WPŁATY POLSKI do EU 2014 :
17 mld 700 mln 683 tys. zł.
1 mld 492 mln / mies
czwartek, 27 sierpnia 2009
Trzeba *
"Wszystko badajcie, a co szlachetne - zachowujcie!” (1Tes 5:21 BT)
"Każda prawda przechodzi trzy etapy: najpierw jest wyśmiewana, potem gorliwie zwalczana, a w końcu akceptowana jako coś oczywistego"
Artur Schopenhauer
( )Państwo narodowe opodatkowuje własnych obywateli; imperium opodatkowuje inne państwa narodowe (...) W XX wieku, po raz pierwszy w historii, Ameryce udało się opodatkować świat nie wprost - za pośrednictwem inflacji. Zamiast bezpośrednio domagać się podatku, jak czyniły to wszystkie poprzednie imperia, USA rozprowadziły po świecie, w zamian za towary, własną walutębez pokrycia - dolary - z zamiarem późniejszego doprowadzenia do ich inflacji i dewaluacji. To z kolei umożliwiało odkupienie każdego następnego dolara za mniejszą ilość dóbr. Owa różnica stanowiła imperialny podatek spływający do Stanów Zjednoczonych. A oto, jak do tego doszło.( )
Dr Krassimir Petrov
I. Ekonomia imperiów
Państwo narodowe opodatkowuje własnych obywateli; imperium opodatkowuje inne państwanarodowe. Historia imperiów, od hellenistycznego i rzymskiego po osmańsko-tureckie i brytyjskie,poucza nas, że ekonomicznym fundamentem każdego bez wyjątku imperium jest opodatkowanieinnych narodów. Zdolność imperium do narzucania podatków zawsze opiera się na lepszej isilniejszej gospodarce, a w konsekwencji - na lepszym i silniejszym wojsku. Część podatkówściąganych od poddanych szła na podnoszenie stopy życiowej obywateli imperium; część zaśsłużyła dalszemu wzmacnianiu dominancji militarnej niezbędnej do egzekwowania owych podatków.
Historycznie rzecz biorąc, kraje podporządkowane składały daniny w rozmaitych formach - zwykle w złocie i srebrze tam, gdzie kruszce te miały walor pieniądza, ale nieraz także w postaci niewolników, żołnierzy, ziemiopłodów, bydła czy innych produktów i surowców naturalnych, wzależności od tego, jakich dóbr gospodarczych imperium żądało a kraj podwładny był w stanie dostarczyć. Dawniej opodatkowanie na rzecz imperium miało zawsze formę bezpośrednią: państwo podporządkowane przekazywało te dobra gospodarcze wprost do imperium.
W XX wieku, po raz pierwszy w historii, Ameryce udało się opodatkować świat nie wprost - a za pośrednictwem inflacji. Zamiast bezpośrednio domagać się podatku, jak czyniły to wszystkiepoprzednie imperia, USA rozprowadziły po świecie, w zamian za towary, własną walutę bezpokrycia - dolary - z zamiarem późniejszego doprowadzenia do ich inflacji i dewaluacji. To z koleiumożliwiało odkupienie każdego następnego dolara za mniejszą ilość dóbr - właśnie owa różnica[między ilością dóbr importowanych a eksportowanych] stanowiła imperialny podatek spływającydo Stanów Zjednoczonych. A oto, jak do tego doszło.
W początkach XX wieku gospodarka USA uzyskała dominującą pozycję w świecie. Dolar amerykański był wówczas ściśle związany ze złotem, toteż jego wartość ani nie rosła, ani nie malała, lecz była wciąż równa tej samej ilości złota. Wielki Kryzys, z poprzedzającą go inflacją wlatach 1921 - 1929 oraz napęczniałymi deficytami budżetowymi w latach następnych, pokaźniezwiększył ilość waluty w obiegu - dalsze utrzymywanie jej pokrycia w złocie stało się niemożliwe.To skłoniło Roosevelta do zniesienia w 1932 r. sprzężenia między wartością dolara a wartościązłota. Aż do tego momentu USA mogły co prawda dominować w gospodarce światowej, ale, wsensie ekonomicznym, nie były jeszcze imperium. Stała wartość dolara i jego wymienialność nazłoto nie pozwalała Amerykanom ekonomicznie wykorzystywać innych krajów.
Amerykańskie imperium w sensie ekonomicznym narodziło się w Bretton Woods w 1945 r.Wprawdzie dolar nie był już w pełni wymienialny na złoto, ale ową wymienialność na złotozagwarantowano rządom innych państw - i tylko im. Tym samym dolar stał się walutą rezerwowącałego świata. Było to możliwe, ponieważ w czasie II wojny światowej Stany Zjednoczonezaopatrywały aliantów żądając zapłaty w złocie, dzięki czemu zgromadziły u siebie znaczną częśćświatowych zasobów tego kruszcu. Imperium nie mogłoby zaistnieć, gdyby, zgodnie zpostanowieniami z Bretton Woods, podaż dolara pozostała ograniczona i nie przekraczała wartościdostępnego złota. Umożliwiałoby to pełną wymianę dolarów z powrotem na złoto. Jednak polityka"armaty i masła" z lat sześćdziesiątych miała typowy charakter imperialny: podaż dolarazwiększano nieustannie, żeby finansować wojnę w Wietnamie i projekt "wielkiego społeczeństwa"L. B. Johnsona. Większość owych dolarów trafiała za granicę w zamian za towary sprzedawane doUSA bez szans na odkupienie ich po tej samej cenie. Wzrost zasobów dolarowych zagranicywywoływany przez nieustanny deficyt handlowy Stanów Zjednoczonych był równoznaczny zopodatkowaniem - z klasycznym podatkiem inflacyjnym nakładanym przez dany kraj na własnychobywateli, tyle że tym razem był to podatek inflacyjny nałożony przez USA na resztę świata.
Kiedy zagranica zażądała w latach 1970-1971 wymiany posiadanych dolarów na złoto, 15 sierpnia1971 rząd USA ogłosił niewypłacalność. Wprawdzie opinię publiczną karmiono frazesami o"zerwaniu więzi między dolarem a złotem", ale w rzeczywistości odmowa spłaty w złocie byłaaktem bankructwa rządu Stanów Zjednoczonych. W gruncie rzeczy USA ogłosiły się wtedyimperium. Wyciągnęły z reszty świata ogromną ilość dóbr, nie mając zamiaru ani możliwości ich zwrócić, a bezsilny świat musiał się z tym pogodzić - świat został opodatkowany i nic nie mógł nato poradzić.
Od tego momentu, aby Stany Zjednoczone mogły utrzymać status imperium i nadal ściągaćpodatki, reszta świata musiała w dalszym ciągu akceptować - jako zapłatę za dobra ekonomiczne -stale tracące na wartości dolary. Musiała też gromadzić ich coraz więcej. Trzeba było więc daćświatu jakiś powód do gromadzenia dolarów, a powodem tym stała się ropa.
Gdy coraz wyraźniej było widać, że rząd USA nie zdoła wykupić swych dolarów płacąc za nie złotem, zawarł on w latach 1972-73 żelazną umowę z Arabią Saudyjską: USA będą wspieraćwładzę królewskiej rodziny Saudów, a w zamian za to kraj ten będzie sprzedawał ropę wyłącznie za dolary. Śladem Arabii Saudyjskiej miała podążyć reszta państw OPEC. Ponieważ świat musiał kupować ropę od arabskich krajów naftowych, utrzymywał rezerwy dolarowe, aby mieć czym za nią płacić. Świat potrzebował coraz więcej ropy, a jej ceny szły stale w górę, toteż popyt na dolarymógł tylko wzrastać. Wprawdzie dolarów nie można już było wymienić na złoto, ale za to stały sięone wymienialne na ropę naftową.
Sens ekonomiczny wspomnianej umowy sprowadzał się do tego, że dolar miał pokrycie w ropienaftowej. Dopóki tak było, świat musiał gromadzić coraz większe sumy dolarów, ponieważ byłyone niezbędne, aby móc kupić ropę. Tak długo jak dolar był jedynym dopuszczalnym środkiempłatności za ropę, miał on zagwarantowaną dominację w świecie, a amerykańskie imperium mogłodalej ściągać podatki z całego świata. Gdyby dolar, z jakiegokolwiek powodu, stracił pokrycie wropie naftowej, amerykańskie imperium przestałoby istnieć. Trwanie imperium wymagało więc, abyropa była sprzedawana wyłącznie za dolary. Wymagało ponadto, aby rezerwy ropy pozostawały rozproszone pomiędzy osobne, suwerenne państwa nie dość silne politycznie bądź militarnie, żebymóc żądać zapłaty za ropę w jakiejś innej formie. Gdyby ktoś zażądał innej zapłaty, należało goprzekonać do zmiany zdania - poprzez naciski polityczne albo środkami militarnymi.
Człowiekiem, który faktycznie zażądał za ropę zapłaty w euro był, w 2000 r., Saddam Hussein. Wpierwszej chwili jego życzenie zostało wyśmiane, później było lekceważone, ale kiedy stawało sięcoraz jaśniejsze, że jego zamiary są poważne, zaczęto wywierać na niego polityczną presję, abyzmienił zdanie. Kiedy również inne kraje, takie jak Iran, zażyczyły sobie zapłaty w innychwalutach, przede wszystkim w euro i w jenach, dolar znalazł się w realnym niebezpieczeństwie.Taka sytuacja wymagała akcji karnej. W Bushowskiej operacji "Szok i Przerażenie" w Iraku niechodziło o nuklearny potencjał Saddama, o obronę praw człowieka, o propagowanie demokracji,ani nawet o zagarnięcie pól naftowych; chodziło o obronę dolara, a tym samym - amerykańskiegoimperium. Chodziło o pokazanie światu, że każdy kto zażąda zapłaty za ropę w walucie innej niżdolar USA, będzie przykładnie ukarany.Wielu krytykowało Busha za to, że wszczął wojnę, aby zająć irackie pola naftowe. Krytycy cijednak nie potrafili wytłumaczyć, dlaczego Bushowi zależało na zajęciu owych złóż - przecież mógłpo prostu wydrukować puste dolary i uzyskać za nie tyle ropy, ile tylko mu było potrzeba. Musiałwięc mieć inny powód do inwazji na Irak.
Historia uczy, że imperium ma dwa uzasadnione powody do toczenia wojen: (1) w obronie własnej;albo (2) aby uzyskać poprzez wojnę jakieś korzyści. W każdym innym wypadku, co pomistrzowsku wykazał Paul Kennedy w "The Rise and Fall of the Great Powers", wysiłek wojennywyczerpie jego zasoby ekonomiczne i przyczyni się do jego rozpadu. Mówiąc językiemekonomicznym, aby imperium wszczęło i prowadziło wojnę, korzyści muszą przewyższać kosztymilitarne i społeczne. Korzyści z opanowania irackich złóż ropy z trudem usprawiedliwiajądługofalowe, rozłożone na wiele lat koszty operacji wojskowej. Bush musiał natomiast uderzyć naIrak, aby bronić swego imperium. Potwierdzają to fakty: w dwa miesiące od momentu inwazji,program "Ropa za żywność" został wstrzymany, irackie konta prowadzone w euro przestawione zpowrotem na dolary, a ropa znów była sprzedawana wyłącznie za walutę USA. Przywróconoglobalną supremację dolara. Bush triumfalnie zstąpił z myśliwca i obwieścił pomyślne zakończeniemisji - udało mu się obronić dolara, a wraz z nim - amerykańskie imperium.
