WPŁATY POLSKI do EU 2014 :
17 mld 700 mln 683 tys. zł.
1 mld 492 mln / mies
czwartek, 17 maja 2012
rasiści.pl, g n ę b i c i e l e - n i e w i n n y c h mniejszości
WPROWADZENIE.
2006-07-12 21:55:00 Marek
"Żeby zrozumieć dlaczego Sobór został rozebrany, należy odwrócić sytuację: Co by było, gdyby Polacy przez 150 lat okupowali Rosję, dyskryminowali ludność rosyjską na tle narodowościowym, na siłę nawracali na katolicyzm, a na centralnym placu Piotrogrodu zbudowali gigantyczny kościół katolicki? Co by się stało po wyzwoleniu ?"***********************
Jak burzono sobór św. Aleksandra Newskiego w II RP
Jurij Łabyncew, Łarisa Szczawinska
Późną jesienią ubiegłego roku u ścian soboru Aleksandra Newskiego w Sofii, największej prawosławnej świątyni nie tylko w Bułgarii, ale na całym bałkańskim półwyspie, odbyliśmy nieoczekiwaną rozmowę ze starszą kobietą, która od wielu lat oprowadzała zagraniczne wycieczki po centrum bułgarskiej stolicy. Zawsze ją zdumiewało, że niektórzy polscy turyści z niezwykłą uwagą słuchają opowieści o tym soborze, jego historii rozpoczynającej się w czasach kiedy rosyjscy żołnierze wyzwolili Bułgarów spod tureckiej okupacji. Szczególny stosunek bułgarskiego narodu do soboru Aleksandra Newskiego, jego wspaniałość, zniewalająca wszystkich cudzoziemców bez wyjątku, wszystko to jakby oddziaływało także na Polaków, ale w tym ich zainteresowaniu było coś niewytłumaczalnego, niemal tajemniczego.A przecież wyjaśnienie tej zagadki jest całkiem proste. Na początku XX wieku w centrum Warszawy także pojawił się prawosławny sobór Aleksandra Newskiego, w barbarzyński sposób zniszczony na mocy decyzji władz dopiero co odrodzonego państwa polskiego.
Sobór Aleksandra Newskiego w Warszawie był niszczony powoli, planowo, przez kilka lat, od chwili gdy w czasie pierwszej wojny światowej Niemcy zajęli miasto. W niepodległej Polsce proces ten nabrał tempa i do 1926 roku po soborze nie zostało ani śladu.
Czy wszystko to można objaśnić i usprawiedliwić, jak uważa znany polski historyk Janusz Tazbir, występowaniem w określonych momentach historii pewnej nacjonalistycznej samoświadomości, tym bardziej że chodzi o zniszczenie chrześcijańskiej świątyni w chrześcijańskim państwie, nie tylko nie obciążonym wojującym ateizmem, jak miało to miejsce w ZSRR, ale i deklarującym swoje oddanie chrześcijańskim ideałom w specjalnych artykułach Konstytucji, podkreślającym je podpisaniem przez rząd niepodległej Polski specjalnej umowy, konkordatu, z Watykanem w 1925 roku.
Z ideą budowy prawosławnego katedralnego soboru w Warszawie wystąpił świeżo mianowany generał gubernator Hurko, bohater walk na Bałkanach. Pomysł ten, przedstawiony w specjalnej nocie carowi, uzyskał akceptację Aleksandra III.
Według Hurki wszystkie ówczesne prawosławne świątynie mogły pomieścić jedynie dziesiątą część prawosławnych mieszkańców miasta (było ich wtedy około 43 tysięcy), co szczególnie rzuciło się w oczy nowemu generałowi gubernatorowi. Jego starania przyczyniły się do zebrania niezbędnych środków. Znaczną ich część stanowiły dobrowolne składki z całej Rosji. Ofiarodawcami byli przedstawiciele wszystkich warstw społecznych, począwszy od cara i jego rodziny. Ofiarowywano pieniądze, materiały budowlane, utensylia cerkiewne.
28 sierpnia 1893 roku został utworzony specjalny komitet do spraw budowy soboru z Hurką na czele i rozpisano konkurs na projekt świątyni. Za najlepszy uznano projekt znanego architektaLeontija Benoisa, zatwierdzony przez Aleksandra III 13 stycznia 1894 roku.
