Ilkowic) siedząc na strychu przez 24 godziny trzymał owego buhaja za rogi.
Innym, napiętnowanym przez lokalną prasę szkodnikiem, był właściciel dóbr z Drużkowic, Krasuski , który posiadał przewóz przez Dunajec na drodze Wesołów - Czchów i odmawiał przewozu powodzianom, rodzinom z mieniem, do Czchowa. W tym przypadku prawo prawdopodobnie nie wkroczyło, w każdym razie brak jest na ten temat informacji.
Po ustaniu opadów i przejściu fali kulminacyjnej sytuacja powoli stabilizowała się, po kilku dniach poziom rzek zaczął się obniżać. Niemniej podwyższony stan wody utrzymywał się jeszcze przez około tydzień. "Hasło" z dnia 27 lipca odnotowało, że Wody na Białej i Dunajcu prawie wszędzie już opadły.
Sytuację w oczywisty sposób to poprawiło. Służby cywilne i wojsko mogły powoli przystępować do przywracania komunikacji i odbudowy zniszczonych elementów infrastruktury, administracja do szacowania strat i opracowywania programów pomocy dla zniszczonych powodzią terenów.
Cały czas działały instytucje pomocowe - PCK prowadził teraz zbiórki odzieży dla powodzian, działał aktywnie Obywatelski Komitet Pomocy dla Powodzian, organizować się zaczęły nowe komitety, środowiskowe (np. nauczycieli) i terytorialne (najbliższy w Zakliczynie), które zajęły się różnymi formami pomocy społecznej. Nie zabrakło wśród nich organizacji politycznych. BBWR prowadził akcję rozdawnictwa żywności - autobusy i samochody ciężarowe z produktami żywnościowymi wysyłane były w zniszczone wodą rejony - akcją kierował poseł Bloku, Starzyk z członkami Zarządu. Pomoc, pomimo kryzysowej sytuacji, dzięki solidarności społecznej przybrała rzeczywiście wielkie rozmiary, łagodząc nędzę zniszczonych powodzią terenów. Jak się też wydaje, miejscowe elity w większości sprawdziły się w czasie tych tragicznych wydarzeń. Pozytywne oceny za działalność podczas powodzi zyskali wśród mieszkańców miasta zarówno prezydent Brodziński jak biskup Lisowski. Szczególnie jednak za swoją postawę chwalony był starosta Lissowski oraz książę Roman Sanguszko, który, jak podało "Hasło" zdobył sobie miłość nieszczęśliwych.
Stopniowo sytuacja normalizowała się, skutki powodzi odczuwano jednak jeszcze długo. Dopiero w połowie sierpnia uruchomiono na całej długości linię kolejową Kraków - Lwów, odbudowa niektórych zniszczonych mostów, w części prowadzona przez wojsko, trwała jeszcze dłużej. W samym Tarnowie do naprawy wałów i uszkodzonych dróg skierowano bezrobotnych - miasto zaciągnąć musiało na ten cel nową pożyczkę.
Przez długi okres czasu działały jeszcze komitety wspomagające powodzian, organizowane były zbiórki pieniędzy, urządzano imprezy charytatywne. Hasło "Nieście pomoc dla powodzian" w prasie tarnowskiej pojawiało się jeszcze do końca września, a mieszkańcy miasta nie pozostawali na to wezwanie obojętni - Obywatelski Komitet Pomocy do 6 września zdołał zgromadzić kwotę już ponad 76 tysięcy złotych. Jeszcze później, bo 18 października zorganizowana została w Tarnowie znakomita wystawa malarstwa polskiego (m.in. O. Boznańska , J. Malczewski , J. Kossak , W. Kossak , L. Wyczółkowski , J. Fałat i in.), połączona z loterią dzieł sztuki, z której dochód przeznaczony został na powodzian.
W sumie kataklizm miał rozmiary jakich ani wcześniej ani później w naszym regionie nie odnotowano. Jak wykazały wykonywane po ustąpieniu wody analizy i obliczenia, w porównaniu z największymi wcześniejszymi wylewami powódź z 1934 roku przekroczyła ustalone do 1933 roku maksima poziomu wody: Skawa przeciętnie o 10 % powyżej rekordowych, Raba przeciętnie o 20 %, Dunajec przeciętnie o 40 %, Wisłoka przeciętnie o 15 % i Wisła przeciętnie o 15 %. Pamiętajmy przy tym, że przekroczenia te odnoszą się do najbardziej tragicznych wcześniejszych powodzi, a niektóre z nich zaliczane były do prawdziwych kataklizmów, np. w latach 1813 i 1884.
