WPŁATY POLSKI do EU 2014 :
17 mld 700 mln 683 tys. zł.
1 mld 492 mln / mies
niedziela, 28 sierpnia 2011
P O t o p * bank i kryzys
( ) po dwóch miesiącach nieobecności w Polsce mam wrażenie, że wróciłem do zupełnie innego kraju. Ten zestaw powyżej to przecież są zdarzenia z ostatnich tygodni- i jak najbardziej nie wyczerpują całości. Sam widziałem jeszcze kilka objawów tego samego- czyli szybko postępującej faszyzacji kraju. Rośnie, i to szybko, dyspozycyjność prokuratorów i sędziów. Z moich rozmów z funkcjonariuszami Policji (choć to akurat nie wśród znajomych, a przy przypadkowych kontaktach- jak wypisywanie mandatów) wynika, że jest wzmacniana dyscyplina i dyspozycyjność wśród funkcjonariuszy- a jednocześnie, oprócz bezpośrednio dochodowych dla budżetu rzeczy- czyli właśnie mandatów, generalnie drobne naruszenia prawa się ignoruje.
To są normalnie oczywiste objawy rozkładającego się państwa, ale szybkość tych wydarzeń jest mocno niepokojąca. Coś się dzieje- przyznam, że brak mi pełnego obrazu sytuacji i nie mam pojęcia co. Rząd dość ewidentnie stara się eskalować wymyślony przez siebie konflikt z kibicami, zaostrza kurs wobec opozycji i umacnia wpływy w „niezależnych” strukturach wymiaru sprawiedliwości. Media masowe grzecznie współpracują lub giną.
To wszystko są rzeczy, których oczywiście należało się spodziewać, ale szybkość wydarzeń mnie też zaskakuje.
Więc tym razem- proszę czytelników o pomoc- czy widzieliście inne mniej znane przypadki bezpośredniej kontroli rządowej nad wymiarem sprawiedliwości lub, co może być mniej oczywiste, przygotowań do jakiejś większej akcji- czegoś o charakterze mobilizowania sił policyjnych czy nawet wojskowych?
Nie wiem- więc się tym razem tylko pytam.
61 komentarze
W 1989 roku, określona grupa osób zdecydowała o wyprzedaży polskiego majątku na rzecz obcego kapitału. W składzie tej grupy możemy umieścić takie nazwiska jak - Witold Trzeciakowski, Jacek Merkel, Jan Krzysztof Bielecki, Andrzej Milczanowski, Zdzisław Najder, Jerzy Thieme, Jeffrey Sachs i Jacek Rostowski - uczestnicy konferencji w brukselskim Biurze "Solidarności". MancoCapac Po powołaniu rządu Tadeusza Mazowieckiego, ministrem finansów i wicepremierem, został dr Leszek Balcerowicz. Z punktu widzenia realizacji planu waszyngtońskiego konsensusu, postać wręcz idealna. http://www.polonica.net/Balcerowicz.htm Stypendysta Fundacji Kościuszkowskiej, ulubieniec prezesa W S Sulimirskiego, bywalec rautów organizowanych pod hasłem “Professor Leszek Balcerowicz, the architect of Poland ’s economic reform after the fall of Communism and the man hailed as “rebuilding Poland in five days.” The lecture was organized and hosted by Consul General Krzysztof W. Kasprzyk, The Republic of Poland“. Na raut zaproszono doborowe towarzystwo, dosłowny cytat - “The audience was filled with American businessmen and women from AIG, UBS, Goldman Sachs, Moody’s and more. Among those participating in the lively and informative Q & A session that followed were Asaf Buchner (UBS), Ashwini Gupta (American Express), Helmut Kratky(UniCredit), Karren Morris (AIG), Jonathan Schiffer (Moody’s), William Timothy Love (Omnicom Group, Inc.), Barbara Katz (CUNY), Hugo Kaufman (CUNY). They were all literally hanging on every word from the financial guru.” http://74.125.77.132/search?q=cache:ZgaDHguAr90J:www.newyorksocialdiary.com/node/139177+Bank+of+New+York+W+Sulimirski&cd=7&hl=pl&ct=clnk&gl=pl Kolejnym krokiem na drodze wyprzedaży, było powołanie na przewodniczącego Rady Ekonomicznej przy Prezesie Rady Ministrów, pana Witolda Trzeciakowskiego oraz umieszczenie w jej składzie…….gubernatora Banku Centralnego Izraela Michaela Bruna. Mając takie podstawy, wystarczyło jeszcze rozprowadzić po Radach Nadzorczych SSP, “swoich” urzędników MF (patrz “Ku pamięci“). Ten krok trochę skomplikował sytuację ponieważ jak mawiał minister Karol Ludkowski - "to stado rozszalałych bawołów, a za każdym z nich stoi jakiś układ", jednak po małych perturbacjach (BŚ, BG, PBK, BPH itd.) wyprzedaż w określonych kierunkach, szła pełną parą. Kierunki, ogólnie rzecz ujmując, są dwa. 1. Grupa kapitału amerykańskiego (nadzorcy - Balcerowicz, Sulimirski, Wancer) 2. Grupa kapitału niemieckiego (nadzorcy - Kulczyk, Janiszewski, Kalicki)
|
29 kwietnia 2009 | |
