Zbrodnia stanu wojennego na rozkaz Moskwy
Józef Szaniawski
„Bolszewików było wśród Polaków niewielu. Jaruzelski nas wyręczył.” - Wiacziesław Mołotow
30 lat temu w nocy z 12 na 13 grudnia 1981 roku, w środku nocy z soboty na niedzielę, kiedy ludzie śpią najspokojniejszym snem i kiedy są najbardziej bezbronni – grupa skomunizowanych, zsowietyzowanych, a nawet zrusyfikowanych na służbie Moskwy polskich generałów – znienacka i z zaskoczenia zaatakowała Naród i Polskę, wprowadzając stan wojenny.
Komuniści wiarołomnie wypowiedzieli wojnę własnemu narodowi! Stan wojenny był wprowadzony na rozkaz z Moskwy, a dzisiaj wiemy i to, że rozkazy wydawali Jaruzelskiemu i pozostałym generałom wron nie tylko sam Breżniew, ale również osławiony szef KGB Andropow oraz marszałkowie Ustinow i Kulikow. Komunistyczna dyktatura wojskowa – WRON nie była żadnym „ mniejszym złem”. Stan wojenny został wprowadzony w PRL w imię sowieckiej racji stanu oraz imperialnych planów i globalnej polityki Kremla. I dlatego władcy Kremla już po zakończeniu stanu wojennego nagrodzili w 1984 roku swego sługę wiernego generała Jaruzelskiego platynowo - złotym orderem Lenina, najwyższym sowieckim odznaczeniem. Takiego orderu nie otrzymał nigdy żaden Polak poza Jaruzelskim! Podobnie jak inni komuniści rządzący przez pół wieku Polską, także Wojciech Jaruzelski bardzo starannie zacierał ślady swych zbrodni, a także ścisłe związki i powiązania ze swoimi mocodawcami w Moskwie. Generał Jaruzelski oraz pozostali generałowie WRON, tak samo jak rządzący wcześniej PRL polscy komuniści byli zdrajcami Narodu, renegatami, targowiczanami XX wieku. Pomimo zniszczenia najważniejszych dokumentów, pomimo zacierania śladów – strasznej prawdy o zbrodni stanu wojennego i zdradzie Ojczyzny nie da się ukryć!
Tajna decyzja w Brześciu
Mało, kto wie, że decyzja o wprowadzeniu stanu wojennego zapadła 8 kwietnia 1981 roku w czasie tajnego spotkania w specjalnym wagonie kolejowym niedaleko Brześcia nad Bugiem po sowieckiej stronie granicy. W spotkaniu uczestniczyli przywódcy PRL Stanisław Kania i Wojciech Jaruzelski oraz szef sowieckiego KGB Jurij Andropow i minister obrony marszałek Dmitrij Ustinov. W imieniu sowieckiego Politbiura polecili wprowadzenie stanu wojennego w Polsce w takim terminie i w takich warunkach, aby operacja się udała. Plan stanu wojennego w podstawowych zarysach był przygotowany w Moskwie, Kania i Jaruzelski mieli jedynie dopracować szczegóły i wybrać odpowiedni termin. W zachowanym sowieckim stenogramie dotyczącym spotkania w Brześciu znajduje się jednoznacznie zdanie – rozkaz marszałka Ustianowa: „ Trzeba podpisać plan, przygotowany przez naszych towarzyszy”! Co więcej, w trakcie tego spotkania jak czytamy w stenogramie sowieckiego Politbiura „ Towarzysz Jaruzelski ponowił prośbę o zwolnienie go ze stanowiska premiera ( rządu polskiego). Przystępnie wytłumaczyliśmy mu, że koniecznie powinien pozostawać na tym samym stanowisku i z godnością pełnić powierzone mu obowiązki, bowiem przeciwnik mobilizuje siły, aby zagarnąć władzę”. Tak właśnie było! Premier polskiego rządu podawał się do dymisji nie przed polskim Sejmem, ale przed swoimi faktycznymi zwierzchnikami z Moskwy, którzy wcześniej zrobili go generałem, ministrem obrony, premierem, a teraz w Brześciu wyznaczyli mu kolejną funkcję – dyktatora stanu wojennego przeciwko własnemu narodowi. I Jaruzelski wykonał rozkazy z Kremla. To była zdrada Ojczyzny, to była targowica XX wieku!