Bilans tego wydarzenia był też wyjątkowo tragiczny. Pod wodą znalazło się w sumie 1260 km kw. terenu, zniszczonych lub uszkodzonych zostało 22 059 budynków, 167 km dróg, zerwanych 78 mostów, przerwane zostały wały, a śmierć poniosło 55 osób. Ogółem szkody materialne oszacowane zostały na 60,3 miliona złotych, a więc sumę olbrzymią - około 12 milionów ówczesnych dolarów. Część tych zniszczeń przypadła na powiat tarnowski, część, na szczęście nieznaczna, na samo miasto. Straty powiatu obejmowały 52 zalane wsie, ponad 250 zniszczonych całkowicie lub poważnie uszkodzonych budynków mieszkalnych i gospodarczych - śmierć tu poniosło dziewięć osób i ponad 440 sztuk koni, bydła i trzody chlewnej. W samym Tarnowie uszkodzeniu uległa natomiast część infrastruktury miejskiej (m.in. wodociąg), zalany został tartak na Rudach oraz uszkodzonych zostało trochę domów nad Wątokiemi i Białą, w tym samym rejonie oraz trochę niżej, przy ulicy Krakowskiej i Mościckiego. Na tle zniszczeń, których doświadczył region te straty wydają się niewielkie, pamiętajmy jednak, że dotyczyły miasta wychodzącego dopiero z głębokiego kryzysu i zadłużonego, w którym samo zniszczenie rolniczego otoczenia mogło pośrednio zwiększyć i tak dosyć rozległe obszary biedy.
Tragedia roku 1934 wpłynęła za to na strategiczne decyzje dotyczące gospodarki wodnej regionu Pogórza. Po odzyskaniu niepodległości kolejne rządy Rzeczypospolitej dostrzegały co prawda konieczność budowy zapór na górskich dopływach górnej Wisły, ale stan państwa i problemy gospodarcze, spychały decyzje inwestycyjne na drugi plan. Niemniej z inicjatywy prof. Karola Pomianowskiego podjęty został program budowy zapór na Dunajcu, a sam K. Pomianowski stał się autorem projektu zapory w Rożnowie, opracowanego już w latach dwudziestych. Kryzys 1929 roku spowodował wstrzymanie tej inwestycji i odłożenie projektu.
Tragedia z lipca 1934 roku zmusiła jednak rząd do powrotu do tej koncepcji. W imponującym tempie wykonany został teraz nowy projekt, który w Biurze Dróg Wodnych Ministerstwa Komunikacji opracował zespół pod kierunkiem inż. Zbigniewa Żmigrodzkiego . Oparto się na projekcie prof. Pomianowskiego, który zatrudniony też został jako stały konsultant. Równolegle do Dunajca prowadzone były prace na Sole, gdzie już w 1936 roku oddana została zapora i zbiornik w Porąbce. W lutym tego samego roku rozpoczęto natomiast budowę zapory w Rożnowie która, jako największa polska zapora, stać się miała jedną z głównych inwestycji energetycznych powstającego Centralnego Okręgu Przemysłowego. Budowa postępowała w równie imponującym tempie jak prace projektowe - ukończona została w 1941 roku (od wiosny 1940 roku budowę przejęły firmy niemieckie). Napełnianie zbiornika rozpoczęte w drugiej połowie 1941 roku trwało do roku 1943.
W wyniku tych prac powstało wspaniałe dzieło myśli inżynierskiej. Przewężenie doliny Dunajca, w miejscu pogórskiego przełomu pełnego bystrzyn i usianego głazami-samorodami, które zwane były przez okolicznych mieszkańców diabelskim mostem, przegrodzone zostało potężną tamą, długości 550 metrów. Pełna wysokość zapory osiągnęła 49 metrów, z czego 17 metrów wpuszczone zostało w podłoże, szerokość w poziomie korony wyniosła dziewięć metrów. Dzisiaj zapewne nie są to dane nadmiernie imponujące, pamiętać jednak należy, że była to budowla projektowana kilkadziesiąt lat temu i w Polsce nie miała wówczas odpowiednika podobnej skali. W wyniku spiętrzenia wody powstało malownicze jezioro, długie do 22 km i zajmujące powierzchnię - zależnie od stanu wody - od 16 do 20 km kwadratowych.
