o * H e r o i z m i e

Isten, a*ldd meg a Magyart
Patron strony

Zniewolenie jest ceną jaką trzeba płacić za nieznajomość prawdy lub za brak odwagi w jej głoszeniu.* * *

Naród dumny ginie od kuli , naród nikczemny ginie od podatków * * *


* "W ciągu całego mego życia widziałem w naszym kraju tylko dwie partie. Partię polską i antypolską, ludzi godnych i ludzi bez sumienia, tych, którzy pragnęli ojczyzny wolnej i niepodległej, i tych, którzy woleli upadlające obce panowanie." - Adam Jerzy książę Czartoryski, w. XIX.


*************************

WPŁATY POLSKI do EU 2014 :
17 mld 700 mln 683 tys. zł.
1 mld 492 mln / mies
40 mln d z i e n n i e

50%
Dlaczego uważasz, że t a c y nie mieliby cię okłamywać?

W III RP trwa noc zakłamania, obłudy i zgody na wszelkie postacie krzywdy, zbrodni i bluźnierstw. Rządzi państwem zwanym III RP rozbójnicza banda złoczyńców tym różniących się od rządców PRL, iż udają katolików

Ks. Stanisław Małkowski

* * * * * * * * *

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Z HISTORII RADIA.. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Z HISTORII RADIA.. Pokaż wszystkie posty

środa, 29 września 2010

RFE, Radio Liberty

WIADOMOŚĆ  DNIA.

Legendary American director Arthur Penn dies at 88

Born in 1922 to a family of Philadelphia immigrants

Multimedia
Published: September 29, 2010

Radio trzeszcząca Europa



Jak zagłuszano wolne stacje.


Przez wiele powojennych lat miliony Polaków kręcąc gałkami radioaparatów wśród szumów, trzasków i muzyki emitowanej z zagłuszarek wyławiały głosy spikerów Rozgłośni Polskiej Radia Wolna Europa (która zaczęła nadawać 50 lat temu, 3 maja 1952 r.), sekcji polskiej Głosu Ameryki, BBC i innych rozgłośni. Do 1988 r. toczyła się radiowa wojna między nadawcami polskich audycji i tymi, co je zagłuszali. 


MAREK HENZLER 



15 września 1951 r. Nikołaj Psurcew, minister łączności ZSRR, otrzymał tajny raport „O audycjach Głosu Ameryki i Radia Wolna Europa nadawanych na Polskę i utworzeniu systemu ich zakłócania”. Podpisał się pod nim A. Żarow, szef Głównego Zarządu Łączności Radiowej, który wykonując polecenie wynikające z uchwały rządu radzieckiego (nr 14148–rs z 11 VIII 1951 r.) z towarzyszami Sawkowem i Pawłowiczem odwiedził Polskę.
 Warszawa, budynek Ministerstwa Komunikacji. 12 nadajników z XIII piętra zagłuszało obce audycje. 
Delegaci z Moskwy zapoznali się z radiostacjami w Warszawie, Szczecinie, Gdańsku, Gdyni, Krakowie, Katowicach i Radomiu oraz odwiedzili warszawskie zakłady wytwarzające aparaturę nadawczą i odbiorczą. Zorganizowano im specjalne nasłuchy i pomiary siły odbioru obcych stacji. Ustalono, że w ciągu doby do Polski dociera 30 audycji nadawanych z Londynu, Rzymu, Watykanu, Belgradu, Paryża, Madrytu, Ankary i z rozgłośni Wolna Europa. „Na terytorium Polski nie zorganizowano żadnej ochrony przed audycjami antypolskimi. Zorganizowane od lipca 1950 r. zakłócenia audycji antypolskich nadawanych przez Głos Ameryki, przez stacje Związku Sowieckiego, obejmują i skutecznie chronią tylko w zakresie niewielkiej liczby częstotliwości” – raportował Żarow.

