WPŁATY POLSKI do EU 2014 :
17 mld 700 mln 683 tys. zł.
1 mld 492 mln / mies
środa, 3 czerwca 2009
MYŚL, POLSKO
http://www.prawica.net/
***PS.
z historii republiki kartoflanej POlen.
2007-09-24 13:43
Freeman, jesteś s...synem
...tak podsumowała mnie Renata Rudecka-Kalinowska, kasując zarazem mój komentarz.Ale po kolei.
Wczoraj moja "ulubiona", fanatyczna pałkarka PO popelniła tekst pt. "Gdzie 13 grudnia 1981 roku był autor poniższych słów?", w którym zacytowała słynne już zdanie premiera z konwencji w Rzeszowie i zadała wszem i wobec "dramatyczne" pytanie odnośnie Jarosława Kaczyńskiego: Gdzie był dwa dni wcześniej wieczorem, w czyim towarzystwie? Co robił przez pierwsze dni i tygodnie stanu wojennego? Czy ktoś wie?
Zabrzmiało to niemal tak, jak gdyby Danton pytał Robespierre'a, gdzie był 14 lipca 1789, nie mówiąc o tym, że takie pytanie, sformułowane przez kogoś, kto nie tylko interesuje się polityką, ale i od paru dekad w niej uczestniczy, jest po prostu impertynenckie. Wątpię bowiem, by RR-K nie wiedziała, kim jest i co robił w tamtych czasach obecny premier RP, choć czasami odnoszę wrażenie, że autorka głęboko wierzy, iż bracia Kaczyńscy naprawdę ukradli Księżyc...
Ponieważ pod notką zaroiło się od komentarzy wzajemnie poklepujących się po plecach admiratorów stylu RR-K, urządzających tradycyjny już "seans nienawiści", zadałem autorce takie oto pytanie:
Freeman, jesteś s...synem
...tak podsumowała mnie Renata Rudecka-Kalinowska, kasując zarazem mój komentarz.Ale po kolei.
Wczoraj moja "ulubiona", fanatyczna pałkarka PO popelniła tekst pt. "Gdzie 13 grudnia 1981 roku był autor poniższych słów?", w którym zacytowała słynne już zdanie premiera z konwencji w Rzeszowie i zadała wszem i wobec "dramatyczne" pytanie odnośnie Jarosława Kaczyńskiego: Gdzie był dwa dni wcześniej wieczorem, w czyim towarzystwie? Co robił przez pierwsze dni i tygodnie stanu wojennego? Czy ktoś wie?
Zabrzmiało to niemal tak, jak gdyby Danton pytał Robespierre'a, gdzie był 14 lipca 1789, nie mówiąc o tym, że takie pytanie, sformułowane przez kogoś, kto nie tylko interesuje się polityką, ale i od paru dekad w niej uczestniczy, jest po prostu impertynenckie. Wątpię bowiem, by RR-K nie wiedziała, kim jest i co robił w tamtych czasach obecny premier RP, choć czasami odnoszę wrażenie, że autorka głęboko wierzy, iż bracia Kaczyńscy naprawdę ukradli Księżyc...
Ponieważ pod notką zaroiło się od komentarzy wzajemnie poklepujących się po plecach admiratorów stylu RR-K, urządzających tradycyjny już "seans nienawiści", zadałem autorce takie oto pytanie:
"Żabciu, a co Ty robiłaś wtedy?
13-ego była niedziela, więc pewnie nic, ale podobno 14-ego rano już stałaś na SB w kolejce po koncesję na drukarnię? Że skutecznie, to wiemy, ale czy już 14-ego, czy może dopiero 15-ego?
Freeman2007-09-24 03:34 "
13-ego była niedziela, więc pewnie nic, ale podobno 14-ego rano już stałaś na SB w kolejce po koncesję na drukarnię? Że skutecznie, to wiemy, ale czy już 14-ego, czy może dopiero 15-ego?
Freeman2007-09-24 03:34 "
Pół minuty później moje pytanie zostało skasowane i pojawiła się taka oto odpowiedź:
Freeman jesteś sukinsynem, a myślałąm,że jesteś tylko zwyczajnie złośliwy...