Nieco później, w 1938 roku, rozpoczęto budowę drugiej, mniejszej zapory w Czchowie i zbiornika wyrównawczego, którą ukończono dopiero po wojnie, w roku 1948. W latach 1938-39 przygotowano jeszcze dokumentację zapory w Niedzicy, tej jednak, z uwagi na wybuch wojny, już nie zdążono zrealizować. Do jej koncepcji, mocno tymczasem zdezaktualizowanej, powróciły władze komunistyczne, które od 1950 roku ponownie podjęły ten temat. Do 1964 roku ciągnęły się studia i prace koncepcyjne, a od 1970 roku rozpoczęła się realizacja, której do upadku komunizmu nie zdążono zakończyć - dopiero w 1995 roku rozpoczęto piętrzenie zbiornika a w 1997 roku nastąpiło zakończenie budowy i oddanie całości obiektów do eksploatacji. Pozaekonomiczne koszty tej inwestycji okazały się jednak znacznie większe niż poprzednio - bezpowrotnie zniszczono m.in. unikalne enklawy drewnianej zabudowy spiskiej oraz krajobraz pienińskiego przełomu Dunajca. Ale to już zupełnie inna historia.
K. Marek Trusz http://www.tarnowskieinfo.pl/tradycja/kroniki011.php
++++++++++++++++++++
PS.
Nowsze sprawy powodzi na Dunajcu, http://www.zzw-niedzica.com.pl/index.htm
oraz - .
Jak działa elektrownia wodna - animacje Flash | |
| |
start maszyny do pracy turbinowej (37kB) przykładowy cykl uruchamiania maszyny do momentu synchronizacji z siecią energetyczną | |
budowa hydro-generatora - Deriaz (240kB) | |
działanie jazu dolnej zapory w Sromowcach (190kB) | |
działanie generatora prądu zmiennego (200kB) | |
odwadnianie sztolni energetycznej (126kB) |
hucPO kogo jeszcze zniszczysz
..
Dzisiaj w Krakowie pożegnaliśmy Janusza Kurtykę.
parę zdjęć
.. Nie umiem wyobrazic sobie sytuacji, w ktorej rozbija sie samolot z prezydentem Stanow Zjednoczonych i Stany Zjednoczone pozostawiaja sledztwo RosjanomPozostawienie inicjatywy w rekach Rosjan to blad
*** Z Zuzanna Kurtyka, wdowa po prezesie Instytutu Pamieci Narodowej Januszu Kurtyce, ktory zginal w katastrofie rządowego samolotu pod Smolenskiem, rozmawia Mariusz Kamieniecki ***
Minal juz ponad miesiac od tragedii z 10 kwietnia. Pani zdaniem, przebieg sledztwa w sprawie katastrofy prezydenckiego samolotu jest rzetelnie relacjonowany?
- Trudno mi jednoznacznie odpowiedziec na to pytanie. Rodziny Ofiar katastrofy nie sa informowane o postepach sledztwa. Wiem tylko tyle, co relacjonuja media, dlatego ciezko mi powiedziec, czy sa to rzetelne i sprawdzone wiadomosci. Media maja to do siebie, ze generuja sensacje, a nawet skandal, i duzo jest informacji wlasnie tego typu.
Z tego mozna wywnioskowac, ze nikt do Pani nie dotarl oficjalnie z zadnymi informacjami na temat dotychczasowych ustalen z dochodzenia w tej sprawie?
- Rzeczywiscie, nikt sie ze mna nie kontaktowal i z tego, co wiem, inne rodziny, a przynajmniej te, z ktorymi mam kontakt, tez nie maja zadnych informacji poza medialnymi. Niepokojace dla mnie jest rowniez to, ze informacje o sledztwie jakby wyciekaly na zewnatrz i sa podawane do mediow w sposob przynajmniej dla mnie dziwny, bo albo sie mowi wszystko, albo sie nie mowi nic.
Moglaby Pani podac konkretny przyklad?