Latem tego samego roku rozpoczęto budowę najbardziej znaczącego obiektu kultu Warszawy - prawosławnego soboru św. Aleksandra Newskiego, który stał się apogeum - jak pisze współczesny polski historyk architektury Piotr Paszkiewicz - budownictwa sakralnego w polskiej stolicy, dodatkowo uwieńczonego 70-metrową dzwonnicą, odtąd najwyższym punktem miasta.
Rok 1900 był ważnym etapem w historii świątyni. Jej budowa została ukończona i 9 listopada na głównej kopule stanął czteroramienny krzyż. Tego samego roku została powołana specjalna komisja artystyczna do opracowania i zrealizowania projektu wystroju wnętrz soboru. Projekt, zaproponowany przez największego rosyjskiego specjalistę w dziedzinie cerkiewnej archeologii i historii chrześcijańskiej sztuki, prof. N. M. Pokrowskiego, został przyjęty przez komisję na początku 1900 roku i później zatwierdzony przez władze diecezjalne i guberniane.
Do prac włączono najlepszych artystów Rosji. Freski w części ołtarzowej i kierownictwo pracami powierzono Wiktorowi Wasniecowowi, ikony zostały napisane przez Gurianowa i wielu innych znanych ikonopisców. Przy wykończeniu cerkwi w ogromnych ilościach wykorzystano metale szlachetne i półszlachetne, uralskie kamienie szlachetne, różnego rodzaju marmury i granity. W Moskwie dla soboru odlano czternaście dzwonów, największy był piątym co do wielkości dzwonem w Rosji. Szczególnym upiększeniem nowej warszawskiej prawosławnej świątyni były ogromne mozaikowe kompozycje, które bez wątpienia także do dziś mogą być uważane za najlepsze w swoim rodzaju. Było ich szesnaście, wszystkich przedmiotów i dzieł o wartości artystycznej około dziesięciu tysięcy - większość z nich osiągała poziom światowy.
20 maja 1912 roku sobór został wyświęcony - jego patronem został św. książę Aleksander Newski.
- Wznosząc tę świątynię - powiedział arcybiskup warszawski i przywiślański Mikołaj - jego twórcy nie odczuwali wrogości wobec otaczających nas innowierców. Przemoc nie leży w naturze prawosławia.
Pierwsza wojna światowa doprowadziła do ewakuacji w 1915 roku rosyjskiej administracji i prawosławnych duchownych z Warszawy. Miasto zostało niebawem zajęte przez niemieckie wojska, których episkopat zamienił sobór Aleksandra Newskiego w garnizonowy kościół katolicki św. Henryka.
W końcu 1918 roku Polska stała się niepodległym państwem i już trzy miesiące później warszawski magistrat podjął decyzję o likwidacji w mieście większości prawosławnych świątyń, z wyjątkiem dwóch, istniejących do dziś - cmentarnej na Woli i parafialnej na Pradze. Faktycznie zadecydowano wówczas i o losie olbrzymiej cerkwi na Placu Saskim, którą polscy znawcy sztuki określili nawet jako małowartościową, a ponadto zajmującą zbyt wiele miejsca przy jego niewystarczającej ilości w Warszawie. Oficjalnych przyczyn okazało się zbyt wiele i chociaż wszystkie one dzisiaj wydają się nieistotne, wtedy można było wysuwać nawet taki argument, że sobór należy zburzyć po to, by zmienić tło, na jakim stanie pomnik księcia Józefa Poniatowskiego.
Oczywiście zaślepienie ogarnęło nie całe polskie społeczeństwo, w którym mniejszości narodowe stanowiły ponad jedną trzecią (prawosławnych było około czterech milionów). Rozległy się też głosy w obronie soboru. Nie były jednomyślne, a przyczyny ich pojawienia się niekiedy sprzeczne. Tym niemniej wszystkie osoby, do których należały, w tym także wybitnych polskich działaczy, takich jak np. pisarz Stefan Żeromski, uważały zniszczenie soboru za barbarzyńską akcję. Część zwolenników niedopuszczenia do zniszczenia soboru, występujących o jego zachowanie w niezmienionym stanie, zaczęto nazywać soborytami, tym samym jakby podkreślając ich niepatriotyczność.
Nie skorzystano także z propozycji pozostałych zwolenników zachowania soboru nawet w zmienionej formie - jako muzeum martyrologii polskiego narodu, o czym mówił Stefan Żeromski, archiwum, nawet garnizonowego kościoła.
