WPŁATY POLSKI do EU 2014 :
17 mld 700 mln 683 tys. zł.
1 mld 492 mln / mies
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą zapis krachu 1989 - 2009. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą zapis krachu 1989 - 2009. Pokaż wszystkie posty
poniedziałek, 26 października 2009
2009, a niewykupiona recepta z 2002
__MOTTO 2009.
Witold Kieżun, Jak wyjść z zapaści„Rzeczpospolita", Plus-Minus, nr 43, 26 pazdziernik 2002.
***
Stan polskiej gospodarki i administracji, pesymistyczne nastroje społeczne uzasadniają pilną konieczność poszukiwania dróg wyjścia z tak niekorzystnej sytuacji. Wiele można naprawić - szybko i bez "cudownych chwytów".
Przedstawiam propozycje wybranych elementów programu usprawnień, będącego również wynikiem dyskusji zespołu fachowców chcących ze mną współpracować.
Podatki i kredyty
Umożliwienie rozwoju małych i średnich przedsiębiorstw, które najszybciej i najobficiej tworzą nowe miejsca pracy, wymaga racjonalnego i radykalnego, a nie tylko jednoprocentowego obniżenia podatków, niezależnie od zmniejszenia innych obciążeń przedsiębiorców, jak np. opłaty z tytułu ubezpieczeń społecznych. Doświadczenia krajów, które podjęły takie śmiałe decyzje, są bardzo pozytywne (Irlandia, Rosja, Estonia). Niestety, obecny system podatkowy stymuluje pomysłowość przedsiębiorców w pomniejszaniu podstawy opodatkowania.
Paradoksalny jest również aktualny system kredytowy. Inflacja oscyluje około 1,5 proc., oprocentowanie terminowych depozytów około 4,5 - 6 proc., a kredyty inwestycyjne dla przedsiębiorstw kosztują 13 - 16 proc. i więcej. W dodatku jest wyraźna niechęć do kredytowania polskich przedsiębiorstw, związana m.in. z łatwością osiągnięcia przez banki wysokich zysków z zakupu państwowych wysoko oprocentowanych bonów skarbowych. Nie istnieje więc ani tani kredyt inwestycyjny, ani bieżący kredyt obrotowy dla drobnych przedsiębiorstw; nie istnieje również obrót wekslowy i czekowy. Nie ma też sztywnych ograniczeń wysokości obrotu gotówkowego, zmuszających do bezgotówkowej formy wyższych kwotowo rozliczeń.
Niezależnie od niezbędnej interwencji Narodowego Banku Polskiego w stosunku do zagranicznych banków komercyjnych i paru jeszcze istniejących banków polskich, zmierzającej do likwidacji paradoksalnych relacji: kredyt - depozyt - inflacja, konieczna jest odbudowa lokalnych instytucji drobnego kredytu, gromadzących niskie wkłady, które nie są atrakcją dla wielkich banków. Rozwiązaniem mogłaby być dekoncentracja PKO Banku Polskiego, który częściowo powstał z zagarnięcia przez PRL majątku Komunalnych Kas Oszczędności. Odtworzone lokalne KKO, ewentualnie w formie oddziałów PKO BP, miałyby w PKO BP swój bank-matkę, który dzięki temu bardzo poważnie zwiększyłby swoje obroty - nawet w skali od kilku do kilkunastu miliardów złotych rocznie, bo obecnie większość społeczeństwa polskiego nie ma gdzie lokować swoich drobnych wkładów.
Komunalne Kasy Oszczędnościowe mogłyby - jak w międzywojennej Czechosłowacji i współczesnej Kanadzie (Kasy Desjardins w Quebecu) - patronować odbudowie spółdzielczości kredytowej drobnych przedsiębiorców, ludzi wolnych zawodów i rolników, wzorowanej na dawnych polskich i współczesnych niemieckich doświadczeniach.
Należy również pomyśleć o odbudowie w skali państwa ubezpieczeń wzajemnych w formie odpowiadającej przedwojennemu Powszechnemu Zakładowi Ubezpieczeń Wzajemnych, tak aby przywrócić obowiązkowe ubezpieczenia publiczne chroniące kraj przed bezradnością finansową w razie katastrof żywiołowych. Ubezpieczeni mogli niegdyś korzystać z drobnego kredytu na rachunek posiadanych polis. Ten system służył rozwojowi gospodarki rynkowej jeszcze w epoce zaborów i jego doświadczenie warte jest wykorzystania.
Koszty sektora publicznego
Dla niezbędnego radykalnego obniżenia podatków dla przedsiębiorstw konieczne jest równie radykalne zmniejszenie wydatków budżetowych na utrzymanie administracji i całego sektora publicznego.
W sektorze publicznym (w szerszym znaczeniu, według klasyfikacji Głównego Urzędu Statystycznego) pracowało 31 grudnia 2001 roku
""""" 46,9 proc. ogółu zatrudnionych - w około 55 tys. jednostek organizacyjnych.
Niestety, nie mamy szczegółowego rejestru (tak jak to ma miejsce w krajach Unii Europejskiej) wszystkich jednostek sektora publicznego z dokładnymi danymi o wielkości zatrudnienia, strukturze kierownictwa i wskaźnikach finansowych. Nie da się zaś uporządkować stosunków w tym zakresie i sprawować kontroli nad wydatkami bez pełnej jawności. Dotyczy to zwłaszcza tej części sektora publicznego, która nie podlega kontroli ze strony Sejmowej Komisji Budżetowej: funduszy państwowych, funduszy celowych i agencji państwowych, obracających środkami o skali mniej więcej równej połowie uchwalonego budżetu.
Dane sekcji L 75 sprawozdawczości GUS - obejmującej szerszy zakres administracji publicznej (urzędy administracji państwowej i samorządowej, administracja obrony narodowej, administracja obowiązkowych ubezpieczeń społecznych i zdrowotnych) - wskazują na gigantyczny wzrost zatrudnienia:
""" 380 tys. pracowników w 1997 roku,
"" 510,8 tys. pracowników na koniec III kwartału 2001 i
""" 539,5 tys. pracowników na koniec IV kwartału roku 2001. W pierwszym półroczu 2002 roku nastąpiło zmniejszenie tego zatrudnienia o 15,3 tys. pracowników, co należy traktować jako początek likwidowania gigantomanii struktur administracyjnych.
Istotnym problemem jest nadmierny rozrost struktur władzy centralnej, struktur Sejmu, Senatu, kancelarii Prezydenta, Premiera oraz rozmaitych gospodarstw pomocniczych na szczeblu centralnym i wojewódzkim (konkretne liczby zatrudnionych w poszczególnych jednostkach Centrum nie są od 1996 roku ujawniane). Wiadomo jednak, że np. gospodarstwo pomocnicze Kancelarii Prezydenta zatrudnia około 950 osób. Mamy liczebniejszą izbę niższą parlamentu niż Stany Zjednoczone z ich 270 milionami ludności, mamy Senat równie liczny jak w USA. Mamy
""" w Polsce ponad trzy razy więcej ministrów, wiceministrów, sekretarzy stanu i podsekretarzy stanu niż we Francji. Kreowanie w kancelariach Prezydenta i Premiera stanowisk sekretarzy i podsekretarzy stanu, pozycji przewidzianych w normalnej praktyce europejskiej dla stanowisk rządowych, jest wysoce niewłaściwe; tym bardziej - rozbudowa gospodarstw pomocniczych w takich jednostkach organizacyjnych. To samo dotyczy struktury ministerstw z kilkoma sekretarzami i podsekretarzami stanu oraz gabinetem politycznym, aparatczykami, utrzymywanymi przez podatnika.
Nie będę tu szafował przykładami rozdętych struktur ministerstw z nadzorowanymi organami i jednostkami organizacyjnymi, z rozmaitymi biurami, centrami, agencjami itp. Rozbudowane kadry administracyjne starają się swą aktywnością uzasadnić swe istnienie, stąd i mnożenie liczby koncesji, zezwoleń i licencji.
Komisja, powołana jeszcze przez wicepremiera Leszka Balcerowicza (1998), zmniejszyła ustawą o działalności gospodarczej liczbę wymaganych licencji do ośmiu. Jednak zastąpiły je coraz liczniejsze zezwolenia, dziś już około stu; utrudniają one działalność gospodarczą i stanowią formę dodatkowego jej opodatkowania (nie mówiąc już o polu dla korupcji). Blokuje to przede wszystkim rozwój drobnej przedsiębiorczości i paraliżuje inicjatywę ludzką, hamując wzrost gospodarczy. Aby umożliwić konieczne radykalne redukcje, niezależna komisja fachowców powinna w ciągu pół roku dokonać przeglądu struktur administracji i przedstawić opinii publicznej oraz władzom państwowym projekt ich reorganizacji - w trybie jednorazowych zmian, by uniknąć okresowego paraliżu decyzyjnego, tak powszechnego w takich operacjach. Reforma taka powinna dokończyć proces decentralizacji - jako że około 37 proc. administracji specjalnej zostało jeszcze w rękach władz centralnych, które mimo przekazania ponad 60 proc. tej administracji województwom i powiatom wcale nie zmniejszyły zatrudnienia.
W procesie redukcji zatrudnienia możemy wykorzystać własne doświadczenia - kiedy polski Październik wymusił taką redukcję w roku 1957 przy zapewnieniu zwalnianym kredytów na podjęcie samodzielnej działalności gospodarczej - oraz wzorowane na tym polskim przykładzie analogiczne doświadczenia Kanady. Oszczędności z tego tytułu, wedle dzisiejszego szacunku, powinny sięgnąć u nas wielu miliardów złotych, wliczając w to likwidację kosztów utrzymania danych stanowisk wraz z wydatkami reprezentacyjnymi i podróżami zagranicznymi na koszt państwa oraz ograniczenie rozrzutności w rodzaju luksusowego wyposażenia i zakupu drogich zagranicznych samochodów.
Obniżenie kosztów administracji terenowej
Podobna komisja powinna w trybie możliwie pilnym przeanalizować skutki tzw. reformy administracyjnej, która zwiększyła liczbę szczebli polskiej administracji - kiedy cały świat spłaszcza struktury administracji. Komisja ta powinna przedstawić następnie opinii publicznej i władzom państwowym swoje wnioski co do koniecznych zmian w strukturach terenowych administracji państwowej i samorządowej, mając na uwadze zarówno współczesne tendencje w zarządzaniu publicznym i wskazania nauki, jak i konieczne oszczędności. Nie należy ulegać biurokratycznym skłonnościom państw Europy Zachodniej z ich dodatkowymi szczeblami administracji i samoobroną biurokracji, zagwarantowaną przez nieusuwalność urzędników tzw. służby cywilnej (Belgia ma w rezultacie blisko milion pracowników administracji przy 10,7 mln obywateli). Co do tzw. regionów godzi się tu przypomnieć, że
""" w Polsce przedrozbiorowej Wielkopolska składała się z czterech województw i nie przeszkadzało to w niczym jej spójności. Regiony w obecnej praktyce Włoch, Niemiec i Francji, ze swoją niczym nieuzasadnioną samodzielnością administracyjną w stosunku do państwa, nieraz odgrywają niebezpieczną rolę dezintegracyjną.
W Polsce powiaty, nonsensownie małe jak na jednostkę szczebla lokalnego w Europie, pozbawione samodzielności finansowej zatrudniały na początku swego istnienia 27,3 tys. pracowników, a już w 2001 r. - 50,9 tys. Te dodatkowe etaty powyżej szczebla gminnego pochłonęły i pochłaniają bezproduktywnie, wliczając koszty utrzymania stanowisk, kilka miliardów złotych rocznie.
Opłaty z tytułu ubezpieczeń społecznych
Nadmierne opłaty z tytułu ubezpieczeń społecznych, traktowane jak podatki, paraliżują rozwój drobnej przedsiębiorczości i hamują wzrost gospodarczy. Ostateczną wysokość opłat i tryb ich gromadzenia powinna zaproponować opinii publicznej i władzom państwa niezależna komisja fachowców z udziałem fachowców zagranicznych.
Racjonalny system ubezpieczeń zdrowotnych powinien wyeliminować marnotrawstwo środków wynikających z utrzymywania dla potrzeb służby zdrowia aż trzech kosztownych biurokracji: Ministerstwa Zdrowia, ZUS i likwidowanych od 1 stycznia 2003 roku kas chorych, ale zastąpionych biurokracją Funduszu Zdrowia. Obecna reforma jest zaprzeczeniem podstawowej idei każdej organizacji, a taką jest i państwo, mianowicie decentralizacji (patrz. art. 15 konstytucji). Służba zdrowia powinna ulec decentralizacji umożliwiającej dysponowanie i kontrolę kosztów na swoim terenie. Do zarządzania szpitalem wystarczyłoby jego kierownictwo i odpowiednia umowa np. z lokalnym związkiem gmin czy miastem oraz coroczna wizyta rewidentów.
W sferze ubezpieczeń emerytalnych, które w rzeczywistości są przymusowymi oszczędnościami, trzeba zapewnić ubezpieczonym nie tylko formalne prawo wyboru lokat dla ich oszczędności - po analizie i ewentualnej rewizji systemu lokat w funduszach emerytalnych dla zapewnienia pełnego bezpieczeństwa lokowanych oszczędności. Powinna funkcjonować także państwowa, pozabudżetowa instytucja ubezpieczeń emerytalnych, której gromadzone środki, zabezpieczone dochodami państwa, mogą służyć - jak w okresie międzywojennym - kredytowaniu rentownych inwestycji, jak np. przed drugą wojną światową budowy Portu Gdyńskiego. Są to poważne rezerwy pieniężne, których państwo przynajmniej w okresie rozwojowym nie powinno się wyrzekać.
Prywatyzacja
Musi być jasna polityka prywatyzacji. Z jednej strony jak najszersze pole dla ekspansji średniej i drobnej przedsiębiorczości, w których decyduje inicjatywa i zdolności właściciela, ze sprzedażą określonych, a deficytowych dzisiaj wartości majątkowych nawet za symboliczną złotówkę, z drugiej - racjonalna polityka prywatyzacji wielkich przedsiębiorstw, w których o efektywności decyduje nie własność, rozmyta rozdrobnieniem akcji, lecz zarządzanie, a więc kwalifikacje menedżerów. Jeśli się takiej polityki nie ustali, będziemy nadal ofiarami decyzji, które już doprowadziły do tego, że różne polskie przedsiębiorstwa państwowe zostały wykupione przez zagraniczne przedsiębiorstwa państwowe, jak PZL Okęcie przez hiszpańską państwową Casa czy TP SA w dużym procencie przez państwową francuską France Telecom - w praktyce zasilając jedynie wydatki budżetu na przerosty zatrudnienia w administracji.