Rok 1994 (może ktoś jeszcze pamięta) MancoCapac Obsada - Banki i instytucje finansowe (na ogół stanowiące własność Skarbu Państwa - całkowitą lub blisko 100 proc. ) Rada Banku PKO SA działa w następującym składzie: Prezes Rady Banku -- Krzysztof Kalicki Sekretarz rady -- Elżbieta Piechocka oraz członkowie: Ewa Bieniasz, Piotr Dziewulski, Zdzisław Fedak, Zbigniew Radwański, Witold Sulimirski, Platon Wysoczański Link do tekstu, w którym znajdziemy pełną obsadę Rad Nadzorczych, znaczących SSP (spółki skarbu państwa). W większości są obsadzone urzędnikami MF (o których min Karol Lutkowski mawiał - "to stado rozszalałych bawołów, a za każdym z nich stoi jakiś układ"), NBP oraz urzędnikami i doradcami innych ministerstw. Ten stan jest zasługą kolejnych ministrów, takich jak - Leszek Balcerowicz, Karol Lutkowski, Andrzej Olechowski, Jerzy Osiatyński (Osiatynski Jerzy Epaminondas) - założyciel spółki CIL (FOZZ Bis) ur. 02.11.1941 r., Zarejestrowany pod numerem 74164, jako kandydat na TW przez Wydz. II Dep. II MSW - pseudonim "Osiatynski". Po wyrazeniu zgody na wspolprace, zmieniono kategorie na TW. Materialy zlozono do archiwum dnia 10 lutego 1983 roku pod numerem 16923/I, mikrofilm nr F-15100/1. Akta zniszczono w pazdzierniku 1985 r., mikrofilm zniszczono w grudniu 1989 roku - protokol nr 112, 113.,) http://new-arch.rp.pl/artykul/26400_Informacje.html
|
27 kwietnia 2009 | |
Info z prasy polonijnej "Założona w 1926 roku Fundacja Kościuszkowska prowadzi zakrojoną na szeroką skalę działalność charytatywną na rzecz promowania polskiej kultury, studentów i naukowców. Prezes Witold Sulimirski urodził się we Lwowie. Ukończył studia na uniwersytecie Cambridge. Studiował także na francuskim uniwersytecie w Strasburgu i niemieckiej uczelni w Monachium. Przez wiele lat był związany z największymi amerykańskimi bankami. W 1989 roku został wiceprezesem Bank of New York. Reprezentował interesy amerykańskich instytucji finansowych, będąc członkiem zarządu Banku Pekao SA i Banku Gdańskiego. Od 1992 do 1994 roku był dyrektorem wykonawczym American Investment Initiative in Poland. Obok działalności zawodowej pan Sulimirski bardzo czynnie włączył się w działalność charytatywną. Między innymi dzięki jego zaangażowaniu Zakon Maltański stworzył w Krakowie Centrum Pomocy dla Dzieci, które jest największą tego rodzaju placówką pomocową w Polsce i Europie Środkowej." Po tym krótkim wprowadzeniu, link do tabelki ukazującej głównych graczy, na rynku kwitów (globalnych) http://ceo.cxo.pl/artykuly/55537/Prestiz.z.zagranicy.html oraz link do strony, która sporo mówi o pracy p Sulimirskiego, jako doradcy http://209.85.229.132/search?q=cache:4i98XUfI2Q0J:www.nowodworski.org/about/a1-1.htm+Advisors+Jolanta+Olechowska+Witold+Sulimirski&cd=1&hl=pl&ct=clnk&gl=pl http://209.85.229.132/search?q=cache:CDG8mp3joWYJ:www.irb.pl/%3Fm%3Donas%26sec%3Donas%26cat%3Dzespol+Witold+Sulimirski&cd=33&hl=pl&ct=clnk&gl=pl
|
| ||
|
sobota, 27 sierpnia 2011
R y c e r s t w o w Pustelni Grzechynia
O ks. Piotrze Natanku i Intronizacji - ks. Stanisław Małkowski
W Grzechynii bez zmian
Posted by Dzieckonmp w dniu 27/07/2011
Był wczesny ranek, kiedy po Grzechyni rozeszła się wieść o suspensie księdza Piotra Natanka.
O decyzji Metropolity Krakowskiego gospodarz tego miejsca dowiedział się telefonicznie, od zaprzyjaźnionego księdza, który z kolei przeczytał informację zamieszczoną w Internecie.
Zawiniła gorliwość gospodarza Grzechyni – nie złe uczynki. Tak przynajmniej twierdzą księża – przyjaciele księdza Piotra Natanka i inne osoby przebywające w Grzechyni. Kiedy zapytasz ich o zdanie na temat ostatnich wydarzeń, jedni powiedzą, że „księdza Piotra niszczy się za to, że jest autentyczny w tym co robi i w sposób bezkompromisowy mówi prawdę”. – „Zadecydowała postawa Metropolity, który podlegał licznym naciskom, by coś zrobić z niepokornym kapłanem” – zripostują inni. Jedni i drudzy już zgodnie dodadzą, że tak naprawdę decyzja księdza Piotra Natanka o wypowiedzeniu posłuszeństwa swojemu biskupowi ma swoje określenie w psychologii: altruistyczna, to znaczy dla dobra innych.
Musicie od siebie wymagać
Grzechynia – mała miejscowość nieopodal Makowa Podhalańskiego. Kręte, górskie dróżki prowadzą do pustelni „Niepokalanów”. O tym, że jest to miejsce poświęcone Bogu i umiłowaniu polskości świadczą widoczne z daleka znaki – liczne kapliczki, pomniki, ikony z tajemnicami różańcowymi, oraz olbrzymia biało-czerwona flaga zawieszona na drewnianej baszcie.