Z każdym rokiem proces zniszczenia cerkwi przybierał na sile. Próby jego zachowania okazywały się bezowocne. Nie pomogły nawet głośne protesty w polskim sejmie i senacie.
Oto np. co mówił w senacie latem 1924 roku prawosławny senator Bogdanowicz: -Wystarczy pójść na Plac Saski i popatrzeć na odarte kopuły na wpół zniszczonego soboru. Tylko nie mówcie panowie, że on musiał być zniszczony jako pomnik niewoli. Powiedziałbym, że dopóki on stoi, jest najlepszym pomnikiem dla przyszłych pokoleń, uczącym je, jak można szanować i strzec swojej ojczyzny, rozebrany będzie haniebnym pomnikiem nietolerancji i szowinizmu! Nie sposób nie zwrócić uwagi na to, że w tym soborze są wybitne dzieła sztuki, w które włożono wiele duchowych sił najlepszych synów sąsiedniego narodu - i ci, którzy tworzyli te dzieła sztuki, nie myśleli o żadnej polityce. Polski naród czuje to, a także poważne skutki takiego postępowania i już tworzy swoją legendę dotyczącą zniszczenia soboru... Ale naszych politykierów to w żaden sposób nie porusza. A przecież przyjeżdżają cudzoziemcy - Anglicy, Amerykanie - patrzą na to ze zdziwieniem, fotografują, a fotografie rozpowszechniają po całym świecie, naturalnie razem z opinią o polskiej kulturze i cywilizacji.
Pragnąc nadać kampanii niszczenia największej w międzywojennej Polsce prawosławnej świątyni naprawdę ogólnonarodowy, ogólnopaństwowy charakter, warszawski magistrat wydał specjalne "dostępne dla każdego bony, zagwarantowane wartością materiału otrzymanego w wyniku zburzenia soboru, żeby każdy Polak mógł uczestniczyć w tym dziele". Do ostatecznego zburzenia soboru magistrat wykorzystał specjalne brygady, które dokończyły dzieła, wykorzystując taktykę małych wybuchów. Ich liczba, jak donosiła w tamtych latach warszawska prasa, sięgnęła niemal piętnastu tysięcy (!)...
Niewiele dzisiaj przypomina o soborze. Przede wszystkim milczy nasza pamięć. Te pojedyncze głosy, które kilkakrotnie rozlegały się w ostatnich latach i które najprawdopodobniej ma na uwadze Janusz Tazbir, nie liczą się. W wielu krajach znalazły się co prawda poszczególne elementy wystroju i wyposażenia soboru. Ale one milczą, tak jak milczy kamienny nagrobek Józefa Piłsudskiego na krakowskim Wawelu, w części wykonany z najcenniejszych materiałów ze zniszczonego prawosławnego soboru. "Zabrane soborowi" można zobaczyć też w innych miejscach, także w kościołach katolickich.
Szczęśliwszy los spotkał kilka mozaikowych panneau z soboru, dokładniej jedynie ich części, przewiezionych wówczas do poleskiego miasta Baranowicze i zamocowanych na ścianach zbudowanej w 1931 roku prawosławnej świątyni Pokrowy Bogarodzicy. Była pośród nich także część mozaiki Koszelowa "Spas z budowniczymi", przedstawiającej Benoisa trzymającego model soboru, a także nieduży fragment kompozycji Wasniecowa O Tiebie radujetsa, Błagodatnaja, wsiakaja twar’.
Prawosławny katedralny sobór w Warszawie stał się niemal pierwszą w Europie w XX wieku chrześcijańską świątynią, startą z powierzchni ziemi na mocy decyzji władz. Nawet w ZSRR wysadzenie cerkwi Chrystusa Zbawiciela nastąpiło dopiero w 1931 roku.
W II Rzeczypospolitej, jak oficjalnie nazywała się międzywojenna Polska, niszczenie prawosławnych świątyń rozpoczęło się znacznie wcześniej.
W ciągu pierwszych dwóch lat niepodległości (1918-1920) likwidacją około czterystu prawosławnych świątyń i zburzeniem warszawskiego katedralnego soboru w całej Rzeczypospolitej rozpoczęto masowe niszczenie prawosławnych świętości. W wielu miastach wojewódzkich, w tym także tam gdzie prawosławni stanowili rdzenną ludność, zniszczono prawosławne świątynie. Jednocześnie z warszawskim soborem w latach 1924-1925 został zniszczony ogromny sobór Podniesienia Krzyża Pańskiego na Placu Litewskim w Lublinie - pierwsza katedra biskupia św. patriarchy Tichona.
