WPŁATY POLSKI do EU 2014 :
17 mld 700 mln 683 tys. zł.
1 mld 492 mln / mies
wtorek, 20 lipca 2010
czym Polska zapłaci za czecią iiirp
Kiedy zbankrutuje 'nasze' państwo?
/http://tiny.cc/ic1uw
Cały kraj chodzi po cienkim lodzie. Łatwo może utonąć. Dlatego polski rząd powinien zapomnieć o projekcie budżetu państwa, który wniósł do parlamentu. Musi obniżyć prognozy dochodów i ciąć wydatki.
Trzeba szybko wycofać się z organizacji Euro 2012 i budowy autostrad. Bo inaczej może być źle.
Wystarczy, że inwestorzy stracą do nas zaufanie, a na rynku CDS ryzyko niewypłacalności Polski zostanie oszacowane na 70 proc.
Islandia praktycznie zbankrutowała. Europejski Bank Centralny wyciągnął w połowie października 2008 r. pomocną dłoń do Węgier. Kijów stara się o wsparcie MFW. Czy Polsce również grozi niewypłacalność?
„Widmo bankructwa zagląda w oczy nie tylko Islandii. Okazuje się, że podobny los może spotkać także niektóre kraje należące do rynków wschodzących”, poinformował „Parkiet”.
Według inwestorów handlujących instrumentami przenoszącymi ryzyko niewypłacalności(CDS) do krajów zagrożonych bankructwem należą m.in. Ukraina, Kazachstan, Turcja, Argentyna i Pakistan.
„CDS-y stanowią zabezpieczenie przed tym, że kredytobiorca lub emitent obligacji nie wywiąże się ze swoich zobowiązań finansowych. Sprzedawca instrumentu gwarantuje, że pokryje jego dług. W zamian nabywca CDS płaci mu określony procent zobowiązania. Im większe ryzyko niewypłacalności dłużnika, tym więcej nabywca musi płacić sprzedawcy i tym większy jest spread kredytowy. Spready te w przypadku części państw rynków wschodzących wzrosły ostatnio do bardzo wysokich poziomów.”, podał „Parkiet” 15 października 2008 r.
„Jeśli ufać reakcjom rynku CDS, w przypadku Pakistanu ryzyko bankructwa sięga 90 proc. Jego spread kredytowy wynosił we wtorek 14 października 2008 r. 3000 pkt, podczas gdy w piątek 10 października znacznie mniej - 2500 pkt. [...]. Druga w kolejce do niewypłacalności jest Argentyna. Przy spreadzie kredytowym prawie 2400 pkt ryzyko bankructwa wynosi około 85 proc. Wysokie ryzyko jest związane zarówno ze spowolnieniem dotykającym tamtejszej gospodarki, jak i z przeciągającymi się negocjacjami w sprawie spłaty długu z 2001 roku.” – czytamy w gazecie.
„Ryzyko niewypłacalności Ukrainy wynosi 80 proc., a jej spread kredytowy 1600 pkt. Głównymi przyczynami wzrostu ryzyka są przyspieszone wybory parlamentarne oraz odpływ zagranicznych walut. „ – pisze gazeta.
Czy sprawdzą się najczarniejsze scenariusze i niektóre z państw rynków wschodzących staną oko w oko z groźbą bankructwa? O tym przekonamy się w najbliższym czasie. Jedno jest pewne. Kryzys finansowy na światowych rynkach powoli zbiera swoje plony.
16 października 2008 r. EBC zdecydował, że pożyczy Węgierskiemu Bankowi Centralnemu 5 mld euro. Pieniądze te trafią do banków znad Balatonu w ramach tzw. swapów walutowych. Węgry są pierwszym krajem spoza strefy euro, któremu pomaga EBC.
Węgierskie banki jako jedne z pierwszych w regionie zapowiedziały ograniczenie udzielania kredytów hipotecznych we frankach szwajcarskich. Porozumienie z EBC uspokoiło nieco inwestorów, dzięki czemu umocnił się forint. Nie oznacza to jednak końca problemów węgierskiej gospodarki, ale – jak podkreślają ekonomiści – porównania z problemami Islandii są zdecydowanie na wyrost.
EBC pomoże Węgrom, ale jeżeli sytuacja na rynkach finansowych potrwa jeszcze wiele tygodni, może być potrzebna większa pomoc, tym razem ze strony Międzynarodowego Funduszu Walutowego.
Po ostateczne rozwiązanie sięgnęła już Ukraina. Tamtejsze banki także doświadczają skutków kryzysu zaufania. Ich klienci stopniowo wycofują depozyty. W czwartek doszło tam do spotkania władz Ukrainy z misją MFW.
– Potrzebujemy pomocy ze strony MFW, by ustabilizować system finansowy – mówiła premier Julia Tymoszenko. Prezes banku centralnego Ukrainy Oleksandr Sawczenko powiedział wczoraj, że Kijów zagwarantował sobie od 10 do 15 mld dol. kredytu z MFW.
Kłopoty obu krajów znajdą odbicie w wiarygodności finansowej Węgier i Ukrainy. Standard & Poor's zapowiedziała, że może obniżyć ratingi obu krajów.
Polska jest jeszcze oceniana w miarę pozytywnie. Prawdopodobieństwo niewypłacalności naszego państwa jest oceniane na rynku CDS na niżej niż 20-30 proc.??? (Nie wiem dokładnie, czekam na infomacje w tej sprawie. Mam je mieć 20 października 2008 r.).
Ale co będzie z kilka miesięcy, rok, dwa, gdy kryzys głęboko rozleje się po całym świecie.
Oficjalne długi naszego państwa to ponad 500 mld zł. Na koniec lipca 2008 r. zadłużenie Skarbu Państwa wyniosło 508,4 mld zł, czyli 158,7 mld EUR lub 247,9 mld USD (w przeliczeniu po kursach z dnia 31 lipca 2008r.: 1EUR = 3,2026 PLN, 1USD = 2,0509 PLN). W porównaniu z końcem czerwca 2008 roku zadłużenie to wzrosło o 1.1 mld zł, tj. o 0,2 proc.