Renata Rudecka-Kalinowska2007-09-24 03:36
Rano okazało się, że i swój komentarz pani Renatka wycięła, zapewne by uniknąć potencjalnych pytań, na czym też moje sukinsyństwo miało polegać. Otóż:
W stanie wojennym jednym z trzech krakowskich, działających za zgodą SB punktów tzw. "małej poligrafii" był zakład pani Renaty Rudeckiej-Kalinowskiej.*
Młodszym czytelnikom, którzy nie mogą pamiętać tamtych czasów wyjaśniam, że zgodnie z dekretem o stanie wojennym tego typu prywatne placówki musiały zawiesić swoją działalność, chyba, że uzyskały zgodę "właściwego organu". Dodam jeszcze, że normą było rekwirowanie podczas rewizji takich zagrażających państwu urządzeń, jak maszyna do pisania...
Renata Rudecka-Kalinowska mogła jednak spokojnie prowadzić swoją drukarską dzialalność. Czy dlatego, że należała do PZPR-owskiej przystawki, czyli Stronnictwa Demokratycznego? Czy cieszyła się zaufaniem władz dlatego, że dziarsko maszerowała w pochodach pierwszomajowych w czasach, gdy nikt szanujący się tego nie robił?
Chcialbym po prostu dowiedzieć się, jakim cudem w okresie, gdy internowano i aresztowano tysiące ludzi, gdy kolejne tysiące wyrzucano z pracy pozostawiając całe rodziny bez środków utrzymania, pani RR-K działała tak, jakby stan wojenny wprowadzono na innej planecie? W jaki sposób pani RR-K uzyskała "zaufanie właściwego organu"?
A może pani RR-K opowie nam coś o swoim poświęceniu i zasługach dla opozycyjnego podziemia - jakie ulotki, jakie wydawnictwa drugiego obiegu udało jej się wydrukować w tym ponurym okresie? Wszak warunki miała idealne, by wesprzeć toczących nierówny bój z komuną? No śmiało, pani Renatko - przedawniły się te "zbrodnie" i żaden sąd wojskowy nie skaże pani na 10 lat więzienia. Śmiało, śmiało, proszę porzucić skromność, to żaden wstyd! Skoro tak chętnie rozlicza pani Jarosława Kaczyńskiego z jego działalności, to może wypadałoby zacząć od siebie?
_________________________________________________________* Temat był już poruszany komentarzach w blogu Kataryny i u mnie. Zainteresowanych odsyłam do archiwum na yourplanet.name:Kataryna: Kolejny "elitariusz" zniósł jajo rozumnościFreeman: SWOC, cz. 3
Freeman jesteś sukinsynem, a myślałąm,że jesteś tylko zwyczajnie złośliwy...
Renata Rudecka-Kalinowska2007-09-24 03:36
Rano okazało się, że i swój komentarz pani Renatka wycięła, zapewne by uniknąć potencjalnych pytań, na czym też moje sukinsyństwo miało polegać. Otóż:
W stanie wojennym jednym z trzech krakowskich, działających za zgodą SB punktów tzw. "małej poligrafii" był zakład pani Renaty Rudeckiej-Kalinowskiej.*
Młodszym czytelnikom, którzy nie mogą pamiętać tamtych czasów wyjaśniam, że zgodnie z dekretem o stanie wojennym tego typu prywatne placówki musiały zawiesić swoją działalność, chyba, że uzyskały zgodę "właściwego organu". Dodam jeszcze, że normą było rekwirowanie podczas rewizji takich zagrażających państwu urządzeń, jak maszyna do pisania...
Renata Rudecka-Kalinowska mogła jednak spokojnie prowadzić swoją drukarską dzialalność. Czy dlatego, że należała do PZPR-owskiej przystawki, czyli Stronnictwa Demokratycznego? Czy cieszyła się zaufaniem władz dlatego, że dziarsko maszerowała w pochodach pierwszomajowych w czasach, gdy nikt szanujący się tego nie robił?
Chcialbym po prostu dowiedzieć się, jakim cudem w okresie, gdy internowano i aresztowano tysiące ludzi, gdy kolejne tysiące wyrzucano z pracy pozostawiając całe rodziny bez środków utrzymania, pani RR-K działała tak, jakby stan wojenny wprowadzono na innej planecie? W jaki sposób pani RR-K uzyskała "zaufanie właściwego organu"?
A może pani RR-K opowie nam coś o swoim poświęceniu i zasługach dla opozycyjnego podziemia - jakie ulotki, jakie wydawnictwa drugiego obiegu udało jej się wydrukować w tym ponurym okresie? Wszak warunki miała idealne, by wesprzeć toczących nierówny bój z komuną? No śmiało, pani Renatko - przedawniły się te "zbrodnie" i żaden sąd wojskowy nie skaże pani na 10 lat więzienia. Śmiało, śmiało, proszę porzucić skromność, to żaden wstyd! Skoro tak chętnie rozlicza pani Jarosława Kaczyńskiego z jego działalności, to może wypadałoby zacząć od siebie?