II. Irańska Giełda Naftowa
Władze Iranu w końcu opracowały ostateczną broń "jądrową", która może błyskawicznie unicestwić system finansowy leżący u podstaw amerykańskiego imperium. Tą bronią jest IrańskaGiełda Naftowa, której inaugurację planowano na marzec 2006 [otwarcie giełdy opóźniło się, ale ma nastąpić w najbliższym czasie - przyp. red.]. Ma ona być oparta na mechanizmie handlu ropą rozliczanym w euro. W kategoriach ekonomicznych projekt ten stanowi znacznie większą groźbędla hegemonii dolara niż wcześniejsze posunięcie Saddama. W ramach transakcji giełdowych bowiem każdy chętny będzie mógł kupić albo sprzedać ropę za euro, bez żadnego pośrednictwa dolara. Możliwe, że w takiej sytuacji prawie wszyscy chętnie przyjmą system rozliczeń w euro.Europejczycy, zamiast kupować i trzymać dolary, aby zabezpieczyć swe płatności za ropę, będą mogli płacić własną walutą. Przejście na rozliczenia w euro w transakcjach naftowych nadałobyeuro status światowej waluty rezerwowej - z korzyścią dla Europejczyków, z niekorzyścią dlaAmerykanów.Chińczycy i Japończycy będą szczególnie zainteresowani nową giełdą, gdyż umożliwi imdrastyczne zmniejszenie swych ogromnych rezerw dolarowych i ich dywersyfikację, co będzie dlanich ochroną przed następstwami deprecjacji dolara. Część posiadanych dolarów będą chcieli nadalzatrzymać; drugiej części być może w ogóle się pozbędą; trzecią część zachowają na pokryciedolarowych płatności w przyszłości, tym razem już bez odnawiania tych rezerw, a przechodzącstopniowo na rezerwy w euro.
Rosjanie mają żywotny interes ekonomiczny w przejściu na euro - większość wymiany handlowejprowadzą właśnie z krajami europejskimi, z krajami - eksporterami ropy naftowej, z Chinami oraz z Japonią. Przejście na rozliczeniach w euro natychmiast uwidoczni się w handlu z pierwszymi dwoma blokami, a z czasem także ułatwi handel z Chinami i Japonią. Ponadto Rosjanie, zdaje się, zniechęcią trzymają dolary, które tracą na wartości, skoro ich nowym objawieniem jest rozliczaniesię w złocie. Poza tym, w Rosji odżył nacjonalizm, i jeśli przejście na euro miałoby być dotkliwymciosem dla Ameryki, z przyjemnością go zadadzą i będą z satysfakcją się przyglądać, jak imperium krwawi.
Arabskie kraje eksportujące ropę chętnie będą przyjmować euro jako środek dywersyfikacji ryzykawobec piętrzących się gór dewaluujących się dolarów. Te kraje także, podobnie jak Rosja, handlująprzede wszystkim z krajami Europy, a zatem będą preferować walutę europejską, zarówno zewzględu na jej stabilność, jak i dla ograniczenia ryzyka walutowego, nie mówiąc już o motywieideologicznym - dżihadzie przeciwko Niewiernemu Wrogowi.
Tylko Brytyjczycy znajdą się między młotem a kowadłem. Ze Stanami Zjednoczonymi łączy ichwieczne strategiczne partnerstwo, ale równocześnie naturalnie ciążą ku Europie. Jak dotąd mieliwiele powodów, aby trzymać z tym, który wygrywa. Kiedy jednak zobaczą, że ich blisko stuletnipartner upada, czy będą wytrwale trwać u jego boku, czy też go dobiją? Nie należy jednakzapominać, że obecnie dwie wiodące giełdy naftowe to nowojorski NYMEX i londyńskaMiędzynarodowa Giełda Ropy Naftowej (International Petroleum Exchange - IPE), obiepraktycznie w rękach Amerykanów. Bardziej prawdopodobne wydaje się, że Brytyjczycy będąmusieli pójść na dno razem z tonącym okrętem, w przeciwnym bowiem razie strzeliliby sobie w stopę, szkodząc własnym interesom na londyńskiej IPE. Warto zauważyć, że bez względu na retorykę objaśniającą powody utrzymania funta szterlinga, Brytyjczycy nie przeszli na euro najprawdopodobniej właśnie dlatego, że sprzeciwiali się temu Amerykanie: gdyby tak się stało,londyńska IPE musiałaby się przestawić na euro, tym samym zadając śmiertelną ranę dolarowi i strategicznemu partnerowi Wielkiej Brytanii. W każdym razie bez względu na to, co postanowiąBrytyjczycy, jeśli Irańska Giełda Naftowa nabierze tempa, liczące się siły interesu - europejskie,chińskie, japońskie, rosyjskie i arabskie - z zapałem przyjmą w rozliczeniach euro, a wówczas losdolara będzie przypieczętowany. Amerykanie nie mogą do tego dopuścić, i użyją, jeśli zajdziekonieczność, szerokiego wachlarza strategii, aby powstrzymać lub zahamować funkcjonowanieplanowanej giełdy.
Sabotaż giełdy - mógłby polegać na wprowadzeniu wirusa komputerowego, ataku na sieć, system łączności lub na serwery, rozmaitych naruszeniach bezpieczeństwa serwerów, albo też na zamachu bombowym na główne i pomocnicze obiekty giełdy w stylu 11 września.
Zamach stanu - zdecydowanie najlepsza strategia długoterminowa, jaką dysponują Amerykanie.Wynegocjowanie takich warunków i ograniczeń prowadzenia giełdy, które będą do przyjęcia dlaUSA - inne znakomite rozwiązanie dla Amerykanów. Oczywiście, rządowy zamach stanu jest strategią wyraźnie preferowaną, gdyż zagwarantowałby, że giełda wcale nie będzie funkcjonować, awięc niebezpieczeństwo dla amerykańskich interesów będzie zażegnane. Gdyby jednak próby sabotażu czy zamachu stanu się nie powiodły, wówczas negocjacje byłyby z pewnością najlepsządostępną opcją.Wspólna rezolucja wojenna ONZ - tę będzie bez wątpienia trudno uzyskać, zważywszy na interesywszystkich pozostałych państw członkowskich Rady Bezpieczeństwa. Gorączkowa retoryka o tym,jak to Irańczycy opracowują broń jądrową niewątpliwie ma na celu utorowanie drogi do tego typudziałań.
Jednostronne uderzenie nuklearne - to byłby straszliwy wybór strategiczny, z tych samychwzględów, co strategia następna - jednostronna wojna totalna. Do wykonania tej brudnej robotyAmerykanie prawdopodobnie posłużyliby się Izraelem.Jednostronna wojna totalna - to jawnie najgorszy możliwy wybór strategiczny. Po pierwsze, zasobywojskowe USA zostały już nadwerężone przez dwie poprzednie wojny. Po drugie, Amerykaniejeszcze bardziej zraziliby do siebie inne silne narody. Po trzecie, państwa posiadające największerezerwy dolarowe mogłyby się zdecydować na cichą zemstę w postaci pozbycia się swoich górdolarów, tym samym utrudniając Stanom Zjednoczonym dalsze finansowanie ich ambitnychwojowniczych planów. Po czwarte wreszcie, Iran ma strategiczne sojusze z innymi silnyminarodami, co mogłoby doprowadzić do ich zaangażowania się w wojnę; mówi się, że Iran ma takieprzymierze z Chinami, Indiami i Rosją, znane pod nazwą Szanghajskiej Grupy Współpracy, a takżeosobny pakt z Syrią.
Bez względu na to, która strategia zostanie wybrana, z czysto ekonomicznego punktu widzeniamożna stwierdzić, że o ile Irańska Giełda Naftowa nabierze rozpędu, główne potęgi gospodarcze zzapałem zaczną z niej korzystać, a to pociągnie za sobą zgon dolara. Upadanie dolara dramatycznieprzyspieszy amerykańską inflację i stworzy presję na dalszy wzrost długoterminowych stópprocentowych w USA. W tym momencie Bank Rezerwy Federalnej znajdzie się między Scyllą aCharybdą - między groźbą deflacji a hiperinflacji - i będzie musiał pospiesznie albo zażyć swoje"klasyczne lekarstwo" deflacyjne, polegające na podniesieniu stóp procentowych, co wywołapoważną depresję gospodarczą, zapaść na rynku nieruchomości oraz załamanie się rynku obligacji,akcji i walorów pochodnych, a w następstwie - totalny krach finansowy, albo, alternatywnie,wybrać wyjście weimarskie, czyli inflacyjne, a więc utrzymać na siłę oprocentowanie obligacjidługoterminowych, odpalić "helikoptery" i "zatopić" rynek powodzią dolarów, ratując przedbankructwem liczne fundusze długoterminowe (LTCM) i wywołując hiperinflację.Austriacka teoria pieniądza, kredytu i cykli gospodarczych uczy nas, że pomiędzy ową Scyllą aCharybdą nie ma rozwiązania pośredniego. Prędzej czy później system monetarny musi sięprzechylić w jedną lub w drugą stronę, co zmusi Rezerwę Federalną do podjęcia decyzji.
Głównodowodzący Ben Bernanke (nowy prezes Fed - przyp. red.), renomowany znawca WielkiegoKryzysu i wprawny pilot śmigłowca "Black Hawk", bez wątpienia wybierze inflację."Helikopterowy Ben" nie pamięta wprawdzie America's Great Depression Rothbarda, ale dobrzezapamiętał lekcje płynące z Wielkiego Kryzysu i zna niszczycielskie działanie deflacji. Maestronauczył go, że panaceum na każdy problem finansowy jest wywołanie inflacji, choćby się paliło iwaliło. Uczył on nawet Japończyków własnych niekonwencjonalnych metod zwalczania deflacyjnejpułapki płynności. Podobnie jak jego mentorowi, marzy mu się przezwyciężenie "zimyKondratiewa".
Żeby nie dopuścić do deflacji, ucieknie się do drukowania pieniędzy; odwoła wszystkie helikoptery z 800 zamorskich baz wojskowych USA; a jeśli będzie trzeba, nada stałąwartość pieniężną wszystkiemu, co mu się nawinie. Jego ostatecznym dokonaniem będziehiperinflacyjna destrukcja amerykańskiej waluty, z której popiołów powstanie nowa walutarezerwowa świata - barbarzyński relikt zwany złotem.
************
Tegoż autora: "China's Great Depression" "Masters of Austrian Investment Analysis" "AustrianAnalysis of U.S. Inflation" "Oil Performance in a Worldwide Depression" Zalecana lektura:William Clark "The Real Reasons for the Upcoming War in Iraq" William Clark "The Real ReasonsWhy Iran is the Next Target"
O autorze Krassimir Petrov ( Krassimir_Petrov@hotmail.com)
uzyskał doktorat z ekonomii w USA, a obecnie wykłada makroekonomię, finanse międzynarodowei ekonometrię na Uniwersytecie Amerykańskim w Bułgarii.
Tłum. Paweł Listwan
***********
Oczadzialego Wujca przypadki.
Blog Leberté od dawna jest dla mnie zrodlem intelektualnej podniety, porownywalnej bodaj z lektura Trybuny Czerwonego Luda lat osiemdziesiatych, stad i najnowsza agitka pana Henryka Wujca jest tam jak najbardziej na miejscu.
http://industrial.salon24.pl/121850,henryk-wujec-polska-ukraina-sprawy-elementarne
Nie wiem, czy p.Wujec cierpi na te sama przypadlosc, co Vladek Frasyniuk, ktory od pewnego czasu zaczal mowic “my inteligencja”, ale Wujec sprawia wrazenie czlowieka oczadzialego antyszambrowaniem u Michnika.
Jego bezprzykladny atak na ks. Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego i obarczanie go wina za odradzanie sie baderowszczyzny dobitnie swiadczy, iz bardzo sie stara, chociaz czy ma szanse zostac kims wiecej niz starszym szabesgojem – nie mnie rozsadzac.
Tymczasem zamiast wujcowego, proponuje wlasne polsko-ukrainskie “obiecadlo”:
Teza s.p. Giedroycia jakoby nie bylo niepodleglej Polski bez takiejz Ukrainy kwalifikuje sie niestety do ksiegi Guinness’a w rozdziale poswieconym glupocie politycznej. Polska miala sie calkiem dobrze, kiedy o samodzielnej Ukrainie nikt nawet nie myslal i nie jest wykluczone, ze jesli wrzod banderowskiej ideologii nie zostanie w pore zlikwidowany, taka sytuacja sie powtorzy.
Nie mamy zadnego wplywu ani na niepodleglosc Ukrainy, ani na to, kto tam rzadzi. Jeslibysmy byli lokalnym mocarstwem ( czego zgola nie da sie wykluczyc, wystarczy wyobrazic sobie gdzie bylibysmy, gdyby zamiast bandy zaprzancow, przez ostatnie dwie dekady rzadzily nami elity na miare elit IIRP ), to wowczas moglibysmy przepychac sie z Ruskimi i mowic: “a paszli won z naszej strefy wplywow”. Tymczasem wobec realnego poparcia dla Juszczenki na Ukrainie rzedu 2%, mamy wybor miedzy Partia Regionow Janukowycza ( slusznie uwazajacego Bandere na ludobojce i sojusznika Hitlera ) a piekna Julia, finansowana przez “przemysl surowcowy”, ktory to przemysl jest oczkiem w glowie rzadzacych Rosja sluzb.
Naszym celem jest oczywiscie istnienie przyjaznych panstw na wschodzie, holdujacych wspolnej tradycji jagiellonskiej i Rzplitej Obojga czy Trojga Narodow i dlatego tez banderowszczyzna, odpowiedzialna za ludobojstwo na Polakach, Zydach i samych Rusinach, i do tego jeszcze gloszaca brednie o tzw. terytorium etnicznym, siegajacym pod Krakow, musi byc tepiona wszystkimi sposobami, fas et nefas, przy samych plecach.
I jeszcze dwie sprawy:
1. Ukraina w obecnych granicach jest najprawdopodobniej nie do utrzymania i nie widze najmniejszego powodu, by rozdzierac szaty, zwlaszcza wlasne.
Nacjonalistyczna teoria tzw. ukrainskiego terytorium etnicznego ( lacznie z tzw. Zakerzoniem ) ma takie same podstawy historyczne czy prawne, jak hitlerowski “Lebensraum”. Najjaskrawszym przykladem jest wchodzacy w jego sklad Krym, zawojowany na Tatarach i Turcji przez Rosje, a podarowany SowRepublice Ukrainy przez Chruszczowa w 1954 ( szczegoly dotyczace historii i zmian ludnosciowych powszechnie dostepne w internecie ).
Drugi przyklad to okreg lwowski. Nikt nie zamierza w najblizszym czasie dokonywac rewindykacji tej ziemi, tym niemniej musimy znac i pamietac o historycznej prawdzie. Lwow nie byl zadnym etnicznym terytorium, bylo to zywe i pulsujace centrum kresowej kultury polskiej, z przewaga ludnosci polskiej, ktore po wojnie zostalo przez sowiecki totalitaryzm bezprawnie oderwane od Polski, zrujnowane i zdepolonizowane.
Przyklad trzeci, to Republika Zakarpacka, ktora oglosila swoja autonomie bodaj rok temu. Obszar ten nigdy w historii ( poza byc moze okresem Rusi Kijowskiej ) nie podlegal ani nie mial zadnych zwiazkow politycznych z Kijowem i najwlasciwsze byloby formalne uznanie jego nie tylko autonomii, ale i niepodleglosci.
2. Zbrodniczy antysemityzm Bandery.
Nie moge pojac, dlaczego lobby zydowskie w Polsce z uporem godnym lepszej sprawy jest slepe i gluche na zbrodniczy antysemityzm lansowanego idola.
Nawet w takim Leberté. Moge zrozumiec pana Syryjczyka ( jesli nazwisko nas nie zwodzi ), ale inni? Czemu spi pan Jan Hartman, tak zawsze cierpiacy na skutek bezobjawowego wprawdzie, ale systemowego ( bo wyniklego z pozycji KK ) antysemityzmu w Polsce?
Pewnie znow racje ma St. Michalkiewicz, ktorego opinie przytaczam jako pointe
( por. http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=865 )
A ponieważ na obecnym etapie żydowskie lobby w Polsce nastawia się wobec Rzeczypospolitej na scenariusz rozbiorowy, to i chłop opętany przez Żydów, czyli Henryk Wujec, przekracza granice już nie tylko przyzwoitości, ale zwyczajnego rozsądku w podlizywaniu się banderowcom pod pretekstem tzw. „pojednania”. Józef Mackiewicz zauważył kiedyś, że Niemcy robią z Polaków bohaterów, podczas gdy Sowieci – gówno. Okazuje się, że nie tylko Sowieci. Inni też to potrafią.
* * *
Wpis poprzedni ( ale przedni ):
WYBORCZEJDAR DLA EUROPY
“Nasz dar dla Europy” - informuje na pierwszej stronie Gazeta Wyborcza. Tytuł trafnie dwuznaczny, ponieważ sugeruje, że podpisany przez szefów polskiego i niemieckiego episkopatu, jest darem Gazety Wyborczej dla Europy.
http://blog.rp.pl/szuldrzynski/2009/08/26/kto-naprawde-pisze-historie-na-nowo/
http://wyborcza.pl/1,76842,6965064,Nasz_dar_dla_Europy.html
Wyborcza i skupione wokol niej srodowisko polityczne podarowalo swego czasu Europie prawdziwy dar Danajow, ratujac komunizm w Polsce, a tym samym na calym kontynencie.
Jak zauwazyl byl red. Krzysztof Wyszkowski, jako Polacy mielismy prawo wyrzec sie dorobku pokolen i przefrymarczyc Rzeczpospolita Obojga Narodow, podobie jak teraz mielismy prawo swiadomie glosowac na bande zaprzancow, bedaca na uslugach obcych razwiedek, zamieniajacych dotychczasowy step w pustynie. Ale nikt nigdy nie dal nam byl moralnego prawa, by byc przechowalnia i reinkubatorem eurokomunizmu dla calej Europy. Taka odsiecz wiedenska, tyle ze tym razem po stronie barbarzyncow. Wszyscysmy winni jako Polacy, choc oczywiscie slusznym jest nazwanie tego “darem Wyborczej i calej michnikowszczyzny dla Europy”.
A co sie tyczy wspolnego oswiadczenia episkopatow niemieckiego i polskiego … No coz, kiedy moralny i intelektualny karzel probuje nasladowac tytana, w najlepszym wypadku wychodzi groteska.
Oredzie biskupow polskich z 1965 roku bylo dzielem polskich mezow stanu. Dzisiejsze oswiadczenie to dzielo niemieckich mezow stanu, skwapliwie podpisane przez Zakon Ojcow Konfidencjonalow, ktorych najwieksza “pastoralna” troska jest zabetonowanie IPN-u na najblizsze polwiecze.
Blog Leberté od dawna jest dla mnie zrodlem intelektualnej podniety, porownywalnej bodaj z lektura Trybuny Czerwonego Luda lat osiemdziesiatych, stad i najnowsza agitka pana Henryka Wujca jest tam jak najbardziej na miejscu.
http://industrial.salon24.pl/121850,henryk-wujec-polska-ukraina-sprawy-elementarne
Nie wiem, czy p.Wujec cierpi na te sama przypadlosc, co Vladek Frasyniuk, ktory od pewnego czasu zaczal mowic “my inteligencja”, ale Wujec sprawia wrazenie czlowieka oczadzialego antyszambrowaniem u Michnika.
Jego bezprzykladny atak na ks. Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego i obarczanie go wina za odradzanie sie baderowszczyzny dobitnie swiadczy, iz bardzo sie stara, chociaz czy ma szanse zostac kims wiecej niz starszym szabesgojem – nie mnie rozsadzac.
Tymczasem zamiast wujcowego, proponuje wlasne polsko-ukrainskie “obiecadlo”:
Teza s.p. Giedroycia jakoby nie bylo niepodleglej Polski bez takiejz Ukrainy kwalifikuje sie niestety do ksiegi Guinness’a w rozdziale poswieconym glupocie politycznej. Polska miala sie calkiem dobrze, kiedy o samodzielnej Ukrainie nikt nawet nie myslal i nie jest wykluczone, ze jesli wrzod banderowskiej ideologii nie zostanie w pore zlikwidowany, taka sytuacja sie powtorzy.
Nie mamy zadnego wplywu ani na niepodleglosc Ukrainy, ani na to, kto tam rzadzi. Jeslibysmy byli lokalnym mocarstwem ( czego zgola nie da sie wykluczyc, wystarczy wyobrazic sobie gdzie bylibysmy, gdyby zamiast bandy zaprzancow, przez ostatnie dwie dekady rzadzily nami elity na miare elit IIRP ), to wowczas moglibysmy przepychac sie z Ruskimi i mowic: “a paszli won z naszej strefy wplywow”. Tymczasem wobec realnego poparcia dla Juszczenki na Ukrainie rzedu 2%, mamy wybor miedzy Partia Regionow Janukowycza ( slusznie uwazajacego Bandere na ludobojce i sojusznika Hitlera ) a piekna Julia, finansowana przez “przemysl surowcowy”, ktory to przemysl jest oczkiem w glowie rzadzacych Rosja sluzb.
Naszym celem jest oczywiscie istnienie przyjaznych panstw na wschodzie, holdujacych wspolnej tradycji jagiellonskiej i Rzplitej Obojga czy Trojga Narodow i dlatego tez banderowszczyzna, odpowiedzialna za ludobojstwo na Polakach, Zydach i samych Rusinach, i do tego jeszcze gloszaca brednie o tzw. terytorium etnicznym, siegajacym pod Krakow, musi byc tepiona wszystkimi sposobami, fas et nefas, przy samych plecach.
I jeszcze dwie sprawy:
1. Ukraina w obecnych granicach jest najprawdopodobniej nie do utrzymania i nie widze najmniejszego powodu, by rozdzierac szaty, zwlaszcza wlasne.
Nacjonalistyczna teoria tzw. ukrainskiego terytorium etnicznego ( lacznie z tzw. Zakerzoniem ) ma takie same podstawy historyczne czy prawne, jak hitlerowski “Lebensraum”. Najjaskrawszym przykladem jest wchodzacy w jego sklad Krym, zawojowany na Tatarach i Turcji przez Rosje, a podarowany SowRepublice Ukrainy przez Chruszczowa w 1954 ( szczegoly dotyczace historii i zmian ludnosciowych powszechnie dostepne w internecie ).
Drugi przyklad to okreg lwowski. Nikt nie zamierza w najblizszym czasie dokonywac rewindykacji tej ziemi, tym niemniej musimy znac i pamietac o historycznej prawdzie. Lwow nie byl zadnym etnicznym terytorium, bylo to zywe i pulsujace centrum kresowej kultury polskiej, z przewaga ludnosci polskiej, ktore po wojnie zostalo przez sowiecki totalitaryzm bezprawnie oderwane od Polski, zrujnowane i zdepolonizowane.
Przyklad trzeci, to Republika Zakarpacka, ktora oglosila swoja autonomie bodaj rok temu. Obszar ten nigdy w historii ( poza byc moze okresem Rusi Kijowskiej ) nie podlegal ani nie mial zadnych zwiazkow politycznych z Kijowem i najwlasciwsze byloby formalne uznanie jego nie tylko autonomii, ale i niepodleglosci.
2. Zbrodniczy antysemityzm Bandery.
Nie moge pojac, dlaczego lobby zydowskie w Polsce z uporem godnym lepszej sprawy jest slepe i gluche na zbrodniczy antysemityzm lansowanego idola.
