WPŁATY POLSKI do EU 2014 :
17 mld 700 mln 683 tys. zł.
1 mld 492 mln / mies
sobota, 30 października 2010
++ K+A+T+Y+Ń ++ Prezydenta RP
Wypowiedź Lidii spod Krzyża, która zawiera odpowiedzi na wiele pytańwobroniekrzyza | 30 Października 2010 |
Od 2 tygodni choruję i chyba dopiero teraz doceniam tamte noce i dnie spędzone na modlitwie pod Krzyżem. Po pierwsze widzę, że samemu naprawdę ciężko zmobilizować się do "porządnej" modlitwy, choćby do tego, by skutecznie odgonić rozproszenia, skupić myśli, które uciekają w różne strony... Momo uciążliwości jaką niesie choroba, siedzenie w ciepłym mieszkaniu (nawet przebywanie w łóżku), w atmosferze względnego bezpieczeństwa i wygodzie, bardzo osłabia wolę. Tego doświadczam i czekam już z utęsknieniem kiedy będę mogła na nowo stanąc w szeregach dzielnych "obrońców" z różańcem w ręku. Słuchając audycji w RM, w której kilka osób wspominało swoje "początki" oraz motywy przychodzenia pod krzyż, zaczęłam zastanawiać się jak to było w moim przypadku. Pamiętam - zwłaszcza na początku swój lęk. Bałam się i było mi bardzo wstyd z tego powodu. Bałam się widząc że ani ja ani żadna z tych osób, które tu stoją nie mają żadnej oschrony ani ze strony policji, ani służb miejskich, ani w razie czego - ze strony prokuratury... Kiedy wspomnę "typy', które kręciły się między modlącymi, do dziś czuję ciarki po plecach: wygląd zewnętrzn, postawy oraz zachowanie tych ludzi przypominał mi ponure czasy bezprawia ZOMO w PRL-u. Nie raz, kiedy wracałam do domu po modlitwie - jeszcze na przełomie lipca i sierpnia, jakiś "cień" odprowadzał mnie prawie pod drzwi, idąc w "bezpiecznej odległości", od czasu do czasu robiąc zdjęcia, kiedy zaś się odwracałam, udawał, że idzie w zupełmie inną stronę. Innym razem słyszałam pogróżki z ust samych mundurowych - tak, z ust umundurowanych żołnierzy pilnujących pałacu, którzy syczeli na mnie, gdy układałam przyniesione przez ludzi kwiaty... Bałam się także band satanistów. Nie mówię tu o młodzieży, która kręcila się przy nas sama nie wiedząc po co, a próbując nas przestraszyć swoim strojem, makijażem lub przekleństwami. myślę - i pamiętam zorganizowane grupy ludzi w różnym wieku, wcale nie najmłodszych, świadomie zorganizowanych w grupy wyznawców szatana. Karki, ramiona mieli wytatuowane pentagramami i swastykami, nosili koszulki z wizerunkami płonących trupich czaszek, nosy, uszy i wargi mieli zaś podziurawione i przetkane emblematami szatana. Grupy te przynosiły czarno-biały sztandar - parodiujący sztandary niesione w procesji kościelnej, na którym przedstawiony był szatan depcący głowę Archanioła Michała. I te ich okrzyki - równe, tubalne, straszne, profanujące wszystkie świętości wiary katolickiej - od okrzyków: "Kaczyński na krzyż", przez "Precz z krzyżem", po "krzyż do d..., spieprzaj z krzyżem" i inne tak niewybredne i bluźniercze, że włosy jeżyły się na głowie, czego ci ludzie się nie boją... W czasie wakacyjnych upałów, pod krzyżem gromadziły się tłumy tych ludzi tak, by było ich co najmniej 2 razy więcej, niż nas. Fakt, że oprócz alkoholu, musieli oni brać jeszcze coś, był niezaprzeczalny, nikt bowiem nie byłby w stanie wytrzymać non-stop całą noc utrzymując taką jasność umysłu, podniesiony nastrój i inteligeny dobór argumentów. A tym właśnie charakteryzowali się nasi przeciwnicy, którym naprawdę trudno było dotrzymać kroku w rozmowie. Prócz tego charakteryzowali się nieustępliwą napastliwością i zupełnym brakiem kultury. Bez żenady, przepychając się niegrzecznie, rozrywali krąg modlitewny, wyzywając pierwszą napotkaną osobę na burzliwą dyskusję, w której ze wszystkich sił starali się jej udowodnić jej niższość i zupełną głupotę.
