WPŁATY POLSKI do EU 2014 :
17 mld 700 mln 683 tys. zł.
1 mld 492 mln / mies
czwartek, 27 października 2016
DOKU. Gwiazda Elżbiety Czyżewskiej ..
ELŻBIETA CZYŻEWSKA.SKALA ODDALENIA
- Film dokumentalny
- Produkcja:Polska
- Rok produkcji:1994
- Barwny, 52 min
Była najpopularniejszą polską aktorką lat 60. Widzowie pamiętają ją z takich filmów, jak "Mąż swojej żony", "Gdzie jest generał...", "Małżeństwo z rozsądku", "Giuseppe w Warszawie",
"Rękopis znaleziony w Saragossie", "Niekochana", "Wszystko na
sprzedaż". Gdy z miłości do warszawskiego korespondenta "The New
York Times" opuszczała w 1967 r. Polskę, była u szczytu sławy.
W Ameryce pozycja zawodowa i znajomości męża nie
wystarczyły jednak do zrobienia kariery aktorskiej. Elżbieta Czyżewska nie
znała angielskiego, a drobne sukcesy odnoszone w teatrach
uniwersyteckich i off - Broadway były tylko bladym cieniem dawnego
powodzenia. W 1975 r. małżeństwo z Davidem Halberstamem się
rozpadło i aktorka została sama. No, nie całkiem. Do jej drzwi pukali
wszyscy emigrujący za ocean artyści. Czyżewska dawała dach nad
głową, pożyczała pieniądze, ułatwiała nawiązanie kontaktów. Jej
pomocy zawdzięczają udany start w USA m. in. Janusz Głowacki i
Joanna Pacuła.
Choć miewała w życiu chwile poważnych załamań i nieraz topiła żale w alkoholu, to jednak zawsze wychodziła z dołka. Skazana z powodu odmiennego akcentu i chronicznego braku siły przebicia na role epizodyczne, zagrała m. in. w "Pozytywce" Costy - Gavrasa, "Pocałunku przed śmiercią" Deardena, "Cadillac Man" Donaldsona, "Canal Zone" Durlinga. Do Polski przyjeżdżała kilkakrotnie, by wystąpić w "Debiutantce" Barbary Sass, "Limuzynie Daimler Benz" Filipa Bajona czy "Odwecie" Tomasza Zygadły.
Na deskach Teatru Dramatycznego odbyła się premiera sztuki "Szósty stopień oddalenia" Johna Guarde'a z Czyżewską w roli głównej. Zadbano o to, by aktorka znów poczuła się gwiazdą: dobry tekst, staranna obsada, świetna reżyseria Piotra Cieślaka.
Praca nad spektaklem stała się też pretekstem do dłuższej rozmowy z artystką przed kamerami telewizji. Czyżewska wspomina okres swej popularności w Polsce, mówi o zawodowych losach w USA. Szeroko opowiada o funkcjonowaniu teatru amerykańskiego oraz tamtejszego rynku pracy aktorów. Wypowiedzi ilustrują archiwalne materiały filmowe przypominające jej najciekawsze kreacje teatralne, telewizyjne i kinowe. [TVP]
Choć miewała w życiu chwile poważnych załamań i nieraz topiła żale w alkoholu, to jednak zawsze wychodziła z dołka. Skazana z powodu odmiennego akcentu i chronicznego braku siły przebicia na role epizodyczne, zagrała m. in. w "Pozytywce" Costy - Gavrasa, "Pocałunku przed śmiercią" Deardena, "Cadillac Man" Donaldsona, "Canal Zone" Durlinga. Do Polski przyjeżdżała kilkakrotnie, by wystąpić w "Debiutantce" Barbary Sass, "Limuzynie Daimler Benz" Filipa Bajona czy "Odwecie" Tomasza Zygadły.
Na deskach Teatru Dramatycznego odbyła się premiera sztuki "Szósty stopień oddalenia" Johna Guarde'a z Czyżewską w roli głównej. Zadbano o to, by aktorka znów poczuła się gwiazdą: dobry tekst, staranna obsada, świetna reżyseria Piotra Cieślaka.
Praca nad spektaklem stała się też pretekstem do dłuższej rozmowy z artystką przed kamerami telewizji. Czyżewska wspomina okres swej popularności w Polsce, mówi o zawodowych losach w USA. Szeroko opowiada o funkcjonowaniu teatru amerykańskiego oraz tamtejszego rynku pracy aktorów. Wypowiedzi ilustrują archiwalne materiały filmowe przypominające jej najciekawsze kreacje teatralne, telewizyjne i kinowe. [TVP]
środa, 28 września 2016
O sądach w Rzplitej - i w 3rp
RAPORT O STANIE SĄDOWNICTWA POLSKIEGO
czyli "SIEDEM GRZECHÓW GŁÓWNYCH ORGANÓW SPRAWIEDLIWOŚCI"
Wstęp.
"Dajcie mi człowieka, a znajdę na niego paragraf" - ta zasada stalinowskiego prokuratora generalnego Andrieja Wyszyńskiego jeszcze w latach 80. była metodą pracy wielu prokuratorów w krajach realnego socjalizmu. Na tej zasadzie skazywano nie tylko politycznych dysydentów - w Rosji Josifa Brodskiego czy Anatolija Szczaranskiego, w Czechosłowacji Vaclava Havla czy Jiríego Niemca, a w Polsce Adama Michnika czy Leszka Moczulskiego. Z racji prowadzenia witryny prokuratora wszczęła, a raczej udaje że prowadzi, śledztwo o pomówienie przeciw właścicielowi wydawnictwa AFERY PRAWA Zdzisławowi Raczkowskiemu.
Czy będzie kolejnym dysydentem?
Był już bez wyroku, za głoszone poglądy, za demaskowanie korupcji "organów władzy" zastraszany przez prokuraturę, zatrzymywany w areszcie, internowany do zamkniętego zakładu psychiatrycznego. Prokuratura wszystko robi, żeby nie mógł wyrażać swoich poglądów w podobno demokratycznym Państwie. Czym jest więc Polska?
Zasadę Wyszyńskiego w wielu prokuraturach zastąpiło hasło: "Powiedzcie, jak ważny jest oskarżony, a dopasuję do tego sposób prowadzenia śledztwa". To wyjaśnia, dlaczego do prześladowania działalności dziennikarskiej Raczkowskiego wybrano "numer na doktora" i dlaczego w złym systemie nawet dobrzy prokuratorzy nie mogą zgodnie z procedura prawną pracować...
Czy wielka swoboda interpretacji przepisów jest przyczyną łamania prawa przez przedstawicieli państwa, czy tylko zasłoną dymną dla ich bezprawia? To, że instytucji przeznaczonych do ochrony obywatela używa się do rozboju i wymuszenia, pokazuje, jak daleko sięga choroba struktur państwa - mówi Roman Kluska z firmy Optimus.
Z tych ankiet jasno wynika, że publiczna debata nad sądami i sędziami, stała się koniecznością społeczną. Wynika to nawet ze starej rzymskiej zasady: Salus rei publicae suprema lex esto (Dobro państwa powinno być najwyższym prawem). Polscy sędziowie od dawna przekładają interes prywatny nad publicznym. Wiele nieprawidłowości w tym środowisku ma przyzwolenie autorytetów sędziowskich, nawet Włodzimierza Olszewskiego, przewodniczącego Krajowej Rady Sądownictwa. Rada nie jest już instytucją samorządową, ale przekształciła się w związek zawodowy broniący korporacyjnego interesu [co formułuje poseł Jan Maria Rokita]. Można nawet odnieść wrażenie, że samorząd sędziowski ma w Polsce większe uprawnienia niż minister sprawiedliwości, choć ten ponosi konstytucyjną odpowiedzialność za sądy. Jedną z najistotniejszych przeszkód w procesie integracji Polski z unią mogą się okazać zaniedbania w dziedzinie prawa - wynika z raportu Komisji Europejskiej. Kto za to odpowiada?
Kościół przez długi czas ukrywał pedofilię wśród księży i fatalnie na tym wyszedł. Ludzie stracili wiarę w role księży jako reprezentantów Boga na ziemi. Wielu straciło wiarę, a Kościół stracił poparcie społeczeństwa. Podobnie jest teraz z organami władzy. 75% społeczeństwa uważa, że urzędnicy organów sprawiedliwości nie wykonują należycie swych obowiązków. Polskie sądy podważają zaufanie do państwa prawa, a polscy sędziowie traktują niezawisłość jako parawan dla własnego lenistwa i nieudolności. Bez wątpienia, to większościowe społeczeństwo ma rację, a niezawisłość i immunitet sędziowski są przykrywką dla wszelkich pomyłek i stronniczego naruszania prawa. Jak długo jeszcze Krajowa Rada Sądownicza zamierza kryć skorumpowanych sędziów i prokuratorów? Kiedy zacznie poważnie traktować otrzymywane skargi od obywateli i medialne doniesienia? Czy "grupa trzymająca władze" [GTW] już dawno "zakupiła sobie?"najważniejszych sędziów RP?
Cechą istotną polskiego wymiaru sprawiedliwości jest swoisty dualizm [schizofrenia?] charakteryzujący się wielką liczbą sędziów pochodzenia żydowskiego. Dlatego Polak w starciu z Żydem nie ma szans wygrania sprawy. Istotne jest przejecie przez Żydów takich istotnych instytucji jak Rzecznik Praw Obywatelskich, czy Fundacja Helsińska. Działalność faktyczna tych instytucji nie ma nic wspólnego z nazwą - czy podobnie jak Fundacja Kwaśniewskiej "Porozumienie bez barier", Fundacja Batorego itp. służą do prywatnych interesów, czyli potocznie tzw. prania pieniędzy?
Postaramy się też odpowiedzieć, jak uzdrowić schorowane polskie sądownictwo.
Sędzia decyduje bowiem o najistotniejszych sprawach obywateli: o ich wolności, majątku, prawach rodzicielskich i wielu innych.
Dlatego jego decyzja powinna mieć rzetelną podstawę prawną, a nie zależeć od od pogody, humoru, uprzedzeń sędziego, wyglądu strony, czy "poparcia czynników zewnętrznych". Od prawidłowego funkcjonowania sądów zależy bardzo dużo, szczególnie w gospodarce, dlatego przewlekłe procedury często oznaczają bankructwa wielu firm, zwolnienia pracowników, tragedie rodzinne. Twórcom raportu chodzi o zwrócenie uwagi na społeczny charakter panujących nieprawidłowości. Spróbują też zasugerować metody wyjścia z choroby.