Przedsiębiorstwa przeznaczone do prywatyzacji należy w odpowiedniej części skredytować spółkom komandytowym złożonym z konkursowo dobranych menedżerów i załóg, kredyty te spłacałyby one z zysków w ciągu 10 lat. Jednocześnie miałyby prawo poszukiwać ewentualnych partnerów kapitałowych, zdolnych zakupić udziały skarbu państwa - tak by uniknąć sprzedawania przedsiębiorstw przez urzędników przy nieuchronnych podejrzeniach o korupcję. W przypadku przedsiębiorstw, które powinny pozostać w odpowiedniej części własnością skarbu państwa, prywatyzacja dotyczyć powinna tylko kredytowania wyżej określonych spółek komandytowych - bez możliwości sprzedaży udziałów przez te spółki, ponieważ chodzi tu o związanie menedżerów i załóg z przyszłością przedsiębiorstwa, a nie o umożliwienie im handlu akcjami w trybie kapitalizmu kasynowego.
Niekompetentne decyzje w zakresie likwidacji pegeerów doprowadziły do ich upadku i dewastacji. Nawet dzisiaj jednak pozostały po nich majątek można oddać spółkom menedżerów i pracowników, kredytowanym długoterminowo, ze spłatą kredytów w ciągu 15 - 20 lat, lub spółkom z udziałem skarbu państwa przy zapewnieniu menedżerom i pracownikom udziału w zyskach (zwłaszcza w przypadku stacji nasienniczych lub hodowlanych). Można również parcelować je między pracowników, kredytując długoterminowo na 15 - 20 lat, z ewentualnością umorzenia kredytu przy stwierdzeniu efektywnej gospodarki. Można też przekazywać grunty chłopskim spółkom parcelacyjnym.
Budownictwo - sposób nie tylko na koniunkturę
Państwo powinno patronować budownictwu (miast prowadzić je samo) w zakresie budowy autostrad, szlaków wysoko wydajnego transportu kolejowego, transportu wodnego oraz mieszkalnictwa. Nie w imię keynesowskiej polityki nakręcania koniunktury, lecz po prostu dlatego, że prawidłowy rozwój kraju wymaga szybkiej realizacji ogromnych zadań w dziedzinie budownictwa - jeśli Polska nie chce pozostać w tyle za Europą.
Corocznie przejeżdża przez Polskę na trasie wschód - zachód 30 - 40 mln samochodów ciężarowych, dewastując polskie drogi. Położenie geograficzne Polski stwarza jej obecnie szczególne, stałe źródła dochodów, jako że autostrady nie są współcześnie filantropią, lecz zyskownym interesem; wedle cen Unii Europejskiej za przejazd wozu ciężarowego możemy pobierać 250 euro (Szwajcaria i Austria pobierają swoiste myto i za przejazd samochodów osobowych). Środki przewidywane na budowę autostrad przez Unię Europejską, w wysokości 2,5 mld euro rocznie, oraz długoterminowe zagraniczne kredyty - zaciągnięte nawet w bankach tak odległych jak znane mi banki kanadyjskie, Bank of Montreal i Royal Bank in Montreal - przy takiej cenie przejazdu mogłyby zamortyzować zaangażowanie w joint venture wyspecjalizowanych w budowie autostrad przedsiębiorstw z USA i Kanady, nawykłych do rzetelności finansowej.
Oprócz dwóch autostrad wschód - zachód i autostrady północ - południe warto pomyśleć o międzynarodowej autostradzie z Polski przez Wilno, Rygę i Tallin z promem do Finlandii i odgałęzieniem do St. Petersburga.
W roku 1993 proponowałem prosty sposób likwidacji 20-kilometrowych kolejek tirów na granicy w Świecku - poprzez zbudowanie dwa - trzy kilometry przed granicą dziesięciu rozgałęzień kończących się przejściami granicznymi, przy cenie wjazdu na rozgałęzienie 10 dolarów, co pokryłoby koszty budowy i obsługi celnej, a przyspieszyło radykalnie przejazdy. W miarę potrzeby podobne rozwiązania można by zastosować na innych przejściach granicznych.
Dalszym koniecznym przedsięwzięciem jest rozbudowa sieci kolejowej dla przewozu kontenerów oraz odpowiednia adaptacja dla tych celów szerokotorowej linii na południu Polski z dalszym jej przedłużeniem do granicy Niemiec - z umożliwieniem przeładunków na terenie Polski przed granicą z Niemcami. Kredyty zagraniczne są bardzo tanie, dlaczego nie wykorzystać ich do tego typu inwestycji?
Zapotrzebowanie na pracę nisko wykwalifikowanych robotników przyniesie ze sobą opracowanie programu odrodzenia żeglugi śródlądowej w Polsce. Polska ma najkorzystniejszy w Europie układ rzek, niewymagający budowy setek kilometrów kanałów jak w Niemczech, które wodą transportują 20 proc. towarów. Dzisiejsze polskie metody regulacji rzek, stanowiące przewrót w technikach regulacji, pomagają rzece regulować się samej, chronią nas przed kanalizacją rzek, która przyspieszając spływ wody, wywołała katastrofę w delcie Renu. Te prace o charakterze robót publicznych, prace lokalne pod kierunkiem fachowców, przy użyciu tradycyjnych tanich materiałów (kamienia i faszyny) będą wymagały w danej gminie nadrzecznej od kilkudziesięciu do kilkuset ludzi. Nie muszę dodawać, że wykonawstwo wszystkich tych robót wraz z produkcją przemysłu materiałów budowlanych i maszyn dałoby pracę na pięć do siedmiu lat dla mniej więcej pół miliona ludzi. Trudno zrozumieć, dlaczego mimo planów zakreślonych już u początków odrodzonej demokracji polskiej aktywność w tej sferze nie posunęła się ani o krok.
Jeszcze większe zapotrzebowanie na pracę kwalifikowanej siły roboczej stworzy program budownictwa mieszkaniowego. Wedle ocen fachowców brakuje Polsce, by mogła dorównać standardom europejskim, około 6 mln mieszkań, co oznacza przy programie dziesięcioletnim konieczność budowy 600 tysięcy mieszkań rocznie - do wynajmu, a nie własnościowych, paraliżujących konieczną w okresie rozwoju mobilność społeczną. Dla uruchomienia takiego programu konieczna jest przede wszystkim rekonstrukcja systemu długoterminowego kredytu hipotecznego w Polsce. Ale nawet przy jego pełnej rekonstrukcji, wymagającej około dwóch lat, możliwe do uzyskania z tego źródła kredyty nie wystarczą do sfinansowania programu na taką skalę. Konieczne będą odpowiednich rozmiarów długoterminowe kredyty zagraniczne, zabezpieczone hipotecznie, oraz ewentualnie kredyty Banku Światowego i Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju, a także pomoc Unii Europejskiej, zainteresowanej zachowaniem w Polsce, na miejscu, polskiej siły roboczej (mówiąc nawiasem, także mieszkania własnościowe i budownictwo jednorodzinne powinny korzystać z długoterminowego kredytu hipotecznego, zabezpieczonego zbudowanym domem bądź mieszkaniem, wedle doświadczenia amerykańskiej organizacji federalnej tego typu).
Program na taką skalę będzie wymagał zatrudnienia około miliona ludzi w samym wykonawstwie oraz w przemyśle materiałów budowlanych. Przyjdzie prawdopodobnie sprowadzić część robotników z krajów na wschód od Polski. A tym bardziej - przygotować polskie przedsiębiorstwa do rozszerzenia swej ekspansji na teren tych krajów, gdy zapewnią one swoim gospodarkom solidne oparcie w trwałych instytucjach finansowych.
Bezrobocie a rynek pracy
Zasiłki dla bezrobotnych powinny być wypłacane za określoną pracę na rzecz lokalnej społeczności. Przykładowo, Polska importuje za olbrzymie pieniądze makulaturę dla pracujących w Polsce papierni - należałoby zorganizować, właśnie z udziałem bezrobotnych, system pozyskiwania makulatury w Polsce, która dziś trafia na wysypiska lub do spalarni śmieci. To samo dotyczy odpadów z tworzyw sztucznych oraz szkła.
Zasiłki dla bezrobotnych powinny również być wypłacane za pracę na rzecz czystości miast i wsi, zwłaszcza dróg publicznych. Za takimi rozwiązaniami przemawiają dwa argumenty. Po pierwsze, normalnym, zdrowym ludziom nie należy płacić za samo istnienie, bo to demoralizuje i uczy życia za darmo. Po drugie, bezrobocie, brak zajęcia wywołują niebezpieczną degradację psychologiczną. Przy perspektywie wzrostu zatrudnienia zorganizowane już systemy pozyskiwania makulatury, szkła i odpadów sztucznych będzie mogła przejąć później młodzież szkolna i studencka. Barierą dla rozwoju przedsiębiorczości są obecnie przepisy kodeksu pracy, nakładające zbyt duże obciążenia na pracodawcę. Można je zachować w dotychczasowym brzmieniu dla tych dziedzin gospodarki, które objęte są umowami zbiorowymi i podlegać mogą negocjacjom z tego tytułu. We wszystkich innych dziedzinach można te wymagania pozostawić do uzgodnień między pracodawcą a pracownikiem - przy państwowej ingerencji w razie ograniczania przez pracodawcę praw pracowniczych.
W przypadku rejonów z perspektywą likwidacji przestarzałych zakładów przemysłowych lub wydobywczych należy podjąć działania oparte na wzorze szwedzkiego planu Rehna, polecanego przez ojca wiedzy o zarządzaniu Petera Druckera planu restrukturyzacji i zatrudnienia. Należy powołać trójstronne lokalne komisje rynku pracy z udziałem przedstawicieli pracodawców, przedstawicieli pracowników i lokalnej administracji. Te komisje z dwuletnim wyprzedzeniem zajmą się perspektywami zawodowymi każdego z pracowników do zwolnienia, programem szkolenia i ewentualnie kredytami na działalność gospodarczą zwalnianych lub na działalność gospodarczą nowych pracodawców. Klasycznym przykładem niewykorzystanych możliwości w tym względzie jest Górny Śląsk, który ma bardzo niski wskaźnik liczby drobnych i średnich przedsiębiorstw na tysiąc mieszkańców. Zatrudnienie w handlu, hotelarstwie i gastronomii w całej zresztą Polsce jest niższe procentowo w stosunku do Japonii czy też Stanów Zjednoczonych o 1/3, co oznacza, że te dziedziny mogą wchłonąć przy odpowiedniej edukacji i systemie kredytowym około miliona osób. Nawet Warszawa ma całe kilkunastotysięczne osiedla z jednym lub dwoma sklepami i bez żadnej niedrogiej restauracyjki; w całej Polsce brakuje małych pensjonatów, które by swoimi tanimi usługami przyciągnęły miliony Amerykanów polskiego pochodzenia.
Odbudowie drobnego handlu należy zapewnić gwarancję przetrwania, to jest wzorem Japonii wykluczyć uruchomienie supermarketu w danej części miasta bez zgody wszystkich okolicznych sklepikarzy. Powinniśmy kierować się jasną polityką w stosunku do tej formy handlu - zgadzać się na inwestowanie w centra handlowe, odpowiedniki amerykańskich shopping centers, poza obrębem zwartej zabudowy, oparte na handlu dojazdowym, ale bez żadnych ulg podatkowych dla zagranicznych inwestorów, ponieważ - inaczej niż import technologii wart ulg tego rodzaju - import instytucji handlu (i ubezpieczeń) w niczym nie przyczynia się do wzrostu gospodarczego, a przy fałszywych lokalizacjach wręcz go osłabia. Handel w całej historii potrafił szybko sam na siebie zarabiać i wszelkie ulgi są tylko nieuzasadnionymi prezentami.
Nie jest również prawdą opinia o nieuchronnym upadku małych gospodarstw rolnych przy konkurencji zachodniej po wejściu do Unii Europejskiej. Małe gospodarstwa rolne mogą z powodzeniem konkurować produkcją ekologiczną, opartą na dużym wkładzie pracy żywej, zarówno w produkcji mleka, jak i warzyw i owoców. Popyt na taką produkcję będzie wzrastał, pozostaje tylko problemem, jak obronić małe gospodarstwa rolne przed pośrednikami, zagarniającymi dziś do 60 proc. ceny detalicznej - na co lekarstwem jest edukacja środowisk wiejskich w organizacji własnego hurtu poprzez własne spółki lub spółdzielnie.
Odbudowa kapitału społecznego
Podstawowym problemem odbudowy kapitału społecznego jest maksymalne ograniczenie szeroko rozumianej korupcji, która stała się już u nas zbanalizowanym obyczajem społecznym. Do znudzenia powtarzam: ustalenie zasady niekarania dającego łapówkę, jeśli ujawni ten fakt prokuratorowi, szeroka akcja legalnej prowokacji, obowiązek internetowej dokumentacji procedury większych przetargów i większych zakupów, wysoka karalność z ujawnieniem nazwisk już na etapie aktu oskarżenia o korupcję, przepisy ograniczające możliwość nepotyzmu w decyzjach personalnych i gospodarczych w aparacie rządzenia państwem.
Wszystkie organizacyjne zabiegi reformatorskie nie dadzą jednak rezultatu, jeśli nie uda się nam odbudować etosu przyzwoitości i odpowiedniego poziomu moralnego klasy politycznej i aparatu administracyjnego. Niestety, postulat wyjścia w skali społecznej poza upowszechniony prymitywizm postawy egoistyczno-konsumpcyjnej jest trudny do zrealizowania przy jej propagowaniu agresywną reklamą w środkach masowego przekazu. Znane socjotechniki autonomizacji, naśladownictwa, ostracyzmu społecznego, autorytetu, wymagają bardzo starannych zabiegów. Niezwykle ważną rolę odgrywa tu upowszechnienie wzorcowej postawy uczciwości, godności, patriotyzmu wśród najwyższej kadry kierowniczej, parlamentarnych i samorządowych przedstawicieli. Konieczne wydaje się ustalenie dla kandydatów na wszystkie kierownicze stanowiska państwowe, parlamentarne i samorządowe warunku niekaralności, niepodlegania bieżącej procedurze aktu oskarżenia oraz posiadania referencji o poziomie moralnym autorstwa osób o wysokim społecznym autorytecie.
Dobór tej kadry musi być podporządkowany kryterium: wie, umie, umie współpracować, chce, może, a w odniesieniu do stanowisk społecznie wybieralnych - dokonywany na zasadzie jednomandatowej ordynacji wyborczej, w ramach której głosuje się na konkretnych ludzi. W strukturach samorządowych nie powinny, tak jak w wielu krajach, występować partie polityczne, lecz jedynie konkretne osoby i doraźnie powołane celowe komitety wyborcze. Szeroka, racjonalna rozbudowa Służby Cywilnej - państwowej i komunalnej - powinna zapewnić fachowość aparatu rządzenia państwem, a rotacja partyjna dotyczyć powinna tylko paru ściśle określonych pozycji kierowniczych (np. minister, sekretarz stanu, wojewoda, wicewojewoda). Kryterium fachowości musi mieć znaczenie decydujące i radykalnie zastąpić kryteria partyjności, nepotyzmu czy towarzyskich powiązań.
© 2006 Witold Kieżun
+++++++++++++++++++
inne artykuły:
Wystąpienie z okazji otrzymania doktora honoris causa Wyższej Szkoły Przedsiębiorczosci i Zarządzania im. Leon Koźmińskiego, Warszawa, 23 maja 2006.
Idea i pragmatyka studiów administracyjnych w demokracji epoki elektronicznej, „Współczesne Zarządzanie", 3/2005.
O sprawną administrację publiczną, „Ius et Lex", zeszyt nr (III) 1/2005, Warszawa.
Africa in the Era of Socioeconomic Globalization: A Personal Perspective, „Human Factors and Ergonomics in Manufacturing, Vol. 15 (1) pp. 127-132 (2005).
Struktury i kierunki zarządzania państwem, w: Kieżun W. i Kubin J. (ed.), Dobre państwo, Wydawnictwo WSPiZ, Warszawa 2004.
Sposoby naprawy Rzeczpospolitej, „Przegląd", nr 8 (165), 23 luty 2003.
Jak wyjść z zapaści, „Rzeczpospolita", nr 43, 26 październik 2002.
Czterej jeźdźcy apokalipsy polskiej biurokracji, „Kultura”, 3/630 2000.
Polska biurokratów, „Nowy Dziennik", 2 maja 2000.
Armia Krajowa jedzie na Sybir, „Okruchy wspomnień z lat walki i martyrologii AK", ŚZŻAK Oddział Kraków-Wschód, rok 9, nr. 34, Kraków 2000.
Z wrażliwości na nędzę i ubóstwo: Nowoczesne koncepcje społeczno-ekonomiczne Jana Pawła II, „Master of Business Administration", nr 3 (28), maj-czerwiec 1997.
Konto SDP dla pp.Sumlińskich
Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich udostępnia swoje konto dla wpłat na pomoc dla rodziny pp.Sumlińskich. Wpłata na konto jest - moim zdaniem - wyrazem poparcia dla dziennikarza śledczego, który ponosi wielkie ryzyko zawodowe w dochodzeniu prawdy. Ryzykuje znacznie więcej niż reszta kolegów zajmująca się innymi gatunkami dziennikarstwa.
Wpłata nie jest natomiast wyrazem oceny, czy Wojciech Sumliński wszedł w jakiś konflikt z prawem, czy nie wszedł. Na ten temat opinia publiczna nie ma - moim zdaniem - wystarczającej wiedzy.
Mając na utrzymaniu rodzinę Wojciech Sumlilński został tymczasowo pozbawiony możliwości wykonywania zawodu. Nastąpiłło to wskutek pełnienia służby publicznej. Dlatego uważam, że należy mu pomóc.
Wpłaty mogą być dokonywane na konto:
03 1020 1097 0000 7602 0118 6535
koniecznie z dopiskiem "darowizna dla rodziny Sumlińskich".
Gdyby bank wymagał podania nazwy właściciela konta jest to:
SDP ul. Foksal 3/5, 00-366 Warszawa
Rozpropagujmy akcję pomocy dla rodziny Sumlińskich na innych portalach internetowych.
http://klopotowski.salon24.pl/87288,index.html
Wpłata nie jest natomiast wyrazem oceny, czy Wojciech Sumliński wszedł w jakiś konflikt z prawem, czy nie wszedł. Na ten temat opinia publiczna nie ma - moim zdaniem - wystarczającej wiedzy.
Mając na utrzymaniu rodzinę Wojciech Sumlilński został tymczasowo pozbawiony możliwości wykonywania zawodu. Nastąpiłło to wskutek pełnienia służby publicznej. Dlatego uważam, że należy mu pomóc.
Wpłaty mogą być dokonywane na konto:
03 1020 1097 0000 7602 0118 6535
koniecznie z dopiskiem "darowizna dla rodziny Sumlińskich".
Gdyby bank wymagał podania nazwy właściciela konta jest to:
SDP ul. Foksal 3/5, 00-366 Warszawa
Rozpropagujmy akcję pomocy dla rodziny Sumlińskich na innych portalach internetowych.
http://klopotowski.salon24.pl/87288,index.html
Witold Kieżun, Jak wyjść z zapaści
***
Stan polskiej gospodarki i administracji, pesymistyczne nastroje społeczne uzasadniają pilną konieczność poszukiwania dróg wyjścia z tak niekorzystnej sytuacji. Wiele można naprawić - szybko i bez "cudownych chwytów".
Przedstawiam propozycje wybranych elementów programu usprawnień, będącego również wynikiem dyskusji zespołu fachowców chcących ze mną współpracować.
Podatki i kredyty
Umożliwienie rozwoju małych i średnich przedsiębiorstw, które najszybciej i najobficiej tworzą nowe miejsca pracy, wymaga racjonalnego i radykalnego, a nie tylko jednoprocentowego obniżenia podatków, niezależnie od zmniejszenia innych obciążeń przedsiębiorców, jak np. opłaty z tytułu ubezpieczeń społecznych. Doświadczenia krajów, które podjęły takie śmiałe decyzje, są bardzo pozytywne (Irlandia, Rosja, Estonia). Niestety, obecny system podatkowy stymuluje pomysłowość przedsiębiorców w pomniejszaniu podstawy opodatkowania.
Paradoksalny jest również aktualny system kredytowy. Inflacja oscyluje około 1,5 proc., oprocentowanie terminowych depozytów około 4,5 - 6 proc., a kredyty inwestycyjne dla przedsiębiorstw kosztują 13 - 16 proc. i więcej. W dodatku jest wyraźna niechęć do kredytowania polskich przedsiębiorstw, związana m.in. z łatwością osiągnięcia przez banki wysokich zysków z zakupu państwowych wysoko oprocentowanych bonów skarbowych. Nie istnieje więc ani tani kredyt inwestycyjny, ani bieżący kredyt obrotowy dla drobnych przedsiębiorstw; nie istnieje również obrót wekslowy i czekowy. Nie ma też sztywnych ograniczeń wysokości obrotu gotówkowego, zmuszających do bezgotówkowej formy wyższych kwotowo rozliczeń.
Niezależnie od niezbędnej interwencji Narodowego Banku Polskiego w stosunku do zagranicznych banków komercyjnych i paru jeszcze istniejących banków polskich, zmierzającej do likwidacji paradoksalnych relacji: kredyt - depozyt - inflacja, konieczna jest odbudowa lokalnych instytucji drobnego kredytu, gromadzących niskie wkłady, które nie są atrakcją dla wielkich banków. Rozwiązaniem mogłaby być dekoncentracja PKO Banku Polskiego, który częściowo powstał z zagarnięcia przez PRL majątku Komunalnych Kas Oszczędności. Odtworzone lokalne KKO, ewentualnie w formie oddziałów PKO BP, miałyby w PKO BP swój bank-matkę, który dzięki temu bardzo poważnie zwiększyłby swoje obroty - nawet w skali od kilku do kilkunastu miliardów złotych rocznie, bo obecnie większość społeczeństwa polskiego nie ma gdzie lokować swoich drobnych wkładów.
Komunalne Kasy Oszczędnościowe mogłyby - jak w międzywojennej Czechosłowacji i współczesnej Kanadzie (Kasy Desjardins w Quebecu) - patronować odbudowie spółdzielczości kredytowej drobnych przedsiębiorców, ludzi wolnych zawodów i rolników, wzorowanej na dawnych polskich i współczesnych niemieckich doświadczeniach.
Należy również pomyśleć o odbudowie w skali państwa ubezpieczeń wzajemnych w formie odpowiadającej przedwojennemu Powszechnemu Zakładowi Ubezpieczeń Wzajemnych, tak aby przywrócić obowiązkowe ubezpieczenia publiczne chroniące kraj przed bezradnością finansową w razie katastrof żywiołowych. Ubezpieczeni mogli niegdyś korzystać z drobnego kredytu na rachunek posiadanych polis. Ten system służył rozwojowi gospodarki rynkowej jeszcze w epoce zaborów i jego doświadczenie warte jest wykorzystania.
Koszty sektora publicznego
Dla niezbędnego radykalnego obniżenia podatków dla przedsiębiorstw konieczne jest równie radykalne zmniejszenie wydatków budżetowych na utrzymanie administracji i całego sektora publicznego.
W sektorze publicznym (w szerszym znaczeniu, według klasyfikacji Głównego Urzędu Statystycznego) pracowało 31 grudnia 2001 roku
""""" 46,9 proc. ogółu zatrudnionych - w około 55 tys. jednostek organizacyjnych.
Niestety, nie mamy szczegółowego rejestru (tak jak to ma miejsce w krajach Unii Europejskiej) wszystkich jednostek sektora publicznego z dokładnymi danymi o wielkości zatrudnienia, strukturze kierownictwa i wskaźnikach finansowych. Nie da się zaś uporządkować stosunków w tym zakresie i sprawować kontroli nad wydatkami bez pełnej jawności. Dotyczy to zwłaszcza tej części sektora publicznego, która nie podlega kontroli ze strony Sejmowej Komisji Budżetowej: funduszy państwowych, funduszy celowych i agencji państwowych, obracających środkami o skali mniej więcej równej połowie uchwalonego budżetu.
Dane sekcji L 75 sprawozdawczości GUS - obejmującej szerszy zakres administracji publicznej (urzędy administracji państwowej i samorządowej, administracja obrony narodowej, administracja obowiązkowych ubezpieczeń społecznych i zdrowotnych) - wskazują na gigantyczny wzrost zatrudnienia:
""" 380 tys. pracowników w 1997 roku,
"" 510,8 tys. pracowników na koniec III kwartału 2001 i
""" 539,5 tys. pracowników na koniec IV kwartału roku 2001. W pierwszym półroczu 2002 roku nastąpiło zmniejszenie tego zatrudnienia o 15,3 tys. pracowników, co należy traktować jako początek likwidowania gigantomanii struktur administracyjnych.
Istotnym problemem jest nadmierny rozrost struktur władzy centralnej, struktur Sejmu, Senatu, kancelarii Prezydenta, Premiera oraz rozmaitych gospodarstw pomocniczych na szczeblu centralnym i wojewódzkim (konkretne liczby zatrudnionych w poszczególnych jednostkach Centrum nie są od 1996 roku ujawniane). Wiadomo jednak, że np. gospodarstwo pomocnicze Kancelarii Prezydenta zatrudnia około 950 osób. Mamy liczebniejszą izbę niższą parlamentu niż Stany Zjednoczone z ich 270 milionami ludności, mamy Senat równie liczny jak w USA. Mamy
""" w Polsce ponad trzy razy więcej ministrów, wiceministrów, sekretarzy stanu i podsekretarzy stanu niż we Francji. Kreowanie w kancelariach Prezydenta i Premiera stanowisk sekretarzy i podsekretarzy stanu, pozycji przewidzianych w normalnej praktyce europejskiej dla stanowisk rządowych, jest wysoce niewłaściwe; tym bardziej - rozbudowa gospodarstw pomocniczych w takich jednostkach organizacyjnych. To samo dotyczy struktury ministerstw z kilkoma sekretarzami i podsekretarzami stanu oraz gabinetem politycznym, aparatczykami, utrzymywanymi przez podatnika.
Nie będę tu szafował przykładami rozdętych struktur ministerstw z nadzorowanymi organami i jednostkami organizacyjnymi, z rozmaitymi biurami, centrami, agencjami itp. Rozbudowane kadry administracyjne starają się swą aktywnością uzasadnić swe istnienie, stąd i mnożenie liczby koncesji, zezwoleń i licencji.
Komisja, powołana jeszcze przez wicepremiera Leszka Balcerowicza (1998), zmniejszyła ustawą o działalności gospodarczej liczbę wymaganych licencji do ośmiu. Jednak zastąpiły je coraz liczniejsze zezwolenia, dziś już około stu; utrudniają one działalność gospodarczą i stanowią formę dodatkowego jej opodatkowania (nie mówiąc już o polu dla korupcji). Blokuje to przede wszystkim rozwój drobnej przedsiębiorczości i paraliżuje inicjatywę ludzką, hamując wzrost gospodarczy. Aby umożliwić konieczne radykalne redukcje, niezależna komisja fachowców powinna w ciągu pół roku dokonać przeglądu struktur administracji i przedstawić opinii publicznej oraz władzom państwowym projekt ich reorganizacji - w trybie jednorazowych zmian, by uniknąć okresowego paraliżu decyzyjnego, tak powszechnego w takich operacjach. Reforma taka powinna dokończyć proces decentralizacji - jako że około 37 proc. administracji specjalnej zostało jeszcze w rękach władz centralnych, które mimo przekazania ponad 60 proc. tej administracji województwom i powiatom wcale nie zmniejszyły zatrudnienia.
W procesie redukcji zatrudnienia możemy wykorzystać własne doświadczenia - kiedy polski Październik wymusił taką redukcję w roku 1957 przy zapewnieniu zwalnianym kredytów na podjęcie samodzielnej działalności gospodarczej - oraz wzorowane na tym polskim przykładzie analogiczne doświadczenia Kanady. Oszczędności z tego tytułu, wedle dzisiejszego szacunku, powinny sięgnąć u nas wielu miliardów złotych, wliczając w to likwidację kosztów utrzymania danych stanowisk wraz z wydatkami reprezentacyjnymi i podróżami zagranicznymi na koszt państwa oraz ograniczenie rozrzutności w rodzaju luksusowego wyposażenia i zakupu drogich zagranicznych samochodów.
Obniżenie kosztów administracji terenowej
Podobna komisja powinna w trybie możliwie pilnym przeanalizować skutki tzw. reformy administracyjnej, która zwiększyła liczbę szczebli polskiej administracji - kiedy cały świat spłaszcza struktury administracji. Komisja ta powinna przedstawić następnie opinii publicznej i władzom państwowym swoje wnioski co do koniecznych zmian w strukturach terenowych administracji państwowej i samorządowej, mając na uwadze zarówno współczesne tendencje w zarządzaniu publicznym i wskazania nauki, jak i konieczne oszczędności. Nie należy ulegać biurokratycznym skłonnościom państw Europy Zachodniej z ich dodatkowymi szczeblami administracji i samoobroną biurokracji, zagwarantowaną przez nieusuwalność urzędników tzw. służby cywilnej (Belgia ma w rezultacie blisko milion pracowników administracji przy 10,7 mln obywateli). Co do tzw. regionów godzi się tu przypomnieć, że
""" w Polsce przedrozbiorowej Wielkopolska składała się z czterech województw i nie przeszkadzało to w niczym jej spójności. Regiony w obecnej praktyce Włoch, Niemiec i Francji, ze swoją niczym nieuzasadnioną samodzielnością administracyjną w stosunku do państwa, nieraz odgrywają niebezpieczną rolę dezintegracyjną.
W Polsce powiaty, nonsensownie małe jak na jednostkę szczebla lokalnego w Europie, pozbawione samodzielności finansowej zatrudniały na początku swego istnienia 27,3 tys. pracowników, a już w 2001 r. - 50,9 tys. Te dodatkowe etaty powyżej szczebla gminnego pochłonęły i pochłaniają bezproduktywnie, wliczając koszty utrzymania stanowisk, kilka miliardów złotych rocznie.
Opłaty z tytułu ubezpieczeń społecznych
Nadmierne opłaty z tytułu ubezpieczeń społecznych, traktowane jak podatki, paraliżują rozwój drobnej przedsiębiorczości i hamują wzrost gospodarczy. Ostateczną wysokość opłat i tryb ich gromadzenia powinna zaproponować opinii publicznej i władzom państwa niezależna komisja fachowców z udziałem fachowców zagranicznych.