Nawet w takim Leberté. Moge zrozumiec pana Syryjczyka ( jesli nazwisko nas nie zwodzi ), ale inni? Czemu spi pan Jan Hartman, tak zawsze cierpiacy na skutek bezobjawowego wprawdzie, ale systemowego ( bo wyniklego z pozycji KK ) antysemityzmu w Polsce?
Pewnie znow racje ma St. Michalkiewicz, ktorego opinie przytaczam jako pointe
( por. http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=865 )
A ponieważ na obecnym etapie żydowskie lobby w Polsce nastawia się wobec Rzeczypospolitej na scenariusz rozbiorowy, to i chłop opętany przez Żydów, czyli Henryk Wujec, przekracza granice już nie tylko przyzwoitości, ale zwyczajnego rozsądku w podlizywaniu się banderowcom pod pretekstem tzw. „pojednania”. Józef Mackiewicz zauważył kiedyś, że Niemcy robią z Polaków bohaterów, podczas gdy Sowieci – gówno. Okazuje się, że nie tylko Sowieci. Inni też to potrafią.
* * *
Wpis poprzedni ( ale przedni ):
WYBORCZEJDAR DLA EUROPY
“Nasz dar dla Europy” - informuje na pierwszej stronie Gazeta Wyborcza. Tytuł trafnie dwuznaczny, ponieważ sugeruje, że podpisany przez szefów polskiego i niemieckiego episkopatu, jest darem Gazety Wyborczej dla Europy.
http://blog.rp.pl/szuldrzynski/2009/08/26/kto-naprawde-pisze-historie-na-nowo/
http://wyborcza.pl/1,76842,6965064,Nasz_dar_dla_Europy.html
Wyborcza i skupione wokol niej srodowisko polityczne podarowalo swego czasu Europie prawdziwy dar Danajow, ratujac komunizm w Polsce, a tym samym na calym kontynencie.
Jak zauwazyl byl red. Krzysztof Wyszkowski, jako Polacy mielismy prawo wyrzec sie dorobku pokolen i przefrymarczyc Rzeczpospolita Obojga Narodow, podobie jak teraz mielismy prawo swiadomie glosowac na bande zaprzancow, bedaca na uslugach obcych razwiedek, zamieniajacych dotychczasowy step w pustynie. Ale nikt nigdy nie dal nam byl moralnego prawa, by byc przechowalnia i reinkubatorem eurokomunizmu dla calej Europy. Taka odsiecz wiedenska, tyle ze tym razem po stronie barbarzyncow. Wszyscysmy winni jako Polacy, choc oczywiscie slusznym jest nazwanie tego “darem Wyborczej i calej michnikowszczyzny dla Europy”.
A co sie tyczy wspolnego oswiadczenia episkopatow niemieckiego i polskiego … No coz, kiedy moralny i intelektualny karzel probuje nasladowac tytana, w najlepszym wypadku wychodzi groteska.
Oredzie biskupow polskich z 1965 roku bylo dzielem polskich mezow stanu. Dzisiejsze oswiadczenie to dzielo niemieckich mezow stanu, skwapliwie podpisane przez Zakon Ojcow Konfidencjonalow, ktorych najwieksza “pastoralna” troska jest zabetonowanie IPN-u na najblizsze polwiecze.
***********
PS II. Obszczije vieszczi 1000 letn. Polonii
Kilka ogólnych
Internet i zwłaszcza w Polszie Salon dvadcat'czetyrie sprawiły, że wielu zwykłych inteligentnych ludzi poczuło się jakby siedzieli nad mapami w Belwederze z Marszałkiem.
Tymczasem w większości nawet tzw. znani blogerzy to osobowości na poziomie, powiedzmy, województwa, max, nie Polski. Polska to za duże wiatry dla nich. Nie dziwota, że ich czasem z placu poważniejszych wspólnotowych gier pozycyjnych jak kłąbki wełny zdmuchuje.
W latach 80. kelnerowałem w nowojorskich restauracjach i miałem tzw. back waitera, kelnera donoszącego z kuchni. Kolo był prosty wieśniak z jednego z krajów pogranicza Europy i Azji. Pracowałem z nim ponad rok i do końca nie mogłem oduczyć popychania palcem np. liścia sałaty, bo ten zsunął się na brzeg talerza podczas przynoszenia. I to we wnętrzu restauracji się działo, kiedy postawił on już tacę na stojak i miał podać. Chłopak miał to po prostu naturalnie. W gorączce tzw. rushu restauracyjnego, pośpiechu, stawał się jaki był. Tak sobie o nim myślę - Mike miał na zamerykanizowane imię - ostatnio, kiedy widzę jak nasi blogerzy zawalają super skomplikowane i subtelne gry na najwyższym poziomie polskiego przeznaczenia.
Trzeba znać swoje miejsce.
Internet to dziecko w powijakach, może nie wyszedł jeszcze z łona. Najwyżej raczkuje. A kiedy zacznie biegać dopiero będzie a będzie przetasowań wartości.
Masowo wzięci blogerzy, forumowicze, dobrzy są w podchwytywaniu odsuniętych ważnych problemów, wykładaniu ich na tapetę. Dobrzy w podszczypywaniu tzw. zawodowców za tchórzostwo obywatelskie czy zwykłe intelektualne lenistwo. W zawstydzaniu ich; zbyt często będące jednak przy tym kanibalizmem light, mentalnym dziobaniem do krwi. Konsumeryzmem po prostu. Konsumeryzmem stojących obywatelsko nierzadko na wyższym poziomie, ale intelektualnie gorszych.
Użyteczni są także blogerzy i forumowicze jako robiące dziobkami kury kręcące się po obejściu, znoszące na tuptających gorliwie nożynach to robaczka smacznej wiadomości stąd, to ziarnko uzupełniającego fakciku stamtąd, to ciekawe zdziebełko tego, to kamyczek tamtego. Można wybierać, zamiast samemu czas tracić.
Ale nie są i nigdy nie będą w stanie wypracować idei, myśli.
Internet i zwłaszcza w Polszie Salon dvadcat'czetyrie sprawiły, że wielu zwykłych inteligentnych ludzi poczuło się jakby siedzieli nad mapami w Belwederze z Marszałkiem.
Tymczasem w większości nawet tzw. znani blogerzy to osobowości na poziomie, powiedzmy, województwa, max, nie Polski. Polska to za duże wiatry dla nich. Nie dziwota, że ich czasem z placu poważniejszych wspólnotowych gier pozycyjnych jak kłąbki wełny zdmuchuje.
W latach 80. kelnerowałem w nowojorskich restauracjach i miałem tzw. back waitera, kelnera donoszącego z kuchni. Kolo był prosty wieśniak z jednego z krajów pogranicza Europy i Azji. Pracowałem z nim ponad rok i do końca nie mogłem oduczyć popychania palcem np. liścia sałaty, bo ten zsunął się na brzeg talerza podczas przynoszenia. I to we wnętrzu restauracji się działo, kiedy postawił on już tacę na stojak i miał podać. Chłopak miał to po prostu naturalnie. W gorączce tzw. rushu restauracyjnego, pośpiechu, stawał się jaki był. Tak sobie o nim myślę - Mike miał na zamerykanizowane imię - ostatnio, kiedy widzę jak nasi blogerzy zawalają super skomplikowane i subtelne gry na najwyższym poziomie polskiego przeznaczenia.
Trzeba znać swoje miejsce.
Internet to dziecko w powijakach, może nie wyszedł jeszcze z łona. Najwyżej raczkuje. A kiedy zacznie biegać dopiero będzie a będzie przetasowań wartości.
Masowo wzięci blogerzy, forumowicze, dobrzy są w podchwytywaniu odsuniętych ważnych problemów, wykładaniu ich na tapetę. Dobrzy w podszczypywaniu tzw. zawodowców za tchórzostwo obywatelskie czy zwykłe intelektualne lenistwo. W zawstydzaniu ich; zbyt często będące jednak przy tym kanibalizmem light, mentalnym dziobaniem do krwi. Konsumeryzmem po prostu. Konsumeryzmem stojących obywatelsko nierzadko na wyższym poziomie, ale intelektualnie gorszych.
Użyteczni są także blogerzy i forumowicze jako robiące dziobkami kury kręcące się po obejściu, znoszące na tuptających gorliwie nożynach to robaczka smacznej wiadomości stąd, to ziarnko uzupełniającego fakciku stamtąd, to ciekawe zdziebełko tego, to kamyczek tamtego. Można wybierać, zamiast samemu czas tracić.
Ale nie są i nigdy nie będą w stanie wypracować idei, myśli.
Na to trzeba znacznie ponadprzeciętnej inteligencji i długoterminowego przyłożenia. A bez myśli nie ma kultury. Nie ma zasadniczej artykulacji problemów wspólnoty. W ogóle sprawy człowieka.
Tak, że "blogerzy". Zsiądźcie nieco niżej na tej grzędzie.
_ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ __ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
Usunąłem kilka komentarzy, nie dlatego, że były słabe, ale że były słabe a nabzdyczały się na "co to nie ja". To jest wasz problem, mierni zblogsferowani, mediocre signal to ego noise ratio.
Zaś rozumnych i swoich witam tu jak najsympatyczniej.
_ _ _ _ _ _ __ _ _
@ Selka
Lekka regulacja. Bez tego nie pojedziemy dalej.
http://tadeuszkorzeniewski.salon24.pl/120259,kilka-ogolnych
Tak, że "blogerzy". Zsiądźcie nieco niżej na tej grzędzie.
_ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ __ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
Usunąłem kilka komentarzy, nie dlatego, że były słabe, ale że były słabe a nabzdyczały się na "co to nie ja". To jest wasz problem, mierni zblogsferowani, mediocre signal to ego noise ratio.
Zaś rozumnych i swoich witam tu jak najsympatyczniej.
_ _ _ _ _ _ __ _ _
@ Selka
Lekka regulacja. Bez tego nie pojedziemy dalej.
http://tadeuszkorzeniewski.salon24.pl/120259,kilka-ogolnych
wtorek, 25 sierpnia 2009
was is das Bilderberg. PO Polenliquidation
Wczoraj ok. 30 pracowników Cegielskiego pikietowało pod Wielkopolskim Urzędem Wojewódzkimi. Delegacja załogi została przyjęta przez wojewodę, któremu wręczono petycję. Zapowiedziano kolejną akcję już za tydzień.
Poznań: Pikieta pracowników HCP pod UW
ozzip.pl
20-08-2009
Pracownicy Cegielskiego sprzeciwiają się zapowiadanym zwolnieniom ponad 530 pracowników zakładu, 1/3 załogi. W wręczonej wojewodzie, Piotrowi Florkowi, petycji czytamy:
„Załoga H. Cegielski – Poznań S.A., przedsiębiorstwa w stu procentach należącego do Skarbu Państwa, ze zdumieniem przyjęła, że nowy prezes firmy, Jarosław Lazurko, który w czerwcu br. objął stanowisko z pełną aprobat Ministerstwa Skarbu Państwa, przewiduje zwolnienie 1/3 załogi, czyli ponad 500 osób, oraz (w sposób nielegalny) obniża pensje o 35 procent.
Pracownicy Cegielskiego wiele słyszeli o tym, że Rząd RP, z uwagi na kryzys ekonomiczny, zamierza chronić miejsca pracy i wspomóc przeżywające trudności zakłady pracy; słyszeli o przyjętym w tej sprawie odpowiednim pakiecie rozwiązań prawnych. Trudno zatem zrozumieć, dlaczego zakłady Cegielskiego nie zostały objęte żadnym programem ochronnym, a za ewidentne niedopatrzenia polityków, płacić dziś muszą robotnicy. Nie kto inny jak minister Grad, w debacie sejmowej, która odbyła się w lipcu zeszłego roku, stwierdził, iż w poważnej części zła sytuacja przemysłu stoczniowego w Polsce jest wynikiem szeregu błędów, jakich się dopuściły poprzednie ekipy rządowe.