Targowica XX wieku
Wprowadzając stan wojenny 13 grudnia 1981 r., przywódca komunistyczno generalskiej WRON-y, generał Wojciech Jaruzelski w osławionym przemówieniu stwierdził jednoznacznie, że jest on skierowany przeciwko „ekstremistom z Solidarności", chce, bowiem w ten sposób uchronić kraj przed „wojną domową". Kto, z kim miał się bić w tej wojnie, skoro broń miała tylko jedna strona, a druga była całkiem bezbronna? Tego już Jaruzelski nie powiedział. Jaruzelski w noc grudniową był faktycznym dyktatorem Polski -jako I sekretarz KC partii komunistycznej, premier, minister obrony, przewodniczący KOK i przewodniczący WRON. Wtedy w 1981 r. generał nie powoływał się na zagrożenie sowiecką interwencją. Teoria „mniejszego zła" pojawiła się później. Stan wojenny, miał rzekomo uchronić Polskę przed „większym złem", czyli zbrojną agresją dywizji Armii Czerwonej. Ujawniane po upadku Związku Sowieckiego tak zwane dokumenty Komisji Susłowa z 1981 r. całkowicie pogrążają Jaruzelskiego i jego podwładnych. Te absolutnie wiarygodne dokumenty historyczne były już wielokrotnie cytowane, przypomnijmy, więc tylko najważniejsze wypowiedzi sowieckich przywódców, członków Biura Politycznego na Kremlu:
Andropow (szef KGB, sekretarz KC): „Nie możemy ryzykować. Nie możemy, nie zamierzamy wprowadzać wojsk do Polski".
Gromyko (minister spraw zagranicznych): „Będziemy musieli starać się przytłumić nastawienie Jaruzelskiego i innych przywódców Polski, co do wprowadzenia naszych wojsk. Żadnego wprowadzenia wojsk do Polski być nie może. Przywrócenie porządku w Polsce jest sprawą PZPR".
Susłow (nr 2 na Kremlu, sekretarz KC): „Niech polscy towarzysze sami decydują, jakie działania mają podejmować''.
Ustinow (minister obrony ZSRR): „Polskie Biuro Polityczne jednogłośnie podjęło decyzję o wprowadzeniu stanu wojennego".
Rusakow (sekretarz KC, odpowiedzialny za sprawy międzynarodowe): „Polscy towarzysze mają nadzieję na pomoc innych krajów z wprowadzeniem sił zbrojnych na teren Polski". Warto przytoczyć inne dowody, wykazujące, że polscy generałowie wykonywali rozkazy z Kremla w imię imperialnych strategicznych celów ZSRR.
Najwybitniejszy na Zachodzie znawca historii Polski, brytyjski profesor Norman Davies, pisze, wprost, że „(...) Jaruzelski już, jako szef Głównego Zarządu Politycznego Wojska Polskiego był CZŁOWIEKIEM KGB. (…) Gdy się weźmie pod uwagę panujący w Polsce układ polityczny, pytanie o to, czy Jaruzelski działał z inicjatywy własnej czy też z inicjatywy Moskwy, staje się pytaniem retorycznym. Gdyby Jaruzelski sam opracował plan działania, to i tak, jako lojalny komunista musiałby prosić radzieckich towarzyszy o zielone światło. Gdyby zaś ten plan narodził się w Moskwie, generał musiałby przyrzec posłuszeństwo. (…) Jaruzelski był oficerem w służbie imperium sowieckiego od młodości aż do emerytury. Trzeba nazywać rzecz po imieniu. Element prorosyjski był znacznie zawsze silniejszy niż Polacy chcą się przyznać. Zbyt mało było okresów w historii, kiedy normalny, honorowy Polak mógł być z czystym sumieniem lojalny wobec systemu rosyjskiego czy sowieckiego. Jaruzelski to człowiek-maska, tyle, że za maską nie ma twarzy, tylko drugą maskę. Zamach 13 grudnia 1981 roku był wykonany mistrzowsko i bez większego przelewu krwi. Jest bez wątpienia najlepszym zamachowcem XX wieku. Jest na liście wielkich zamachowców, a nie bohaterów”.