Sama pustelnia, to miejsce niezwykłe. Najpierw jest brama. Potem trawiasty dziedziniec z miejscem na grill, boisko do siatkówki i znów brama. Dalej liczne dwupiętrowe drewniane budynki uwieńczone basztami, opatrzone czerwonymi napisami na białym tle, odwołującymi się ku historii Polski, wartościom patriotycznym i umiłowaniu Boga. Widać, że tu kocha się i Boga i Ojczyznę. Ludzie, których tu przyjeżdżają też są niezwykli, bo – normalni. Przyjeżdżają z Polski i całego świata, bogaci i biedni, prości oraz intelektualiści, mieszkający na wsiach i w wielkich metropoliach. Wystarczy kilka godzin, by spotkać profesora jednego z uniwersytetów, bardzo znanego dziennikarza, grupę osób z Francji i z Austrii, pielgrzymkę z Kanady. I tak jest niemal każdego dnia.
Przyjeżdżają z Włoch, Stanów Zjednoczonych.
Myliłby się więc ten, kto by zaklasyfikował działalność księdza Piotra Natanka, twórcę owej pustelni, jedynie do wąskiego grona „moherowych babć”, czy rolników. Przybywających tutaj i wspierających księdza nie da się zamknąć w jakimkolwiek getcie. Kapłani z różnych stron świata, rodziny z maluchami, mnóstwo dzieci. Do tego liczne grupy młodzieży. Te ostatnie mogą zaskakiwać, bo po tak nagłośnionych w Internecie wypowiedziach (sprowadzonych jedynie do tekstów o paznokciach i żelu na włosach) mogłoby się wydawać, że młodzi ludzie winni omijać Grzechynię szerokim łukiem. A nie omijają … (jeszcze jeden argument dla tzw. nowoczesnych socjologów i pedagogów którym wydaje się, że młodzież jest szczęśliwa, jeśli może zakolczykować się od stóp do głów, wytatuować oraz ubrać, jak tylko jej to przyjdzie do głowy).
- Stawiając mocne wymagania młodym, na przekór modom i poprawnościom, ksiądz Piotr jest wiernym uczniem tego, który wzywał na Westerplatte w 1987 roku: „musicie od siebie wymagać, nawet jeżeli inni od was nie wymagają” – mówi krótko opiekun jednej z grup. Mała kaplica (pozwolenie na tabernakulum dał swego czasu sam Kardynał Stanisław Dziwisz, który był w Grzechyni i gorąco chwalił duszpasterskie zaangażowanie gospodarza) pęka w szwach. Przed wejściem plakat z wizerunkiem Jezusa, przedstawiający dwie grupy ludzi: modlących się w strojach bardziej pasujących do plaży niż do świątyni oraz ubranych w strój świąteczny. Plakat opatrzony jest napisem: „Przyjacielu, czyż nie zasługuję na szacunek?” Mieszkańcy, dzieci, młodzież i liczni goście z całego świata znają odpowiedź na to pytanie. Wszyscy, wszystko jedno starsi panowie czy młodzi chłopcy, odmawiając tradycyjne modlitwy (w oczekiwaniu na Mszę Świętą) ubrani są w eleganckie spodnie, takież koszule (przeważnie białe), obowiązkowe krawaty. Podobnie kobiety – żadnych spodni, wyłącznie suknie i długie spódnice. Po tak powszechnym widoku t – shirtów w świątyniach to musi wywierać wrażenie. Wrażenie wywiera także sama Msza. Nie trwa krótko, jak w zwyczajnych parafiach, przeciwnie – trzy, a nawet cztery godziny. Kazanie jest wielowątkowe, z dygresjami, cytatami. Części stałe liturgii przeplatane są specjalnym komentarzem, dłuższą chwilą adoracji, pieśnią. Na koniec Mszy długa procesja. O dziwo – nikt jednak nie wzdycha, nie marudzi, że długo. Słuchają. Śpiewają. Modlą się.
Natankowe rycerstwo Chrystusa
Po co ci ludzie tu przyjeżdżają? Czemu nie zostaną w swoich świątyniach? Czego nie daje im Kościół tam, gdzie żyją, że coś każe im gnać do tej podhalańskiej wioski? Czym przyciąga kapłan, tak wyszydzony przez media, atakowany przez duchownych i obłożony karami kościelnymi przez długoletniego sekretarza polskiego papieża? Licznie przybywający tu duchowni prawie bez wyjątku nie chcą się wypowiadać, co w obliczu decyzji Arcybiskupa Stanisława Dziwisza wydaje się zrozumiałe. („ Proszę pana, czy to coś zmieni? Czy odwróci od księdza Piotra suspensę ?”) „Prawie”, bo na wypowiedź daje się namówić jeden z księży. Prosi o anonimowość.