Racjonalny system ubezpieczeń zdrowotnych powinien wyeliminować marnotrawstwo środków wynikających z utrzymywania dla potrzeb służby zdrowia aż trzech kosztownych biurokracji: Ministerstwa Zdrowia, ZUS i likwidowanych od 1 stycznia 2003 roku kas chorych, ale zastąpionych biurokracją Funduszu Zdrowia. Obecna reforma jest zaprzeczeniem podstawowej idei każdej organizacji, a taką jest i państwo, mianowicie decentralizacji (patrz. art. 15 konstytucji). Służba zdrowia powinna ulec decentralizacji umożliwiającej dysponowanie i kontrolę kosztów na swoim terenie. Do zarządzania szpitalem wystarczyłoby jego kierownictwo i odpowiednia umowa np. z lokalnym związkiem gmin czy miastem oraz coroczna wizyta rewidentów.
W sferze ubezpieczeń emerytalnych, które w rzeczywistości są przymusowymi oszczędnościami, trzeba zapewnić ubezpieczonym nie tylko formalne prawo wyboru lokat dla ich oszczędności - po analizie i ewentualnej rewizji systemu lokat w funduszach emerytalnych dla zapewnienia pełnego bezpieczeństwa lokowanych oszczędności. Powinna funkcjonować także państwowa, pozabudżetowa instytucja ubezpieczeń emerytalnych, której gromadzone środki, zabezpieczone dochodami państwa, mogą służyć - jak w okresie międzywojennym - kredytowaniu rentownych inwestycji, jak np. przed drugą wojną światową budowy Portu Gdyńskiego. Są to poważne rezerwy pieniężne, których państwo przynajmniej w okresie rozwojowym nie powinno się wyrzekać.
Prywatyzacja
Musi być jasna polityka prywatyzacji. Z jednej strony jak najszersze pole dla ekspansji średniej i drobnej przedsiębiorczości, w których decyduje inicjatywa i zdolności właściciela, ze sprzedażą określonych, a deficytowych dzisiaj wartości majątkowych nawet za symboliczną złotówkę, z drugiej - racjonalna polityka prywatyzacji wielkich przedsiębiorstw, w których o efektywności decyduje nie własność, rozmyta rozdrobnieniem akcji, lecz zarządzanie, a więc kwalifikacje menedżerów. Jeśli się takiej polityki nie ustali, będziemy nadal ofiarami decyzji, które już doprowadziły do tego, że różne polskie przedsiębiorstwa państwowe zostały wykupione przez zagraniczne przedsiębiorstwa państwowe, jak PZL Okęcie przez hiszpańską państwową Casa czy TP SA w dużym procencie przez państwową francuską France Telecom - w praktyce zasilając jedynie wydatki budżetu na przerosty zatrudnienia w administracji.
Przedsiębiorstwa przeznaczone do prywatyzacji należy w odpowiedniej części skredytować spółkom komandytowym złożonym z konkursowo dobranych menedżerów i załóg, kredyty te spłacałyby one z zysków w ciągu 10 lat. Jednocześnie miałyby prawo poszukiwać ewentualnych partnerów kapitałowych, zdolnych zakupić udziały skarbu państwa - tak by uniknąć sprzedawania przedsiębiorstw przez urzędników przy nieuchronnych podejrzeniach o korupcję. W przypadku przedsiębiorstw, które powinny pozostać w odpowiedniej części własnością skarbu państwa, prywatyzacja dotyczyć powinna tylko kredytowania wyżej określonych spółek komandytowych - bez możliwości sprzedaży udziałów przez te spółki, ponieważ chodzi tu o związanie menedżerów i załóg z przyszłością przedsiębiorstwa, a nie o umożliwienie im handlu akcjami w trybie kapitalizmu kasynowego.
Niekompetentne decyzje w zakresie likwidacji pegeerów doprowadziły do ich upadku i dewastacji. Nawet dzisiaj jednak pozostały po nich majątek można oddać spółkom menedżerów i pracowników, kredytowanym długoterminowo, ze spłatą kredytów w ciągu 15 - 20 lat, lub spółkom z udziałem skarbu państwa przy zapewnieniu menedżerom i pracownikom udziału w zyskach (zwłaszcza w przypadku stacji nasienniczych lub hodowlanych). Można również parcelować je między pracowników, kredytując długoterminowo na 15 - 20 lat, z ewentualnością umorzenia kredytu przy stwierdzeniu efektywnej gospodarki. Można też przekazywać grunty chłopskim spółkom parcelacyjnym.
Budownictwo - sposób nie tylko na koniunkturę
Państwo powinno patronować budownictwu (miast prowadzić je samo) w zakresie budowy autostrad, szlaków wysoko wydajnego transportu kolejowego, transportu wodnego oraz mieszkalnictwa. Nie w imię keynesowskiej polityki nakręcania koniunktury, lecz po prostu dlatego, że prawidłowy rozwój kraju wymaga szybkiej realizacji ogromnych zadań w dziedzinie budownictwa - jeśli Polska nie chce pozostać w tyle za Europą.
Corocznie przejeżdża przez Polskę na trasie wschód - zachód 30 - 40 mln samochodów ciężarowych, dewastując polskie drogi. Położenie geograficzne Polski stwarza jej obecnie szczególne, stałe źródła dochodów, jako że autostrady nie są współcześnie filantropią, lecz zyskownym interesem; wedle cen Unii Europejskiej za przejazd wozu ciężarowego możemy pobierać 250 euro (Szwajcaria i Austria pobierają swoiste myto i za przejazd samochodów osobowych). Środki przewidywane na budowę autostrad przez Unię Europejską, w wysokości 2,5 mld euro rocznie, oraz długoterminowe zagraniczne kredyty - zaciągnięte nawet w bankach tak odległych jak znane mi banki kanadyjskie, Bank of Montreal i Royal Bank in Montreal - przy takiej cenie przejazdu mogłyby zamortyzować zaangażowanie w joint venture wyspecjalizowanych w budowie autostrad przedsiębiorstw z USA i Kanady, nawykłych do rzetelności finansowej.
Oprócz dwóch autostrad wschód - zachód i autostrady północ - południe warto pomyśleć o międzynarodowej autostradzie z Polski przez Wilno, Rygę i Tallin z promem do Finlandii i odgałęzieniem do St. Petersburga.
W roku 1993 proponowałem prosty sposób likwidacji 20-kilometrowych kolejek tirów na granicy w Świecku - poprzez zbudowanie dwa - trzy kilometry przed granicą dziesięciu rozgałęzień kończących się przejściami granicznymi, przy cenie wjazdu na rozgałęzienie 10 dolarów, co pokryłoby koszty budowy i obsługi celnej, a przyspieszyło radykalnie przejazdy. W miarę potrzeby podobne rozwiązania można by zastosować na innych przejściach granicznych.
Dalszym koniecznym przedsięwzięciem jest rozbudowa sieci kolejowej dla przewozu kontenerów oraz odpowiednia adaptacja dla tych celów szerokotorowej linii na południu Polski z dalszym jej przedłużeniem do granicy Niemiec - z umożliwieniem przeładunków na terenie Polski przed granicą z Niemcami. Kredyty zagraniczne są bardzo tanie, dlaczego nie wykorzystać ich do tego typu inwestycji?
Zapotrzebowanie na pracę nisko wykwalifikowanych robotników przyniesie ze sobą opracowanie programu odrodzenia żeglugi śródlądowej w Polsce. Polska ma najkorzystniejszy w Europie układ rzek, niewymagający budowy setek kilometrów kanałów jak w Niemczech, które wodą transportują 20 proc. towarów. Dzisiejsze polskie metody regulacji rzek, stanowiące przewrót w technikach regulacji, pomagają rzece regulować się samej, chronią nas przed kanalizacją rzek, która przyspieszając spływ wody, wywołała katastrofę w delcie Renu. Te prace o charakterze robót publicznych, prace lokalne pod kierunkiem fachowców, przy użyciu tradycyjnych tanich materiałów (kamienia i faszyny) będą wymagały w danej gminie nadrzecznej od kilkudziesięciu do kilkuset ludzi. Nie muszę dodawać, że wykonawstwo wszystkich tych robót wraz z produkcją przemysłu materiałów budowlanych i maszyn dałoby pracę na pięć do siedmiu lat dla mniej więcej pół miliona ludzi. Trudno zrozumieć, dlaczego mimo planów zakreślonych już u początków odrodzonej demokracji polskiej aktywność w tej sferze nie posunęła się ani o krok.
Jeszcze większe zapotrzebowanie na pracę kwalifikowanej siły roboczej stworzy program budownictwa mieszkaniowego. Wedle ocen fachowców brakuje Polsce, by mogła dorównać standardom europejskim, około 6 mln mieszkań, co oznacza przy programie dziesięcioletnim konieczność budowy 600 tysięcy mieszkań rocznie - do wynajmu, a nie własnościowych, paraliżujących konieczną w okresie rozwoju mobilność społeczną. Dla uruchomienia takiego programu konieczna jest przede wszystkim rekonstrukcja systemu długoterminowego kredytu hipotecznego w Polsce. Ale nawet przy jego pełnej rekonstrukcji, wymagającej około dwóch lat, możliwe do uzyskania z tego źródła kredyty nie wystarczą do sfinansowania programu na taką skalę. Konieczne będą odpowiednich rozmiarów długoterminowe kredyty zagraniczne, zabezpieczone hipotecznie, oraz ewentualnie kredyty Banku Światowego i Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju, a także pomoc Unii Europejskiej, zainteresowanej zachowaniem w Polsce, na miejscu, polskiej siły roboczej (mówiąc nawiasem, także mieszkania własnościowe i budownictwo jednorodzinne powinny korzystać z długoterminowego kredytu hipotecznego, zabezpieczonego zbudowanym domem bądź mieszkaniem, wedle doświadczenia amerykańskiej organizacji federalnej tego typu).
Program na taką skalę będzie wymagał zatrudnienia około miliona ludzi w samym wykonawstwie oraz w przemyśle materiałów budowlanych. Przyjdzie prawdopodobnie sprowadzić część robotników z krajów na wschód od Polski. A tym bardziej - przygotować polskie przedsiębiorstwa do rozszerzenia swej ekspansji na teren tych krajów, gdy zapewnią one swoim gospodarkom solidne oparcie w trwałych instytucjach finansowych.
Bezrobocie a rynek pracy
Zasiłki dla bezrobotnych powinny być wypłacane za określoną pracę na rzecz lokalnej społeczności. Przykładowo, Polska importuje za olbrzymie pieniądze makulaturę dla pracujących w Polsce papierni - należałoby zorganizować, właśnie z udziałem bezrobotnych, system pozyskiwania makulatury w Polsce, która dziś trafia na wysypiska lub do spalarni śmieci. To samo dotyczy odpadów z tworzyw sztucznych oraz szkła.
Zasiłki dla bezrobotnych powinny również być wypłacane za pracę na rzecz czystości miast i wsi, zwłaszcza dróg publicznych. Za takimi rozwiązaniami przemawiają dwa argumenty. Po pierwsze, normalnym, zdrowym ludziom nie należy płacić za samo istnienie, bo to demoralizuje i uczy życia za darmo. Po drugie, bezrobocie, brak zajęcia wywołują niebezpieczną degradację psychologiczną. Przy perspektywie wzrostu zatrudnienia zorganizowane już systemy pozyskiwania makulatury, szkła i odpadów sztucznych będzie mogła przejąć później młodzież szkolna i studencka. Barierą dla rozwoju przedsiębiorczości są obecnie przepisy kodeksu pracy, nakładające zbyt duże obciążenia na pracodawcę. Można je zachować w dotychczasowym brzmieniu dla tych dziedzin gospodarki, które objęte są umowami zbiorowymi i podlegać mogą negocjacjom z tego tytułu. We wszystkich innych dziedzinach można te wymagania pozostawić do uzgodnień między pracodawcą a pracownikiem - przy państwowej ingerencji w razie ograniczania przez pracodawcę praw pracowniczych.
W przypadku rejonów z perspektywą likwidacji przestarzałych zakładów przemysłowych lub wydobywczych należy podjąć działania oparte na wzorze szwedzkiego planu Rehna, polecanego przez ojca wiedzy o zarządzaniu Petera Druckera planu restrukturyzacji i zatrudnienia. Należy powołać trójstronne lokalne komisje rynku pracy z udziałem przedstawicieli pracodawców, przedstawicieli pracowników i lokalnej administracji. Te komisje z dwuletnim wyprzedzeniem zajmą się perspektywami zawodowymi każdego z pracowników do zwolnienia, programem szkolenia i ewentualnie kredytami na działalność gospodarczą zwalnianych lub na działalność gospodarczą nowych pracodawców. Klasycznym przykładem niewykorzystanych możliwości w tym względzie jest Górny Śląsk, który ma bardzo niski wskaźnik liczby drobnych i średnich przedsiębiorstw na tysiąc mieszkańców. Zatrudnienie w handlu, hotelarstwie i gastronomii w całej zresztą Polsce jest niższe procentowo w stosunku do Japonii czy też Stanów Zjednoczonych o 1/3, co oznacza, że te dziedziny mogą wchłonąć przy odpowiedniej edukacji i systemie kredytowym około miliona osób. Nawet Warszawa ma całe kilkunastotysięczne osiedla z jednym lub dwoma sklepami i bez żadnej niedrogiej restauracyjki; w całej Polsce brakuje małych pensjonatów, które by swoimi tanimi usługami przyciągnęły miliony Amerykanów polskiego pochodzenia.
Odbudowie drobnego handlu należy zapewnić gwarancję przetrwania, to jest wzorem Japonii wykluczyć uruchomienie supermarketu w danej części miasta bez zgody wszystkich okolicznych sklepikarzy. Powinniśmy kierować się jasną polityką w stosunku do tej formy handlu - zgadzać się na inwestowanie w centra handlowe, odpowiedniki amerykańskich shopping centers, poza obrębem zwartej zabudowy, oparte na handlu dojazdowym, ale bez żadnych ulg podatkowych dla zagranicznych inwestorów, ponieważ - inaczej niż import technologii wart ulg tego rodzaju - import instytucji handlu (i ubezpieczeń) w niczym nie przyczynia się do wzrostu gospodarczego, a przy fałszywych lokalizacjach wręcz go osłabia. Handel w całej historii potrafił szybko sam na siebie zarabiać i wszelkie ulgi są tylko nieuzasadnionymi prezentami.
Nie jest również prawdą opinia o nieuchronnym upadku małych gospodarstw rolnych przy konkurencji zachodniej po wejściu do Unii Europejskiej. Małe gospodarstwa rolne mogą z powodzeniem konkurować produkcją ekologiczną, opartą na dużym wkładzie pracy żywej, zarówno w produkcji mleka, jak i warzyw i owoców. Popyt na taką produkcję będzie wzrastał, pozostaje tylko problemem, jak obronić małe gospodarstwa rolne przed pośrednikami, zagarniającymi dziś do 60 proc. ceny detalicznej - na co lekarstwem jest edukacja środowisk wiejskich w organizacji własnego hurtu poprzez własne spółki lub spółdzielnie.