Bardziej aktualne dane nie zostały opublikowane na stronie internetowej Ministerstwa Finansów. Zadłużenie wzrosło jedna tylko z powodu wzrostu kursów walut. Kurs 1 EUR wzrósł od 31 lipca 2008 r. do 16 pażdziernika 2008 r. o 12 proc. do 3,57 PLN, a kurs 1 USD o 30 proc. do 2,65 PLN.
Być może dlatego Ministerstwo Finansów nie publikuje bardziej aktualnych danych o zadłużeniu Skarbu Państwa. Kolejne mają ukazać się 20 października 2008 r. pod adresem Dług publiczny.
Nieoficjalne zadłużenie Skarbu Państwa jest jednak znacznie większe. Jeżeli uwzględnimy długoterminowe zobowiązania ZUS i KRUS wobec emerytów i rencistów, które fizyczne już są, bo realnie żyją ludzie, którym trzeba będzie przez wiele lat płacić renty i emerytury, to długi naszego państwa są znacznie większe.
Gdybyśmy zrobili bilans Skarbu Państwa, tak jak to robią spółki prawa handlowego z ostrożną wyceną majątku, należności i zobowiązań, Polska już dawno powinna ogłosić bankructwo.
Gdy w 1994 r., jako dziennikarz „Życia Warszawy” próbowałem oszacować długoterminowe zobowiązania ZUS i KRUS wobec emerytów i rencistów w ciągu następnych 20 lat, wyszło mi, że wynoszą one bilion złotych.
Po podwyżkach reny i emerytur w ciągu ostatnich kilkunastu lat, znacznie pewnie jednak wzrosły. ZUS i KRUS, gdyby chciały, mogłyby oszacować swoje zobowiązania wobec emerytów i rencistów w ciągu najbliższych 20 lat. Wyszłoby nam wtedy to nieoficjalne zadłużenie Skarbu Państwa.
ZUS swoje bieżące zobowiązania finansuje w większości ze składek wpłacanych przez pracujących w Polsce. Wystarczy jednak, że ludzie stracą pracę lub wyemigrują, a wpływy ZUS się skurczą, a jego zobowiązania są gwarantowane przez Skarb Państwa.Zobowiązania KRUS w 95 proc. finansowane przez Skarb Państwa.
Agencje ratingowe i rynek CDS pewnie wiedzą o tym nieoficjalnym zadłużeniu Skarbu Państwa, które szybko może pojawić się jako oficjalne.
Wystarczy, że w Polsce znacznie zwiększy się bezrobocie, a ZUS będzie potrzebował kilkudziesięciu miliardów złotych rocznie więcej na swoje wydatki na emerytury. Skarb Państwa będzie musiał pożyczyć od inwestorów te kilkadziesiąt miliardów. A jeżeli oni wystraszą się i nie będą chcieli kupować polskich rządowych papierów skarbowych? Skąd Skarb Państwa weźmie pieniądze? Będzie musiał podnieść podatki. Ale to trwa.
Wcześniej wystraszeni inwestorzy mogą pozbywać się polskich papierów skarbowych i sprzedawać złotówki, by kupić euro i dolary.
Gdy, jak na Ukrainie, wystraszą się też ludzie i firmy, a wszyscy zaczną wypłacać złotówki z banków, by je zamienić na euro i dolary, by schować do sejfów, w kłopoty wpadną banki.
Cały kraj chodzi po cienkim lodzie. Łatwo może utonąć. A nasi przywódcy polityczni bawią się jak mali chłopcy, zabierają sobie zabawki (samoloty), kopią pod stołem.
Rząd daje podwyżki jednej po drugiej grupie budżetowej. A wszystko to z kredytów, zobowiązań zaciąganych na konto naszych dzieci i wnuków.
Nasze państwo bardzo jest podobne do tych milionów Amerykanów, którzy przez lata żyli na kredyt. Aż doszli do ściany. Wpadli w prawdziwe kłopoty, gdy amerykańska gospodarka ugięła się pod ciężarem piramidy finansowej.
Podobna piramida finansowa została zbudowana przez polityków na rynku rządowych papierów skarbowych. Globalny krach sprawił, że wszyscy zobaczyli, że wiele państw jest w pułapkach zadłużeniowych.
Przypadek Islandii jest najbardziej obrazowy.
Polski rząd powinien zapomnieć o projekcie budżetu państwa, który wniósł do parlamentu. Musi obniżyć prognozy dochodów i ciąć wydatki. Trzeba szybko wycofać się z organizacji Euro 2012 i budowy autostrad.
Jeżeli tego rząd nie zrobi, potężni zagraniczni inwestorzy mogą za to potężnie ukarać nasze państwo. Wystarczy, że stracą do nas zaufanie, a na rynku CDS ryzyko niewypłacalności Polski zostanie oszacowane na 70 lub 80 proc.
Wydarzenia na rynku finansowym biegną ostatnio szybko. Wystarczy kilka miesięcy błędów, by Polska została zaklasyfikowana do grona potencjalnych bankrutów, a prognoza taka szybko zmieni się w rzeczywistość.
Jerzy Krajewski
http://www.gepardybiznesu.pl/content/view/1137/107/
PS.
ZADŁUŻENIE
Zadłużenie Skarbu Państwa nr 4/2010pobierz (77 KB)
Zadłużenie Sektora Finansów Publicznych - I kw 2010 r.pobierz (39 KB)
niedziela, 18 lipca 2010
dedykowane: P o l s c e
Jednak zostanie po mnie ta siła fatalna, Co mnie żywemu na nic... tylko czoło zdobi;
Lecz po śmierci was będzie gniotła niewidzialna, Aż was, zjadacze chleba – w aniołów przerobi.
Juliusz Słowacki: Testament mój
Aneks. Mąż stanu.
Życie prywatne.