Jeden wirus komputerowy potrafi uszkodzić setki komputerów i zdezorganizować globalną sieć, jeden "zawiruszony" sędzia jest w stanie pogrążyć w bagnie nieproceduralnych postępowań wielu innych...
Podobno były minister sprawiedliwości Grzegorz Kurczuk - powiedział w odpowiedzi dla premiera Leszka Millera - Moim szefem jest kodeks karny...
Z tego powinno wynikać, że sędziowie czy prokuratorzy nie powinni ulegać żadnym naciskom zewnętrznym [czyli tych niedotykalnych, ponad prawem, uzurpującym sobie boskie możliwości i właściwości]. Nie powinni też podlegać Prezydentowi, czy Premierowi aktualnie rządzącemu państwem. Jednak tego nie ustrzegł się sam minister sprawiedliwości.
W demokratycznym kraju, za który ma uchodzić Polska takie naiwne manipulowanie organami sprawiedliwości ośmiesza PAŃSTWO, KONSTYTUCJĘ, PRAWO - CAŁĄ IDEĘ DEMOKRACJI. Jest jasne, że w PAŃSTWIE PRAWA, każdy musi ponosić odpowiedzialność za swoje przewinienia, a odpowiedzialni za jego przestrzeganie urzędnicy państwowi [sędziowie i prokuratorzy] szczególnie wnikliwie powinni być kontrolowani przez społeczeństwo. Przyłapani na nadużyciach winni być surowiej karani finansowo [górny pułap kary], łącznie z konfiskatą majątków całej rodziny [jak w USA, a potem dopiero niech się 10 lat procesują], prawnym - kara aresztu zgodnie z kodeksem, [bez umorzenia, a apelacje rozpatrywane najprędzej po roku], jak też pozbawiani możliwości wykonywania tak odpowiedzialnego społecznie zawodu - raz skorumpowany sędzia nie ma szans na rehabilitację.
Żadna "grupa trzymająca władzę" nie może być ponad PRAWEM, żyć kosztem rzetelnych obywateli, oszukiwać społeczeństwo. Czym takie mataczenia się kończą, to mamy przykład z upadku aferzystów z rządu AWS, a aktualnie SLD. Społeczeństwo nie chce być dłużej oszukiwane, dlatego daje szanse osobom niezaangażowanym w układy polityczne.
Z wielu publikacji wiadomo, że dzisiaj prokuratorzy mają za zadanie tworzyć "parasol ochronny" dla różnego rodzaju aferzystów, grup władzy, itp. Mają skutecznie blokować wszelkie próby ujawniania tych faktów, zwłaszcza przez media, ponieważ tylko nagłaśnianie medialne pozwoliło na ujawnienie szereg afery działaczy SLD. Nadszedł czas rozliczeń...
Siedem grzechów głównych polskiego sądownictwa:. - Jak w różańcu, powiązane z sobą jedno ogniwo łączy się z drugim i jest niezbędne do kolejnego grzechu organów [nie]sprawiedliwości.
I - Grzech przewlekłości - wszystko po znajomościach?
II - Brak odpowiedzialności za wydane decyzje - po co ten immunitet?
III - Stronniczość w orzecznictwie - ignorancja stron -boski sędzia?
IV - Solidarność zawodowa - czyli towarzystwo przysług wzajemnych?
V - Fikcja kontroli i nadzoru - pozorowane sądy dyscyplinarne?
VI - Osłabianie nadrzędnej roli Konstytucji - tylko podwójna osobowość polsko-żydowska?
VII - Polityczne uzależnienie prokuratury i sądu - obiecanki przedwyborcze?
Grzech I. Przewlekłość
- czyli przeciąganie rozpatrzenia spraw pod wpływem różnych nacisków nieformalnych, często aż do ich przedawnienia, często na złość podpadniętej osobie poszkodowanej, lub typowego lenistwa intelektualnego itp. Usprawiedliwień każdy sędzia znajdzie co najmniej kilkadziesiąt...
Mamy około pięciu tysięcy prokuratorów i ponad osiem tysięcy sędziów - czyli tyle co całe Stany Zjednoczone, ale tam jakoś nikt latami nie czeka na wyrok. Dwa razy tyle co w Niemczech, chociaż tam jest dwa razy więcej ludności. W Polsce prokurator średnio pracuje cztery godziny dziennie, sędzia niewiele więcej. Jedynym miastem w Polsce, gdzie sądy pracują na dwie zmiany, jest Kraków. Czy tego naprawdę nie można zmienić. Sędziowie skarżą się na stres, przepracowanie, depresje. A może tu chodzi jedynie o ich umiejętności zorganizowania czasu i niewiedze? Czy faktycznie w tym zawodzie pracują odpowiedzialni i najzdolniejsi urzędnicy? Strona musi w siedem dni uzupełnić błędy formalne [ często te informacje są zawarte w aktach sprawy], tym czasem sędzia dysponuje nieograniczonym [co najmniej miesięcznym] czasem na wykonanie swoich obowiązków. Nie ma żadnej mobilizacji do efektywnego działania. Jak zmobilizować sędziów? - karą, czy nagrodą? "Bicie urzędników po kieszeni" to dobry sposób na poprawę funkcjonowania służb i lepsze zarządzanie publicznym groszem.
Twórcy raportu popierają plan, w którym stanowisko sędziego miałoby status ,,korony zawodów prawniczych". Mieliby do niego dostęp wyłącznie prawnicy, którzy ukończyli 35 lat i wcześniej pracowali jako prokuratorzy, adwokaci, radcy prawni lub notariusze bądź uzyskali wysoki stopień naukowy. Likwidacji uległaby aplikacji sędziowska i związane z jej uzyskaniem mataczenia . Stanowisko wiązało by się z odpowiednim wynagradzaniem sędziów: obok podstawowej pensji ich lista płac zostanie wzbogacona o tzw. stawki awansowe, min. 10 - 25 proc. - stosowane przy nienagannej służbie. Wskazana jest też możliwość obsadzania wolnych stanowisk sędziowskich w drodze otwartego konkursu - powszechne wybory sędziów, tak jak dzieje się to w Stanach Zjednoczonych.
Grzech II Brak odpowiedzialności osobistej za wydane decyzje
- wiąże się często z przewlekłością rozpatrywanych spraw. Wystarczyłoby sędziów obarczyć odpowiedzialnością osobistą za przedłużanie terminu rozpatrzenia, a już szybkość i efektywność pracy sędziów automatycznie wzrosła by - tak reaguje każdy pracownik o czym wie każdy pracodawca. Jednak istotniejszym problemem związanym z brakiem odpowiedzialności jest korupcja jaka opanowała ten stan - tylko jeszcze lekarze stoją wyżej w tej piramidzie, ale to tradycja polska. Za ten brak odpowiedzialności organów władzy koszty ponosi całe społeczeństwo [trzeba dać w łapę] i Państwo - brak wiarygodności u inwestorów zagranicznych. Ponadto, za wadliwe, krzywdzące ludzi wyroki płacą odszkodowania podatnicy, a nie sędziowie czy prokuratorzy.
W III RP mamy bardzo ciekawą sytuację. Człowiek dorosły odpowiada za swoje czyny i ponosi konsekwencje błędnych decyzji, ale im ktoś ma wyższe, odpowiedzialniejsze stanowisko, tym jego odpowiedzialność dziwnie zmniejsza się. Tak, że sędziowie, a nawet prezydent, jak dzieci - już za nic nie odpowiadają...
Wiadomo, że nie wszyscy sędziowie są skorumpowani, ale czy kilkudziesięciu prawych sędziów jest w stanie naprawić dziesiątki lokalnych warsztatów sądowo-prokuratorskich?
Czasami też, stronnicze lub naruszające prawo decyzje sędziowskie wynikają po prostu z niewiedzy i lenistwa.
Grzech III. Stronniczość
- ściśle powiązana z brakiem odpowiedzialności, często łączy się z ignorancją i lekceważeniem stron - sędzia władca, Pan i Bóg. Ten grzech urzędniczy można łatwo zlikwidować - wystarczy że będą osobiście odpowiadać za naruszenie prawa i procedury sądowej. Konieczna jest też możliwość zaskarżenia takiego działania do specjalnej komisji, która zajmie się badaniem tego typu przewinień.
Autorzy raportu zwracają uwagę na jeszcze jeden fakt. Wiele osób nie zna prawa, nie zna procedury sądowej. W jaki sposób mogli by się ustrzec stronniczości sędziego? - Strona czująca się zagrożona takim postępowaniem powinna mieć możliwość wniesienia np. o obecność podczas posiedzenia wizytatora sądowego. Ciekawą propozycją jest np. społecznie pełniona funkcja "męża zaufania" - osoby która na wniosek stron przysłuchiwała by się sprawie i mogła wnosić zastrzeżenia co do procedury prowadzenia posiedzenia przez sędziego . W ważniejszych sprawach [drugiej instancji, dyscyplinarnych] taką funkcję mogliby przejąć ławnicy, albo osoby społeczne niezależne, koniecznie spoza wymiaru sprawiedliwości.
Już teraz z budżetu wypływa kilka milionów rocznie na odszkodowania za różne błędy urzędnicze. Ale odszkodowania są naprawdę marne w porównaniu z przyznanymi przez sędziów amerykańskich. Ale już jesteśmy w Europie, liczba skarg na urzędników wzrasta w trybie potęgowym. Ludzie są inteligentniejsi, przestali się bać. Jak długo Państwo jeszcze będzie stać na odpowiedzialność za błędy urzędnicze i rosnąco potęgowo odszkodowania? Zwłaszcza w sytuacji gdy nie ma kasy dla służby zdrowia i na emerytury?
Sąd Najwyższy uznał, że wystarczy wydanie decyzji niezgodnej z przepisami, by można się starać o odszkodowanie.Obecnie pokrzywdzeni obywatele nie muszą wskazywać konkretnych winnych. Powinni tylko wykazać, że zostało naruszone prawo. Kodeks pracy wprawdzie ogranicza odpowiedzialność materialną pracownika (do wysokości trzech miesięcznych pensji), ale proponuje się, żeby niekompetentny, leniwy czy złośliwy urzędnik ponosił odpowiedzialność całym swoim majątkiem. Sejmowa komisja, która przygotowuje zmiany w prawie pracy, dostrzega to demoralizujące ograniczenie. W proponowanych poprawkach zakłada się więc pełną odpowiedzialność. Zobaczymy. Obywatelowi musi przysługiwać także prawo do dochodzenia utraconych korzyści. Powszechne zasady odszkodowawcze od czasów rzymskich stanowią, iż pokrzywdzeni mogą żądać zwrotu lucrum cessans, czyli utraconych korzyści. Koniec świętych krów?