Podobne akcje trwały w II Rzeczypospolitej, osiągnąwszy swoje apogeum latem 1938 roku. Wtedy w czerwcu i lipcu na Chełmszczyźnie na żądanie katolickiej społeczności wojsko i policja zniszczyły około 150 wiejskich prawosławnych cerkwi. Wszystko to miało miejsce w miejscowościach zamieszkałych wyłącznie przez prawosławnych Ukraińców, żyjących tam od stuleci, ostatecznie wypędzonych ze swych ziem w pierwszych latach po drugiej wojnie światowej podczas pacyfikacyjnej Akcji Wisła.
tłumaczyła Ałła Matreńczyk
APPENDIX.
Mniejszości? Ile was jest?
Michał Bołtryk
W 2011 roku w kraju popełniono dziewięćdziesiąt przestepstw na tle antysemityzmu, rasizmu i ksenofobii. Tak wynika z informacji dyrektor Danuty Głowackiej-Mazur z ministerstwa spraw wewnętrznych. 51 przestępstw dotyczyło mniejszości narodowych i etnicznych w Polsce, w tym dziesięć z nich miało miejsce na Podlasiu. Dużo to czy mało? Każde przestępstwo to o jedno za dużo. Ale w roku 2010 było mniej – 78, z czego 45 dotyczyło mniejszości narodowych i etnicznych. TUTAJ
O tym mówiono 21 marca 2012 roku w Podlaskim Urzędzie Wojewódzkim w Białymstoku podczas wyjazdowego posiedzenia Sejmowej Komisji Mniejszości Narodowych i Etnicznych, którą kieruje poseł Miron Sycz z Platformy Obywatelskiej. Oprócz parlamentarzystów byli przedstawiciele ministerstwa spraw wewnętrznych oraz pełnomocnik rządu ds. równego traktowania, minister Agnieszka Rajewicz.Pani minister mówiła o programach szkolenia, radach konsultacyjnych, śledztwach:
– Nie unikniemy niechcianych wydarzeń, ale ważne jest, aby odpowiednio na nie reagować i ścigać przestępstwa. Niestety, z tym różnie bywa. Wydawane są niskie wyroki, a często sprawy są umarzane z powodu „niskiej szkodliwości czynów”. Współcześnie jest wiele przestępstw na tle rasowym, dokonywanych przy pomocy Internetu. Często w tych przypadkach wymiar sprawiedliwości jest bezsilny, bo serwery komputerowe, z których płyną nienawistnie treści, znajdują się poza Polską.
O źródłach agresji na tle różnic rasowych, etnicznych i narodowych mówił dr Lech Nijakowski, stały doradca Komisji. – Skąd się bierze tyle agresji u ludzi? Przyczyny nie są takie proste, jak się powszechnie uważa. Wiele zależy od liderów grup, do których przystępują ludzie. Powszechnie się uważa, że do subkultur wchodzą ludzie niewykształceni. A tak nie jest. Do organizacji rasistowskich przystępują także osoby wykształcone. Ważna dla nich jest ideologia. W niektórych przypadkach ofiarami agresji są te mniejszości, o których bardzo dużo się mówi w mediach. Te mniejszości najczęściej nikomu nie zagrażają. Ale padają ofiarą na zasadzie tzw. kozła ofiarnego. Źródła agresji, mało o tym się mówi, mogą wynikać także ze stanu debaty publicznej. Wielki wpływ na to mają media i politycy. Niestety, zauważył ekspert, edukacja nie wyeliminuje aktów agresji.
O przykładach „debaty publicznej” mówił w dyskusji Jan Syczewski, przewodniczący Białoruskiego Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego. – Im więcej debat na ten temat, tym więcej zdarzeń negatywnych. To wynika też z danych ministerstwa. Wydaje się, że zwalczamy skutki, a nie przyczyny. Ksenofobia, antysemityzm mają głębsze uwarunkowania. Zły przykład dają społeczeństwu elity. Do takich można zaliczyć odsłonięcie przez prezydenta pomnika „Ognia”, który zamordował wielu Słowaków i Żydów. Dla mniejszości był on mordercą. Zwróciłbym też uwagę na manifestacje pobożnych i zwyczajnych ludzi w obronie Telewizji Trwam. Czy hasła na transparentach typu „Tu jest Polska” nie przyczyniają się do powstawania agresji?
