WPŁATY POLSKI do EU 2014 :
17 mld 700 mln 683 tys. zł.
1 mld 492 mln / mies
niedziela, 27 lipca 2008
czwartek, 24 lipca 2008
- naj( ) waluta świata
Z bliska i z dalekaKomentarz · tygodnik „Goniec” (Toronto) · 2008-07-20 http://www.michalkiewicz.pl/
*****************************
W Singapurze wszędzie blisko. Jakże może być inaczej, skoro całe to państwo ma zaledwie niecałe 700 kilometrów kwadratowych?/ok 28x28 km/ Polska ze swoimi 360 tysiącami kilometrów kwadratowych w stosunku do Singapuru mogłaby prezentować postawę mocarstwową. A jednak to nie w Polsce, tylko w Singapurze czuje się potęgę światowego handlu. Kiedy wypłynąłem dżonką na przejażdżkę po porcie i okolicy, w zasięgu wzroku naliczyłem na redzie ponad 60 statków – a liczyłem tylko te większe, na oko co najmniej 30, a może nawet 50-tysięczniki.Wkrótce okazało się, że to tylko część redy, bo za wyspą jest część druga, na której statki, głównie potężne kontenerowce, tworzą drugie miasto, nie do odróżnienia od tego prawdziwego, zwłaszcza po zmierzchu. Nie ma najmniejszego porównania z Gdynią i Gdańskiem, do których jak mało kiedy, dzisiaj pasują słowa piosenki Maryli Rodowicz: „w małych portach, gdzie pusto cały rok”. Rzeczywiście, gdy 3 maja ub. roku wspiąłem się na wzgórze z którego widać było całą Zatokę Gdańską, przed moimi oczyma roztoczył się widok, jak w pierwszym dniu stworzenia – na redzie Gdyni i Gdańska nie było ani jednego statku. W porcie gdyńskim też prawie ani jednego – jeśli nie liczyć jakiejści łajby, na którą ładowano drewno. Ale za to mamy najsilniejszą walutę na świecie, podobnie jak i największe ceny – za co działacze („działaczów znasz li?”) Platformy Obywatelskiej obwiniają prezesa NBP. I słuszna ich racja, bo oni żyją przecież w stanie pierwotnej niewinności, którą na Zamojszczyźnie opisują słowami: „ono bidne, durne nie wi”. „Bo słuchajcie i zważcie u siebie” – jak radzi Adam Mickiewicz – czyż taki, dajmy na to, poseł Zbigniew Chlebowski, rozumie cokolwiek z gospodarki? Po szefowaniu gminie, którą pozostawił z długami, schronił się za murami poselskiego immunitetu, więc musi stawać przed razwiedką na zadnich nogach i im mniej rozumie, czego od niego chcą, tym spokojniej śpi. Za cóż więc go winić? Za to, że żyje, jak tam najlepiej potrafi?
Ja oczywiście do posła Chlebowskiego nic nie mam i nawet szczęśliwie go nie znam, więc jeśli używam go w charakterze przykładu, to nie ma w tym niczego osobistego. To jest po prostu ilustracja, jaką małą mądrością rządzona jest dzisiaj Polska. Toteż nie wytrzymuje ona porównania z Singapurem (a właściwie – z Singapurą – bo taki właśnie napis: „Singapura” zobaczyłem na stacji kolejowej, na której zatrzymał się po trzech dniach podróży Oriental Express z Bangkoku do Singapuru). Produkt krajowy brutto na mieszkańca Singapuru w roku 2006 wyniósł 31 400 USD, podczas gdy w Polsce – niemal połowę tego, bo 14 880 USD. Ale bo też w rankingu wolności gospodarczej Singapur zajmuje drugie miejsce, zaraz po Hong-Kongu, podczas gdy Polska, pod kierownictwem partii, to znaczy razwiedki z jej agenturą i tak zwanymi – excusez le mot – „przydupasami” od 19 lat „budująca gospodarkę rynkową” – dopiero 74. I żeby było śmieszniej, wcale nie chodzi o to – czego mógłby przyczepić się PiS ze swoim „państwem solidarnym” – że
W Singapurze wszędzie blisko. Jakże może być inaczej, skoro całe to państwo ma zaledwie niecałe 700 kilometrów kwadratowych?