Odbudowa kapitału społecznego
Podstawowym problemem odbudowy kapitału społecznego jest maksymalne ograniczenie szeroko rozumianej korupcji, która stała się już u nas zbanalizowanym obyczajem społecznym. Do znudzenia powtarzam: ustalenie zasady niekarania dającego łapówkę, jeśli ujawni ten fakt prokuratorowi, szeroka akcja legalnej prowokacji, obowiązek internetowej dokumentacji procedury większych przetargów i większych zakupów, wysoka karalność z ujawnieniem nazwisk już na etapie aktu oskarżenia o korupcję, przepisy ograniczające możliwość nepotyzmu w decyzjach personalnych i gospodarczych w aparacie rządzenia państwem.
Wszystkie organizacyjne zabiegi reformatorskie nie dadzą jednak rezultatu, jeśli nie uda się nam odbudować etosu przyzwoitości i odpowiedniego poziomu moralnego klasy politycznej i aparatu administracyjnego. Niestety, postulat wyjścia w skali społecznej poza upowszechniony prymitywizm postawy egoistyczno-konsumpcyjnej jest trudny do zrealizowania przy jej propagowaniu agresywną reklamą w środkach masowego przekazu. Znane socjotechniki autonomizacji, naśladownictwa, ostracyzmu społecznego, autorytetu, wymagają bardzo starannych zabiegów. Niezwykle ważną rolę odgrywa tu upowszechnienie wzorcowej postawy uczciwości, godności, patriotyzmu wśród najwyższej kadry kierowniczej, parlamentarnych i samorządowych przedstawicieli. Konieczne wydaje się ustalenie dla kandydatów na wszystkie kierownicze stanowiska państwowe, parlamentarne i samorządowe warunku niekaralności, niepodlegania bieżącej procedurze aktu oskarżenia oraz posiadania referencji o poziomie moralnym autorstwa osób o wysokim społecznym autorytecie.
Dobór tej kadry musi być podporządkowany kryterium: wie, umie, umie współpracować, chce, może, a w odniesieniu do stanowisk społecznie wybieralnych - dokonywany na zasadzie jednomandatowej ordynacji wyborczej, w ramach której głosuje się na konkretnych ludzi. W strukturach samorządowych nie powinny, tak jak w wielu krajach, występować partie polityczne, lecz jedynie konkretne osoby i doraźnie powołane celowe komitety wyborcze. Szeroka, racjonalna rozbudowa Służby Cywilnej - państwowej i komunalnej - powinna zapewnić fachowość aparatu rządzenia państwem, a rotacja partyjna dotyczyć powinna tylko paru ściśle określonych pozycji kierowniczych (np. minister, sekretarz stanu, wojewoda, wicewojewoda). Kryterium fachowości musi mieć znaczenie decydujące i radykalnie zastąpić kryteria partyjności, nepotyzmu czy towarzyskich powiązań.
© 2006 Witold Kieżun
+++++++++++++++++++
inne artykuły:
Wystąpienie z okazji otrzymania doktora honoris causa Wyższej Szkoły Przedsiębiorczosci i Zarządzania im. Leon Koźmińskiego, Warszawa, 23 maja 2006.
Idea i pragmatyka studiów administracyjnych w demokracji epoki elektronicznej, „Współczesne Zarządzanie", 3/2005.
O sprawną administrację publiczną, „Ius et Lex", zeszyt nr (III) 1/2005, Warszawa.
Africa in the Era of Socioeconomic Globalization: A Personal Perspective, „Human Factors and Ergonomics in Manufacturing, Vol. 15 (1) pp. 127-132 (2005).
Struktury i kierunki zarządzania państwem, w: Kieżun W. i Kubin J. (ed.), Dobre państwo, Wydawnictwo WSPiZ, Warszawa 2004.
Sposoby naprawy Rzeczpospolitej, „Przegląd", nr 8 (165), 23 luty 2003.
Jak wyjść z zapaści, „Rzeczpospolita", nr 43, 26 październik 2002.
Czterej jeźdźcy apokalipsy polskiej biurokracji, „Kultura”, 3/630 2000.
Polska biurokratów, „Nowy Dziennik", 2 maja 2000.
Armia Krajowa jedzie na Sybir, „Okruchy wspomnień z lat walki i martyrologii AK", ŚZŻAK Oddział Kraków-Wschód, rok 9, nr. 34, Kraków 2000.
Z wrażliwości na nędzę i ubóstwo: Nowoczesne koncepcje społeczno-ekonomiczne Jana Pawła II, „Master of Business Administration", nr 3 (28), maj-czerwiec 1997.
czwartek, 1 października 2009
zapis krachu iiirp
Stenogramy rozmów: "Walczę Rysiu, załatwimy"
20 lipca 2008 r. Ryszard Sobiesiak rozmawia telefonicznie ze Zbigniewem Chlebowskim.
R.S.:Cześć Zbyszek.
Z.Ch.: Cześć Rysiek.
R.S.: Co tam? Jesteś na Dolnym Śląsku?
Z.Ch.: Tak, prawdziwą wojnę stoczyłem w czwartek...
R.S.: No coś tam słyszałem, z Mirkiem rozmawiałem, udało się coś, myślisz?
Z.Ch.:W ogóle to wyprostowałem, wiesz, nie chcę mówić przez ten... [...]
R.S.: A powiedz umówiłbyś tego... bo ja będę w Warszawie. Mirek ma mnie umówić tam w Warszawie z kimś. Więc w Warszawie też na pewno będę jeden dzień.
Z.Ch.: A kiedy będziesz?
R.S.: No właśnie nie wiem. To od niego zależy, bo jutro mam dzwonić do niego, żeby mu przypomnieć. Weź jeszcze z nim pogadaj, jak będziesz się z nim widział, bo ja tam z nim dość długo rozmawiałem przedwczoraj, tłumaczyłem to...
Z.Ch.: Oni w ogóle... Powiem ci tak między nami: ani Grześ, ani Miro, znaczy się ja sam prowadzę rozmowy [niezrozumiale]. Oni dzwonią do mnie, że pełne wsparcie i wszystko...
R.S.:... a nie dają znaku...
Z.Ch.: Nie dają wsparcia. W poprzedniej rozmowie ja go prawie przekonałem do takich rzeczy, że wiesz... on ze mną gadał śmiesznie, bo ja mówię, gdybyście wydali odmowną decyzję, to ja rozumiem, ale...
R.S.: Wstrzymali, my wszystko zrobiliśmy, a oni...
Z.Ch.:... postępowanie...
R.S.: Ale pierwsze, co zrobili, to zrobili też niezgodnie z prawem, tylko kłóć się z nimi, jak się możesz kłócić z nimi. Nie będziemy teraz gadać. Powiedz Zbyszku, prosiłbym cię tak jak byś... ja do Mirka dzisiaj będę w takim razie dzwonił. Na domowy do niego zadzwonię i jutro rano mu przypomnę. Niech on się wychyli wreszcie, bo ja zrozumiałem, że on też rozmawiał tam...
25 sierpnia 2008 r. Telefoniczna rozmowa Ryszarda Sobiesiaka ze Zbigniewem Chlebowskim.
R.S.: Kiedy do Warszawy udajesz się?
Z.Ch.:Warszawę mam w środę, czwartek.
R.S.: Aha.
Z.Ch.: Tam do tego naszego Janka (chodzi o Jana Koska – red.), wiesz...
R.S.: No wiem, no k..., no przecież, no ja chciałem się, chciałem właśnie zapytać, co tam, jest jakaś szansa? No bo wiesz, k..., daj spokój, mam nadzieję, że tam ze mną już będzie wszystko w porządku, nie?
Z.Ch.: Z tobą na... na dziewięćdziesiąt procent, Rysiu, że załatwimy. Tam walczę, nie jest łatwo, tak ci powiem.
R.S.: To są k... tak, ja wiem. Ale byś wykorzystał do tego, k..., Mirka i... i... tego drugiego, nie?
Z.Ch.: A z nim nie gadam, to powiem ci szczerze, Rysiu, że tak, bo wiesz...
29 września 2008 r. Ryszard Sobiesiak rozmawia z Janem Koskiem.
R.S.: Słuchaj, bo idę do tego ważniejszego u nas, wiesz... K..., jak mam z nim rozmawiać, co mam zakomunikować mu, że to są pisiory, czy co? Ten, ten, ten się nazywa Kawalec, tak?
J.K.: Nie, Kapica (Jacek Kapica, wiceminister finansów – red.).
R.S.: Kapica! K... ciągle mi się pier...
J.K.: Kapica (niezrozumiale).
R.S.: Kapica, dobra. I teraz ty powiedz mi, ta ustawa mówisz przeszła, tak?
J.K.: Gdzieś przeszła, poszła do uzgodnień.
R.S.: Co mam mu w dwóch słowach powiedzieć takiego co ten, ten co, bo ma mi Sławek przygotować, ten chudy, ma mi przygotować k... takie wyliczanki, co oni tam wyrabiają z tą ustawą, że ona jest kompletnie pierd... i nie tędy idą.
J.K.:Kompletnie pierd...
R.S.: Ale to będę miał później. Co mam mu k... pokazać czy dać? Powiem oczywiście o twojej sprawie, k..., no bo to jest ewidentna... Robi komisję bydlak, a później nie...
10 marca 2009 r. Jan Kosek rozmawia z Ryszardem Sobiesiakiem.
J.K.:Muszę się z nim (Chlebowskim – red.) spotkać, bo to jest grób dla nas [...].
R.S.: Musimy Zbyszkowi wytłumaczyć, żeby to puścił dalej, że to jest dla nas kaplica.
10 marca 2009 r. Ryszard Sobiesiak rozmawia ze Zbigniewem Chlebowskim.
R.S.:Grześka zarazić tą sprawą, bo oni rozpierd...
Z.Ch.:Ja ci powiem szczerze Rysiu... ja już nie mam siły sam walczyć z tym wszystkim... jak by Grzegorz, Mirek trochę pomogli mi... przecież wiesz, biegam z tym sam... blokuję tę sprawę dopłat od roku... to wyłącznie moja zasługa.
5 maja 2009 r. Sławomir Sykucki (były pracownik resortu finansów) informuje Sobiesiaka, że ustawa trafiła do uzgodnień międzyresortowych, a dopłaty wchodzą w życie 1 stycznia 2010 r.
R.S.: Przecież te ch... mówili, że jest odłożona.
17 maja 2009 r. Jan Kosek rozmawia z Ryszardem Sobiesiakiem.
J.K.: Oni (chodzi m.in. o Zbigniewa Chlebowskiego – red.) to zblokują?
R.S.: On (Chlebowski – red.) mówi tak. Opierd...em go za to, że mówił co innego, że przynajmniej pół roku spokoju.
17 maja 2009 r. Sobiesiak rozmawia z Koskiem.
R.S.: Trzeba przygotować plan i przekazać go człowiekowi Mirka, który to poprowadzi.
22 maja 2009 r. Sobiesiak rozmawia z Koskiem.
J.K.: Kapica się w Internecie wypisał, bo wycofał projekt 11 maja.
R.S.: Wycofanie dopłat może nastąpić po jego (Kapicy – red.) rozmowie z ministrem Drzewieckim.
26 sierpnia 2009 r. Ryszard Sobiesiak dzwoni do Lecha Janczy, małopolskiego działacza PO, w sprawie niezwiązanej z ustawą o grach losowych.
R.S.: Ja mam teraz zakaz dzwonienia, bo tam jakieś sprawy załatwialiśmy i nie chcę dzwonić, żeby nas k... nie kojarzyli.
27 sierpnia 2009 r. Kosek rozmawia z Sobiesiakiem.
R.S.: Wycofałem Magdę (córkę Sobiesiaka, która starała się o kierownicze stanowisko w Totalizatorze Sportowym – red.), bo tam KGB, CBA... – jak się spotkamy, to ci powiem – donosów było tyle, że k... wiesz... ze względu na mnie oczywiście.
J.K.: Oczywiście.
31 sierpnia 2009 r. Sobiesiak rozmawia z Józefem Forgaczem, dolnośląskim onkologiem, bliskim współpracownikiem Sobiesiaka i znajomym Chlebowskiego.
J.F.: Rysiu, dzwonił nasz kolega (Chlebowski – red.) i prosił, bym ci przekazał... prosił o dyskrecję i żebym przekazał ci, że to spotkanie o 15. z Marcinem w Marcinkowicach (chodzi o Marcinowice – red.) na CPN.
R.S.: Nie o 15.30?
J.F.: O 15.
R.S.: Ale kiedy dzwonił?
J.F.: Przed chwilą do mnie dzwonił, powiedział, żebym nie gadał i żebym przekazał ci informację, żeby dyskrecję zachować.
Następnie agenci CBA śledzący Sobiesiaka zaobserwowali jego spotkanie z Chlebowskim na cmentarzu w pobliżu stacji benzynowej w Marcinowicach.
Zaczęło się od podsłuchu
lipiec 2008Podsłuch założony przez CBA u biznesmenta Ryszarda Sobiesiaka ujawnia jego kontakty ze Zbigniewem Chlebowskim i Mirosławem Drzewieckim.4 sierpniaSpotkanie Chlebowskiego w hotelu Bielany pod Wrocławiem z Sobiesiakiem i Janem Koskiem.28 wrześniaSobiesiak umawia się na spotkanie z wicepremierem Grzegorzem Schetyną.Sylwester 2008/09Chlebowski spędza go w hotelu Sobiesiaka.24 lutego 2009Ministerstwo Finansów wydaje niekorzystne dla biznesu hazardowego rozporządzenie.10 marcaSobiesiak dzwoni do Drzewieckiego, mówiąc o ministrze finansów „ten idiota podpisał rozporządzenie, które kładzie hazard na łopatki”.7 lipcaPojawia się informacja, że za sprawą Drzewieckiego wycofano niekorzystne dla biznesmenów zapisy w ustawie.12 sierpniaSzef CBA Mariusz Kamiński informuje premiera o akcji CBA. Dwa tygodnie później agenci orientują się, że doszło do przecieku.
