WPŁATY POLSKI do EU 2014 :
17 mld 700 mln 683 tys. zł.
1 mld 492 mln / mies
Dodruk pieniądza - jak to się robi w Polsce
13 marca 2013 roku, 10:20 | autor: Krystyna Szurowska | SEE
Ś.p. Andrzej Lepper słynął głównie z rozsypywania ziarna na
drogę oraz chęci ”drukowania” pieniędzy. Tak zwani mędrcy i autorytety
mówili „niewykształcony cham i głupek”. Dlaczego tego nie mówią o
Donaldzie Tusku i ”ekipie”? Czyżby dlatego, że Donald teorii nie głosi, a
przeszedł do praktyki?
Donald Tusk znany jest z „bycia lepszym niż Gierek” w zadłużaniu państwa. Społeczeństwo nie dziwi się, że dług publiczny rośnie w tempie zastraszającym z powodu niezdrowego zaufania do premiera. Spora część ludzi uważa, że nie ma w tym nic zdrożnego, ponieważ taka Francja, czy Hiszpania mają o wiele większe długi, a „są to bogate państwa”. Media „podstawowe” nie przekazują informacji, że np. Angela Merkel przyznała, że Francja to druga Grecja i leży pod respiratorem, czy jak wygląda dzisiejsza Hiszpania.
Jeśli nie widzimy i nie słyszymy takich informacji, wydaje nam się, że wszystko jest w normie. Nastąpi jednak kiedyś, pewnie stosunkowo niedługo, ten moment, kiedy okaże się, że cena chleba zmienia się co 40 minut, albo że w sklepie jest tylko ocet i wtedy wszyscy chórem powiedzą "a nie mówiłem".
Dlaczego więc nie dotyka nas ogromna inflacja, skoro działania rządu
są tak oczywiste? Wszystkiemu „winna” jest Rada Polityki Pieniężnej,
której najwyraźniej jeszcze chociaż odrobinę zależy na dobrej opinii.
Stara się utrzymać swój cel, inflację na poziomie 2,5% (a przynajmniej
zbyt daleko od niego nie wylądować).
W 2011 rada podwyższyła stopy procentowe, zaostrzając tym samym stosunki z ministrem Rostowskim.
W następnych latach operacji nie udało się powtórzyć z nieznanych przyczyn (argument „kryzysu” w przypadku stóp procentowych jakoś do mnie nie przemawia). Dodatkowo nadmiar pieniędzy ściągany jest z rynku - z banków komercyjnych za pomocą emisji bonów pieniężnych. Są to krótkoterminowe papiery wartościowe, kupowane przez banki komercyjne, wypuszczane przez NBP w celu „zamrożenia” pieniędzy z rezerw tych banków, które to rezerwy w większości przeznaczane są na kredyty.
Oznacza to nic innego, jak mniejszą ilość pieniędzy na rynku, co na jakiś czas wstrzymuje wzrost cen. W ten sposób bank centralny zachował „twarz”. Jest jednak jasne, że RPP jest w ciężkich stosunkach z naszym ministrem (pseudo)finansów, a jego apetyt na „pusty pieniądz” nie maleje, dlatego możemy się spodziewać lawiny inwencji ze strony Vincenta.
Prawdą starą jak świat jest, że kiedy zaczyna rządowi brakować kasy, to ją sobie drukuje. Miało to miejsce tyle razy w historii, że trudno zliczyć, a wiele z takich wypadków jest ludzkości nieznane. Co tak naprawdę oznacza hiperinflacja zdążyliśmy się przekonać.
Ciekawe, czy byłby to wystarczająco dobry powód, dla którego tłum przestałby głosować na Platformę.
Donald Tusk znany jest z „bycia lepszym niż Gierek” w zadłużaniu państwa. Społeczeństwo nie dziwi się, że dług publiczny rośnie w tempie zastraszającym z powodu niezdrowego zaufania do premiera. Spora część ludzi uważa, że nie ma w tym nic zdrożnego, ponieważ taka Francja, czy Hiszpania mają o wiele większe długi, a „są to bogate państwa”. Media „podstawowe” nie przekazują informacji, że np. Angela Merkel przyznała, że Francja to druga Grecja i leży pod respiratorem, czy jak wygląda dzisiejsza Hiszpania.