- Niedawno uslyszalam w telewizji slowa jednego z prokuratorow prowadzacych sledztwo, ze ludzie w samolocie uzywali telefonow komorkowych. Dla mnie jest to absurd i w pewnym sensie proba zrzucania winy na umarlych, ktorzy nie moga sie bronic przed bzdurnymi zarzutami. Ktos, kto odbiera taka informacje, moze wysnuc wniosek, ze samolot byl wypelniony kilkudziesiecioma samobojcami. Takie podawanie wiadomosci przez prokuratora, ktory z jednej strony zarzeka sie, ze nie bedzie nic mowil, a z drugiej jakby mimochodem podaje "rewelacje", ktora idzie w swiat, tworzy rzeczywistosc, generuje spekulacje, a przy tym bardzo rani rodziny ofiar, jest ze wszech miar niestosowne. Przynajmniej dla mnie, ale chyba tez dla innych rodzin, byla to bardzo bolesna wiadomosc. Osobiscie jestem rozczarowana - choc to chyba bardzo lagodne slowo - sposobem, w jaki w tym momencie traktowane sa rodziny tych, ktorzy zgineli pod Smolenskiem.
Ma Pani pelne zaufanie do tego, jakie kroki podejmuja polskie wladze w celu wyjasnienia katastrofy?
- Nie jestem prawnikiem, ale jestem osoba, ktora ta tragedia dotknela osobiscie. Moje zdanie w tej sprawie jest jednoznaczne. Mam pretensje do polskich wladz, ze sledztwo zostalo praktycznie calkowicie pozostawione w rekach Rosjan. Mysle, ze mozna bylo doprowadzic do tego, by sledztwo bylo prowadzone wspolnie. Nie umiem sobie tez wyobrazic sytuacji, w ktorej, dajmy na to, rozbija sie samolot z prezydentem Stanow Zjednoczonych i Stany Zjednoczone pozostawiaja sledztwo Rosjanom. Dla mnie jest to po prostu niemozliwe. Ustepujac Rosjanom, oddajac im calkowicie inicjatywe, wygenerowalismy sobie problem na nastepne dziesieciolecia. Obawiam sie, ze niezaleznie od wynikow sledztwa, nie majac kontroli nad jego przebiegiem, bedziemy miec poczucie, ze byc moze zostalismy gdzies oszukani. Historia naszych stosunkow z Rosjanami jest bardzo wymowna i nie ulatwia rozwiazania tej sprawy. Dlatego nalezalo dolozyc wszelkich staran, by nie bylo miejsca na jakiekolwiek niedomowienia. Boli tez fakt, ze jako Polacy poddalismy sie, i to juz na starcie, nie probujac nawet czegokolwiek zrobic. Zapewniam, ze nie jest mi milo o tym mowic, zwlaszcza ze w tej katastrofie zginela najblizsza mi osoba.
Wraz z synami oraz innymi rodzinami ofiar katastrofy podpisala sie Pani pod listem otwartym w obronie dobrego imienia pilotow Tu-154M. Skad taki gest?
- Wedlug mnie, nie ma w tym nic nadzwyczajnego. Jestem przekonana, ze zarowno kapitan prezydenckiego samolotu, jak i cala jego zaloga zrobili wszystko, co tylko bylo w ich mocy, zeby uratowac pasazerow, niezaleznie od tego, kim by oni nie byli. Nie potrafie sobie wyobrazic, ze moglo byc inaczej. Zreszta nie ma zadnych dowodow na jakakolwiek wine pilotow, zadnych. W tej sytuacji nie mozna nikogo potepiac. Na pogrzebie majora Arkadiusza Protasiuka nie bylo zadnego przedstawiciela wladz. To niesprawiedliwe. Powtorze jeszcze raz: jestem przekonana, ze zaloga zrobila wszystko, co bylo mozliwe, aby uratowac pana prezydenta i wszystkie osoby, ktore byly w tym samolocie.
Wobec PiS oraz prezesa Jaroslawa Kaczynskiego formulowane sa zarzuty wykorzystywania tragedii katynskiej jako elementu kampanii wyborczej, zwlaszcza gdy publicznie zadaja pytania na jej temat. Czy, wedlug Pani, przezywanie zaloby w ogole moze byc odczytywane w kategoriach walki partyjnej?