Mirosław Drzewiecki, minister sportu i turystyki W ostatnim czasie polityczna kariera Mirosława Drzewieckiego nie układa się zbyt pomyślnie. Jako minister sportu zasłynął z przyspieszenia naszych przygotowań do Euro 2012 oraz wielkim programem „Orlik 2012”, w ramach którego do 2012 roku ma powstać w Polsce ponad 2000 wielofunkcyjnych boisk. Jednak inne sprawy nie udawały się mu już tak dobrze.– Przegrał wojnę z PZPN na całej linii – mówi Jan Tomaszewski, były reprezentant Polski. Szef resortu rozpoczął wojnę z PZPN jesienią 2008 r., zawieszając jego władze i wprowadzając do związku kuratora. Twierdził, że dzięki temu uporządkuje panujący tam bałagan. Ale po naciskach i groźbach ze strony FIFA i UEFA (m.in. odebrania nam Euro 2012 oraz wykluczenia polskiej reprezentacji z międzynarodowych rozgrywek) kuratora wycofał. Porażką zakończyły się też starania Drzewieckiego, by Euro 2012 odbyło się w Polsce w sześciu, a nie w czterech miastach. W maju 2009 r. UEFA zdecydowała, że mecze piłkarskich mistrzostw Europy nie będą rozgrywane w Krakowie i Chorzowie. Władze tych miast nie kryły rozczarowania i pretensji pod adresem ministra. Z kolei opozycja zarzucała mu, że swoimi krytycznymi wypowiedziami o przygotowaniu Ukrainy do Euro 2012 popsuł relacje z sąsiednim krajem.Ostatnio musiał też interweniować w spółce odpowiedzialnej za przygotowania do mistrzostw – PL 2012, gdy okazało się, że jej władze przyznały szefom po 140 tysięcy złotych premii. Gdy te informacje ujawniły media, Drzewiecki zadeklarował, że pieniądze będą systematycznie zwracali.– Mirek i tak jako minister radzi sobie znacznie lepiej, niż można się było spodziewać. A na pewno lepiej niż poprzednicy – bronią go koledzy z PO. – Załatwił dużo spraw, które za PiS były zbyt trudne.Zanim Drzewiecki został ministrem, jako parlamentarzysta pięciu kadencji dał się poznać jako miłośnik sportu (był przewodniczącym Sejmowej Komisji Sportu) i strażnik partyjnej kasy (od wielu lat pełni w PO funkcję skarbnika).Z premierem Donaldem Tuskiem i wicepremierem Grzegorzem Schetyną znają się jeszcze z czasów Kongresu Liberalno-Demokratycznego. W PO Drzewiecki jest zaliczany do „dworu Tuska”, czyli grona, które decyduje o najważniejszych sprawach w partii.Koledzy z Platformy podkreślają też biznesowe doświadczenie ministra. Drzewiecki, jeszcze zanim trafił do polityki, prowadził firmę odzieżową, w której zatrudniał kilkaset osób. Interesy prowadził z sukcesem – w latach 90. znalazł się nawet na liście 100 najbogatszych Polaków tygodnika „Wprost”.—js
Zbigniew Chlebowski, szef Klubu PO, przewodniczący Sejmowej Komisji Finansów Niewiele brakowało, by w 2007 r. 45-letni Zbigniew Chlebowski został ministrem finansów. Donald Tusk zdecydował jednak, że po przejściu niemal wszystkich liderów PO do rządu, ktoś, prócz marszałka Komorowskiego, musi pozostać w Sejmie. Wybór padł właśnie na Chlebowskiego.Jego sejmowa kariera zaczęła się w 2001 r., gdy zdobył mandat poselski. Wcześniej był burmistrzem dolnośląskiego Żarowa. Miastem rządził aż 11 lat i zbierał za to doskonałe oceny, choć z czasem okazało się, że na skutek nadmiernych inwestycji Żarów stał się jedną z najbardziej zadłużonych gmin w Polsce. Były burmistrz do dziś tam mieszka (przy domu ma prywatny kort).Na Wiejskiej Chlebowski szybko zaskarbił sobie sympatię dziennikarzy, chętnie komentując trudne sprawy gospodarcze. W Komisji Finansów zaczął się zaś wyróżniać pracowitością. To z tego powodu zwrócił na niego uwagę Jan Rokita, który przymierzany był wtedy do fotela premiera. Chlebowski szybko stał się drugim po Zycie Gilowskiej ekspertem Platformy od finansów. W klubie nie był jednak pierwszoplanową postacią.Zmiana nastąpiła pod koniec 2005 r. Chlebowski wsparł wtedy Grzegorza Schetynę w walce o szefostwo PO na Dolnym Śląsku. W zgodnych komentarzach polityków Platformy, to dzięki temu zaskarbił sobie względy tzw. dworu Donalda Tuska. I choć w staraniach o fotel szefa Klubu Parlamentarnego przegrał z Bogdanem Zdrojewskim, jego pozycja w Platformie była coraz silniejsza.Kiedy po wyborach w 2007 r. okazało się, że ministrem finansów zostanie Jacek Rostowski, wiadomo było, że Chlebowskiemu przypadnie szefowanie Klubowi. Ambicji ministerialnych jednak się nie wyzbył. Jeszcze kilka miesięcy temu mówiło się, że jeśli premier straci cierpliwość do Rostowskiego, jego następcą będzie właśnie Chlebowski.—mns
Marcin Rosół, szef gabinetu politycznego ministra sportu i turystyki 30-letni obecnie Marcin Rosół zapowiadał się na jedną z gwiazd Platformy Obywatelskiej. Jako asystent Grzegorza Schetyny i Donalda Tuska miał dostęp do najważniejszych osób w partii. Był też pełnomocnikiem finansowym sztabu PO w czasie kampanii wyborczych w 2004 i 2005 roku. Jednak ta świetnie zapowiadająca się kariera została nagle przerwana. W 2006 roku tygodnik „Newsweek” w artykule „Dojenie Platformy” oskarżył Rosoła i jego partyjnego kolegę Piotra Wawrzynowicza o wyprowadzanie pieniędzy podczas kampanii. Miało się to odbywać według metody na tzw. słupa. Podstawione osoby miały dostawać wynagrodzenie za fikcyjne usługi, by następnie dzielić się pieniędzmi z bankierami partii.Władze PO natychmiast zawiesiły Rosoła w partyjnych obowiązkach. Zapowiedziały też skierowanie wniosku do prokuratury o zbadanie sprawy. Wniosek taki nigdy nie wpłynął, ale prokuratura i tak zajęła się sprawą. Postępowanie zostało jednak umorzone.Po rozstaniu z Platformą Rosół znalazł zatrudnienie w Agencji Rozwoju Mazowsza. Do polityki wrócił, kiedy jesienią 2008 roku minister sportu Mirosław Drzewiecki uczynił go członkiem, a później szefem swojego gabinetu politycznego.—js
Ryszard Sobiesiak, wrocławski biznesmen Sobiesiak jest od lat związany z branżą hazardową. Według informacji CBA jest współwłaścicielem sieci Casino Polonia i właścicielem firmy hazardowej Golden Play. Do Sobiesiaka i jego żony ma też należeć kompleks rekreacyjno-sportowy Vital & Spa Resort Szarotka w Zieleńcu. Jest miłośnikiem sportu. Przez wiele lat był udziałowcem piłkarskiego Śląska Wrocław. W Śląsku działał wtedy wicepremier Grzegorz Schetyna.—js
Jan Kosek, lobbysta, związany z firmami zajmującymi się grami hazardowymi Wiceprezes Związku Pracodawców Prowadzących Gry Losowe i Zakłady Wzajemne. Według danych CBA jest współwłaścicielem spółek PRU Filmotechnika i Techno–Invest oraz członkiem zarządu spółek Casino Centrum ATT, ATSI oraz ABS.—mns
++++++++++++++++++++++++++++++++++++
++++++++++++++++++++++++++++++
http://ignacynowopolskiblog.salon24.pl/
2009-09-29 17:24
Geneza upadku III RP
Z obiektywnego punktu widzenia, w pamiętnym roku 1989, kiedy to formalnie odzyskaliśmy swą podmiotowość, rokowania polskiej przyszłości były wysoce pozytywne.
Nie istniały wtedy żadne egzystencjalne zagrożenia dla naszej państwowości. Mało tego, nadchodzący czas był świadkiem upadku wszystkich naszych sąsiadów: NRD, ZSRR i Czechosłowacji. Przez szereg kolejnych lat , nasi nowi sąsiedzi zaabsorbowani byli z tego powodu, swymi sprawami wewnętrznymi, dając tym samym Polsce pole do manewrów. Państwo nasze liczyło się też na arenie międzynarodowej, czego najistotniejszym przykładem jest fakt brania pod uwagę polskiego głosu w tzw. „rokowaniach 4+2”, dotyczących zjednoczenia Niemiec.
Pomimo marności technologicznej, kraj posiadał duży narodowy przemysł, w znacznym stopniu oparty na wielkich zasobach surowcowych kraju. Mniejszy od obecnego był dług zagraniczny państwa (tzw. sovereign debt).Również sytuacja finansowa była nieporównywalnie lepsza od teraźniejszej, biorąc dodatkowo pod uwagę fakt, że wszystkie realne aktywa (tzw. tangible assets) były w polskich rękach (państwa lub jego obywateli).
W zakresie demograficznym, lokowaliśmy się w czołówce krajów europejskich pod względem przyrostu naturalnego. Znaczna emigracja posolidarnościowa, była niczym w porównaniu z totalną masową emigracją całego młodego pokolenia w okresie III RP.
Zarówno z własnej autopsji, jak i bogatej literatury wiemy, jak do obecnego stanu doszło. Samwielokrotnie pisałemna ten temat. O ile jest oczywiste jak to się stało, o tyle nie zawsze wiadomo dlaczego.
Przed rozpoczęciem rozważań na ten tytułowy temat, należy w paru przynajmniej słowach sytuację ową scharakteryzować. Nie wszyscy bowiem są w pełni świadomi otaczającej rzeczywistości. Nawet więcej! Większość obywateli myli ją z tą wirtualną kreowaną przez środki masowego przekazu.
Tak więc zachowując poprzednią kolejność, poszczególne sprawy przedstawiają się następująco.
Pod względem politycznym Polska de factoutraciła swą podmiotowość, a nieunikniona ratyfikacja traktatu lizbońskiego potwierdzi ten fakt de jure. Kraj nasz jest nie tylko politycznym pariasem i popychadłem w wymiarze unijnym, ale także globalnym. Znajduje się już w uścisku strategicznego przymierza niemiecko-rosyjskiego, modelowanego na tym z 1939 roku.
Wymarzony sojusznik, jakim dla wielu Polaków były Stany Zjednoczone, cynicznie wykorzystuje głupotę i nieudolność (a może i coś więcej?) polskich „polityków”, wysługując się nami w Iraku i Afganistanie, kpiąc sobie przy okazji z zaciągniętych zobowiązań. Jaskrawym przykładem niekompetencji „polskich przywódców” jest „zaskoczenie” jakie wywołało wycofanie się USA z projektu tarczy antyrakietowej. Ponad rok temu na łamach AFP pisałem o nierealności tego projektu, w artykule zatytułowanym „Plight of Central European Nations in the Wake of Western Oder Demise”, któryzaprezentowałemrównież na tym portalu. Już wtedy było oczywistym, że brak środków finansowych, technologii i czasu do jej dopracowania , czynią cały projekt jedynie grą polityczną z Rosją nastawioną na wytargowanie jak największych ustępstw z jej strony. Jak to się stało, że „wybitni przywódcy:”, oraz ich „profesjonalni doradcy” tej tajemnicy poliszynela nie znali?
Nowo powstałe, ciągle jeszcze raczkujące państwa, takie jak Ukraina, Białoruś czy Litwa, coraz jawniej demonstrują swoją niechęć w stosunku do Polski i Polaków, ignorując wszelkie umowy i normy prawa międzynarodowego w traktowaniu naszej mniejszości narodowej na swych terytoriach.
W okresie dwudziestolecia III RP, gospodarka polska została całkowicie zdeindustrializowana, system finansowy przekazany w ręce lichwiarzy z międzynarodówki plutokratycznej, a ostateczne przejęcie przez obcy kapitał krajowego areału rolnego zaplanowane jest już na rok 2012.
Pod względem przyrostu naturalnego, Polska stoczyła się na szary koniec Europy, utrzymując przy tym niezmiennie wysokie tempo emigracji i to pomimo kryzysu, którym dotknięte są kraje „importujące” obywateli naszego państwa.
Wydaje się że te niezwykle negatywne rezultaty minionego dwudziestolecia mają swe główne przyczyny w kondycji duchowej społeczeństwa, a nie w obiektywnych uwarunkowaniach zewnętrznych czy wewnętrznych.
Najistotniejszą rolę w kształtowaniu społecznego psyche mają jego elity. W książce M. Jałowieckiego pt. „Na skraju imperium”, książę Pieriejasławski, uczeń elitarnego Liceum Cesarskiego w Petersburgu, wspomina obrazę doznaną od rówieśnika z powodu demonstrowania swej polskości. W sukurs poszkodowanemu przyszedł wtedy jego dyrektor, prominentny przedstawiciel najbardziej polakożerczego reżimu jakim był carat. Młody książę tak odnotowuje w pamiętniku swą reakcję na ten incydent:
Pojąłem wtedy, że ludzie dzielą się na dobrych i złych niezależnie od narodowości. Poczułem jednocześnie związek z moją klasą społeczną rządzącą się moralnymi zasadami, które wyróżniają nas od innych.
Członkowie ówczesnych elit za swe moralne zasady uznawali miłość do Boga, Ojczyzny, honor i uczciwość. Bez względu na to w jakim stopniu udawało się im realizować te zasady w praktyce, stanowiły one niekwestionowany kierunkowskaz dla nich wszystkich. Członkowie niższych warstw społecznych, którzy dążyli do awansu, w naturalny sposób starali się nawiązywać do ideałów utożsamianych z elitami. Na dnie pozostawały natomiast jednostki pozbawione wyższych odruchów, tworząc warstwę społecznych szumowin.
Sytuacja zmieniła się diametralnie w momencie zwycięstwa rewolucji bolszewickiej. Jej największą zbrodnią, a zarazem tragedią narodu rosyjskiego, nie było zmiecenie z powierzchni ziemi elit, ale całkowita eksterminacja wszystkich warstw społecznych, za wyjątkiem tej najniższej. I tak narodził się gatunek, który w odróżnieniu od homo sapiensokreślony został naukowym terminemhomo sovieticus. Gatunek ów wykształcił swe nowe elity, wyróżniające się w morzu szumowin największą bezwzględnością, zachłannością, zakłamaniem, brutalnością i degradacją moralną. Nowymi wartościami stały się antywartości takie jak kłamstwo, zbrodnia, złodziejstwo, prostytucją i wszelkie inne łajdactwo. Ten kto bardziej udoskonalił te nowe „wartości”, wyżej wspinał się po drabinie społecznej.
W rezultacie II Wojny Światowej, do okupacji Polski skierowana została część bolszewickich „elit”, które dokończywszy dzieła ostatecznej eksterminacji naszej inteligencji, stopiły się ze „śmietanką” krajowych szumowin, tworząc komunistyczną arystokrację PRLu. Ta czerwona elita sprawowała niepodzielne „rządy dusz” nad resztą społeczeństwa, które szybko przekształcało się w znany już gatunek homo sovieticus. Od roku 1989, gatunek ów przyjął miano „europejczyków”, upodabniając się zewnętrznie do tego nowego „ideału”.
Zmiana zewnętrzna nie szła jednak w parze z formacją duchową, która pozostała równie podła jak w okresie PRLu. Podobnie sytuacja układała się na całym obszarze postsowieckim. Á proposbędzie tu inny cytat z przedmowy do wspomnianego już dzieła:
Kiedy w końcu zabrałem się do czytania pamiętników dziadka (ks.Pieriejasławskiego), Związek Radziecki już nie istniał. Wspólnota Niepodległych Państw nie stała się Commonwealthem. Rosja pogrążyła się w chaosie a Leningrad na nowo zaczął się nazywać Petersburgiem. Zacząłem czytać uważnie. O tym, że w końcu dziadek miał rację, przekonałem się osobiście, pracując przez pół roku na Ukrainie. Tam zdałem sobie dopiero sprawę, jak Rosjanie są genetycznie zniszczeni przez bolszewików, niezdolni już do wydania z siebie przywódców mogących uratować państwo od bankructwa.