/ok 28x28 km/ Polska ze swoimi 360 tysiącami kilometrów kwadratowych w stosunku do Singapuru mogłaby prezentować postawę mocarstwową. A jednak to nie w Polsce, tylko w Singapurze czuje się potęgę światowego handlu. Kiedy wypłynąłem dżonką na przejażdżkę po porcie i okolicy, w zasięgu wzroku naliczyłem na redzie ponad 60 statków – a liczyłem tylko te większe, na oko co najmniej 30, a może nawet 50-tysięczniki.Wkrótce okazało się, że to tylko część redy, bo za wyspą jest część druga, na której statki, głównie potężne kontenerowce, tworzą drugie miasto, nie do odróżnienia od tego prawdziwego, zwłaszcza po zmierzchu. Nie ma najmniejszego porównania z Gdynią i Gdańskiem, do których jak mało kiedy, dzisiaj pasują słowa piosenki Maryli Rodowicz: „w małych portach, gdzie pusto cały rok”. Rzeczywiście, gdy 3 maja ub. roku wspiąłem się na wzgórze z którego widać było całą Zatokę Gdańską, przed moimi oczyma roztoczył się widok, jak w pierwszym dniu stworzenia – na redzie Gdyni i Gdańska nie było ani jednego statku. W porcie gdyńskim też prawie ani jednego – jeśli nie liczyć jakiejści łajby, na którą ładowano drewno. Ale za to mamy najsilniejszą walutę na świecie, podobnie jak i największe ceny – za co działacze („działaczów znasz li?”) Platformy Obywatelskiej obwiniają prezesa NBP. I słuszna ich racja, bo oni żyją przecież w stanie pierwotnej niewinności, którą na Zamojszczyźnie opisują słowami: „ono bidne, durne nie wi”. „Bo słuchajcie i zważcie u siebie” – jak radzi Adam Mickiewicz – czyż taki, dajmy na to, poseł Zbigniew Chlebowski, rozumie cokolwiek z gospodarki? Po szefowaniu gminie, którą pozostawił z długami, schronił się za murami poselskiego immunitetu, więc musi stawać przed razwiedką na zadnich nogach i im mniej rozumie, czego od niego chcą, tym spokojniej śpi. Za cóż więc go winić? Za to, że żyje, jak tam najlepiej potrafi?
Ja oczywiście do posła Chlebowskiego nic nie mam i nawet szczęśliwie go nie znam, więc jeśli używam go w charakterze przykładu, to nie ma w tym niczego osobistego. To jest po prostu ilustracja, jaką małą mądrością rządzona jest dzisiaj Polska. Toteż nie wytrzymuje ona porównania z Singapurem (a właściwie – z Singapurą – bo taki właśnie napis: „Singapura” zobaczyłem na stacji kolejowej, na której zatrzymał się po trzech dniach podróży Oriental Express z Bangkoku do Singapuru). Produkt krajowy brutto na mieszkańca Singapuru w roku 2006 wyniósł 31 400 USD, podczas gdy w Polsce – niemal połowę tego, bo 14 880 USD. Ale bo też w rankingu wolności gospodarczej Singapur zajmuje drugie miejsce, zaraz po Hong-Kongu, podczas gdy Polska, pod kierownictwem partii, to znaczy razwiedki z jej agenturą i tak zwanymi – excusez le mot – „przydupasami” od 19 lat „budująca gospodarkę rynkową” – dopiero 74. I żeby było śmieszniej, wcale nie chodzi o to – czego mógłby przyczepić się PiS ze swoim „państwem solidarnym” – że
** w Singapurze panuje „dziki liberalizm”. Wcale nie panuje. Progresywny podatek dochodowy sięga od 4 do 40 procent, a ponadto rząd, to znaczy – funkcjonariusze Partii Akcji Ludowej – głowę dam, że to ci, którzy z tutejszej razwiedki zostali odkomenderowani do cywila – gospodarką ręcznie steruje, ale nie tak, jak sobie wyobrażają małe Moryce w Polsce. Na przykład – zasiłków dla bezrobotnych nie ma tu żadnych, więc każdy stara się znaleźć pracę, w związku z czym bezrobocie nie przekracza 3 procent – czyli realnie nie istnieje. Ale rząd subsydiuje mieszkania i na przykład w państwowym blokowisku można wynająć mieszkanie „z jedną sypialnią” już za 7 dolarów miesięcznie – w związku z czym nikt w Singapurze nie mieszka na ulicy, ani pod mostem. Ponieważ głównym bogactwem Singapuru są tak zwane „zasoby ludzkie”, przeto tutejszy surowy rząd, bezlitośnie karzący graficiarzy chłostą, umożliwiając każdemu wynajęcie mieszkania, prowadzi aktywną politykę demograficzną. Ale singapurski interwencjonizm nie polega na tym, że tutejsza razwiedka – jak, dajmy na to, w Polsce, gdzie nie tylko monopolizuje działalność gospodarczą – o czym świadczy pozycją naszego kraju w rankingu ekonomicznej wolności – ale przede wszystkim rozkrada zasoby państwa – tylko przedsiębiorcom nie przeszkadza, a o swoje państwo dba – bo wie, że nie będzie miała żadnego innego. Dlatego w Singapurze na każdym miejscu widać ład i dostatek, a na ulicach rzeczywiście nie uświadczysz bezpańskiego