środa, 9 września 2009
..może się wreszcie obudzicie, Brothers
IDŹ NA CAŁOŚĆ ... http://jerryleelewis.com/site.php
********** PS.
( ) Faktem jest, ze najwieksze dyplomatyczne sukcesy odniesiono w walce z komunizmem na drodze militarnej.
Wysilkiem Amerykanow, a takze Kanadyjczykow obroniono Pd Koree, Franco obronil Hiszpanie, a Pinochet Chile, MacCarthy przeprowadzil czystke antykomunistyczna w USA (musial sie posluzyc metodami pozaprawnymi). Potega militarna USA od wielu lat odstraszala Sowietow przed rozprzestrzenianiem rewolucji. I tu sie koncza sukcesy dyplomatyczne wolnego swiata w dialogu z dyplomacja sowiecka.
Generalnie z artykulu FYMa wyziera tesknota za swiatowym zandarmem, ktory przyjdzie i zrobi porzadek. Problem jest jednak w tym, ze ten swiatowy zandarm to konkretni ludzie, sprzedawca samochodow z Toronto, programista z Baltimore i hodowca bydla z Teksasu. Najpierw placą podatki na utrzymanie zawodowej armii, a nastepnie sami dostaja karty powolania.
Powiedzmy sobie szczerze, protestowalbym glosno gdyby moj syn mial zostac wcielony do armii i byc wyslany do Europy by walczyc o wolnosc dla FYMa i jego rodziny.
Dzisiejsi ludzie nad Wisla to spoleczenstwo zbyt slabe i zbyt znieprawione jak na to, by utrzymac wolnosc otrzymaną w podarunku. A Europa to dziwny kontynent, nie sa w stanie wytrzymac bez zawieruchy dluzej niz kilkadziesiat lat.
Polska nie bedzie pepkiem swiata i nie wyzwoli jej amerykanski zandarm.
Nie masz FYMie latwych wyborow, jezeli pisanie i dyplomacja nie przyniosa wyzwolenia bedziesz musial ruszyc zadek i sam wziąc w rączki jakąs giwere.
http://viilo.blogspot.com/
******** PS 2. Z HADESU PSYCHIATRYCZNEGO BEZSENSU.
Lesson learned?
Tagi: afganistan skrzypczak wojsko mon generał
W Afganistanie zginął polski oficer. W normalnych warunkach takie wydarzenie powinno skłonić do analizy: czy zadanie zostało dobrze zaplanowane, zabezpieczone i czy w ogóle powinno być realizowane w tym miejscu, czasie i składzie. Podstawowym elementem wojskowego procesu decyzyjnego jest wszak ocena sił własnych, potencjalnego przeciwnika, kalkulacja ryzyka, a następnie, na tej podstawie, określenie możliwości i warunków realizacji otrzymanego zadania. Gdy własnych sił i środków brakuje, wówczas prosi się o nie wyższego przełożonego, w Afganistanie – natowskiego dowódcy na teatrze działań. Jeśli się ich nie otrzyma – po prostu odmawia się realizacji zadania. Ale zdarza się i tak, że choć wszystko właściwie zaplanowano, jednak misja kończy się porażką. Wówczas krok po kroku analizuje się działania, identyfikuje błędy i wyciąga wnioski na przyszłość – lessons learned.
Po śmierci polskiego oficera nie było i nie będzie już miejsca na taką analizę. Emocjonalna reakcja Dowódcy Wojsk Lądowych, oświadczenie gen. Petelickiego, że prowadzimy wojnę w której Minister ON jest głównodowodzącym i wszyscy powinni go wspierać włącznie z premierem, (co nie przeszkodziło mu następnego dnia przypuścić szturm na tegoż „głównodowodzącego”), spowodowały, że polityczne decyzje związane z funkcjonowaniem polskiego kontyngentu w Afganistanie zostały podjęte, zanim przeprowadzono jakąkolwiek analizę tego co się stało.
A żołnierze? Z niedowierzaniem patrzą nas to co się dzieje. Na jedynego obrońcę ich sprawy wyrasta generał, który w wojsku nigdy nie był, bo większość swojego życia spędził jako funkcjonariusz PRL-owskich służb specjalnych. Dlaczego brakuje głosu szefa sztabu generalnego, czy też dowódcy dowództwa operacyjnego, któremu podlegają polscy żołnierze w misjach zagranicznych? Bo cóż mieliby powiedzieć, skoro wyroki już zapadły. Wiemy kto jest bohaterem, kto nie (płochliwe urzędasy z MON, które do serca wzięły sobie słowa premiera, że sprzęt należy kupować jedynie w Polsce i gen. Beton), pakiet afgański załatwi „sprawy sprzętowe”, a w meldunku o nastrojach przesłanym z dalekiego Afganistanu niebawem przeczytamy, że bezpośrednia wizyta Premiera w tym kraju przywróciła wysokie morale wśród żołnierzy.
Zapewne w kraju z powodu doposażenia misji ogołoconych zostanie kilka i tak już ubogich w sprzęt jednostek, (wszak budżet MON-u się nie zmieni). Ale to nie problem, w końcu wojna nam nie grozi, a jak jednak przyjdzie nam się bronić, to przecież się coś wymyśli. Zapewne niespecjalnie będzie gdzie i czym szkolić nasze „profesjonalne” wojsko, ale jak już ktoś się będzie o to naprzykrzał, to się go wyśle do Afganistanu. Skoro taki nadgorliwy, to niech się uczy walcząc.
I tak aż do następnej śmierci, po której okaże się, że na misję powinniśmy jeszcze wysłać F-16 do osłony naszych śmigłowców, a informacje pozyskiwać nie tylko za pomocą środków bezpilotowych, ale także z rozpoznania satelitarnego (nieważne, że póki co jeszcze go nie mamy). Ktoś znów odwiedzi naszą afgańską bazę wyrażając oburzenie i troskę o żołnierzy, ktoś inny będzie krzyczał o dodatkowe zakupy, najlepiej w firmie z którą przypadkowo ma dobry kontakt.
A żołnierze? Ci ranni dalej będą odbijać się od drzwi do drzwi wojskowych tylko z nazwy placówek zdrowia, a ci w służbie będą zapisywać się na misję, bo tylko tam będzie czym i z czego strzelać.
Roman PolkoKomandos, ranger, generał dywizji, doktor nauk wojskowych
http://r416.salon24.pl/