WPŁATY POLSKI do EU 2014 :
17 mld 700 mln 683 tys. zł.
1 mld 492 mln / mies
środa, 8 czerwca 2011
POpolsza * dlinnyje pagaduchy
OUVERTURE.
Donald Tusk wystąpił z prośbą do opozycji, aby zrezygnowała ze startu w wyborach, bowiem utrudni to Platformie Obywatelskiej i jemu samemu dalszą modernizację Polski.
Zamiast pilnować tych wszystkich Chińczyków i złodziei cementu, Premier i jego urzędnicy muszą cały czas mieć baczenie na ryjącego śmiercionośne podkopy Jarosława.
Że co? Że jeszcze nic takiego nie powiedział?
Spokojnie, powie jeszcze więcej, żeby przykryć to, co jego ferajna właśnie szykuje.
A szykuje się do skoku na jedno z ostatnich, występujących w Polsce w większych ilościach dobro, znajdujące się w rękach drobnych posiadaczy, którym przez ponad 20 lat od tzw. "końca komunizmu" nie pozwolono na ucywilizowanie, zgodnie z europejskimi normami, ich praw.
Na mieszkania spółdzielcze.
Smażone właśnie pośpiesznie prawo umożliwi bowiem likwidowanie (bankrutowanie) spółdzielni i obciążanie spółdzielców pełnymi kosztami zadłużenia, jak w spółkach. Oznacza to możliwość masowego przejmowania mieszkań przez banki, swobodnego ustalania czynszów oraz formy spłaty zadłużenia, a w końcu eksmisji na bruk.
Impertynator
Moje chełpliwe wyznanie wydłubał w wolnej Polsce pewien wysoki dygnitarz jako dowód zdrady stanu i źródło mojej czerwonej kariery.
++++++++++++++++++++++++++++++++++++
ANEKS.
Schvertschevsky - uzupełnienie.
13 milionów bezdomnych (w zawieszeniu)
Zamiast pilnować tych wszystkich Chińczyków i złodziei cementu, Premier i jego urzędnicy muszą cały czas mieć baczenie na ryjącego śmiercionośne podkopy Jarosława.
Że co? Że jeszcze nic takiego nie powiedział?
Spokojnie, powie jeszcze więcej, żeby przykryć to, co jego ferajna właśnie szykuje.
A szykuje się do skoku na jedno z ostatnich, występujących w Polsce w większych ilościach dobro, znajdujące się w rękach drobnych posiadaczy, którym przez ponad 20 lat od tzw. "końca komunizmu" nie pozwolono na ucywilizowanie, zgodnie z europejskimi normami, ich praw.
Na mieszkania spółdzielcze.
Smażone właśnie pośpiesznie prawo umożliwi bowiem likwidowanie (bankrutowanie) spółdzielni i obciążanie spółdzielców pełnymi kosztami zadłużenia, jak w spółkach. Oznacza to możliwość masowego przejmowania mieszkań przez banki, swobodnego ustalania czynszów oraz formy spłaty zadłużenia, a w końcu eksmisji na bruk.
Impertynator
Moje chełpliwe wyznanie wydłubał w wolnej Polsce pewien wysoki dygnitarz jako dowód zdrady stanu i źródło mojej czerwonej kariery.
Rozmowa z pisarzem i tłumaczem Jerzym Pomianowskim
- Witkacy zaprowadził mnie do Ziemiańskiej. Tłumaczył, czym jest Rosja, ale ja wolałem sadzić się na adepta filozofii. Mówił o apokalipsie i wysyłał do biblioteki,
żebym uzupełnił lektury, a ja myślałem, jak tu go poprosić, by przedstawił mnie Heli Bertz z jego "Pożegnania jesieni".
Kto to?
- Torańska nie zna Beli Hertz? Niesłychane. To jedna z muz Witkiewicza. O Izabeli Stachowicz, sławnej Czajce, pani słyszała?
Była pisarką.