Stronniczość organów ujawniła się wyraźnie w sprawie tzw. afery Rywina. Sejmowa komisja śledcza obnażyła kiepską jakość pracy najważniejszej w kraju Prokuratury Apelacyjnej w Warszawie. Nawet dla laika widać brak koncepcji prowadzenia dochodzenia, zwlekanie z przesłuchaniem głównego podejrzanego, nie złożenie elementarnych wniosków dowodowych, umożliwienie podejrzanym mataczenia i zacierania śladów przestępstwa, a wreszcie prowadzenie przesłuchań w sposób naiwny, nielogiczny i powierzchowny. Prokuratura długo zachowywała się tak, jakby broniła oskarżonego Rywina, a nie zbierała dowody przeciwko niemu. Znacznie gorzej potraktowała Adama Michnika i kierownictwo Agory niż podejrzanego. Sposób pracy warszawskiej prokuratury nie jest żadnym wyjątkiem. Akurat gdy to pisze, dowiedziałem się, że jej szef Zygmunt Kapusta przestał rządzić, za matactwa w sprawie PZU-Życie Grzegorza Wieczerzaka. Gdy tylko w jakiejś sprawie pojawiają się wątki mogące wskazywać na przestępcze powiązania świata polityki, biznesu czy mediów, natychmiast trafia ona pod specjalny nadzór. W praktyce priorytet oznacza przewlekanie śledztwa i jego gmatwanie. Tak było w śledztwie przeciwko gangowi pruszkowskiemu, gdzie wszystkie wątki polityczno-biznesowe są wciąż na etapie wstępnym. Niczym zakończyło się dochodzenie w sprawie zawartości notesu Wariata, gdzie były zapiski sugerujące wręczanie łapówek prokuratorom. W sprawie zabójstwa gen. Marka Papały, byłego komendanta głównego policji, ogranicza się oskarżenie do dwóch wykonawców. W sprawie mafii paliwowej nie wyjaśniono, w jaki sposób do podejrzanych trafiały informacje o stanie śledztwa, w jaki sposób spółki uczestniczące w przestępstwie unikały kontroli skarbowej. Podobnie jest w sprawie pedofilskiej siatki zdemaskowanej przez dziennikarzy "Wprost" i telewizji Polsat - prokuratura unika przesłuchania znanych osób, których nazwiska pojawiają się w zeznaniach świadków.
Grzech IV - Wzajemnej solidarności zawodowej
- konieczny do ukrycia tych wszystkich wyszczególnionych wyżej matactw. Sędzia w sprawie odwoławczej ma obowiązek poprzeć orzeczenie kolegi po fachu, sędziego pierwszej instancji... smutne i przykre, że tak traktowane jest PRAWO i KONSTYTUCJA III RP przez niezależne? organy sprawiedliwości. Lekarstwem może być tylko odpowiedzialność osobista urzędników wydających decyzje.
Jeżeli ktoś się próbuje wyłamać z tego mafijnego powiązania, zostaje skasowany przez środowisko. Tak stało się z Blajerskim na polecenie którego wszczęto tajne śledztwo w sprawie przestępstw popełnionych przez przedstawicieli lubelskiego wymiaru sprawiedliwości, które prowadzi Prokuratura Okręgowa w Katowicach. Sprawą tą zajmuje się także Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Mimo że ABW zgromadziła świetnie udokumentowany materiał procesowy, od roku dochodzenie tkwi w martwym punkcie. Śledztwo rozkawałkowano na wiele części, doprowadzając do zamazania obrazu całości. Jeszcze przed jego zakończeniem awansowano prokuratorów, których objęło postępowanie sprawdzające. Osoba, która zdecydowała o awansach - Grzegorz Janicki, prokurator apelacyjny w Lublinie - do niedawna był pierwszym doradcą ministra sprawiedliwości Grzegorza Kurczuka (także pochodzi z Lublina). Układ oparty na szantażu i korupcji 15 maja 2002 r. prokurator krajowy Włodzimierz Blajerski napisał notatkę służbową do ministra sprawiedliwości Barbary Piwnik. Znalazło się tam m.in. zdanie: "W organach ścigania i wymiarze sprawiedliwości istnieje nieformalny układ oparty na więziach szantażu i korupcji, który uzurpuje sobie prawo do wyręczania tych organów w ich konstytucyjnych i ustawowych uprawnieniach".
Czasem do zatuszowania sprawy wykorzystuje się policyjnych agentów, którzy przedstawiają inny przebieg zdarzeń niż w rzeczywistości, a nawet oskarżają niewinne osoby. Zanim te oskarżenia się zweryfikuje, sprawa ulega przedawnieniu lub rozmywa się w dziesiątkach wątków. Za ustawienie śledztwa policjanci mogą liczyć na awans, pomoc w kupnie taniej działki, przyjęcie dziecka do dobrej szkoły czy posadę po odejściu ze służby. Przykładem takich praktyk jest sprawa policjantów z Radomska: aż 11 funkcjonariuszy z komendantem na czele działało w sitwie czerpiącej korzyści ze świadczenia różnych usług.
Grzech V - Fikcja kontroli i nadzoru
- konieczna do ukrycia tych wszystkich przekrętów i nieproceduralnych postępowań i zachowań sędziów.
Jeżeli już wyjątkowo [np. wypadek po pijanemu] sędzia trafi do Sądu Dyscyplinarnego, to typowym zachowaniem sędziów jest gra na zwłokę, czyli "numer na przedawnienie", podczas gdy tego typu historie powinny być rozpatrywane jak najszybciej - właśnie przez wzgląd na dobre imię resortu, a także ze względu na dobro samych oskarżanych - mówi prof. Wiesław Chrzanowski, były minister sprawiedliwości. W tej sytuacji postuluje on zmiany w ustawodawstwie dotyczącym immunitetów chroniących przedstawicieli wymiaru sprawiedliwości. - Jeżeli prokuratorzy i sędziowie każdą próbę dociekania prawdy traktują jak atak na własne środowisko, to może w sądach dyscyplinarnych powinno się znaleźć miejsce dla ławników spoza wymiaru sprawiedliwości?. Nie może być tak, że sądy sędziów czy prokuratorów, zasłonięte parawanem tajemnicy, pozostają poza wszelką społeczną kontrolą - uważa prof. Chrzanowski.
O tym, że kontrola pracy prokuratorów jest pozorna, świadczy liczba spraw przeciwko prokuratorom popełniającym przestępstwa bądź łamiącym zasady etyki - jest ich zaledwie kilka rocznie. Do sądów trafiają praktycznie tylko sprawy opisane w mediach. Tak było w wypadku Jerzego Hopa, byłego prokuratora okręgowego w Katowicach, podejrzanego o przekroczenie uprawnień i wyłudzenie ponad 135 tys. zł. Tak było w wypadku prokuratora Mariana M. z Prokuratury Rejonowej w Bielsku-Białej, podejrzanego o współpracę z gangiem Krakowiaka. Sprawy o tuszowanie śledztw, jak w wypadku toruńskiego prokuratora Jacka T., są rzadkością, chociaż jest to najczęściej popełniane przez prokuratorów przestępstwo - tyle że w 99 proc. nie ma sprawcy. Prokuratorzy pracują po dwie, trzy godziny dziennie, po tym wysiada im mózg?
Zapaść prokuratury ma negatywny wpływ na cały wymiar sprawiedliwości: sprawy zepsute w prokuraturze często kończą się uniewinnieniem sprawców w sądzie. - Nieskuteczność i zawisłość prokuratury podważa poza tym zaufanie obywateli do państwa: skoro jego organy nie są w stanie wyjaśnić nawet największych afer kryminalnych, tym bardziej nie chronią przeciętnych obywateli - mówi Lech Kaczyński. Zapaść prokuratury oznacza też dodatkowe koszty dla podatnika: sprawy toczą się latami, wyroki są uchylane, więc wracają do prokuratur i sądów niższej instancji. Za to samo trzeba płacić kilkakrotnie.
Grzech VI. - Osłabienie nadrzędnej roli Konstytucji
- czyli zatratę praw obywatelskich. Państwo przestaje być demokratycznym państwem prawa. Nie wiadomo, kto faktycznie rządzi, jakie obowiązuje prawo.
Wyraźnie widać to zwłaszcza w neutralizacji zasady pomocy państwa. Decentralizacja oznacza nie tylko więcej urzędników, często niekompetentnych (wszak partyjni koledzy otrzymują etaty poza wszelkimi konkursami i mimo ustaw o korpusie służby cywilnej), nie tylko szersze prerogatywy, ale przede wszystkim więcej pieniędzy i narzędzi działania w postaci gęstej i nieczytelnej struktury prawa. Wszystko jest prawnie kryte, ale zarazem reguły są na tyle niejasne, że można je dowolnie interpretować, pozostawiając znaczną swobodę działania administracji. Prawo bywa przy tym nieustannie zmieniane pod wpływem grup nacisku, które podstawowy mechanizm zabezpieczania swoich interesów widzą w redagowaniu coraz to nowych przepisów prawnych. Nie obowiązuje dyscyplina finansowa. Nie ma więc po co oszczędzać. Dokapitalizować można dowolną firmę, swobodnie przesuwać środki. Brakuje rygorystycznej kontroli wydatków publicznych. Dotacje budżetowe bywają nie rozliczane. W tej sytuacji o tym, kto i co otrzyma, decydują układy, siła nacisku poszczególnych grup czy chęć kupienia jakichś środowisk. Zawsze można ustawić przetarg. Ten stan rzeczy wzmacnia element nieodpowiedzialności decyzyjnej, bo można na kogoś zwalić winę albo zasłonić się jakimś tajemnym rozporządzeniem. Ta sytuacja nie stawia wysokich wymagań kadrze urzędniczej i sprzyja nieformalnym układom.
Grzech VII. Polityczne uzależnienie sędziów i prokuratury od władzy
- pozostałość komunistycznych wpływów. Aktualnie wykorzystywana tylko w jednostkowych przypadkach przez wybieralne demokratycznie organa władzy. Jak się ostatnio okazało, pozaprawne naciski na sędziów i prokuratorów wywierają "wpływowe osoby" tzw. GTW - z grup trzymających władzę. Do tej patologii doprowadzają i umożliwiają ją poprzednie ogniwa łańcuszka z "grzechów sądownictwa".