Józef i Aleksandra spotkali się dopiero 10 listopada 1918 roku, po zwolnieniu Komendanta z internowania. Nie widzieli się przez półtora roku - Piłsudski ze zbuntowanego dowódcy polskich oddziałów u boku Austrii i Niemiec przeistoczył się w pierwszego obywatela odrodzonej Polski. Jako Tymczasowy Naczelnik Państwa zamieszkał w Belwederze, ale jego partnerka nie mogła do niego dołączyć. Maria nadal była jego legalną żoną i Piłsudski chciał uniknąć skandalu. Aleksandra przeniosła się do mieszkania przy ulicy Koszykowej, dzięki czemu mogli się częściej widywać. Rzadko jednak odwiedzała Belweder, nie chcąc przyczyniać się do powstawania plotek. Nie udało się jednak uniknąć niezdrowej sensacji. Skomplikowane warunki rodzinne Naczelnika rychło spowodowały niewybredne ataki na łamach prasy. Szczególnie dziennikarze związani z prawicą prześladowali Piłsudskiego i jego partnerkę. Sytuację rozwiązała dopiero śmierć Marii Piłsudskiej 17 sierpnia 1921 roku. Stronnicy marszałka odetchnęli z ulgą, nie ukrywali, że podczas ciężkiej choroby Marii liczyli na jej śmierć. ( )
Prawdziwy skandal wybuchł jednak dopiero po pogrzebie Marii. Zgodnie z jej ostatnim życzeniem uroczystości odbyły się w Wilnie, ale Komendant nie wziął w nich udziału. Mszę żałobną celebrował biskup Władysław Bandurski, a męża reprezentował młodszy brat, Jan Piłsudski. Tego było już za wiele dla opinii publicznej - szczególnie
nie szczędziła krytyki
prasa prawicowa. Zachowanie Naczelnika uznano za podłe, niegodne mężczyzny i polityka. Możemy przypuszczać, że największy żal miał do Piłsudskiego Roman Dmowski - przed laty konkurent do względów Marii. Piłsudski odebrał mu ukochaną kobietę ( )
Po latach można jednak lepiej zrozumieć motywy postępowania Piłsudskiego. Zamierzał niezwłocznie poślubić Aleksandrę i obawiał się, że opozycja natychmiast wypomni mu udział w dwóch uroczystościach: pogrzebie pierwszej żony i ślubie z drugą. Miał zapewne nadzieję, że absencja na wileńskim pogrzebie osłabi krytykę i cel swój osiągnął. ( )
Dwa miesiące później Ziuk poślubił Aleksandrę. Skromna uroczystość odbyła się w Belwederze - ślubu udzielił prałat domowy papieża Benedykta XV, ksiądz Marian Tokarzewski. Po dwunastu latach życie prywatne pierwszego obywatela kraju zostało uregulowane, jednocześnie zalegalizowano dwie córki Józefa i Aleksandry, Jadwiga urodziła się 28 lutego 1920 roku.
Pomimo trosk i licznych zajęć związanych z wojną z bolszewikami i odbudową państwa, Piłsudski znajdował czas na rozrywki. Jak wielu mu współczesnych interesował się parapsychologią, m.in. telepatią i kryptoskopią (odczytywaniem zaklejonych listów). Nie mogło oczywiście zabraknąć Komendanta na niezwykle popularnych w tych latach seansach spirytystycznych. Brał udział w pokazach sławnego medium Teofila Modrzejewskiego. 30 sierpnia 1919 roku wyłoniono zjawę drapieżnego ptaka, co poświadczyli tacy niedowiarkowie jak Tadeusz Boy-Żeleński i Stanisław Witkiewicz (prywatnie kuzyn Piłsudskiego). A obaj panowie, znani ze swoich alkoholowych upodobań, byli tego dnia całkowicie trzeźwi.
Innym razem Komendant wziął udział w seansie słynnego jasnowidza - Stefana Ossowieckiego. Piłsudski napisał na kartce kilka słów, włożył ją do koperty, zalakował, odciskając swoją pieczęć. Obecny przy eksperymencie Kazimierz Sosnkowski potwierdził, że koperty nie można otworzyć bez złamania pieczęci. Adiutant przekazał kopertę jasnowidzowi, który, dotykając jej od zewnątrz, napisał na kartce treść listu. Była to znana reguła szachowa, ale napisana błędnie, i okazało się, że to Piłsudski popełnił błąd!
Marszałek wierzył szczerze w telepatię. Uważał, że „do telepatii, jak do innych niewyjaśnionych dotąd przez naukę zjawisk psychicznych, trzeba odnosić się poważnie albo nie zajmować się nimi wcale". Wydaje się, że Komendant utwierdził się w swoich przekonaniach podczas pobytu w Magdeburgu, kiedy w dniu narodzi pierwszej córki usłyszał płacz dziecka.
Sulejówek
Po wyborach prezydenckich Piłsudski złożył urząd Naczelnika Państwa i 13 grudnia 1922 roku rodzina opuściła Belweder. Po okresie chwały (odrodzenie państwa, triumf nad bolszewikami) przyszły trudne dni - zamieszkali w Sulejówku, z trudem utrzymując się z niewielkich dochodów marszałka. Komendant zrezygnował z przysługującego mu uposażenia (przekazywał je na cele dobroczynne) - rodzina żyła z jego tantiem literackich oraz dochodów z odczytów i wykładów. Nie były to duże sumy i Aleksandra z trudem utrzymywała dom. Felicjan Sławoj Składkowski (przyszły premier), odwiedziwszy Sulejówek, nie ukrywał smutku:
„Wyznaję, że zaproszenie Komendantowej [na kolację - S.K.] przyjąłem z ciężkim sercem. Wiadomo było między nami, że na skutek nieprzyjmowania przez pana Marszałka należnych mu poborów w Sulejówku «nie przelewało się». W stołowym pokoju siedziały już przy stole dwie córeczki państwa Piłsudskich, Wandzia i Jagódka. Pani Marszałkowa bardzo gościnnie zapraszała do jedzenia. Serce ściskało się, gdy widziałem, w jakich warunkach musi żyć Komendant i jego rodzina".
Chorobliwa uczciwość Komendanta miała swoje źródło jeszcze w okresie konspiracyjnym. Organizacja Bojowa PPS dokonywała wielu napadów, których celem było zdobycie gotówki. Rychło pojawili się naśladowcy, zwykli kryminaliści, którzy działali pod pozorem walki z caratem, nie brakowało również renegatów z szeregów własnej partii. Natura ludzka jest ułomna i niejednego skusiły łatwe i duże pieniądze.Niestety, dla ludzi o słabszych charakterach akcje ekspropriacyjne stanowiły czasami zbyt dużą pokusę działania wbrew obowiązującemu prawu, napadów z bronią. Każda wojna czy rewolucja owocowała gwałtownym wzrostem bandytyzmu, jednak wydarzenia z lat 1904-1907 całkowicie wymknęły się spod kontroli.