_________________________________________________________* Temat był już poruszany komentarzach w blogu Kataryny i u mnie. Zainteresowanych odsyłam do archiwum na yourplanet.name:Kataryna: Kolejny "elitariusz" zniósł jajo rozumnościFreeman: SWOC, cz. 3
++++++++++++++++++++++
***PS@
Kościoły krakowskie w toalecie 2009-06-04
Wraz z panią wiceprezydent Kongresu Polonii Amerykańskiej i jej mężęm, moimi przyjaciółmi z Nowego Yorku, którzy na zaproszenie kancelarii premiera przyjechali na uroczystości na Wawelu zwiedzaliśmy wieczorem Kraków. Miasto było jak wymarłe. Niewielu ludzi na ulicach, jeszcze mniej w restauracjach, a tam gdzie jedliśmy kolację bylismy jedynymi osobami mówiącymi po polsku.
Za to pełno policji i "smutnych panów". Pozamykane były też ulice pod Wawelem, a jadąc z Radwanowic do centrum miasta musiałem stać w korkach, bo co chwilę z lotniska wyjeżdżała jakaś ważna delegacja. Za grosz radosnej atmosfery.
Nabardziej jednak zdziwiła mnie swoista "dekoracja" w toalecie hotelu Sheraton, w którym wraz z innymi oficjalnymi gośćmi zakwaterowani byli moi przyjaciele , a do którego musiałem przechodzic przez policyjne kordony. Otóż nad muszlami klozetowymi powieszone były fotogramy .... krakowskich kościołów.
Nie wiem, czy to stała ekspozycja, czy to tylko na przyjazd premiera i jego ekipy, ale skutek był taki, że swoje potrzeby fizjologiczne goście hotelowi musieli załatwiać pod wiszącymi nad samymi muszlami klozetowymi wizeunkami Kaplicy Zygmuntowskiej, katedry wawelskiej i kościoła świętych Apostołów Piotra i Pawła.
Pomysł zaprawdę genialny. Jakby to powiedziec jakie święto, takie i pomysły.
Na szczęście nie będę dziś na Wawelu. rano jadę do Szarowa, małej wioski koło Niepołomic, aby spotkac sie z gimnazjalistami i poopowiadac im o Kresach. Wieczorem zaś idę na prywatną imprezę, organizowaną przez starych opozycjonistów, którzy są nadal w opozycji, tym razem wobec obecnego establishmentu i jego "poprawnosci politycznej".
Wraz z panią wiceprezydent Kongresu Polonii Amerykańskiej i jej mężęm, moimi przyjaciółmi z Nowego Yorku, którzy na zaproszenie kancelarii premiera przyjechali na uroczystości na Wawelu zwiedzaliśmy wieczorem Kraków. Miasto było jak wymarłe. Niewielu ludzi na ulicach, jeszcze mniej w restauracjach, a tam gdzie jedliśmy kolację bylismy jedynymi osobami mówiącymi po polsku.
Za to pełno policji i "smutnych panów". Pozamykane były też ulice pod Wawelem, a jadąc z Radwanowic do centrum miasta musiałem stać w korkach, bo co chwilę z lotniska wyjeżdżała jakaś ważna delegacja. Za grosz radosnej atmosfery.
Nabardziej jednak zdziwiła mnie swoista "dekoracja" w toalecie hotelu Sheraton, w którym wraz z innymi oficjalnymi gośćmi zakwaterowani byli moi przyjaciele , a do którego musiałem przechodzic przez policyjne kordony. Otóż nad muszlami klozetowymi powieszone były fotogramy .... krakowskich kościołów.
Nie wiem, czy to stała ekspozycja, czy to tylko na przyjazd premiera i jego ekipy, ale skutek był taki, że swoje potrzeby fizjologiczne goście hotelowi musieli załatwiać pod wiszącymi nad samymi muszlami klozetowymi wizeunkami Kaplicy Zygmuntowskiej, katedry wawelskiej i kościoła świętych Apostołów Piotra i Pawła.
Pomysł zaprawdę genialny. Jakby to powiedziec jakie święto, takie i pomysły.
Na szczęście nie będę dziś na Wawelu. rano jadę do Szarowa, małej wioski koło Niepołomic, aby spotkac sie z gimnazjalistami i poopowiadac im o Kresach. Wieczorem zaś idę na prywatną imprezę, organizowaną przez starych opozycjonistów, którzy są nadal w opozycji, tym razem wobec obecnego establishmentu i jego "poprawnosci politycznej".
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz