o * H e r o i z m i e

Isten, a*ldd meg a Magyart
Patron strony

Zniewolenie jest ceną jaką trzeba płacić za nieznajomość prawdy lub za brak odwagi w jej głoszeniu.* * *

Naród dumny ginie od kuli , naród nikczemny ginie od podatków * * *


* "W ciągu całego mego życia widziałem w naszym kraju tylko dwie partie. Partię polską i antypolską, ludzi godnych i ludzi bez sumienia, tych, którzy pragnęli ojczyzny wolnej i niepodległej, i tych, którzy woleli upadlające obce panowanie." - Adam Jerzy książę Czartoryski, w. XIX.


*************************

WPŁATY POLSKI do EU 2014 :
17 mld 700 mln 683 tys. zł.
1 mld 492 mln / mies
40 mln d z i e n n i e

50%
Dlaczego uważasz, że t a c y nie mieliby cię okłamywać?

W III RP trwa noc zakłamania, obłudy i zgody na wszelkie postacie krzywdy, zbrodni i bluźnierstw. Rządzi państwem zwanym III RP rozbójnicza banda złoczyńców tym różniących się od rządców PRL, iż udają katolików

Ks. Stanisław Małkowski

* * * * * * * * *

środa, 16 lipca 2014

NSDAP- nieudany zamach 1939 * W rocznicę 20.VII.44


Zapomniany zamach na Hitlera
 
Przegląd nr 46/2004
 
Eugeniusz Guz
 
Autor jest dziennikarzem, wieloletnim korespondentem w Niemczech.


Gdyby powiódł się 8 listopada 1939 r., przed 65 laty, mało komu znany, pierwszy zamach na Hitlera, miałby dla niepodległości i integralności terytorialnej Polski nieobliczalne, fatalne konsekwencje.

 
Podczas gdy o czynie płk. von Stauffenberga 20 lipca 1944 r. wydano tomy wspomnień i relacji, nazwisko Johann Georg Elser
przez wiele lat nie mówiło nic nawet Niemcom. W liczącej 50 tys. haseł encyklopedii „Meyers Grosser Handlexikon” (wyd. XI z 1974 r. poprawione i uzupełnione) znajdziemy wprawdzie nazwisko Fanny Elsser, austriackiej baletnicy, opatrzone nawet zdjęciem. O sprawcy zamachu na Hitlera cisza. Dopiero w 50. rocznicę wybuchu bomby zegarowej w Bürgerbräukeller emitowano w RFN film dokumentalny w TV, a w księgarniach ukazała się książka. Lokalny, społeczny komitet musiał lata całe pokonywać liczne opory władz gminnych, zanim w końcu głośny fakt historyczny pozwolono upamiętnić obeliskiem w rodzinnej miejscowości Elsera. 60. rocznica jego śmierci, która minęła przed kilkoma miesiącami, i obecna 65. rocznica zamachu znów pozostały w głębokim cieniu pamięci von Stauffenberga.

Powód przemilczenia czynu tego zamachowca okazuje się dziecinnie prosty. Elser był skażony komunistyczną przeszłością. To nic, że była ona ideowo skromna, a nawet dość nieprzejrzysta. Elser, 34-letni wówczas mieszkaniec bawarskiej wioski, po siedmiu klasach szkoły podstawowej musiał zapomnieć o dalszej nauce, chociażby z powodu gwałtownego charakteru ojca pijaczyny. W końcu zdobył jednak fach stolarza meblowego, lecz o pracę było trudno. To zbliżyło go do środowiska komunistycznego, które źródła wszelkich nieszczęść upatrywało w Hitlerze. Od początku był zdecydowanym przeciwnikiem narodowego socjalizmu. Konsekwentnie odmawiał pozdrowienia „Heil Hitler”, nie uczestniczył w zbiorowym we wsi słuchaniu radiowych wystąpień Hitlera. Już jesienią 1938 r. zaczął gromadzić materiał wybuchowy, o który w kamieniołomach było stosunkowo łatwo. Na początku 1939 r. Elser przeniósł się do fabryki amunicji, która wytwarzała granaty oraz zapalniki do pocisków artyleryjskich. Jako laik musiał samouctwem zdobyć elementarną wiedzę, jak dokonać eksplozji bomby zegarowej. Pierwsze próby przeprowadzał w ogródku rodziców. Zmajstrował sobie kuferek z podwójnym dnem, gdzie przechowywał niezbędny sprzęt i środki do skonstruowania bomby zegarowej.
 
Elser wiedział, że w każdą rocznicę nieudanego puczu nazistów 8 listopada Hitler przybywa do kolosalnej monachijskiej piwiarni Bürgerbräukeller, by wystąpić przed weteranami walki. Następstwem tego nieudanego puczu przeciwko władzom bawarskim były bowiem ofiary śmiertelne, a Hitler trafił do więzienia. Wiosną 1939 r. Elser udał się po raz pierwszy do Monachium, bezskutecznie szukał zatrudnienia w Bürgerbräukeller. W sierpniu 1939 r. wynajął w Monachium pokój. Dzięki częstej obecności w piwiarni zdobył zaufanie personelu i uzyskał niezbędne informacje, z którego dokładnie miejsca na podium przemawia Hitler. Dowiedział się, która kelnerka tradycyjnie obsługuje spotkania weteranów, i wypytał ją szczegółowo o przebieg takiego spotkania. Przed zamknięciem lokalu chował się w pomieszczeniu nieobecnych już wówczas sprzątaczek. Gdy piwiarnia całkowicie pustoszała, tłumiącym hałas sprzętem, korzystając tylko z latarki elektrycznej, żłobił w filarze przez 30 nocy otwór wielkości 70 x 90 cm. Rano bocznym wyjściem opuszczał budynek z podręczną walizką, do której z kartonu przesypywał gruz. Na mieście walizkę opróżniał. Własnym sumptem zbudował także dwa identyczne mechanizmy zegarowe, na wypadek gdyby jeden zawiódł. W otworze umieścił 10-kilogramowy ładunek wybuchowy. W przylegającym do podium filarze obudowanym drewnianymi panelami podpiłował część i zamocował zawiasy. Powstało coś w rodzaju drzwiczek zakrywających żłobiony otwór. Przyćmione w tym miejscu światło czyniło je niewidocznymi. Zdumiewające, że przez 30 dni nikt tej krzątaniny nie zauważył. W nocy z 7 na 8 listopada sprawdził wszystko jeszcze raz, po czym wsiadł do pociągu jadącego do Konstancy, by przed wybuchem przekroczyć niemiecko-szwajcarską zieloną granicę.

Mechanizm zegarowy nastawiony był na godz. 21.21. Filar z ukrytą wewnątrz bombą zasłaniała kilkumetrowa hitlerowska flaga, tak że nikt nie mógł wypatrzyć zamocowanych na filarze drzwiczek. Złe warunki atmosferyczne uniemożliwiły start samolotu do Berlina. Ponieważ pociąg odjeżdżał o godzinie 21.31, Hitler musiał skrócić spotkanie z weteranami nazizmu.

Hitler opuścił wiec nazistów o 21.07, a 13 minut później nastąpił wybuch tak gwałtowny, że zawalił się cały sufit, powodując śmierć ośmiu osób i raniąc 62. Führer i jego najbliżsi ocaleli. Nietrudno było puścić w obieg propagandową wersję, że „znów opatrzność czuwała nad führerem”. Za pomoc w schwytaniu zamachowca wyznaczono niewiarygodnie wysoką nagrodę 60 tys. marek. Kiedy od zielonej granicy dzieliło Elsera jeszcze ok. 200 m, trafił na celników niemieckich. Tłumaczył im, że zbłądził. Ci jednak przekazali go straży granicznej, która opróżniając mu kieszenie, znalazła widokówkę Bürgerbräukeller oraz części zapalnika. Ponieważ strażnicy przed chwilą usłyszeli wiadomość radiową o zamachu, stali się bardziej czujni. Gdy Elser wyjął jeszcze z kieszeni znaczek bojówki komunistycznej Rotkämpferbund, dla graniczników stało się oczywiste, że trzeba go przekazać monachijskiemu gestapo, bo dla tego środowiska tajna policja zastrzegła sobie wyłączność.
 
Czytelnik zapyta, dlaczego trzymał przy sobie wszystkie pośrednie dowody winy. Elser chciał przed Szwajcarami udowodnić, że to on był sprawcą zamachu i zapracować w ten sposób na azyl. Zaczęły się przeplatane torturami przesłuchania, przeniesione po kilku dniach do centrali gestapo w Berlinie.

