WPŁATY POLSKI do EU 2014 :
17 mld 700 mln 683 tys. zł.
1 mld 492 mln / mies
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą WOJNA.DOWÓDCY.VIRTUTI.. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą WOJNA.DOWÓDCY.VIRTUTI.. Pokaż wszystkie posty
czwartek, 11 września 2008
VM
Westerplatte
http://wilczkowski.blog.interia.pl/?yearID=2008&monthID=9&dayID=0
Bogu co boskie.
Uważam, że trzęsienie ziemi w sprawie „jak to nprawdę było na Westerplatte”, wymknęło się spod kontroli intelektualnej i staje się niezrozumiałe dla odbiorców – tak jak wiele burz wywoływanych w TV.
Uważam, że każde prostowanie historii, jest rzeczą konieczną i nie sądzę, żeby należało ronić łzy nad bohaterami, którzy nagle ukazali się nam w innym świetle.
Zresztą – prawdziwym bohaterom to inne światło nie zaszkodzi.
Sam napisałem opasłą książkę o pierwszym dniu wojny i to tylko zajmującą się jedną bitwą – a może raczej – w klasyfikacji wojskowej – bojem tj bojem Wołyńskiej Brygady Kawalerii z IV dywizją pancerną gen. Reinharda pod Mokrą w dniu pierwszego września 1939 roku.
Sam pamiętam ten dzień – pierwszy września – który spędziłem zupełnie gdzieindziej – jakby to było dziś. Byłem wtedy ośmioletnim chłopcem.
Co myślę o obronie Westerplatte?
Po pierwsze dowódca. Już co najmniej od czasów Aleksandra Wielkiego wiadomo, jaki wpływ na żołnierzy ma dowódca. Od niego zależy praktycznie wszystko.
Kto to był major Sucharski?
Na przedwojennych zdjęciach majora na jego piersi widać najwyższe odznaczenia za osobiste męstwo na polu walki. Są to: Krzyż Virtuti Militari V klasy i Krzyż Walecznych. (Uwaga: wyższe klasy VM dostawało się już za dowodzenie). Sucharski otrzymał te odznaczenia podczas wojny z bolszewikami. Byle kto ich nie dostawał. Nie ma podstaw do wyrażenia sądu, że na Westerplatte załamał się ze strachu, chociaż ludzie po dwudziestu latach pokoju się zmieniają i mogą już nie mieć ochoty do nadstawiania karku.
Trzeba jednak rozróżnić osobistą odwagę od odpowiedzialności za podkomendnych.
Major dostał rozkaz utrzymania placówki (z tego co wiem) przez dwanaście godzin. Utrzymał ją przez czas trzykrotnie dłuższy. (do wieczora dnia następnego). Miał prawo uznać, że rozkaz został wypełniony, a dalszy opór nie ma sensu. Był chyba jedynym żołnierzem na Westerplatte (a oficerem na pewno) który miał doświadczenie frontowe w dowodzeniu. Nie wiedział – prawie na pewno – o obronie rejonu Gdyni przez płk Dąbka, a przede wszystkim jakim jasnym światłem paliła się w całej Polsce podawana przez radio informacja że „Westerplatte jeszcze się broni”.
Kpt. Dąbrowski był innym typem dowódcy. Uważał, że po to jest żołnierzem, żeby bronić ojczyzny, a bronić jej można jedynie przez walkę z wrogiem. W moich rozmowach z uczestnikami Kampanii Wrześniowej natknąłem się na wielu tak właśnie myślących. Takimi byli oficerowie Wołyńskiej Brygady Kawalerii, tacy szli później do konspiracji, partyzantki. Z wieloma nie było mi danym rozmawiać – bo zginęli.
Obie postawy – zarówno majora jak i kapitana rozumiem, chociaż bliższy mi jest sposób rozumowania kapitana Dąbrowskiego.
To wszystko przedstawiam w ogromnym skrócie, jeśli kogoś to zainteresuje chętnie podyskutuję, ale polecę mu również moją książkę o bitwie pod Mokrą.
W każdym razie uważam, że wewnętrzny konflikt na Westerplatte niesłychanie dynamizuje ten z pozoru drobny incydent II Wojny. To wręcz wyznanie wiary żołnierzy i oficerów. Dwaj osobiście bardzo odważni ludzie walczyli ze sobą o swój pogląd na to co jest dobrem ojczyzny i czy jest ono tożsame z dobrem żołnierzy – jej obywateli. Wygląda na to, że ci żołnierze – młodzi chłopcy im na to odpowiedzieli.
Dwadzieścia kilometrów dalej u pułkownika Dąbka w tym samym czasie setki młodych ludzi odpowiedziało podobnie. Kiedy pod Gdynią zabrakło broni dla ochotników – przekuli kosy na sztorc, jak za Naczelnika Kościuszki, jak w Powstaniu Styczniowym.
Pułkownik Dąbek bronił się ze swoimi oddziałami – mniej lub więcej regularnymi przez 19 dni. Kiedy na końcu wszystkiego już zabrakło – popełnił samobójstwo.
A w dwa tygodnie później gen. Kleeberg po bitwie pod Kockiem w swoim ostatnim rozkazie przed kapitulacją zakazał swoim żołnierzom popełniania samobójstw. Zagroził, że samobójców nie pozwoli pogrzebać.