– Ważne jest – mówił Stanisław Stankiewicz, przedstawiciel mniejszości romskiej – wychowanie w rodzinie, ale także kształcenie młodych ludzi. Bardzo mało wiadomo jest o mniejszościach w Polsce. Czy instytucje powołane do ochrony praw mniejszości spełniają swoje zadania? Mam wątpliwości. Bo im więcej takich instytucji powstaje, tym więcej jest przykrych zdarzeń.
Przedstawiciele rządu, jak też ekspert komisji, mówili o sprawach i faktach oczywistych, jeśli chodzi o agresję na tle antysemityzmu, rasizmu i ksenofobii. Ale przedstawiciele Białorusinów, Litwinów, Muzułmanów i Rosjan mówili o innego rodzaju nietolerancji, a może czymś więcej, istniejącym w Białymstoku.
Mufti Tomasz Miśkiewicz, przedstawiciel Tatarów w Polsce: – Mówi się dużo o równym traktowaniu, edukacji, zwalczaniu nietolerancji. A czymże jest decyzja Agnieszki Romaszewskiej-Guzy, dyrektor oddziału TVP Białystok, o zdjęciu programów mniejszości narodowych? To jest telewizja publiczna, która ma misję kształcenia, wychowania. Na jej utrzymanie idą nasze podatki. Piszemy pisma do pani dyrektor. W odpowiedzi otrzymujemy pytania typu: „Kim jesteście? Ile was jest?”. Mieliśmy raz w miesiącu program Orient Podlaski. To było 5-7 minut. Koszt produkcji niski. Jakie oszczędności pozyskano, likwidując ten program? Materiały tam pokazywane były ważne nie tylko dla Tatarów, ale też dla innych. Likwidacja tej audycji przyczynia się właśnie do ksenofobii w społeczeństwie polskim. Apeluję, aby zająć się sprawą decyzji pani dyrektor Agnieszki Romaszewskiej.
Andrzej Romańczuk, przedstawiciel Stowarzyszenia Rosjan w Polsce: – Pani dyrektor Agnieszka Romaszewska pisze do nas i pyta: „Skąd się wzięliście w Polsce?”. Czy to nie podpada pod język nienawiści? Pani dyrektor likwiduje programy, bo widocznie wie lepiej, kto na Podlasiu jest mniejszością narodową. Pani Romaszewska w ogóle nie chce rozmawiać z mniejszościami. Kieruje telewizją publiczną, która ma obowiązki wynikające z ustawy, a ma kolonialne zapędy. Rezultat decyzji pani Romaszewskiej jest taki, że program „Rosyjski expres” jest robiony za pieniądze Rosji. Czy to jest normalne? Od lata 2011 roku w telewizji jest taka sytuacja – niektóre mniejszości są finansowane przez państwo polskie, niektóre przez inne państwa, a niektórzy nie mają nic.
Jan Wydra, przedstawiciel Litwinów: – Panorama Litewska także była zlikwidowana, ale potem ją przywrócono. Dziś mamy inny problem, audycji o Litwinach Litwini oglądać nie mogą. Program w Puńsku jest niewidzialny. Mówi się nam, że z chwilą cyfryzacji będziemy mogli ten program odbierać.
Eugeniusz Wappa, przewodniczący Związku Białorusinów, redaktor naczelny „Niwy”: – Przyzwolenie na likwidację programów mniejszości w telewizji to przyzwolenie na łamanie prawa. Na odbiorców są nakładane kary za niepłacenie abonamentu. Czy nie trzeba byłoby pomyśleć, w związku z decyzją o likwidacji tych programów, o niepłaceniu abonamentu. Będzie to obywatelskie nieposłuszeństwo.
Rzadko się zdarza, aby jedna osoba zjednoczyła różne mniejszości narodowe i osoby o różnych poglądach politycznych. Agnieszce Romaszewskiej, dyrektor oddziału TVP Białystok, to udało się nadzwyczajnie. A stało się to latem 2011 roku, gdy białostocki oddział telewizji zawiesił emisję programów telewizyjnych „Panorama Litewska”, „Podlaski Orient”, „Rosyjski Głos” i „My Romowie”.