Gestapo przesłuchało także pół wioski Königsborn, z której pochodził Elser. Niektórzy jego pracodawcy trafili nawet na dłużej do aresztu. Prawie wszystkich najbliższych krewnych Elsera przetransportowano do Berlina na przesłuchania. Początkowo Elser nie przyznawał się do winy, jednak po kilku dniach bolesnych przesłuchań złożył szczegółowe zeznania. Ostatecznie zdradziły go opuchnięte i zaropiałe kolana, ponieważ całą pracę musiał wykonywać, klęcząc. Wizja lokalna funkcjonariuszy gestapo potwierdziła, że wyżłobić otwór i zainstalować ładunek wybuchowy można było tylko, poruszając się na kolanach.
Pytany o motywy zamachu wyjaśniał: „Doszedłem do przekonania, że likwidując te trzy osoby: Hitlera, Göringa, Goebbelsa, utoruję drogę do władzy innym, którzy nie będą stawiali zagranicy żądań nie do przyjęcia i nie będą chcieli zagarnąć cudzych terytoriów”. Elser wyjaśnił, że nie mógł spokojnie przyglądać się, jak klasa robotnicza ubożeje, a Hitler zmierza do wywołania kolejnej wojny. O zamachu myślał już po monachijskiej tragedii Czechosłowacji. Napaść Trzeciej Rzeszy na Polskę rozwiała w nim ostatnie wątpliwości i wahania. „Chciałem zapobiec jeszcze większemu rozlewowi krwi”, zeznał.
Kiedy funkcjonariusz śledczy triumfująco zameldował szefowi gestapo, że Elser w końcu się przyznał, ten zareagował: a kto kryje się za tym zamachem? Gdy usłyszał, że nikt, Müller dodał: „Niech pan to wytłumaczy Himmlerowi”. Miał rację, bo ten opatrzył protokół zeznań Elsera uwagą: „Jaki idiota prowadził to przesłuchanie?”. Himmler zdecydował wziąć Elsera w swoje ręce, lecz także nic nie wskórał.

Nazistowska elita wierzyła głęboko, że w zamachu maczał palce wywiad angielski, czego potwierdzenie znalazłem m.in. w prywatnych zapiskach Josepha Goebbelsa. Mistrz propagandy już tego wieczoru, gdy tylko otrzymał w pociągu wiadomość, był przekonany, że „zamach z całą pewnością wymyślono w Londynie”. Tę wersję szybko rozbudował do „spisku między angielskim wywiadem a niemieckimi emigrantami” – zwalczającymi Hitlera braćmi Strasser, także narodowymi socjalistami. Ci przywódcy „Czarnego Frontu” ratowali się przed zemstą Hitlera emigracją. W spekulacjach tych pomógł Goebbelsowi zbieg okoliczności. Dzień po wybuchu w Bürger-bräukeller sprawca prowokacji gliwickiej Naujocks („Przegląd” 05.09.04) na zlecenie szefa Policji Bezpieczeństwa Heydricha porwał z 12-osobową ekipą SS z przygranicznej niemiecko-holenderskiej miejscowości Venlo zwabionych tam dwóch agentów angielskich: Besta i Stevensa. Himmler z miejsca postawił im zarzut przygotowania zamachu w Monachium.

Z upublicznieniem nazwiska Elsera wstrzymywano się aż do 22 listopada, ponieważ sądzono, że szybko uda się trafić na trop zakulisowych sprawców. Hitlerowcom nie mieściło się w głowie, że nad zamachem pracował on sam, nie wtajemniczając nikogo ani nie oczekując od nikogo pomocy. Rządzący w Berlinie nie byli w tych domysłach odosobnieni. Nawet w mieszczańskiej i wojskowej opozycji wielu przypuszczało, że trop poszukiwań jest właściwy. O kulisach zamachu spekulował również Zachód. Angielscy i amerykańscy komentatorzy najczęściej przypuszczali, że sami narodowi socjaliści zainscenizowali wybuch bomby, podobnie jak to miało miejsce z podpaleniem Reichstagu, by znów znaleźć pretekst do rozprawienia się z przeciwnikami.