Szczególnego rodzaju świadectwo wystawił Jaruzelskiemu nie byle, kto -prawa ręka Stalina i współsygnatariusz IV rozbioru Polski z 23. 08. 1939 r. Wiacziesław Mołotow. Dożywszy prawie 100 lat, pisał w swych pamiętnikach, (zupełnie w Polsce nieznanych): „W ostatnich kilku latach wielkim naszym osiągnięciem, naszym to jest komunistów, było pojawienie się dwóch ludzi. Pierwszą przyjemną niespodzianką był Andropow (...) Drugi człowiek to Jaruzelski. Ja, na przykład, nigdy wcześniej nie słyszałem takiego nazwiska, zanim nie ujrzałem go w roli pierwszego sekretarza" - wspomina sędziwy Mołotow. Po czym stwierdza, dosłownie komentując wprowadzenie stanu wojennego w Polsce: „Bolszewików było wśród Polaków niewielu. Jaruzelski nas wyręczył''.
Wieloletni premier PRL, Jaroszewicz, sam człowiek Kremla, tak pisał o dyktatorze stanu wojennego: „Jaruzelski zajmując się przez dziesiątki lat sprawami bezpieczeństwa i wojska, mający wieloletnie powiązania z aparatem KGB, był przekonany, że władza w państwie realnego socjalizmu opiera się na aparacie policji, bezpieczeństwa i wojska.
Wiceminister spraw wewnętrznych generał bezpieki Pożoga opisuje, jak wyglądało to w 1982 roku. Szef WRON składał meldunki szefowi KGB na Polskę: „Generał Jaruzelski przekazywał w mojej obecności ważne informacje generałowi Pawłowowi, szefowi radzieckiej rezydentury KGB w Polsce. Dotyczyły one wałki z opozycją i klerem. Zdumiała mnie agresywność wypowiedzi generała, brutalne traktowanie politycznych przeciwników i hierarchii kościelnej. Przekazał przedstawicielowi KGB nazwiska czołowych opozycjonistów, szczegółowo ich scharakteryzował, podkreśliwszy słabe i mocne strony. Szeroko rozwodził się o działalności poszczególnych osób, wskazując na ich antyradzieckość, Omówił nasze zamiary wobec opozycji, poinformował, jakie kompromitujące materiały mamy o poszczególnych osobach. W podobny sposób przedstawiał sprawy związane z Kościołem. Nawet dla mnie nie była to sympatyczna informacja. Przedstawianie w tak czarnym świetle opozycji i Kościoła wydawało mi się przesadzone, a nawet szkodliwe. Irytowała mnie skrupulatność, z jaką generał Pawłow notował każde słowo''.
Kopalnia "Wujek"
Śląsk 30 lat temu był miejscem najbardziej zdeterminowanego i najdłuższego oporu przeciwko WRON – komunistycznej dyktaturze wojskowej, to Śląsk poniósł historycznie największe ofiary w walce z reżimem stanu wojennego, a kopalnia "Wujek” stała się symbolem bohaterstwa. Łączę się w modlitwie i zadumie, aby oddać hołd ofiarom tamtej krwawej masakry z pamiętnego grudnia 1981 roku. Chcę wierzyć, że nazwiska górników poległych w obronie godności ludzkiej znajdą się w Panteonie narodowych bohaterów, których najwyższa ofiara złożona z własnego życia przybliżyła nam wszystkim wolność Polski. /…/ Przyłączam się jednocześnie do głosów oburzenia i protestu wobec niemocy organów wymiaru sprawiedliwości III Rzeczypospolitej do osądzania winnych popełnionej zbrodni. Wybaczyć po chrześcijańsku – tak, co wcale nie znaczy usprawiedliwić, uniewinnić i zapomnieć. Tak jak na zgniłym fundamencie nie można postawić trwałej budowli, tak nie można zbudować państwa prawa na ludzkiej niesprawiedliwości’’.