Ale nie samo to było źródłem mojego lęku. bałam się konsekwencji - subtelnych, cichych, które zastaną mnie nieprzygotowaną i najbardziej newralgicznym momencie uderzą z taką siła, że mnie powalą zupełnie. Praca, rodzina, przyjaciele... Cóż, jeśli tak postąpili z prezydentem to czego mogę spodziewać się ja - zwykły zjadacz chleba, za którym nikt się nie wstawi...? A przecież żyć trzeba.
Wiele czasu zajęło mi zmaganie się z tym lękiem. Przyznam, że kiedy kladłam pod krzyżem wykaligrafowane słowa ks. Popiełuszki:
"Zasadniczą sprawą przy wyzwoleniu człowieka i narodu jest przezwyciężenie lęku. Lęk rodzi się z zagrożenia. Lękamy się, że grozi nam cierpienie, utrata jakiegoś dobra, utrata wolności, zdrowia czy stanowiska. I wtedy działamy wbrew sumieniu, które jest miernikiem prawdy. Jeżeli prawda będzie dla nas wartością, dla której warto cierpieć, warto ponosić ryzyko, to wtedy przezwyciężymy lęk, który jest bezpośrednią przyczyną naszego zniewolenia"
- to lzy ciekły mi po policzkach, widząc, jak bardzo w pierwszym rzędzie do mnie samej... Pamiętam, jak rozmawiałam z przyjaciółmi i pytałam ich, czy to jest uczciwe, że ja się boję, że nie idę "na całego," ale ostrożnie, unikając konfrontacji, ujawniania się, narażania siebie... Czy jest to uczciwe wobec Polski, wobec tego, co się stało 10 kwietnia, o co trzeba się teraz upomnieć i walczyc. No i co będzie potem, kiedy sytuacja się zaostrzy, a mi wówczas zabraknie sił, odwagi i konsekwencji? Gryzłam się tym dylematem i czułam się wewnętrznie bardzo mizernie. Ale postanowiłam sobie, że choć jestem wewnętrznym tchórzem (nogi nieraz pod krzyżem dośłownie dygotały mi ze strachu), to jedno mogę zrobić - upracie tu wracać. Jeśli nie stać mnie na to, by bić się z otwartą przyłbicą, to przynajmniej bedę walczyć robiąc co do mnie należy z konsekwencją i uporem.
Tego wszystkiego jednak (a dokładnie tego minimum) nie dokonałabym bez łaski, jakie niosła ze sobą wspólna modlitwa pod krzyżem. I pod tym względem moje ostatnie lata życia moge podzielic na okres przed katastrofy i po katastrofie. W miarę upływu czasu, od kiedy dane mi jest modlić się pod krzyżem, widzę, że ta modlitwa pojawiła się - jak by to powiedzieć - w ostatniej chwili dla mojego osobistego nawrócenia. Właściwie zdałam sobie z tego sprawę klęcząc pewnej nocy wraz z dwiema kobietami przy płonących zniczach ustawionych przed krzyżem. "Zasadniczą sprawą przy wyzwoleniu człowieka i narodu jest przezwyciężenie lęku. Lęk rodzi się z zagrożenia. Lękamy się, że grozi nam cierpienie, utrata jakiegoś dobra, utrata wolności, zdrowia czy stanowiska. I wtedy działamy wbrew sumieniu, które jest miernikiem prawdy. Jeżeli prawda będzie dla nas wartością, dla której warto cierpieć, warto ponosić ryzyko, to wtedy przezwyciężymy lęk, który jest bezpośrednią przyczyną naszego zniewolenia"
- to lzy ciekły mi po policzkach, widząc, jak bardzo w pierwszym rzędzie do mnie samej... Pamiętam, jak rozmawiałam z przyjaciółmi i pytałam ich, czy to jest uczciwe, że ja się boję, że nie idę "na całego," ale ostrożnie, unikając konfrontacji, ujawniania się, narażania siebie... Czy jest to uczciwe wobec Polski, wobec tego, co się stało 10 kwietnia, o co trzeba się teraz upomnieć i walczyc. No i co będzie potem, kiedy sytuacja się zaostrzy, a mi wówczas zabraknie sił, odwagi i konsekwencji? Gryzłam się tym dylematem i czułam się wewnętrznie bardzo mizernie. Ale postanowiłam sobie, że choć jestem wewnętrznym tchórzem (nogi nieraz pod krzyżem dośłownie dygotały mi ze strachu), to jedno mogę zrobić - upracie tu wracać. Jeśli nie stać mnie na to, by bić się z otwartą przyłbicą, to przynajmniej bedę walczyć robiąc co do mnie należy z konsekwencją i uporem.