- Nie potrafie zrozumiec, jak w ogole mozna w ten sposob mowic. Jest to co najmniej dziwne. To jakby proba ingerowania w bardzo osobiste uczucia bliskich ofiar, niejako sugerowanie im, co moga, a czego nie, co jest polityka, a co nie. Czy prezes Kaczynski ma sie odciac od tego, ze przezywa smierc brata, ma byc marionetka...? To jakby proba zawlaszczania czy kreowania pewnej rzeczywistosci przez niektore srodowiska, rzeczywistosci, ktora ma byc taka, a nie inna. Jaroslaw Kaczynski ma prawo byc czlowiekiem i zachowywac sie po ludzku. Tego prawa nikt nie moze mu odmowic.
W jakich okolicznosciach dowiedziala sie Pani o katastrofie prezydenckiego samolotu?
- Kiedy rano w sobote, 10 kwietnia, bylam w drodze na konferencje, zadzwonila do mnie mama z informacja, ze uslyszala w radiu komunikat o tym, iz pod Smolenskiem rozbil sie samolot prezydencki...
Wiedziala Pani, ze maz byl na pokladzie?
- Tak.
Potem byl pobyt w Moskwie i identyfikacja zwlok meza...
- Trzeba bylo duzo samozaparcia... Prawde mowiac, potraktowalam to jako obowiazek, po prostu jako zadanie do wykonania. Pojechalam do Moskwy, bo wiedzialam, ze tak musze sie zachowac. Tak samo podszedl do tego moj syn. Mysle, ze takie podejscie pomaga czlowiekowi byc twardym, pomaga przejsc przez takie trudne i niespodziewane sytuacje. Mysle, ze po naszych doswiadczeniach w Moskwie jestem teraz mocniejsza.
Kto i kiedy zaproponowal wyjazd do Moskwy i jak przebiegala jego organizacja?
- Nikt nie zaproponowal mi wyjazdu do Moskwy. Stad moj wewnetrzny zal, ktory pozostanie na dlugo.
Czy dobrze rozumiem, ze po katastrofie nikt z przedstawicieli wladz sie do Pani nie zglosil?
- Dokladnie tak. O tym, ze dla rodzin katastrofy organizowany jest wyjazd do Moskwy, dowiedzialam sie w niedziele, 11 kwietnia, przed poludniem z informacji zamieszczonych na pasku w jednej ze stacji telewizyjnych. Tam tez byly podane telefony.
Jak przebiegala organizacja samego wyjazdu?
- Panowal pewien chaos informacyjny. Kiedy w koncu udalo mi sie dodzwonic pod wskazany numer i porozmawiac z koordynatorem, dowiedzialam sie, ze moge leciec razem z dziecmi. Jeszcze tego samego dnia, w niedziele, dotarlismy do Warszawy i wraz z innymi rodzinami wylecielismy do Moskwy.
Oceny poszczegolnych rodzin co do sposobu traktowania przez rosyjskie sluzby sa zroznicowane. Jak Pani i osoby Pani towarzyszace byli traktowani?
- Pobyt w Moskwie byl bardzo dobrze zorganizowany przez Rosjan. Wlasciwie nikt nam sie nie naprzykrzal i przez caly czas mielismy zagwarantowana pomoc medyczna, opieke psychologow, ktorzy sie nami zajmowali. Dotyczy to takze obslugi hotelowej, ktora byla bardzo mila i gotowa do niesienia wszelkiej pomocy. Bylismy takze chronieni przed fleszami aparatow fotoreporterow i dziennikarzami. Rosjanie byli bardzo dyskretni. Mielismy do dyspozycji zorganizowane na ten czas kaplice zarowno w Instytucie Medycyny Sadowej, jak i w hotelu.
Na czym polegaly procedury i jak przebiegala sama identyfikacja cial?
- Kazda rodzina zajmowaly sie trzy osoby: rosyjski sledczy, polski tlumacz i psycholog. Na poczatku zbierano dane osobowe od rodzin, ktore przyjechaly do identyfikacji. Pytano o dokladny opis ofiary: wyglad, znaki szczegolne, ubranie, jakie ewentualnie rzeczy mogla miec przy sobie, typu bizuteria, zegarek, telefon komorkowy czy chociazby pamiatki. Na podstawie tego, co mowilismy, odszukiwali w swoich materialach najbardziej dopasowane do tego opisu cialo ofiary. Pierwszego dnia, w poniedzialek, nie znaleziono zadnego ciala pasujacego do naszego opisu.