Na tą patologię proponowane są różne rozwiązania. Sama konieczność braku przynależności urzędników do ugrupowania politycznego z wiadomych względów nie zdaje egzaminu. Odpolitycznienie - w formie proponowanej przez aktualnego ministra sprawiedliwości Grzegorza Kurczuka ma wiele zastrzeżeń opozycji. Wg. projektu, ma to być "nieusuwalny prokurator generalny", który w zakresie wykonywania swoich zadań podlega tylko ustawie . Ponadto mianuje on najważniejszych prokuratorów [apelacyjnych i okręgowych], którzy mianowani na okres sześcioletni byliby nieusuwalni. W projekcie prokurator generalny byłby mianowany przed początkiem kadencji, tak aby nie wywodził się z rządzącej opcji. Projekt nowelizacji ustawy o prokuraturze zakłada m.in., że prokurator generalny, powołany przez premiera na wniosek ministra sprawiedliwości, może stracić stanowisko tylko wtedy, jeśli sam zrezygnuje, będzie trwale niezdolny do pełnienia obowiązków, sprzeniewierzy się złożonemu ślubowaniu bądź zostanie skazany prawomocnym wyrokiem sądowym. Zaistnienie tych okoliczności jest bliskie zera. W opcji ministra Kurczuka miałoby to na celu ukrycie aferzystów z SLD, a jednocześnie skuteczne atakowanie ugrupowanie, które przyjmie władzę po następnych wyborach.
Twórcy raportu proponują kilkuosobowe "Kolegium Prokuratorów Generalnych", podobnie jak to jest np. w Holandii w której praktycznie nie ma korupcji i mataczenia prawem. O wiele trudniej grupie GTW byłoby uzależnić taki apolityczny zespół niż jedną osobę. że w wymiarze sprawiedliwości funkcjonuje źle pojmowana solidarność zawodowa.
Jak politycy i organy ścigania tuszują afery skompromitowanej SLD, zamiast je ujawniać, mamy przykład z afery starachowickiej. Liczą się mafijne układy - wszystko tam było postawione na głowie, bo to typowy przykład GTW, która dba o własne interesy i bezpieczeństwo, a gangsterzy są kompanami polityków - mówi Stanisław Iwanicki, minister sprawiedliwości w rządzie Jerzego Buzka. Podobną sprawę ujawniono w ubiegłym roku w Zielonej Górze. Tam do sitwy należeli policjanci z lubuskiego Centralnego Biura Śledczego oraz boss lokalnego gangu Wiesław Łapkowski. Tam przez kilka miesięcy opóźniano dochodzenie i próbowano tuszować sprawę.
Dopóki minister sprawiedliwości, a więc polityk, będzie kierował pracami prokuratur, nie da się uniknąć podejrzeń o ich upolitycznienie - przyznaje Karol Napierski, prokurator krajowy. W USA prokuratora generalnego powołuje wprawdzie prezydent, ale prokuratorzy okręgowi wybierani są w wyborach powszechnych. To sprawia, że są nie tylko bardziej efektywni, ale podlegają też większej kontroli.
Niezależność prokuratorów nie może wynikać z ich braku odpowiedzialności za produkowane przez nich buble prawnicze, ale na nie ingerowanie w ich decyzje zwierzchników.
Podsumowanie
Zwycięstwo Romana Kluski przed NSA może dowodzić, że praworządność w Polsce nie jest całkowitą fikcją. Tyle że jest to zwycięstwo wyjątkowej jednostki. Roman Kluska był osobą znaną, która nie dała się zaszczuć i zaszantażować. Inni skrzywdzeni przedsiębiorcy często nie mieli sił i pieniędzy na ciągnące się latami procesy. Z tych wielu przykładów widać, ze potrzebne jest wprowadzenie materialnej odpowiedzialności urzędników (nie ograniczonej żadną kwotą) za bezprawne decyzje. Za takimi regulacjami opowiada się wicepremier Jerzy Hausner, jednak skończyło się tylko na obiecankach, jak w całej SLD.
Potrzeba tak zmienić przepisy prawa, żeby urzędnicy nie mogli według własnego widzimisię nękać obywateli. Warto też wprowadzić przepisy ograniczające władzę prokuratorów nad życiem i bytem osób, które wzięli na celownik. Nie może tak być w praworządnym państwie, żeby decyzja jakiegoś urzędnika państwowego [skarbowego, banku, policji, sądu pierwszej instancji, gminnego itp.] miała tryb natychmiastowej wykonalności np. egzekucji komorniczej, zablokowana działalność gospodarczej, czy konta firmy. Nie może być tak, żeby poszkodowany swojej niewinności dochodził sądownie latami. Każda zaskarżona decyzja musi być obligatoryjnie wstrzymana przed egzekucją do czasu jej prawomocnego orzeczenia. Dwuinstancyjność sądu i odpowiedzialność osobowa wydających orzeczenia musi być egzekwowana, ponieważ w przeciwnym wypadku już niedługo egzekucja kosztów i odszkodowań za wyrządzone obywatelom straty przez państwowych urzędników przekroczą dochody państwa. A egzekucji ich społeczeństwo już niedługo się nauczy. Jesteśmy w Europie, a dążymy do Ameryki i milionowych odszkodowań.
W zwykłych ludzkich sprawach, w demokratycznym państwie, w codziennym życiu, każdy Polaka musi on mieć poczucie, że w kontakcie z sądem znajdzie prawo i sprawiedliwość, że to mu zapewni PAŃSTWO PRAWA.
W żaden sposób, nikt nie powinien czuć się oszukany zwłaszcza przez wymiar sprawiedliwości...
A jak to jest w sądach amerykańskich? - Jasne, że tam sędziowie dbają o etykę i nie sprzedają się za marne grosze...
Publikacja przygotowywana do dyskusji publicznej. Oparta na artykułach z tygodnika "Wprost" - cdn.
Autor Zdzisław Raczkowski
Wyjaśnienia:
GTW [grupa trzymająca władzę?]
- to struktura dużo mniejsza i sprawniejsza od oficjalnej administracji, bo skonsolidowana bardzo wyraźnymi osobistymi więzami. Nastawiona wyłącznie na załatwianie własnych interesów i klienteli. Wzajemne powiązania "ludzi władzy" dają im poczucie siły i bezkarności. Obowiązuje struktura typowo mafijna - wszyscy za jednego, jeden za wszystkich, do tego stopnia, że członkowie wspólnoty skłonni są otwarcie występować w obronie kolegi [np. mataczenia prawem], nie bacząc na środki ostrożności. Nie obowiązuje ich PRAWO - ustalone dla plebsu. Dla osiągnięcia określonych wpływów stosowane są wszelkie środki nacisku typu KWR. Są to grupki wyrywające władzę konstytucyjnej władzy. Tak więc mamy więc do czynienia z prywatyzacją władzy publicznej - a to oznacza, że rządzący nie są zdolni do podejmowania istotnych decyzji strategicznych.
GTW lawirują więc między różnymi interesami grupowymi, naciskami oligarchów - różnej maści Rywinami czy apetytami baronów, lobbystami, ambasadorami regionów, itp. stworzyli wokół siebie silne dwory i dysponują znaczną, nie kontrolowaną przez liderów władzą. Ich siła jest na tyle duża, że szefowie partii mają na nich ograniczony wpływ. Władza co najwyżej załatwia jakieś publiczne sprawy pod presją strajków lub z lęku przed ich zaistnieniem, ale nie rozwiązuje problemów. Ulega sile, ale sama w kwestiach zasadniczych siły nie ma. Innymi słowy: władza ma coraz mniej władzy.
W grupie GTW arogancja łączy się tu ze skrajnym oportunizmem w dążeniu do zachowania pozycji, wpływów, pieniędzy. Są nastawieni wyłącznie na kariery i jedyne, z czym zdają się liczyć, to krytyka mediów. Dlatego chcieliby nad nią zapanować i ją wyciszyć. Dobrze opanowali sztukę skomplikowanych zagrywek personalno-instytucjonalnych, potrafią wykorzystywać "haki" na przeciwników. Mają wyjątkowe poczucie więzi z podobnymi sobie. Nawet jeśli konkurują o dobra, to z pewnością do swego grona nie dopuszczają osób z innych środowisk. Myślą wyłącznie w kategoriach "nasi", "nasze", a nie w kategoriach problemów społecznych. Tę postawę można nazwać filozofią "nasizmu". Obce jest im myślenie merytoryczne. Widać to choćby po głosowaniach w komisji śledczej. Obrona własnej grupy stoi ponad wszelkim rozsądkiem, nie wspominając o elementarnej sprawiedliwości czy przyzwoitości. Pobrali lekcję pragmatyzmu i siły, natomiast są doskonale głusi na takie pojęcia, jak zasady czy wartości moralne.
PS. Ciekawy jestem, co się stanie z GTW po wygranych wyborach przez Samoobronę. Przypuszczalnie Lepper nie bardzo jest dopuszczany do tej "tajnej władzy". Rozwali stare układy i stworzy nowe, czy sprzeda się?
Jak na razie bawi mnie ich strach przez nim i Samoobroną...
AKTUALNOŚCI:Prokurator sanocki Ryszard Sawicki w swojej impotencji umysłowej wymyślił kolejne prześladowanie działalności publicystycznej redaktora wydawnictwa AFERY PRAWA Zdzisława Raczkowskiego.
Poprzednie nachodzenie z art.212 [ pomówienie dziennikarskie] umorzono bez prawomocnego uzasadnienia i udowodnienia czegokolwiek autorowi. Była to tylko zabawa pijanego sędziego DZIEWULSKIEGO wykorzystującego swoje stanowisko?
Potwierdza to pośrednio fakt korupcji panującej w sądzie krośnieńskim. Udowodnił to pośrednio choćby sędzia - Piotr Wojtowicz. - chyba że przyjmiemy, że swój dyplom kupił gdzieś na bazarze. Ilu pracuje tam takich niedouczonych, po rodzinnych koneksjach sędziów? Z przysłanych mi przez czytelników informacji wiem ze sporo.
Teraz poszkodowany redaktor powinien zgodnie z prawem wystąpić z pozwem odszkodowawczym, tak np. o 1.000.000zł [słownie: milion zł], żeby nauczyć sędziów rozumu i odpowiedzialności?
Czy podstawą roszczeń może być: art. 77 Konstytucji: "Każdy ma prawo do wynagrodzenia szkody, jaka została mu wyrządzona przez niezgodne z prawem działanie organu władzy publicznej" i podobnie art. 417 k.c., a może art. 552.kpk § 1. Oskarżonemu, który w wyniku wznowienia postępowania, kasacji lub stwierdzenia nieważności orzeczenia został uniewinniony lub skazany na łagodniejszą karę, służy od Skarbu Państwa odszkodowanie za poniesioną szkodę oraz zadośćuczynienie za doznaną krzywdę, wynikłe z wykonania względem niego w całości lub w części kary, której nie powinien był ponieść. § 2. Przepis § 1 stosuje się także, jeżeli po uchyleniu albo stwierdzeniu nieważności skazującego orzeczenia postępowanie umorzono wskutek okoliczności, których nie uwzględniono we wcześniejszym postępowaniu. § 3. Prawo do odszkodowania i zadośćuczynienia powstaje również w związku z zastosowaniem środka zabezpieczającego w warunkach określonych w § 1 i 2. § 4. Odszkodowanie i zadośćuczynienie przysługuje również w wypadku niewątpliwie niesłusznego tymczasowego aresztowania lub zatrzymania.