- Co można powiedzieć o wspaniałym człowieku i księdzu, który właśnie wypowiedział posłuszeństwo swojemu przełożonemu? Że był świetnym kapłanem, że wszystko, co czynił, czynił dla Boga, Ojczyzny i innych ludzi nie myśląc o sobie ale zgrzeszył, bo nie potrafił sobie poradzić z niesprawiedliwością i zakłamaniem? Ludzie nie powinni księdza Piotra ostro osądzać, bo to dobry człowiek i kapłan, którego jedyną winą była gorliwość – tłumaczy. – Dziś brakuje ludzi, którzy jak ksiądz Piotr, wierząc w prawdę, mają odwagę ją mówić i nią żyć. Wielu katolików poszukując swej tożsamości powraca do tradycji – łacińskiej mszy, kultu świętych, sakramentaliów. Wielu (także – o dziwo – młodych) odmawia litanie, nosi różaniec, modli się nowennami, czy koronkami. Wielu szuka przewodników duchowych, którzy umieją jasno rozgraniczyć dobro i zło zaplątane w dzisiejszym świecie. Wielu czeka, aby ktoś pokazał im jak mają się zaangażować w obronie najważniejszych dla nich wartości. Skądś przecież bierze się te kilka tysięcy osób tworzących Natankowe Rycerstwo Chrystusa Króla, których charakterystycznym emblematem są czerwone płaszcze z orłem i twarzą Jezusa! Nie ma już chyba uroczystości, na której by ich nie było – nawet na pogrzebie abpa Życińskiego nie zabrakło przedstawicieli Rycerstwa. To nie są fanatycy, czy szaleńcy – to ludzie, którzy zapragnęli radykalnie i na serio dać siebie w walce, poprzez modlitwę i świadectwo. Skądś biorą się ci, którzy obiecują, że będą do Komunii św. przystępować wyłącznie na kolanach, jak ich przodkowie. Czynią to, aby dać innym katolikom czytelny sygnał – tu jest świętość, którą mam prawo uczcić. Skądś przyjeżdżają te dzieci, które rodzice w zaufaniu powierzają księdzu Natankowi na czas turnusów wakacyjnych. Czemu nie otrzymują wsparcia od swych pasterzy? Owszem, można odnieść wrażenie, że ksiądz Natanek świadomie i niejako na zimno przesadził z wieloma swoimi tezami, i do przesady wyakcentował pewne znaki czy gesty. Jak z polskich kościołów coraz bardziej znika poczucie sacrum, tak jego połowa kaplica jest obwieszona obrazami świętych. Jak powszechnie na Zachodzie przyjmuje się komunię do ręki, tak u niego trzeba iść metr na kolanach, aby przystąpić do tego sakramentu. Jak powszechnie księża odprawiają Mszę „sprawnie”, czyli byle szybciej, tak on poniżej półtorej godziny nie zejdzie w dzień powszedni. Jak duchowni niemalże wstydzą się pokropień wodą święconą, czy używania kadzidła, tak u niego stoją baniaki z egzorcyzmowaną wodą, solą i oliwą. Że wygląda to momentami przaśnie i śmiesznie? A nie żałośniej wygląda katolicki ksiądz, który twierdzi, że nie będzie używał wody święconej, bo ktoś z pokropionych się obrazi? Natankowa przesada jest odpowiedzią na wkradający się do Kościoła i serca współczesnego człowieka olbrzymi brak czytelności i klarowności. Na powszechne, katolickie, odcięcie się od własnych korzeni, czemu próbuje przeciwdziałać obecny papież. Na zachowania tych duszpasterzy, którym łatwiej znaleźć wspólny język z wyznawcami odłamów chrześcijaństwa, czy nawet innych religii, aniżeli z braćmi należącymi do tego samego Kościoła. Na słowa hierarchów, którzy kompletnie zatracili tak charakterystyczną dla wielkich polskiego Kościoła umiejętność czytania w duszach ludzkich. Ludowa pobożność, którą wspiera ks. Natanek, była przecież naszą siłą, tak umiejętnie wykorzystaną przez Prymasa Tysiąclecia i Papieża Polaka. Dziś się z niej kpi i odkłada do lamusa historii. A przecież to nie tylko sztandary, feretrony i obrazy – to potężna moc zdolna poruszyć ludzkie serca ku zmianom! W sobie i dookoła siebie. Ksiądz Piotr Natanek wypowiedział posłuszeństwo swemu ordynariuszowi. Trudno powiedzieć, że jest to najbardziej roztropne wyjście z tej sytuacji. Ale trudno także powiedzieć, że roztropnie postąpił Kardynał Dziwisz (za którego ksiądz Natanek obiecał modlitwę i post), tak naprawdę nie podając przyczyn swej suwerennej decyzji. Papier jest cierpliwy i wszystko zniesie, a oskarżenie o szerzenie nauki wypaczającej przesłanie Kościoła może oznaczać wszystko. Jeśli nie będzie więcej świeckich, kapłanów, biskupów traktujących serio swoją wiarę i nie obawiających się wyznawać ją publicznie, w zgodzie z tradycją Kościoła i Narodu oraz dążących za wszelką cenę do prawdy – będzie więcej suspens, dekretów, nieposłuszeństw i rozdarć. I nie chodzi tu o straszenie kogokolwiek, lecz logiczną konsekwencję. Brak dóbr jakie potrzebują dusze ludzkie jest wystarczającym powodem. A przecież dobro dusz jest najważniejszym prawem Kościoła.
Na pytanie, czy o księdzu Natanku trzeba mówić wyłącznie w czasie przeszłym? – ksiądz zastanawia się tylko przez chwilę. – Z pewnością nie – odpowiada krótko.
Co widzą hierarchowie?
Długie lata ks. Piotr Natanek był głównie historykiem. Doktorat i habilitację zrobił na Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie. Szlify naukowe zdobywał pod kierunkiem słynnego polskiego historyka ks. prof. Jerzego Myszora. Nie dał się jednak zamknąć w haśle „ksiądz profesor”. Mimo wykładów na kilku uczelniach, zajęć z klerykami, prowadzenia seminarium naukowego znajdował czas na duszpasterstwo. Grupy modlitewne, Oaza, letnie turnusy dla dzieci i młodzieży w Grzechyni, publikacje, liczne rekolekcje. Nawet nieprzychylni ks. Piotrowi mówią, że gorliwości nie można mu odmówić.