Co bylo w kolejnych dniach?
- Drugiego dnia Rosjanie zwiekszyli swa baze danych o opis rzeczy i cala procedura rozpoczela sie od czytania tych opisow. Na tej podstawie typowano worki z rzeczami i przypisanymi do nich numerami, ktore mozna bylo obejrzec. Rosjanie - prawdopodobnie po to, aby oszczedzic nam dosc przykrych przezyc - nie chcieli pokazywac razem wszystkich rzeczy ofiar. Prosze uwierzyc, ze rzeczy te wygladaly okropnie. Wlasciwie trudno bylo je porownac z ubraniami. Byly bardzo zniszczone, ublocone i zakrwawione, nie przypominaly swoich pierwotnych kolorow. Ponadto kiedy rozpakowano przed nami kilka wytypowanych workow, okazalo sie, ze rosyjskie opisy byly bardzo niedokladne. Pokazano nam np. spodnie z lampasami, gdy w opisie nikt o tym nie wspomnial. Po przejrzeniu kilku workow nadal nie bylismy w stanie w zaden sposob przyporzadkowac rzeczy do ciala mojego meza.
Jak w koncu udalo sie zidentyfikowac cialo pana Janusza Kurtyki?
- Maz nie nosil zadnej bizuterii, nie nosil zegarka, zreszta nie mial w ogole w zwyczaju noszenia jakichkolwiek ozdob. Najwyrazniej nie mial tez przy sobie dokumentow, jak to bylo w przypadku niektorych ofiar. Po drugim dniu bylismy zrezygnowani i gotowi na powrot do Polski. Pani minister Ewa Kopacz podczas zebrania okolo polnocy z wtorku na srode zachecala rodziny do pozostania, do kontynuowania identyfikacji za wszelka cene. Ofiarowala tez swoja pomoc. Oznajmila, ze jezeli bedzie trzeba, to bedzie chodzila z rodzinami od zwlok do zwlok, tak by mozna bylo je zidentyfikowac. Powiedziala tez, ze wymusi na Rosjanach, zeby pokazali nam ciala, i wlasciwie dzieki jej perswazji zostalismy jeszcze w Moskwie. W srode pokazano nam zdjecia wszystkich rzeczy ofiar znajdujace sie wreszcie w komputerach. Wytypowane przez nas ubranie udalo sie zidentyfikowac glownie dzieki pomocy polskiego sledczego z Katowic, ktory wykazal sie niesamowita wiedza fachowa. Ogladajac ubranie, wlasciwie niepodobne do niczego, odnalazl w nim tyle szczegolow, ze juz w polowie przegladania bylismy pewni, ze nalezalo ono do meza. Na tej podstawie pozwolono nam obejrzec przypisane do tych rzeczy cialo, ktore bez najmniejszych watpliwosci rozpoznalismy jako cialo meza.
Dlaczego nie udalo sie tego zrobic wczesniej?
- Zainteresowalismy sie tym, dlaczego juz pierwszego dnia nie bylismy w stanie rozpoznac po opisie tak dobrze zachowanego ciala meza. Postaralismy sie wiec o kolejne przejrzenie opisow i wowczas sie okazalo, ze opis ciala rozpoczynal sie od okreslenia: "mezczyzna z jasnymi wlosami". W zwiazku z tym juz na samym poczatku odrzucalismy ten opis. Kiedy zaczelismy dopytywac, okazalo sie, ze jasny kolor wlosow to bylo bloto. Ciala byly opisywane bezposrednio po calej katastrofie, zaraz po wyciagnieciu z samolotu, jeszcze nie umyte. Potem juz nie korygowano tego, byc moze z braku czasu. Przypomne tylko, ze zaraz nastepnego dnia po katastrofie, a wiec niemal natychmiast, spadlismy Rosjanom na glowe. Byc moze wlasnie na skutek tego pospiechu - bo trudno tu posadzac Rosjan o jakakolwiek zla wole - takie rozbieznosci mialy miejsce.
