WPŁATY POLSKI do EU 2014 :
17 mld 700 mln 683 tys. zł.
1 mld 492 mln / mies
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą CCCPolska. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą CCCPolska. Pokaż wszystkie posty
wtorek, 14 lipca 2009
TWOI KANDYDACI
PORÓWNANIE KANDYDATÓW
Cytujemy za Donaldem Tuskiem: "Życzyłbym sobie i wszystkim, życzyłbym Polsce i Polakom aby mój konkurent prowadził swoją kampanię bez zawziętości i nienawiści na twarzy, bez zaciśniętych w złości dłoni, bez jadowitych i złych intencji."Wybierzcie mądrze. Polska ma teraz prawdopodobnie ostatnią już szansę utrzymania Swojej toższamości narodowej, tysiącletniej kultury i etyki chrześcijańskiej. Porównajmy osobowości.
Donald Tusk
Lech Kaczyński
Opcja polityczno-gospodarcza
"Liberalizm" (właściwie wolność dla bogatych, wyprzedaży prywatyzacyjnej i zagranicznych właścicieli jak również swoboda etyczna)
Polityka prospołeczna, równoważenie dysproporcji społecznych, liberalizm gospodarczy w połączeniu z polityką socjalną
Najwyższa wartość
Pieniądz i wolność rynku
Wartości katolicko-narodowe
Doświadczenie polityczne i publiczne
Autor książek historycznych o Pomorzu i Kaszubach;działalność w KLD, UW;wicemarszałek sejmu z ramienia UW;współzałożyciel Platformy Obywatelskiej
Profesor prawa (specjalizacja w zakresie prawa pracy); współpracownik Biura Inwerwencji Komitetu Obrony Robotników;działalność w Wolnych Związkach Zawodowych;doradca Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego w Stoczni Gdańskiej;szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego w Kancelarii Prezydenta;Minister Sprawiedliwości;prezydent Miasta Warszawy
Szkolnictwo i służba zdrowia
Chce wprowadzić odpłatne studia połączone z systemem stypendialnym (choć od kilku dni mówi co innego);proponuje decentralizację Narodowego Funduszu Zdrowia i konkurencję wśród ubezpieczycieli; dąży do sprywatyzowania służby zdrowia
Chce utrzymać studia bezpłatne;zakłada likwidację NFZ i finansowanie służby zdrowia z budżetu oraz ustanowienie koszyka świadczeń gwarantowanych dla chorych
Elementy program gospodarczego
Chce wprowadzić podatek liniowy 3 x 15 (już się z tego wycofał);popiera politykę Leszka Balcerowicza
Proponuje niższy podatek CIT, stawki podatkowe 18 i 32 procent, ulgi dla dzieci i dla przedsiębiorców tworzących nowe miejsca pracy;nie popiera od wielu lat polityki Leszka Balcerowicza
Etyka i zasady społeczne
W kwestii ochrony życia nienarodzonych chce pozostawić obecne regulacje prawne bez zmian;tolerancja i akceptacja dla homoseksualistów
Jest za ochroną życia od momentu poczęcia aż do naturalnej śmierci;wyraża protest wobec zrównania w prawach rodzin i związków homoseksualnych, brak zgody na manifestowanie skłonności seksualnych jako deprawujących społeczeństwo
Stosunek do prawa i przestępczości
Mówi dużo o uczciwości i egzekwowaniu prawa, niestety nie stosuje tych zasad we własnych szergach (zarzuty wobec Hanny Gronkiewicz-Waltz, Janusza Lewandowskiego czy Jacka Protasiewicza, żeby tylko wymienić najbliższych współpracowników). W ciągu ostatnich dni zmienił też poglądy i popiera karę śmierci
Ma opinię twardego polityka, walczącego z korupcją i przestępczością, zwolennika surowego prawa. Pełniąc funkcję ministra sprawiedliwości zyskał ogromne popracie społeczeństwa stając się najbardziej cenionym politykiem w Polsce. Popiera stosowanie kary śmierci za najcięższe przestępstwa
Autolustracja i stosunek do lustracji
Teczka została ujawniona tuż przed wyborami i jest praktycznie pusta, zawiera prawdopodobie tylko 2 str.;w 1992 blokuje odsunięcie od władzy tajnych współpracowników SB obalając rząd Jana Olszewskiego
Teczka została ujawniona wiele miesięcy przed wyborami, obszerna i dobrze udokumentowana, zawiera ok. 450 str.;zawsze konsekwentnie dąży do rozliczenia nomenklatury i przestępców
Poparcie otrzymał od:
Aleksander KwaśniewskiMarek Borowski Jerzy UrbanLeszek MillerLech Wałęsa niektóre gwiazdy popkulturycała polska lewica
SolidarnośćRuch PatriotycznyDom OjczystyPSLMaciej PłażyńskiBogdan Pęk Andrzej Leppercała polska prawicapolska emigracja patriotyczna
Polityka zagraniczna
Dialog, żeby nie powiedzieć uległość z silną opcją w kierunku Unii Europejskiej i Niemiec. Na bezczelne roszczenia niemieckie odpowiedzią jest dialog. Najważniejsze miasta w polityce zagranicznej to Berlin i Bruksela
Stanowczość i obrona polskich interesów. Na bezczelne roszczenia niemieckie odpowiedzią jest wysunięcie żądań o reparacje wojenne i zdecydowany sprzeciw. Najważniejsze miasta w polityce zagranicznej to Waszyngton i Watykan
Stosunek do UE
Poparcie dla projektu eurokonstytucji (oficjalnie sprzeciw);dążenie do wprowadzenia euro
Zdecydowany sprzeciw dla projektu eurokonstytucji; ewentualne wprowadzenie euro ale w dalekiej przyszłości
Stosunek do Polski i Polaków
Obecnie propagandowe hasła: Sam pisze: "Polska jest moją pasją. Brzmi pretensjonalnie, ale nic na to nie poradzę - tak jest";przedtem pisał: "Polskość to nienormalność";nie chce w Polsce "czarnych i czerwonych"
Patriotyzm i przywiązanie do tradycji;konsekwentnie na różnych urzędach dąży do reformy państwa;chce być prezydentem wszystkich Polaków
Stosunek do kościoła
W okresie kampanii wyborczej nawrócił się do wiary katolickiej. Od 27 lat w związku cywilnym, ślub kościelny zawarł w okresie kampanii wyborczej. Jedocześnie w tym samym czasie odnosi się z pogardą do katolickich mediów i chce bronić kraju przed "czarnymi i czerwonymi"
Zawsze "był i będzie katolikiem"
Najbliźsi współpracownicy
Janusz LewandowskiJacek Protasiewicz Hanna Gronkiewicz-Waltz
Zbigniew ZiobroZbigniew WassermanJarosław Kaczyński
Historia rodzinna
Pochodzi z rodziny gdańskich kaszubów.Ukrył (jest przecież historykiem Kaszub i autorem książek historycznych) i wykorzystał w kampanii niewiedzę społeczeństwa o faktach z życia najbliższej rodziny.Kategorycznie zaprzeczył, że jego dziadek był w Wehrmachcie. Wnuczka Józefa Tuska, Sylwia Pietrzykowska podaje jednak, że dla niej był to fakt znany i bynajmniej nieukrywany wśród członków rodziny.
Urodził się w Warszawie, w rodzinie o tradycjach patriotycznych. Matka służyła w Szarych Szeregach, ojciec był żołnierzem Armii Krajowej.
Zgodność czynów ze słowami (skala 0-10)
2
9
Prawdomówny inaczej
Tusk konsekwentnie i z uporem zaprzeczał rewelacjom, jakie przyniosła "afera Wehrmachtu", nazywając je oszczerstwami i pomówieniami. Zmienił dopiero taktykę, kiedy światło dzienne ujrzały dokumenty jednoznacznie potwierdzające udział jego dziadka w jednostkach Wehrmachtu. "Nie wiedziałem o tym. Gdybym miał taką wiedzę, nie ukrywałbym jej" - przekonywał Tusk (PAP 14.10.2005). Jego zapewnienia brzmią jednak mało przekonywająco, jeśli weźmie się pod uwagę fakt, że Tusk jest historykiem, autorem książek i publikacji dotyczących Gdańska, wreszcie to, iż sam często powołuje się na kaszubskie korzenie swojej rodziny.
Tusk swą rzekomą niewiedzę tlumaczył tym, że nigdy nie było o tym mowy w przekazach rodzinnych. Czy to jednak możliwe, by w rodzinie Tuska nie wiedziano o tak istotnym "epizodzie" z życia jego dziadka? Historyk Tusk wspominający o dziejach swej rodziny w książce "Był sobie Gdańsk" mógłby na tyle nie interesować się losami wojennymi swoich przodków? Oto, jak ujawnił ostatnio "Głos", Sylwia Pietrzykowska przedstawiona jako wnuczka Józefa Tuska, która przez 30 lat mieszkała razem ze swym dziadkiem w Sopocie, miała skomentować przed kamerą jednej z prywatnych stacji telewizyjnych (emisja materiału została w ostatniej chwili wstrzymana) informacje o służbie dziadka Donalda Tuska w Wehrmachcie: "Dla mnie to nie było zaskoczenie. Bo ja wiem, co się działo z moim dziadkiem". A wnuczek - historyk, nie wiedział, co sie działo z jego dziadkiem! Tusk przejechał się na "aferze Wehrmachtu" wcale nie ze względu na przeszłość dziadka, bo nikt nie odpowiada za przeszłość przodków, ale dlatego, że postawił pod znakiem zapytania swoją wiarygodność. Polska miała już jednego prawdomównego inaczej "magistra" i dobrze na tym nie wyszła. Nasz Dziennik 21.10.2005 Pobierz film z wywiadem z wnuczką Józefa Tuska nakręcony przez TVN Pobierz wypowiedź Antoniego Macierewicza dla Aktualności Radia Maryja
Krótkie przypomnienie - kilka mniej lub bardziej znanych faktów
Donald Tusk
Lech Kaczyński
1957Urodził się w rodzinie gdańskich Kaszubów.
1984Współtworzy książkę Dzieje Brus i okolicy, pracę zbiorową pod redakcją Józefa Borzyszkowskiego. Na stronach 424-426 autorzy wojskową, partyzancką, wojenną działalność i walkę Kaszubów opisują jako: ...uaktywnie reakcyjnego podziemia i band, które terroryzowały ludność i dokonywały grabieży. Dla D. Tuska żołnierze Polskiego Państwa Podziemnego, żołnierze Armii Krajowej i "Gryfa" jeszcze w 1985 r. (!!!) byli zaplutymi karłami reakcji.
1992Uczestniczy aktywnie w "zamachu stanu" obalając rząd Jana Olszewskiego, kiedy ten próbuje przeprowadzić w Polsce lustrację.Jako wiceprzewodniczący Zarządu Głównego Związku Kaszubsko - Pomorskiego tuż po upadku rządu Jana Olszewskiego, Donald Tusk uczestniczył w II Kongresie Kaszubskim. 13 czerwca do uczestników Kongresu wygłosił programowe przemówienie. Przedstawił w nim program pełnej autonomii Pomorza (Kaszub), które winno posiadać nie tylko własny rząd, ale i własne wojsko oraz własny pieniądz. Janusz Lewandowski na zjeździe KLD w Sobieszewie skreśla z deklaracji programowej sformułowanie o wartościach chrześcijańskich. KLD głosuje przeciwko przyjęciu ustawy antyaborcyjnej czyli za pełną swobodą kobiet do zabijania nienarodzonych dzieci.
1994Tusk mówi że gdyby to od niego zależało nie podpisałby konkordatu.
200119 stycznia zakłada Platformę Obywatelską razem z Andrzejem Olechowskim i Maciejem Płażyńskim (to kolejna jego partia, przedtem w KLD-UD-UW)
2005Donald Tusk w trakcie kampanii prezydenckiej, wziął kościelny ślub ze swoją żoną. Był w związku cywilnym od 27 lat.Oświadcza, że nie chce Polski "czarnych i czerwonych".
1949Urodził się w Warszawie, w rodzinie o tradycjach patriotycznych. Do dzisiaj żyjąca mama służyła w Szarych Szeregach, ojciec był żołnierzem Armii Krajowej.
1977 Zostaje współpracownikiem Biura Inwerwencji Komitetu Obrony Robotników, gdzie prowadził szkolenia z zakresu prawa pracy dla robotników.
1978Działa w Wolnych Związkach Zawodowych.
1980Zostaje doradcą Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego w Stoczni w Gdańsku
1981Jest członkiem gdańskiego NSZZ "Solidarność" na I Zjazd Krajowy. Przewodniczył zespołowi do spraw uregulowania stosunków z PZPR. W czasie stanu wojennego internowany. Po uwolnieniu powrócił do działalności związkowej i współpracował z Lechem Wałęsą (był członkiem Komitetu Obywatelskiego przy Lechu Wałęsie).
1990 Po tym jak brał udział w obradach Okrągłego Stołu (w zespole do spraw pluralizmu związkowego) został wybrany na wiceprzewodniczącego Krajowej Komisji Solidarności. Zostaje I wiceprzewodniczącym Związku. Kiedy Lech Wałęsa przeszedł do wielkiej polityki, współkierował "Solidarnością".
