o * H e r o i z m i e

Isten, a*ldd meg a Magyart
Patron strony

Zniewolenie jest ceną jaką trzeba płacić za nieznajomość prawdy lub za brak odwagi w jej głoszeniu.* * *

Naród dumny ginie od kuli , naród nikczemny ginie od podatków * * *


* "W ciągu całego mego życia widziałem w naszym kraju tylko dwie partie. Partię polską i antypolską, ludzi godnych i ludzi bez sumienia, tych, którzy pragnęli ojczyzny wolnej i niepodległej, i tych, którzy woleli upadlające obce panowanie." - Adam Jerzy książę Czartoryski, w. XIX.


*************************

WPŁATY POLSKI do EU 2014 :
17 mld 700 mln 683 tys. zł.
1 mld 492 mln / mies
40 mln d z i e n n i e

50%
Dlaczego uważasz, że t a c y nie mieliby cię okłamywać?

W III RP trwa noc zakłamania, obłudy i zgody na wszelkie postacie krzywdy, zbrodni i bluźnierstw. Rządzi państwem zwanym III RP rozbójnicza banda złoczyńców tym różniących się od rządców PRL, iż udają katolików

Ks. Stanisław Małkowski

* * * * * * * * *

niedziela, 3 kwietnia 2011

jack rze * ryn sztok Sèvres

Jacek Żakowski przeszukuje śmieci Jarosława Kaczyńskiego

Piątkowe sabaty w opiniotwórczym organie naczelnym Michnika - radiu TokFM, zawsze zgodnie z reżimowym punktem widzenia skupiają się na krytyce opozycji lub klasy politycznej jako całości. Wszelkie zdania krytyczne kierowane bezpośrednio pod adresem rządu Tuska i jego ministrów są natychmiast wyśmiewane przez zgromadzonych w studio znanych i lubianych dziennikarzy. Do najczęstszych bywalców tego programu możemy zaliczyć: Tomasza Lisa, Wiesława Władykę, Tomasza Wołka i prowadzącego Jacka Żakowskiego. Szerokie spectrum poglądów reprezentowane przez cotygodniowych gości musi wzbudzać szacunek i tolerancję, bowiem z jednej strony mamy osoby o ściśle lewicowym światopoglądzie a z drugiej zadeklarowanego, wojującego katolika i ultraprawicowego Tomasz Wołka ;-)

Śmieciowi dziennikarze?

Sabaty organizowane przez Jacka Żakowskiego często sięgały intelektualnego dna. Kierowane do „wykształceńców” obrazovanszcziny delektujących się własną „opozycjonistością” i boskim naznaczeniem „Narodu Wybranego” w świecie zaścianku i nietolerancji ciemnogrodu. Poczucie jedności, słuszność celu, którego osiągnięcie usprawiedliwia częste wykorzystywanie podłych a nawet nikczemnych środków stanowi niepisaną zasadę owego środowiska chętnie nazywającego się wszem i wobec „elitą intelektualną”.

A może to Prima Aprilis?

I ta tzw. „intelektualna elita” sprowokowana „nienawistnym milczeniem” Jarosława Kaczyńskiego przekroczyła w moim przekonaniu wszelkie granice przyzwoitości. Cóż bowiem możemy powiedzieć o ludziach, którzy przeszukują śmiecie wyrzucane przez swojego politycznego oponenta? Czy zużyta prezerwatywa, brudne majtki, dziurawe skarpety a może używana szczoteczka są dla Jacka Żakowskiego ważniejsze od uszanowania prywatności drugiej osoby? Gdzie tolerancja i dobry smak Tomasza Wołka? Czy nie tak Służba Bezpieczeństwa inwigilowała obywateli w PRL?
***************************************************************


Jacek Żakowski: Bardzo Państwu polecam pierwszą stronę najnowszego tygodnika NIE, 1-7 kwietnia, który publikuje wyniki przeszukania w śmieciach Jarosława Kaczyńskiego. Są to...

Tomasz Wołek: W jakich śmieciach?

Jacek Żakowski: Śmieć Jarosław Kaczyński produkuje odpady komunalne tzw. opakowania...

Tomasz Lis: Odcinam się od twojej rekomendacji...

Jacek Żakowski: ...i różne inne rzeczy. A to ciekawe...

Tomasz Lis: I mówię to poważnie.

Jacek Żakowski: ...bo to dobra tradycja amerykańskiego dziennikarstwa...

