Jarek nie ma wyjścia.
Nie może bez końca robienia czegoś, co - jak doskonale wie - robić powinien, unikać tylko dlatego, że o zrobienie tego już oskarżyły go media.
Fatalne w skutkach mizdrzenie się w kampanii prezydenckiej do nieistniejącego lub marginalnego w Polsce (bo moim zdaniem od dawna nie biorącego udziału w wyborach lub popierającego PIS) elektoratu "środka, umiaru i wyciszenia", Jarek zaaprobował zgodnie z regułami demokracji.
"Taką strategię kampanii, czyli wyraźnego odróżnienia się, dyskusji i polemiki z Komorowskim i PO na temat realnych problemów Polski konsekwentnie popierało niestety tylko trzech ludzi PiS: Jarosław Kaczyński, Zbigniew Ziobro i ja. Przewaga zwolenników strategii "na miłość" i wyciszenia takich pól polemiki jak Smoleńsk, powódź, (czy uzurpacje p.o. prezydenta Komorowskiego) była w sztabie tak miażdżąca, że zdano się w tym względzie na większość."
A tymczasem po fiasku tej strategii jej zwolennicy zaatakowali Jarka, że wyciągając konsekwencje z porażki, zachowuje się jak feudalny satrapa. Na razie najwięcej trzaska dziobem Marcinkiewicz II, ale jest tylko kwestią czasu, kiedy pozostali, pochowani po kątach salonów "hipPISi" dadzą głos.
Jarek nie może tracić czasu na dyskutowanie z propagandą. Czy to w formie werbalnej, czy poprzez uporczywe unikanie działań i zachowań, którym ta propaganda nadaje negatywne konotacje.
Oczywiście, sam fakt istnienia Jarosława Kaczyńskiego i PISu jest dla tej propagandy obelgą i wyzwaniem, ale trzeba robić również to, od czego ta propaganda stara się Jarka odwieść, uprzedzająco go o to oskarżając.
Zamordyzm?
Tak Jarka postrzega, dzięki wieloletniej propagandzie, bardzo wielu wyborców. Powiem więcej, tak chciałaby go postrzegać również znaczna część tych jego zwolenników, którzy zdają sobie sprawę z tego, że on zamordystą nie jest.
A tymczasem do przecinania wielu montaży, choćby z udziałem dużo cwańszych, niż się niektórym wydaje, śląskich politruków, byłoby to jak znalazł. Jestem również przekonany, że Jarek jako demonstrujący swoją bezwzględność twardziel zyskałby szacunek nawet u niektórych ze swoich oponentów.
Pamiętajmy, że naprzeciwko niego stoi upozowany na kiziora, choć w gruncie rzeczy galaretowaty Tusk.
Moim zdaniem, kreująca Kaczyńskiego na dyktatora propaganda nie dlatego osiąga takie sukcesy, że ludzie w dyktatorskie metody sprawowania władzy przez Jarka naprawdę wierzą. Wystarczy przyjrzeć się obelgom i wyzwiskom, jakie płyną pod jego adresem. Tak nie reagują ludzie obawiający się kogoś. Tak przemawia pogarda.
Ta propaganda jest skuteczna przede wszystkim dlatego, że ludzie widzą, iż Jarek żadnym dyktatorem nie jest, a są skłonni uwierzyć, że miałby na to ochotę. Zderzenie tych dwóch ocen rodzi nienawistne szyderstwo i pogardę.
Jęki pod adresem "złych mediów", bezustanne tłumaczenie się ze wszystkiego i udowadnianie, że jest się grzecznym demokratą, prowadzą donikąd.
Trzeba spróbować przekonać wszystkich, że naprawdę jest się kimś bezwzględnym.
Ludzie, którzy Jarkiem pogardzają, zamordystów szanują i podziwiają. Niektórzy z nich mogą się zacząć zastanawiać, czy ci "twardziele", na których stawiali do tej pory, są tego warci.
Niektórzy z tych, co wybory omijają od lat szerokim łukiem, mogą się zacząć zastanawiać, czy przypadkiem nie pojawił się wreszcie ktoś, kto da sobie z polskim gnojem radę. Gnojem, który widzą, ale który bezradnie akceptują, nie dostrzegając w polskiej polityce nikogo na tyle twardego i bezwzględnego, żeby się z nim uporać.
Taki kurs, jeśli się Jarek na niego zdecyduje, będzie wymagał kilku spektakularnych decyzji.
Po pierwsze, nie reagować na prowokacje śląskiego politruka. Co najwyżej oddelegować "na niego" Kurskiego. Będzie to przy okazji niezły test na rzeczywistą odrębność brata Jacka od brata Jarosława.
Po drugie, wyciągnąć wreszcie konsekwencje z wyniku wyborów. Zostały przegrane, więc sztab wyborczy, który je w taki, a nie inny sposób prowadził, musi za to zapłacić. W przeciwnym razie Jarek ryzykuje (co się już zresztą dzieje) ataki ze strony tego sztabu, że wszystko jest jego winą.
Jakie konsekwencje? Nie wolno wysuwać kandydatury Poncyljusza czy Kluzik-Rostkowskiej na stanowisko prezydenta Warszawy. I uzasadnić to właśnie wynikami prowadzonego przez nich sztabu wyborczego. Najpewniej by przegrali, ale po zachowaniu ich rzecznika euroosła (bezpiecznie, bo spoza PIS plującego) widać wyraźnie, że nawet przejście do drugiej tury zostanie przez nich, przy wsparciu mediów, wykorzystane do rozbijania PISu.
Po trzecie, jeśli to jeszcze się nie dokonało, zapomnieć o ponownym przyjmowaniu do PIS Polski Plus i innych, "obrotowych" polityków. Raczej rozejrzeć się wśród tych, którzy do PIS zapisali się po 10 kwietnia.
Po piąte, zapomnieć o taktyce gry na wielu fortepianach, jeśli tak wiele z nich tylko fałszuje, a niektóre próbują podgrywać swoje melodyjki.
Po szóste, trzymać się priorytetów. Każdy, kto usiłuje przeszkadzać Jarkowi w walce o warunkującą suwerenność i niepodległość Polski prawdę o katastrofie pod Smoleńskiem, powinien po prostu natychmiast dostać kopa w dupę.
Po siódme, olewać "komentatorów" i "doradców". Ja wiem, że wyłażące z pozujących jeszcze parę tygodni temu na obiektywnych szujstwo i lokajstwo boli. Ale ta droga, jaką trzeba będzie przejść jest bardzo długa, a jeden czy drugi "bąk ziemkiewicza" to z jej perspektywy nic nie znaczący incydent.
***************
http://impertynator.blogspot.com/
Po ósme wreszcie, zająć się samorządami. To tam pojawią się ci, którzy zaświadczywszy swoją, kilkuletnią działalnością, będą kiedyś mogli przejąć PIS i ocalić go przed desantem z salonów warszawki i krakówka. Ale tego trzeba dopilnować.