Gdyby za Elserem rzeczywiście stała zagraniczna siła sprawcza, nie pozwolono by mu przecież majsterkować chałupniczo nad mechanizmem wybuchowym. Otrzymałby rzecz w najlepszym wykonaniu. Już ten fakt wystarczył, by pogrzebać spekulacje o zagranicznych mocodawcach. Nie było wszakże wówczas do przyjęcia, szczególnie w okresie szczytowego triumfu Trzeciej Rzeszy, że Niemiec z własnej nieprzymuszonej woli mógł podnieść rękę na führera.
 
Przez pięć lat wojny trzymano Elsera pod nazwiskiem Eller w absolutnej izolacji od współwięźniów. Najpierw w obozie koncentracyjnym Sachsenhausen, następnie w Dachau. Dzień i noc nie spuszczało zeń oczu dwóch esesmanów. „Więźniowi führera o specjalnym przeznaczeniu” przydzielono – jak na warunki obozowe – wygodnie urządzoną separatkę, nawet z miniaturowym warsztatem stolarskim, gdzie wytwarzał dla esesmańskiej załogi meble o mniejszych gabarytach. W wolnych chwilach grał na cytrze własnej konstrukcji. Dopiero 9 kwietnia 1945 r. przyszedł od szefa gestapo, Müllera, rozkaz, by zgładzić więźnia.
Uczyniono to jeszcze tego samego wieczoru, chociaż Müller sugerował, by odczekać kolejny nalot bombowy, po czym odnotować w prasie, że Elser padł ofiarą bombardowań. Komendanta obozu trapiły jednak już wówczas inne troski i dlatego chciał się pozbyć problemu jak najszybciej. Zwłoki spalono. Tego samego dnia „na rozkaz najwyższych władz” zlikwidowano jeszcze kilku innych znanych przeciwników Hitlera, w tym szefa wywiadu wojskowego, Wilhelma Canarisa, i ewangelickiego pastora Dietricha Bonhöffera. Trzymano ich wszystkich przy życiu do ostatniej chwili, ponieważ, przy założeniu, że wojna zostanie wygrana, chciano ich uczynić ofiarami pokazowych procesów.

Skutki militarno-polityczne udanego zamachu byłyby nieporównanie większe niż 20 lipca 1944 r. w „Wilczej jamie”, gdzie otoczenie Hitlera stanowili wojskowi, a bliska przegrana Trzeciej Rzeszy widoczna była już gołym okiem. W Bürgerbräukeller śmierć lub ciężkie rany poniosłaby cała czołówka elity rządzącej, bo poza Hitlerem na podium w bezpośrednim sąsiedztwie wybuchowego filaru siedzieli także Göring, Himmler, Goebbels, Ley, Rosenberg, Streicher i Frank. Jest więcej niż pewne, że po takiej masakrze Berlin nie myślałby o kontynuowaniu II wojny światowej. Jak dalece jednak Trzecia Rzesza zostałaby przez Anglię i Francję zmuszona do wycofania się z okupowanej już Polski? Najprawdopodobniej Warszawa musiała poświęcić co najmniej Gdańsk i korytarzowe Pomorze. Czy Rosjanie wycofaliby się z Kresów Wschodnich? Tu pojawia się jeszcze większy znak zapytania. Udany zamach uszczupliłby poważnie fundament naszego bytu narodowego. Dobrze więc, że się nie powiódł? Nawet zważywszy na krwawą cenę, jaką zapłacił za to świat?
 http://www.dws-xip.pl/reich/Dane/elser1.jpg

wtorek, 15 lipca 2014

"KORPORACJA" Kamil Cebulski says

  • Data: 3 kwietnia 2014
  •  
  • |
  •  
  • Autor: Kamil Cebulski
  •  
  • |
  •  
  • Kategoria: Artykuły 

Nie wierzą - to po co chodzą?