Tomasz Lis: ...śledczego, pod warunkiem, że mamy uzasadnione podejrzenie o przestępstwie. Na prawicy są tacy dwaj koledzy co się interesują kto do jakiego sracza idzie. Więc nie chciałbym, żebyśmy wylądowali w tych samych okolicach.

Jacek Żakowski: Jeżeli chodzi o sracz to polecam indywidualnie. Natomiast jeżeli chodzi o śmiecie to sporo mówią o człowieku, o którym wiemy niewiele. Państwa zachęcam do lektury, tekścik jest zabawny i trochę wyjaśnia dlaczego nie chce mi się czytać tego utworu diagnostycznego (red. „Raport o stanie Państwa”)...

http://adamichnik.salon24.pl/
Odsłon: 634 (w tym z lubczasopism 9)

@ autor
http://plockaprawica.net/news.php?readmore=3559

WOLNA IRLANDIA PL0149
02.04.2011 15:47


@Wolna Irlandia pl

Nie na darmo Michnik siedział w archiwach pół roku .Najbardziej przerażajace jest to ,że wszystko co było w archiwach bezpieki znajduje się w Moskwie oraz w Berlinie .W kraju ktoś również za smycz pociąga .Obecnie wszystko dzieje się przy otwartej kurtynie -ze strachu zrobią kazde świństwo .W 1991 na bazarze Rosjanin proponował mi kałacha oraz naboi skolko godno .Dzisiaj bardzo żałuję straconej okazji....

DRAAXX580171
02.04.2011 16:54
@Draaxx58
bez obaw w USA też papióry na nich mają Tych debili wszyscy mają w garści u wszystkich są zakladnikami

Bo gdzie Kaczory po raz pierwszy teczkę Bolka jak nie w USA zobaczyli?

WOLNA IRLANDIA PL0149
02.04.2011 17:14
@autor

Niedługo nazwanie kogoś dziennikarzem będzie obelgą...

PANDORRA0526
plockaprawica.net - Prawo i Sprawiedliwość PiS Płock
*****************************************
ANEKS.

Pierwsza nominacja do nagrody Czerwonej Małpy 2011

sobota, 2 kwietnia 2011

była potęga polskiego przemysłu * PZO * PZT W-wa


Aparat centralny przeciwlotniczy PZO-Lev wz.37 

(PZO - Polskie Zakłady Optyczne)
(Lev - skrót  ostatniego słowa w  Optique et Precision de Levallois)





Aparat centralny wz.37. Od lewej kolejno  elektryczne przekaźniki,  właściwy aparat centralny, dalmierz 4 m.

Powstanie sprzętu.

    Aparat centralny przeciwlotniczy PZO-Lev wz.37 stanowił wynik wieloletnich badań i zbierania doświadczeń przez polskich konstruktorów. Jego konstrukcja stała na światowym poziomie, jak zresztą większość polskiego sprzętu optycznego.
            Pierwsze aparaty centralne pojawiły się w Wojsku Polskim już w II połowie lat 20-tych. Warto tu wymienić negatywnie oceniony aparat inż. Dłuskiego z 1927 roku oraz drugi wzór z 1928 roku tego samego konstruktora. Ponieważ prowadzone badania nie dawały odpowiednich rezultatów, co należy zrzucić na małe doświadczenie polskich konstruktorów. W związku z tym grupa inżynierów została wysłana w 1928 roku do Europy Zachodniej i do Stanów Zjednoczonych w celu zapoznania się z dorobkiem tamtejszych producentów. Co ciekawe, szczególnie dużo tego typu konstrukcji powstawało wówczas w USA, na co wskazują ilości składanych wniosków patentowych, w tym zestawów firmy Sperry. Francja starała się nie pozostawać w tyle. Tu wyróżniały się aparaty firmy Optique et Precision de Levallois. Po powrocie zespołu do kraju w końcu 1930 roku MSWojsk przedstawiło nowe wymagania techniczne polskiego systemu kontroli ognia przeciwlotniczego.
       W tym czasie Fabryka Aparatów Optycznych i Precyzyjnych H.Kolberg i Ska popadła w problemy finansowe, które zmusiły głównego akcjonariusza do odsprzedania akcji. Doprowadziło to do wykupienia akcji przez kapitał zagraniczny, czyli Zakłady Krauss, Zakłady Optique et Precision de Levallois, Zakłądy Barbier, Bernard et Turenne. Nazwę spółki zmieniono na Polskie Zakłady Optyczne S.A.
     Przekształcona w ten sposób spółka PZO rozpoczęła prace nad przeciwlotniczym aparatem centralnym. W sposób oczywisty wykorzystano doświadczenia głównego udziałowca, czyli firmy Optique et Precision de Levallois. Prace te doprowadziły do podpisania umowy nr 105/31-32, w której Zakłady Optique et Precision de Levallois zobowiązały się do dostarczenia do 30 czerwca 1932 roku jednego, próbnego egzemplarza aparatu. Miano poddać go testom kwalifikacyjnym. Na potrzeby prób balistykę tego pierwszego modelu dostosowano do dział 75 mm wz.22/24, które znajdowały się w Gdyni w Morskim Dywizjonie Artylerii Przeciwlotniczej.