Podczas napadów wypłacano bojownikom gotówkę ze zdobytych pieniędzy, a wypłatę uzależniano od powodzenia przedsięwzięcia. To demoralizowało, a szeregi rewolucjonistów zasilali również zwyczajni kryminaliści, zwabieni okazją łatwego zarobku. Niebawem pojawiły się nowe „partie rewolucyjne" dokonujące operacji na własną rękę. Zakładali je działacze wydaleni z dotychczasowych organizacji, czasami wspólnie z pospolitymi przestępcami (np. Partia Niebarłożnych). Mnożyły się napady na dwory, plebanie, rezydencje przemysłowców, rabowano sklepy, ze szczególnym uwzględnieniem monopolowych. Niektórzy „działacze" zainteresowani wyłącznie rozbojem przechodzili od partii do partii, kończąc ostatecznie na szubienicy. Osobnik o nazwisku Lis, usunięty za kradzieże z PPS, wstąpił do SDKP, a na koniec rabował na własną rękę. Ostatecznie kilkudziesięciu policjantów osaczyło go w jakiejś kuźni koło wioski Sławinki. Nie mogąc sobie dać z nim rady, wezwano na pomoc wojsko, a kiedy Lis (samotnie!) odparł atak kompanii piechoty, przybyła artyleria. Po zniszczeniu kuźni pociskami armatnimi okazało się, że bandyta popełnił tam samobójstwo.
Skandaliczne rzeczy działy się również w PPS-Frakcji Rewolucyjnej. Oto fragmenty odezwy z 1907 roku, która rozwiązywała łódzką organizację tej partii:
„Popełniano nadużycia moralne i pieniężne dochodzące do tysięcy rubli. Połowa pieniędzy zbieranych na cele partyjne ginęła. Nadużywano broni do celów osobistych. Uprawiano w formach jawnych i ukrytych terror ekonomiczny. Doszło do tego, że organizacja łódzka utrzymywała stosunek z bandytami i popierała ich. Wielu wybitnych towarzyszy przeszło do organizacji bandyckich. Nastąpiło tak straszne obniżenie moralne całej organizacji łódzkiej, że odróżnić w organizacji bandytę od niebandyty było nie sposób. Wreszcie doszło do tego, że kilkunastu wybitnych byłych towarzyszy, członków okręgowego i dzielnicowego komitetu, korzystając z podstępem zdobytej broni partyjnej i mieszkania partyjnego, urządziło przed dwoma tygodniami bandycki napad na kasjera kolejowego i zrabowało 22 tys. rubli. Wobec tego, że organizacja łódzka mająca pięć tysięcy członków i 1500 rubli miesięcznego dochodu nie odpowiadała najprostszym wymaganiom moralnym, hołdowała lub tolerowała poglądy i czyny jak najbardziej nam wrogie, a często niskie, postanawiamy całą organizację łódzką z dniem dzisiejszym rozwiązać".
Piłsudski walczył z bandytyzmem i złodziejstwem w szeregach własnej organizacji. Pragnąc osobiście odciąć się od podejrzeń, prowadził niezwykle skromny (wręcz spartański) tryb życia, potwierdzający jego prywatną uczciwość finansową. Zasady te rozciągnięto na czasy II Rzeczypospolitej, kiedy jego niechęć do korzystania z pieniędzy publicznych osiągała czasem niespotykany poziom. Podobnie postępowali jego współpracownicy wywodzący się z Organizacji Bojowej PPS.
Walery Sławek, kończąc urzędowanie jako premier, spakował się do jednej walizki (!), a następnie planował rezygnację z trzypokojowego mieszkania w stolicy, gdyż nie stać go było na czynsz. Aleksander Prystor (również były premier) wraz z żoną mieli skromny mająteczek pod Wilnem, gdzie największym luksusem były dwa konie.
I jeszcze jedna sprawa. Organizacje rewolucyjne w imperium Romanowów były infiltrowane przez carską policję, liczba prowokatorów czy też informatorów była ogromna. Zajmowali najwyższe stanowiska organizacyjne, wystarczy wspomnieć słynnego Azefa czy też popa Gapona. Prowokatorzy i konfidenci działali również w PPS, ale nigdy w najbliższym otoczeniu Piłsudskiego. Przyszły marszałek potrafił dobierać sobie ludzi, z którymi współpracował. I zachował tę umiejętność przez całe życie.
W niepodległej Polsce Piłsudski nie mógł sobie pozwolić na zarzut marnotrawienia publicznych pieniędzy. Po osiedleniu się w Sulejówku marszałek, podróżując po kraju, odmawiał korzystania ze specjalnego wagonu kolejowego (tzw. salonki), zadowalając się biletem drugiej klasy.
Czasami jednak chorobliwa uczciwość Piłsudskiego stwarzała problemy otoczeniu. Tak było przy zdawaniu urzędu Naczelnika Państwa, kiedy Piłsudski oficjalnie przekazywał władzę Narutowiczowi. Uroczystość w Belwederze przebiegała w nerwowej atmosferze,
Marszałek zażądał dodatkowego protokołu, chcąc się rozliczyć z posiadanej w kasie gotówki. Ostatecznie spór załagodzono i dostojnicy poszli na śniadanie.
Piłsudski nie przykładał wagi do zewnętrznych oznak władzy (szczególnie po przewrocie majowym). Na co dzień nosił szarą bluzę wojskowego kroju, bez żadnych odznak. Doprowadzał do rozpaczy swoją ochronę, kategorycznie zakazując przebywania w pobliżu swojej osoby. Jak przystało na doświadczonego rewolucjonistę, ignorował zabiegi ochroniarzy, zdając sobie sprawę z ich nieskuteczności w przypadku determinacji zamachowców. Sam nosił zresztą stale przy sobie rewolwer, w nocy kładł go obok łóżka. Dla mieszkańców stolicy normalną rzeczą był widok marszałka idącego Alejami Ujazdowskimi wyłącznie w towarzystwie adiutanta.