Ciekawe, że pod koniec maja 2011 roku rada programowa TVP zorganizowała w Białymstoku konferencję o szumnej nazwie „Misja telewizji publicznej w społeczeństwie wielokulturowym na przykładzie TVP SA oddział w Białymstoku”. Wiele tam mówiło się o roli białostockiego ośrodka w nadawaniu programów o mniejszościach i dla mniejszości, a także o znaczeniu tych programów w zachowaniu tożsamości narodowej mieszkańców wielokulturowego Podlasia. Po kilku miesiącach „zachowanie tożsamości narodowej” pani dyrektor Romaszewska wyrzuciła do kosza, z powodu… trudności finansowych. W te trudności nikt z mniejszości do dziś nie wierzy. Oszczędność na programach mniejszościowych jest znikoma. Tymczasem, trzeba to powtarzać, ogromne pieniądze idą co roku na telewizję Biełsat. Dyrektorem tej telewizji jest także Agnieszka Romaszewska. Ten program Polska funduje Białorusi, aby tam budować demokrację. To inwestycja kosztowana. Na posiedzeniu Komisji Kultury i Środków Przekazu prezes TVP Juliusz Braun tak mówił: – Pani dyrektor Romaszewska (...) ma pewien taki gest, jeśli chodzi o sprawy finansowe, ponieważ mówi: „Powiedziałam, że potrzebuję 25 mln zł. Co mnie obchodzi, że wpisaliście do budżetu 19 mln zł”. Chodzi o budżet Biełsatu.
Nadawanie programów telewizyjnych o i dla mniejszości narodowych gwarantuje Konstytucja RP, ale także inne akty prawne obowiązujące w RP: ustawa o mniejszościach narodowych i etnicznych oraz języku regionalnym, europejska konwencja ramowa o ochronie mniejszości narodowych i etnicznych, europejska karta języków regionalnych i mniejszościowych i ustawa o radiofonii i telewizji.
Ale widocznie to wszystko nie obowiązuje pani dyrektor białostockiego oddziału telewizji.
środa, 16 maja 2012
demotywatory RPrl
Nieuchronność wybuchu społecznego w Polsce
Wiele osób interesujących się życiem społecznym i politycznym czuje, że coś nastąpi. Pojawia się przeświadczenie o bliskim końcu degrengolady politycznej niszczącej Polskę. Czy intuicja znajduje obiektywne potwierdzenie w procesach politycznych i społecznych oraz zjawiskach socjologicznych i psychologicznych?
II Wojna Światowa spowodowała gigantyczne straty demograficzne. Pokój wyzwolił optymizm i nadzieję na lepsze czasy. Szczęście zaowocowało na poły instynktownym wzrostem urodzeń. Zaczęło się rodzić nowe pokolenie. Pokolenie baby boom.
Urodzenia w Polsce (tysiące)
W Polsce proces ten rozpoczął się tuż po zakończeniu wojny, a swoją kulminację osiągnął w latach 1950-1958. Rok w rok rodziło się ponad 750 tys. Polaków ze szczytem 794 tys. w 1955 r. Dzieci wówczas urodzone osiągnęły pełnoletniość (18 lat) w latach 1968-1976. Te z nich, które studiowały skończyły kształcenie (wiek 24 lat) w latach 1974-1982. Generalnie pokolenie baby boom zakładało rodziny mniej więcej od 1968 do 1982 r.
Młodość. Idealizm. Romantyzm. Sprzeciw wobec porządku „starych”. Brak zobowiązań rodzinnych. Brak zobowiązań finansowych np. kredyty na zakup mieszkań. A jednocześnie poszukiwanie pierwszej pracy, poszukiwanie mieszkania, poczucie wykorzystywania, niskie zarobki, niedopuszczanie do awansów. Wielkie aspiracje i marzenia zderzające się z twardą finansową rzeczywistością i dyskryminacją. To zaczyn fermentu.
Socjologicznym symbolem jest, że rocznik 1955 (szczyt baby boom) dominował w Polsce pod względem liczebnym w 1980 r. Na piramidzie według wieku Polaków dla 1980 r. doskonale widać dominację liczebną pokolenia baby boom.
Źródło: Główny Urząd Statystyczny.