Tylko dlaczego za korupcje w sądach mają płacić uczciwi podatnicy? - czy w stanie ktoś to logicznie uzasadnić?"
Art.45 Konstytucji:
W artykule tym odnajdujemy ogólne prawo każdego znajdującego się pod jurysdykcją Rzeczpospolitej Polskiej do sprawiedliwego i jawnego rozpatrzenia sprawy bez nieuzasadnionej zwłoki przez właściwy, niezależny, bezstronny i niezawisły sąd.
Aby proces sądowy był sprawiedliwy niezbędne jest zachowanie pewnych powszechnie przyjętych zasad, tj. zasada równości, domniemanie niewinności, nakaz humanitarnego traktowania, zasada niekarania bez podstawy prawnej czy choćby prawo każdego do obrony. Tylko ich przestrzeganie gwarantuje, że proces będzie rzeczywiście sprawiedliwy.
Co składa się na prawo do sądu?
Pierwszym elementem jest prawo do sądu właściwego (a więc kompetentnego do rozpatrzenia naszej sprawy – miejscowo, rzeczowo i instancyjnie). Sąd powinien być ponadto bezstronny (niezależny od stron i przedmiotu sporu), stąd funkcjonuje w polskich przepisach instytucja wyłączenia sędziego.
Wypowiedź sędziego (w stanie spoczynku) Trybunału Konstytucyjnego:
Wszystkie podstawowe dokumenty dotyczące praw człowieka traktują prawo do sądu jako najważniejszy instrument ochrony tych praw.
Proszę zajrzeć do Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka, Międzynarodowego Paktu Praw Obywatelskich i Politycznych czy do Europejskiej Konwencji Praw Człowieka – w każdym z tych aktów prawa międzynarodowego są zawarte zapisy o prawie człowieka do sprawiedliwego i publicznego rozpatrzenia jego sprawy przez niezawisły, bezstronny sąd.
Podobnie polska Konstytucja zapewnia każdemu sprawiedliwe i jawne rozpatrzenie jego sprawy bez nieuzasadnionej zwłoki przez właściwy, niezależny, bezstronny, niezawisły sąd.
Piękny to zapis, ale jak wygląda w praktyce? Ostatnio wymiar sprawiedliwości został poddany wyjątkowo surowej ocenie społecznej. Niestety, słusznie. Dlaczego niestety? Bo chciałbym, aby polskie sądy spełniały standardy demokratycznego państwa, ale w wielu wypadkach tak nie jest i ta krytyka jest w pełni uzasadniona.
Przypominam sobie takie powiedzenie jednego z peerelowskich sędziów: „My, sędziowie, nie od Boga, ale od władzy ludowej”. Dziś, gdy oddajemy należny hołd żołnierzom wyklętym, trudno nie wspomnieć o tych sędziach „nie od Boga”. Wydawali zbrodnicze wyroki i co? I nic! Późniejsi bohaterowie sal sądowych skazywali na wieloletnie więzienia działaczy opozycyjnych. I co? I nic! Wreszcie sędziowie stanu wojennego. Czy ktoś ich rozliczył za urągające elementarnej sprawiedliwości wyroki? Nikt!
Profesor Adam Strzembosz, pierwszy prezes Sądu Najwyższego, zapowiedział, że środowisko sędziowskie samo się oczyści. Taki mądry człowiek i taki naiwny. Nie miało znaczenia, że Trybunał Konstytucyjny uznał dekrety stanu wojennego za nielegalne, że większość wyroków w wyniku rewizji nadzwyczajnych (później kasacji) zostało uchylonych, a skazanych uniewinniono. Sędziowie ani się nie oczyścili, ani nie ponieśli żadnych konsekwencji za swoje „wojenne” orzecznictwo. Sądzili dalej i sądzą po dziś dzień.
A młodzi biorą przykład. Wystarczy przypomnieć występ Igora Tulei i jego słowa o stalinowskich metodach funkcjonariuszy Centralnego Biura Antykorupcyjnego wykonujących czynności operacyjne w sprawie doktora G. Czy ten młody sędzia miał jakąkolwiek wiedzę o działalności stalinowskich oprawców? Mam nadzieję, że specjalnej wiedzy nie miał, bo tych słów ocenić inaczej nie można jak kompromitacja. A do tego jeszcze te próby uruchomienia prokuratury, która miałaby wszcząć postępowanie przeciwko oficerom z CBA. No i komentarze przed telewizyjnymi kamerami dotyczące własnego wyroku. Beznadziejność!
Kolejny popis sędziowskiego rozumowania. Wyrok warszawskiego sądu apelacyjnego w sprawie Beaty Sawickiej. I znów się dostało funkcjonariuszom CBA. Zdaniem sędziego Pawła Rysińskiego, dowody obciążające Sawicką zebrano w sposób nielegalny. Pan sędzia chyba zapomniał, że na podsłuch rozmów telefonicznych i kontrolowane wręczenie łapówki CBA miało zgodę prokuratora generalnego i sądu. Nie przekonało pana sędziego postanowienie sądu w Lublinie, że dowody przeciwko Sawickiej zebrano zgodnie z obowiązującym prawem. No cóż, sędzia Rysiński jest niezawisły w swoim orzecznictwie i wydał wyrok taki, jaki chciał wydać.
Mam mnożyć te przykłady? Chyba nie ma potrzeby, ale na jednym incydencie chciałbym się zatrzymać. Zaatakowanie tortem sędziego. Obrazek z warszawskiego sądu pokazywały wszystkie telewizje. Grzmiały głosy oburzenia, mówiono o bezpieczeństwie sędziów, o bardziej wnikliwym sprawdzaniu osób wchodzących na salę sądową. Jakoś nie przypominam sobie podobnych ataków na sędziów.
O co właściwie poszło? Po ogłoszeniu postanowienia o zawieszeniu postępowania ze względu na zły stan zdrowia oskarżonego Kiszczaka jeden z dawnych działaczy „Solidarności” nie wytrzymał i rzucił w kierunku wychodzącej z sali sędzi tortem z bitą śmietaną. Rzut okazał się celny.
W najmniejszym stopniu nie zamierzam usprawiedliwiać takiego zachowania. Nie ulega wątpliwości, że nietykalność sędziego została naruszona i sprawca poniesie odpowiedzialność. Z drugiej jednak strony zdziwiło mnie zachowanie pani sędzi. Nie zdarzają się takie sytuacje, by sędzia w obecności publiczności zdejmowała łańcuch i togę. To tak jakby w tym momencie odkładała na bok majestat władzy sędziowskiej.
Jako prawnik i sędzia w stanie spoczynku oczywiście potępiam takie zachowanie. Natomiast staram się zrozumieć emocje tego człowieka. Może był w stanie silnego wzburzenia. Proszę zauważyć, jak błyskawicznie zadziałała policja – już tego samego dnia była w domu miotającego tortem. Wyjątkowa sprawność organów ścigania. Ile lat trzeba czekać, by sprawcy stanu wojennego zostali osądzeni! Obawiam się, że na Jaruzelskiego i Kiszczaka wyroków się nie doczekamy.
Sprawa organizatorów stanu wojennego – pomijając incydent z tortem – daje wiele do myślenia o kondycji polskiego wymiaru sprawiedliwości. Nie zamierzam kwestionować wyroków, od tego są instancje odwoławcze, pragnę zwrócić uwagę na podstawową bolączkę – przewlekłość postępowania. Na przykład przeciętna sprawa gospodarcza w Polsce trwa około 800 dni, we Francji niewiele ponad 70.
Pół biedy, gdy ciągnące się w nieskończoność sprawy dotyczą postępowań cywilnych, w sprawach karnych długotrwałość procesu prowadzi do przedawnienia karania i w konsekwencji do umorzenia postępowania. Wcale mnie nie dziwi, że ludzie skarżą Polskę do Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu. I tam nasz wymiar sprawiedliwości dostaje po łapach. Trzeba płacić skarżącym odszkodowania za naruszenie art. 6 Europejskiej Konwencji Praw Człowieka (przepis nakazujący rozpoznanie sprawy w rozsądnym terminie).
Co w tym wszystkim jest interesujące? Brak konkretnej reakcji ze strony Krajowej Rady Sądownictwa, owszem, słychać głosy polemizujące z medialnymi doniesieniami, najczęściej wówczas, gdy krytykuje się sądy i sędziów. Może tak należy rozumieć konstytucyjny obowiązek Rady stania na straży niezależności sądów i niezawisłości sędziowskiej.
Spotkałem się ostatnio z pytaniem, czy społeczeństwo, naród jako suweren, sprawujący zwierzchnią władzę w Rzeczypospolitej może mieć wpływ na działalność wymiaru sprawiedliwości. Nie bardzo. Nie ma takich prawnych instrumentów, które skutecznie wpływałyby na jakość pracy sądów. Nie wiem, co zamierza zrobić minister sprawiedliwości Marek Biernacki. Możliwości jest niewiele. Nie wiadomo, co dalej z reformą Jarosława Gowina. Trybunał Konstytucyjny w rozporządzeniu zmieniającym organizację sądów nie dostrzegł naruszenia Ustawy Zasadniczej.
Na pomysł Michała Ziembińskiego warto jednak zwrócić uwagę. W ubiegłym roku założył portal „Forum na rzecz naprawy wymiaru sprawiedliwości”. Pisze tam m.in.: „Nasz wymiar sprawiedliwości jest ciężko chory i od ponad dwudziestu lat nikt nie podjął skutecznej walki o jego naprawę. (…) Jego głównym problemem są kadry prokuratorów i sędziów, które pracują nieudolnie. (…) Aktualny stan wymiaru sprawiedliwości hamuje rozwój kraju. Potrzebna jest generalna naprawa”. Czy ta lub podobne inicjatywy społeczne mają szansę wpływu na wymiar sprawiedliwości? Prawdę mówiąc niewielkie, ale trzeba je wspierać. Przecież to nic innego jak realizacja jednej z podstawowych zasad ustrojowych Rzeczypospolitej – zasady społeczeństwa obywatelskiego, ściśle związanej z zasadą suwerenności Narodu.
Naród sprawuje władzę zwierzchnią za pośrednictwem swoich przedstawicieli – posłów i senatorów, których aktywność raczej koncentruje się na parlamentarnych potyczkach niż konkretnej dbałości o prawa i wolności obywatelskie.