Czytam dzisiaj fenomenalne informacje. Z badań wynika, że 52% uczniów w Polsce nie wierzy, że szkoła zapewni im dobrą pracę. Dokładnie to samo tłumaczę od 8 lat jeżdżąc po szkołach. I choć gdy mówię te słowa nauczyciele patrzą na mnie podejrzliwym wzrokiem, to gdy posłuchają argumentów dochodzą do podobnych wniosków.
Szkoła nie pozwala znaleźć dobrej pracy nie dlatego, że nauczyciele są źli, leniwi i niedobrzy, tylko dlatego, że system jest źle skonstruowany. Problem w tym, że w każdej szkole uczą tego samego, a najlepsze pieniądze zarabia się na wiedzy, której inni nie posiadają, a tę zdobędziesz tylko na własną rękę, gdyż nie ma na rynku silnie wyspecjalizowanych szkół. Jeżeli już taka szkołą się znajduje to nie do końca są zainteresowani chodzeniem do niej, gdyż nie daje oficjalnego papierka. Ludzie, którzy liczyli, że szkoła da im dobre wykształcenie i zarobki przegrali. Pojawiają się na rozmowie kwalifikacyjnej i nie potrafią wskazać nic czego by nie wiedział ich rówieśnik, a to z nim konkuruje się o stanowisko pracy.
Oczywiście w szkołach zdobywa się potrzebną wiedzę. Bez czytania, pisania i liczenia nie wyobrażam sobie życia. To w podstawówce nauczyłem się czym jest prąd, grawitacja czy układ krwionośny. Nie wyobrażam sobie życia bez tego. Wbrew powszechnej opinii widzę wartość w nauce o pantofelku, gdyż to są podstawy wiedzy o bakteriach i chorobach. Gdyby nie ona to żarłbym wszystkie leki jakie przepisuje lekarz wypisujący je po to, aby jechać na darmową wycieczkę. To są ważne rzeczy, ale do życia, nie do zarabiania.
Ja nie zarobiłem dobrych pieniędzy w liceum dzięki wiedzy szkolnej, tylko dzięki temu, że nauczyłem się programować strony internetowe i przed skończeniem matury spokojnie przeczytałem do 100 książek na temat programowania i sprzedaży. Mój pierwszy sklep internetowy to była księgarnia biznesowo – informatyczna właśnie dlatego, że miałem kilkaset książek w tym temacie w domu, a więc byłem całkiem nieźle zatowarowany.
Ani uczniowie, ani nauczyciele, ani właściciele szkół nie mają wpływu na program. Prawie cały program jest narzucony przez ministra. Dyrektor gimnazjum ma do dyspozycji zaledwie 3 godziny lekcyjne tygodniowo, które może realizować według własnego widzimisia. Wszystkich godzin lekcyjnych gimnazjaliści mają średnio 33 w tygodniu w tym do 4 godzin w-f. Nie po to człowiek idzie na np. informatykę, aby latać za piłką. Odwrotnie to też działa. Nie po to człowiek idzie do klasy sportowej, aby siedzieć za komputerem.
Dwa lata temu stworzyliśmy program studiów z zarządzania własnym  małym biznesem. Praktyka pokazała, że najlepszym kierunkiem do tego nie jest zarządzanie i marketing, ale politologia i turystyka. Minister na zarządzaniu każe uczyć takich niepotrzebnych rzeczy jak liczenie całek i różniczek, zaawansowanej statystyki czy ekonometrii. Ciekawe ilu z was potrafi obliczyć pochodną z (ln(sinx+12))^2 ? Ilu potrafi? A ilu osobom to do szczęścia potrzebne? Jak tego na zarządzaniu nie zaliczysz to jesteś spisany na straty.
Proponuje zrobić badanie wśród właścicieli firm do 100 zatrudnionych osób czy potrafią liczyć pochodną? Minister mówi, że jest to wiedza niezbędna do zarządzania. No ale ministerstwo mówi wiele rzeczy. Przykładowo hasłem – Dziewczyny na Politechniki – skrzywdziło tysiące dziewczyn. Nikt rozsądny nie zatrudni dziewczyny do programowania. Do zarządzania programistami owszem, ale do samego programowania … Na politologii ministerstwo mówi, że niezbędne są takie przedmioty jak ekonomia, historia gospodarki, handel międzynarodowy, psychologia. prawo, zamówienia publiczne czy chociażby demografia, której próżno szukać na zarządzaniu.