Uwolniona z ucisku leninowskich zasad współżycia partyjnego, była nomenklatura w sposób bezwstydny i bez umiaru zaczęła się bogacić, kradnąc w ciągu paru lat zasoby całego narodu, jednocześnie gardząc tym narodem.
Z niechęci do tych „noworuskich” postanowiłem wydać te pamiętniki, by podkreślić , że (TE SZUMOWINY)nigdy nie zastąpią klas wyższych, które ich dziadkowie, rodzice albo oni sami zniszczyli.
Powyższy cytat może równie dobrze służyć za ilustrację społeczeństwa III RP i jego „elit”. Dla pełności obrazu należałoby tu dodać, że pogarda żywiona przez te „elity” do społeczeństwa jest wprost proporcjonalna do służalczości jaką one wykazują w stosunku do swych nowych pryncypałów z zachodu.
Wspomniane ideały takie jak Bóg, Honor, Ojczyzna, są dla nich pustymi dźwiękami, albo dowodem na chroniczną głupotę i zacofanie ich głosicieli.
Można oczywiście zaprzeczać istnieniu praw naturalnych (Boskich) stojących u podstaw tych idei, można też zaprzeczać istnieniu samego Stwórcy, jak to miało miejsce w ZSRR i ma obecnie w Unii. Nie można jednak zawiesić ich działania. I dlatego „elity” te można przyrównać do agnostyka, który rzuca się z Empire State Building, twierdząc że ponieważ Boga nie ma to i stworzone przezeń prawo grawitacji nie obowiązuje. W krótkim czasie zderzy się on z twardą rzeczywistością bruku Manhattanu. Podobny rezultat przyniesie „europejski rozwój” naszej Ojczyzny pod przewodnictwem wspomnianych „elit”. Na rezultaty nie trzeba będzie długo czekać. W znacznym stopniu są one już widoczne gołym okiem.
"""""""""""""""""""""""""""
"""""""""""""""""""""""""""""""
http://memmento.salon24.pl/
Ustawa hazardowa. „Rz” dotarła do zapisów nagrań rozmów bohaterów afery. Wymiana zdań z końca sierpnia pokazuje, że w tej sprawie mogło dojść do przecieku
Największe zyski dają właścicielom automaty do gry. Od stycznia do czerwca tego roku przyniosły im 5,72 mld zł przychodu
20 lipca 2008 r. Ryszard Sobiesiak rozmawia telefonicznie ze Zbigniewem Chlebowskim.
R.S.:Cześć Zbyszek.
Z.Ch.: Cześć Rysiek.
R.S.: Co tam? Jesteś na Dolnym Śląsku?
Z.Ch.: Tak, prawdziwą wojnę stoczyłem w czwartek...
R.S.: No coś tam słyszałem, z Mirkiem rozmawiałem, udało się coś, myślisz?
Z.Ch.:W ogóle to wyprostowałem, wiesz, nie chcę mówić przez ten... [...]
R.S.: A powiedz umówiłbyś tego... bo ja będę w Warszawie. Mirek ma mnie umówić tam w Warszawie z kimś. Więc w Warszawie też na pewno będę jeden dzień.
Z.Ch.: A kiedy będziesz?
R.S.: No właśnie nie wiem. To od niego zależy, bo jutro mam dzwonić do niego, żeby mu przypomnieć. Weź jeszcze z nim pogadaj, jak będziesz się z nim widział, bo ja tam z nim dość długo rozmawiałem przedwczoraj, tłumaczyłem to...
Z.Ch.: Oni w ogóle... Powiem ci tak między nami: ani Grześ, ani Miro, znaczy się ja sam prowadzę rozmowy [niezrozumiale]. Oni dzwonią do mnie, że pełne wsparcie i wszystko...
R.S.:... a nie dają znaku...
Z.Ch.: Nie dają wsparcia. W poprzedniej rozmowie ja go prawie przekonałem do takich rzeczy, że wiesz... on ze mną gadał śmiesznie, bo ja mówię, gdybyście wydali odmowną decyzję, to ja rozumiem, ale...
R.S.: Wstrzymali, my wszystko zrobiliśmy, a oni...
Z.Ch.:... postępowanie...
R.S.: Ale pierwsze, co zrobili, to zrobili też niezgodnie z prawem, tylko kłóć się z nimi, jak się możesz kłócić z nimi. Nie będziemy teraz gadać. Powiedz Zbyszku, prosiłbym cię tak jak byś... ja do Mirka dzisiaj będę w takim razie dzwonił. Na domowy do niego zadzwonię i jutro rano mu przypomnę. Niech on się wychyli wreszcie, bo ja zrozumiałem, że on też rozmawiał tam...
25 sierpnia 2008 r. Telefoniczna rozmowa Ryszarda Sobiesiaka ze Zbigniewem Chlebowskim.
R.S.: Kiedy do Warszawy udajesz się?
Z.Ch.:Warszawę mam w środę, czwartek.
R.S.: Aha.
Z.Ch.: Tam do tego naszego Janka (chodzi o Jana Koska – red.), wiesz...
R.S.: No wiem, no k..., no przecież, no ja chciałem się, chciałem właśnie zapytać, co tam, jest jakaś szansa? No bo wiesz, k..., daj spokój, mam nadzieję, że tam ze mną już będzie wszystko w porządku, nie?
Z.Ch.: Z tobą na... na dziewięćdziesiąt procent, Rysiu, że załatwimy. Tam walczę, nie jest łatwo, tak ci powiem.
R.S.: To są k... tak, ja wiem. Ale byś wykorzystał do tego, k..., Mirka i... i... tego drugiego, nie?
Z.Ch.: A z nim nie gadam, to powiem ci szczerze, Rysiu, że tak, bo wiesz...
29 września 2008 r. Ryszard Sobiesiak rozmawia z Janem Koskiem.
R.S.: Słuchaj, bo idę do tego ważniejszego u nas, wiesz... K..., jak mam z nim rozmawiać, co mam zakomunikować mu, że to są pisiory, czy co? Ten, ten, ten się nazywa Kawalec, tak?
J.K.: Nie, Kapica (Jacek Kapica, wiceminister finansów – red.).
R.S.: Kapica! K... ciągle mi się pier...
J.K.: Kapica (niezrozumiale).
R.S.: Kapica, dobra. I teraz ty powiedz mi, ta ustawa mówisz przeszła, tak?
J.K.: Gdzieś przeszła, poszła do uzgodnień.
R.S.: Co mam mu w dwóch słowach powiedzieć takiego co ten, ten co, bo ma mi Sławek przygotować, ten chudy, ma mi przygotować k... takie wyliczanki, co oni tam wyrabiają z tą ustawą, że ona jest kompletnie pierd... i nie tędy idą.
J.K.:Kompletnie pierd...
R.S.: Ale to będę miał później. Co mam mu k... pokazać czy dać? Powiem oczywiście o twojej sprawie, k..., no bo to jest ewidentna... Robi komisję bydlak, a później nie...
10 marca 2009 r. Jan Kosek rozmawia z Ryszardem Sobiesiakiem.
J.K.:Muszę się z nim (Chlebowskim – red.) spotkać, bo to jest grób dla nas [...].
R.S.: Musimy Zbyszkowi wytłumaczyć, żeby to puścił dalej, że to jest dla nas kaplica.
10 marca 2009 r. Ryszard Sobiesiak rozmawia ze Zbigniewem Chlebowskim.
R.S.:Grześka zarazić tą sprawą, bo oni rozpierd...
Z.Ch.:Ja ci powiem szczerze Rysiu... ja już nie mam siły sam walczyć z tym wszystkim... jak by Grzegorz, Mirek trochę pomogli mi... przecież wiesz, biegam z tym sam... blokuję tę sprawę dopłat od roku... to wyłącznie moja zasługa.
5 maja 2009 r. Sławomir Sykucki (były pracownik resortu finansów) informuje Sobiesiaka, że ustawa trafiła do uzgodnień międzyresortowych, a dopłaty wchodzą w życie 1 stycznia 2010 r.
R.S.: Przecież te ch... mówili, że jest odłożona.
17 maja 2009 r. Jan Kosek rozmawia z Ryszardem Sobiesiakiem.
J.K.: Oni (chodzi m.in. o Zbigniewa Chlebowskiego – red.) to zblokują?
R.S.: On (Chlebowski – red.) mówi tak. Opierd...em go za to, że mówił co innego, że przynajmniej pół roku spokoju.
17 maja 2009 r. Sobiesiak rozmawia z Koskiem.
R.S.: Trzeba przygotować plan i przekazać go człowiekowi Mirka, który to poprowadzi.
22 maja 2009 r. Sobiesiak rozmawia z Koskiem.
J.K.: Kapica się w Internecie wypisał, bo wycofał projekt 11 maja.
R.S.: Wycofanie dopłat może nastąpić po jego (Kapicy – red.) rozmowie z ministrem Drzewieckim.
26 sierpnia 2009 r. Ryszard Sobiesiak dzwoni do Lecha Janczy, małopolskiego działacza PO, w sprawie niezwiązanej z ustawą o grach losowych.
R.S.: Ja mam teraz zakaz dzwonienia, bo tam jakieś sprawy załatwialiśmy i nie chcę dzwonić, żeby nas k... nie kojarzyli.
27 sierpnia 2009 r. Kosek rozmawia z Sobiesiakiem.
R.S.: Wycofałem Magdę (córkę Sobiesiaka, która starała się o kierownicze stanowisko w Totalizatorze Sportowym – red.), bo tam KGB, CBA... – jak się spotkamy, to ci powiem – donosów było tyle, że k... wiesz... ze względu na mnie oczywiście.
J.K.: Oczywiście.
31 sierpnia 2009 r. Sobiesiak rozmawia z Józefem Forgaczem, dolnośląskim onkologiem, bliskim współpracownikiem Sobiesiaka i znajomym Chlebowskiego.
J.F.: Rysiu, dzwonił nasz kolega (Chlebowski – red.) i prosił, bym ci przekazał... prosił o dyskrecję i żebym przekazał ci, że to spotkanie o 15. z Marcinem w Marcinkowicach (chodzi o Marcinowice – red.) na CPN.
R.S.: Nie o 15.30?
J.F.: O 15.
R.S.: Ale kiedy dzwonił?
J.F.: Przed chwilą do mnie dzwonił, powiedział, żebym nie gadał i żebym przekazał ci informację, żeby dyskrecję zachować.
Następnie agenci CBA śledzący Sobiesiaka zaobserwowali jego spotkanie z Chlebowskim na cmentarzu w pobliżu stacji benzynowej w Marcinowicach.
Zaczęło się od podsłuchu
lipiec 2008Podsłuch założony przez CBA u biznesmenta Ryszarda Sobiesiaka ujawnia jego kontakty ze Zbigniewem Chlebowskim i Mirosławem Drzewieckim.4 sierpniaSpotkanie Chlebowskiego w hotelu Bielany pod Wrocławiem z Sobiesiakiem i Janem Koskiem.28 wrześniaSobiesiak umawia się na spotkanie z wicepremierem Grzegorzem Schetyną.Sylwester 2008/09Chlebowski spędza go w hotelu Sobiesiaka.24 lutego 2009Ministerstwo Finansów wydaje niekorzystne dla biznesu hazardowego rozporządzenie.10 marcaSobiesiak dzwoni do Drzewieckiego, mówiąc o ministrze finansów „ten idiota podpisał rozporządzenie, które kładzie hazard na łopatki”.7 lipcaPojawia się informacja, że za sprawą Drzewieckiego wycofano niekorzystne dla biznesmenów zapisy w ustawie.12 sierpniaSzef CBA Mariusz Kamiński informuje premiera o akcji CBA. Dwa tygodnie później agenci orientują się, że doszło do przecieku.