papierka. **
Tymczasem w Polsce – właśnie mamy „aferę sopocką”, która jest przecież tylko czubkiem góry, a właściwie mnóstwa gór i górek lodowych. Podobnież namaszczony przez samego premiera Tuska prezydent Sopotu pan Karnowski został zamieszany w tak zwane propozycje korupcyjne i nawet nagrany. O Jerum, Jerum! Prycypialna pani Pitera napisała w związku z tym niezwykle srogie pismo („król srogie głosi kary”), żądające wyjasnień od zainteresowanych. Gotów jestem się założyć, że z tych wyjaśnień będzie wynikało, iż wszystko jest w jak najlepszym porządku, co pani Julia z wdziękiem ogłosi przed kamerami TVN, a może nawet TVN-24, która w ten sposób wypełni swoją misję. Nikt jej w tym nie przeszkodzi, nikt nie postawi żadnych pytań, bo właśnie politycy PiS ogłosili bojkot tej stacji telewizyjnej, którą podejrzewam, że została utworzona przy udziale razwiedki, a może nawet przy udziale pieniędzy z tajnej kasy. W tej sytuacji rzeczywiście osoby wezwane do TVN powinny stosować się do zasad, jakie Czesław Bielecki, jeszcze jako „Maciej Poleski” skatalogował w „Małym konspiratorze”, to znaczy – powinny domagać się wezwania na piśmie z zaznaczonym numerem sprawy oraz – w jakim charakterze zostaną przesłuchane, dajmy na to, przez przodującą w pracy operacyjnej oraz wyszkoleniu bojowym i politycznym Monikę Olejnik – czy podejrzanego, czy świadka, bo jak wiadomo, sytuacja procesowa w takich razach bywa zdecydowanie odmienna. Ciekawe, jak długo politycy PiS wytrwają w swoim postanowieniu – bo przecież „l`appetit vient en mangeant” i niektórzy z nich do występów w telewizorze mają już nie to, że skłonność, ale prawdziwą zapamiętałość – jak nieboszczyk Jacek Kuroń – niech mu będzie santo subito – do wódki.
A skoro już zeszło na nieboszczyków, to do ich grona dołączył również „drogi Bronisław” – kolejny niewątpliwy kandydat na santo subito – i nawet do Singapuru dotarło, że Parlament Europejski już się krząta, żeby go jakoś unieśmiertelnić. Kolaborację ze strony Jego Ekscelencji abpa Józefa Życińskiego ma z pewnością zapewnioną, jako że ten wybitny xiążę Kościoła wyraził życzenie, by Polska miała „więcej Bronisławów Geremków”. Najwyraźniej jeden mu nie wystarczał, podobnie jak Katarzynie II „rogi huzarskie” – co złośliwie zauważył król jegomość pruski na wieść iż monarchini ta zdecydowała się na odwojowanie od Turcji Złotego Rogu.
O ile taka Katarzyna coś tam jednak skutecznie odwojowywała, to my mamy już pierwszy rezultat wizyty ministra Radosława Sikorskiego w Stanach Zjednoczonych. Oto Komisja Spraw Zagranicznych Izby Reprezentantów Kongresu USA podjęła rezolucję wzywającą Polskę do zadośćuczynienia żądaniom finansowym żydowskich organizacji „przemysłu holokaustu” – oczywiście pod pretekstem rewindykacji własności. Premier Tusk po tym uderzeniu w stół zameldował, że wszystko załatwi do końca września. Wygląda na to, żeśmy się już dowojowali, bo w tej sytuacji rozbiór Polski między Żydów i Niemców, którzy przecież z tej ustawy wycisną wszystko, niczym z cytryny, jest coraz bliższy. Tymczasem unus defensor Patriae, czyli Jarosław Kaczyński najwyraźniej przyznał się do kolejnego przeintrygowania. „W tropieniu przestępstw gospodarczych tak porwał go szlachetny zapał, że się dopiero opamiętał, gdy się za własną rękę złapał” – pisał o generale Bagno Janusz Szpotański. Jarosław Kaczyński też się złapał, ale oczywiście nie za własna rękę, tylko za prawą rękę swego brata prezydenta, czyli rękę Janusza Kaczmarka, który okazał się być „agentem” i to samego złowrogiego „układu”. A to ci dopiero siurpryza! Prawa ręka pana prezydenta Lecha Kaczyńskiego tkwiła w „układzie” podczas gdy lewa... no, mniejsza z tym. I jakże w tych warunkach się dziwić, że Singapur wygląda inaczej, a Polska – inaczej?
Stanisław Michalkiewicz http://www.michalkiewicz.pl/
Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Goniec” (Toronto, Kanada).
Tymczasem w Polsce – właśnie mamy „aferę sopocką”, która jest przecież tylko czubkiem góry, a właściwie mnóstwa gór i górek lodowych. Podobnież namaszczony przez samego premiera Tuska prezydent Sopotu pan Karnowski został zamieszany w tak zwane propozycje korupcyjne i nawet nagrany. O Jerum, Jerum! Prycypialna pani Pitera napisała w związku z tym niezwykle srogie pismo („król srogie głosi kary”), żądające wyjasnień od zainteresowanych. Gotów jestem się założyć, że z tych wyjaśnień będzie wynikało, iż wszystko jest w jak najlepszym porządku, co pani Julia z wdziękiem ogłosi przed kamerami TVN, a może nawet TVN-24, która w ten sposób wypełni swoją misję. Nikt jej w tym nie przeszkodzi, nikt nie postawi żadnych pytań, bo właśnie politycy PiS ogłosili bojkot tej stacji telewizyjnej, którą podejrzewam, że została utworzona przy udziale razwiedki, a może nawet przy udziale pieniędzy z tajnej kasy. W tej sytuacji rzeczywiście osoby wezwane do TVN powinny stosować się do zasad, jakie Czesław Bielecki, jeszcze jako „Maciej Poleski” skatalogował w „Małym konspiratorze”, to znaczy – powinny domagać się wezwania na piśmie z zaznaczonym numerem sprawy oraz – w jakim charakterze zostaną przesłuchane, dajmy na to, przez przodującą w pracy operacyjnej oraz wyszkoleniu bojowym i politycznym Monikę Olejnik – czy podejrzanego, czy świadka, bo jak wiadomo, sytuacja procesowa w takich razach bywa zdecydowanie odmienna. Ciekawe, jak długo politycy PiS wytrwają w swoim postanowieniu – bo przecież „l`appetit vient en mangeant” i niektórzy z nich do występów w telewizorze mają już nie to, że skłonność, ale prawdziwą zapamiętałość – jak nieboszczyk Jacek Kuroń – niech mu będzie santo subito – do wódki.
A skoro już zeszło na nieboszczyków, to do ich grona dołączył również „drogi Bronisław” – kolejny niewątpliwy kandydat na santo subito – i nawet do Singapuru dotarło, że Parlament Europejski już się krząta, żeby go jakoś unieśmiertelnić. Kolaborację ze strony Jego Ekscelencji abpa Józefa Życińskiego ma z pewnością zapewnioną, jako że ten wybitny xiążę Kościoła wyraził życzenie, by Polska miała „więcej Bronisławów Geremków”. Najwyraźniej jeden mu nie wystarczał, podobnie jak Katarzynie II „rogi huzarskie” – co złośliwie zauważył król jegomość pruski na wieść iż monarchini ta zdecydowała się na odwojowanie od Turcji Złotego Rogu.
O ile taka Katarzyna coś tam jednak skutecznie odwojowywała, to my mamy już pierwszy rezultat wizyty ministra Radosława Sikorskiego w Stanach Zjednoczonych. Oto Komisja Spraw Zagranicznych Izby Reprezentantów Kongresu USA podjęła rezolucję wzywającą Polskę do zadośćuczynienia żądaniom finansowym żydowskich organizacji „przemysłu holokaustu” – oczywiście pod pretekstem rewindykacji własności. Premier Tusk po tym uderzeniu w stół zameldował, że wszystko załatwi do końca września. Wygląda na to, żeśmy się już dowojowali, bo w tej sytuacji rozbiór Polski między Żydów i Niemców, którzy przecież z tej ustawy wycisną wszystko, niczym z cytryny, jest coraz bliższy. Tymczasem unus defensor Patriae, czyli Jarosław Kaczyński najwyraźniej przyznał się do kolejnego przeintrygowania. „W tropieniu przestępstw gospodarczych tak porwał go szlachetny zapał, że się dopiero opamiętał, gdy się za własną rękę złapał” – pisał o generale Bagno Janusz Szpotański. Jarosław Kaczyński też się złapał, ale oczywiście nie za własna rękę, tylko za prawą rękę swego brata prezydenta, czyli rękę Janusza Kaczmarka, który okazał się być „agentem” i to samego złowrogiego „układu”. A to ci dopiero siurpryza! Prawa ręka pana prezydenta Lecha Kaczyńskiego tkwiła w „układzie” podczas gdy lewa... no, mniejsza z tym. I jakże w tych warunkach się dziwić, że Singapur wygląda inaczej, a Polska – inaczej?
Stanisław Michalkiewicz http://www.michalkiewicz.pl/
Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Goniec” (Toronto, Kanada).
Subskrybuj:
Posty (Atom)