1989Wybrany na senatora, dwa lata później został posłem z listy Porozumienia Obywatelskiego Centrum.1991został na kilka miesięcy szefem Biura Bezpieczeństwa Narodowego w Kancelarii Prezydenta
1992Do 1995 roku pełnił funkcję prezesa Najwyższej Izby Kontroli. 2000Objął stanowisko ministra sprawiedliwości.
2001Założył prawicową partię "Prawo i Sprawiedliwość" i z ramienia nowej partii trafił do Sejmu. 2002 Zostaje prezydentem Warszawy.
2004 Zakazał przejścia parady homoseksualistów przez Warszawę.Doprowadził do powstania Muzeum Powstania Warszawskiego.Zgodził się (choć z pewnym opóźnieniem) na postawienie w Warszawie pomnika KL Warschau Pomnik poświęcony jest ofiarom obozu koncentracyjnego w Warszawie, w którym stracono około 200 tys. Polaków (więcej na temat tego "przemilczanego" obozu śmierci w kolejnych biuletynach).
Uprawnienia prezydenta
Przypominamy czym zajmuje się prezydent (niektórzy sądzą, że tylko siedzi w telewizorze, spotyka się na salonach lub ewentualnie coś zawetuje. Wybory prezydenckie to nie rewia mody tylko wybór osoby, która będzie rządzić państwem, jej wybór zdecyduje czy nastąpią w Polsce zmiany czy nie. Prezydent ma następujące uprawnienia:
może zawetować ustawy parlamentu, przez co ma możliwość blokowania bądź wspierania prac sejmowych
może zgłaszać własne projekty ustaw
może wygłaszać orędzia do narodu, kształtując opinie społeczeństwa
pełni rolę reprezentacyjną i jest głową państwa
ma prawo odznaczania wysokimi odznaczeniami państwowymi
ratyfikuje i wypowiada umowy międzynarodowe, jak również mianuje i odwołuje ambasadorów.
występuje do Sejmu z wnioskiem o nominowanie i odwołanie prezesa NBP. Powołuje prezesa i wiceprezesa Trybunału Konstytucyjnego, prezesów Sądu Najwyższego i wielu innych sędziów
jest najwyższym zwierzchnikiem sił zbrojnych
dysponuje zespołem kilkuset doradców, prawników, ekspertów
Ciekawe artykuły Przedwyborcza gra o wszystkohttp://www.naszdziennik.pl/index.php?typ=my&dat=20051018&id=my11.txtPłacimy ogromnie wysoką cenę za skutki rządów postkomunistycznych i liberalnych lumpenelit, swą antynarodową polityką spychających Polskę coraz wyraźniej na drogę katastrofy na miarę kryzysu argentyńskiego...autor tekstu: prof. dr hab. Jerzy Robert NowakPolska solidarna czy liberalna?http://www.niedziela.pl/xml.php?wyd=nd&doc=nd200540.xml&nr=20Przypomnijmy Czytelnikom choćby niektóre różnice w wizjach Polski dwóch głównych sił, które będą wkrótce sprawowały władzę...Z Lechem Stefanem - wiceprezesem Stowarzyszenia "Pro Cultura Catholica", działaczem opozycyjnym Solidarności Dolnośląskiej, przewodniczącym byłej Wyborczej Akcji Katolickiej we Wrocławiu - rozmawia Krzysztof Jan Dracz
Podsumowując: Możliwe, że weźmiemy teraz udział w przełomowym i zwrotnym dla naszego kraju wydarzeniu, o którym będą pisały podręczniki historii. Albo pogrążymy, być może bezpowrotnie, Polskę w laickiej i komercyjnej popkulturze, gdzie straci swą tożsamość narodową i duchową, oddana pod władzę pieniądza wąskich elit, które pieniądzem władają. Wybór należy do Ciebie.
środa, 20 sierpnia 2008
TARCZA, i GRZYBY, NY...
************************
Dariusz Rohnka
Tarcza Putina
Opublikowany 31 sierpnia 2007
***
W swoim poemacie Moskwa - Pietuszki, Wieniedikt Jerofiejew pisał z wewnętrznym przekonaniem: Wszyscy mówią ‘Kreml, Kreml’, od każdego to słyszę, a ja sam ani razu Kremla nie widziałem. Zamykając oczy na dookolną rzeczywistość, tułający się po stolicy swego kraju, Jerofiejew nie mógł chyba lepiej wyrazić swojego zniesmaczenia. Jako poeta, pisarz, człowiek bynajmniej nie sowiecki, mógł sobie ignorować wszystko, na co tylko przyszła mu ochota, choć, po prawdzie owa buńczuczna deklaracja była jedynie błyskotliwą próbą zakamuflowania trawiącej go rozpaczy. Jerofiejew usiłował ignorować podsowiecką rzeczywistość, i takie było jego święte prawo, inaczej rzecz wygląda, gdy owa ignorancja nawiedza wielkich (choćby jedynie tytularnie) aktorów tego świata. W tym drugim przypadku, bezrozumne zamykanie oczu na rzeczywistość prowadzić musi do przykrych konsekwencji.
W połowie lipca 2007 roku na pierwszych stronach wszystkich światowych gazet pojawiła się elektryzująca informacja: Rosja zawiesiła swój udział w Traktacie o Ograniczeniu Sił Konwencjonalnych w Europie. Według oficjalnego oświadczenia Kremla, decyzja ta została podjęta w związku z wyjątkowymi okolicznościami, które naruszają bezpieczeństwo Federacji Rosyjskiej i wymagają podjęcia natychmiastowych kroków.
NATO i Biały Dom zareagowały ostro i dość nerwowo, uznając zapewne zgodnie, że obecne zachowanie Kremla nazbyt mocno kojarzy się z dawną, niemal już zapomnianą, zimnowojenną sowiecką retoryką. I tak, rzecznik Paktu, James Appathurai, wyraził rozczarowanie rosyjską decyzją, dodał jeszcze w nastroju retrospektywnego optymizmu, że NATO uważa Traktat za ważny kamień milowy dla europejskiego bezpieczeństwa.
Decyzja Kremla przekłada się w praktyce na możliwość rozmieszczenia większej ilości broni konwencjonalnej przy jej zachodniej granicy, choć krok taki jest mało prawdopodobny, jest przy tym pozbawiony znaczenia militarnego. W przyszłym konflikcie zbrojnym, jeśli do niego oczywiście dojdzie, broń konwencjonalna będzie miała drugorzędne, znikome znaczenie, poza tym wiadomo, że od początku lat 90., a więc od chwili podpisania wzmiankowanego traktatu, Rosja Sowiecka nigdy nie zastosowała się do jego postanowień, utrzymując na europejskiej części swojego terytorium znacznie większe ilości broni, aniżeli wynikałoby to z podpisanych porozumień.
W istocie, nikt chyba nie wierzy, aby chodziło o podpisany niemal dwadzieścia lat temu dokument, będący jeszcze jednym symbolem zamazywania globalnej rzeczywistości politycznej. Komentatorzy różnych opcji zgodnie natomiast przekonują, że sugestywny gest Putina należy odczytywać w kontekście amerykańskiej tarczy rakietowej i rozmieszczenia jej elementów na obszarze Czech i Polski.
Tarcza istotnie jest problemem:
*dla amerykańskich podatników, którzy będą zmuszeni ponieść koszty jej instalacji;
*dla amerykańskiej Partii Demokratycznej, która ani chce słyszeć o dalszych wydatkach na zbrojenia, sukcesywnie obcinając kolejne pozycje w budżecie Departamentu Obrony (setki milionów na obronę antyrakietową, kolejne setki milionów na budowę broni laserowej, etc.);
*dla tutejszej ludności wschodnioeuropejskiej, dla której budowa tarczy na jej terenie oznacza apokaliptyczną wizję nuklearnej zagłady w przyszłości;
*dla zachodnioeuropejskich społeczeństw i ich establishmentów, które konsekwentnie, od kilkudziesięciu lat sabotują każdą kolejną próbę (choćby tak wirtualną, jak amerykańska tarcza) obrony własnego terytorium, bojąc się, że taka obrona wzmocni jedynie strategiczną pozycję Stanów Zjednoczonych; zapewne także dla ekologów, którzy, jak można domniemywać, odkryją wkrótce rzadkie okazy flory lub fauny na terenie przewidzianym pod budowę baz.
Czy tarcza jest w równym stopniu problemem dla Putina? Z militarnego punktu widzenia, amerykańska antyrakietowa tarcza, wyposażona w zaledwie 10 rakiet przechwytujących, której baza ma zostać zbudowana gdzieś nad brzegami Bałtyku, jest niewinnym gadżetem, mogącym co najwyżej zagrozić meteorologicznym instytucjom badawczym, wypuszczającym swoje balony przy pomocy napędu rakietowego. Rosja Sowiecka, o czym polityczne establishmenty tzw. demokratycznego świata chętnie zapominają, nigdy nie straciła realnej pozycji najpotężniejszego, obok Stanów Zjednoczonych, mocarstwa atomowego.
Czy tarcza jest w równym stopniu problemem dla Putina? Z militarnego punktu widzenia, amerykańska antyrakietowa tarcza, wyposażona w zaledwie 10 rakiet przechwytujących, której baza ma zostać zbudowana gdzieś nad brzegami Bałtyku, jest niewinnym gadżetem, mogącym co najwyżej zagrozić meteorologicznym instytucjom badawczym, wypuszczającym swoje balony przy pomocy napędu rakietowego. Rosja Sowiecka, o czym polityczne establishmenty tzw. demokratycznego świata chętnie zapominają, nigdy nie straciła realnej pozycji najpotężniejszego, obok Stanów Zjednoczonych, mocarstwa atomowego.
Dysponuje potężnym, liczonym w tysiące, arsenałem naziemnych rakiet międzykontynentalnych, potężnym arsenałem rakiet umieszczonych na atomowych łodziach podwodnych, i, co znacznie bardziej istotne, jest silnie zaangażowana w rozbudowę nowoczesnej technologii broni strategicznej.
Podobnie jak dwie dekady wcześniej, tysiące sowieckich rakiet jest wycelowanych w bardzo konkretne cele na terytorium Stanów Zjednoczonych. Były amerykański sekretarz obrony, Robert McNamara, ten sam McNamara, który jak na ironię, odwiódł u progu lat 70. prezydenta Johnsona od idei budowy tarczy antyrakietowej, opierając się na raportach opracowanych jeszcze w latach 80., określa w jednym z artykułów bardzo konkretne sowieckie cele na terytorium samego tylko Nowego Jorku. I tak, wedle McNamary, w każde z trzech nowojorskich lotnisk wymierzone są po dziś dzień dwie jednomegatonowe bomby, po jednej takiej bombie przewidziano dla każdego z głównych nowojorskich mostów, dwie dla Wall Street i po dwie dla każdej z czterech rafinerii. Poza tym są jeszcze cele w postaci dworca centralnego, urządzeń portowych etc.
Od końca lat 90. Rosja Sowiecka rozwija program budowy najbardziej zaawansowanej technologicznie rakiety Topol-M (SS-27), która może być wystrzeliwana z silosów oraz bardzo trudnych do wyśledzenia i zniszczenia wyrzutni mobilnych. Istnieje także wersja przystosowana do instalacji na łodziach podwodnych (Buława). Największą zaletą nowej broni, która ma stanowić podstawę sowieckiego uzbrojenia do roku 2015 jest fakt, że żaden amerykański system obronny nie stanowi dla niej zagrożenia. Dotyczy to zarówno osławionej tarczy antyrakietowej, jak i nieco bardziej futurystycznej broni laserowej, zainstalowanej w przestrzeni kosmicznej. Według opinii ekspertów, Topol-M jest wyposażona w rodzaj osłony, chroniącej przed promieniowaniem, wpływem pola elektromagnetycznego i fizycznymi wstrząsami (starsze modele sowieckich rakiet mogły być zniszczone przy pomocy wybuchu atomowego). Co więcej, w maju 2007 roku Rosja Sowiecka przeprowadziła udany test z już zmodernizowaną wersją rakiety Topol-M, RS-24, która, w odróżnieniu od poprzedniczki, pozwala na przenoszenie równocześnie wielu głowic.
Rosja Sowiecka nie tylko rozbudowuje swój arsenał broni strategicznej, ale także nieustannie sprawdza stan gotowości bojowej swoich wojsk rakietowych, przeprowadzając rocznie około 15 testów z wykorzystaniem rakiet balistycznych (zarówno Topol-M jak i starszych, takich jak SS-18 i SS-19), a Władimir Putin, odgrywający obecnie na Kremlu rolę gospodarza, z wielkim entuzjazmem asystuje podczas kolejnych demonstracji rzekomo postsowieckiej potęgi.
Cóż zatem myśli Władimir Putin? Czy dziesięć amerykańskich silosów, umiejscowionych nad polskim Bałtykiem spędza sen z jego powiek? Czy czuje się zagrożony możliwością ataku z amerykańsko-polsko-czeskiej strony? Może buduje już dla siebie nowy schron, gdzieś głęboko pod skałami Uralu? Z dużą dozą prawdopodobieństwa na każde z tych pytań można odpowiedzieć negatywnie. Putin nie musi się martwić tarczą swojego rywala, ma swoją własną, znacznie wytrzymalszą, znacznie potężniejszą - atak.
Przynajmniej od dwóch dziesięcioleci trwa nieustająca proliferacja sowieckiej broni rakietowej do tak zwanych wrogich państw. Rosja Sowiecka od lat sprzedaje swoją broń i technologię komunistycznym Chinom. Nie gardzi kontrahentami w rodzaju Iraku, Korei Północnej, Syrii czy Iranu, w zamian za co liczyć może nie tylko na pieniądze, ale również na daleko posuniętą polityczną życzliwość.
Putin ma jeszcze jednego asa w rękawie - światowy terroryzm. Jako ojciec chrzestny współczesnego terroryzmu, Rosja Sowiecka kontroluje wszystkie istotniejsze organizacje terrorystyczne, Al-Kaidy nie wyłączając. Można spierać się o szczegóły, szacować stopień zaangażowania sowieckich tajnych służb w poszczególne przedsięwzięcia, nie sposób zaprzeczyć tylko temu, że to Sowieci pociągają za sznurki. Dlatego, gdy jakiś szaleniec rozrywa się na kawałki przy pomocy prymitywnej bomby w kolejce podziemnej w centrum Londynu, można oczywiście domniemywać, że działał na własną rękę. Gdy jednak któregoś ponurego dnia, co nie daj Boże, nad Waszyngtonem lub Nowym Jorkiem rozbłyśnie atomowy grzyb, i nie będzie on następstwem interkontynentalnego ataku, za zamachem stać będą służby, działające według sowieckiej długofalowej strategii. To będzie właśnie sowiecka tarcza, służąca bynajmniej nie do obrony, za którą łatwo ukryć także swoje prawdziwe intencje i cele.
Od końca lat 90. Rosja Sowiecka rozwija program budowy najbardziej zaawansowanej technologicznie rakiety Topol-M (SS-27), która może być wystrzeliwana z silosów oraz bardzo trudnych do wyśledzenia i zniszczenia wyrzutni mobilnych. Istnieje także wersja przystosowana do instalacji na łodziach podwodnych (Buława). Największą zaletą nowej broni, która ma stanowić podstawę sowieckiego uzbrojenia do roku 2015 jest fakt, że żaden amerykański system obronny nie stanowi dla niej zagrożenia. Dotyczy to zarówno osławionej tarczy antyrakietowej, jak i nieco bardziej futurystycznej broni laserowej, zainstalowanej w przestrzeni kosmicznej. Według opinii ekspertów, Topol-M jest wyposażona w rodzaj osłony, chroniącej przed promieniowaniem, wpływem pola elektromagnetycznego i fizycznymi wstrząsami (starsze modele sowieckich rakiet mogły być zniszczone przy pomocy wybuchu atomowego). Co więcej, w maju 2007 roku Rosja Sowiecka przeprowadziła udany test z już zmodernizowaną wersją rakiety Topol-M, RS-24, która, w odróżnieniu od poprzedniczki, pozwala na przenoszenie równocześnie wielu głowic.
Rosja Sowiecka nie tylko rozbudowuje swój arsenał broni strategicznej, ale także nieustannie sprawdza stan gotowości bojowej swoich wojsk rakietowych, przeprowadzając rocznie około 15 testów z wykorzystaniem rakiet balistycznych (zarówno Topol-M jak i starszych, takich jak SS-18 i SS-19), a Władimir Putin, odgrywający obecnie na Kremlu rolę gospodarza, z wielkim entuzjazmem asystuje podczas kolejnych demonstracji rzekomo postsowieckiej potęgi.
Cóż zatem myśli Władimir Putin? Czy dziesięć amerykańskich silosów, umiejscowionych nad polskim Bałtykiem spędza sen z jego powiek? Czy czuje się zagrożony możliwością ataku z amerykańsko-polsko-czeskiej strony? Może buduje już dla siebie nowy schron, gdzieś głęboko pod skałami Uralu? Z dużą dozą prawdopodobieństwa na każde z tych pytań można odpowiedzieć negatywnie. Putin nie musi się martwić tarczą swojego rywala, ma swoją własną, znacznie wytrzymalszą, znacznie potężniejszą - atak.
Przynajmniej od dwóch dziesięcioleci trwa nieustająca proliferacja sowieckiej broni rakietowej do tak zwanych wrogich państw. Rosja Sowiecka od lat sprzedaje swoją broń i technologię komunistycznym Chinom. Nie gardzi kontrahentami w rodzaju Iraku, Korei Północnej, Syrii czy Iranu, w zamian za co liczyć może nie tylko na pieniądze, ale również na daleko posuniętą polityczną życzliwość.
Putin ma jeszcze jednego asa w rękawie - światowy terroryzm. Jako ojciec chrzestny współczesnego terroryzmu, Rosja Sowiecka kontroluje wszystkie istotniejsze organizacje terrorystyczne, Al-Kaidy nie wyłączając. Można spierać się o szczegóły, szacować stopień zaangażowania sowieckich tajnych służb w poszczególne przedsięwzięcia, nie sposób zaprzeczyć tylko temu, że to Sowieci pociągają za sznurki. Dlatego, gdy jakiś szaleniec rozrywa się na kawałki przy pomocy prymitywnej bomby w kolejce podziemnej w centrum Londynu, można oczywiście domniemywać, że działał na własną rękę. Gdy jednak któregoś ponurego dnia, co nie daj Boże, nad Waszyngtonem lub Nowym Jorkiem rozbłyśnie atomowy grzyb, i nie będzie on następstwem interkontynentalnego ataku, za zamachem stać będą służby, działające według sowieckiej długofalowej strategii. To będzie właśnie sowiecka tarcza, służąca bynajmniej nie do obrony, za którą łatwo ukryć także swoje prawdziwe intencje i cele.
-------------------------------------
-----------------------------
PRZECZYTAJ TEŻ:
/ /...Rok 1989 spłynął z kart historii jak nie przymierzając woda po kaczce. Przestał się liczyć, gdy sympatie społeczeństwa odwróciły się od samozwańczych „obalaczy komuny” na rzecz dawnych panów. Wystarczyło zaledwie kilka lat, aby ujawnić wstydliwe przywiązanie. Nie licząc porzucenia zgrzebnych atrybutów socjalizmu, uprzykrzających życie peerelowskim obywatelom, nie dokonał się żaden przełom, żaden zwrot historii. Co najwyżej rzeczywistość stała się jeszcze bardziej surrealistyczna, a bolszewicy odnieśli kolejne zwycięstwo.