- Czymś więcej - skarbonką zwierzeń i uczuć pisarzy. A Aleksander Hertz, literat i antykwariusz - jej pierwszym mężem. Ostatniego zwała Czajnikiem, w kostnicy getta warszawskiego. Sztywne zwłoki układano w kwadratowe sągi, Bela schroniła się wewnątrz jednego sztapla, on siedział już w drugim. Była zabawna i pełna wdzięku do końca. Kolekcjonowała ludzi niepowszednich. Starałem się robić to samo.
W Ziemiańskiej Witkiewicz powiedział do Beli: to jest młody członek Societas Spinozana Polonica z miasta Łodzi, który chce wiedzieć, dlaczego cię lubię. Bela stanęła na krześle i zadarła spódnicę.
Ile pan miał lat?
- 17.
Był pan zszokowany?
- Nie, zachwycony.
A rok później poznał pan Rosję.
- Nie, Związek Sowiecki, w Łucku. 17 września 1939 roku mieścina została zasypana setkami ulotek podpisanych przez człowieka, którego żywot poznałem później dzięki Bablowi - Siemiona Tymoszenkę. W jednym z opowiadań Izaaka Babla z "Konarmii" występuje on jako Pawliczenko, malowniczy dowódca VI Dywizji, którą rozwiązano jesienią 1920 roku za bandytyzm i pogromy.
Ale nasamprzód, jeśli pani pozwoli, opowiem, dlaczego znalazłem się w Łucku.
Zgoda, byle krótko.
- Wyszliśmy z ojcem z Łodzi, pieszo, na Warszawę, posłuszni apelowi płk. Umiastowskiego jak tysiące. Chciałem trafić do 36. Pułku Legii Akademickiej, ale na Pradze zastałem tylko intendentów. Pułk posłano pod Wieluń pierwszego dnia wojny.
Ruszyliśmy na wschód, w towarzystwie Karoliny Ozerkowskiej, malarki, której polecił mnie Witkacy. Po drodze drasnęła mnie kula niemieckiego pilota. Dobrze mierzył, źle trafił. Ojciec, starszy sierżant rezerwy, bez żadnych względów dla dam, wpakował mnie na wóz z oficerskimi żonami. Przejechaliśmy Bug i nagle znaleźliśmy się w innym kraju. Na Podlasiu chłopi stali przy drodze z dzbanami wody i bochnami chleba. A za Bugiem wody nie było. Mówili, że studnie wypite.
W Łucku odnalazłem mego kolegę Borysa. Mieszkaliśmy razem w Żydowskim Domu Akademickim na Pradze, obok kościoła św. Floriana. Ja studiowałem filozofię u Kotarbińskiego, a Eppel anglistykę i orientalistykę. Po wojnie pisał w "Życiu Warszawy" jako Edmund Bora. Był dobrym publicystą.
Wyjechał do Izraela po 1956 roku.
- Bora pomógł ojcu umieścić mnie w szpitalu, leżeli w nim ranni żołnierze. Kiedy spadły ulotki, pojęliśmy, że za chwilę zjawi się tu czerwona armia. Kto miał nogi w porządku, uciekał. Ja nie. Ojciec, człek zaradny, poszedł szukać sucharów i słoniny. Bałem się, że jak wyjdę, to się pogubimy.
żebym uzupełnił lektury, a ja myślałem, jak tu go poprosić, by przedstawił mnie Heli Bertz z jego "Pożegnania jesieni".
Kto to?
- Torańska nie zna Beli Hertz? Niesłychane. To jedna z muz Witkiewicza. O Izabeli Stachowicz, sławnej Czajce, pani słyszała?
Była pisarką.
- Czymś więcej - skarbonką zwierzeń i uczuć pisarzy. A Aleksander Hertz, literat i antykwariusz - jej pierwszym mężem. Ostatniego zwała Czajnikiem, w kostnicy getta warszawskiego. Sztywne zwłoki układano w kwadratowe sągi, Bela schroniła się wewnątrz jednego sztapla, on siedział już w drugim. Była zabawna i pełna wdzięku do końca. Kolekcjonowała ludzi niepowszednich. Starałem się robić to samo.