Skromny tryb życia nie stanowił dla Piłsudskiego większego problemu. Osobiście miał niewielkie potrzeby, nie interesował go codzienny jadłospis. Lubił proste posiłki, lista potraw, których nie tolerował, jest wyjątkowo długa (znajdują się na niej m.in.: bigos, kołduny i wszelkie zupy z grochówką na czele!). Właściwie nie używał alkoholu, podobno pijał tylko dobry tokaj w niewielkich ilościach, a jego prawdziwą namiętnością były papierosy i herbata, której wypijał koło dziesięciu szklanek dziennie. Przejawiał również ogromną słabość do wedlowskich herbatników (krakersów również), gardząc bardziej wyrafinowanymi produktami słynnej firmy.
„Jak za najmłodszych lat - wspominała Aleksandra Piłsudska - zawsze lubił różne słodkie leguminy i domowe ciastka. Nasza wieloletnia służąca Adelcia [...] piekła doskonały kruchy placek z masą suszonych śliwek i zapiekaną pianką na wierzchu. Zawsze w domu były też litewskie sucharki zrobione ze specjalnych bułeczek, posypane cukrem i cynamonem [...]. Za kawą nie przepadał. Przy łóżku stał zawsze talerz z owocami i pudełko landrynek".
Po latach pani Piłsudska wspominała niezwykle ciepło pobyt w Sulejówku. Z perspektywy czasu można potwierdzić, że był to chyba ostatni dobry okres w ich małżeństwie. Józef miał czas dla rodziny, co wcześniej się nie zdarzało, początkowo między małżonkami również panowała harmonia, Rodzina żyła razem, ale w rytm potrzeb Komendanta, co żona i córki w pełni akceptowały:
„Dnie nie różniły się wiele od siebie - pisze Aleksandra Piłsudska. - Ja wstawałam wcześnie, bo dzieci budziły się koło ósmej, mąż spał do dziesiątej. O tej godzinie podawałam mu śniadanie do łóżka. Przynosiłam mu także «Kurier Poranny» i «Expres».( Wileńskie "Słowo")
Spał potem jeszcze godzinę, a nieraz i dwie. Po wstaniu szedł do ogrodu i kontrolował stan drzewek - grusz ofiarowanych mu przez legionistów; jabłonki posadzonej przeze mnie na imieniny i najmłodszych lipek, ofiarowanych mi przez mego dobrego znajomego z Suwałk. Obiad jadaliśmy zawsze o godzinie trzeciej. Mąż bardzo nie lubił, gdy służąca spóźniała się z podaniem, ale w drobiazgach codziennego życia nie miał wymagań ani grymasów. Był w ogóle w pożyciu niezwykle prosty i łatwy. Nigdy nie okazywał złego humoru i nigdy nie rzucał złego słowa.
Do obiadu siadaliśmy zawsze wspólnie całą rodziną i wtedy nie lubił obecności obcych osób. Przy stole prowadził zawsze wesołe rozmowy, opowiadał zabawne anegdoty albo epizody historyczne. Sam lubił historię i chciał przyzwyczaić córki do jej studiowania. Bardzo często powtarzał dziewczynkom i znajomym: uczcie się historii, znajomość jej jest bardzo potrzebna w życiu".
Można tylko współczuć p.Aleksandrze - najpierw wiele lat spędzonych w konkubinacie, a po zalegalizowaniu związku zmagania z niedostatkiem. Mąż nie przejawiał ochoty do pomocy w zwykłych domowych sprawach. W Sulejówku nie pomagał jej nawet przy utrzymaniu ogrodu:
„[...] nie przepadał za tym - wspominała Aleksandra Piłsudska - chociaż bardzo lubił kwiaty, jak wszystko co jest związane z przyrodą. Ale chodzić koło kwiatów nie umiał. Jeden tylko raz w czasie naszego pobytu w Sulejówku kopał w ogrodzie przez całe popołudnie. Następnego dnia był tak obolały, że z trudnością mógł się ruszać. Od tego czasu praca w ogrodzie należała wyłącznie do mnie".
Podobno Komendant bardzo lubił siadać na werandzie z książką w ręku i przyglądać się, jak żona pracuje.
W Sulejówku Piłsudski nie zajmował się wyłącznie wypoczynkiem. Intensywnie pracował, pisząc „Rok 1920" i „Wspomnienie o Gabrielu Narutowiczu". Nie lubił jednak własnoręcznie przelewać myśli na papier - w rolę sekretarki wcielała się najczęściej Aleksandra:
„Pracę zaczynaliśmy w jego gabinecie koło jedenastej wieczorem, a kończyliśmy, pracując bez przerwy, do drugiej, trzeciej nad ranem. Przez cały czas mąż chodził po pokoju, paląc papierosa za papierosem, i dyktował płynnie, bez zająknienia, tak że ledwo mogłam nadążyć z pisaniem. Po skończonej pracy piliśmy herbatę. Przez okno wpływał chłodny powiew poranka; gdzieś w akacjach śpiewał słowik. Byliśmy sami wśród śpiącego świata".
Piłsudski dyktował, chodząc, często również, chodząc, rozmawiał z ludźmi. Wydaje się, że była to cecha rodzinna, albowiem młodsi bracia, odwiedzając marszałka, również postępowali w ten sam sposób:
„W saloniku - wspominała Aleksandra - który był większy i po którym stale chodził, były wydeptane ślady na zakrętach. Bardzo zabawnie wyglądało, kiedy on i bracia, Ziunio i Adaś, którzy mieli ten sam zwyczaj, dyskutując ze sobą chodzili po jadalnym pokoju dookoła stołu".
SŁAWOMIR KOPER
Sławomir Koper, „Życie prywatne elit Drugiej Rzeczypospolitej". Wydawnictwo BELLONA, Oficyna Wydawnicza RYTM, Warszawa 2009.
http://www.marhan.pl/index.php/czytelnia-1/51-ludzie/2924-kobiety-jego-ycia-jozef-pisudski-
Lecz po śmierci was będzie gniotła niewidzialna, Aż was, zjadacze chleba – w aniołów przerobi.
Juliusz Słowacki: Testament mój
Aneks. Mąż stanu.
Życie prywatne.