Pierwszy moment, w którym ksiądz zaczął jeszcze radykalniej pojmować swoje powołanie wiązał się z wykładem monograficznym, jaki prowadził dla swoich studentów. Temat – Mowa Boga do Kościoła w XIX wieku. Mówił o wizjach św. Jana Bosko, o objawieniach św. Małgorzaty Alacoque, o Cudownym Medaliku. Zaczął także czytać pisma świątobliwych osób żyjących w czasach nam bliższych – Kundusi Siwiec, Zofii Nosko, Wandy Malczewskiej. Z grozą odkrywał jak wiele z zapowiadanych przez nie wydarzeń spełniło się w ciągu XX wieku. Pojawiały się pierwsze pytania. Wszystko nabrało tempa od współpracy z kościelną komisją przygotowująca proces beatyfikacyjny Rozalii Celakówny, krakowskiej służącej i pielęgniarki, współczesnej św. Siostrze Faustynie. Objawienia te są podstawą dla polskiego ruchu domagającego się uznania Chrystusa jako Króla Polski. Zapoznawszy się z pismami kandydatki na ołtarze, ksiądz Piotr zaczął głosić obecne w jej zapiskach treści, stając się jednym z filarów ruchu intronizacyjnego. Zobaczył, że Polska jest na krawędzi duchowej i moralnej, bo nie chce zgodzić się na prawa Chrystusa Króla. Że ta zgoda na działanie Boga, która miałaby przenikać życie społeczne i osobiste chrześcijańskiego skądinąd narodu nie jest nikomu na rękę – ani politykom, ani hierarchom, ani zwykłym wiernym, przygaszonym wszechobecnym konsumpcjonizmem i letniością swych duszpasterzy.
Gdy w 2007 roku, ksiądz Natanek wygłosił rekolekcje na temat intronizacji do grupy polskich parlamentarzystów, kuria krakowska zareagowała natychmiast. Upomnieniem kanonicznym. Rzekomo za upolitycznienie objawień Celakówny. Ale przecież wiara musi prowadzić do świadectwa w przestrzeni publicznej, także politycznej. Ksiądz Natanek nie owija w bawełnę. Góralski temperament, charyzma i krytycyzm do post-nowoczesności, także tej kościelnej, sprawiają, że jego słowa (mimo przejęzyczeń, naleciałości gwary, szybkiego formułowania myśli, swoistych związków frazeologicznych) porażają autentyzmem. W sytuacji, w której ludzie Kościoła zrywają z tradycyjnym nauczaniem, a dawne formy katolickiej pobożności są obśmiewane nawet przez wysokich rangą duchownych (przypomina się pewien arcybiskup, który całkiem niedawno zastanawiał się publicznie, czemu młodzi ludzie chodzą na łacińskie Msze, skoro trwają dwa razy dłużej niż te posoborowe), grzechyńska kaplica staje się enklawą duchową i miejscem, w którym można usłyszeć parę słów mocnej prawdy. Owszem, często wydaje się, że ksiądz Natanek staje na granicy kiczu, dewocji, czy fideizmu. Niektórzy, za kurią krakowską, powiedzą że ową granicę dawno przekroczył. Ale czyż pewnych granic nie przekraczają tacy kapłani, jak bp Tadeusz Pieronek, czy dowcipkujący o pomniku Chrystusa Króla z prezydenckim doradcą (czy będę się smażył w piekle, bo nie mówię o tym na kolanach? To będzie nas dwóch, jakoś sobie poradzimy – uśmiech) w TVN 24 ksiądz Kazimierz Sowa? Czy granic nie przekracza O. Jacek Prusak, jezuita, gdy publicznie opowiada się za szkolną seks-edukacją, lub nazywa obrońców krzyża z Krakowskiego Przedmieścia „opętanymi”? Czy ktoś wyciąga z ich wypowiedzi wnioski o charakterze prawym?
- Tak, jak młodzież w głębi siebie, nie chcąc potakiwaczy i ulepszaczy życia, szuka ludzi, którzy chcą stawiać wymagania, tak polscy katolicy potrzebują kapłanów, którzy nie będą celebrytami, nie ulegną modom, nie odwrócą się od tradycji, nie wykpią ludowej pobożności i mają odwagę mówić prawdę nawet – a może przede wszystkim – wielkim tego świata. Ta potrzeba umysłów i serc ludzkich jest faktem. Czy widzą ja hierarchowie? – pyta retorycznie ksiądz Piotr Natanek.
Z Grzechynii – Wojciech Sumliński, ksiądz GJ
http://dzieckonmp.wordpress.com/category/ks-piotr-natanek-2/
O decyzji Metropolity Krakowskiego gospodarz tego miejsca dowiedział się telefonicznie, od zaprzyjaźnionego księdza, który z kolei przeczytał informację zamieszczoną w Internecie.
Zawiniła gorliwość gospodarza Grzechyni – nie złe uczynki. Tak przynajmniej twierdzą księża – przyjaciele księdza Piotra Natanka i inne osoby przebywające w Grzechyni. Kiedy zapytasz ich o zdanie na temat ostatnich wydarzeń, jedni powiedzą, że „księdza Piotra niszczy się za to, że jest autentyczny w tym co robi i w sposób bezkompromisowy mówi prawdę”. – „Zadecydowała postawa Metropolity, który podlegał licznym naciskom, by coś zrobić z niepokornym kapłanem” – zripostują inni. Jedni i drudzy już zgodnie dodadzą, że tak naprawdę decyzja księdza Piotra Natanka o wypowiedzeniu posłuszeństwa swojemu biskupowi ma swoje określenie w psychologii: altruistyczna, to znaczy dla dobra innych.