Kłopotliwe fale krótkie.
Zdaniem eksperta nie powinno być problemów z ochroną Polski przed audycjami nadawanymi na falach średnich. Można je zakłócać za pomocą już istniejących i nie w pełni wykorzystanych nadajników, które trzeba jednak uzupełnić dodatkową siecią nadajników małej mocy. Natomiast „niewielkie rozmiary terytorium Rzeczypospolitej Polskiej (mniej więcej 600 km ze wschodu na zachód i tyle samo z północy na południe) uniemożliwiają ochronę całego terytorium przed antypolskimi audycjami na falach krótkich”. Dlaczego? Wynika to ze specyfiki fal krótkich. Rozchodzą się one dwiema drogami – wzdłuż powierzchni ziemi na odległość rzędu 10 km oraz za pomocą wiązki odbitej od górnych warstw atmosfery, ale wówczas odbiór jej możliwy jest w odległości nie bliższej niż kilkaset kilometrów od nadajnika. W zależności od długości fali i czasu pracy nadajnika odległość ta może przekraczać nawet tysiąc kilometrów. W przypadku małej Polski jej własne stacje będą więc słyszalne wyłącznie poza jej granicami – zauważa Żarow.
Nieuzasadniona jest również budowa sieci nadajników zagłuszających audycje na falach krótkich wykorzystujących falę przyziemną. Potrzeba by ich kilkaset, a to wymaga dużych nakładów i stworzenia służby kontrolno-korygującej. „Mając na uwadze wspomniane powyżej trudności (...) najbardziej uzasadnionym technicznie i korzystnym ekonomicznie byłby system skoordynowanego wykorzystania środków Polski i Związku Sowieckiego w celu wzajemnej ochrony przed wrogimi audycjami antysowieckimi i antypolskimi. (...) Towarzysz Bierut (do 1956 r. lider polskich stalinistów, pełniący w latach 1947–1952 funkcję prezydenta państwa – przyp. aut.) w rozmowie ze mną potwierdził możliwość wykorzystania w tym celu środków radiowych Polski” – pisał Żarow.

O wzajemnej wymianie usług w zakłócaniu obcych rozgłośni kierownictwa krajów socjalistycznych rozmawiały już w 1950 r., ale w praktyce niewiele zrobiono. Konsul I. Borisow ze Szczecina jesienią 1951 r. donosił do Moskwy: „Na wsi radioodbiorniki są szeroko rozpowszechnione, a tam gdzie ich nie ma, kułacy organizują zbiorowe słuchanie, a następnie ustnie przekazuje się ich treść”. Było jasne, że niebawem ruszą sekcje krajowe Wolnej Europy (emigracyjna prasa ujawniła już nominację Jana Nowaka-Jeziorańskiego na dyrektora Rozgłośni Polskiej).
 Wola Rasztowska. Tutejsza radiostacja zakłócała audycje na falach średnich. 

24 października 1951 r. Rada Ministrów ZSRR przyjęła tajną uchwałę nr 4028-1849 ss „O stworzeniu na terytorium Polski przeszkód dla antypolskiej propagandy radiowej”. Ministra Psurcewa zobowiązano do zbudowania w Polsce systemu ochrony przed propagandą radiową na falach krótkich (za pomocą dostarczonych z ZSRR nadajników) i do udzielenia rządowi polskiemu wsparcia w organizowaniu obrony na falach średnich, z wykorzystaniem polskich środków technicznych. Do Polski ponownie miał wyjechać Żarow z większą już grupą specjalistów. Kopię tej uchwały, bez podpisu Józefa Stalina, przesłano Bolesławowi Bierutowi. Już w dwa miesiące później Stanisław Radkiewicz, minister bezpieczeństwa publicznego, wydał rozkaz nr 0171 (z 24 grudnia 1951 r.) o zorganizowaniu Służby BO (zagłuszania obcych radiostacji) oraz punktów K (z aparaturą zagłuszającą w Bydgoszczy, Wrocławiu, Szczecinie, Łodzi, Krakowie, Katowicach i Poznaniu).