Dodatkowo wiele firm i ich załóg zostało pozostawionych samym sobie. O ile stocznie zostały w zeszłym roku objęte „specustawą”, zapewniającą pewnego typu ochronę dla tracących w nich pracę robotników, o tyle szereg zakładów, ściśle związanych z przemysłem stoczniowym, zostało w tej ustawie pominiętych. Między innymi pominięto zakłady i pracowników Cegielskiego.
W sprawie tej, w odczuciu załogi Cegielskiego, nie wyciągnięto zatem żadnych wniosków, a wyrażana przez Rząd RP troska o pracowników, wydaje się z perspektywy członków załogi Cegielskiego, czczymi deklaracjami. Świadczą o tym m.in. rozwiązania forsowane przez prezesa Jarosława Lazurko, które wskazują, że za kryzys mają dziś zapłacić wyłącznie robotnicy i ich rodziny, i że rząd w tej sprawie nic nie zamierza uczynić”.
Pracownicy Cegielskiego zwrócili się do wojewody, jako przedstawiciela Rządu RP w terenie, z zapytaniem, czy zapowiadane zwolnienia 1/3 załogi HCP S.A. „na bruk”, bez żadnego programu ochronnego, odbywa się za aprobatą Rządu RP? Czy nielegalne, wbrew Kodeksowi pracy, obniżki wynagrodzeń pracowników Cegielskiego o 35%, odbywają się za aprobatą jego właściciela, czyli Państwa i Rządu RP? Czy celem Rządu RP jest dalszy rozwój czy likwidacja firmy ze 150-letnia tradycją, bez której trudno sobie wyobrazić industrializację Wielkopolski i dzięki której dziś w regionie może działać wiele innych przedsiębiorstw, które korzystają z infrastruktury przemysłowej i siły roboczej rozwiniętej dzięki zakładom Cegielskiego? Kiedy Rząd RP zamierza rozpatrzyć, popierany przez całą załogę, plan uspołecznienia (powołania spółdzielni), dzięki któremu załoga Cegielskiego chciała współdecydować i wziąć sprawy we własne ręce? Na złożony ponad rok temu plan powołania spółdzielni Rząd RP, ściśle Ministerstwo Skarbu Państwa, nigdy nie odpowiedziało.
Zapowiedziano, że za dwa tygodnie pracownicy HPC powrócą, aby usłyszeć odpowiedź od wojewody. Jednocześnie zapowiedziano już za tydzień, 28 sierpnia, akcję pod Urzędem Marszałkowskim, gdzie mają się odbywać rozmowy na temat sytuacji w zakładach Cegielskiego i tzw. programu osłonowego.
Fotorelacja:
http://ozzip.pl/serwis-informacyjny/wielkopolskie/856-poznan-pikieta-pracownikow-hpc-pod-urzedem-wojewodzkim
Poznań: Pikieta pracowników HCP pod UW
ozzip.pl
20-08-2009
Pracownicy Cegielskiego sprzeciwiają się zapowiadanym zwolnieniom ponad 530 pracowników zakładu, 1/3 załogi. W wręczonej wojewodzie, Piotrowi Florkowi, petycji czytamy:
„Załoga H. Cegielski – Poznań S.A., przedsiębiorstwa w stu procentach należącego do Skarbu Państwa, ze zdumieniem przyjęła, że nowy prezes firmy, Jarosław Lazurko, który w czerwcu br. objął stanowisko z pełną aprobat Ministerstwa Skarbu Państwa, przewiduje zwolnienie 1/3 załogi, czyli ponad 500 osób, oraz (w sposób nielegalny) obniża pensje o 35 procent.
Pracownicy Cegielskiego wiele słyszeli o tym, że Rząd RP, z uwagi na kryzys ekonomiczny, zamierza chronić miejsca pracy i wspomóc przeżywające trudności zakłady pracy; słyszeli o przyjętym w tej sprawie odpowiednim pakiecie rozwiązań prawnych. Trudno zatem zrozumieć, dlaczego zakłady Cegielskiego nie zostały objęte żadnym programem ochronnym, a za ewidentne niedopatrzenia polityków, płacić dziś muszą robotnicy. Nie kto inny jak minister Grad, w debacie sejmowej, która odbyła się w lipcu zeszłego roku, stwierdził, iż w poważnej części zła sytuacja przemysłu stoczniowego w Polsce jest wynikiem szeregu błędów, jakich się dopuściły poprzednie ekipy rządowe.
Dodatkowo wiele firm i ich załóg zostało pozostawionych samym sobie. O ile stocznie zostały w zeszłym roku objęte „specustawą”, zapewniającą pewnego typu ochronę dla tracących w nich pracę robotników, o tyle szereg zakładów, ściśle związanych z przemysłem stoczniowym, zostało w tej ustawie pominiętych. Między innymi pominięto zakłady i pracowników Cegielskiego.
W sprawie tej, w odczuciu załogi Cegielskiego, nie wyciągnięto zatem żadnych wniosków, a wyrażana przez Rząd RP troska o pracowników, wydaje się z perspektywy członków załogi Cegielskiego, czczymi deklaracjami. Świadczą o tym m.in. rozwiązania forsowane przez prezesa Jarosława Lazurko, które wskazują, że za kryzys mają dziś zapłacić wyłącznie robotnicy i ich rodziny, i że rząd w tej sprawie nic nie zamierza uczynić”.
Pracownicy Cegielskiego zwrócili się do wojewody, jako przedstawiciela Rządu RP w terenie, z zapytaniem, czy zapowiadane zwolnienia 1/3 załogi HCP S.A. „na bruk”, bez żadnego programu ochronnego, odbywa się za aprobatą Rządu RP? Czy nielegalne, wbrew Kodeksowi pracy, obniżki wynagrodzeń pracowników Cegielskiego o 35%, odbywają się za aprobatą jego właściciela, czyli Państwa i Rządu RP? Czy celem Rządu RP jest dalszy rozwój czy likwidacja firmy ze 150-letnia tradycją, bez której trudno sobie wyobrazić industrializację Wielkopolski i dzięki której dziś w regionie może działać wiele innych przedsiębiorstw, które korzystają z infrastruktury przemysłowej i siły roboczej rozwiniętej dzięki zakładom Cegielskiego? Kiedy Rząd RP zamierza rozpatrzyć, popierany przez całą załogę, plan uspołecznienia (powołania spółdzielni), dzięki któremu załoga Cegielskiego chciała współdecydować i wziąć sprawy we własne ręce? Na złożony ponad rok temu plan powołania spółdzielni Rząd RP, ściśle Ministerstwo Skarbu Państwa, nigdy nie odpowiedziało.
Zapowiedziano, że za dwa tygodnie pracownicy HPC powrócą, aby usłyszeć odpowiedź od wojewody. Jednocześnie zapowiedziano już za tydzień, 28 sierpnia, akcję pod Urzędem Marszałkowskim, gdzie mają się odbywać rozmowy na temat sytuacji w zakładach Cegielskiego i tzw. programu osłonowego.
Fotorelacja:
http://ozzip.pl/serwis-informacyjny/wielkopolskie/856-poznan-pikieta-pracownikow-hpc-pod-urzedem-wojewodzkim
***************
PS
BILDERBERG – prywatna globalizacja kłamstwa
Cywilizacje zawsze „tworzone i kierowane były przez małe grupy intelektualnej arystokracji, nigdy przez masy” G. Le Bon
"Elity kapitalizmu finansowego miały dalekosiężne cele, polegające na stworzeniu światowego systemu prywatnej władzy finansowej, która byłaby w stanie zdominować systemy polityczne wszystkich państw oraz gospodarkę całego świata... "
Carroll Quigley
Carroll Quigley
W maju 2009 r. z charakterystycznym orwellowskim obiektywizmem i zdumiewającym spokojem magazyn „Wprost” poinformował swoich czytelników, że „jak co roku, grupa około 130 polityków, bankierów i arystokratów z całego świata spotka się, (...) by wspólnie zastanowić się nad przyszłością świata.” Jednak „konferencja Grupy Bilderberg zapewne nie zostanie opisana na większą skalę w mediach”, wyjaśnił lojalnie autor artykułu. Jak wszyscy dobrze wiemy, opinia publiczna, którą magazyn „Wprost” kształtuje, nie powinna się przecież tą przyszłością za bardzo interesować. Mamy zaakceptować po prostu to, że „losy świata nie leżą w naszych rękach”, jak śpiewała kiedyś ostro Ostrowska.[1]
Od czasów wojny secesyjnej w USA cywilizacja zachodnia była areną powstawania i niezwykle gwałtownego rozwoju korporacyjnych imperiów przemysłowo-finansowych. Proces ten, będący efektem wielkiego transferu kapitału z Europy do Ameryki – przede wszystkim z giełdy londyńskiej przez imperium bankowe House of Morgan i konkurujące z nim skoligacone dynastie żydowskie (Rothschild, Warburg, Oppenheim), reprezentowane na Wall Street przez Kuhn, Loeb & Company pod kierownictwem legendarnego Jacoba Schiffa – doprowadził do silnej koncentracji władzy politycznej w rękach elity finansowej, o czym w roku 1966 w znanej pracy historycznej „Tragedy & Hope” profesor historii Uniwersytetu Harvarda i doradca departamentu obrony USA Carroll Quigley pisał: „elity kapitalizmu finansowego miały dalekosiężne cele, polegające na stworzeniu światowego systemu prywatnej władzy finansowej, która byłaby w stanie zdominować systemy polityczne wszystkich państw oraz gospodarkę całego świata. Ten system – pisał Quigley – miał być zarządzany w sposób feudalny przez światowe banki centralne, koordynujące działania poprzez tajne porozumienia, prowadzone na prywatnych spotkaniach i konferencjach”.[2]
Jednym z takich było legendarne już stowarzyszenie Bilderberg, będące „niezwykle interesującą grupą dyskusyjną, debatującą corocznie w sprawach szczególnej wagi zarówno dla Europejczyków jak i Amerykanów” – jak dyplomatycznie wyraził się o niej najbardziej aktywny uczestnik spotkań David Rockefeller, który poświęcił Grupie Bilderberg aż dwie strony w swoich bestsellerowych „Wspomnieniach”, wydanych w 2002 r. Pisał, że w maju 1954 r. za namową polskiego arystokraty Josepha Retingera książę holenderski Bernard zwołał konferencję, która odbyła się w hotelu Bilderberg w miejscowości Oosterbeek. „Konferencja miała pożyteczny cel”, twierdził Rockefeller i dlatego „wspólnie zdecydowano, że następnego roku powinna odbyć się ponownie”.[3]
Nie poinformowano jednak o tym prasy. Zresztą, wiadomo, konferencjami, które mają tak „pożyteczny cel”, media zwykle się nie interesują. I jest tego logiczny powód. Po pierwsze media nie interesują się spiskami elit politycznych, a Grupa Bilderberg od początku swego istnienia była encyklopedycznym przykładem organizacji stanowiącej „grupę osób działających tajnie i dążących do osiągnięcia wspólnego celu” (pożytecznego lub nie), jak prosto i czytelnie definiują słowo „spisek” leksykony. Po drugie skoro żyjemy w warunkach wolnego rynku, który „reguluje się sam”, to dla każdego dobrze wykształconego dziennikarza oczywiste jest to, że jedynym zajęciem bankierów i przemysłowców może być tylko i wyłącznie gra w golfa, a ta najnudniejsza rzecz na Ziemi nie jest w stanie zainteresować współczesnego konsumenta mediów preferującego dużo bardziej emocjonujące formy rozrywki.