A obywatele mogą skorzystać z zagwarantowanej przez Konstytucję inicjatywy ustawodawczej lub mogą też doprowadzić do referendum zmierzającego do zmian organizacyjnych w sądach.
Pojawiający się postulat pozbawienia sędziów i prokuratorów immunitetu ma w obecnym stanie prawnym małe możliwości realizacji. Niezbędna byłaby zmiana Konstytucji, a tej obywatele przeprowadzić nie mogą (zmiana Konstytucji jest zastrzeżona dla posłów, Senatu i prezydenta). Inny postulat – zmiana trybu powoływania sędziów – może mieć szansę na powodzenie właśnie w drodze nowelizacji ustawy o ustroju sądów powszechnych.
Czy można w inny sposób wpływać na działalność wymiaru sprawiedliwości? Widzę spore pole do działania dla Rzecznika Praw Obywatelskich, który ma ogromne możliwości: od zbadania indywidualnej sprawy, poprzez funkcje kontrolne, aż do wniesienia kasacji od prawomocnego wyroku włącznie. Ujawnione przez rzecznika nieprawidłowości mogą stanowić podstawę do rozwiązań legislacyjnych w parlamencie, któremu rzecznik składa corocznie informację o swoich działaniach.
Prawda jest taka: trzeba sprawy obywatelskie brać we własne ręce i nie oglądać się na działania rządu i parlamentu. Nieliczenie się ze społeczeństwem może władze drogo kosztować. Kilka rządów w Rzeczypospolitej się o tym przekonało. Najwyższy czas, aby Platforma Obywatelska o tym sobie przypomniała. Władza zwierzchnia należy do Narodu (art. 4 Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej).
Ale czasami i polskich sądach zdażaja się chlubne wyjątki, bowiem oto w Warszawie (mimo żałosnej zawziętości prokuratury):
Poniedziałek, 22 lipca 2013 (02:00)
"Prokuratura odwołała się od decyzji sądu o oddaleniu aktu oskarżenia w sprawie oblania czerwoną farbą pomnika Polsko-Sowieckiego Braterstwa Broni na placu Wileńskim w Warszawie i Wdzięczności Armii Czerwonej w parku Skaryszewskim – dowiedział się „Nasz Dziennik”.
To jeszcze nie koniec sądowej batalii o „zniszczenie” sowieckich pomników w Warszawie.
– Stwierdziliśmy, że to orzeczenie jest prawnie niezasadne, więc złożyliśmy zażalenie – mówi w rozmowie z „Naszym Dziennikiem” prok. Paweł Śledzicki, szef Prokuratury Rejonowej Warszawa Praga-Północ. – Sąd w postanowieniu umorzył sprawę, stwierdził, że brakuje znamion popełnienia tego występku, zniszczenia tego pomnika – zwraca uwagę.
– Zażalenie będzie miało swój dalszy bieg w sądzie okręgowym dla Warszawy-Pragi, ale zostało wniesione za pośrednictwem tegoż sądu rejonowego, tak wygląda procedura – wyjaśnia.
Wniosek prokuratury trafił już do sądu okręgowego. – Zażalenie zostało zarejestrowane pod sygn. VIKz 631/13, termin posiedzenia w przedmiocie rozpoznania zażalenia nie został jeszcze wyznaczony – mówi Joanna Adamowicz z Biura Informacyjnego Sądu Okręgowego Warszawa-Praga w Warszawie.
Po dochodzeniu przeprowadzonym przez policję prokuratura wniosła do sądu akt oskarżenia, w którym zarzuciła dwóm osobom znieważenie dwóch pomników przez oblanie czerwoną farbą i namalowanie napisu: „czerwona zaraza”.
W postanowieniu z 12 lipca br. sędzia Sądu Rejonowego Warszawy Pragi-Północ Ewa Grabowska uznała, że młodzi ludzie nie popełnili przestępstwa, mimo że są dowody na pomalowanie obu monumentów.
„Oba obiekty wzbudzają wiele kontrowersji i emocji zarówno wśród historyków, jak i mieszkańców Warszawy. Dla jednych są one symbolem komunizmu, dla innych zakłamanym świadectwem w historii dziejów Polski, kiedy to armia sowiecka nie udzieliła pomocy Powstaniu Warszawskiemu” – napisała Grabowska w uzasadnieniu, zwracając uwagę, że monument Braterstwa Broni jest otoczony z trzech stron przez budynki, w których „sowiecki aparat bezpieczeństwa dokonywał represji na obywatelach polskich związanych przede wszystkim z konspiracją niepodległościową”.
Sędzia zaznaczyła, że już dwukrotnie próbowano zdemontować pomnik określany mianem „Czterech Śpiących”.
Po dokonaniu analizy sąd stwierdził, że oba obiekty „nie mogą zostać uznane za pomniki” w rozumieniu prawa karnego. „Zdaniem Sądu obiekty te nie spełniają definicji pomnika, bowiem ochronie prawnej podlega obiekt wzniesiony dla upamiętnienia zdarzenia bądź uczczenia osoby, której ta cześć jest należna” – uzasadniała sędzia.
„Niestety te wymuszone pomniki, bo tak należy je nazwać, są jedynie symbolem komunizmu, zakłamanej historii Polski oraz – jak słusznie podkreślił obrońca oskarżonego L. – ’namacalnym symbolem przymusowej sowieckiej okupacji’”.
Sąd zwrócił uwagę, że ekspertyzy załączone przez obrońcę drugiego oskarżonego B. „dobitnie obrazują brak cech pomnika obu obiektów”. Są to opinie prof. Wojciecha Roszkowskiego i Instytutu Pamięci Narodowej.
Jak stwierdza sąd, w „obecnych realiach politycznych z krajobrazu naszego kraju zniknęło wiele pomników dokumentujących poprzednią epokę. Również obiekty ’Wdzięczności Armii Radzieckiej’ oraz ’Braterstwa Broni’ powinny ulec rozebraniu, tym bardziej iż takie wnioski były składane już dwukrotnie”. „Fakt, iż oba obiekty nadal istnieją, nie nobilituje ich do rangi pomnika i nie uzasadnia ochrony prawnokarnej” – uznała sędzia.
– To znakomite podejście od zupełnie innej strony. Kibicuję, żeby to się utrzymało i wtedy można by na tej zasadzie usunąć inne pomniki w całej Polsce, które ewidentnie upamiętniają Armię Czerwoną – podkreśla Jerzy Bukowski, rzecznik Porozumienia Organizacji Kombatanckich i Niepodległościowych w Krakowie. – Zwłaszcza że ustawa o dekomunizacji, którą przyjął Senat, nie obejmuje pomników, tylko ulice i place – dodaje.
– Całym sercem zgadzam się z tym, co napisała sędzia – mówi „Naszemu Dziennikowi” Tomasz Pisula, prezes Fundacji Wolność i Demokracja. Z inicjatywy fundacji powstał Komitet Społecznego Sprzeciwu „Nie dla Czterech Śpiących”. – Pani sędzia jasno powiedziała, co myśli o tych pomnikach. Można się pod tym podpisać obiema rękami. Mam nadzieję, że to zostanie utrzymane – dodaje. – Tego typu obiekty powinny się znaleźć w muzeum lub skansenie – uważa Bukowski.
Pomnik „Czterech Śpiących” zdemontowano z powodu budowy metra pod koniec listopada 2011 roku. Według planów miasta ma zostać ponownie postawiony po wcześniejszej renowacji, co będzie łącznie kosztowało ok. 2 mln złotych. Protestuje przeciwko temu Fundacja Wolność i Demokracja.
– Wydawanie publicznych pieniędzy na restytucję pomnika Braterstwa Broni, które było braterstwem fikcyjnym – monumentu stojącego w pobliżu przynajmniej pięciu udokumentowanych miejsc, gdzie mordowano żołnierzy Armii Krajowej i podziemia niepodległościowego – należy uznać za absurdalne – argumentuje jej prezes. Pisula informuje, że zebrano kilkanaście tysięcy podpisów pod protestem przeciwko powrotowi monumentu.
– Zakończyliśmy formalny tryb. Ale cały czas te podpisy do nas spływają – podkreśla. – Dostajemy podpisy od powstańców warszawskich. Są to osoby, które walczyły na Pradze, tym ludziom nie trzeba przypominać, czym była Armia Czerwona, i tutaj tłumaczenia, jak te pani Gronkiewicz-Waltz, że ta armia nas wyzwalała, są po prostu śmieszne – dodaje Pisula.
– Próbowaliśmy kwestię pomnika poruszyć na radzie miasta. Radni PO nam to uniemożliwili. Miasto stoi twardo na stanowisku, że ten pomnik powinien tam być – ubolewa. Chociaż pojawiły się pogłoski, że może ostatecznie zostanie przeniesiony na cmentarz żołnierzy sowieckich.
– Ale mam wrażenie, że te plotki są rozpuszczane, żeby uspokoić atmosferę – uważa Pisula."
II RP
"Sędziowie i jej obrońcy dostawali setki listów z pogróżkami. Dla niej szykowano stryczek, chciano dokonać samosądu, przepowiadano wieczne potępienie. Cała Polska żyła jej sądowym procesem. Jej nazwisko nie schodziło z nagłówków brukowej prasy. Nawet po wojnie często wracano do "sprawy Gorgonowej". I coraz głośniej mówiono o towarzyszących jej wątpliwościach.
Oskarżona Rita Gorgonowa podczas procesu. Za oskarżoną widoczny jej obrońca Maurycy Axer, fot. NAC
II RP. Z jednej strony radość z odzyskanej niepodległości, rozwijające się państwo i rodzący się kult przedsiębiorczości. Z drugiej - bieda mieszkańców, cudowne lata dla oszustów i spryciarzy. Kasiarze o międzynarodowej sławie i pospolici kieszonkowcy. Szopenfeldziarze i prostytutki.
Międzywojenna Polska lubiła sensację. Publika, umiejętnie karmiona kolejnymi doniesieniami brukowej prasy, okupowała sale rozpraw i z wypiekami na twarzy komentowała głośne procesy sądowe.
- "Sprawą Madzi przed wojną nikt by się raczej na taką skalę nie zainteresował. Przez całe międzywojnie znajdowano przecież na ulicach i w pociągach porzucone noworodki, czasem żywe, czasem zmasakrowane przez dzikie zwierzęta, a informacje o tym podawano w dziennikach najmniejszą czcionką. Co innego kobiety oskarżone o morderstwo, albo mężczyźni oskarżeni o zbrodnię z podpuszczenia kobiety. Takie sprawy przyciągały tłumy widzów i dziesiątki reporterów" - mówiła naszemu reporterowi Monika Piątkowska, autorka wydanego pod koniec ubiegłego roku "Życia przestępczego w przedwojennej Polsce".