Musicie od siebie wymagać
Grzechynia – mała miejscowość nieopodal Makowa Podhalańskiego. Kręte, górskie dróżki prowadzą do pustelni „Niepokalanów”. O tym, że jest to miejsce poświęcone Bogu i umiłowaniu polskości świadczą widoczne z daleka znaki – liczne kapliczki, pomniki, ikony z tajemnicami różańcowymi, oraz olbrzymia biało-czerwona flaga zawieszona na drewnianej baszcie.
Sama pustelnia, to miejsce niezwykłe. Najpierw jest brama. Potem trawiasty dziedziniec z miejscem na grill, boisko do siatkówki i znów brama. Dalej liczne dwupiętrowe drewniane budynki uwieńczone basztami, opatrzone czerwonymi napisami na białym tle, odwołującymi się ku historii Polski, wartościom patriotycznym i umiłowaniu Boga. Widać, że tu kocha się i Boga i Ojczyznę. Ludzie, których tu przyjeżdżają też są niezwykli, bo – normalni. Przyjeżdżają z Polski i całego świata, bogaci i biedni, prości oraz intelektualiści, mieszkający na wsiach i w wielkich metropoliach. Wystarczy kilka godzin, by spotkać profesora jednego z uniwersytetów, bardzo znanego dziennikarza, grupę osób z Francji i z Austrii, pielgrzymkę z Kanady. I tak jest niemal każdego dnia.
Przyjeżdżają z Włoch, Stanów Zjednoczonych.
Myliłby się więc ten, kto by zaklasyfikował działalność księdza Piotra Natanka, twórcę owej pustelni, jedynie do wąskiego grona „moherowych babć”, czy rolników. Przybywających tutaj i wspierających księdza nie da się zamknąć w jakimkolwiek getcie. Kapłani z różnych stron świata, rodziny z maluchami, mnóstwo dzieci. Do tego liczne grupy młodzieży. Te ostatnie mogą zaskakiwać, bo po tak nagłośnionych w Internecie wypowiedziach (sprowadzonych jedynie do tekstów o paznokciach i żelu na włosach) mogłoby się wydawać, że młodzi ludzie winni omijać Grzechynię szerokim łukiem. A nie omijają … (jeszcze jeden argument dla tzw. nowoczesnych socjologów i pedagogów którym wydaje się, że młodzież jest szczęśliwa, jeśli może zakolczykować się od stóp do głów, wytatuować oraz ubrać, jak tylko jej to przyjdzie do głowy).
- Stawiając mocne wymagania młodym, na przekór modom i poprawnościom, ksiądz Piotr jest wiernym uczniem tego, który wzywał na Westerplatte w 1987 roku: „musicie od siebie wymagać, nawet jeżeli inni od was nie wymagają” – mówi krótko opiekun jednej z grup. Mała kaplica (pozwolenie na tabernakulum dał swego czasu sam Kardynał Stanisław Dziwisz, który był w Grzechyni i gorąco chwalił duszpasterskie zaangażowanie gospodarza) pęka w szwach. Przed wejściem plakat z wizerunkiem Jezusa, przedstawiający dwie grupy ludzi: modlących się w strojach bardziej pasujących do plaży niż do świątyni oraz ubranych w strój świąteczny. Plakat opatrzony jest napisem: „Przyjacielu, czyż nie zasługuję na szacunek?” Mieszkańcy, dzieci, młodzież i liczni goście z całego świata znają odpowiedź na to pytanie. Wszyscy, wszystko jedno starsi panowie czy młodzi chłopcy, odmawiając tradycyjne modlitwy (w oczekiwaniu na Mszę Świętą) ubrani są w eleganckie spodnie, takież koszule (przeważnie białe), obowiązkowe krawaty. Podobnie kobiety – żadnych spodni, wyłącznie suknie i długie spódnice. Po tak powszechnym widoku t – shirtów w świątyniach to musi wywierać wrażenie. Wrażenie wywiera także sama Msza. Nie trwa krótko, jak w zwyczajnych parafiach, przeciwnie – trzy, a nawet cztery godziny. Kazanie jest wielowątkowe, z dygresjami, cytatami. Części stałe liturgii przeplatane są specjalnym komentarzem, dłuższą chwilą adoracji, pieśnią. Na koniec Mszy długa procesja. O dziwo – nikt jednak nie wzdycha, nie marudzi, że długo. Słuchają. Śpiewają. Modlą się.
Natankowe rycerstwo Chrystusa
Po co ci ludzie tu przyjeżdżają? Czemu nie zostaną w swoich świątyniach? Czego nie daje im Kościół tam, gdzie żyją, że coś każe im gnać do tej podhalańskiej wioski? Czym przyciąga kapłan, tak wyszydzony przez media, atakowany przez duchownych i obłożony karami kościelnymi przez długoletniego sekretarza polskiego papieża? Licznie przybywający tu duchowni prawie bez wyjątku nie chcą się wypowiadać, co w obliczu decyzji Arcybiskupa Stanisława Dziwisza wydaje się zrozumiałe. („ Proszę pana, czy to coś zmieni? Czy odwróci od księdza Piotra suspensę ?”) „Prawie”, bo na wypowiedź daje się namówić jeden z księży. Prosi o anonimowość.