Józef i Aleksandra spotkali się dopiero 10 listopada 1918 roku, po zwolnieniu Komendanta z internowania. Nie widzieli się przez półtora roku - Piłsudski ze zbuntowanego dowódcy polskich oddziałów u boku Austrii i Niemiec przeistoczył się w pierwszego obywatela odrodzonej Polski. Jako Tymczasowy Naczelnik Państwa zamieszkał w Belwederze, ale jego partnerka nie mogła do niego dołączyć. Maria nadal była jego legalną żoną i Piłsudski chciał uniknąć skandalu. Aleksandra przeniosła się do mieszkania przy ulicy Koszykowej, dzięki czemu mogli się częściej widywać. Rzadko jednak odwiedzała Belweder, nie chcąc przyczyniać się do powstawania plotek. Nie udało się jednak uniknąć niezdrowej sensacji. Skomplikowane warunki rodzinne Naczelnika rychło spowodowały niewybredne ataki na łamach prasy. Szczególnie dziennikarze związani z prawicą prześladowali Piłsudskiego i jego partnerkę. Sytuację rozwiązała dopiero śmierć Marii Piłsudskiej 17 sierpnia 1921 roku. Stronnicy marszałka odetchnęli z ulgą, nie ukrywali, że podczas ciężkiej choroby Marii liczyli na jej śmierć. ( )
Prawdziwy skandal wybuchł jednak dopiero po pogrzebie Marii. Zgodnie z jej ostatnim życzeniem uroczystości odbyły się w Wilnie, ale Komendant nie wziął w nich udziału. Mszę żałobną celebrował biskup Władysław Bandurski, a męża reprezentował młodszy brat, Jan Piłsudski. Tego było już za wiele dla opinii publicznej - szczególnie
nie szczędziła krytyki
prasa prawicowa. Zachowanie Naczelnika uznano za podłe, niegodne mężczyzny i polityka. Możemy przypuszczać, że największy żal miał do Piłsudskiego Roman Dmowski - przed laty konkurent do względów Marii. Piłsudski odebrał mu ukochaną kobietę ( )
Po latach można jednak lepiej zrozumieć motywy postępowania Piłsudskiego. Zamierzał niezwłocznie poślubić Aleksandrę i obawiał się, że opozycja natychmiast wypomni mu udział w dwóch uroczystościach: pogrzebie pierwszej żony i ślubie z drugą. Miał zapewne nadzieję, że absencja na wileńskim pogrzebie osłabi krytykę i cel swój osiągnął. ( )
Dwa miesiące później Ziuk poślubił Aleksandrę. Skromna uroczystość odbyła się w Belwederze - ślubu udzielił prałat domowy papieża Benedykta XV, ksiądz Marian Tokarzewski. Po dwunastu latach życie prywatne pierwszego obywatela kraju zostało uregulowane, jednocześnie zalegalizowano dwie córki Józefa i Aleksandry, Jadwiga urodziła się 28 lutego 1920 roku.
Pomimo trosk i licznych zajęć związanych z wojną z bolszewikami i odbudową państwa, Piłsudski znajdował czas na rozrywki. Jak wielu mu współczesnych interesował się parapsychologią, m.in. telepatią i kryptoskopią (odczytywaniem zaklejonych listów). Nie mogło oczywiście zabraknąć Komendanta na niezwykle popularnych w tych latach seansach spirytystycznych. Brał udział w pokazach sławnego medium Teofila Modrzejewskiego. 30 sierpnia 1919 roku wyłoniono zjawę drapieżnego ptaka, co poświadczyli tacy niedowiarkowie jak Tadeusz Boy-Żeleński i Stanisław Witkiewicz (prywatnie kuzyn Piłsudskiego). A obaj panowie, znani ze swoich alkoholowych upodobań, byli tego dnia całkowicie trzeźwi.
Innym razem Komendant wziął udział w seansie słynnego jasnowidza - Stefana Ossowieckiego. Piłsudski napisał na kartce kilka słów, włożył ją do koperty, zalakował, odciskając swoją pieczęć. Obecny przy eksperymencie Kazimierz Sosnkowski potwierdził, że koperty nie można otworzyć bez złamania pieczęci. Adiutant przekazał kopertę jasnowidzowi, który, dotykając jej od zewnątrz, napisał na kartce treść listu. Była to znana reguła szachowa, ale napisana błędnie, i okazało się, że to Piłsudski popełnił błąd!
Marszałek wierzył szczerze w telepatię. Uważał, że „do telepatii, jak do innych niewyjaśnionych dotąd przez naukę zjawisk psychicznych, trzeba odnosić się poważnie albo nie zajmować się nimi wcale". Wydaje się, że Komendant utwierdził się w swoich przekonaniach podczas pobytu w Magdeburgu, kiedy w dniu narodzi pierwszej córki usłyszał płacz dziecka.
Sulejówek
Po wyborach prezydenckich Piłsudski złożył urząd Naczelnika Państwa i 13 grudnia 1922 roku rodzina opuściła Belweder. Po okresie chwały (odrodzenie państwa, triumf nad bolszewikami) przyszły trudne dni - zamieszkali w Sulejówku, z trudem utrzymując się z niewielkich dochodów marszałka. Komendant zrezygnował z przysługującego mu uposażenia (przekazywał je na cele dobroczynne) - rodzina żyła z jego tantiem literackich oraz dochodów z odczytów i wykładów. Nie były to duże sumy i Aleksandra z trudem utrzymywała dom. Felicjan Sławoj Składkowski (przyszły premier), odwiedziwszy Sulejówek, nie ukrywał smutku:
„Wyznaję, że zaproszenie Komendantowej [na kolację - S.K.] przyjąłem z ciężkim sercem. Wiadomo było między nami, że na skutek nieprzyjmowania przez pana Marszałka należnych mu poborów w Sulejówku «nie przelewało się». W stołowym pokoju siedziały już przy stole dwie córeczki państwa Piłsudskich, Wandzia i Jagódka. Pani Marszałkowa bardzo gościnnie zapraszała do jedzenia. Serce ściskało się, gdy widziałem, w jakich warunkach musi żyć Komendant i jego rodzina".