Członkowie Grupy Bilderberg przez lata uspakajali wścibskich i „paranoicznych populistów”, że ich spotkania nie mają charakteru „tajności”, gdyż są to po prostu spotkania „prywatne” i odbywają się w „klubowej atmosferze” i spokoju, jaki można osiągnąć jedynie przez odizolowanie się od środków masowego przekazu. Niby ludzka sprawa – pogadać, ale „z kim i o czym” robi różnicę. Z punktu widzenia amerykańskiego prawa federalnego spotkania te są działalnością kryminalną, klasyfikowaną w kategorii „felony”, czyli „zbrodnie”. I dlatego nie wolno mówić o nich w mediach. Zgodnie z obowiązującą od 1799 r. ustawą Logana prawo federalne USA zakazuje obywatelom państwa jakichkolwiek samowolnych negocjacji z członkami obcych rządów państwowych, a dokładnie taka działalność uprawiana jest na spotkaniach klubu Bilderberg. Sam założyciel klubu książę Bernard zaangażowany był w działalność kryminalną. „W 1976 r. Grupę Bilderberg dotknął skandal, który niemal spowodował jej rozwiązanie – wspominał Rockefeller – Twierdzono, że książę Bernard zwrócił się do Lockheed Corporation z propozycją wykorzystania swego stanowiska w celu wpłynięcia na decyzje dotyczące zaopatrzenia holenderskich sił zbrojnych w zamian za znaczącą finansową rekompensatę. Przez cały rok liczba dowodów przeciwko księciu narastała wraz z sugestiami, że spotykał się z pośrednikami w czasie konferencji Grupy Bilderberg. Planowane spotkanie klubu w roku 1976 zostało odwołane i przez jakiś czas wyglądało na to, że Grupa Bilderberg przestanie istnieć”.[4] Te obawy okazały się jednak niepotrzebne. Po rocznej przerwie wznowiono spotkania tajnego towarzystwa, które od tamtej pory działa dalej z wielkim zaangażowaniem i, co tu dużo mówić, z wykorzystaniem niewiarygodnych możliwości.
„Członkowie Grupy Bilderberg zarządzają bankami centralnymi i dzięki temu są w stanie ustalać stopy procentowe, podaż pieniądza, ceny złota, a także to, które państwo otrzyma kredyt. (...) Każdy amerykański prezydent od czasów Eisenhowera należał do Grupy Bilderberg, choć nie chodzi o to, że uczestniczył w spotkaniach osobiście ale wysyłał na nie swoich przedstawicieli.” Wśród tych, którzy zignorowali ustawę Logana byli: Allen Dulles (szef CIA), Dean Acheson (Sekretarz Stanu za Trumana), Nelson i Laurence Rockefeller, Henry J. Heinz II (prezes H.J. Heinz Co.), Thomas L. Hughes (prezydent Carnegie Endowment for International Peace), Robert McNamara (Sekretarz Obrony za Kennedy’ego), William Bundy (prezydent Ford Foundation, redaktor Foreign Affairs), John J. McCloy (prezes Chase Manhattan Bank), George Kennan (były ambasador USA w Moskwie), Paul H. Nitze (przedstawiciel Schroeder Bank i uczestnik porozumień dotyczących redukcji zbrojeń), John D. Rockefeller IV (senator), Cyrus Vance (Sekretarz Stanu za Cartera), Eugene Black (prezydent Banku Światowego), Henry Ford III (Ford Motor Co.), Zbigniew Brzeziński (doradca Cartera i twórca Trilateral Commission), Alexander Haig (dowódca NATO i Sekretarz Stanu za Reagana). Do grupy należeli też Tony Blair, były premier Kanady Pierre Trudeau, szef Federal Reserve System Alan Greenspan, Hillary i Bill Clinton, John Kerry, Melinda & Bill Gates i Richard Perle. „Członkami stowarzyszenia są również ludzie, którzy kontrolują to, co każdy z was ogląda i czyta – baronowie mediów, jak David Rockefeller, Conrad Black (były właściciel ponad 440 publikacji prasowych od Jerusalem Post po kanadyjski The National Post), Edgar Bronfman [Seagram, Warner Music Group, Vivendi Universal], Rupert Murdock [magnat medialny, zarządca imperium News Corporation posiadającego m.in. takie perły jak Fox, Wall Street Journall, Harper Collins, SKY] oraz Sumner Redstone, właściciel [CBS Corporation, MTV Networks i] Viacom, międzynarodowego konglomeratu mediowego, który ma wpływy niemal w każdym segmencie tego przemysłu. To oni chronili tajemnicy tajnego stowarzyszenia i pewnie właśnie dlatego słowo „Bilderberg” brzmi dla ciebie obco” – pisał Daniel Estulin w tłumaczonym na 24 języki i publikowanym w 42 krajach międzynarodowym bestsellerze „The True Story of the Bilderberg Group”, wydanym w nakładzie ponad 155 tys. egzemplarzy przy 13 wznowieniach w samej tylko Hiszpanii. [5]
Rzeczywiście nazwa „Bilderberg” jest słowem prawie nieznanym. „Oficjalny słownik agencji Assosiated Press i najważniejszych gazet Ameryki”, Merriam-Webster Dictionary do dzisiaj nie uznał za stosowne wprowadzenia definicji słowa do swoich zasobów. Za tę „przysługę” kurtuazyjnie podziękował wszystkim w roku 1991 na spotkaniu w Baden David Rockefeller słowami często cytowanymi na niezależnych stronach w Internecie: „jesteśmy wdzięczni wydawcom Washington Post, New York Times, Time Magazine i innym wielkim publikacjom, których menadżerowie uczestniczyli w naszych spotkaniach i dotrzymali swych obietnic zachowania dyskrecji przez blisko 40 lat. Byłoby dla nas niemożliwością zrealizowanie naszego planu budowy światowego rządu, jeśli bylibyśmy w tym czasie przedmiotem zainteresowania prasy. Dziś jednak świat jest już dużo bardziej wyrafinowany i przygotowany do organizacji rządu światowego. Idea ponadnarodowej suwerenności elit intelektualnych i światowych bankierów jest z całą pewnością korzystniejsza od narodowego samostanowienia, praktykowanego w minionych stuleciach”. [6]
Celem członków klubu Bilderberg – wyjaśniał kiedyś William Shannon, redaktor New York Times i ambasador USA w Dublinie za prezydenta Cartera – jest wprowadzenie nas w wiek post-nacjonalizmu, czyli świata pozbawionego państw ale podzielonego na regiony, które łączyć będą Uniwersalne wartości. Jednym słowem chodzi o gospodarkę globalną, jeden rząd świata (stworzony na drodze selekcji a nie elekcji) i społeczeństwo wyznające wspólną religię. By bez przeszkód osiągnąć ten cel, Bilderberdzy skupiają swą uwagę na zwiększeniu zaangażowania środków technologicznych i ograniczaniu świadomości opinii publicznej”.[7] Elita światowa ma to osiągnąć poprzez „stosowanie najnowocześniejszych technik kształtowania publicznych zachowań i utrzymywania społeczeństwa pod ścisłą kontrolą i inwigilacją” (Brzeziński).[8]
W 1995 r. w ramach przygotowań do Nowego Porządku Świata na jednej z elitarnych konferencji w Fairmont Hotel w San Francisco prowadzono dyskusje, które zdominowane zostały przez dwa enigmatyczne określenia: „20:80” i „tittytainment”. Według analiz, dokonanych na potrzeby przemysłu, w XXI w. światowy system ekonomiczny potrzebować będzie zaledwie 20% populacji świata by wydajnie funkcjonować. Pozostałe 80% stanowić będzie niezatrudniony i wykluczony z życia gospodarczego margines. ‘Tittytainment’ (będący wykreowanym przez Brzezińskiego złożeniem słów ‘tits’ i ‘entertainment’, czyli ‘cycki’ i ‘rozrywka’) ma stanowić mechanizm kontroli i łagodzenia społecznych frustracji i protestów, jakich nie będzie można uniknąć w dalszym rozwoju cywilizacji przemysłowej. Brzeziński sugerował, że wykorzystując metody psychologiczne i fizyczne, koniecznym będzie postępować ze społeczeństwem tak, by utrzymać je w letargicznym uśpieniu, podobnym do tego, w jakim podczas karmienia piersią pozostaje niemowlę.[9] Utrzymanie porządku przez globalnych hegemonów przemysłowych wymagać będzie jednak dużo bardziej zdecydowanych posunięć. David Rockefeller twierdzi, że konieczna będzie znacząca redukcja populacji świata, co ze względu na swoją „kontrowersyjność”, wymagać będzie „umiejętnego” potraktowania problemów etycznych i religijnych w różnych częściach świata.
Rewolucja przemysłowa prowadząca do rozwoju wielkich ponadnarodowych korporacji okazała się, zgodnie z tym, co przewidywał i przed czym przestrzegał Thomas Jefferson, procesem niszczenia idei demokracji i ukształtowała nową erę techno-despotyzmu. W roku 1963 brytyjski dziennik The Observer pisał, że członkowie klubu Bilderberg uważają, iż „przyszłość należy do technokratów, gdyż poważnych spraw międzynarodowych nie można pozostawić w rękach polityków. Tajność ich rozmów wskazuje jednak na to, że ich jedynym celem jest skuteczna dominacja nad narodami świata i zrzucenie całej odpowiedzialności za rządzenie na barki mało znaczących polityków.” [10]
Historia klubu Bilderberg stanowi kompromitujące świadectwo korupcji intelektualnej i moralnego upadku, w jakich pogrążyły się narody zachodnich społeczeństw przemysłowych. Dumni spadkobiercy przepełnionych optymizmem wizji politycznych Thomasa Jeffersona i rewolucji naukowej, sławionej osiągnięciami jego największego idola Isaaca Newtona, padli ofiarą ignorancji, do której rozpowszechnienia przyczyniło się jedno, paraliżujące umysł zaklęcie: „teoria spiskowa”. Spopularyzowany przez media, pozbawiony sensownej treści slogan, służył w XX w. do wyśmiewania każdej niezależnej opinii, poddającej w wątpliwość praworządność i jawność funkcjonowania zachodnich systemów politycznych. Okazał się tym samym skutecznym narzędziem umożliwiającym odwracanie uwagi od najważniejszych inicjatyw elit politycznych, prowadzących do monopolizacji władzy i budowy światowego imperium przemysłowego.
„Dobrze wiadomą rzeczą jest – pisał pionier public relations Edward Bernays – że o wyborze nazwiska [prezydenckiego kandydata] może zdecydować kilka osób siedzących za zamkniętymi drzwiami pokoju hotelowego”. „Jesteśmy rządzeni, a nasze opinie, gusty i poglądy kształtowane są w znacznym stopniu przez ludzi, o których nigdy nie słyszeliśmy.” [11] Wszyscy również wiemy, że z funkcjonowaniem każdej hierarchii państwowej związane jest zawsze działanie tajnych organizacji (nazywanych wywiadem, służbami specjalnymi, organami bezpieczeństwa państwowego, wojskiem czy policją), a także stowarzyszeń biznesowych, wywierających wpływ na decyzje polityczne w formie zakulisowych rozgrywek określanych mianem "lobbingu". Cywilizacje zawsze „tworzone i kierowane były przez małe grupy intelektualnej arystokracji, nigdy przez masy” – pisał współtwórca teorii psychologii tłumu, dającej podstawy do rozwoju technik propagandowej manipulacji Gustaw Le Bon.[12]
Wyśmiewanie poglądów mówiących o zakulisowych i tajnych działaniach ludzi, dysponujących możliwościami kształtowania decyzji politycznych, których celem jest poszerzanie zakresu władzy ugrupowań czy struktur ekonomicznych przez te osoby reprezentowanych, jest niczym innym jak wyrzekaniem się zdrowego rozsądku. Tego zdrowego rozsądku pozbawiła się zachodnia inteligencja, która swą obecną kulturę polityczną ukształtowała naiwnie w oparciu o dogmat wiary w uczciwość i szlachetność postępowania liderów przemysłu. Wykształcona postawa powszechnej ignorancji jest rezultatem propagowania ślepej wiary w istnienie wolnego, samoregulującego się rynku, będącego w popularnych wyobrażeniach perfekcyjnym mechanizmem ekonomicznej symbiozy równouprawnionych jednostek. Cała tzw. „wolnorynkowa” wiedza ekonomiczna, którą indoktrynowano społeczeństwo zachodnie, całkowicie pomija wpływ przemocy, korupcji, manipulacji, kłamstwa i roli przywilejów w rozwoju gospodarczym społeczeństwa zachodniego. Wiedza ta jest w gruncie rzeczy jedynie quasi naukową metodą umacniania dominacji totalitarnych hierarchii przemysłowych nad zniewolonymi narodami świata. Ten ekonomiczny dogmatyzm, uprawiany ze szczególnym zaangażowaniem przez prawicowe ugrupowania polityczne, ewoluował do roli dominującego systemem wiary i pełni obecnie funkcję obowiązującej religii.