- Co można powiedzieć o wspaniałym człowieku i księdzu, który właśnie wypowiedział posłuszeństwo swojemu przełożonemu? Że był świetnym kapłanem, że wszystko, co czynił, czynił dla Boga, Ojczyzny i innych ludzi nie myśląc o sobie ale zgrzeszył, bo nie potrafił sobie poradzić z niesprawiedliwością i zakłamaniem? Ludzie nie powinni księdza Piotra ostro osądzać, bo to dobry człowiek i kapłan, którego jedyną winą była gorliwość – tłumaczy. – Dziś brakuje ludzi, którzy jak ksiądz Piotr, wierząc w prawdę, mają odwagę ją mówić i nią żyć. Wielu katolików poszukując swej tożsamości powraca do tradycji – łacińskiej mszy, kultu świętych, sakramentaliów. Wielu (także – o dziwo – młodych) odmawia litanie, nosi różaniec, modli się nowennami, czy koronkami. Wielu szuka przewodników duchowych, którzy umieją jasno rozgraniczyć dobro i zło zaplątane w dzisiejszym świecie. Wielu czeka, aby ktoś pokazał im jak mają się zaangażować w obronie najważniejszych dla nich wartości. Skądś przecież bierze się te kilka tysięcy osób tworzących Natankowe Rycerstwo Chrystusa Króla, których charakterystycznym emblematem są czerwone płaszcze z orłem i twarzą Jezusa! Nie ma już chyba uroczystości, na której by ich nie było – nawet na pogrzebie abpa Życińskiego nie zabrakło przedstawicieli Rycerstwa. To nie są fanatycy, czy szaleńcy – to ludzie, którzy zapragnęli radykalnie i na serio dać siebie w walce, poprzez modlitwę i świadectwo. Skądś biorą się ci, którzy obiecują, że będą do Komunii św. przystępować wyłącznie na kolanach, jak ich przodkowie. Czynią to, aby dać innym katolikom czytelny sygnał – tu jest świętość, którą mam prawo uczcić. Skądś przyjeżdżają te dzieci, które rodzice w zaufaniu powierzają księdzu Natankowi na czas turnusów wakacyjnych. Czemu nie otrzymują wsparcia od swych pasterzy? Owszem, można odnieść wrażenie, że ksiądz Natanek świadomie i niejako na zimno przesadził z wieloma swoimi tezami, i do przesady wyakcentował pewne znaki czy gesty. Jak z polskich kościołów coraz bardziej znika poczucie sacrum, tak jego połowa kaplica jest obwieszona obrazami świętych. Jak powszechnie na Zachodzie przyjmuje się komunię do ręki, tak u niego trzeba iść metr na kolanach, aby przystąpić do tego sakramentu. Jak powszechnie księża odprawiają Mszę „sprawnie”, czyli byle szybciej, tak on poniżej półtorej godziny nie zejdzie w dzień powszedni. Jak duchowni niemalże wstydzą się pokropień wodą święconą, czy używania kadzidła, tak u niego stoją baniaki z egzorcyzmowaną wodą, solą i oliwą. Że wygląda to momentami przaśnie i śmiesznie? A nie żałośniej wygląda katolicki ksiądz, który twierdzi, że nie będzie używał wody święconej, bo ktoś z pokropionych się obrazi? Natankowa przesada jest odpowiedzią na wkradający się do Kościoła i serca współczesnego człowieka olbrzymi brak czytelności i klarowności. Na powszechne, katolickie, odcięcie się od własnych korzeni, czemu próbuje przeciwdziałać obecny papież. Na zachowania tych duszpasterzy, którym łatwiej znaleźć wspólny język z wyznawcami odłamów chrześcijaństwa, czy nawet innych religii, aniżeli z braćmi należącymi do tego samego Kościoła. Na słowa hierarchów, którzy kompletnie zatracili tak charakterystyczną dla wielkich polskiego Kościoła umiejętność czytania w duszach ludzkich. Ludowa pobożność, którą wspiera ks. Natanek, była przecież naszą siłą, tak umiejętnie wykorzystaną przez Prymasa Tysiąclecia i Papieża Polaka. Dziś się z niej kpi i odkłada do lamusa historii. A przecież to nie tylko sztandary, feretrony i obrazy – to potężna moc zdolna poruszyć ludzkie serca ku zmianom! W sobie i dookoła siebie. Ksiądz Piotr Natanek wypowiedział posłuszeństwo swemu ordynariuszowi. Trudno powiedzieć, że jest to najbardziej roztropne wyjście z tej sytuacji. Ale trudno także powiedzieć, że roztropnie postąpił Kardynał Dziwisz (za którego ksiądz Natanek obiecał modlitwę i post), tak naprawdę nie podając przyczyn swej suwerennej decyzji. Papier jest cierpliwy i wszystko zniesie, a oskarżenie o szerzenie nauki wypaczającej przesłanie Kościoła może oznaczać wszystko. Jeśli nie będzie więcej świeckich, kapłanów, biskupów traktujących serio swoją wiarę i nie obawiających się wyznawać ją publicznie, w zgodzie z tradycją Kościoła i Narodu oraz dążących za wszelką cenę do prawdy – będzie więcej suspens, dekretów, nieposłuszeństw i rozdarć. I nie chodzi tu o straszenie kogokolwiek, lecz logiczną konsekwencję. Brak dóbr jakie potrzebują dusze ludzkie jest wystarczającym powodem. A przecież dobro dusz jest najważniejszym prawem Kościoła.