Przeciwlotniczy aparat wz.37 w użyciu z baterią dział 75 mm wz.36. Po prawej stół przelicznika, za nim  przekaźnik elektryczny i dalmierz. W tle nasłuchownik Goertz.


       Pierwszy aparat przybył z Paryża w styczniu 1933 roku. Pierwsze badania techniczne były pozytywne, gdyż ich skutkiem było wydanie Zarządzenia Nr L2026/Tjn.Org przez I wiceministra spraw wojskowych gen. bryg.T. Kasprzyckiego 22 maja 1933 roku, który nakazał przeprowadzenie prób poligonowych, połączonych z ostrym strzelaniem. Na potrzeby tych prób dostosowano dwie armaty wz.22/24, w których zabudowano przekaźniki. Prace wykonała Zbrojownia Nr 2 w Warszawie.
           Próby poligonowe przeprowadzono w lipcu 1933 roku. Celem ognia plot był rękaw przeciwlotniczy ciągnięty przez samolot. W ramach strzelania wykonano też w dnia 20 grudnia 1933 - 3 luty 1934 roku testy wytrzymałościowe. Aparat francuski pracował łącznie 200 godzin, co odpowiadało dwuletniej eksploatacji. Do 50 h dokonywano przeglądu i odnotowywano wszystkie usterki. Kolejnym etapem była próba transportowa na trasie długości 2000 km na skrzyni samochodu ciężarowego Ursus. Końcowym etapem była próba szczelności w trakcie której polewano aparat intensywnie wodą. Ostatnia próba nie wypadła w pełni pomyślnie, gdyż stwierdzono przecieki w oprawkach latarek oświetlających skalę. Uszczelniono je jednak za pomocą lakieru acetonowego. Wszystkie próby wykonywano w temperaturach do -15o C, tak więc aparat sprawdził się także podczas pracy w niskich temperaturach.    
         Podczas posiedzenia KSUS 1 kwietnia 1935 roku omawiano przyjęcie do uzbrojenia Wojska Polskiego. Na potrzeby debaty w Oddziale I Sztabu Generalnego opracowano referat "Aparaty i przyrządy centralne dla artylerii przeciwlotniczej". Departament Artylerii stworzył natomiast koreferat pt. "Aparat centralny dla artylerii przeciwlotniczej" oraz "Uproszczony przyrząd centralny dla artylerii przeciwlotniczej". Wszystkie trzy referaty wypowiadały się pozytywnie na temat wprowadzenia aparatu francuskiego do służby w WP. Po zapoznaniu się z sugestiami departamentów, gen. bryg. T. Kasprzycki zatwierdził francuski aparat centralny do produkcji dnia 29 kwietnia 1935 roku. Łączna kwota testów i modyfikacji w konstrukcji zamknęła się w sumie 109.317 zł 45 gr. 
         

Żołnierze przy zespole dalmierza 4 m.

Produkcja.