W Ziemiańskiej Witkiewicz powiedział do Beli: to jest młody członek Societas Spinozana Polonica z miasta Łodzi, który chce wiedzieć, dlaczego cię lubię. Bela stanęła na krześle i zadarła spódnicę.
Ile pan miał lat?
- 17.
Był pan zszokowany?
- Nie, zachwycony.
A rok później poznał pan Rosję.
- Nie, Związek Sowiecki, w Łucku. 17 września 1939 roku mieścina została zasypana setkami ulotek podpisanych przez człowieka, którego żywot poznałem później dzięki Bablowi - Siemiona Tymoszenkę. W jednym z opowiadań Izaaka Babla z "Konarmii" występuje on jako Pawliczenko, malowniczy dowódca VI Dywizji, którą rozwiązano jesienią 1920 roku za bandytyzm i pogromy.
Ale nasamprzód, jeśli pani pozwoli, opowiem, dlaczego znalazłem się w Łucku.
Zgoda, byle krótko.
- Wyszliśmy z ojcem z Łodzi, pieszo, na Warszawę, posłuszni apelowi płk. Umiastowskiego jak tysiące. Chciałem trafić do 36. Pułku Legii Akademickiej, ale na Pradze zastałem tylko intendentów. Pułk posłano pod Wieluń pierwszego dnia wojny.
Ruszyliśmy na wschód, w towarzystwie Karoliny Ozerkowskiej, malarki, której polecił mnie Witkacy. Po drodze drasnęła mnie kula niemieckiego pilota. Dobrze mierzył, źle trafił. Ojciec, starszy sierżant rezerwy, bez żadnych względów dla dam, wpakował mnie na wóz z oficerskimi żonami. Przejechaliśmy Bug i nagle znaleźliśmy się w innym kraju. Na Podlasiu chłopi stali przy drodze z dzbanami wody i bochnami chleba. A za Bugiem wody nie było. Mówili, że studnie wypite.
W Łucku odnalazłem mego kolegę Borysa. Mieszkaliśmy razem w Żydowskim Domu Akademickim na Pradze, obok kościoła św. Floriana. Ja studiowałem filozofię u Kotarbińskiego, a Eppel anglistykę i orientalistykę. Po wojnie pisał w "Życiu Warszawy" jako Edmund Bora. Był dobrym publicystą.
Wyjechał do Izraela po 1956 roku.
- Bora pomógł ojcu umieścić mnie w szpitalu, leżeli w nim ranni żołnierze. Kiedy spadły ulotki, pojęliśmy, że za chwilę zjawi się tu czerwona armia. Kto miał nogi w porządku, uciekał. Ja nie. Ojciec, człek zaradny, poszedł szukać sucharów i słoniny. Bałem się, że jak wyjdę, to się pogubimy.
Źródło: Duży Format
ANEKS.
Schvertschevsky - uzupełnienie.
Hiszpańska przygoda gienierała „Waltera”
W rozgorzałym na Półwyspie Iberyjskim bratobójczym konflikcie Józef Stalin dostrzegł szansę nie tyle na rozszerzenie władzy proletariatu, co na przejęcie kontroli nad ośrodkami decyzyjnymi strony republikańskiej oraz wzmocnienie wpływów radzieckich tajnych służb w tym strategicznym regionie Europy. Realizacji tego celu miała posłużyć rzesza tak zwanych doradców wojskowych, którzy oprócz walki z frankistowską reakcją mieli zapewnić należytą ochronę żywotnych interesów Kremla. Wśród tej „ochotniczej” gromady znalazł się z sowiecki oficer polskiego pochodzenia – Karol Świerczewski.
Stalin przychylnie choć ostrożnie skłaniał się do inicjatywy Francuskiej Partii Komunistycznej dotyczącej sformowania internacjonalistycznych oddziałów ochotniczych mających na celu zbrojne wsparcie obrony zagrożonej faszyzmem Republiki Hiszpanii. Postanowił więc z początkiem października 1936 roku wysłać Karola Świerczewskiego z misją do paryskiej centrali prowadzącej rekrutację do wspomnianych formacji zwanych Brygadami Międzynarodowymi. Świerczewski, od lat sprawdzony współpracownik GRU/NKWD ma przejąć kontrolę nad wojskowym aspektem międzynarodowego „pospolitego ruszenia” lewicy.