Mirosław Drzewiecki, minister sportu i turystyki W ostatnim czasie polityczna kariera Mirosława Drzewieckiego nie układa się zbyt pomyślnie. Jako minister sportu zasłynął z przyspieszenia naszych przygotowań do Euro 2012 oraz wielkim programem „Orlik 2012”, w ramach którego do 2012 roku ma powstać w Polsce ponad 2000 wielofunkcyjnych boisk. Jednak inne sprawy nie udawały się mu już tak dobrze.– Przegrał wojnę z PZPN na całej linii – mówi Jan Tomaszewski, były reprezentant Polski. Szef resortu rozpoczął wojnę z PZPN jesienią 2008 r., zawieszając jego władze i wprowadzając do związku kuratora. Twierdził, że dzięki temu uporządkuje panujący tam bałagan. Ale po naciskach i groźbach ze strony FIFA i UEFA (m.in. odebrania nam Euro 2012 oraz wykluczenia polskiej reprezentacji z międzynarodowych rozgrywek) kuratora wycofał. Porażką zakończyły się też starania Drzewieckiego, by Euro 2012 odbyło się w Polsce w sześciu, a nie w czterech miastach. W maju 2009 r. UEFA zdecydowała, że mecze piłkarskich mistrzostw Europy nie będą rozgrywane w Krakowie i Chorzowie. Władze tych miast nie kryły rozczarowania i pretensji pod adresem ministra. Z kolei opozycja zarzucała mu, że swoimi krytycznymi wypowiedziami o przygotowaniu Ukrainy do Euro 2012 popsuł relacje z sąsiednim krajem.Ostatnio musiał też interweniować w spółce odpowiedzialnej za przygotowania do mistrzostw – PL 2012, gdy okazało się, że jej władze przyznały szefom po 140 tysięcy złotych premii. Gdy te informacje ujawniły media, Drzewiecki zadeklarował, że pieniądze będą systematycznie zwracali.– Mirek i tak jako minister radzi sobie znacznie lepiej, niż można się było spodziewać. A na pewno lepiej niż poprzednicy – bronią go koledzy z PO. – Załatwił dużo spraw, które za PiS były zbyt trudne.Zanim Drzewiecki został ministrem, jako parlamentarzysta pięciu kadencji dał się poznać jako miłośnik sportu (był przewodniczącym Sejmowej Komisji Sportu) i strażnik partyjnej kasy (od wielu lat pełni w PO funkcję skarbnika).Z premierem Donaldem Tuskiem i wicepremierem Grzegorzem Schetyną znają się jeszcze z czasów Kongresu Liberalno-Demokratycznego. W PO Drzewiecki jest zaliczany do „dworu Tuska”, czyli grona, które decyduje o najważniejszych sprawach w partii.Koledzy z Platformy podkreślają też biznesowe doświadczenie ministra. Drzewiecki, jeszcze zanim trafił do polityki, prowadził firmę odzieżową, w której zatrudniał kilkaset osób. Interesy prowadził z sukcesem – w latach 90. znalazł się nawet na liście 100 najbogatszych Polaków tygodnika „Wprost”.—js
Zbigniew Chlebowski, szef Klubu PO, przewodniczący Sejmowej Komisji Finansów Niewiele brakowało, by w 2007 r. 45-letni Zbigniew Chlebowski został ministrem finansów. Donald Tusk zdecydował jednak, że po przejściu niemal wszystkich liderów PO do rządu, ktoś, prócz marszałka Komorowskiego, musi pozostać w Sejmie. Wybór padł właśnie na Chlebowskiego.Jego sejmowa kariera zaczęła się w 2001 r., gdy zdobył mandat poselski. Wcześniej był burmistrzem dolnośląskiego Żarowa. Miastem rządził aż 11 lat i zbierał za to doskonałe oceny, choć z czasem okazało się, że na skutek nadmiernych inwestycji Żarów stał się jedną z najbardziej zadłużonych gmin w Polsce. Były burmistrz do dziś tam mieszka (przy domu ma prywatny kort).Na Wiejskiej Chlebowski szybko zaskarbił sobie sympatię dziennikarzy, chętnie komentując trudne sprawy gospodarcze. W Komisji Finansów zaczął się zaś wyróżniać pracowitością. To z tego powodu zwrócił na niego uwagę Jan Rokita, który przymierzany był wtedy do fotela premiera. Chlebowski szybko stał się drugim po Zycie Gilowskiej ekspertem Platformy od finansów. W klubie nie był jednak pierwszoplanową postacią.Zmiana nastąpiła pod koniec 2005 r. Chlebowski wsparł wtedy Grzegorza Schetynę w walce o szefostwo PO na Dolnym Śląsku. W zgodnych komentarzach polityków Platformy, to dzięki temu zaskarbił sobie względy tzw. dworu Donalda Tuska. I choć w staraniach o fotel szefa Klubu Parlamentarnego przegrał z Bogdanem Zdrojewskim, jego pozycja w Platformie była coraz silniejsza.Kiedy po wyborach w 2007 r. okazało się, że ministrem finansów zostanie Jacek Rostowski, wiadomo było, że Chlebowskiemu przypadnie szefowanie Klubowi. Ambicji ministerialnych jednak się nie wyzbył. Jeszcze kilka miesięcy temu mówiło się, że jeśli premier straci cierpliwość do Rostowskiego, jego następcą będzie właśnie Chlebowski.—mns
Marcin Rosół, szef gabinetu politycznego ministra sportu i turystyki 30-letni obecnie Marcin Rosół zapowiadał się na jedną z gwiazd Platformy Obywatelskiej. Jako asystent Grzegorza Schetyny i Donalda Tuska miał dostęp do najważniejszych osób w partii. Był też pełnomocnikiem finansowym sztabu PO w czasie kampanii wyborczych w 2004 i 2005 roku. Jednak ta świetnie zapowiadająca się kariera została nagle przerwana. W 2006 roku tygodnik „Newsweek” w artykule „Dojenie Platformy” oskarżył Rosoła i jego partyjnego kolegę Piotra Wawrzynowicza o wyprowadzanie pieniędzy podczas kampanii. Miało się to odbywać według metody na tzw. słupa. Podstawione osoby miały dostawać wynagrodzenie za fikcyjne usługi, by następnie dzielić się pieniędzmi z bankierami partii.Władze PO natychmiast zawiesiły Rosoła w partyjnych obowiązkach. Zapowiedziały też skierowanie wniosku do prokuratury o zbadanie sprawy. Wniosek taki nigdy nie wpłynął, ale prokuratura i tak zajęła się sprawą. Postępowanie zostało jednak umorzone.Po rozstaniu z Platformą Rosół znalazł zatrudnienie w Agencji Rozwoju Mazowsza. Do polityki wrócił, kiedy jesienią 2008 roku minister sportu Mirosław Drzewiecki uczynił go członkiem, a później szefem swojego gabinetu politycznego.—js
Ryszard Sobiesiak, wrocławski biznesmen Sobiesiak jest od lat związany z branżą hazardową. Według informacji CBA jest współwłaścicielem sieci Casino Polonia i właścicielem firmy hazardowej Golden Play. Do Sobiesiaka i jego żony ma też należeć kompleks rekreacyjno-sportowy Vital & Spa Resort Szarotka w Zieleńcu. Jest miłośnikiem sportu. Przez wiele lat był udziałowcem piłkarskiego Śląska Wrocław. W Śląsku działał wtedy wicepremier Grzegorz Schetyna.—js
Jan Kosek, lobbysta, związany z firmami zajmującymi się grami hazardowymi Wiceprezes Związku Pracodawców Prowadzących Gry Losowe i Zakłady Wzajemne. Według danych CBA jest współwłaścicielem spółek PRU Filmotechnika i Techno–Invest oraz członkiem zarządu spółek Casino Centrum ATT, ATSI oraz ABS.—mns
++++++++++++++++++++++++++++++++++++
++++++++++++++++++++++++++++++
http://ignacynowopolskiblog.salon24.pl/
2009-09-29 17:24
Geneza upadku III RP
Z obiektywnego punktu widzenia, w pamiętnym roku 1989, kiedy to formalnie odzyskaliśmy swą podmiotowość, rokowania polskiej przyszłości były wysoce pozytywne.
Nie istniały wtedy żadne egzystencjalne zagrożenia dla naszej państwowości. Mało tego, nadchodzący czas był świadkiem upadku wszystkich naszych sąsiadów: NRD, ZSRR i Czechosłowacji. Przez szereg kolejnych lat , nasi nowi sąsiedzi zaabsorbowani byli z tego powodu, swymi sprawami wewnętrznymi, dając tym samym Polsce pole do manewrów. Państwo nasze liczyło się też na arenie międzynarodowej, czego najistotniejszym przykładem jest fakt brania pod uwagę polskiego głosu w tzw. „rokowaniach 4+2”, dotyczących zjednoczenia Niemiec.
Pomimo marności technologicznej, kraj posiadał duży narodowy przemysł, w znacznym stopniu oparty na wielkich zasobach surowcowych kraju. Mniejszy od obecnego był dług zagraniczny państwa (tzw. sovereign debt).Również sytuacja finansowa była nieporównywalnie lepsza od teraźniejszej, biorąc dodatkowo pod uwagę fakt, że wszystkie realne aktywa (tzw. tangible assets) były w polskich rękach (państwa lub jego obywateli).
W zakresie demograficznym, lokowaliśmy się w czołówce krajów europejskich pod względem przyrostu naturalnego. Znaczna emigracja posolidarnościowa, była niczym w porównaniu z totalną masową emigracją całego młodego pokolenia w okresie III RP.
Zarówno z własnej autopsji, jak i bogatej literatury wiemy, jak do obecnego stanu doszło. Samwielokrotnie pisałemna ten temat. O ile jest oczywiste jak to się stało, o tyle nie zawsze wiadomo dlaczego.
Przed rozpoczęciem rozważań na ten tytułowy temat, należy w paru przynajmniej słowach sytuację ową scharakteryzować. Nie wszyscy bowiem są w pełni świadomi otaczającej rzeczywistości. Nawet więcej! Większość obywateli myli ją z tą wirtualną kreowaną przez środki masowego przekazu.
Tak więc zachowując poprzednią kolejność, poszczególne sprawy przedstawiają się następująco.
Pod względem politycznym Polska de factoutraciła swą podmiotowość, a nieunikniona ratyfikacja traktatu lizbońskiego potwierdzi ten fakt de jure. Kraj nasz jest nie tylko politycznym pariasem i popychadłem w wymiarze unijnym, ale także globalnym. Znajduje się już w uścisku strategicznego przymierza niemiecko-rosyjskiego, modelowanego na tym z 1939 roku.
Wymarzony sojusznik, jakim dla wielu Polaków były Stany Zjednoczone, cynicznie wykorzystuje głupotę i nieudolność (a może i coś więcej?) polskich „polityków”, wysługując się nami w Iraku i Afganistanie, kpiąc sobie przy okazji z zaciągniętych zobowiązań. Jaskrawym przykładem niekompetencji „polskich przywódców” jest „zaskoczenie” jakie wywołało wycofanie się USA z projektu tarczy antyrakietowej. Ponad rok temu na łamach AFP pisałem o nierealności tego projektu, w artykule zatytułowanym „Plight of Central European Nations in the Wake of Western Oder Demise”, któryzaprezentowałemrównież na tym portalu. Już wtedy było oczywistym, że brak środków finansowych, technologii i czasu do jej dopracowania , czynią cały projekt jedynie grą polityczną z Rosją nastawioną na wytargowanie jak największych ustępstw z jej strony. Jak to się stało, że „wybitni przywódcy:”, oraz ich „profesjonalni doradcy” tej tajemnicy poliszynela nie znali?
Nowo powstałe, ciągle jeszcze raczkujące państwa, takie jak Ukraina, Białoruś czy Litwa, coraz jawniej demonstrują swoją niechęć w stosunku do Polski i Polaków, ignorując wszelkie umowy i normy prawa międzynarodowego w traktowaniu naszej mniejszości narodowej na swych terytoriach.
W okresie dwudziestolecia III RP, gospodarka polska została całkowicie zdeindustrializowana, system finansowy przekazany w ręce lichwiarzy z międzynarodówki plutokratycznej, a ostateczne przejęcie przez obcy kapitał krajowego areału rolnego zaplanowane jest już na rok 2012.
Pod względem przyrostu naturalnego, Polska stoczyła się na szary koniec Europy, utrzymując przy tym niezmiennie wysokie tempo emigracji i to pomimo kryzysu, którym dotknięte są kraje „importujące” obywateli naszego państwa.
Wydaje się że te niezwykle negatywne rezultaty minionego dwudziestolecia mają swe główne przyczyny w kondycji duchowej społeczeństwa, a nie w obiektywnych uwarunkowaniach zewnętrznych czy wewnętrznych.
Najistotniejszą rolę w kształtowaniu społecznego psyche mają jego elity. W książce M. Jałowieckiego pt. „Na skraju imperium”, książę Pieriejasławski, uczeń elitarnego Liceum Cesarskiego w Petersburgu, wspomina obrazę doznaną od rówieśnika z powodu demonstrowania swej polskości. W sukurs poszkodowanemu przyszedł wtedy jego dyrektor, prominentny przedstawiciel najbardziej polakożerczego reżimu jakim był carat. Młody książę tak odnotowuje w pamiętniku swą reakcję na ten incydent:
Pojąłem wtedy, że ludzie dzielą się na dobrych i złych niezależnie od narodowości. Poczułem jednocześnie związek z moją klasą społeczną rządzącą się moralnymi zasadami, które wyróżniają nas od innych.
Członkowie ówczesnych elit za swe moralne zasady uznawali miłość do Boga, Ojczyzny, honor i uczciwość. Bez względu na to w jakim stopniu udawało się im realizować te zasady w praktyce, stanowiły one niekwestionowany kierunkowskaz dla nich wszystkich. Członkowie niższych warstw społecznych, którzy dążyli do awansu, w naturalny sposób starali się nawiązywać do ideałów utożsamianych z elitami. Na dnie pozostawały natomiast jednostki pozbawione wyższych odruchów, tworząc warstwę społecznych szumowin.
Sytuacja zmieniła się diametralnie w momencie zwycięstwa rewolucji bolszewickiej. Jej największą zbrodnią, a zarazem tragedią narodu rosyjskiego, nie było zmiecenie z powierzchni ziemi elit, ale całkowita eksterminacja wszystkich warstw społecznych, za wyjątkiem tej najniższej. I tak narodził się gatunek, który w odróżnieniu od homo sapiensokreślony został naukowym terminemhomo sovieticus. Gatunek ów wykształcił swe nowe elity, wyróżniające się w morzu szumowin największą bezwzględnością, zachłannością, zakłamaniem, brutalnością i degradacją moralną. Nowymi wartościami stały się antywartości takie jak kłamstwo, zbrodnia, złodziejstwo, prostytucją i wszelkie inne łajdactwo. Ten kto bardziej udoskonalił te nowe „wartości”, wyżej wspinał się po drabinie społecznej.
W rezultacie II Wojny Światowej, do okupacji Polski skierowana została część bolszewickich „elit”, które dokończywszy dzieła ostatecznej eksterminacji naszej inteligencji, stopiły się ze „śmietanką” krajowych szumowin, tworząc komunistyczną arystokrację PRLu. Ta czerwona elita sprawowała niepodzielne „rządy dusz” nad resztą społeczeństwa, które szybko przekształcało się w znany już gatunek homo sovieticus. Od roku 1989, gatunek ów przyjął miano „europejczyków”, upodabniając się zewnętrznie do tego nowego „ideału”.
Zmiana zewnętrzna nie szła jednak w parze z formacją duchową, która pozostała równie podła jak w okresie PRLu. Podobnie sytuacja układała się na całym obszarze postsowieckim. Á proposbędzie tu inny cytat z przedmowy do wspomnianego już dzieła:
Kiedy w końcu zabrałem się do czytania pamiętników dziadka (ks.Pieriejasławskiego), Związek Radziecki już nie istniał. Wspólnota Niepodległych Państw nie stała się Commonwealthem. Rosja pogrążyła się w chaosie a Leningrad na nowo zaczął się nazywać Petersburgiem. Zacząłem czytać uważnie. O tym, że w końcu dziadek miał rację, przekonałem się osobiście, pracując przez pół roku na Ukrainie. Tam zdałem sobie dopiero sprawę, jak Rosjanie są genetycznie zniszczeni przez bolszewików, niezdolni już do wydania z siebie przywódców mogących uratować państwo od bankructwa.
Uwolniona z ucisku leninowskich zasad współżycia partyjnego, była nomenklatura w sposób bezwstydny i bez umiaru zaczęła się bogacić, kradnąc w ciągu paru lat zasoby całego narodu, jednocześnie gardząc tym narodem.
Z niechęci do tych „noworuskich” postanowiłem wydać te pamiętniki, by podkreślić , że (TE SZUMOWINY)nigdy nie zastąpią klas wyższych, które ich dziadkowie, rodzice albo oni sami zniszczyli.
Powyższy cytat może równie dobrze służyć za ilustrację społeczeństwa III RP i jego „elit”. Dla pełności obrazu należałoby tu dodać, że pogarda żywiona przez te „elity” do społeczeństwa jest wprost proporcjonalna do służalczości jaką one wykazują w stosunku do swych nowych pryncypałów z zachodu.
Wspomniane ideały takie jak Bóg, Honor, Ojczyzna, są dla nich pustymi dźwiękami, albo dowodem na chroniczną głupotę i zacofanie ich głosicieli.
Można oczywiście zaprzeczać istnieniu praw naturalnych (Boskich) stojących u podstaw tych idei, można też zaprzeczać istnieniu samego Stwórcy, jak to miało miejsce w ZSRR i ma obecnie w Unii. Nie można jednak zawiesić ich działania. I dlatego „elity” te można przyrównać do agnostyka, który rzuca się z Empire State Building, twierdząc że ponieważ Boga nie ma to i stworzone przezeń prawo grawitacji nie obowiązuje. W krótkim czasie zderzy się on z twardą rzeczywistością bruku Manhattanu. Podobny rezultat przyniesie „europejski rozwój” naszej Ojczyzny pod przewodnictwem wspomnianych „elit”. Na rezultaty nie trzeba będzie długo czekać. W znacznym stopniu są one już widoczne gołym okiem.
"""""""""""""""""""""""""""
"""""""""""""""""""""""""""""""
http://memmento.salon24.pl/
Subskrybuj:
Posty (Atom)