Ludzie uczcijcie prawdą pamięć i dramat tych wszystkich waszych ojców i dziadów, którym wtedy – siedemdziesiąt lat temu – nie udało się obronić ojczyzny. A potem pomódlcie się długo, żeby Bóg miał dla was litość i nie kazał wam przeżywać ich tragedii.
Andrzej Wilczkowski
Bogu co boskie.
Uważam, że trzęsienie ziemi w sprawie „jak to nprawdę było na Westerplatte”, wymknęło się spod kontroli intelektualnej i staje się niezrozumiałe dla odbiorców – tak jak wiele burz wywoływanych w TV.
Uważam, że każde prostowanie historii, jest rzeczą konieczną i nie sądzę, żeby należało ronić łzy nad bohaterami, którzy nagle ukazali się nam w innym świetle.
Zresztą – prawdziwym bohaterom to inne światło nie zaszkodzi.
Sam napisałem opasłą książkę o pierwszym dniu wojny i to tylko zajmującą się jedną bitwą – a może raczej – w klasyfikacji wojskowej – bojem tj bojem Wołyńskiej Brygady Kawalerii z IV dywizją pancerną gen. Reinharda pod Mokrą w dniu pierwszego września 1939 roku.
Sam pamiętam ten dzień – pierwszy września – który spędziłem zupełnie gdzieindziej – jakby to było dziś. Byłem wtedy ośmioletnim chłopcem.
Co myślę o obronie Westerplatte?
Po pierwsze dowódca. Już co najmniej od czasów Aleksandra Wielkiego wiadomo, jaki wpływ na żołnierzy ma dowódca. Od niego zależy praktycznie wszystko.
Kto to był major Sucharski?
Na przedwojennych zdjęciach majora na jego piersi widać najwyższe odznaczenia za osobiste męstwo na polu walki. Są to: Krzyż Virtuti Militari V klasy i Krzyż Walecznych. (Uwaga: wyższe klasy VM dostawało się już za dowodzenie). Sucharski otrzymał te odznaczenia podczas wojny z bolszewikami. Byle kto ich nie dostawał. Nie ma podstaw do wyrażenia sądu, że na Westerplatte załamał się ze strachu, chociaż ludzie po dwudziestu latach pokoju się zmieniają i mogą już nie mieć ochoty do nadstawiania karku.
Trzeba jednak rozróżnić osobistą odwagę od odpowiedzialności za podkomendnych.
Major dostał rozkaz utrzymania placówki (z tego co wiem) przez dwanaście godzin. Utrzymał ją przez czas trzykrotnie dłuższy. (do wieczora dnia następnego). Miał prawo uznać, że rozkaz został wypełniony, a dalszy opór nie ma sensu. Był chyba jedynym żołnierzem na Westerplatte (a oficerem na pewno) który miał doświadczenie frontowe w dowodzeniu. Nie wiedział – prawie na pewno – o obronie rejonu Gdyni przez płk Dąbka, a przede wszystkim jakim jasnym światłem paliła się w całej Polsce podawana przez radio informacja że „Westerplatte jeszcze się broni”.
Kpt. Dąbrowski był innym typem dowódcy. Uważał, że po to jest żołnierzem, żeby bronić ojczyzny, a bronić jej można jedynie przez walkę z wrogiem. W moich rozmowach z uczestnikami Kampanii Wrześniowej natknąłem się na wielu tak właśnie myślących. Takimi byli oficerowie Wołyńskiej Brygady Kawalerii, tacy szli później do konspiracji, partyzantki. Z wieloma nie było mi danym rozmawiać – bo zginęli.
Obie postawy – zarówno majora jak i kapitana rozumiem, chociaż bliższy mi jest sposób rozumowania kapitana Dąbrowskiego.
To wszystko przedstawiam w ogromnym skrócie, jeśli kogoś to zainteresuje chętnie podyskutuję, ale polecę mu również moją książkę o bitwie pod Mokrą.
W każdym razie uważam, że wewnętrzny konflikt na Westerplatte niesłychanie dynamizuje ten z pozoru drobny incydent II Wojny. To wręcz wyznanie wiary żołnierzy i oficerów. Dwaj osobiście bardzo odważni ludzie walczyli ze sobą o swój pogląd na to co jest dobrem ojczyzny i czy jest ono tożsame z dobrem żołnierzy – jej obywateli. Wygląda na to, że ci żołnierze – młodzi chłopcy im na to odpowiedzieli.
Dwadzieścia kilometrów dalej u pułkownika Dąbka w tym samym czasie setki młodych ludzi odpowiedziało podobnie. Kiedy pod Gdynią zabrakło broni dla ochotników – przekuli kosy na sztorc, jak za Naczelnika Kościuszki, jak w Powstaniu Styczniowym.
Pułkownik Dąbek bronił się ze swoimi oddziałami – mniej lub więcej regularnymi przez 19 dni. Kiedy na końcu wszystkiego już zabrakło – popełnił samobójstwo.
A w dwa tygodnie później gen. Kleeberg po bitwie pod Kockiem w swoim ostatnim rozkazie przed kapitulacją zakazał swoim żołnierzom popełniania samobójstw. Zagroził, że samobójców nie pozwoli pogrzebać.
Ludzie uczcijcie prawdą pamięć i dramat tych wszystkich waszych ojców i dziadów, którym wtedy – siedemdziesiąt lat temu – nie udało się obronić ojczyzny. A potem pomódlcie się długo, żeby Bóg miał dla was litość i nie kazał wam przeżywać ich tragedii.
Andrzej Wilczkowski
Subskrybuj:
Posty (Atom)