Komunizm nie upadł, tak jak najpewniej nie upadnie w lipcu 2008 roku, ponieważ nie mogła tego dokonać grupka w taki czy inny sposób ubezwłasnowolnionych opozycjonistów, z których zresztą większość pałała mniej lub bardziej utajoną sympatią do socjalizmu, byleby z ludzkim, nie zamordystycznym, obliczem. Nie zrobiło tego społeczeństwo, ponieważ podobny zamysł nigdy nie zagościł w jego mentalności. Nie upadł na życzenie samych komunistów, choć ta absurdalna teza zdaje się być nawet całkiem popularna... / / cd:
Komunizm nie upadł, tak jak najpewniej nie upadnie w lipcu 2008 roku, ponieważ nie mogła tego dokonać grupka w taki czy inny sposób ubezwłasnowolnionych opozycjonistów, z których zresztą większość pałała mniej lub bardziej utajoną sympatią do socjalizmu, byleby z ludzkim, nie zamordystycznym, obliczem. Nie zrobiło tego społeczeństwo, ponieważ podobny zamysł nigdy nie zagościł w jego mentalności. Nie upadł na życzenie samych komunistów, choć ta absurdalna teza zdaje się być nawet całkiem popularna... / / cd:
czwartek, 24 lipca 2008
- naj( ) waluta świata
Z bliska i z dalekaKomentarz · tygodnik „Goniec” (Toronto) · 2008-07-20 http://www.michalkiewicz.pl/
*****************************
W Singapurze wszędzie blisko. Jakże może być inaczej, skoro całe to państwo ma zaledwie niecałe 700 kilometrów kwadratowych?/ok 28x28 km/ Polska ze swoimi 360 tysiącami kilometrów kwadratowych w stosunku do Singapuru mogłaby prezentować postawę mocarstwową. A jednak to nie w Polsce, tylko w Singapurze czuje się potęgę światowego handlu. Kiedy wypłynąłem dżonką na przejażdżkę po porcie i okolicy, w zasięgu wzroku naliczyłem na redzie ponad 60 statków – a liczyłem tylko te większe, na oko co najmniej 30, a może nawet 50-tysięczniki.Wkrótce okazało się, że to tylko część redy, bo za wyspą jest część druga, na której statki, głównie potężne kontenerowce, tworzą drugie miasto, nie do odróżnienia od tego prawdziwego, zwłaszcza po zmierzchu. Nie ma najmniejszego porównania z Gdynią i Gdańskiem, do których jak mało kiedy, dzisiaj pasują słowa piosenki Maryli Rodowicz: „w małych portach, gdzie pusto cały rok”. Rzeczywiście, gdy 3 maja ub. roku wspiąłem się na wzgórze z którego widać było całą Zatokę Gdańską, przed moimi oczyma roztoczył się widok, jak w pierwszym dniu stworzenia – na redzie Gdyni i Gdańska nie było ani jednego statku. W porcie gdyńskim też prawie ani jednego – jeśli nie liczyć jakiejści łajby, na którą ładowano drewno. Ale za to mamy najsilniejszą walutę na świecie, podobnie jak i największe ceny – za co działacze („działaczów znasz li?”) Platformy Obywatelskiej obwiniają prezesa NBP. I słuszna ich racja, bo oni żyją przecież w stanie pierwotnej niewinności, którą na Zamojszczyźnie opisują słowami: „ono bidne, durne nie wi”. „Bo słuchajcie i zważcie u siebie” – jak radzi Adam Mickiewicz – czyż taki, dajmy na to, poseł Zbigniew Chlebowski, rozumie cokolwiek z gospodarki? Po szefowaniu gminie, którą pozostawił z długami, schronił się za murami poselskiego immunitetu, więc musi stawać przed razwiedką na zadnich nogach i im mniej rozumie, czego od niego chcą, tym spokojniej śpi. Za cóż więc go winić? Za to, że żyje, jak tam najlepiej potrafi?
Ja oczywiście do posła Chlebowskiego nic nie mam i nawet szczęśliwie go nie znam, więc jeśli używam go w charakterze przykładu, to nie ma w tym niczego osobistego. To jest po prostu ilustracja, jaką małą mądrością rządzona jest dzisiaj Polska. Toteż nie wytrzymuje ona porównania z Singapurem (a właściwie – z Singapurą – bo taki właśnie napis: „Singapura” zobaczyłem na stacji kolejowej, na której zatrzymał się po trzech dniach podróży Oriental Express z Bangkoku do Singapuru). Produkt krajowy brutto na mieszkańca Singapuru w roku 2006 wyniósł 31 400 USD, podczas gdy w Polsce – niemal połowę tego, bo 14 880 USD. Ale bo też w rankingu wolności gospodarczej Singapur zajmuje drugie miejsce, zaraz po Hong-Kongu, podczas gdy Polska, pod kierownictwem partii, to znaczy razwiedki z jej agenturą i tak zwanymi – excusez le mot – „przydupasami” od 19 lat „budująca gospodarkę rynkową” – dopiero 74. I żeby było śmieszniej, wcale nie chodzi o to – czego mógłby przyczepić się PiS ze swoim „państwem solidarnym” – że
W Singapurze wszędzie blisko. Jakże może być inaczej, skoro całe to państwo ma zaledwie niecałe 700 kilometrów kwadratowych?/ok 28x28 km/ Polska ze swoimi 360 tysiącami kilometrów kwadratowych w stosunku do Singapuru mogłaby prezentować postawę mocarstwową. A jednak to nie w Polsce, tylko w Singapurze czuje się potęgę światowego handlu. Kiedy wypłynąłem dżonką na przejażdżkę po porcie i okolicy, w zasięgu wzroku naliczyłem na redzie ponad 60 statków – a liczyłem tylko te większe, na oko co najmniej 30, a może nawet 50-tysięczniki.Wkrótce okazało się, że to tylko część redy, bo za wyspą jest część druga, na której statki, głównie potężne kontenerowce, tworzą drugie miasto, nie do odróżnienia od tego prawdziwego, zwłaszcza po zmierzchu. Nie ma najmniejszego porównania z Gdynią i Gdańskiem, do których jak mało kiedy, dzisiaj pasują słowa piosenki Maryli Rodowicz: „w małych portach, gdzie pusto cały rok”. Rzeczywiście, gdy 3 maja ub. roku wspiąłem się na wzgórze z którego widać było całą Zatokę Gdańską, przed moimi oczyma roztoczył się widok, jak w pierwszym dniu stworzenia – na redzie Gdyni i Gdańska nie było ani jednego statku. W porcie gdyńskim też prawie ani jednego – jeśli nie liczyć jakiejści łajby, na którą ładowano drewno. Ale za to mamy najsilniejszą walutę na świecie, podobnie jak i największe ceny – za co działacze („działaczów znasz li?”) Platformy Obywatelskiej obwiniają prezesa NBP. I słuszna ich racja, bo oni żyją przecież w stanie pierwotnej niewinności, którą na Zamojszczyźnie opisują słowami: „ono bidne, durne nie wi”. „Bo słuchajcie i zważcie u siebie” – jak radzi Adam Mickiewicz – czyż taki, dajmy na to, poseł Zbigniew Chlebowski, rozumie cokolwiek z gospodarki? Po szefowaniu gminie, którą pozostawił z długami, schronił się za murami poselskiego immunitetu, więc musi stawać przed razwiedką na zadnich nogach i im mniej rozumie, czego od niego chcą, tym spokojniej śpi. Za cóż więc go winić? Za to, że żyje, jak tam najlepiej potrafi?