   Przed podjęciem produkcji polecono przebudowę aparatu w zakresie dostosowania go do obsługi baterii armat przeciwlotniczych 75 mm wz. 36, z Zakładów Starachowickich. W ten sposób, w wyniku dokonanych przeróbek aparat francuski przerobiono na polski aparat centralny wz.37. Zmiany konstrukcyjne zostały opatentowane przez PZO S.A. 20 mara 1939 roku (nr 28196), z pierwszeństwem od 24 stycznia 1936 roku.
          Na potrzeby produkcji powstała "Tymczasowe Warunki Techniczne na Przyrządy Centralne systemu Polskie Zakłady Optyczne - Levallois (PZO-Lev) do kierowania artylerii przeciwlotniczej" Nr 510089, które zatwierdzono 18 czerwca 1935 roku. W oparciu o nią w PZO wyprodukowano 11 sztuki aparatów centralnych. Pierwsze 3 sztuki jednak w dużej części powstały z elementów sprowadzonych z Francji, gdzie wykonywano dalmierz i wszystkie części przelicznika. W PZO produkowano natomiast odbiorniki do dział i dokonywano ostatecznego montażu aparatu centralnego. Kolejne z nich miały francuski dalmierz i odlany aluminiowy korpus aparatu właściwego. Do polskich wymagań dostosowano także aparat centralny otrzymany z Francji na potrzeby prób. Produkcja, która odbyła się w Polsce, była produkcją próbną, w oparciu o tymczasową instrukcję i podzespoły francuskie, mająca przygotować produkcję seryjną aparatów.  Miała ona ruszyć na stałe w roku 1940.
           Cena zestawu wynosiła 360.000 zł.

Dalsze prace i zamówienia.

    Ponieważ wojsko było zadowolone z wyniku prac nad zestawem, polecono dalsze prace nad jego udoskonalaniem. PZO rozpoczęło konstrukcje dalmierza o bazie optycznej 5 metrów, który zobowiązały się dostarczyć do 1 marca 1940 roku.
           Poza tym prowadzono prace we współpracy PZO i francuskiego OPL w celu osadzenia zestawu aparatu wz.37 na podwozu czterokołowym, który stanowiłby samodzielną jednostkę transportową. Według niektórych źródeł  Według dokumentów przygotowanie do użycia takiej jednostki odbywało się poprzez zdjęcie pokrowców i osadzenia podwozia na ziemi. Ponadto aparat centralny był ulepszony według dezyderatów francuskiego OPL. Prototyp miał być wykonany we Francji i dostarczony do PZO. Wojna przerwała plany.

W Wojsku Polskim.

    Wojsko Polskie otrzymało łącznie 12 przeciwlotniczych aparatów centralnych wz.37. Jeden zestaw pochodził z Francji  (ten przysłany do testów i przerobiony potem na polskie wymagania), 11 natomiast powstało w PZO. Łącznie 7 zestawów dostarczono do 1 i 2 Morskiego Dywizjonu Artylerii Przeciwlotniczej, zlokalizowanych odpowiednio w Gdyni i na Helu. Jednostki te były wyposażone w armaty przeciwlotnicze w 75 mm wz.22/24. Pozostałe 5 zestawów znalazło się na wyposażeniu jednostek, jednak nie ustalono których. Prawdopodobnie były to jednostki uzbrojone w polskie armaty 75 mm wz.36. Ich wojenne losy są nie do końca zbadane. Wiadomo iż zestawy na Wybrzeżu zostały zdobyte przez Niemców. Zapewne jednak były uszkodzone przez załogi.
            Dalmierz i prawdopodobnie cały aparat centralny wz.37 znajduje się jednak w Muzeum Artylerii w St. Petersburgu. Myślę, że losów tego egzemplarza nie trzeba nikomu wyjaśniać.


Konstrukcja.

    Przeciwlotniczy aparat centralny typu A wz. 36 systemu PZO-Lev składał się z trzech głównych zespołów:
- dalmierza stereoskopowego o bazie 4 m powiększeniu 24x, wysokościomierza i szybkościomierza; za pomocą tego zespołu mierzono odległość do obserwowanego celu i wysokość, a także jego prędkość i kierunek lotu względem stanowiska baterii armat przeciwlotniczych;




Zespół dalmierza, wysokościomierza i szybkościomierza.

- przelicznika (właściwego aparatu centralnego), który przekładał dane z zespołu dalmierza, z uwzględnieniem poprawek wprowadzonych do niego przez dowódcę baterii, na nastawy do strzelania dla każdej z armat baterii, tzn. kąt poziomy (azymut), kąt podniesienia lufy armaty oraz odległość, na jaką powinien być ustawiony zapalnik wystrzeliwanego pocisku (tzw. odetkanie);



Przelicznik, zwany też właściwym aparatem centralnym.

- układu elektrycznego o napięciu 4 V prądu stałego, który przekazywał - do trzech odbiorników zainstalowanych na każdej z armat - nastawy do strzelania wypracowane przez zespół przelicznika.