Rozmawiałem niedawno z chłopakiem z lubelskiego. Udało mi się skutecznie pokrzyżować jego plany związane z otworzeniem szkoły nauki jazdy. Wydał kilka tysięcy, jednak był kilka dni przed podpisaniem umowy leasingu na auto. Tylko idiota dzisiaj otwierałby naukę jazdy. Taki dokument wyrabiają młodzi ludzie w okolicach 20 lat. W 1984 roku, a więc dzisiejszych  trzydziestolatków, urodziło się 701 700. Dzisiejszych dwudziestolatków urodziło się zaledwie 481 300. Dzisiejszych dziesięciolatków urodziło się 356 100. Rynek się zmniejsza. Oczywiście, że nawet na tak trudnym rynku można odnieść sukces. Jednak biznes polega na tym aby sobie ułatwiać, a nie utrudniać. Jak widać takie głupoty jak demografia mają na życie przedsiębiorcy potężny wpływ. A całki?
Oczywiście część z was pewnie zauważy, że ja właśnie w tak trudnym rynku otworzyłem i prowadzę Uczelnię Wyższą. Robię to jednak w zupełnie nowy sposób, który jest dla pewnej grupy docelowej milion razy skuteczniejszy. Piszę pewnej grupy, gdyż do lekarza uczącego się tą metodą raczej bym nie poszedł. W szkoleniu przedsiębiorców jednak nie mamy sobie równych. Podobnie ten chłopak od nauki jazdy. Szkołę można otworzyć, jednak poleciłem mu zupełnie inne rozwiązanie. Niech dowie się jak wygląda proces wydawania prawa jazdy w różnych krajach. Podobno na Ukrainie można o wiele łatwiej, taniej i szybciej zdać prawo jazdy, ludzie często jeżdżą też do Egiptu. Jednak zarówno na Ukrainie jak i Egipcie triki wymagają lekkiego naruszenia prawa, lub też podjęcia takiego ryzyka. Jednak w Tajlandii czy innych krajach jest to dziecinnie proste i całkiem ok. Może zrobić właśnie taką szkołę jazdy? Ja wywiozłem 650 przedsiębiorców do UK, 270 z nich zarejestrowało spółkę, to i kursantów da się wywieźć. A są kraje gdzie prawo jazdy dostaje się od 16 roku życia i są honorowane w Polsce. Klienci gwarantowani. Poczytać, potwierdzić u prawnika i zrealizować.
Jak więc widać Politologia lepiej się nadaje dla przedsiębiorcy niż Zarządzanie i Marketing. Zwłaszcza poprowadzona przez nas. Podobnie Turystyka, którą otwieramy w tym roku. Aby nie przedłużać kierunek turystyczny właśnie mówi o tym jak kierować mała firmą, hotelem, gastronomią, biurem podróży. W minimum mamy ergonomię pracy, obsługa klienta, prawo, prawo międzynarodowe,  marketing, rachunkowość czy organizacja przedsiębiorstwa turystycznego, które w 95% pokrywa się z organizacją każdego innego typu biznesu. Też trzeba zatrudniać, kontrolować i zwalniać ludzi.
Minimum programowe niszczy edukacje. Wymusza uczenie każdego według tego samego klucza. W zasadzie mógłbym odrzucić akredytacje ministra tylko problem w tym, że ten oficjalny papier ma wartość na rynku. Może przedsiębiorcy nie jest on potrzebny, ale jak mawia Kubuś Puchatek, przypadek to jest taka rzecz, której nigdy nie ma, dopóki się nie wydarzy. Dlatego gdyby nam w biznesie nie wyszło lepiej mieć plan awaryjny, który pozwala nam znaleźć lepszą pracę. Oczywiście do czasu kolejnej próby :)
Dzisiaj siedzieliśmy właśnie i omawiali możliwość stworzenia dziennych studiów. Byłoby to połączenie Chaty ASBIRO, a więc mieszkania razem, ze studiami dziennymi, które by były prowadzone w salonie. Przewertowaliśmy papierologię jaką trzeba na dzienne studia przygotować. Nie wygląda to zachęcająco… Ale przecież można zrobić studia zaoczne, które by się odbywały od poniedziałku do piątku :). Też będziemy mieli dyplom, a czas można przeznaczyć na naukę czegoś praktycznego.
To tyle na dzisiaj. Tymi prostymi słowami na temat edukacji chciałbym otworzyć rekrutacją na kolejny rok akademicki. Mamy 2 nowe kierunki. Sam jestem ciekawy czy będą cieszyć się zainteresowaniem. Ale o tym poczytacie na stronie uczelni.
I Pamiętajcie. A.E.I.O.U. czyli Asbiro est imperare orbi universum.
Natomiast dostępne są już nagrania z ostatniego seminarium o upadłościach:
www.asbiro.pl/seminarium-jak-przetrwac-bankructwo-i-dlugi-nagrania/