piątek, 23 kwietnia 2010
miserable Rassieja story
- 1940 -
ZDIEŚ MY UBILI VASZYCH I VOT NAVIERNA GAVNO NAM SDIEŁAJETIE
- 2010 -
ZDIEŚ MY VOZMOŻNA UBILI VASZYCH I VOT NAVIERNA GAVNO NAM SDIEŁAJETIE
+++++++++++++++++++++++++++++
**
Jak przebiegały w Rosji prace ekspertów badających przyczyny katastrofy pod Smoleńskiem? Polski rząd co chwilę wygłasza nowe pochwały pod ich adresem, a szef naszej Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych Edmund Klich mówi o "zmuszaniu go do współpracy z prokuratorami", "braku jakiekolwiek pomocy ze strony rządu" i "chaosie panującym w Rosji". Jest też zdania, że jesteśmy petentem w tym śledztwie. - Tak nie musiało być - przekonuje.
Zgodnie z obowiązującą ustawą "Prawo lotnicze" Państwowa Komisja Badania Wypadków Lotniczych jest komisją "niezależną i stałą", działającą "przy ministrze właściwym do spraw transportu" (art. 17). Prowadzi ona badania wypadków i incydentów lotniczych a "organy administracji publicznej i inne państwowe i samorządowe jednostki organizacyjne (...) są obowiązane do współdziałania z komisją i udzielania jej niezbędnej pomocy (art. 137).
Zmuszani do współpracy?
Jak twierdzi jednak szef komisji Edmund Klich w Rosji o współdziałaniu i pomocy ze strony polskiej administracji nie było mowy.
Klich, już po powrocie z Moskwy, ujawnił w rozmowie z reporterem TVN24, że w Rosji panował wielki bałagan, Jego ludzie pracować musieli na własny koszt, a on sam "był zmuszany przez ministra Bogdana Klicha (zbieżność nazwisk przypadkowa - red.) do współpracy z polskim prokuratorami".
Z relacji szefa PKBWL wynika, że wojskowi "dokooptowani do cywilnej komisji" nie słuchali go i to on musiał wypełniać ich polecenia.
- Nie mieliśmy żadnego wsparcia (w Rosji - red.).
Na moją prośbę do ministra Bogdana Klicha, że nie mam jeszcze tłumacza, dostałem odpowiedź: "to co pan robi tam od trzech dni. To pan powinien go sobie załatwić". Dalej pan minister Klich powołując się na swoje rozporządzenie zmuszał mnie wprost do współpracy z polską prokuraturą. Kiedy mówiłem: panie ministrze, ja nie mogę współpracować z prokuraturą bo strona rosyjska ma do mnie pretensje, odpowiadał: "ja tego nie przyjmuję do wiadomości" - opowiada szef komisji.
Należało negocjować.
Edmund Klich nie pozostawia także suchej nitki na strategii, jaką nasza administracja przyjęła względem Rosjan.
Szef komisji uważa, że w relacji ze stroną rosyjską pozostajemy dziś w kategorii petenta. - Zasady są jasne. Projekt raportu (o przyczynach katastrofy) przygotowuje strona rosyjska, a my mamy 60 dni na odpowiedź i to wszystko. Oni mogą te nasze uwagi uznać, albo nie - zaznacza. Według Klicha takiej sytuacji można było uniknąć.W punkcie 5.1 załącznika 13 do Konwencji Chicagowskiej (który to załącznik dotyczy kwestii "badania wypadków i incydentów lotniczych") mowa jest o tym, że wprawdzie badanie okoliczności wypadku prowadzi państwo, na którego terytorium miało miejsce zdarzenie ("i ponosi odpowiedzialność za prowadzenie takiego badania") to "może ono jednak przekazać, w całości lub w części, prowadzenie badania innemu państwu na podstawie dwustronnej umowy i ugody". Właśnie taką ugodę trzeba było wypracować - zdaniem Klicha - ze stroną rosyjską.-
Ja wiem jaki jest tego wszystkiego cel i kto robi larum - dodaje szef PKBWL. - Ludzie, którzy są odpowiedzialni za tę katastrofę chcą zwalić wszystko na pilotów.