Przekaźniki elektryczne.

    Kompletny aparat centralny podczas przewożenia był umieszczany w 6 specjalnie skonstruowanych skrzyniach. Czas rozwinięcia aparatu, tzn. przejścia z pozycji marszowej do bojowej, przez dobrze wyszkoloną obsługę wynosił 30 minut. 
        Obsługa aparatu centralnego składała się z 15 żołnierzy, z których 5 obsługiwało zespół dalmierza, 5 - zespół przelicznika, a 5 - odbiorniki zamontowane na armatach. Zadanie osób funkcyjnych obsługujących odbiorniki polegało jedynie na zgrywaniu odchylających się wskaźników bez dokonywania jakichkolwiek odczytów czy pomiarów. Zgranie wskaźników oznaczało, że armata jest należycie przygotowana do dania strzału.
        Przyrząd funkcjonował prawidłowo, gdy obserwowany cel znajdował się w odległości od 2.000 m do 11.000 m, na wysokości od 800 m do 8.000 m i przemieszczał się z prędkością od 15 do 110 m/s, a czas lotu wystrzelonego pocisku nie przekraczał 35 s. W celu osiągnięcia lepszych wyników strzelania można było wprowadzać do przelicznika 7 rodzajów poprawek, które pozwalały m.in. na uwzględnienie: wpływu wiatru na lot pocisku, ruchu celu podczas ładowania i lotu pocisku, odległości między aparatem centralnym a stanowiskiem baterii armat (tzw. paralaksy).
  

Podstawowe dane

Baza optyczna dalmierza: 4 mPowiększenie dalmierza: 24 xZakres odległości celu: 2000 - 11000 mZakres wysokości celu: 800 - 8000 m
Zakres prędkości celu: 15 - 110 m/s
Czas lotu wystrzelonego pocisku: do 35s



Źródła

"Wojskowe przyrządy optyczne w II Rzeczpospolitej" Piotr Matejuk
"Broń strzelecka i sprzęt artyleryjski formacji polskich i Wojska Polskiego 1914 -1939" A. Konstankiewicz
"Polska Obrona przeciwlotnicza w latach 1920 - 1939" Pruszków 1996
www.odkrywca.pl


Radiostacja polowa N2




Widok na radiostację N2. U góry odbiornik, na dole nadajnik. 

Powstanie sprzętu. 

       W ramach programu unowocześnienia i ilościowego wzrostu technicznej strony łączności Wojska Polskiego, prowadzono badania nad nowymi typami sprzętu łączności. Skutkiem tych prac było powstanie radiostacji polowej N2, która stanowiła wyjście do późniejszych prac nad radiostacją N1.
    Prace nad radiostacją N2 rozpoczęto w latach 1932-33 w Państwowych Zakładach Tele- i Radiotechnicznych (PZTiR), a produkcję uruchomiono w roku 1935 i prowadzono ją do 1939 r. Łączna produkcja wynosiła 1400 – 1650 szt. Sama radiostacja była unowocześnioną wersją radiostacji RKD. Produkcja N2 przedstawiała się następująco:
- 1935 – 16 sztuk,
- 1936 – 300 sztuk,
- 1937 – 400 sztuk
- 1938 – 400 sztuk
- 1939 – 300 sztuk + 3 patie po 300 sztuk w produkcji (możliwe, że 1-2 partie były ukończone),  
Zapotrzebowanie Wojska Polskiego na radiostacje N2 przedstawiało się następująco:
- 480 sztuk dla 120 pułków piechoty
- 10 – 20 sztuk dla samodzielnych batalionów strzelców,
- 320 sztuk dla pułków artylerii lekkiej,
- 40 dla kawalerii dywizyjnej (1 na szwadron),
- 74 sztuki dla pułków kawalerii
- 12 dla batalionów zmotoryzowanych saperów,
 
    N2 przeznaczona była do łączności na szczeblu łączności dowództwa batalionu oraz dla sieci w działaniach polowych obsługujących lotnictwo. Radiostację montowano także na pojazdach PF 518 lub 618. Poza tym radiostację wprowadzono również w jednostkach artylerii, broni pancernej (wersja N2C, odbiornik i nadajnik montowane razem). Warto podkreślić, że radiostacje lotnicze  N2L/O i N2L/M, prawdopodobnie także stanowiły pochodne radiostacji N2, choć pracowały na innych parametrach i zakresach fal.
 