Było to chyba w lipcu. Przeciw nam było co najmniej 100 przeciwników zorganizowanych w satanistyczne hordy. Byli tak rozgorzali, źli i agresywni, że w każdej chwili gotowi skoczyć nam do oczu i dosłownie rozszarpać na kawałki. Jednocześnie, nasza jedyna broń - modlitwa, najbardziej ich drażniła i złościła. Od czasu do czasu spoglądałam na twarz mojej towarzyszki i widząc łzy w jej oczach, szeptałam do niej gorączkowo: "niech pani nie płacze - módlmy się!". I modliłyśmy się do rana, ani razu nie wstając z kolan.
Tej nocy doświadzyłam dwóch rzeczy; pierwsze było moje odkrycie, że ja, wychowana w Kościele, należąca do pokolenia JP2, nie pamiętam tajemnic światła różańca świętego! A więc jest to alarm do mojego nawrócenia, ostatni moment by zacząć naprawdę się modlić, by obudzić się - jak to pięknie ktoś napisać na transparencie "Obudź się, Polsko!". Drugie doświadczenie wyniknęło z sytuacji, w jakiej znalazłam się wraz z moimi dwiema towarzyszkami. Im trudniejsza wydawała się sytuacja, im groźniejsze stawały się ataki prowokatorów, tym bardziej widziałyśmy, że jedynym ratunkiem jest modlitwa, Bóg! I to doświadczenie stało się dla mnie osobiście szansą wewnętrznej odnowy, ponownego odkrycia, nie tylko konieczności zwrócenia sie do Boga, ale także doświadczenia, że na Niego można niezawodnie liczyć. Potrzebne było mi to doświadczenie, właściwie od tego momentu zaczęłam doświadczać skuteczności wołania do Boga i cudów, które On w swej dobroci szczodrze mnie zasypywał. Patrząc na roziskrzone oczy, zaciśnięte pięści i pałające agresją twarze, widziałam ze zdumieniem, że dopóki nie przestaję odmawiać różańca, nie czuję lęku. Mimo, iż ludzie ci byli może metr, półtora metra ode mnie, modlitwa tworzyła jakby niewidzialny mur, za którym czułam się bezpiecznie, ba, nawet mogłam się uśmiechnąć, jak dziecko na rękach ojca, które przygląda się lwom igrającym za kratkami. Każdy trud związany z przyjściem pod duchowy krzyż, zniesieniem zimna przez te 30 minut, wytrzymaniem prowokacji krzykaczy jest dla mnie potrzebnym warunkiem do tego, by moja modlitwa była autentyczna, płynęła z potrzeby serca, by to serce odczuło potrzebę także dotkliwie na sobie.
Na koniec jeszcze jedna refleksja - jeszcze parę dni temu rozmawiałam z moja serdeczną przyjaciółką o smutnych wydarzeniach jakie ostatnio dotykają, wręcz targają Polską. Dramatyczne informacje o śp. Prezydencie, który - jak donosi Gazeta Polska, leżał kilkanaście godzin po katastrofie odarty z ubrania na błocie, zamach i zabójstwo członka PIS-u w Łodzi, wyprzedaż dóbr kraju... - wszystkie te wydarzenia są tak trudne i bolesne, że człowiek nie jest w stanie tego ciężaru unieść. Rozważając to wszystko doszłyśmy do wniosku, że tylko wiara może być dostatecznym gruntem dla przyjęcia prawdy, również tej najgorszej prawdy o tym, co dzieje się w Polsce i z Polską. Istotnie, gdyby nie wspólny różaniec, podczas którego można oddać Bogu cały ten ciężar, a jednocześnie, który jest jedyną formą naszego sprzeciwu, walki, niezgody na tę rzeczywistość - jestem w stanie utrzymać równowagę ducha. Czemu wspominam przy tej refleksji przyjaciółkę...? Bo w czwartek odeszła do Domu Ojca, uznałam więc, że warto upamiętnić jej ostatnie słowa, tak aktualne, wypowiedziane jeszcze tu, na Ziemi...