Niektorzy krewni ofiar maja zastrzezenia co do sposobu ich traktowania w Moskwie, okreslajac je np. jako przesluchania. Tak bylo w przypadku corki posla Zbigniewa Wassermanna. Czy Pani tez odczula cos podobnego?
- Mnie i synowi zadawano jedynie standardowe pytania.
Wiedziala Pani, ze w Moskwie byla przeprowadzona sekcja zwlok kazdej ofiary? Czy ktos o tym w ogole informowal, pytal o zgode?
- Nikt nas nie pytal o zgode, a o tym, ze wszystkie ofiary mialy przeprowadzona sekcje zwlok, powiedziala nam minister Kopacz. Dla mnie jako lekarza jest oczywiste, ze w przypadku prowadzenia jakiegokolwiek sledztwa podstawa jest wykonanie sekcji.
Co sie stalo z rzeczami osobistymi Pani meza?
- Odebralam je niedawno w Minsku Mazowieckim. Rzeczy mojego meza byly prawdopodobnie w malym neseserze, ktory wzial ze soba, albo w kieszeniach plaszcza, ktory w samolocie po prostu zdjal. Wsrod rzeczy, jakie mi zwrocono, byly: paszport, dowod osobisty, prawo jazdy, chusteczki higieniczne, guma do zucia, dlugopisy.
A co sie stalo z telefonem czy np. komputerem osobistym meza?
- Telefonu nie otrzymalam. Jak nas poinformowano, telefony ofiar zostaly zabezpieczone do celow sledztwa. Komputera tez nie otrzymalam, zreszta nie wiem, czy maz mial go ze soba.
Czy patrzac na coraz to nowsze doniesienia z miejsca katastrofy o znalezionych fragmentach samolotu, rzeczach osobistych ofiar ma Pani poczucie, ze w trakcie ogledzin tego miejsca rosyjska strona dolozyla wszelkich staran, by czynnosci te wykonac rzetelnie?
- Nie jestem specjalista i trudno mi zajmowac jednoznaczne stanowisko w tej sprawie. Mysle jednak, ze jest to dosc skomplikowana sprawa. Teren, po ktorym zostaly rozrzucone fragmenty samolotu czy rzeczy ofiar, jest bardzo rozlegly - tak nam przynajmniej powiedziano. Podobno rzeczy znajdowano nawet w promieniu 1200 metrow. Sadze jednak, ze obszar katastrofy powinien byc ogrodzony i zabezpieczony. Chocby po to, by odnalezc to, co moze pomoc w wyjasnieniu katastrofy, i ochronic przed osobami, ktore pladrujac w tym miejscu, nie zachowuja sie po ludzku.
Minal juz ponad miesiac od tragedii. Jak wyglada pomoc dla rodzin ofiar deklarowana przez polski rzad?
- Zostaly nam wyplacone: zapomoga w wysokosci 40 tysiecy zlotych i renty zadeklarowane przez rzad dla dzieci ofiar do 25. roku zycia, ktore sie ucza, po 2 tysiace zlotych brutto.
Czego rodziny ofiar smolenskiej katastrofy oczekuja od panstwa? Czego Pani oczekuje?
- Oczekujemy pelnego i rzetelnego wyjasnienia tej katastrofy. Jako rodzina bedziemy walczyc o pelny udzial w sledztwie. Otrzymalam juz status osoby pokrzywdzonej i mysle, ze moi synowie juz wkrotce tez otrzymaja podobne statusy. Jako osobom pokrzywdzonym przysluguja nam pewne prawa i bedziemy sie starali je wyegzekwowac.
Ci, ktorzy dobrze znali Pani meza, podkreslaja, ze byl goracym patriota, czlowiekiem ceniacym prawde. Jednak te wartosci, ktorymi zyl, zjednywaly mu zarowno przyjaciol, jak i wrogow. Jak maz znosil ataki kierowane pod jego adresem?
- Wszystkie ataki, krytyke, zreszta niezasluzona, znosil bardzo zle, choc wcale sie z tym nie obnosil, nie okazywal i w zasadzie nikt o tym nawet nie wiedzial. Tego po prostu nie bylo widac. Jednak bardzo sie tym przejmowal. Tak jest chyba zawsze, kiedy czlowiek odczuwa, ze dotyka go jakas forma niesprawiedliwosci. Wtedy najbardziej boli. Jezeli sie kogos gani czy niszczy za zawinione grzechy, to latwo sie z tym pogodzic. Najbardziej bola zarzuty niesprawiedliwe. Zapewniam, ze mezowi nie bylo z tym latwo...