A oni / polscy Piloci /są tymi, którzy na końcu łańcucha zbierają błędy wszystkich. Błąd tkwi bowiem w systemie. Lotnictwo państwowe jest w permanentnym kryzysie - ocenia kategorycznie szef PKBWL. Jego zdaniem katastrofa CASY nie nauczyła tych, którzy mogli naprawić system, niczego.- Tamten wypadek, ale też wypadki Bryzy, Mi-24, Kani, to były wszystko wypadki systemowe. Nie naprawiono systemu po CASIE. Wprowadzono zalecenia, których wykonanie jest fikcją - podkreśla.ŁOs//mat2010-04-24 02:15
pozostałe notki »
2010-04-22 11:15
Dowieriaj, no prowieriaj - co tu jest grane?
Czytam z osłupieniem, że samych rejestratorów pokładowych (FDR i CVR) prezydenckiego Tu-154M jako takich, bezspornej wlasności Wojsk Lotniczych RP, Rosjanie nie oddadzą, dadzą tylko Polakom do poczytania stenogramy. Jeszcze dzisiaj skierujemy wniosek do strony...komentarze (18)
2010-04-16 11:10
249,3 metra
W chwili katastrofy QNH w Smoleńsku wynosiło 1025.5 hPa, QFE 995.6 hPa. Różnica wysokości ciśnieniowej pomiędzy 1025.5 i 995.6 hPa wynosi 249.3 metra. Jeśli zaszla pomyłka i podano pilotowi QNH z wartością liczbową QFE, albo...komentarze (63)
2010-04-15 13:27
Tu-154M '101' - zdjęcia wnętrza
Duże, dokładne zdjęcie tablicy przyrządów prezydenckiego Tupolewa - 154M numer boczny 101, numer seryjny 90A837, datowane 31 maja 2007, jest tutaj: http://www.airliners.net/photo/Poland---Air/Tupolev-Tu-154M/1221062/L/ ...komentarze (5)
http://wtemaciemaci.salon24.pl/
++++++++++++++++++++++++++++++++++++
***
20.04.2010. | |
Dziwna podróż do Smoleńska Portal polskieradio.pl dotarł do nieznanych okoliczności dziwnej podróży z 10 kwietnia 2010, gdy Jarosław Kaczyński jechał na miejsce katastrofy prezydenckiego samolotu. Jak relacjonował na Twitterze uczestnik wyprawy europoseł Adam Bielan - Polacy wylądowali w Witebsku ok 18.00 polskiego czasu. Autobus, który miał zawieźć m.in. Jarosława Kaczyńskiego, Adama Bielana, Pawła Kowala i Adama Lipińskiego do Smoleńska, był konwojowany przez miejscowych milicjantów. Ok. 20 kilometrów przed Smoleńskiem polski autokar został wyprzedzony przez konwój, wiozący na sygnale premiera Donalda Tuska, który także jechał na miejsce tragicznego wypadku. Tusk wylądował w Witebsku przed godziną 19.00 czasu polskiego, kilkadziesiąt minut po przybyciu na Białoruś samolotu Jarosława Kaczyńskiego. Piotr Paszkowski, rzecznik polskiego MSZ na razie nie komentuje informacji na temat okoliczności podróży przez Rosję konwoju Jarosława Kaczyńskiego. "Nic nie wiem o tej sprawie. Muszę się dowiedzieć od naszych ludzi. Przeważnie są jakieś uwarunkowania tego, ale nieczytelne dla tych ludzi, którzy znajdowali się w konwoju. Sprawdzę to w poniedziałek" - mówi rzecznik Ministerstwa Spraw Zagranicznych portalowi polskieradio.pl za polskieradio.pl konserwa |