Wystarczyło jednak, aby zapadł skazujący wyrok a reporterzy i ciekawska publiczność szybko zapominali o dawnym "bohaterze" i skupiali się na nowej aferze. Jednak, jak zauważa Piątkowska, "spośród kobiet rozpalających w przedwojniu ciekawość i emocję publiczności jedyną, która nigdy nie zniknęła z łamów prasy ani ze świadomości społecznej, była skazana za zabójstwo swojej pasierbicy pochodząca z Dalmacji Rita Gorgonowa".
Jej historia rozpalała wyobraźnie naszych pradziadków do tego stopnia, że sądowy proces Rity Gorgonowej do dziś uchodzi za najgłośniejszą sprawę międzywojennej Polski.
Kim była Rita Gorgonowa?
Nazywała się Emilia Margarita Ilić i kiedy miała zaledwie 15 lat wyszła za mąż za Erwina Gorgona, oficera cesarsko-królewskiej marynarki wojennej służącego na Bałkanach. Po wojnie małżonkowie z trzymiesięcznym synkiem przyjechali do Lwowa, rodzinnego miasta Erwina. Trudno mówić o sielance.
Erwin pracuje z dala od domu, Rita pomieszkuje kątem u rodziny męża. Erwin w 1921 roku wyjeżdża do Ameryki. Za Oceanem ma przede wszystkim wyleczyć się z choroby wenerycznej i trochę się dorobić, po to, by ściągnąć do siebie żonę. Nigdy do tego nie dojdzie.
- "Będąc w Ameryce Rita w każdym liście zapewniała mnie o swojej miłości. (...) W tym to czasie dostałem listy anonimowe o złem prowadzeniu się mojej żony. Byłem jak piorunem rażony, wierzyłem i nie wierzyłem i napisałem Jej list z wyrzutami. Na to otrzymałem odpowiedź, której sobie nie przypominam, a która mnie wtenczas do takiej wściekłości doprowadziła. Zdawało mi się wtenczas, że Rita mnie więcej nie kocha, że anonimowe listy prawdę mówią, że przyjadąc (pisownia oryginalna - red.) do Ameryki odwróci się ode mnie i pójdzie inną drogą" - pisze Erwin Gorgon do lwowskich sędziów w lutym 1932 roku. W liście, który publikuje m.in. przedwojenny "Express Ilustrowany" mężczyzna przyznaje, że nigdy nie przestał kochać swojej żony, choć zerwał z nią wszelkie kontakty.
Opuszczona Rita tuła się po Lwowie. Uczęszcza na kurs pielęgniarski, chwyta się dorywczych prac - a to jako kasjerka w sklepie ze słodyczami, a to jako bona. W końcu trafia na służbę do willi inżyniera Henryka Zaremby. Ma być guwernantką jego dwójki dzieci - Elżbiety i Stanisława. Jest rok 1924. Rita ma wtedy 23 lata. Jej syn już nie żyje.
Kim jest inżynier Zaremba?
W 1924 roku Henryk Zaremba ma 41 lat. Jest szanowanym inżynierem i architektem. W jego portfolio znajduje się m.in. Dom Robotniczy w Przemyślu, uznany za wybitne dzieło polskiego modernizmu i odbudowany Dworzec Lwowski. Inżynier to majętny człowiek. Stać go na mieszkanie w centrum Lwowa i dużą willę z pięknym ogrodem w Brzuchowicach, modnym letnisku pod miastem.
Inżynier jest jednak nieszczęśliwy. Jego żona od kilku lat przebywa w zakładzie psychiatrycznym. Nie ma szans na jej wyleczenie. Dzieci potrzebują opieki. To właśnie nimi ma zajmować się Gorgonowa.
Romans i morderstwo
Między inżynierem a guwernantką rodzi się romans. Na początku skrywany, później już właściwie oficjalny, bo Zaremba w towarzystwie przedstawia Ritę jako "swoją panią". Para ma też wspólne dziecko. 1928 roku na świat przychodzi Ramona. Oczko w głowie tatusia.
Z biegiem lat między kochankami zaczyna się jednak psuć. Gorgonowa podejrzewa Zarembę o zdradę, śledzi go. Nie układają się też jej relację z Elżbietą, piętnastoletnią już córką inżyniera. Nastolatka czuje się panią domu i mówiąc krótko chce się pozbyć Rity. Zaremba też dojrzewa do myśli o rozstaniu z Chorwatką. Gdzieś w tle majaczy nowy romans inżyniera.
Para kłóci się o dziecko. Inżynier chce, żeby guwernantka wyprowadziła się, ale żeby zostawiła mu pod opieką ich wspólną córkę. Rita w końcu zgadza się na odejście, ale stawia warunki - chce zabrać dziecko. Żąda też pieniędzy. Na to z kolei nie zgadza się inżynier. Atmosfera gęstnieje, w domu dochodzi do coraz częstszych awantur i w końcu Zaremba postanawia - od Nowego Roku on i starsze dzieci zamieszkają we Lwowie. Rita z najmłodszą córką zostaną w Brzuchowicach. Taka separacja ma zapewnić względny spokój domownikom.
Nigdy do niej nie dochodzi. 30 grudnia 1931 roku w willi inżyniera ma miejsce tragedia. W nocy zamordowana zostaje Lusia (Elżbieta - red.). Młodej Zarembiance zadano kilka ciosów dżaganem do rąbania lodu. Lekarze stwierdzają, że przyczyną śmierci były rozległe pęknięcia sklepienia czaszki.
O popełnienie zbrodni szybko zostaje oskarżona Rita Gorgonowa. Wskazują na to poszlaki. Kobieta feralnej nocy ma na sobie futro z plamami krwi, w jej pokoju wybite jest okno, a ona sama ma rozciętą dłoń. Do tego na śniegu odcisnęły się ślady damskich stóp, a młodszy brat Lusi, choć plącze się w zeznaniach, to rozpoznaje w guwernantce postać, którą miał widzieć w nocy w pobliżu miejsca zbrodni. Rita konsekwentnie nie przyznaje się do popełnienia morderstwa, zostaje jednak aresztowana. Wkrótce rozpoczyna się jej proces, który zelektryzuje całą Polskę.
Wszyscy chcieli wieszać
- "Nie mieliśmy jeszcze w Polsce sprawy sądowej, która by w tak niezwykły sposób zajmowała opiniję (pisownia oryginalna - red.) publiczną, jak proces Gorgonowej. Roznamiętnienie, pełne gwałtownych nieraz dysput, przenika do wnętrza rodzin" - pisały przedwojenne gazety.
I rzeczywiście tak było. Polska oszalała za sprawą Gorgonowej. Proces relacjonowały dziesiątki reporterów, w brukowcach sprawie poświęcone były całe "rozkładówki". Gazety publikowały najdrobniejsze szczegóły, nawet zdjęcia zmasakrowanego i zakrwawionego ciała Lusi leżącej jeszcze w swoim łóżku.
Najbardziej gorąco było we Lwowie. Do willi, gdzie doszło do morderstwa, zaczęły przyjeżdżać autobusowe wycieczki, a w mieście powstała nawet wytwórnia wody gazowanej nazwana imieniem zamordowanej dziewczyny. Jej grób na miejscowym cmentarzu stał się miejscem pielgrzymek.
Społeczeństwo szybko wydało wyrok. Właściwie nikt nie miał wątpliwości, że to guwernantka zamordowała dziewczynę. Do sędziów i obrońców Chorwatki przychodziły setki listów z pogróżkami. Dla niej szykowano stryczek, przepowiadano wieczne potępienie, a nawet chciano dokonać samosądu. Jej nazwisko nie schodziło z nagłówków brukowej prasy, która informowała o licznych i rzekomych romansach Rity. Dziennikarze nie oszczędzili też inżyniera Zaremby, do którego przylgnęła łatka lubieżnika i erotomana.
Kobieta konsekwentnie nie przyznawała się do winy, a cały proces miał charakter poszlakowy (tak jak sprawa Katarzyny W. - red.). Mimo to, niemal jednogłośnie ławnicy lwowskiego sądu zdecydowali o winie Chorwatki. Rita Gorgonowa została skazana na karę śmierci. Do wykonania wyroku jednak nie doszło. Po pierwsze, kobieta była wtedy w ciąży, po drugie Sąd Najwyższy przekazał sprawę do ponownego rozpatrzenia ze względu na uchybienia w trakcie lwowskiego procesu.
- "Podczas skupionego na postaci Gorgonowej śledztwa policjanci pominęli wszystkie inne ścieżki dowodowe. Bardzo późno przesłuchano ogrodnika i jego żonę, nie zwrócono uwagi na fakt, iż podobne morderstwo zostało popełnione w okolicy i że do willi było wcześniej włamanie" - czytamy w "Życiu przestępczym w przedwojennej Polsce" Moniki Piątkowskiej.
Wojna i wolność
Proces zostaje przeniesiony do Krakowa, gdzie w 1933 roku Gorgonowa słyszy wiążący wyrok. Zostaje skazana na osiem lat bezwzględnego więzienia. Karę ma odbywać w Bydgoszczy.
Po procesie córka, którą kobieta urodziła w więzieniu trafiła do sierocińca. Henryk Zaremba popadł w depresje. Jego firma bankrutuje, on z rodziną przenosi się do Warszawy. Inżyniera dotyka też kolejna rodzinna tragedia - traci syna. Stanisław ginie przysypany śnieżną lawiną.
Rita Gorgonowa odsiaduje tylko część wyroku. Wybucha II wojna światowa i rząd polski ogłasza amnestię dla przestępców. Chorwatka wychodzi na wolność. Gdziekolwiek się nie pojawia wzbudza sensacje. Ludzie dobrze ją pamiętają.
- Morderczyni - syczą na jej widok.
Kobieta odszukuje w Warszawie inżyniera i ich wspólną córkę, ale ci nie chcą jej znać. Swojej drugiej córki, tej urodzonej w więzieniu, Rita w ogóle nie szuka.
Po wojnie widziano ją w Warszawie, Wrocławiu, Opolu, Polanicy. Ponoć w Krasnymstawie wyszła ponownie za mąż. Ponoć wyjechała do Ameryki Południowej.
Ponoć, bo co dokładnie stało się z Ritą Gorgonową nie wie nikt.