Z Boguchwały na Wolną Europę.
– W lutym 1952 r. zostałem przyjęty do pracy jako pierwszy pracownik techniczny ledwie co otwartej ekspozytury Polskiego Radia w Rzeszowie – wspomina Wacław Peron. – Nasz program, wówczas jeszcze rzeszowsko-krakowski, szedł z nadajnika w Boguchwale i kończył się przed godziną 19, bo potem Boguchwałę przestawiano na zakłócanie Wolnej Europy.
Techników z rzeszowskiej ekspozytury centrala Polskiego Radia wyposażyła w czułe angielskie aparaty, którymi ci podczas dyżurów mierzyli skuteczność zakłócania obcych stacji. Meldunki szły do Warszawy i do miejscowego UB. – Pisaliśmy nieraz, że odbiór był zły, choć faktycznie sporo można było usłyszeć. Parę razy mieliśmy wizyty wściekłych panów z UB, którzy swoimi aparatami też to mierzyli – wspomina Peron. On sam najchętniej brał niedzielne dyżury, bo wtedy o godz. 10 Radio Paryż nadawało mszę odprawianą nad Sekwaną przez jego kuzyna ks. Floriana Kaszubowskiego. Po mszy prelekcje wygłaszała Wanda Piłsudska, córka marszałka.
– Radio robiło tylko audycje – tłumaczy dr inż. Romuald Borek, niegdyś główny inżynier rzeszowskiej rozgłośni. – Nasz program łączami, które należały do poczty, przesyłaliśmy do nadajników, które miały jeszcze innego właściciela. Taki podział pracy ułatwiał kontrolę tego, co szło w eter i pozwalał władzy wykorzystywać nadajniki do celów, na jakich jej najbardziej zależało.
Sam Borek też pamięta wizyty w rozgłośni panów w skórach, tyle że już z SB. Nie mogli uwierzyć, że tylko wskutek zjawiska interferencji fal radiowych w radioodbiornikach w Przemyślu tuż obok sygnału Radia Rzeszów pojawia się mocny sygnał Radia Tirana (Albania, która wówczas zerwała z Moskwą, nadawała audycje z pozycji prochińskich). Podejrzewali radiowców o sabotaż.

 Duch rywalizacji.
– Fachowo nazywało się to pokrywaniem korespondentów. Zagłuszarki dostrajaliśmy do zagranicznych nadajników na podstawie telefonicznych dyspozycji ze specjalnego punktu nasłuchu – wspomina emerytowany łącznościowiec. Zgodził się na rozmowę pod warunkiem nieujawnienia nazwiska. Za Bieruta, jako pracownik łączności i zarazem wieczorowy student politechniki, pracował na trzynastym, najwyższym piętrze budynku Ministerstwa Komunikacji przy ul. Chałubińskiego 4/6, gdzie do 1956 r. stało 12 nadajników zagłuszających fale krótkie. – Była to wygodna praca, byliśmy wszyscy młodzi i czasami nawet bez politycznych apeli ogarniał nas duch rywalizacji. Czyj sygnał będzie silniejszy? Tych z Monachium czy nasz – z Warszawy.
Inne warszawskie zagłuszarki stały m.in. w Forcie Mokotowskim przy ul. Racławickiej i na budynku dyrekcji kolei na Pradze. Audycje na falach średnich zagłuszała radiostacja w Woli Rasztowskiej, przeznaczona do nadawania II Programu Polskiego Radia. Miała ona dwa nadajniki i kiedy rozpoczynała audycje Wolna Europa, to jeden z nich przestawiano na jej częstotliwość. Program RWE zagłuszany był powielanym II Programem Polskiego Radia. Metodę tę, wykorzystując z kolei średniofalowe nadajniki awaryjne, stosowano także w innych rejonach Polski.
Pierwsza połowa lat 50. to m.in. wojna w Korei, bunt robotników w Berlinie wschodnim i słynny cykl audycji RWE „Za kulisami bezpieki” z płk. UB Józefem Światło. Władze zdecydowały się odciąć obywateli od wolnej i rzetelnej informacji, nie zważając na koszty. Mimo wcześniejszych zastrzeżeń eksperta Żarowa, zaczęto budowę sieci nadajników zakłócających falą przyziemną. Do ich zaprojektowania i budowy z całej Polski ściągnięto do Warszawy najzdolniejszych radiokonstruktorów.
Zakłady T-12 na Żeraniu (obecnie Warel) wytwarzały m.in. nadajniki dla poczty. Jak sobie przypomina Jerzy Szałkowski, emerytowany konstruktor z tych zakładów, potem, w tajnych warsztatach Centralnego Zarządu Radiostacji, montowano w nich specjalne wzbudniki, które generowały szumy i warkoty zakłócające odbiór obcych audycji. Także w tajnych warsztatach, a nie w zakładach T-12, montowano słynne szmitówki (zwane tak od nazwiska konstruktora), proste jednolampowe i przez to tanie nadajniki. Ich pomysłodawca otrzymał wysoką nagrodę, bo ich zasięgiem szybko można było pokryć duże miasta. W 1955 r. w Polsce pracowało 249 zagłuszarek.

