WPŁATY POLSKI do EU 2014 :
17 mld 700 mln 683 tys. zł.
1 mld 492 mln / mies
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ŚMIERTELNE ZADŁUŻENIE. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ŚMIERTELNE ZADŁUŻENIE. Pokaż wszystkie posty
sobota, 3 września 2011
'D Z I A D Y' non-stop syndrome
Bardzo długi dług
Sądzę, że po wczorajszym triumfalnym powrocie do gry profesora Balcerowicza, pod którego "urokiem" pozostaje redakcja "Rzepy", warto przypomnieć kilka istotnych faktów, których jakoś nie podają do publicznej wiadomości nasze "wiodące media", ani oczywiście nasi zatroskani dziennikarze w służbie społeczeństwa, a zwłaszcza opinii publicznej.
Już w marcu tego roku w dziale ekonomicznym NYT opublikowano analizę zadłużenia poszczególnych państw europejskich oraz USA, ilustrując w ten sposób sytuację ekonomiczną zaistniałą po ostatnim kryzysie finansowym w Europie i rozruchy uliczne, które na tym tle wybuchły w Grecji. W tym zestawieniu uwzględniono także Polskę – ale spokojnie, proszę jeszcze nie nadstawiać pleców do poklepywania.
Proszę zwrócić uwagę, że wskaźniki wartości analizowane w tym zestawieniu wyrażono nie w liczbach tylko w procentach, gdyż nie tyle wysokość zadłużenia w liczbach bezwzględnych, acz abstrakcyjnych jest najbardziej obrazowa, co skala zadłużenia w stosunku do PKB danego kraju wyrażona w procentach, podobnie jak wysokość deficytu budżetu danego państwa.
I tak zestawiając ze sobą te dwie wartości (przychody do budżetu, zależne od PKB oraz wydatki z budżetu, które niestety najczęściej przekraczają pozyskane przychody tworząc deficyt) można dokładnie i obrazowo przedstawić aktualną kondycję ekonomiczną państwa. W ten sposób na podstawie zestawienia wysokości przewidywanego deficytu budżetowego i przewidywanego PKB otrzymujemy wskaźnik charakteryzujący ekonomiczną sytuację kraju.
I tak zestawiając ze sobą te dwie wartości (przychody do budżetu, zależne od PKB oraz wydatki z budżetu, które niestety najczęściej przekraczają pozyskane przychody tworząc deficyt) można dokładnie i obrazowo przedstawić aktualną kondycję ekonomiczną państwa. W ten sposób na podstawie zestawienia wysokości przewidywanego deficytu budżetowego i przewidywanego PKB otrzymujemy wskaźnik charakteryzujący ekonomiczną sytuację kraju.
Wczesną wiosną, nowojorskim analitykom wyszło, że w 2010 roku relacja zadłużenia sektora finansów publicznych do Produktu Krajowego Brutto będzie stanowiła ponad 50% (50,5%) polskiego PKB. – Stąd w tabeli wartość 50,5%
Jeśli teraz tym wskaźnikiem 50,5 zmierzymy polski dług publiczny, czyli upraszczając - zmierzymy to, co państwo czyli rząd, instytucje, samorządy itd pożyczyły, żeby jakoś kraj mógł (pozornie) funkcjonować, to otrzymujemy horrendalnie wysokie wyliczenie naszego długu publicznego w wysokości 1.550,4% - czyli najwyższe ze wszystkich analizowanych europejskich państw z Grecją włącznie - proszę sobie porównać w tabeli poniżej:
Jak wspomniałem na wstępie dane te opublikowano w I kw. bieżącego roku. Nikt w Polsce o tym nie pisał przez kilka miesięcy, dopiero w lipcu jako pierwszy w s24 wyciągnął je na światło dzienne kejow: DŁUG NARODOWY!!! Alarm dla władz?
Jeden podstawowy wniosek jaki narzuca się sam z analizy stosującej ten ciekawy "algorytm" jest mianowicie taki, że mamy za niski PKB, gdyżpo prostu nasza gospodarka za mało wytwarza dóbr wszelakich, podobno nawet mniej niż za PRLu. Szereg rozwiniętych gałęzi przemysłu zupełnie zniknęło, albo zostało poważnie zredukowanych, a z tych co istnieją, zagraniczni właściciele odprowadzają zyski do swoich macierzystych firm w innych krajach. Nam pozostaje akcyza i VATy, które zasilają budżet.
To stąd m.in. wynika, że nasz PKB jest mizerny i niewystarczający w stosunku do potrzeb jakie posiada 40 milionowy kraj w środku Europy. Ten nasz mizerny PKB przekłada się również na mizerne dochody płynące do kasy państwowej, a wydatki budżetowe jednak nie maleją i co roku przy okazji tworzenia planu budżetowego na rok następny zaczyna się szukanie pieniędzy. Wtedy też powraca niezmiennie od 20 lat to znane do znudzenia gadanie, że najlepiej wszystko sprywatyzować, zwłaszcza kosztowną służbę zdrowia (sorrki - skomercjalizować) czy równie kosztowną edukację, że już o kosztownym umieraniu i pochówku nie wspomnę. Rząd szuka pieniędzy.
Niezmiennie też od 20 lat w każdym nowym projekcie budżetu na rok następny widnieje punkt - przychody z prywatyzacji, co równie dobrze może w praktyce oznaczać pochopną wyprzedaż czy nawet likwidację kolejnych zakładów produkcyjnych. Guru Balcerowicz ma od lat jedną i tę samą gadkę, stale opowiada o cięciu wydatków, tymczasem już n i e m a z c z e g o ciąć. Podobnie zresztą jak chętnych do kupna czyli prywatyzacji jest coraz mniej, no chyba, że chodzi o kurę znoszącą złote jajka (patrz: sektor energetyczny)
Owszem, we wszystkich krajach szuka się oszczędności i próbuje ograniczyć nadmierne wydatki z budżetu. Zwłaszcza w dobie kryzysu. Jednak stale mówi się o stymulacji gospodarki kraju, o kreowaniu nowych stanowisk pracy, o inwestycjach, o nowych technologiach, a jeśli o inwestorach zagranicznych to takich, którzy wniosą do krajowej gospodarki nową wartość dodaną w postaci inwestycji typu geenfield, jak to było w rolniczej Irlandii. Natomiast rodzimy przemysł każdy przytomny rząd, niezależnie od ekonomicznych mód i trendów, próbuje ratować poprzez modernizację, a w razie potrzeby nawet przez finansowe wsparcie. Niestety nie u nas w Polsce, gdzie właśnie dzięki takim besserwisserom jak Balcerowicz zwłaszcza nasz przemysłowy potencjał ekonomiczny przez te ostatnie 20 lat nie wzrósł, a niektórzy całkiem przekonująco twierdzą, że się zmniejszył nawet w porównaniu do czasów PRLu.
Zatem dług publiczny mamy bardzo długi, a jego początków należy już szukać w pierwszej tzw. reformie Balcerowicza, która była reformą jedynie częściową, niedokończoną i źle przeprowadzoną. Zabrano zabawki, piaskownice i nawet ziemię z piaskownic, a w zamian nie powstało żadne obiecane wesołe miasteczko.
Dziękuje za uwagę.
Subskrybuj:
Posty (Atom)