Jak na radzieckiego doradcę przystało, w zgodzie z duchem nabierającej rozmachu stalinowskiej Wielkiej Czystki, unieszkodliwia rzeczywistych, potencjalnych i urojonych wrogów, nie tyle sprawy republikańskiej, a interesów ZSRR. Swoją protekcją obejmuje tajne bazy i więzienia GRU/NKWD, w których likwidowano elementy zagrażające bezpieczeństwu ZSRR. Dba, aby nie stały się obiektem zainteresowania republikańskich władz. W opinii historyków Świerczewski ponosi dodatkowo współodpowiedzialność za śmierć 17 tysięcy duchownych, zakonnic oraz dzieci z sierocińców.
Na hiszpańskiej ziemi ostatecznie ukształtował się styl dowodzenia generała „Waltera”, delikatnie określany „mało fachowym”. Świerczewski w czasie walk nazbyt często posiłkuje się mocnym alkoholem, a co gorsza, staje się wówczas despotą, całkowicie odrzuca rady podległych oficerów, a nawet ignoruje rozkazy dowództwa wyższego szczebla.
Również legendarny mit „człowieka, który kulom się nie kłaniał” genezę wywodzi z hiszpańskiego epizodu, gdyż nasz „bohater” nierzadko w stanie upojenia alkoholowego opuszczał bezpieczną kwaterę (okop, schron, budynek), narażając się na śmierć. Ta skłonność pozostanie wizytówką jego dowodzenia. Czasami na rytualną wycieczkę/inspekcję wybierał się jedynie w bieliźnie, w asyście ukochanych pistoletów Walther wersji PP oraz mod. 4.
Oto wybrane przeze mnie komentarze, które obrazują sytuację w szeregach Frontu Ludowego i jego zagranicznych sprzymierzeńców:
„My, członkowie Brygad, żyjemy swoim własnym, odizolowanym życiem. Oprócz nieczęstych wizyt oficjalnych, nieczęsto przyjmujemy u siebie Hiszpanów.”
„W Brygadach panuje uparte odrzucanie faktu, że jesteśmy na ziemi hiszpańskiej, że podlegamy armii hiszpańskiej, że jedynym przełożonym jest tu hiszpański lud, a dla nas, komunistów – hiszpańska Partia Komunistyczna.”
„Mimo, że 60-70% miejscowych w oddziałach międzynarodowych, to cudzoziemcy mają w nich nadal całą, absolutną władzę. Wszystkie kluczowe i polityczne stanowiska są zajęte niezmiennie”
Na antyfaszystowskiej krucjacie
Już na miejscu, kieruje „biurem technicznym” (de facto wojskowym) przy pomocy między innymi Josipa Broza Tity oraz Palmira Togliattiego. Na hiszpańską ziemię trafia na krótko przed 20 grudnia 1936 roku, gdy obejmuje dowództwo nad świeżo sformowaną, złożoną z francusko-belgijskich sympatyków lewicy, XIV Brygadą Międzynarodową im. Marsylianki. Jednostka ta, stając się czołową formacją sił republikańskich, operuje na Froncie Południowym, bijąc się z frankistami pod Montoro, Loperą oraz Peruną (walki w okolicach Kordoby), gdzie ma miejsce głośny w ochotniczych szeregach incydent, będący pogłowiem klęski na odcinku kordobskim. Otóż polityczny zwierzchnik Brygad, André Marty, oskarżył jednego z najbliższych współpracowników Świerczewskiego o celowe sprzyjanie frankistom. Mimo ostrego sprzeciwu, nieszczęśnik bez jakichkolwiek świadectw zdrady i sądu został w trybie natychmiastowym rozstrzelany. Zaistniała sytuacja była żywo komentowana w bazie szkoleniowej sił międzynarodowych w Albacete. Po tym zajściu, wskutek otwartego konfliktu, „Walter” zostaje w lutym 1937 roku przesunięty na stanowisko dowódcy Dywizji „A” (V i XIX Brygada) na Froncie Madryckim, gdzie bierze udział w bitwie pod Jaramą. Od maja 1937 roku kieruje 35. Dywizją Międzynarodową w V Korpusie hiszpańskiej Armii Ludowej. Poczynaniami dywizji kieruje na przestrzeni od maja 1937 do lutego 1938 roku w bitwie pod Balsain i w operacjach: braneckiej, saragoskiej, teruelskiej. W ostatnich miesiącach pobytu w Hiszpanii (marzec – maj 1938) odznacza się w działaniach zabezpieczających odwrót na frontach:aragońskim i katalońskim.Narodziny Waltera