Tak pisał do górników z "Wujka" w przesłaniu z Ameryki pułkownik Ryszard Kukliński, w czasie, kiedy nadal ciążył na nim wyrok śmierci reżimu stanu wojennego, podtrzymany przez kolejne ekipy rządzące III RP.
Masakra w "Wujku" nie była przypadkowa, a właśnie to miejsce i ta kopalnia zostały wytypowane celowo. Chodziło o pokaz siły, zastraszenie całego Śląska, a w konsekwencji całej Polski. Przecież gdyby chodziło jedynie o zmuszanie górników do zakończenia strajku to wystarczyło wyłączyć dopływ prądu elektrycznego i dopływ wody, a górnicy sami by kopalnię opuścili, ale władzy komunistycznej potrzebna była krew, potrzebni byli zabici i ranni, aby zastraszyć całą Polskę, że władza się nie cofnie. Dlatego wytypowana została duża kopalnia i to nie gdzieś na Śląsku, ale w jego stolicy w Katowicach! W trakcie masakry, w trakcie działań wojennych przeciwko górnikom oficerowie wojska i bezpieki nie dopuścili lekarzy pogotowia ratunkowego do rannych! Bo liczba ofiar była jeszcze wtedy zbyt mała? Przeciwko strajkującym w kopalni "Wujek" górnikom reżim generała Jaruzelskiego skierował kilka jednostek prawie 3 tysiące ludzi, bestii, gotowych na rozkaz zabić własnego ojca i matkę. Były to siły nie tylko Milicji Obywatelskiej, nie tylko ZOMO, nie tylko bezpieki, ale również regularne, liniowe bojowe jednostki Ludowego Wojska Polskiego uzbrojone w kilkadziesiąt czołgów, w broń maszynową, helikoptery bojowe, pociski burzące i ostrą amunicję. Był wśród nich również pluton specjalny strzelców wyborowych morderców przeznaczonych do eliminowania przywódców strajków i manifestacji, przewidywanych przez Jaruzelskiego, Kiszczaka i innych generałów Wrony.
Nigdzie w całej Polsce nie było tak oczywiste jak pod kopalnią "Wujek”, że komuniści wypowiedzieli wojnę własnemu narodowi!. 30- ta rocznica stanu wojennego przypadająca już za kilka tygodni powinna być ważną okazją, aby przypomnieć Polsce, Europie i światu wszystko to, co komuniści chcieli ukryć. Także tragiczną walkę o wolność Ojczyzny, godność i prawa człowieka, jaką stoczyli grudniu 1981 polscy górnicy z KWK „Wujek" w Katowicach.
Nieznane ofiary stanu wojennego
Generał Jaruzelski i generał Kiszczak są osobiście odpowiedzialne wydanie rozkazów dla tzw. biura techniki MSW oraz zarządu technicznego kontrwywiadu Wojskowej Służby Wewnętrznej o totalnym wyłączeniu systemu łączności telefonicznej w całym państwie. Z różnych relacji (m.in. pułkownika Ryszarda Kuklińskiego) wynika, że przygotowanie infrastruktury i logistyki stanu wojennego jeszcze wiosną i latem 1981 roku było jednym z zasadniczych zadań, które Jaruzelski i Kiszczak postawili SB i WSW. Rezultatem miało być całkowite sparaliżowanie Narodu, społeczeństwa, „Solidarności". Tak też się stało. Jeszcze przed północą z 12 na 13 grudnia na mocy formalnego rozkazu generałów WRON wyłączone zostały wszystkie centrale telefoniczne w Polsce z wyjątkiem linii wojskowych, milicyjnych, kolejowych i tajnych połączeń rządowych oraz specjalnych (wucze) łączących główne ośrodki władzy PRL (KC PZPR, MSW, MON, URM) z ich odpowiednikami w Moskwie.