Przy pisaniu artykułu korzystałem z książki "Życie przestępcze w przedwojennej Polsce" Moniki Piątkowskiej, wydanej nakładem PWN w 2012 roku, reportażu "Gorgonowa i Gorgonowa" Jakuba Kowalskiego, opublikowanego w 2007 roku w dzienniku "Rzeczpospolita", artykułu "Rita Gorgonowa: Nie ma litości dla dzieciobójczyni" Marcina Marczaka, opublikowanego w 2012 roku w "Newsweek Historia", artykułu "Sprawa Gorgonowej. Najgłośniejsze morderstwo II Rzeczpospolitej" opublikowanego w 2010 roku w "Nowej Trybunie Opolskiej", którego autorem jest Stanisław S. Nicieja oraz z archiwalnego wydania "Expressu Ilustrowanego" (nr 97 z 8 kwietnia 1933 roku)."
IRP
Bójka szlachty w kościele, grafika ze zbiorów Biblioteki Narodowej
Sądy grodzkie, zwane też starościńskimi, w przeciwieństwie do sądów ziemskich i podkomorskich były sądami królewskimi. Na czele zarówno sądu, jak i urzędu grodzkiego stał mianowany przez króla starosta grodowy. W procedurze jego powoływania sejmiki nie miały żadnego formalnego udziału (jak to było w wypadku sądów ziemskich i podkomorskich). Władzy starosty podlegał teren powiatu. W dawnej Rzeczypospolitej starostami nazywano także często posesorów (użytkowników, dzierżawców) większych i ważniejszych dóbr królewskich. Taki starosta niegrodowy nie stał jednak na czele sądu i urzędu obejmującego swym działaniem teren powiatu, a tytuł, którym się do niego zwracano, miał charakter w dużej mierze zwyczajowy i grzecznościowy.
Do kompetencji starosty grodowego i podległego mu sądu należały przede wszystkim sprawy kryminalne oraz sądownictwo nad szlachtą nieosiadłą (nieposiadającą ziemi). Najważniejszą kategorią spraw, którymi się zajmował starosta, były tzw. cztery artykuły grodzkie. Należały do nich: gwałt, rozbój na drodze publicznej, podpalenie i najazd na dom szlachecki. Przestępstwa te uznawano za największe i najgroźniejsze zbrodnie, które należało ścigać i tępić z całą bezwzględnością. Przyłapany na gorącym uczynku szlachcic, który popełnił którąś z tych zbrodni, pozbawiony był przysługującego mu prawa nietykalności osobistej – mógł zostać schwytany i osadzony w więzieniu.
Do kompetencji starosty należały też niektóre sprawy cywilne, zwłaszcza związane z transakcjami pieniężnymi i dobrami ruchomymi. W praktyce jednak z czasem uprawnienia sądów grodzkich uległy znacznemu rozszerzeniu. Wiązało się to z upadkiem znaczenia i nieefektywnością sądów ziemskich. W drugiej połowie XVII i w pierwszej połowie XVIII w. sądy i urzędy grodzkie przejęły szereg spraw, którymi powinny się zajmować inne lokalne sądy szlacheckie, które z kolei nie zbierały się całymi latami ze względu na zrywanie sejmików. Największe znaczenie miał fakt, że szlachta masowo rejestrowała w księgach grodzkich różne transakcje, akty prawne i dokumenty, których nie mogła uwierzytelnić w niedziałających lub trudno i nie zawsze dostępnych księgach ziemskich czy podkomorskich.
01/07/2014 Oto jakie sądy są w dzisiejszej Polsce: zamiast uwolnić wszystkich zatrzymanych spod zarzutów i wypłacić im odszkodowania za bezprawne zatrzymania, to sąd polki wlepia im drastyczne kary.
Zdjęcie Baumana aby jego starczą, ohydną, sowiecką gębę przyprawić sądowi z Wrocławia:
"Areszt dla siedmiu osób a dla 12 kara grzywny – taki wyrok orzekł sąd w sprawie mężczyzn, którzy protestowali przeciwko obecności na Uniwersytecie Wrocławskim prof. Zygmunta Baumana, byłego majora KBW.
Sprawa dotyczy zeszłorocznego wykładu Zygmunta Baumana na Uniwersytecie Wrocławskim. Były major KBW – jednostki zwalczającej polskie podziemie antykomunistyczne – zjawił się na uczelni na zaproszenie prezydenta Wrocławia, Rafała Dutkiewicza.
Gdy Bauman pojawił się na uniwersyteckiej auli, by wygłosić wykład, grupka mężczyzn związana ze środowiskami narodowymi postanowiła zakłócić wystąpienie komunisty. Wznoszono okrzyki: „Raz sierpem, raz młotem czerwoną hołotę” czy „Na drzewach zamiast liści będą wisieć komuniści”.
Protest młodych ludzi spotkał się z szybką reakcją policji, która wyprowadziła manifestujących. Sprawą zajął się prokurator. Okazało się, że protestującym przeciwko obecności byłego komunisty na polskiej wyższej uczelni grożą kary aresztu i grzywny.
Wyrok sądu zapadł w poniedziałek. Policja zarzucała obwinionym wykroczenie z art. 51 paragraf 1 kodeksu wykroczeń: „Kto krzykiem, hałasem, alarmem lub innym wybrykiem zakłóca spokój, porządek publiczny, spoczynek nocny albo wywołuje zgorszenie w miejscu publicznym, podlega karze aresztu, ograniczenia wolności albo grzywny”. Kilka dni temu oskarżyciel z policji domagał się dla protestujących 500 zł grzywny i 30 dni aresztu.
Ostatecznie sąd z 23 oskarżonych osób siedmiu skazał na 20 do 30 dni aresztu, zaś 12 na karę grzywny od tysiąca nawet do 5 tys. zł (sic!).
Gdy ogłaszany był wyrok, przed budynkiem sądu trwał protest w obronie oskarżonych. Z kolei gdy sędzia orzekł o karze na sali rozległy się okrzyki „Hańba”, „Precz z komuną”, "Ten sąd to zdrada narodowa". Sąd nie dokończył czytania uzasadnienia wyroku.
Major Bauman, mimo iż obecnie jest przedstawiany jako mistrz słowa i badacz postmodernizmu o fizjonomii brytyjskiego dżentelmena, ma w swoim życiorysie działalność, którą żaden dżentelmen nie powinien się zajmować. W latach 1945–1953 był oficerem Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Struktura, choć ubrana w mundury wojskowe, z wojskiem miała niewiele wspólnego. Była bowiem zbrojnym ramieniem partii komunistycznej utworzonym na wzór wojsk NKWD, służącym ujarzmianiu Polaków. W latach 1945–1948 Bauman był agentem (kategorie: informator i rezydent) Informacji Wojskowej pseudonim „Semjon”. Współpracę rozwiązano prawdopodobnie ze względu na przebieg kariery Baumana, który w 1948 r. był już majorem i członkiem kierownictwa Zarządu Politycznego KBW. Hipotezę taką jednoznacznie potwierdza sposób potraktowania dokumentacji agenta pseudonim „Semjon”. W dniu 6 sierpnia 1948 r. funkcjonariusze Informacji Wojskowej w jego obecności zniszczyli sporządzone przez niego w 1945 r. zobowiązanie do współpracy. Bauman wielokrotnie zwracał uwagę na swoje wieloletnie przywiązanie do ideałów komunizmu i socjalizmu.
Do najbardziej haniebnych wypowiedzi Baumana należą te, porównujące żołnierzy powojennego antykomunistycznego podziemia do terrorystów i w tych kategoriach przedstawiające walkę z nimi komunistycznych władz."
05/07/2014
"Prof. Leszek Balcerowicz w rozmowie z "Rz" zdradza swój pomysł na naprawienie polskiego wymiaru sprawiedliwości.
Co Pana zdaniem jest największym problemem naszego wymiaru sprawiedliwości?
Prof. Leszek Balcerowicz: Mimo dużych nakładów, co najmniej na niektóre ogniwa tego procesu (patrząc na odsetek PKB) to przeciętnie postępowania są bardzo powolne. Kiedy człowiek jest oskarżony, latami przetrzymywany w aresztach wydobywczych to nawet jeśli po pewnym czasie okaże się , że zostanie uniewinniony to ma już zmarnowane życie nie tylko to zawodowe, ale często i rodzinne. A wiec dochodzi do niesprawiedliwości jeszcze przed wyrokiem sadowym. Bardzo razi mnie też to, że większość mediów słysząc o zatrzymaniu kogoś ważniejszego natychmiast dołącza do ataku na tę osobę. W ten sposób łamie zasadę domniemania niewinności. Proszę spojrzeć na to co się dzieje ostatnio. Wybuchła afera z taśmami. Niektórzy dziennikarze od razu rzucili się na kelnerów i pewnych biznesmenów.
Przewlekłość to jedyny problem?
Nie, powolność nakłada się na drugi problem. Myślę tu o przypadkach niesprawiedliwych ścigań i skazań. Jaki jest naprawdę ich odsetek tego nikt chyba systematycznie nie bada. Już to samo w sobie jest straszne. Próbujemy w FOR wypełnić tę lukę. Nie ma bardziej drastycznego naruszenia praworządności niż przypadki niesprawiedliwego ścigania lub skazywania. My już po fakcie dowiadujemy o najbardziej bulwersujących przypadkach ale pewnie o wielu nigdy się nie dowiemy. Takie przypadki trzeba badać, piętnować, informować opinię społeczną. Kwestia lepszego wymiaru sprawiedliwości: szybszego i bardziej sprawiedliwego jest jednym z dwóch priorytetów Forum Obywatelskiego Rozwoju, które założyłem siedem lat temu. Nie ma dobrego państwa przy niedobrym wymiarze sprawiedliwości. Mamy dwa pionierskie opracowania, w przygotowaniu są następne.
Czyli o pracy prokuratorów też nie ma Pan najlepszego zdania?
Ja mówię o tendencjach i drastycznych przypadkach naruszania sprawiedliwości w wymiarze sprawiedliwości. Jeśli prokuratorzy, którzy ścigali bez należytych dowodów wkrótce potem awansowali, to jest to rzecz skandaliczna. Uważam że należy domagać się od prokuratora generalnego ujawnienia wszystkich przypadków prokuratorów, którzy bez należytych dowodów ścigali ludzi, z wyodrębnieniem tych którzy potem awansowali i z podaniem nazwisk osób, które podpisały się pod ich awansem. Jeśli złe zachowanie nie jest karane to będzie potem powtarzane. Prokuratura powinna być niezależna od polityków, ale prokuratorzy powinni podlegać systemowi oceny, minimalizującemu naruszenia sprawiedliwości. I tylko nacisk opinii publicznej w demokratycznym państwie może doprowadzić do jej naprawy."
Autor: Adam Lipiński
Subskrybuj:
Posty (Atom)