***
"List z Polski" - dokumentalny film o Smoleńsku - polskie napisy.
Uroczysty Apel Pamięci 9 listopada 2007 roku, plac marszałka Józefa Piłsudskiego w Warszawie
pokaż wg stopnia
nazwisko i imię
syn
urodz.
miejsce śmierci
awans. pośm.
ppłk Radomyski AdamFloriana1893Charkówpłk
ppłk Radziejowski BronisławAugustyna1887Katyńpłk
ppłk Rastawiecki ModestModesta1896Katyńpłk
ppłk Rodkiewicz BolesławStanisława1889Twerpłk
ppłk Romański WillibaldBenona1883Charkówpłk
ppłk Rosnowski MichałMichała1897Katyńpłk
ppłk Rychalski StefanWładysława1891Katyńpłk
ppłk Rymaszewski WładysławAntoniego1891Charkówpłk
ppłk Saenger FranciszekTeodora1887Katyńpłk
ppłk Sawczyński WłodzimierzTytusa1892Charkówpłk
ppłk Schuster AlojzyLudwika1890Charkówpłk
ppłk Seruga JózefPiotra1886Katyńpłk
ppłk Sielewicz JulianFranciszka1892Katyńpłk
ppłk Sikorski WalerianLeona1876Charkówpłk
ppłk Sitek StanisławWalentyna1890Twerpłk
ppłk Skoczylas SzymonJózefa1894Charkówpłk
ppłk Skrzydlewski JerzyMichała1896Charkówpłk
ppłk Słowikowski EdwardStanisława1897Charkówpłk
ppłk Sokólski EugeniuszLeonarda1895Charkówpłk
ppłk Staniszewski JerzyWładysława1896Katyńpłk
ppłk Stankiewicz WitoldWłodzimierza1893Charkówpłk
ppłk Stępkowicz WładysławTeofila1893Katyńpłk
ppłk Stępniewski JerzyKazimierza1894Charkówpłk
ppłk Stolarz StefanTomasza1889Katyńpłk
ppłk Strach AndrzejWiktora1895Charkówpłk
ppłk Styrczula StanisławAndrzeja1894Charkówpłk
ppłk Surman MarianSzczepana1896Charkówpłk
ppłk Suryn WładysławWłodzimierza1894Charkówpłk
ppłk Suszyński WitoldKonstantego1889Charkówpłk
ppłk Synoś JózefAndrzeja1893Charkówpłk
ppłk Szczefanowicz ZenonBolesława1888Charkówpłk
ppłk Świątecki JanStanisława1894Charkówpłk
ppłk Świderski KazimierzJana1893Katyńpłk
ppłk Trepto JózefAntoniego1894Charkówpłk
ppłk Undas StanisławJana1894Charkówpłk
ppłk Walicki WitoldAleksandra1883Charkówpłk
ppłk Wanat JózefWojciecha1894Katyńpłk
ppłk Wania EdwardJana1897Katyńpłk
ppłk Warchoł WładysławAlojzego1895Charkówpłk
ppłk Waśkiewicz BolesławAleksandra1880Charkówpłk
ppłk Wąsowski StefanFranciszka1880Katyńpłk
ppłk Wilkowski JanEdwarda1871Charkówpłk
ppłk Wiśniewski ArturAntoniego1889Katyńpłk
ppłk Wöllersdorfer AdolfRudolfa1885Charkówpłk
ppłk Wójcik StanisławJózefa1879Charkówpłk
ppłk Wójcik WojciechJózefa1897Charkówpłk
ppłk Wójtowicz MarianAndrzeja1892Katyńpłk
ppłk Wróblewski JanAdama1884Charkówpłk
ppłk Zaleski AdamStefana1900Charkówpłk
ppłk Zaleski JerzyWładysława1897Charkówpłk
ppłk Zapolski JerzyJoachima1892Katyńpłk
ppłk Zdankiewicz AleksanderMikołaja1879Charkówpłk
ppłk Zenkner JanJana1889Katyńpłk
ppłk Ziembiński KazimierzWojciecha1888Charkówpłk
ppłk Zienkiewicz WładysławMacieja1883Charkówpłk
ppłk Zubrzycki LeonAntoniego1888Katyńpłk
ppłk Żegestowski ZdzisławPiotra1884Katyńpłk
ppłk Żołędziowski RyszardAleksandra1887Charkówpłk
Autor: nissan o 12:43
Subskrybuj:
Posty (Atom)