Był to fakt w cywilizowanym świecie zupełnie bez precedensu! Totalnego wyłączenia sieci telefonicznej nie zrobiło nawet gestapo w okresie okupacji hitlerowskiej. Nawet podczas Powstania Warszawskiego Niemcy nie wyłączyli telefonów. System telefoniczny działał aż do drugiej połowy sierpnia, 1944 r., kiedy to uległ zniszczeniu, ale na skutek bombardowań, a nie rozmyślnego wyłączenia. Stan wyjątkowy w ZSRR podczas nieudanego puczu w sierpniu, 1991 r. mógł się zakończyć powodzeniem, gdyby KGB zdecydowało się na wyłączenie telefonów. Ale KGB nie zdecydowało się podjąć takiej decyzji, jak-ich polscy towarzysze w Warszawie. Polskie kierownictwo stanu wojennego nie miało wątpliwości. Generałowie WRON musieli zdawać sobie jednak doskonale sprawę, iż wyłączenie telefonów na terytorium całej Polski godzi bezpośrednio w ludzi nie tylko niewinnych, ale nade wszystko najsłabszych: w kobiety w ostatnich godzinach ciąży, w ciężko chorych na serce i choroby krążenia, ludzi w stanie zawałowym i z atakiem nerek, ciężko chore dzieci, a nawet ludzi ze zwykłym zapaleniem wyrostka. Są to najbardziej typowe przypadki chorych wymagających natychmiastowej pomocy pogotowia ratunkowego i szpitali. Tego typu wypadki są najczęściej spotykane i rejestrowane przez służbę zdrowia w normalnych warunkach. W pierwszych tygodniach stanu wojennego (do końca grudnia 1981 r.), według danych statystycznych lekarzy krakowskiego pogotowia musiało umrzeć bez pomocy medycznej nie mniej niż pięćset ciężko chorych osób, którym tej pomocy nie udzielono! Istnieją obliczenia, obejmujące cały okres stanu wojennego. Według nich, liczba nieznanych ofiar stanu wojennego przekracza 1150. Głucha słuchawka telefoniczna to jedynie jeden z elementów terroru, jaki wprowadziła junta WRON. Grozą dla ciężko chorych i ich rodzin była godzina milicyjna - bezwzględny zakaz wychodzenia na ulicę wieczorem i w nocy w całej Polsce, nawet, aby wezwać pomoc medyczną z odległego szpitala. Przeszkodą w udzielaniu pomocy był także powszechny brak benzyny, zamknięte stacje benzynowe, szczególnie w początkach stanu wojennego.
Teoria mniejszego zła
Haniebnym argumentem, mającym wytłumaczyć zbrodnię stanu wojennego jest teoria mniejszego zła. Większym złem miała być rzekoma interwencja militarna Rosjan i wkroczenie do Polski sołdatów Armii Czerwonej. Problem w tym, że Rosjanie nie chcieli i nie byli zainteresowani interwencją zbrojną, a jedynie presją polityczną. Rosjanie nie potrzebowali do Polski " wkraczać", bo przecież w niej byli! Na terytorium PRL stacjonowała tzw. Północna Grupa Wojsk Armii Sowieckiej, złożona z kilkunastu doborowych dywizji, w tym jednostek osławionego Specnazu. Sowiecki przywódca Leonid Breżniew i pozostali rządzący na Kremlu członkowie Polibiura nie mieli wątpliwości, ze w PRL doszło do buntu, antykomunistycznego i antyrosyjskiego powstania Polaków. To powstanie "Solidarności" wg mocodawców generała Jaruzelskiego miało zostać stłumione właśnie przez niego i polskich komunistów. Rosja sowiecka nigdy nie pacyfikowała Polaków przy pomocy siły zbrojnej. Armia Czerwona krwawo spacyfikowała powstanie Węgrów w 1956 roku, Niemców z NRD w 1953, Czechów i Słowaków w 1968. Wszędzie tam siły miejscowych komunistów były za słabe, aby utrzymać naród w posłuszeństwie wobec Moskwy.