Demokracja, zgodnie z tym o czym pisał wybitny pedagog i filozof John Dewey, nie może funkcjonować w oparciu o tradycyjny, elitarny system „reglamentowanej” edukacji ale wymaga stworzenia modelu edukacji demokratycznej, który umożliwiłby wszystkim obywatelom rozumienie otaczającej ich rzeczywistości i wyposażyłby w narzędzia do samodzielnego i kreatywnego jej kształtowania. Jeżeli losy świata mają być w naszych rękach, w co z tak imponującym przekonaniem wierzył autor amerykańskiej Deklaracji Niepodległości, musimy odzyskać odebrane nam przez przemysł prawo do decydowania o swoim własnym istnieniu i przywrócić prawa życia Natury, od której nasze istnienie zależy. Od ponad dwóch wieków uznajemy tę prawdę za oczywistą, że każdy z nas został przez Naturę obdarowany pewnymi niezbywalnymi prawami, do których należą Życie, Wolność i dążenie do Szczęścia. Jeżeli tych praw jesteśmy pozbawiani, naszym obowiązkiem jest upomnieć się o nie i zerwać więzi zależności, które są przyczyną naszego nieszczęścia. Długa historia nadużyć przemysłowego establishmentu, prowadząca do ustanowienia hegemonii nad narodami świata, daje nam dziś te same moralne prawo, z jakiego wywiedli swe racje twórcy Stanów Zjednoczonych Ameryki, by ogłosić deklarację Wolności i Niezależności od stworzonej bez naszej woli i wiedzy globalnej tyranii przemysłowej.
Zbigniew Jankowski
PRZYPISY:___________________________________________
[1] MN, Tajemnicze spotkanie światowych elit, Wprost, 14.5.2009;
[2] C. Quigley, Tragedy & Hope. A History of the World in Our Time, GSG Associates, s. 324;
[3] D. Rockefeller, Memoirs, Random Hause Trade Paperbacks, 2003, s. 411.;
[4] tamże, s. 412;
[5] D. Estulin, The True Story of the Bilderberg Group, TrineDay LLC, 2007, s. 22-23, 28-29;
(6) D. Rockefeller w wystąpieniu wygłoszonym na spotkaniu Bilderberg Group, Baden, Niemcy, czerwiec 1991;
[7] W. Shannon Plans to Destroy America are Exposed! American Almanac, 11.8.2002, cytowany w D. Estulin, The True Story of the Bilderberg Group, s. 41;
[8] Z. Brzeziński cytowany w W. Engdahl, Seeds of Destruction. The Hidden Agenda of Genetic Manipulation, Global Research, 2007, s. 40;
[9] H.P. Martin & H. Schumann, The Global Trap: The Globalization and the Assault on Prosperity and Democracy, Zed Books London & New York, 1997, s. 1-4;
[10] fragment artykułu The Observer z 7.04.1963 r. cytowany w D. Estulin, The True Story of the Bilderberg Group, s. 37-38;
[11] E. Bernays, Propaganda, IG Publishing, 2005, s. 60, 37;
[12] G. Le Bon cytowany w S. Ewen, PR! Social History of Spin, Basic Books, 1996, s. 141.
http://pl.indymedia.org/pl/2009/08/46455.shtml
Od czasów wojny secesyjnej w USA cywilizacja zachodnia była areną powstawania i niezwykle gwałtownego rozwoju korporacyjnych imperiów przemysłowo-finansowych. Proces ten, będący efektem wielkiego transferu kapitału z Europy do Ameryki – przede wszystkim z giełdy londyńskiej przez imperium bankowe House of Morgan i konkurujące z nim skoligacone dynastie żydowskie (Rothschild, Warburg, Oppenheim), reprezentowane na Wall Street przez Kuhn, Loeb & Company pod kierownictwem legendarnego Jacoba Schiffa – doprowadził do silnej koncentracji władzy politycznej w rękach elity finansowej, o czym w roku 1966 w znanej pracy historycznej „Tragedy & Hope” profesor historii Uniwersytetu Harvarda i doradca departamentu obrony USA Carroll Quigley pisał: „elity kapitalizmu finansowego miały dalekosiężne cele, polegające na stworzeniu światowego systemu prywatnej władzy finansowej, która byłaby w stanie zdominować systemy polityczne wszystkich państw oraz gospodarkę całego świata. Ten system – pisał Quigley – miał być zarządzany w sposób feudalny przez światowe banki centralne, koordynujące działania poprzez tajne porozumienia, prowadzone na prywatnych spotkaniach i konferencjach”.[2]
Jednym z takich było legendarne już stowarzyszenie Bilderberg, będące „niezwykle interesującą grupą dyskusyjną, debatującą corocznie w sprawach szczególnej wagi zarówno dla Europejczyków jak i Amerykanów” – jak dyplomatycznie wyraził się o niej najbardziej aktywny uczestnik spotkań David Rockefeller, który poświęcił Grupie Bilderberg aż dwie strony w swoich bestsellerowych „Wspomnieniach”, wydanych w 2002 r. Pisał, że w maju 1954 r. za namową polskiego arystokraty Josepha Retingera książę holenderski Bernard zwołał konferencję, która odbyła się w hotelu Bilderberg w miejscowości Oosterbeek. „Konferencja miała pożyteczny cel”, twierdził Rockefeller i dlatego „wspólnie zdecydowano, że następnego roku powinna odbyć się ponownie”.[3]
Nie poinformowano jednak o tym prasy. Zresztą, wiadomo, konferencjami, które mają tak „pożyteczny cel”, media zwykle się nie interesują. I jest tego logiczny powód. Po pierwsze media nie interesują się spiskami elit politycznych, a Grupa Bilderberg od początku swego istnienia była encyklopedycznym przykładem organizacji stanowiącej „grupę osób działających tajnie i dążących do osiągnięcia wspólnego celu” (pożytecznego lub nie), jak prosto i czytelnie definiują słowo „spisek” leksykony. Po drugie skoro żyjemy w warunkach wolnego rynku, który „reguluje się sam”, to dla każdego dobrze wykształconego dziennikarza oczywiste jest to, że jedynym zajęciem bankierów i przemysłowców może być tylko i wyłącznie gra w golfa, a ta najnudniejsza rzecz na Ziemi nie jest w stanie zainteresować współczesnego konsumenta mediów preferującego dużo bardziej emocjonujące formy rozrywki.
Członkowie Grupy Bilderberg przez lata uspakajali wścibskich i „paranoicznych populistów”, że ich spotkania nie mają charakteru „tajności”, gdyż są to po prostu spotkania „prywatne” i odbywają się w „klubowej atmosferze” i spokoju, jaki można osiągnąć jedynie przez odizolowanie się od środków masowego przekazu. Niby ludzka sprawa – pogadać, ale „z kim i o czym” robi różnicę. Z punktu widzenia amerykańskiego prawa federalnego spotkania te są działalnością kryminalną, klasyfikowaną w kategorii „felony”, czyli „zbrodnie”. I dlatego nie wolno mówić o nich w mediach. Zgodnie z obowiązującą od 1799 r. ustawą Logana prawo federalne USA zakazuje obywatelom państwa jakichkolwiek samowolnych negocjacji z członkami obcych rządów państwowych, a dokładnie taka działalność uprawiana jest na spotkaniach klubu Bilderberg. Sam założyciel klubu książę Bernard zaangażowany był w działalność kryminalną. „W 1976 r. Grupę Bilderberg dotknął skandal, który niemal spowodował jej rozwiązanie – wspominał Rockefeller – Twierdzono, że książę Bernard zwrócił się do Lockheed Corporation z propozycją wykorzystania swego stanowiska w celu wpłynięcia na decyzje dotyczące zaopatrzenia holenderskich sił zbrojnych w zamian za znaczącą finansową rekompensatę. Przez cały rok liczba dowodów przeciwko księciu narastała wraz z sugestiami, że spotykał się z pośrednikami w czasie konferencji Grupy Bilderberg. Planowane spotkanie klubu w roku 1976 zostało odwołane i przez jakiś czas wyglądało na to, że Grupa Bilderberg przestanie istnieć”.[4] Te obawy okazały się jednak niepotrzebne. Po rocznej przerwie wznowiono spotkania tajnego towarzystwa, które od tamtej pory działa dalej z wielkim zaangażowaniem i, co tu dużo mówić, z wykorzystaniem niewiarygodnych możliwości.