Ja oczywiście do posła Chlebowskiego nic nie mam i nawet szczęśliwie go nie znam, więc jeśli używam go w charakterze przykładu, to nie ma w tym niczego osobistego. To jest po prostu ilustracja, jaką małą mądrością rządzona jest dzisiaj Polska. Toteż nie wytrzymuje ona porównania z Singapurem (a właściwie – z Singapurą – bo taki właśnie napis: „Singapura” zobaczyłem na stacji kolejowej, na której zatrzymał się po trzech dniach podróży Oriental Express z Bangkoku do Singapuru). Produkt krajowy brutto na mieszkańca Singapuru w roku 2006 wyniósł 31 400 USD, podczas gdy w Polsce – niemal połowę tego, bo 14 880 USD. Ale bo też w rankingu wolności gospodarczej Singapur zajmuje drugie miejsce, zaraz po Hong-Kongu, podczas gdy Polska, pod kierownictwem partii, to znaczy razwiedki z jej agenturą i tak zwanymi – excusez le mot – „przydupasami” od 19 lat „budująca gospodarkę rynkową” – dopiero 74. I żeby było śmieszniej, wcale nie chodzi o to – czego mógłby przyczepić się PiS ze swoim „państwem solidarnym” – że
** w Singapurze panuje „dziki liberalizm”. Wcale nie panuje. Progresywny podatek dochodowy sięga od 4 do 40 procent, a ponadto rząd, to znaczy – funkcjonariusze Partii Akcji Ludowej – głowę dam, że to ci, którzy z tutejszej razwiedki zostali odkomenderowani do cywila – gospodarką ręcznie steruje, ale nie tak, jak sobie wyobrażają małe Moryce w Polsce. Na przykład – zasiłków dla bezrobotnych nie ma tu żadnych, więc każdy stara się znaleźć pracę, w związku z czym bezrobocie nie przekracza 3 procent – czyli realnie nie istnieje. Ale rząd subsydiuje mieszkania i na przykład w państwowym blokowisku można wynająć mieszkanie „z jedną sypialnią” już za 7 dolarów miesięcznie – w związku z czym nikt w Singapurze nie mieszka na ulicy, ani pod mostem. Ponieważ głównym bogactwem Singapuru są tak zwane „zasoby ludzkie”, przeto tutejszy surowy rząd, bezlitośnie karzący graficiarzy chłostą, umożliwiając każdemu wynajęcie mieszkania, prowadzi aktywną politykę demograficzną. Ale singapurski interwencjonizm nie polega na tym, że tutejsza razwiedka – jak, dajmy na to, w Polsce, gdzie nie tylko monopolizuje działalność gospodarczą – o czym świadczy pozycją naszego kraju w rankingu ekonomicznej wolności – ale przede wszystkim rozkrada zasoby państwa – tylko przedsiębiorcom nie przeszkadza, a o swoje państwo dba – bo wie, że nie będzie miała żadnego innego. Dlatego w Singapurze na każdym miejscu widać ład i dostatek, a na ulicach rzeczywiście nie uświadczysz bezpańskiego papierka. **
Tymczasem w Polsce – właśnie mamy „aferę sopocką”, która jest przecież tylko czubkiem góry, a właściwie mnóstwa gór i górek lodowych. Podobnież namaszczony przez samego premiera Tuska prezydent Sopotu pan Karnowski został zamieszany w tak zwane propozycje korupcyjne i nawet nagrany. O Jerum, Jerum! Prycypialna pani Pitera napisała w związku z tym niezwykle srogie pismo („król srogie głosi kary”), żądające wyjasnień od zainteresowanych. Gotów jestem się założyć, że z tych wyjaśnień będzie wynikało, iż wszystko jest w jak najlepszym porządku, co pani Julia z wdziękiem ogłosi przed kamerami TVN, a może nawet TVN-24, która w ten sposób wypełni swoją misję. Nikt jej w tym nie przeszkodzi, nikt nie postawi żadnych pytań, bo właśnie politycy PiS ogłosili bojkot tej stacji telewizyjnej, którą podejrzewam, że została utworzona przy udziale razwiedki, a może nawet przy udziale pieniędzy z tajnej kasy. W tej sytuacji rzeczywiście osoby wezwane do TVN powinny stosować się do zasad, jakie Czesław Bielecki, jeszcze jako „Maciej Poleski” skatalogował w „Małym konspiratorze”, to znaczy – powinny domagać się wezwania na piśmie z zaznaczonym numerem sprawy oraz – w jakim charakterze zostaną przesłuchane, dajmy na to, przez przodującą w pracy operacyjnej oraz wyszkoleniu bojowym i politycznym Monikę Olejnik – czy podejrzanego, czy świadka, bo jak wiadomo, sytuacja procesowa w takich razach bywa zdecydowanie odmienna. Ciekawe, jak długo politycy PiS wytrwają w swoim postanowieniu – bo przecież „l`appetit vient en mangeant” i niektórzy z nich do występów w telewizorze mają już nie to, że skłonność, ale prawdziwą zapamiętałość – jak nieboszczyk Jacek Kuroń – niech mu będzie santo subito – do wódki.
A skoro już zeszło na nieboszczyków, to do ich grona dołączył również „drogi Bronisław” – kolejny niewątpliwy kandydat na santo subito – i nawet do Singapuru dotarło, że Parlament Europejski już się krząta, żeby go jakoś unieśmiertelnić. Kolaborację ze strony Jego Ekscelencji abpa Józefa Życińskiego ma z pewnością zapewnioną, jako że ten wybitny xiążę Kościoła wyraził życzenie, by Polska miała „więcej Bronisławów Geremków”. Najwyraźniej jeden mu nie wystarczał, podobnie jak Katarzynie II „rogi huzarskie” – co złośliwie zauważył król jegomość pruski na wieść iż monarchini ta zdecydowała się na odwojowanie od Turcji Złotego Rogu.