Na pytanie, czy o księdzu Natanku trzeba mówić wyłącznie w czasie przeszłym? – ksiądz zastanawia się tylko przez chwilę. – Z pewnością nie – odpowiada krótko.
Co widzą hierarchowie?
Długie lata ks. Piotr Natanek był głównie historykiem. Doktorat i habilitację zrobił na Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie. Szlify naukowe zdobywał pod kierunkiem słynnego polskiego historyka ks. prof. Jerzego Myszora. Nie dał się jednak zamknąć w haśle „ksiądz profesor”. Mimo wykładów na kilku uczelniach, zajęć z klerykami, prowadzenia seminarium naukowego znajdował czas na duszpasterstwo. Grupy modlitewne, Oaza, letnie turnusy dla dzieci i młodzieży w Grzechyni, publikacje, liczne rekolekcje. Nawet nieprzychylni ks. Piotrowi mówią, że gorliwości nie można mu odmówić.
Pierwszy moment, w którym ksiądz zaczął jeszcze radykalniej pojmować swoje powołanie wiązał się z wykładem monograficznym, jaki prowadził dla swoich studentów. Temat – Mowa Boga do Kościoła w XIX wieku. Mówił o wizjach św. Jana Bosko, o objawieniach św. Małgorzaty Alacoque, o Cudownym Medaliku. Zaczął także czytać pisma świątobliwych osób żyjących w czasach nam bliższych – Kundusi Siwiec, Zofii Nosko, Wandy Malczewskiej. Z grozą odkrywał jak wiele z zapowiadanych przez nie wydarzeń spełniło się w ciągu XX wieku. Pojawiały się pierwsze pytania. Wszystko nabrało tempa od współpracy z kościelną komisją przygotowująca proces beatyfikacyjny Rozalii Celakówny, krakowskiej służącej i pielęgniarki, współczesnej św. Siostrze Faustynie. Objawienia te są podstawą dla polskiego ruchu domagającego się uznania Chrystusa jako Króla Polski. Zapoznawszy się z pismami kandydatki na ołtarze, ksiądz Piotr zaczął głosić obecne w jej zapiskach treści, stając się jednym z filarów ruchu intronizacyjnego. Zobaczył, że Polska jest na krawędzi duchowej i moralnej, bo nie chce zgodzić się na prawa Chrystusa Króla. Że ta zgoda na działanie Boga, która miałaby przenikać życie społeczne i osobiste chrześcijańskiego skądinąd narodu nie jest nikomu na rękę – ani politykom, ani hierarchom, ani zwykłym wiernym, przygaszonym wszechobecnym konsumpcjonizmem i letniością swych duszpasterzy.
Gdy w 2007 roku, ksiądz Natanek wygłosił rekolekcje na temat intronizacji do grupy polskich parlamentarzystów, kuria krakowska zareagowała natychmiast. Upomnieniem kanonicznym. Rzekomo za upolitycznienie objawień Celakówny. Ale przecież wiara musi prowadzić do świadectwa w przestrzeni publicznej, także politycznej. Ksiądz Natanek nie owija w bawełnę. Góralski temperament, charyzma i krytycyzm do post-nowoczesności, także tej kościelnej, sprawiają, że jego słowa (mimo przejęzyczeń, naleciałości gwary, szybkiego formułowania myśli, swoistych związków frazeologicznych) porażają autentyzmem. W sytuacji, w której ludzie Kościoła zrywają z tradycyjnym nauczaniem, a dawne formy katolickiej pobożności są obśmiewane nawet przez wysokich rangą duchownych (przypomina się pewien arcybiskup, który całkiem niedawno zastanawiał się publicznie, czemu młodzi ludzie chodzą na łacińskie Msze, skoro trwają dwa razy dłużej niż te posoborowe), grzechyńska kaplica staje się enklawą duchową i miejscem, w którym można usłyszeć parę słów mocnej prawdy. Owszem, często wydaje się, że ksiądz Natanek staje na granicy kiczu, dewocji, czy fideizmu. Niektórzy, za kurią krakowską, powiedzą że ową granicę dawno przekroczył. Ale czyż pewnych granic nie przekraczają tacy kapłani, jak bp Tadeusz Pieronek, czy dowcipkujący o pomniku Chrystusa Króla z prezydenckim doradcą (czy będę się smażył w piekle, bo nie mówię o tym na kolanach? To będzie nas dwóch, jakoś sobie poradzimy – uśmiech) w TVN 24 ksiądz Kazimierz Sowa? Czy granic nie przekracza O. Jacek Prusak, jezuita, gdy publicznie opowiada się za szkolną seks-edukacją, lub nazywa obrońców krzyża z Krakowskiego Przedmieścia „opętanymi”? Czy ktoś wyciąga z ich wypowiedzi wnioski o charakterze prawym?
- Tak, jak młodzież w głębi siebie, nie chcąc potakiwaczy i ulepszaczy życia, szuka ludzi, którzy chcą stawiać wymagania, tak polscy katolicy potrzebują kapłanów, którzy nie będą celebrytami, nie ulegną modom, nie odwrócą się od tradycji, nie wykpią ludowej pobożności i mają odwagę mówić prawdę nawet – a może przede wszystkim – wielkim tego świata. Ta potrzeba umysłów i serc ludzkich jest faktem. Czy widzą ja hierarchowie? – pyta retorycznie ksiądz Piotr Natanek.
Z Grzechynii – Wojciech Sumliński, ksiądz GJ
http://dzieckonmp.wordpress.com/category/ks-piotr-natanek-2/
Subskrybuj:
Posty (Atom)