„Członkowie Grupy Bilderberg zarządzają bankami centralnymi i dzięki temu są w stanie ustalać stopy procentowe, podaż pieniądza, ceny złota, a także to, które państwo otrzyma kredyt. (...) Każdy amerykański prezydent od czasów Eisenhowera należał do Grupy Bilderberg, choć nie chodzi o to, że uczestniczył w spotkaniach osobiście ale wysyłał na nie swoich przedstawicieli.” Wśród tych, którzy zignorowali ustawę Logana byli: Allen Dulles (szef CIA), Dean Acheson (Sekretarz Stanu za Trumana), Nelson i Laurence Rockefeller, Henry J. Heinz II (prezes H.J. Heinz Co.), Thomas L. Hughes (prezydent Carnegie Endowment for International Peace), Robert McNamara (Sekretarz Obrony za Kennedy’ego), William Bundy (prezydent Ford Foundation, redaktor Foreign Affairs), John J. McCloy (prezes Chase Manhattan Bank), George Kennan (były ambasador USA w Moskwie), Paul H. Nitze (przedstawiciel Schroeder Bank i uczestnik porozumień dotyczących redukcji zbrojeń), John D. Rockefeller IV (senator), Cyrus Vance (Sekretarz Stanu za Cartera), Eugene Black (prezydent Banku Światowego), Henry Ford III (Ford Motor Co.), Zbigniew Brzeziński (doradca Cartera i twórca Trilateral Commission), Alexander Haig (dowódca NATO i Sekretarz Stanu za Reagana). Do grupy należeli też Tony Blair, były premier Kanady Pierre Trudeau, szef Federal Reserve System Alan Greenspan, Hillary i Bill Clinton, John Kerry, Melinda & Bill Gates i Richard Perle. „Członkami stowarzyszenia są również ludzie, którzy kontrolują to, co każdy z was ogląda i czyta – baronowie mediów, jak David Rockefeller, Conrad Black (były właściciel ponad 440 publikacji prasowych od Jerusalem Post po kanadyjski The National Post), Edgar Bronfman [Seagram, Warner Music Group, Vivendi Universal], Rupert Murdock [magnat medialny, zarządca imperium News Corporation posiadającego m.in. takie perły jak Fox, Wall Street Journall, Harper Collins, SKY] oraz Sumner Redstone, właściciel [CBS Corporation, MTV Networks i] Viacom, międzynarodowego konglomeratu mediowego, który ma wpływy niemal w każdym segmencie tego przemysłu. To oni chronili tajemnicy tajnego stowarzyszenia i pewnie właśnie dlatego słowo „Bilderberg” brzmi dla ciebie obco” – pisał Daniel Estulin w tłumaczonym na 24 języki i publikowanym w 42 krajach międzynarodowym bestsellerze „The True Story of the Bilderberg Group”, wydanym w nakładzie ponad 155 tys. egzemplarzy przy 13 wznowieniach w samej tylko Hiszpanii. [5]
Rzeczywiście nazwa „Bilderberg” jest słowem prawie nieznanym. „Oficjalny słownik agencji Assosiated Press i najważniejszych gazet Ameryki”, Merriam-Webster Dictionary do dzisiaj nie uznał za stosowne wprowadzenia definicji słowa do swoich zasobów. Za tę „przysługę” kurtuazyjnie podziękował wszystkim w roku 1991 na spotkaniu w Baden David Rockefeller słowami często cytowanymi na niezależnych stronach w Internecie: „jesteśmy wdzięczni wydawcom Washington Post, New York Times, Time Magazine i innym wielkim publikacjom, których menadżerowie uczestniczyli w naszych spotkaniach i dotrzymali swych obietnic zachowania dyskrecji przez blisko 40 lat. Byłoby dla nas niemożliwością zrealizowanie naszego planu budowy światowego rządu, jeśli bylibyśmy w tym czasie przedmiotem zainteresowania prasy. Dziś jednak świat jest już dużo bardziej wyrafinowany i przygotowany do organizacji rządu światowego. Idea ponadnarodowej suwerenności elit intelektualnych i światowych bankierów jest z całą pewnością korzystniejsza od narodowego samostanowienia, praktykowanego w minionych stuleciach”. [6]
Celem członków klubu Bilderberg – wyjaśniał kiedyś William Shannon, redaktor New York Times i ambasador USA w Dublinie za prezydenta Cartera – jest wprowadzenie nas w wiek post-nacjonalizmu, czyli świata pozbawionego państw ale podzielonego na regiony, które łączyć będą Uniwersalne wartości. Jednym słowem chodzi o gospodarkę globalną, jeden rząd świata (stworzony na drodze selekcji a nie elekcji) i społeczeństwo wyznające wspólną religię. By bez przeszkód osiągnąć ten cel, Bilderberdzy skupiają swą uwagę na zwiększeniu zaangażowania środków technologicznych i ograniczaniu świadomości opinii publicznej”.[7] Elita światowa ma to osiągnąć poprzez „stosowanie najnowocześniejszych technik kształtowania publicznych zachowań i utrzymywania społeczeństwa pod ścisłą kontrolą i inwigilacją” (Brzeziński).[8]
W 1995 r. w ramach przygotowań do Nowego Porządku Świata na jednej z elitarnych konferencji w Fairmont Hotel w San Francisco prowadzono dyskusje, które zdominowane zostały przez dwa enigmatyczne określenia: „20:80” i „tittytainment”. Według analiz, dokonanych na potrzeby przemysłu, w XXI w. światowy system ekonomiczny potrzebować będzie zaledwie 20% populacji świata by wydajnie funkcjonować. Pozostałe 80% stanowić będzie niezatrudniony i wykluczony z życia gospodarczego margines. ‘Tittytainment’ (będący wykreowanym przez Brzezińskiego złożeniem słów ‘tits’ i ‘entertainment’, czyli ‘cycki’ i ‘rozrywka’) ma stanowić mechanizm kontroli i łagodzenia społecznych frustracji i protestów, jakich nie będzie można uniknąć w dalszym rozwoju cywilizacji przemysłowej. Brzeziński sugerował, że wykorzystując metody psychologiczne i fizyczne, koniecznym będzie postępować ze społeczeństwem tak, by utrzymać je w letargicznym uśpieniu, podobnym do tego, w jakim podczas karmienia piersią pozostaje niemowlę.[9] Utrzymanie porządku przez globalnych hegemonów przemysłowych wymagać będzie jednak dużo bardziej zdecydowanych posunięć. David Rockefeller twierdzi, że konieczna będzie znacząca redukcja populacji świata, co ze względu na swoją „kontrowersyjność”, wymagać będzie „umiejętnego” potraktowania problemów etycznych i religijnych w różnych częściach świata.
Rewolucja przemysłowa prowadząca do rozwoju wielkich ponadnarodowych korporacji okazała się, zgodnie z tym, co przewidywał i przed czym przestrzegał Thomas Jefferson, procesem niszczenia idei demokracji i ukształtowała nową erę techno-despotyzmu. W roku 1963 brytyjski dziennik The Observer pisał, że członkowie klubu Bilderberg uważają, iż „przyszłość należy do technokratów, gdyż poważnych spraw międzynarodowych nie można pozostawić w rękach polityków. Tajność ich rozmów wskazuje jednak na to, że ich jedynym celem jest skuteczna dominacja nad narodami świata i zrzucenie całej odpowiedzialności za rządzenie na barki mało znaczących polityków.” [10]
Historia klubu Bilderberg stanowi kompromitujące świadectwo korupcji intelektualnej i moralnego upadku, w jakich pogrążyły się narody zachodnich społeczeństw przemysłowych. Dumni spadkobiercy przepełnionych optymizmem wizji politycznych Thomasa Jeffersona i rewolucji naukowej, sławionej osiągnięciami jego największego idola Isaaca Newtona, padli ofiarą ignorancji, do której rozpowszechnienia przyczyniło się jedno, paraliżujące umysł zaklęcie: „teoria spiskowa”. Spopularyzowany przez media, pozbawiony sensownej treści slogan, służył w XX w. do wyśmiewania każdej niezależnej opinii, poddającej w wątpliwość praworządność i jawność funkcjonowania zachodnich systemów politycznych. Okazał się tym samym skutecznym narzędziem umożliwiającym odwracanie uwagi od najważniejszych inicjatyw elit politycznych, prowadzących do monopolizacji władzy i budowy światowego imperium przemysłowego.
„Dobrze wiadomą rzeczą jest – pisał pionier public relations Edward Bernays – że o wyborze nazwiska [prezydenckiego kandydata] może zdecydować kilka osób siedzących za zamkniętymi drzwiami pokoju hotelowego”. „Jesteśmy rządzeni, a nasze opinie, gusty i poglądy kształtowane są w znacznym stopniu przez ludzi, o których nigdy nie słyszeliśmy.” [11] Wszyscy również wiemy, że z funkcjonowaniem każdej hierarchii państwowej związane jest zawsze działanie tajnych organizacji (nazywanych wywiadem, służbami specjalnymi, organami bezpieczeństwa państwowego, wojskiem czy policją), a także stowarzyszeń biznesowych, wywierających wpływ na decyzje polityczne w formie zakulisowych rozgrywek określanych mianem "lobbingu". Cywilizacje zawsze „tworzone i kierowane były przez małe grupy intelektualnej arystokracji, nigdy przez masy” – pisał współtwórca teorii psychologii tłumu, dającej podstawy do rozwoju technik propagandowej manipulacji Gustaw Le Bon.[12]
Wyśmiewanie poglądów mówiących o zakulisowych i tajnych działaniach ludzi, dysponujących możliwościami kształtowania decyzji politycznych, których celem jest poszerzanie zakresu władzy ugrupowań czy struktur ekonomicznych przez te osoby reprezentowanych, jest niczym innym jak wyrzekaniem się zdrowego rozsądku. Tego zdrowego rozsądku pozbawiła się zachodnia inteligencja, która swą obecną kulturę polityczną ukształtowała naiwnie w oparciu o dogmat wiary w uczciwość i szlachetność postępowania liderów przemysłu. Wykształcona postawa powszechnej ignorancji jest rezultatem propagowania ślepej wiary w istnienie wolnego, samoregulującego się rynku, będącego w popularnych wyobrażeniach perfekcyjnym mechanizmem ekonomicznej symbiozy równouprawnionych jednostek. Cała tzw. „wolnorynkowa” wiedza ekonomiczna, którą indoktrynowano społeczeństwo zachodnie, całkowicie pomija wpływ przemocy, korupcji, manipulacji, kłamstwa i roli przywilejów w rozwoju gospodarczym społeczeństwa zachodniego. Wiedza ta jest w gruncie rzeczy jedynie quasi naukową metodą umacniania dominacji totalitarnych hierarchii przemysłowych nad zniewolonymi narodami świata. Ten ekonomiczny dogmatyzm, uprawiany ze szczególnym zaangażowaniem przez prawicowe ugrupowania polityczne, ewoluował do roli dominującego systemem wiary i pełni obecnie funkcję obowiązującej religii.
Demokracja, zgodnie z tym o czym pisał wybitny pedagog i filozof John Dewey, nie może funkcjonować w oparciu o tradycyjny, elitarny system „reglamentowanej” edukacji ale wymaga stworzenia modelu edukacji demokratycznej, który umożliwiłby wszystkim obywatelom rozumienie otaczającej ich rzeczywistości i wyposażyłby w narzędzia do samodzielnego i kreatywnego jej kształtowania. Jeżeli losy świata mają być w naszych rękach, w co z tak imponującym przekonaniem wierzył autor amerykańskiej Deklaracji Niepodległości, musimy odzyskać odebrane nam przez przemysł prawo do decydowania o swoim własnym istnieniu i przywrócić prawa życia Natury, od której nasze istnienie zależy. Od ponad dwóch wieków uznajemy tę prawdę za oczywistą, że każdy z nas został przez Naturę obdarowany pewnymi niezbywalnymi prawami, do których należą Życie, Wolność i dążenie do Szczęścia. Jeżeli tych praw jesteśmy pozbawiani, naszym obowiązkiem jest upomnieć się o nie i zerwać więzi zależności, które są przyczyną naszego nieszczęścia. Długa historia nadużyć przemysłowego establishmentu, prowadząca do ustanowienia hegemonii nad narodami świata, daje nam dziś te same moralne prawo, z jakiego wywiedli swe racje twórcy Stanów Zjednoczonych Ameryki, by ogłosić deklarację Wolności i Niezależności od stworzonej bez naszej woli i wiedzy globalnej tyranii przemysłowej.
Zbigniew Jankowski
PRZYPISY:___________________________________________
[1] MN, Tajemnicze spotkanie światowych elit, Wprost, 14.5.2009;
[2] C. Quigley, Tragedy & Hope. A History of the World in Our Time, GSG Associates, s. 324;
[3] D. Rockefeller, Memoirs, Random Hause Trade Paperbacks, 2003, s. 411.;
[4] tamże, s. 412;
[5] D. Estulin, The True Story of the Bilderberg Group, TrineDay LLC, 2007, s. 22-23, 28-29;
(6) D. Rockefeller w wystąpieniu wygłoszonym na spotkaniu Bilderberg Group, Baden, Niemcy, czerwiec 1991;
[7] W. Shannon Plans to Destroy America are Exposed! American Almanac, 11.8.2002, cytowany w D. Estulin, The True Story of the Bilderberg Group, s. 41;
[8] Z. Brzeziński cytowany w W. Engdahl, Seeds of Destruction. The Hidden Agenda of Genetic Manipulation, Global Research, 2007, s. 40;
[9] H.P. Martin & H. Schumann, The Global Trap: The Globalization and the Assault on Prosperity and Democracy, Zed Books London & New York, 1997, s. 1-4;
[10] fragment artykułu The Observer z 7.04.1963 r. cytowany w D. Estulin, The True Story of the Bilderberg Group, s. 37-38;
[11] E. Bernays, Propaganda, IG Publishing, 2005, s. 60, 37;
[12] G. Le Bon cytowany w S. Ewen, PR! Social History of Spin, Basic Books, 1996, s. 141.
http://pl.indymedia.org/pl/2009/08/46455.shtml
Subskrybuj:
Posty (Atom)