Demograficzna fala osób w wieku 18-35 lat przewyższała pokolenie swoich rodziców (roczniki mniej więcej 1920-1940) o ok. 50 %, a dziadków (roczniki 1895-1915) o ok. 100 %. Masa. To ich rękoma przeprowadzono rewolucję Solidarności. Ferment wywołał wybuch w masie.
Ferment plus masa równa się wybuch to prawo uniwersalne. Dokładnie te same podstawy, to samo pokolenie realizowało rewolucję studencką 1968 r. na zachodzie. Rewolucja obyczajowa, lewicowość, uwiedzenie komunizmem, przejmowanie rządu dusz. Nie ma przypadku. Jest demografia i socjologia.
Piramida z 1980 r. dostarcza jeszcze jednej ciekawej obserwacji. Coś działo się u jej podstaw. Pojawiło się relatywnie dużo kilkuletnich dzieci. Pokolenie baby boom zaczęło płodzić swoje dzieci. Od 1973 r. do 1987 r. rodziło się rocznie ponad 600 tys. dzieci ze szczytem 724 tys. w 1983 r. Dzieci z tego wyżu demograficznego osiągnęły pełnoletniość mniej więcej w latach 1991-2005. Kończą kształcenie wyższe w latach 1997-2011 (pierwszy kierunek). Warte podkreślenia jest to, że aż ok. 50 % tego pokolenia zdobywa wyższe wykształcenie. I zderza się z twardą rzeczywistością.Bezrobocie wśród absolwentów jest najwyższe i nadal rośnie.
Piramida wieku dla 2010 r. nie pozostawia wątpliwości. Właśnie teraz w Polsce liczebnie dominuje radykalizujące się pokolenie w wieku ok. 18-40 lat. Dłużej kształcące się. Później zakładające rodziny i później mające pierwsze dzieci.
Źródło: Główny Urząd Statystyczny.
Politycy w Polsce zrobili wszystko aby powstały warunki do wybuchu. Bezrobocie wśród młodych. Traktowanie ich per noga - won za granicę na zmywaki, na pola, na budowy. Nabranie na niskie stopy procentowe i umacniającą się złotówkę w celu pozaciągania kredytów hipotecznych. Krytyczna sytuacja finansów publicznych, która detonuje kryzys zadłużeniowy – osłabienie złotówki i wzrost stóp procentowych (pozapisywana w umowach małymi literkami zmienność stóp procentowych). Pułapka zadłużenia.
Strachy na lachy? Polska już nie jeden taki kryzys przechodziła. Na początku lat 80-tych XX wieku dwukrotny wzrost stóp procentowych na zachodzie rozłożył skredytowaną w zagranicznych bankach wysiłkiem Edwarda Gierka gospodarkę. Obecnie różnica jest taka, że kryzys zadłużeniowy odczuje nie tylko abstrakcyjne państwo, ale każdy z indywidualnych kredytobiorców na własnej skórze. Namiastkę tego przeżyli kredytobiorcy za Leszka Balcerowicza (nota bene już zakładającego ostrogi aby ponowni wbić je w ciało Polaków). A może ze strachu, który jest już wyczuwalny w wypowiedzi Waldemara Pawlaka nie będą podnosić stóp? To też przerabialiśmy. Polacy nie wybaczą galopującej inflacji i rosnącej ceny chleba i mięsa.
Jest ferment. Jest masa. Będzie wybuch. A może to tylko przypadek, co najwyżej teoria? Popatrzmy na Afrykę 2011 r. Główną rolę w zamieszkach odegrali wściekli i dominujący liczebnie w społeczeństwie młodzi. Gdy zobaczyli swoją masę poczuli siłę. Nic ich nie mogło zatrzymać. Nawet zagrożenie życia.
Nie dziwmy się zatem pielgrzymce Donalda Tuska do Izraela i Ziemi Świętej. Tylko wymodlony pod Ścianą Płaczu cud może uratować skórę premiera i polityków z jego pokolenia. Tylko skórę i aż skórę. Ich kariera na naszych oczach definitywnie kończy się.
Nieuchronnie nadchodzi nowe.
"Nasz naród jak lawa
Z wierzchu zimna i twarda, sucha i plugawa
Lecz wewnętrznego ognia sto lat nie wyziębi”
Z wierzchu zimna i twarda, sucha i plugawa
Lecz wewnętrznego ognia sto lat nie wyziębi”
Adam Mickiewicz, Dziady, Część III
24.02.2011
Subskrybuj:
Posty (Atom)