Mysle, ze wielu Polakow docenialo Janusza jako historyka i jako czlowieka. Wielu bylo takich, ktorzy poszliby za nim w ogien. Byli jednak i tacy, ktorzy go ewidentnie nienawidzili. Tak w zyciu bywa, kiedy sie o cos walczy, kiedy sie plynie pod prad i choc jest nielatwo, to trzeba sie z tym pogodzic.
Czy tragedia pod Katyniem zmienia cos w Polakach?
- Symbolika tych wydarzen jest tak ogromna, ze trudno sie przed nia obronic. Ona przemawia do kazdego z nas i proby jej niszczenia sa z gory skazane na niepowodzenie. Dla mnie byloby wazne, gdyby ta tragedia dokonala zmian w swiatopogladzie, w systemie wartosci ludzi mlodych. Wazne bowiem jest to, jak bedzie myslala nasza mlodziez, ktora zawsze reaguje bardzo intensywnie, bardzo emocjonalnie na wydarzenia. Oby ta cala sytuacja zmusila ich do myslenia o Polsce poprzez pryzmat historii, do poczucia dumy z powodu bycia Polakami, do zastanowienia sie, jaka wartosc ma tozsamosc Narodu. Poprzez te tragedie caly swiat, a szczegolnie zwykli Rosjanie, poznali prawde o Katyniu, prawde, ktora nie bedzie juz nas dluzej dzielic. Szkoda tylko, ze prawda ta zostala okupiona tak wielka ofiara.
Dziekuje za rozmowe.
++++++++++++++++++++++++++
Z mszy pogrzebowej śp. dr. Janusza Kurtyki
- piękne wystąpienie Jego Syna
Zagłoba, pt., 23/04/2010 - 17:36
Media, jak wynika z dostępnych już doniesień z mszy pogrzebowej św. Janusza Kurtyki odprawionej dziś (23 kwietnia) o godz. 13.00, nie dostrzegły że odczytany został na nim doskonały i wielokroć przerywany oklaskami list Jarosława Kaczyńskiego skierowany do rodziny Zmarłego. Zapewne będzie opublikowany więc nie odnosze się do niego. Zwrócę uwagę tylko na to iż mszę świętą odprawił ksiądz kardynał Stanisław Dziwisz w asyscie księdza Kardynała Franciszka Macharskiego.
Ostatnią osobą żegnającą w kościele śp. Janusza Kurtykę, był jego syn Paweł, nie mający chyba jeszcze 20 lat.
Powiedział tak: Dziękuję wszystkim którzy przybyli na pogrzeb mojego Ojca. Swoje słowa kieruję w szczególności do pracowników Instytutu Pamięci Narodowej tak licznie tutaj zgromadzonych. Zmarli nie przemawiają słowami, lecz wiem, że gdyby tu na moim miejscu stał mój Tata, chciałby wam powiedzieć: "dziękuję! Dziękuję za trud mówienia prawdy. Za trud odkłamywania historii, za ciężką i żmudną pracę, jaką trzeba było wykonać i jaka jeszcze pozostała do wykonania". Był bardzo dumny, że wspólnym wysiłkiem udało się stworzyć instytucję wzbudzającą zaufanie społeczne. W domu nasze rozmowy często dotyczyły bieżących problemów politycznych Polski. I jako syn wiem jak bardzo leżało mu na sercu jej dobro. I jaką wagę przywiązywał do odwagi jaką wykazywaliście mówiąc zdecydowanie i bez poprawności politycznej o faktach przeszłości. Gdyby tu stał pewnie powiedziałby jeszcze, że ta wasza praca nie może się zmarnować, i że trzeba skonczyć rozpoczęte dzieło dla dobra ojczyzny i młodego pokolenia. Boże! do Królestwa Twojego przymij duszę mojego Ojca, a naszym życiem pokieruj tak by mógł być z nas dumny. Dziekuję.
Sądzę że samo to wystąpienie syna śp. Janusza Kurtyki jest świadectwem jakim był On dobrym człowiekiem, skoro tak wychował syna.
Zagłoba - blog