Chorobliwa uczciwość Komendanta miała swoje źródło jeszcze w okresie konspiracyjnym. Organizacja Bojowa PPS dokonywała wielu napadów, których celem było zdobycie gotówki. Rychło pojawili się naśladowcy, zwykli kryminaliści, którzy działali pod pozorem walki z caratem, nie brakowało również renegatów z szeregów własnej partii. Natura ludzka jest ułomna i niejednego skusiły łatwe i duże pieniądze.Niestety, dla ludzi o słabszych charakterach akcje ekspropriacyjne stanowiły czasami zbyt dużą pokusę działania wbrew obowiązującemu prawu, napadów z bronią. Każda wojna czy rewolucja owocowała gwałtownym wzrostem bandytyzmu, jednak wydarzenia z lat 1904-1907 całkowicie wymknęły się spod kontroli.
Podczas napadów wypłacano bojownikom gotówkę ze zdobytych pieniędzy, a wypłatę uzależniano od powodzenia przedsięwzięcia. To demoralizowało, a szeregi rewolucjonistów zasilali również zwyczajni kryminaliści, zwabieni okazją łatwego zarobku. Niebawem pojawiły się nowe „partie rewolucyjne" dokonujące operacji na własną rękę. Zakładali je działacze wydaleni z dotychczasowych organizacji, czasami wspólnie z pospolitymi przestępcami (np. Partia Niebarłożnych). Mnożyły się napady na dwory, plebanie, rezydencje przemysłowców, rabowano sklepy, ze szczególnym uwzględnieniem monopolowych. Niektórzy „działacze" zainteresowani wyłącznie rozbojem przechodzili od partii do partii, kończąc ostatecznie na szubienicy. Osobnik o nazwisku Lis, usunięty za kradzieże z PPS, wstąpił do SDKP, a na koniec rabował na własną rękę. Ostatecznie kilkudziesięciu policjantów osaczyło go w jakiejś kuźni koło wioski Sławinki. Nie mogąc sobie dać z nim rady, wezwano na pomoc wojsko, a kiedy Lis (samotnie!) odparł atak kompanii piechoty, przybyła artyleria. Po zniszczeniu kuźni pociskami armatnimi okazało się, że bandyta popełnił tam samobójstwo.
Skandaliczne rzeczy działy się również w PPS-Frakcji Rewolucyjnej. Oto fragmenty odezwy z 1907 roku, która rozwiązywała łódzką organizację tej partii:
„Popełniano nadużycia moralne i pieniężne dochodzące do tysięcy rubli. Połowa pieniędzy zbieranych na cele partyjne ginęła. Nadużywano broni do celów osobistych. Uprawiano w formach jawnych i ukrytych terror ekonomiczny. Doszło do tego, że organizacja łódzka utrzymywała stosunek z bandytami i popierała ich. Wielu wybitnych towarzyszy przeszło do organizacji bandyckich. Nastąpiło tak straszne obniżenie moralne całej organizacji łódzkiej, że odróżnić w organizacji bandytę od niebandyty było nie sposób. Wreszcie doszło do tego, że kilkunastu wybitnych byłych towarzyszy, członków okręgowego i dzielnicowego komitetu, korzystając z podstępem zdobytej broni partyjnej i mieszkania partyjnego, urządziło przed dwoma tygodniami bandycki napad na kasjera kolejowego i zrabowało 22 tys. rubli. Wobec tego, że organizacja łódzka mająca pięć tysięcy członków i 1500 rubli miesięcznego dochodu nie odpowiadała najprostszym wymaganiom moralnym, hołdowała lub tolerowała poglądy i czyny jak najbardziej nam wrogie, a często niskie, postanawiamy całą organizację łódzką z dniem dzisiejszym rozwiązać".
Piłsudski walczył z bandytyzmem i złodziejstwem w szeregach własnej organizacji. Pragnąc osobiście odciąć się od podejrzeń, prowadził niezwykle skromny (wręcz spartański) tryb życia, potwierdzający jego prywatną uczciwość finansową. Zasady te rozciągnięto na czasy II Rzeczypospolitej, kiedy jego niechęć do korzystania z pieniędzy publicznych osiągała czasem niespotykany poziom. Podobnie postępowali jego współpracownicy wywodzący się z Organizacji Bojowej PPS.
Walery Sławek, kończąc urzędowanie jako premier, spakował się do jednej walizki (!), a następnie planował rezygnację z trzypokojowego mieszkania w stolicy, gdyż nie stać go było na czynsz. Aleksander Prystor (również były premier) wraz z żoną mieli skromny mająteczek pod Wilnem, gdzie największym luksusem były dwa konie.
I jeszcze jedna sprawa. Organizacje rewolucyjne w imperium Romanowów były infiltrowane przez carską policję, liczba prowokatorów czy też informatorów była ogromna. Zajmowali najwyższe stanowiska organizacyjne, wystarczy wspomnieć słynnego Azefa czy też popa Gapona. Prowokatorzy i konfidenci działali również w PPS, ale nigdy w najbliższym otoczeniu Piłsudskiego. Przyszły marszałek potrafił dobierać sobie ludzi, z którymi współpracował. I zachował tę umiejętność przez całe życie.
W niepodległej Polsce Piłsudski nie mógł sobie pozwolić na zarzut marnotrawienia publicznych pieniędzy. Po osiedleniu się w Sulejówku marszałek, podróżując po kraju, odmawiał korzystania ze specjalnego wagonu kolejowego (tzw. salonki), zadowalając się biletem drugiej klasy.
Czasami jednak chorobliwa uczciwość Piłsudskiego stwarzała problemy otoczeniu. Tak było przy zdawaniu urzędu Naczelnika Państwa, kiedy Piłsudski oficjalnie przekazywał władzę Narutowiczowi. Uroczystość w Belwederze przebiegała w nerwowej atmosferze,
Marszałek zażądał dodatkowego protokołu, chcąc się rozliczyć z posiadanej w kasie gotówki. Ostatecznie spór załagodzono i dostojnicy poszli na śniadanie.
Piłsudski nie przykładał wagi do zewnętrznych oznak władzy (szczególnie po przewrocie majowym). Na co dzień nosił szarą bluzę wojskowego kroju, bez żadnych odznak. Doprowadzał do rozpaczy swoją ochronę, kategorycznie zakazując przebywania w pobliżu swojej osoby. Jak przystało na doświadczonego rewolucjonistę, ignorował zabiegi ochroniarzy, zdając sobie sprawę z ich nieskuteczności w przypadku determinacji zamachowców. Sam nosił zresztą stale przy sobie rewolwer, w nocy kładł go obok łóżka. Dla mieszkańców stolicy normalną rzeczą był widok marszałka idącego Alejami Ujazdowskimi wyłącznie w towarzystwie adiutanta.