Podsumowując radiostację N2 produkowano w następujących wersjach:
- N2S – używana na samochodach (w tym PF 508/518),
- N2T – używana na taczankach dla artylerii i kawalerii
- N2B – radiostacja na biedce jednokonnej dla piechoty,
- N2L – różne wersje radiostacji używanych w lotnictwie (radiostacje używały innych zakresów niż N2),
- N2C – radiostacja czołgowa (36 sztuk o innej konstrukcji),


Radiostacja N2B. Biedka jednokonna używana w piechocie.


Radiostacja N2T, czyli radiostacja na taczance używana w artylerii i kawalerii.


Radiostacja N2S używana w samochodzie PF 508/518 (wersja wz.39).
 
    We wrześniu 1939 roku, radiostacje N2, które etatowo miały stanowić sprzęt łączności dowództwa batalionu, po jednej na batalion oraz jedna jako radiostacja zapasowa dowództwa pułku (czyli 1 radiostacja N1 i 3 radiostacje N2, w przypadku pułku piechoty). Ze względu na braki w radiostacjach typu N1, radiostacje N2 stanowiły czasami sprzęt podstawowy poziomu dowództwa pułku, na co ich parametry były stanowczo zbyt słabe.
    Podobna sytuacja panowała w pułkach kawalerii, które etatowo posiadać powinny po 2 stacje N1, a faktycznie posiadały często N2.
    Po zajęciu Polski, przemysł niemiecki kontynuował produkcję radiostacji dla armii niemieckiej. Radiostację N2 produkcji niemieckiej AQ2/4.


Taczanka z radiostacją N2T we wrześniu 1939 r.

Radiostacja N2B na biedce piechoty.

Konstrukcja.

       Radiostacja N2 przeznaczona była do dwustronnej łączności radiowej, w sieciach naziemnych, szczebla batalionu. Zakres dekametrowy radiostacji to 44,6 – 133,3 m, czyli 6,725 – 2,25 MHz (wycechowanie numeracją kanałów 0 – 180, co 25 kHz), błąd cechowania w przedziale 0,1% - 0,15%, nadajnik i odbiornik strojone niezależnie. Zasięg gwarantowany w relacji Z-Z 10 km (dla emisji A3 i anteny pionowej 6 m). Moc w.cz. – 2 W (A3) oraz 6 W (A1).


Odbiornik radiostacji N2.

Blok nadajnika radiostacji N2.





Zestaw nadawczy N2. Nadajnik oraz baterie.


    Bloki radiostacji oddzielne. Radiostacja składała się z nadajnika dwustopniowego, odbiornika (superheterodyna, układ na schemacie blokowym), odbiornika dodatkowego, urządzenia rozmówcy, anteny (tyczka bambusowa 3,5 i linka 2,5 m), prądnicy o napędzie ręcznym (420 V/65 mA – 200 V, 4,6 V/1,2 A, 15 V/0,15 A), mikrofon, słuchawki, klucz telegraficzny. Odbiornik zasilany był anodówką 120 V, baterie żarzenia 2x1,5 V.




 
Drewniana skrzynka na baterie i słuchawki. 

Odbiornik radiostacji N2. Własność kolekcjonera 'J69'

Tabliczka znamionowa radiostacji N2.

Zdewastowany tył odbiornika.  Lampy Philipsa sygnowane M.S.Wojsk. 
Żaróweczka firmy "Osram", podłączona do bateryjki jeszcze zaświeciła! 
Własność kolekcjonera 'J69"

Podstawowe dane

Masa bloków: ok. 50 kg Masa odbiornika: 4 kg
Masa skrzynki z bateriami: 12 kg
Masa nadajnika: 6 kg
Masa biedki z radiostacją: 280 kg
Masa taczanki z radiostacją: 545 kg
Częstotliwość: 2250 – 6750 kHz
Zasięg z anteną pionową na telegrafii: ok. 25 km
Zasięg z anteną pionową na fonii: 10-15 km
Zasięg przy antenie poziomej 8m zasięgi malały o połowę  

Źródła

  • "Polska radiotechnika lotnicza 1918-1939" K. Chołoniewski, J.Koszewski
  • "Wybrane zagadnienia łączności armii II RP" H. Cepa
  • www.rkd.friko.pl
  • www.odkrywca.pl


/PATHE/