Jeśli nie widzimy i nie słyszymy takich informacji, wydaje nam się, że wszystko jest w normie. Nastąpi jednak kiedyś, pewnie stosunkowo niedługo, ten moment, kiedy okaże się, że cena chleba zmienia się co 40 minut, albo że w sklepie jest tylko ocet i wtedy wszyscy chórem powiedzą "a nie mówiłem".
Już
teraz powinna przerażać nas wszędobylska drożyzna, ale jak to mówią „nie
martw się będzie gorzej”.
Od 2011 roku realizowana jest przez rząd Donalda Tuska polityka „na Leppera”, czyli przytulanie pieniędzy NBP przez budżet państwa.
Od 2011 roku realizowana jest przez rząd Donalda Tuska polityka „na Leppera”, czyli przytulanie pieniędzy NBP przez budżet państwa.
Zyski NBP pochodzą najczęściej z różnicy kursu
złotego. Jeśli na przykład na początku roku 1 dolar był warty 2 złote, a
pod koniec 2,5 złotego, kupując 100 obligacji po 1 dolar, za 200
złotych w styczniu, sprzedajemy je w listopadzie otrzymując 250 złotych.
Zysk pochodzi z operacji finansowej, która zakłada osłabianie się
złotówki.
Jeśli NBP zasila tym zyskiem budżet państwa możemy
być pewni, że złotówka będzie się osłabiać, gdyż taki zastrzyk dla
budżetu jest inflacjogenny. Równie dobrze rząd mógłby sobie te 8
miliardów (bo takie transze zasilały budżet) wydrukować lub wyobrazić.
Za tym zyskiem NPB nie stoi bowiem żadne wyprodukowane dobro.
Kilka miliardów jednak nie zaspakaja dużego apetytu Ekipy i znaleźli
kolejną „drukarkę”. Oficjalnie konstytucja zakazuje kupna przez NBP
polskich obligacji, ponieważ taka operacja to pożyczanie pieniędzy
„sobie samemu”, a więc nic innego jak ich kreowanie. Zgodnie z definicją
„nie ma takiego prawa, którego nie dałoby się obejść” powstał plan: NBP
kupi obligacje zagraniczne (bo może), a zagranica kupi obligacje nasze
(bo też może), a pieniądze za nie powędrują do rządu. Skutek identyczny,
jak w przypadku skupowania polskich papierów wartościowych przez NBP,
tylko telefonów trochę więcej trzeba wykonać.
Niektórzy nawet przypuszczają, że NBP wcale nie kupił zagranicznych
obligacji, ma wskazywać na to znaczące zwiększenie rezerw nbp-owskich.
W 2011 rada podwyższyła stopy procentowe, zaostrzając tym samym stosunki z ministrem Rostowskim.
W następnych latach operacji nie udało się powtórzyć z nieznanych przyczyn (argument „kryzysu” w przypadku stóp procentowych jakoś do mnie nie przemawia). Dodatkowo nadmiar pieniędzy ściągany jest z rynku - z banków komercyjnych za pomocą emisji bonów pieniężnych. Są to krótkoterminowe papiery wartościowe, kupowane przez banki komercyjne, wypuszczane przez NBP w celu „zamrożenia” pieniędzy z rezerw tych banków, które to rezerwy w większości przeznaczane są na kredyty.
Oznacza to nic innego, jak mniejszą ilość pieniędzy na rynku, co na jakiś czas wstrzymuje wzrost cen. W ten sposób bank centralny zachował „twarz”. Jest jednak jasne, że RPP jest w ciężkich stosunkach z naszym ministrem (pseudo)finansów, a jego apetyt na „pusty pieniądz” nie maleje, dlatego możemy się spodziewać lawiny inwencji ze strony Vincenta.
Prawdą starą jak świat jest, że kiedy zaczyna rządowi brakować kasy, to ją sobie drukuje. Miało to miejsce tyle razy w historii, że trudno zliczyć, a wiele z takich wypadków jest ludzkości nieznane. Co tak naprawdę oznacza hiperinflacja zdążyliśmy się przekonać.
Ciekawe, czy byłby to wystarczająco dobry powód, dla którego tłum przestałby głosować na Platformę.