Ponurym paradoksem było, to że w Polsce i tylko w Polsce komuniści byli na tyle silni, że potrafili sami spacyfikować własny naród w 1956 roku, 1968, 1970, 1976, a wreszcie w stanie wojennym. Wpływy rosyjskie oraz tradycja targowicy były w PRL na tyle skuteczne, że starczało przez pół wieku siły, aby niszczyć i tłumić niepodległościowe dążenia Polaków rękami polskich zdrajców, renegatów i targowiczan XX wieku Przeciwko własnemu narodowi komunistyczni zdrajcy kierowali nie tylko milicję obywatelską, nie tylko ZOMO i bezpiekę, ale regularne, bojowe, liniowe dywizje Ludowego Wojska uzbrojone w czołgi, broń maszynową, helikoptery bojowe, ostrą amunicję. To było właśnie osławione "mniejsze zło" To była zbrodnicza, zdradziecka doktryna, którą posługiwał się Jaruzelski i generałowie stanu wojennego, aby mieć swoiste alibi polityczne przed Polakami. W rzeczywistości "mniejsze zło" było w imperialnym interesie Moskwy i wprowadzone zostało na rozkaz Kremla.
Mniejszego zła’’ doświadczyłem osobiście i znam je z własnego gorzkiego doświadczenia. Z generałem Jaruzelskim mam własne nierozliczone rachunki krzywd i wiem jak ten dyktator stanu wojennego pojmował pojęcie "mniejszego zła". Zachował się dokument z 1985 roku, w którym naczelny prokurator wojskowy informował Jaruzelskiego o mojej działalności konspiracyjno – niepodległościowej, określając ja mianem szpiegostwa. W konkluzji prokurator stwierdził, że w akcie oskarżenia będzie domagał się dla mnie kary 15 lub 25 lat pozbawienia wolności, gdyż "Szaniawski swą działalnością godził w same fundamenty Polski Ludowej oraz sojuszu polsko – radzieckiego". Na pierwszej stronie tego prokuratorskiego pisma zachowała się odręczna dekretacja Jaruzelskiego: "Wystarczy dziesięć lat. W. Jaruzelski’’. I tyle właśnie wymierzył mi sąd stanu wojennego, z czego realnie odsiedziałem "tylko pięć". Otóż generał okazał się dla mnie nadzwyczaj łaskawy, po prostu dobre panisko. Ukarał mnie bardzo łagodnie, to miało być dla mnie "mniejsze zło". Przecież odpowiadałem z artykułu, z którego groziła kara śmierci, a komunistyczny dyktator wyrokował tylko dziesięć lat. Jaruzelski i jego zwolennicy jeszcze dzisiaj utrzymują teorię "mniejszego zła’’, bo przecież stan wojenny był stosunkowo łagodny. Zginęło, co prawda kilku górników, jeden maturzysta, jeden ksiądz, rzeczywiście parę tysięcy ludzi zostało aresztowanych, ale przecież nie byli więzieni, tylko internowani. Wyroków śmierci też było zaledwie kilka. Mniejsze zło, a przecież mogło być zło większe!. Notabene jak to możliwe, że komunistyczny dyktator stanu wojennego miał czas zajmować się osobiście moją skromną osobą- jakimś nieznanym wtedy Szaniawskim, a rzekomo nie miał nic wspólnego z morderstwem ks. Popiełuszki, zakatowaniem Przemyka, masakrą górników z KWK "Wujek", czy wyrokiem śmierci na pułkownika Kuklińskiego, jak to możliwe?!
+++
Józef Szaniawski – dr historii, politolog, publicysta, profesor Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego oraz Wyższej Szkoły Kultury Społecznej i Medialnej. Autor monografii m.in. „Reduta – Polska między historią a geopolityką”, „Pułkownik Kukliński – tajna misja”, „Victoria polska – Marszałek Piłsudski w obronie Europy” oraz „Rosja – Imperium zła”. W latach 1973-85 prowadził działalność niepodległościową i konspiracyjnie współpracował z Radiem Wolna Europa. Wykryty przez bezpiekę został skazany przez sąd stanu wojennego na 10 lat więzienia. Wypuszczony na wolność i uniewinniony przez Sąd Najwyższy w 1990 roku, jako ostatni więzień polityczny PRL. W latach 1993-2004 był pełnomocnikiem i przyjacielem pułkownika Ryszarda Kuklińskiego.