Ale nie były one jedyną bronią w walce z obcą propagandą. Na wzór sowiecki rozwijano radiofonię przewodową. Pracowników radiowęzłów zobowiązano do natychmiastowego ich wyłączania w wypadku usłyszenia wrogiej audycji. W czerwcu 1953 r. Prezydium Rządu przyjęło uchwałę nr 418 o produkcji radioodbiorników radiowych o ograniczonym odbiorze zakresu fal krótkich. Minister Radkiewicz w kolejnych pismach domagał się od UB i MO wzmożenia walki z radiową propagandą, a prokuratura dostała uprawnienia do zajmowania korespondencji kierowanej na zagraniczne adresy kontaktowe obcych rozgłośni. Biuletyn Instytutu Pamięci Narodowej podaje, że represjom za słuchanie zagranicznych audycji poddano kilka tysięcy osób.

Poprawa odbioru.

Podczas poznańskiego Czerwca 1956 r. zdemolowano zagłuszarkę w budynku ZUS przy ul. Dąbrowskiego. W końcu października zbuntował się personel krakowskiej zagłuszarki w budynku Nafty przy ul. Lubicz. 18 listopada w Bydgoszczy tłum zniszczył stację zagłuszarkową na Wzgórzu Dąbrowskiego. Polskie społeczeństwo chciało też znać prawdę o wydarzeniach na Węgrzech i wśród odwilżowych postulatów pojawiło się także żądanie likwidacji zagłuszania.
Czytelnicy niedzielnego wydania „Trybuny Ludu” z 25 listopada 1956 r. znaleźli w niej krótki komunikat o tym, że zgodnie z decyzją rządu zagłuszarki przestały pracować. Zwolnione urządzenia przeznaczono do pracy w radiokomunikacji i radiofonii. A „zdarzające się jeszcze wypadki zakłóceń mają swe źródło w stacjach zagłuszających znajdujących się poza terenem naszego kraju. Podjęte w tej sprawie rozmowy z rządami państw sąsiednich powinny w najbliższym czasie doprowadzić do dalszej poprawy odbioru”.
Po tej rządowej decyzji minister spraw wewnętrznych 14 grudnia wydał zarządzenie nr 0264 o rozwiązaniu Zarządu Wydzielonej Łączności Radiowej MSWiA (następcy służby BO). W styczniu 1957 r. ruszyła rozgłośnia radiowa w Kielcach i druga w Szczecinie. Ich nadajniki pochodziły ze zdemontowanych stacji zagłuszających. Do radiokomunikacji, radiofonii i raczkującej telewizji trafić miały 52 nadajniki. Szmitówki – jak wspomina Jerzy Szałkowski – w zakładach T-12 przerabiano na... piece indukcyjne dla metalurgii.

Międzynarodówka zagłuszaczy.