Skromny tryb życia nie stanowił dla Piłsudskiego większego problemu. Osobiście miał niewielkie potrzeby, nie interesował go codzienny jadłospis. Lubił proste posiłki, lista potraw, których nie tolerował, jest wyjątkowo długa (znajdują się na niej m.in.: bigos, kołduny i wszelkie zupy z grochówką na czele!). Właściwie nie używał alkoholu, podobno pijał tylko dobry tokaj w niewielkich ilościach, a jego prawdziwą namiętnością były papierosy i herbata, której wypijał koło dziesięciu szklanek dziennie. Przejawiał również ogromną słabość do wedlowskich herbatników (krakersów również), gardząc bardziej wyrafinowanymi produktami słynnej firmy.
„Jak za najmłodszych lat - wspominała Aleksandra Piłsudska - zawsze lubił różne słodkie leguminy i domowe ciastka. Nasza wieloletnia służąca Adelcia [...] piekła doskonały kruchy placek z masą suszonych śliwek i zapiekaną pianką na wierzchu. Zawsze w domu były też litewskie sucharki zrobione ze specjalnych bułeczek, posypane cukrem i cynamonem [...]. Za kawą nie przepadał. Przy łóżku stał zawsze talerz z owocami i pudełko landrynek".
Po latach pani Piłsudska wspominała niezwykle ciepło pobyt w Sulejówku. Z perspektywy czasu można potwierdzić, że był to chyba ostatni dobry okres w ich małżeństwie. Józef miał czas dla rodziny, co wcześniej się nie zdarzało, początkowo między małżonkami również panowała harmonia, Rodzina żyła razem, ale w rytm potrzeb Komendanta, co żona i córki w pełni akceptowały:
„Dnie nie różniły się wiele od siebie - pisze Aleksandra Piłsudska. - Ja wstawałam wcześnie, bo dzieci budziły się koło ósmej, mąż spał do dziesiątej. O tej godzinie podawałam mu śniadanie do łóżka. Przynosiłam mu także «Kurier Poranny» i «Expres».( Wileńskie "Słowo")
Spał potem jeszcze godzinę, a nieraz i dwie. Po wstaniu szedł do ogrodu i kontrolował stan drzewek - grusz ofiarowanych mu przez legionistów; jabłonki posadzonej przeze mnie na imieniny i najmłodszych lipek, ofiarowanych mi przez mego dobrego znajomego z Suwałk. Obiad jadaliśmy zawsze o godzinie trzeciej. Mąż bardzo nie lubił, gdy służąca spóźniała się z podaniem, ale w drobiazgach codziennego życia nie miał wymagań ani grymasów. Był w ogóle w pożyciu niezwykle prosty i łatwy. Nigdy nie okazywał złego humoru i nigdy nie rzucał złego słowa.
Do obiadu siadaliśmy zawsze wspólnie całą rodziną i wtedy nie lubił obecności obcych osób. Przy stole prowadził zawsze wesołe rozmowy, opowiadał zabawne anegdoty albo epizody historyczne. Sam lubił historię i chciał przyzwyczaić córki do jej studiowania. Bardzo często powtarzał dziewczynkom i znajomym: uczcie się historii, znajomość jej jest bardzo potrzebna w życiu".
Można tylko współczuć p.Aleksandrze - najpierw wiele lat spędzonych w konkubinacie, a po zalegalizowaniu związku zmagania z niedostatkiem. Mąż nie przejawiał ochoty do pomocy w zwykłych domowych sprawach. W Sulejówku nie pomagał jej nawet przy utrzymaniu ogrodu:
„[...] nie przepadał za tym - wspominała Aleksandra Piłsudska - chociaż bardzo lubił kwiaty, jak wszystko co jest związane z przyrodą. Ale chodzić koło kwiatów nie umiał. Jeden tylko raz w czasie naszego pobytu w Sulejówku kopał w ogrodzie przez całe popołudnie. Następnego dnia był tak obolały, że z trudnością mógł się ruszać. Od tego czasu praca w ogrodzie należała wyłącznie do mnie".
Podobno Komendant bardzo lubił siadać na werandzie z książką w ręku i przyglądać się, jak żona pracuje.
W Sulejówku Piłsudski nie zajmował się wyłącznie wypoczynkiem. Intensywnie pracował, pisząc „Rok 1920" i „Wspomnienie o Gabrielu Narutowiczu". Nie lubił jednak własnoręcznie przelewać myśli na papier - w rolę sekretarki wcielała się najczęściej Aleksandra:
„Pracę zaczynaliśmy w jego gabinecie koło jedenastej wieczorem, a kończyliśmy, pracując bez przerwy, do drugiej, trzeciej nad ranem. Przez cały czas mąż chodził po pokoju, paląc papierosa za papierosem, i dyktował płynnie, bez zająknienia, tak że ledwo mogłam nadążyć z pisaniem. Po skończonej pracy piliśmy herbatę. Przez okno wpływał chłodny powiew poranka; gdzieś w akacjach śpiewał słowik. Byliśmy sami wśród śpiącego świata".
Piłsudski dyktował, chodząc, często również, chodząc, rozmawiał z ludźmi. Wydaje się, że była to cecha rodzinna, albowiem młodsi bracia, odwiedzając marszałka, również postępowali w ten sam sposób:
„W saloniku - wspominała Aleksandra - który był większy i po którym stale chodził, były wydeptane ślady na zakrętach. Bardzo zabawnie wyglądało, kiedy on i bracia, Ziunio i Adaś, którzy mieli ten sam zwyczaj, dyskutując ze sobą chodzili po jadalnym pokoju dookoła stołu".
SŁAWOMIR KOPER
Sławomir Koper, „Życie prywatne elit Drugiej Rzeczypospolitej". Wydawnictwo BELLONA, Oficyna Wydawnicza RYTM, Warszawa 2009.
http://www.marhan.pl/index.php/czytelnia-1/51-ludzie/2924-kobiety-jego-ycia-jozef-pisudski-
Subskrybuj:
Posty (Atom)