O ile taka Katarzyna coś tam jednak skutecznie odwojowywała, to my mamy już pierwszy rezultat wizyty ministra Radosława Sikorskiego w Stanach Zjednoczonych. Oto Komisja Spraw Zagranicznych Izby Reprezentantów Kongresu USA podjęła rezolucję wzywającą Polskę do zadośćuczynienia żądaniom finansowym żydowskich organizacji „przemysłu holokaustu” – oczywiście pod pretekstem rewindykacji własności. Premier Tusk po tym uderzeniu w stół zameldował, że wszystko załatwi do końca września. Wygląda na to, żeśmy się już dowojowali, bo w tej sytuacji rozbiór Polski między Żydów i Niemców, którzy przecież z tej ustawy wycisną wszystko, niczym z cytryny, jest coraz bliższy. Tymczasem unus defensor Patriae, czyli Jarosław Kaczyński najwyraźniej przyznał się do kolejnego przeintrygowania. „W tropieniu przestępstw gospodarczych tak porwał go szlachetny zapał, że się dopiero opamiętał, gdy się za własną rękę złapał” – pisał o generale Bagno Janusz Szpotański. Jarosław Kaczyński też się złapał, ale oczywiście nie za własna rękę, tylko za prawą rękę swego brata prezydenta, czyli rękę Janusza Kaczmarka, który okazał się być „agentem” i to samego złowrogiego „układu”. A to ci dopiero siurpryza! Prawa ręka pana prezydenta Lecha Kaczyńskiego tkwiła w „układzie” podczas gdy lewa... no, mniejsza z tym. I jakże w tych warunkach się dziwić, że Singapur wygląda inaczej, a Polska – inaczej?
Stanisław Michalkiewicz http://www.michalkiewicz.pl/
Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Goniec” (Toronto, Kanada).
Tymczasem w Polsce – właśnie mamy „aferę sopocką”, która jest przecież tylko czubkiem góry, a właściwie mnóstwa gór i górek lodowych. Podobnież namaszczony przez samego premiera Tuska prezydent Sopotu pan Karnowski został zamieszany w tak zwane propozycje korupcyjne i nawet nagrany. O Jerum, Jerum! Prycypialna pani Pitera napisała w związku z tym niezwykle srogie pismo („król srogie głosi kary”), żądające wyjasnień od zainteresowanych. Gotów jestem się założyć, że z tych wyjaśnień będzie wynikało, iż wszystko jest w jak najlepszym porządku, co pani Julia z wdziękiem ogłosi przed kamerami TVN, a może nawet TVN-24, która w ten sposób wypełni swoją misję. Nikt jej w tym nie przeszkodzi, nikt nie postawi żadnych pytań, bo właśnie politycy PiS ogłosili bojkot tej stacji telewizyjnej, którą podejrzewam, że została utworzona przy udziale razwiedki, a może nawet przy udziale pieniędzy z tajnej kasy. W tej sytuacji rzeczywiście osoby wezwane do TVN powinny stosować się do zasad, jakie Czesław Bielecki, jeszcze jako „Maciej Poleski” skatalogował w „Małym konspiratorze”, to znaczy – powinny domagać się wezwania na piśmie z zaznaczonym numerem sprawy oraz – w jakim charakterze zostaną przesłuchane, dajmy na to, przez przodującą w pracy operacyjnej oraz wyszkoleniu bojowym i politycznym Monikę Olejnik – czy podejrzanego, czy świadka, bo jak wiadomo, sytuacja procesowa w takich razach bywa zdecydowanie odmienna. Ciekawe, jak długo politycy PiS wytrwają w swoim postanowieniu – bo przecież „l`appetit vient en mangeant” i niektórzy z nich do występów w telewizorze mają już nie to, że skłonność, ale prawdziwą zapamiętałość – jak nieboszczyk Jacek Kuroń – niech mu będzie santo subito – do wódki.
A skoro już zeszło na nieboszczyków, to do ich grona dołączył również „drogi Bronisław” – kolejny niewątpliwy kandydat na santo subito – i nawet do Singapuru dotarło, że Parlament Europejski już się krząta, żeby go jakoś unieśmiertelnić. Kolaborację ze strony Jego Ekscelencji abpa Józefa Życińskiego ma z pewnością zapewnioną, jako że ten wybitny xiążę Kościoła wyraził życzenie, by Polska miała „więcej Bronisławów Geremków”. Najwyraźniej jeden mu nie wystarczał, podobnie jak Katarzynie II „rogi huzarskie” – co złośliwie zauważył król jegomość pruski na wieść iż monarchini ta zdecydowała się na odwojowanie od Turcji Złotego Rogu.
O ile taka Katarzyna coś tam jednak skutecznie odwojowywała, to my mamy już pierwszy rezultat wizyty ministra Radosława Sikorskiego w Stanach Zjednoczonych. Oto Komisja Spraw Zagranicznych Izby Reprezentantów Kongresu USA podjęła rezolucję wzywającą Polskę do zadośćuczynienia żądaniom finansowym żydowskich organizacji „przemysłu holokaustu” – oczywiście pod pretekstem rewindykacji własności. Premier Tusk po tym uderzeniu w stół zameldował, że wszystko załatwi do końca września. Wygląda na to, żeśmy się już dowojowali, bo w tej sytuacji rozbiór Polski między Żydów i Niemców, którzy przecież z tej ustawy wycisną wszystko, niczym z cytryny, jest coraz bliższy. Tymczasem unus defensor Patriae, czyli Jarosław Kaczyński najwyraźniej przyznał się do kolejnego przeintrygowania. „W tropieniu przestępstw gospodarczych tak porwał go szlachetny zapał, że się dopiero opamiętał, gdy się za własną rękę złapał” – pisał o generale Bagno Janusz Szpotański. Jarosław Kaczyński też się złapał, ale oczywiście nie za własna rękę, tylko za prawą rękę swego brata prezydenta, czyli rękę Janusza Kaczmarka, który okazał się być „agentem” i to samego złowrogiego „układu”. A to ci dopiero siurpryza! Prawa ręka pana prezydenta Lecha Kaczyńskiego tkwiła w „układzie” podczas gdy lewa... no, mniejsza z tym. I jakże w tych warunkach się dziwić, że Singapur wygląda inaczej, a Polska – inaczej?
Stanisław Michalkiewicz http://www.michalkiewicz.pl/
Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Goniec” (Toronto, Kanada).
środa, 11 czerwca 2008
* Generalna ** BIJE
Subskrybuj:
Posty (Atom)