Do całkowitej „poprawy odbioru” zapowiadanej przez „Trybunę Ludu” nie doszło. Zdemontowano wprawdzie zagłuszarki korzystające z wiązki przyziemnej fal krótkich, natomiast odbiór polskich audycji zakłócały już nadajniki w „zaprzyjaźnionych” krajach, wykorzystujące zjawisko fali odbitej. W tę wzajemną wymianę usług włączone były także polskie nadajniki (m.in. w Lidzbarku Warmińskim). Z kształtu anten i po mocy nadajników można wnioskować, że Polska mogła zakłócać audycje na Bałkanach oraz w republikach nadbałtyckich i w centrum byłego ZSRR.
Do dziś tajemnicą jest miejsce, w którym było centrum koordynujące zagłuszanie w ramach obozu państw socjalistycznych. Gdzieś musiano zbierać meldunki z nasłuchów rozgłośni i opracowywać harmonogramy zagłuszania rozgłośni uznawanych w różnych latach za wrogie, od Radia Pekin i Tirana, poprzez Radio Madryt, RWE, Radio Swoboda czy Głos Ameryki. Zwłaszcza że stacje te, broniąc się przed zagłuszaniem, swoje audycje nadawały na paru falach i na kilkunastu częstotliwościach. Wiadomo tyle, że w Polsce w latach 60. i późniejszych walką z radiową propagandą zajmował się Departament III MSW.
Do wzmożonego zagłuszania polskich audycji, zwłaszcza Radia Wolna Europa, powrócono w marcu 1971 r. Polsce, normalizującej stosunki z ówczesną NRF, nie udało się wówczas skłonić Niemców do wydania zakazu działania monachijskiej rozgłośni (Radio Madryt przestało nadawać po polsku, kiedy nawiązaliśmy stosunki dyplomatyczne z Hiszpanią). Wtedy ponownie zaczęto RWE zagłuszać, a tajemnice z jej wnętrza zaczął ujawniać kpt. Andrzej Czechowicz. Wydano serię książek o dywersyjnej roli RWE (m.in. Janusza Kolczyńskiego i Kazimierza Kąkola). Do rąk propagandowego aktywu i zbiorów specjalnych wybranych bibliotek trafił wydany w 400 egzemplarzach wybór tekstów zza żelaznej kurtyny o „dywersyjno-propagandowym obliczu” RWE, sporządzony przez Jerzego Klechtę.
Do kolejnego pogorszenia odbioru doszło w 1980 r., po powstaniu Solidarności i w stanie wojennym, kiedy zagłuszano nie tylko obce radiostacje, ale i audycje podziemnego Radia Solidarność. Zagłuszania RWE zaprzestano w 1988 r., Głosu Ameryki już wcześniej.
Dokumenty dotyczące zagłuszania są już zniszczone albo ugrzęzły w archiwach Instytutu Pamięci Narodowej. Instytucje i służby, które są następcami tych, które kiedyś parały się lub pomagały w zwalczaniu radiowej propagandy, odcinają się od przeszłości. Mjr Robert Kowal, rzecznik WSI, podkreśla, że nigdy w zagłuszaniu nie uczestniczyły wojskowe służby specjalne. Kpt. Magdalena Kluczyńska, rzeczniczka UOP, mówi, że archiwa byłej SB, a także teczki personalne osób, które mogły mieć coś z tym wspólnego, przekazano do IPN. Wśród obecnych funkcjonariuszy UOP nie ma już byłych zagłuszaczy, podobnie jak i wśród specjalistów od łączności w MSWiA, o czym zapewnia rzeczniczka Alicja Hytrek. Śladów po zagłuszaniu nie ma ponoć w Urzędzie Regulacji Telekomunikacji i Poczty, który przejął sporo kompetencji zlikwidowanego Ministerstwa Łączności. Z działalnością tą nie chce też być dziś łączony TP EmiTel, jednostka wydzielona z TP SA, daleka krewna byłego Centralnego Zarządu Radiostacji, któremu kiedyś podlegały nadajniki emitujące zagłuszenia.
Jednym z najlepszych znawców spraw zagłuszania (na wschód od Łaby) jest Rimantas Pleikys, w latach 1996–1998 minister łączności i informatyki Republiki Litewskiej – autor monografii „Jamming” (zagłuszanie), w której jest także rozdział „Polish Polka” (drukowanyw odcinkach w „Świat Radio”). Można tam przeczytać listy, które Pleikys, zbierając materiały do książki i będąc już ministrem, w 1997 r. otrzymał z Polski. Stanisław Jędrzejewski, wiceprezes Polskiego Radia, odpisał mu: „Sugerujemy, że na ten temat powinien Pan poszukać więcej informacji w Ministerstwie Łączności, którego obowiązkiem było monitorowanie wszystkich stacji rozgłoszeniowych, włącznie z tymi, których używano do zagłuszania”. A minister łączności prof. Andrzej Zieliński odpisał tak: „Szanowny Panie Ministrze (...) Przykro mi, ale nie jestem w stanie spełnić Pańskiej prośby. Chciałbym poinformować, że w Polsce zagłuszanie nigdy nie leżało w kompetencjach Ministerstwa Łączności i niestety nie mamy żadnych informacji w tej sprawie”!
Odnieść można nieodparte wrażenie, że ten temat jest nadal zagłuszany.
IdŸ do góry
http://www.historia.terramail.pl/prasa/radio_trzeszczaca_europa.html