W Hiszpanii Karol Świerczewski działa pod pseudonimem „Walter”, co odnosi się do nazwy jego ulubionego pistoletu osobistego (Walther PP lub mod. 4), którym osobiście dokonuje egzekucji jeńców, dezerterów i innych „wrogów ludu”.Jak na radzieckiego doradcę przystało, w zgodzie z duchem nabierającej rozmachu stalinowskiej Wielkiej Czystki, unieszkodliwia rzeczywistych, potencjalnych i urojonych wrogów, nie tyle sprawy republikańskiej, a interesów ZSRR. Swoją protekcją obejmuje tajne bazy i więzienia GRU/NKWD, w których likwidowano elementy zagrażające bezpieczeństwu ZSRR. Dba, aby nie stały się obiektem zainteresowania republikańskich władz. W opinii historyków Świerczewski ponosi dodatkowo współodpowiedzialność za śmierć 17 tysięcy duchownych, zakonnic oraz dzieci z sierocińców.
Na hiszpańskiej ziemi ostatecznie ukształtował się styl dowodzenia generała „Waltera”, delikatnie określany „mało fachowym”. Świerczewski w czasie walk nazbyt często posiłkuje się mocnym alkoholem, a co gorsza, staje się wówczas despotą, całkowicie odrzuca rady podległych oficerów, a nawet ignoruje rozkazy dowództwa wyższego szczebla.
Również legendarny mit „człowieka, który kulom się nie kłaniał” genezę wywodzi z hiszpańskiego epizodu, gdyż nasz „bohater” nierzadko w stanie upojenia alkoholowego opuszczał bezpieczną kwaterę (okop, schron, budynek), narażając się na śmierć. Ta skłonność pozostanie wizytówką jego dowodzenia. Czasami na rytualną wycieczkę/inspekcję wybierał się jedynie w bieliźnie, w asyście ukochanych pistoletów Walther wersji PP oraz mod. 4.
Od Waltera uwag kilka
Jak już wspomniałem, jeszcze na długo przed kampanią hiszpańską Świerczewski wiąże się z radzieckim wywiadem wojskowym (GRU), którego interesy nadzoruje również w Hiszpanii. Przez cały czas sporządza dla Moskwy tajne raporty, w których opisuje sytuację na froncie, choć główny nacisk kładzie na charakterystykę sił republikańskich i międzynarodowych im sprzyjających. Skarży się w nich na wzajemne relacje (a właściwie ich brak) między Hiszpanami a członkami brygad oraz demoralizujące stosunki panujące wewnątrz tych formacji, tworzących barwny układ narodowościowy.Oto wybrane przeze mnie komentarze, które obrazują sytuację w szeregach Frontu Ludowego i jego zagranicznych sprzymierzeńców:
„My, członkowie Brygad, żyjemy swoim własnym, odizolowanym życiem. Oprócz nieczęstych wizyt oficjalnych, nieczęsto przyjmujemy u siebie Hiszpanów.”
„W Brygadach panuje uparte odrzucanie faktu, że jesteśmy na ziemi hiszpańskiej, że podlegamy armii hiszpańskiej, że jedynym przełożonym jest tu hiszpański lud, a dla nas, komunistów – hiszpańska Partia Komunistyczna.”
„Mimo, że 60-70% miejscowych w oddziałach międzynarodowych, to cudzoziemcy mają w nich nadal całą, absolutną władzę. Wszystkie kluczowe i polityczne stanowiska są zajęte niezmiennie”
1 2
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz