WPŁATY POLSKI do EU 2014 :
17 mld 700 mln 683 tys. zł.
1 mld 492 mln / mies
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą INTERESY USA. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą INTERESY USA. Pokaż wszystkie posty
środa, 17 listopada 2010
IV Wojna. Zweryfikowana analiza * J.F. Nyquist.
UVERTURE. 10.IV. 2010.
Dla moich nowych czytelników konieczne jest wyjaśnienie. W 1987 podczas studiów na wydziale Nauk Politycznych Uniwersytetu Kalifornia rozpocząłem zapisywanie notatek, wykorzystanych później przy pisaniu "Genezy IV wojny światowej". Większa część książki powstała przed "upadkiem Związku Sowieckiego". Pisałem, spodziewając się takiego upadku. W tej chwili muszę wyjść poza logikę mojej książki i skorygować zawartą w niej analizę zgodnie z ostatnimi wydarzeniami.
Teraz mamy rok 2003. Możemy spojrzeć w przeszłość i zobaczyć jak te sprawy zostały rozegrane. Możemy zobaczyć pułkownika KGB, Putina, zabiegającego o przyjaźń z prezydentem Bushem a także, ledwie tylko ukryte, militarne przymierze z czerwonymi Chinami. Dla badacza nie powinno być żadnych wątpliwości. Czas potwierdził kierunek prognozowany przez Golicyna, kierunek wskrzeszenia bloku komunistycznego.
Ofiarą podstępu padł nie tylko Reagan, ale także "konserwatyści" wiodących krajów Zachodu. Oszukani zostali eksperci i politycy. Stało się tak ponieważ konserwatyści (w swojej masie) byli podatni na korupcję. Nie mieli nawet złych intencji. Ale po ludzku nie mogli oprzeć się pokusie ogłoszenia zwycięstwa, do którego nie mieli żadnego prawa - od Helmuta Kohla w Niemczech po Margaret Thatcher i Johna Majora w Wielkiej Brytanii. Połknęli trujący kąsek w postaci Wschodnich Niemiec i sami wyeliminowali się z gry. Wszelkie znaki ostrzegawcze zostały zignorowane. Amerykańska broń atomowa została wycofana z kontynentu europejskiego. Niemal wszyscy uznali zmiany w komunistycznym imperium za prawdziwe i pozytywne. Ale te zmiany były wielostronne i zdradzieckie. Triumf Zachodu nad Związkiem Sowieckim otworzył drogę dla bezpodstawnego gospodarczego optymizmu i politycznej choroby opartej na rzekomym zwycięstwie. Nawet pośród konserwatystów antykomunizm przestał odgrywać jakąkolwiek istotną rolę. Przestał stanowić przeszkodę na drodze Chin i Rosji.
Tym, którzy argumentują, że Związek Sowiecki był rozpadającym się imperium, z upadającą gospodarką i zdemoralizowanym społeczeństwem, chciałbym wskazać na jedną okoliczność, o której w 1989 roku wszyscy zapomnieli: w kategoriach ambicji światowych Związek Sowiecki miał tylko jedną znaczącą przeszkodę do pokonania, którą była amerykańska obrona atomowa. Usunięcie albo osłabienie tej obrony czyni świat bezbronnym wobec rosyjskiego przeważającego, niszczącego potencjału.
Gra, która się rozpoczęła na początku zimnej wojny, która wzmagała się wraz z rozwojem atomowych arsenałów Związku Sowieckiego i USA dawała tylko dwa możliwe rozwiązania: wojnę atomową albo atomowe rozbrojenie. Inne rozwiązanie jest niemożliwe. Niemożliwe aby dwie strony pozostawały w stanie permanentnego napięcia, z tysiącami pocisków, gotowych do odpalenia. Dlatego, żeby uniknąć wzajemnie wyniszczającej wojny, jedna lub druga strona musi zakończyć rywalizację i rozbroić się. Czyli zrobić dokładnie to, co, zdaniem większości ludzi, miało miejsce pomiędzy listopadem 1989 a grudniem 1991.
Ale są też inne opinie, całkowicie ignorowane przez ekspertów i polityków. To zresztą widomy znak czasu. Paradoksalnie, droga atomowego rozbrojenia może służyć jako autostrada wiodąca prosto do wojny atomowej. Atomowy wyścig zbrojeń wywołuje równowagę, która zapobiega otwartemu konfliktowi, ale rozbrojenie likwiduje stan równowagi i otwiera drogę tym, którzy chcieliby osiągnąć atomową przewagę dzięki tajnym arsenałom atomowym i niemożliwym do wyśledzenia wyrzutniom rakiet balistycznych (jak na przykład ruchome wyrzutnie SS-27).
W następstwie "oczywistego" rozpadu totalitaryzmu w Europie Wschodniej dążenia do rozbrojenia, szczególnie rozbrojenia atomowego okazały się nieodparte. Dla całego zachodniego świata zgon Związku Sowieckiego był usprawiedliwieniem dla zwiększenia wydatków socjalnych w miejsce wydatków na zbrojenia. Taka jest psychologia urynkowionego hedonizmu, systemu do jakiego wyewoluował liberalny kapitalizm. Dlatego zmiany w Europie Wschodniej były akceptowane bezdyskusyjnie. Do upadłego wroga popłynęła pomoc gospodarcza, pożyczki, transfery technologii. Ale pomoc ta nie była wcale użyta dla polepszenia losu rosyjskiego społeczeństwa. Została wykorzystana dla zmodernizowania rosyjskiego przemysłu zbrojeniowego, z myślą o przyszłym konflikcie.
Kim Ir Sen, poprzedni dyktator Korei Północnej i ojciec obecnego, wyjaśnił pewnego razu: "Imperializm Stanów Zjednoczonych jest celem numer 1 w światowej walce. Pierwszym zadaniem krajów socjalistycznych, komunistycznych i robotniczych partii jest werbowanie i gromadzenie możliwie szerokich sił antyimperialistycznych w walce przeciwko amerykańskiemu imperializmowi. Tylko dzięki przemyślanej walce przeciwko niemu światowy pokój może zostać zachowany, a rewolucyjna walka ludu może zostać nagrodzona zwycięstwem."
Pomiędzy 1987 a 1991 analizowałem kolejne sowieckie reformy pod rządami Gorbaczowa. Zastanawiałem się nad strategicznymi konsekwencjami "upadku komunizmu" i nieuchronnego rozbrojenia Zachodu. Próbowałem wyobrazić sobie, jak to wszystko potoczy się dalej. Przewidziałem Traktat Moskiewski.Przewidziałem dalsze komunistyczne podboje. Angola została podbita, Savimbi nie żyje, Kongo zostało opanowane, Wenezuela jest zagrożona dyktaturą, Brazylia została przejęta. Południowa Afryka została opanowana przez komunistów z Afrykańskiego Kongresu Narodowego, NATO w Europie obumiera. Niemcy i Francja skłaniają się w kierunku Rosji. Antyamerykanizm osiągnął szczyty rozgorączkowania w Ameryce Łacińskiej i w Kanadzie.
W zeszłym tygodniu odebrałem telefon od producenta radiowego z Toronto. Rozmawialiśmy na temat mojego wywiadu z pilotem prezydenta Hugo Chaveza, który twierdził, że Chavez jest komunistą dążącym do przekształcenia Ameryki Południowej w ośrodek ataków na Stany Zjednoczone. Kanadyjski producent nie chciał się z tym zgodzić. Nie, to kłamstwo, powiedział. To amerykańska propaganda. "Oczywiście słyszałeś, że przeciwnicy Chaveza są popierani przez CIA?" Zapewniłem go, że pilot jest uczciwym człowiekiem, który przez wiele lat pracował blisko Chaveza. Wspomniałem o powiązaniach Chaveza z terroryzmem, o jego uznaniu dla Carlosa "Szakala". Kanadyjczyk nie dał się przekonać. "To Ameryka jest liderem państwowego terroryzmu na świecie" stwierdził.
Totalitarna lewica nie została pokonana. Zdobyła mocne podstawy w Europie, Ameryce Łacińskiej, w Kanadzie. Rosja i Chiny mają nadzieję, że ta lewica pomoże im znieść Amerykę na proch. Wszystko wskazuje na to, że mogą osiągnąć swój cel. Próbowałem znaleźć jakieś fakty, jakieś argumenty, które pomogłyby odeprzeć tak ponurą prognozę, które mogłyby dowieść ponad wszelką wątpliwość, że moje wnioski są wynikiem klinicznej paranoi. Ale fakty mówią same za siebie. Prawda o rosyjskiej wrogości wychodzi na jaw nawet teraz, na wojennym rumowisku w Bagdadzie. Według raportów Kreml proponował Saddamowi dostęp do sieci płatnych morderców, działających na Zachodzie. Dysponował także zapisem prywatnych rozmów prowadzonych przez zachodnich przywódców.
Rozłam pomiędzy Ameryką i dwiema największymi potęgami Europy Zachodniej - Francją i Niemcami - kompensuje Rosji straty z nadwyżką. W szachach dopuszczalne jest poświęcenie jednej figury po to, aby za chwilę zdobyć dwie. Nie możemy powiedzieć, z całkowitą pewnością, że zachodni sojusz uległ ostatecznemu rozbiciu. Ale wygląda na to, że dwie znaczące figury zostały stracone. Animozje pomiędzy Ameryką i Francją stale się pogłębiają. Kiedy wzajemne stosunki są tak dalece nadszarpnięte, trudno o naprawienie wszystkich szkód. Jeśli chodzi o Niemcy, to nie przypadek, że kolektywne przywództwo w Moskwie wyznaczyło na stanowisko prezydenta człowieka mówiącego biegle po niemiecku. Teraz Niemcy są związani z Rosją niczym stalową obręczą.
A jak przedstawia się sytuacja na Dalekim Wschodzie, w Korei Północnej, w Chinach?
Trzeba w końcu przyznać, że zimna wojna nigdy się nie skończyła. Przyznać, że dezerter z KGB Anatolij Golicyn miał rację na temat rozpadu Związku Sowieckiego. Trzeba, ale nikt tego nie robi. W całym establishmencie nie ma nikogo, kto skłonny byłby przyjąć Golicynowskie tezy, podziękować mu za ostrzeżenie. Nikt nie ma zamiaru posunąć się o krok dalej i ogłosić, że Rosja wciąż jest naszym wrogiem, że handel z Chinami powinien zostać wstrzymany, że Korea Północna w dalszym ciągu powinna być izolowana, a Kuba wyzwolona. Okazuje się, że po tym wszystkim co się wydarzyło od 1991 roku niczego się nie nauczyliśmy. To oszustwo trwa już dziesięć lat, ale nadal pozostaje skuteczne, przynajmniej na tyle, aby nie znalazł się nikt, kto miałby odwagę powiedzieć "król jest nagi". Stany Zjednoczone nadal zamierzają redukować swoje zasoby atomowe i nic nie potrafi tego zmienić. Inny słowy, Stany Zjednoczone są w poważnych tarapatach.
Jeszcze jedna kwestia powinna zostać poruszona. Chodzi o nasze przewlekłe problemy gospodarcze. Mamy w tej chwili do czynienia z największą inflacją kredytową w historii. Po inflacji kredytowej zawsze następuje kryzys finansowy. Radykalna lewica wiąże z tym wielkie nadzieje. Powiedzą, że rynek przestał funkcjonować i zażądają wprowadzenia socjalizmu. Ideologia, która została pochowana, odżyje na nowo.
W kwestii terroryzmu jest kilka ciekawych punktów. Rosja wykorzystała wydarzenia z 11 września na kilka sposobów. Przede wszystkim, wykorzystała okazję aby wydostać od nas pieniądze. 6 marca Josef Herbert z agencji AP napisał na temat słabości rosyjskich instalacji atomowych. Według niego Waszyngton chce mieć dostęp do rosyjskiej broni, aby mieć pewność, że nie dostanie się ona w ręce terrorystów. Herbert napisał także, że Ameryka "w ciągu ostatniej dekady wydała przeszło 1,8 mld dolarów, aby pomóc Rosjanom w poprawie bezpieczeństwa ich instalacji atomowych." Wynika z tego, że Ameryka płaci za bezpieczeństwo rosyjskiej broni atomowej.
Prawie 2 miliardy dolarów przepadły. Jak zostały użyte? Rosjanie nie mają zamiaru tego zdradzić. Grają za to umiejętnie na amerykańskiej naiwności. W sprawozdaniu na temat bezpieczeństwa rosyjskich zasobów atomowych można przeczytać: "Mimo kilku lat negocjacji, Rosja w dalszym ciągu odmawia dostępu Amerykańskiemu Departamentowi Energetycznemu do kompleksów zbrojeniowych."
To prawda, że nigdy nie spodziewałem się takiego prezydenta jak George Bush. Nigdy nie spodziewałem się tak wielkiego zwycięstwa jak w Iraku.
MOTTO.
Prognoza Lee wypada nader ponuro: "Zgodnie z postanowieniami START II, w razie ataku jedynie znikoma ilość głowic rakietowych i bombowych przetrwa wyprzedzające rosyjskie uderzenie, Rosjanie będą mogli zachować swój potencjał ofensywny i defensywny, staną się dominującą atomową potęgą. W przeciwieństwie do swoich amerykańskich kolegów, przedstawiciele rosyjskiego rządu i sfer wojskowych rozumieją to doskonale."
MOTTO II.
Ci sami starzy komuniści zachowali kontrolę nad surowcami, bronią i rządami w Europie Wschodniej i byłym Związku Sowieckim. W krajach takich jak Polska i Czechy do władzy doszli fałszywi opozycjoniści, jak Waclaw Havel i Lech Wałęsa, których tajne policyjne teczki nigdy nie zostały ujawnione. W ten sposób zaufaniem obdarzono zjawisko, które nigdy na to nie zasługiwało.
J.R. Nyquist Geneza IV wojny światowej. Uzupełnienie i errata. | 19.06.2003 www.jrnyquist.com |
Nigdy nie myślałem, że Ameryka zdobędzie się na obalenie rosyjskiego satelity (jak w przypadku Iraku). Nigdy nie myślałem, że usłyszę amerykańskiego prezydenta, dającego totalitarnemu dyktatorowi 48 godzin na opuszczenie kraju. A jednak prezydent George Bush tak właśnie zrobił. Zgniótł skorumpowany iracki reżim, wprowadzając w osłupienie Rosję i Francję. Tak znaczące poczynania oznaczają odejście od zasad amerykańskiej polityki, obowiązujących od 50 lat. Od czasu, gdy Chińczycy przekroczyli Jalu-Ciang w 1950 Stany Zjednoczone pozostawały w odwrocie. Pomijając malutką wyspę Grenadę, powstrzymywaliśmy się przed wkroczeniem na terytorium wroga i obalaniem dyktatorów. Zamiast tego woleliśmy negocjować traktaty, których nasi wrogowie nie przestrzegali, jak w przypadku traktatu, kończącego wojnę wietnamską albo porozumienia, które kończyło wojnę w Zatoce w 1991 roku. Zazwyczaj przekupywaliśmy dyktatorów. Jeśli nas oszukiwali, szukaliśmy innych rozwiązań. Teraz mamy do czynienia z innym gatunkiem amerykańskiej polityki. To rodzaj polityki, którego nie przewidziałem w swojej książce. To polityka silna i agresywna. Polityka braku tolerancji wobec wrogów, dążących do zdobycia broni masowego rażenia. W świetle tych wydarzeń, zastanawiam się teraz, czy dynamika poczynań strategicznych zmieniła się? Czy możemy uniknąć losu opisanego w mojej książce?
Dla moich nowych czytelników konieczne jest wyjaśnienie. W 1987 podczas studiów na wydziale Nauk Politycznych Uniwersytetu Kalifornia rozpocząłem zapisywanie notatek, wykorzystanych później przy pisaniu "Genezy IV wojny światowej". Większa część książki powstała przed "upadkiem Związku Sowieckiego". Pisałem, spodziewając się takiego upadku. W tej chwili muszę wyjść poza logikę mojej książki i skorygować zawartą w niej analizę zgodnie z ostatnimi wydarzeniami.
W 1987 doszedłem do wniosku, że Anatolij Golicyn miał rację na temat istnienia długofalowej sowieckiej strategii, obejmującej przyszły kontrolowany rozpad sowieckiego imperium. Golicyn sugerował, że taki podstęp może doprowadzić do rozbrojenia Stanów Zjednoczonych, czego następstwem będzie gwałtowne przezbrojenie bloku komunistycznego. W efekcie może nastąpić dramatyczne zachwianie równowagi sił. Będą miały miejsce poważne konsekwencje polityczne, głównie w Europie i w Trzecim Świecie. Antykomunizm przestanie być potrzebny, ponieważ w powszechnej ocenie komunizm przestanie istnieć.
Przynajmniej jeszcze jeden dezerter z bloku komunistycznego (Jan Sejna) potwierdził, że Moskwa rozważała rozpad Układu Warszawskiego w celu podkopania stabilności NATO. To skłoniło mnie do zastanowienia. Jak wielkie znaczenie ma kłamstwo wobec sytuacji, gdy tysiące atomowych głowic jest skierowanych w Stany Zjednoczone. Kłamstwo jest blisko spokrewnione z zabijaniem. Często jest dowodem wrogości. Podkopuje pokój i niszczy stosunki międzynarodowe. W końcu prowadzi do zniszczenia. Rozumiałem, że moskiewska strategia podstępu może przynieść sukces. A to będzie oznaczać osłabienie Zachodu i polityczną dezorientację. W ten sposób przygotowany zostanie atak wojskowy poprzedzony okresem dywersji, sabotażu gospodarczego i aktów terrorystycznych. Nasuwał się tylko jeden wniosek - Kreml nieodwołalnie zmierza do wojny atomowej. Skoro puszczono już całą machinę w ruch, konsekwencje wydawały się nieodwołalne. Krok po kroku, z determinacją Rosja będzie zmierzać do pierwszego uderzenia. W rzeczywistości, rosyjscy generałowie od dawna dysponowali odpowiednim planem. W 1987, jeszcze przed rozpadem Związku Sowieckiego, było to dla mnie oczywiste.
Teraz mamy rok 2003. Możemy spojrzeć w przeszłość i zobaczyć jak te sprawy zostały rozegrane. Możemy zobaczyć pułkownika KGB, Putina, zabiegającego o przyjaźń z prezydentem Bushem a także, ledwie tylko ukryte, militarne przymierze z czerwonymi Chinami. Dla badacza nie powinno być żadnych wątpliwości. Czas potwierdził kierunek prognozowany przez Golicyna, kierunek wskrzeszenia bloku komunistycznego.
Ci, którzy wierzą w moskiewskie kłamstwa będą polemizować z taką analizą. Będą dowodzić, że Ameryka wygrała zimną wojnę. Będą twierdzić, że współzawodnictwo między Stanami Zjednoczonymi a Związkiem Sowieckim zostało zakończone. Czy nie jest to oczywiste? Ale oczywistości potrafią być podstępne. To prawda, że Ronald Reagan był oklaskiwany za jego twarde stanowisko wobec Związku Sowieckiego, za Inicjatywę Obrony Strategicznej, za odbudowanie armii oraz za odważne słowa pod adresem "imperium zła". Z drugiej strony, każdy kto z uwagą obserwował kolejne poczynania Reagana powinien się raczej powstrzymać przed dalszym komplementowaniem prezydenta, którego wydatki wojenne uległy nagłemu zahamowaniu już w 1985 roku, który nigdy nie zbudował systemu obrony rakietowej, który utrzymał w mocy traktat ABM, podpisał traktat INF ze Związkiem Sowieckim, zaufał Gorbaczowowi. Reagan mówił twardo, ale poszedł tą samą drogą co jego poprzednicy, drogą ustępstw i negocjacji. Stało się tak dlatego, ponieważ
Reagan, podobnie jak poprzednicy, był "burżua". To znaczy, był podatny na pewnego rodzaju iluzje. Komuniści wykiwali Ronalda Reagana, tak jak wykiwali Cartera, Forda, Nixona. "Ufaj ale sprawdzaj" - to był slogan Reagana w jego stosunkach ze Związkiem Sowieckim. Ale nikt nie powinien wierzyć w coś, czego w żaden sposób nie można zweryfikować. Nigdy nie powinno się ufać totalitarnej oligarchii zamieszanej w oszustwo i w potajemne magazynowanie broni masowego rażenia, nawet jeśli przekonują do tego tysiące rozbrojeniowych inspektorów z doktorem Hansem Blixem na czele.
Reagan, podobnie jak poprzednicy, był "burżua". To znaczy, był podatny na pewnego rodzaju iluzje. Komuniści wykiwali Ronalda Reagana, tak jak wykiwali Cartera, Forda, Nixona. "Ufaj ale sprawdzaj" - to był slogan Reagana w jego stosunkach ze Związkiem Sowieckim. Ale nikt nie powinien wierzyć w coś, czego w żaden sposób nie można zweryfikować. Nigdy nie powinno się ufać totalitarnej oligarchii zamieszanej w oszustwo i w potajemne magazynowanie broni masowego rażenia, nawet jeśli przekonują do tego tysiące rozbrojeniowych inspektorów z doktorem Hansem Blixem na czele.
Ofiarą podstępu padł nie tylko Reagan, ale także "konserwatyści" wiodących krajów Zachodu. Oszukani zostali eksperci i politycy. Stało się tak ponieważ konserwatyści (w swojej masie) byli podatni na korupcję. Nie mieli nawet złych intencji. Ale po ludzku nie mogli oprzeć się pokusie ogłoszenia zwycięstwa, do którego nie mieli żadnego prawa - od Helmuta Kohla w Niemczech po Margaret Thatcher i Johna Majora w Wielkiej Brytanii. Połknęli trujący kąsek w postaci Wschodnich Niemiec i sami wyeliminowali się z gry. Wszelkie znaki ostrzegawcze zostały zignorowane. Amerykańska broń atomowa została wycofana z kontynentu europejskiego. Niemal wszyscy uznali zmiany w komunistycznym imperium za prawdziwe i pozytywne. Ale te zmiany były wielostronne i zdradzieckie. Triumf Zachodu nad Związkiem Sowieckim otworzył drogę dla bezpodstawnego gospodarczego optymizmu i politycznej choroby opartej na rzekomym zwycięstwie. Nawet pośród konserwatystów antykomunizm przestał odgrywać jakąkolwiek istotną rolę. Przestał stanowić przeszkodę na drodze Chin i Rosji.
Tym, którzy argumentują, że Związek Sowiecki był rozpadającym się imperium, z upadającą gospodarką i zdemoralizowanym społeczeństwem, chciałbym wskazać na jedną okoliczność, o której w 1989 roku wszyscy zapomnieli: w kategoriach ambicji światowych Związek Sowiecki miał tylko jedną znaczącą przeszkodę do pokonania, którą była amerykańska obrona atomowa. Usunięcie albo osłabienie tej obrony czyni świat bezbronnym wobec rosyjskiego przeważającego, niszczącego potencjału.
Znaczenie broni atomowej nie powinno być pomniejszane. Pierwszy naród w historii, który ucierpiał w wyniku nuklearnego ataku, który okazał się bezbronny wobec broni atomowej, był gotów raczej popełnić "narodowe samobójstwo" aniżeli poddać się przeważającej sile wroga. To było imperium Japonii. Ale wkrótce po wybuchach, które zniszczyły Hiroszimę i Nagasaki, przywódcy kraju uznali, że poddanie się jest opcją możliwą do zaakceptowania (przy zachowaniu władzy imperatora). Atomowe zniszczenie jest zbyt straszną perspektywą nawet dla najbardziej nieprzejednanych. Wojna atomowa nie daje żadnych szans stronie, która tej broni nie posiada. Jedynym efektem takiej konfrontacji może być tylko rzeź, której nic nie może zrekompensować, nawet heroiczna śmierć (ponieważ heroizm nie polega na beznadziejnym oczekiwaniu na spalenie).
Kraj, który może uderzyć w dowolny rejon świata z siłą tysiąca atomowych rakiet, może także rządzić światem. Ludzie w tym kraju mogą żyć w ubóstwie. Jego kultura może być pogrążona w stagnacji. Jego przywódcy mogą być grupą zgrzybiałych starców. To wszystko nic nie znaczy wobec potencjału głowic termonuklearnych. Kraj uzbrojony w tysiące bomb atomowych może decydować o losie narodów. Może zadecydować, że miasta X, Y i Z powinny przestać istnieć w ciągu godziny. To prawdziwy balsam dla przywódców skądinąd zbankrutowanego państwa.
Gra, która się rozpoczęła na początku zimnej wojny, która wzmagała się wraz z rozwojem atomowych arsenałów Związku Sowieckiego i USA dawała tylko dwa możliwe rozwiązania: wojnę atomową albo atomowe rozbrojenie. Inne rozwiązanie jest niemożliwe. Niemożliwe aby dwie strony pozostawały w stanie permanentnego napięcia, z tysiącami pocisków, gotowych do odpalenia. Dlatego, żeby uniknąć wzajemnie wyniszczającej wojny, jedna lub druga strona musi zakończyć rywalizację i rozbroić się. Czyli zrobić dokładnie to, co, zdaniem większości ludzi, miało miejsce pomiędzy listopadem 1989 a grudniem 1991.
Ale są też inne opinie, całkowicie ignorowane przez ekspertów i polityków. To zresztą widomy znak czasu. Paradoksalnie, droga atomowego rozbrojenia może służyć jako autostrada wiodąca prosto do wojny atomowej. Atomowy wyścig zbrojeń wywołuje równowagę, która zapobiega otwartemu konfliktowi, ale rozbrojenie likwiduje stan równowagi i otwiera drogę tym, którzy chcieliby osiągnąć atomową przewagę dzięki tajnym arsenałom atomowym i niemożliwym do wyśledzenia wyrzutniom rakiet balistycznych (jak na przykład ruchome wyrzutnie SS-27).
W następstwie "oczywistego" rozpadu totalitaryzmu w Europie Wschodniej dążenia do rozbrojenia, szczególnie rozbrojenia atomowego okazały się nieodparte. Dla całego zachodniego świata zgon Związku Sowieckiego był usprawiedliwieniem dla zwiększenia wydatków socjalnych w miejsce wydatków na zbrojenia. Taka jest psychologia urynkowionego hedonizmu, systemu do jakiego wyewoluował liberalny kapitalizm. Dlatego zmiany w Europie Wschodniej były akceptowane bezdyskusyjnie. Do upadłego wroga popłynęła pomoc gospodarcza, pożyczki, transfery technologii. Ale pomoc ta nie była wcale użyta dla polepszenia losu rosyjskiego społeczeństwa. Została wykorzystana dla zmodernizowania rosyjskiego przemysłu zbrojeniowego, z myślą o przyszłym konflikcie.
Wiele z poczynań Kremla, szczególnie dotyczących łamania porozumień rozbrojeniowych, zostało udokumentowane w wydanej w 1997 roku książce emerytowanego agenta wywiadu, Williama Lee, "The ABM Treaty Charade". Nie chodzi tylko o to, że Związek Sowiecki złamał postanowienia traktatu ABM, SALT I i II, Protokołu Genewskiego o Broni Chemicznej, helsińskiego Aktu Końcowego, konwencji o Broni Biologicznej, traktatu o ograniczeniu testów atomowych, traktatu o Broni Atomowej Średniego Zasięgu, ale o to, że sukcesor po Związku Sowieckim (Federacja Rosyjska) kontynuuje ten sam styl łamania wszelkich postanowień aż do dnia dzisiejszego. Według Lee, traktat START II "może zapewnić Rosji zdecydowanie korzystniejszą pozycję w nuklearnej rywalizacji ze Stanami Zjednoczonymi, aniżeli pozycję, jaką osiągnął Związek Sowieckim w szczytowym okresie zimnej wojny." Ale dzisiaj znacznie wyprzedziliśmy postanowienia START II. Obecne porozumienie pomiędzy Moskwą i Waszyngtonem na temat strategicznego rozbrojenia nuklearnego zapowiada redukcję amerykańskich sił obronnych do mniej niż 2000 strategicznych głowic.
Prognoza Lee wypada nader ponuro: "Zgodnie z postanowieniami START II, w razie ataku jedynie znikoma ilość głowic rakietowych i bombowych przetrwa wyprzedzające rosyjskie uderzenie, Rosjanie będą mogli zachować swój potencjał ofensywny i defensywny, staną się dominującą atomową potęgą. W przeciwieństwie do swoich amerykańskich kolegów, przedstawiciele rosyjskiego rządu i sfer wojskowych rozumieją to doskonale."
W jaki sposób Rosja mogła przegrać zimną wojnę i jednocześnie stać się dominującym supermocarstwem atomowym?
Wyjaśnienie jest oczywiste. Liberalizacja w Rosji, w niektórych obszarach autentyczna, zasadniczo nie miała nic wspólnego z rzeczywistością. Ci sami starzy komuniści zachowali kontrolę nad surowcami, bronią i rządami w Europie Wschodniej i byłym Związku Sowieckim. W krajach takich jak Polska i Czechy do władzy doszli fałszywi opozycjoniści, jak Waclaw Havel i Lech Wałęsa, których tajne policyjne teczki nigdy nie zostały ujawnione. W ten sposób zaufaniem obdarzono zjawisko, które nigdy na to nie zasługiwało.
Oczywiście w kraju zdominowanym przez sztywną ideologię i brutalną siłę każdy przejaw prawdziwej wolności musi wywrzeć wrażenie. Ale wschodni "mafijny kapitalizm" daje tylko pozory wolności.
Należy pamiętać, że totalitaryzm, według definicji Orwella, to system oparty na bezprawiu. W ramach takiego systemu prowadzenie działalności wymaga współpracy z rządzącymi gangsterami. Dlatego, w tym konkretnym znaczeniu, system totalitarny wcale nie zniknął. Bezprawie i gangsterzy pozostali. Wykorzystanie przez KGB przestępczości zorganizowanej dało Moskwie pełną kontrolę nad "byłymi" satelitami i ich gospodarkami. Tajne struktury komunistyczne i mafijne, wzajemnie przemieszane na terenie całej Europy,
zostały wykorzystane dla politycznej manipulacji i podstępu w niewyobrażalnej skali.
Oczywiście w kraju zdominowanym przez sztywną ideologię i brutalną siłę każdy przejaw prawdziwej wolności musi wywrzeć wrażenie. Ale wschodni "mafijny kapitalizm" daje tylko pozory wolności.
Należy pamiętać, że totalitaryzm, według definicji Orwella, to system oparty na bezprawiu. W ramach takiego systemu prowadzenie działalności wymaga współpracy z rządzącymi gangsterami. Dlatego, w tym konkretnym znaczeniu, system totalitarny wcale nie zniknął. Bezprawie i gangsterzy pozostali. Wykorzystanie przez KGB przestępczości zorganizowanej dało Moskwie pełną kontrolę nad "byłymi" satelitami i ich gospodarkami. Tajne struktury komunistyczne i mafijne, wzajemnie przemieszane na terenie całej Europy,
zostały wykorzystane dla politycznej manipulacji i podstępu w niewyobrażalnej skali.
W ten sposób komuniści ograniczyli wolność i stłumili wolny rynek w Europie Wschodniej. Nic dziwnego, że wytworem nieustannej biedy w "byłych" państwach komunistycznych jest coraz więcej cynizmu. Cynizm wobec Zachodu, szczególnie wobec demokracji, wolnemu rynkowi i Ameryce. Niektórzy Wschodnioeuropejczycy, wciąż przywiązani do komunistycznej percepcji, wierzą, że to Ameryka jest odpowiedzialna za ich biedę. Niewątpliwie Kreml właśnie takie przekonanie stara się podtrzymywać.
Tak jak przewidział Golicyn, nastąpił, zainicjowany z góry, rozpad komunizmu. Nie było to powstanie kierowane przez autentycznych przywódców. Stąd, "pokonany" komunizm nie został ukarany za swoje zbrodnie. Mieszkańcy Europy Wschodniej nie dostali pełnej ekonomicznej wolności. To co świat obserwował w "byłym" bloku komunistycznym było pułapką. Było to przedstawienie, żeby rozbroić Zachód, pogrzebać antykomunizm i zdezorientować amerykańską politykę.
Początkową fazą owej pułapki, która o wiele miesięcy wyprzedziła zburzenie berlińskiego muru, obejmowała zjawisko nazywane "destalinizacją". "Destalinizacja" była znaczącym elementem kremlowskiej polityki "głasnosti" i "pierestrojki". Zagadnienie "sądu nad stalinizmem" było publicznie dyskutowane w rosyjskich mediach. Walerij M. Sawitskij, szef departamentu w Instytucie Państwa i Prawa, wyjaśniał, że publiczny sąd nad stalinizmem powinien dostarczyć "publiczny werdykt, który napiętnowałby Stalina.... jako największego wroga sowieckiego państwa."
Autorem być może najbardziej inspirującego artykułu na temat głasnosti i pierestrojki, opublikowanego w Literaturnej Gaziecie 1 marca 1989 był czołowy sowiecki teoretyk, Nikołaj Popow. Według Popowa, zimna wojna stała się niebezpiecznym atomowym patem. Każda ze stron ma możliwość zniszczenia drugiej strony. Wojna atomowa, pisał Popow, "będzie oznaczała wzajemne zniszczenie; dlatego możliwość konfrontacji musi zostać ograniczona...".
Nie oznacza to jednak, z komunistycznego punktu widzenia, że Rosja i Stany Zjednoczone muszą stać się przyjaciółmi. "Nie trzeba dodawać", pisał Popow, "że zasadniczo wciąż jesteśmy dla siebie wrogami i jeżeli tylko sprawa nie będzie dotyczyć zagrożenia atomową apokalipsą, będziemy unikać wszelkich kontaktów i robić wszystko, aby utrudnić życie drugiej stronie". Innymi słowy, chodzi o to, jak uniknąć atomowej wymiany, a nie o to, czy przyjmować system kapitalistyczny, czy też nie. Popow postawił swoim rosyjskim czytelnikom następujące pytanie: "Jaka jest główna przyczyna albo przyczyny naszego konfliktu z Ameryką, który wyssał z nas ostatnie soki, a cały świat doprowadził na krawędź zniszczenia...?" Przyczyna konfliktu jest prosta. Według Popowa "nasz postępowy system musi zastąpić system kapitalistyczny, który się przeżył." A w jaki sposób system kapitalistyczny może zostać wyeliminowany bez obustronnie wyniszczającej wojny? "Musimy spojrzeć na nasz kraj oczami reszty świata", pisał, "zarówno z perspektywy półwiecza jak i perspektywy współczesnej, w celu zrozumienia polityki Zachodu w stosunku do nas." Innymi słowy, należy cofnąć się do początków zimnej wojny. Do Stalina. "Dla Europy i dla Stanów Zjednoczonych nasz kraj był... przede wszystkim krajem krwawej przymusowej kolektywizacji, masowych prześladowań i obozów, krajem terroru i dyktatury, krajem Stalina," napisał Popow.
W celu zdobycia zaufania Zachodu, w celu przerwania atomowego impasu i wyeliminowania systemu kapitalistycznego na całym świecie, Popow zaproponował następującą formułę: "Dzisiaj naszym głównym zadaniem... jest oddzielenie stalinizmu od komunizmu w oczach świata". Tylko w ten sposób Zachód może opuścić gardę i pozbyć się broni atomowej. "W tym znaczeniu", wyjaśniał Popow, "głasnost jest naszą jednością, przebudowa jest naszą bronią, a destalinizacja naszą amunicją."
W marcu 1989 roku profesor Popow był optymistą. "Mamy obecnie do czynienia z wyjątkową sytuacją, że ludzie są gotowi nam wierzyć, jeżeli nadal będziemy postępować drogą przebudowy naszego kraju i naszego myślenia" pisał. Jeżeli Amerykanie uwierzą w rosyjską wiarygodność, wówczas podpiszą traktaty rozbrojeniowe z Rosją. Sami osłabią swój potencjał i otworzą drogę dla rosyjskiej atomowej dominacji.
Biorąc pod uwagę wyjaśnienia Popowa, wnikliwy psycholog z łatwością odkryje motywy komunistów leżące u podstaw transformacji ustrojowych w Polsce, na Węgrzech i w Republice Czeskiej. Prawda, która umknęła uwadze, jest taka, że rosyjscy przywódcy nadal pracują przeciwko Ameryce. Jak powiedział Fidel Castro podczas swojego pobytu w Iranie w 2001 roku "razem rzucimy Stany Zjednoczone na kolana".
Kim Ir Sen, poprzedni dyktator Korei Północnej i ojciec obecnego, wyjaśnił pewnego razu: "Imperializm Stanów Zjednoczonych jest celem numer 1 w światowej walce. Pierwszym zadaniem krajów socjalistycznych, komunistycznych i robotniczych partii jest werbowanie i gromadzenie możliwie szerokich sił antyimperialistycznych w walce przeciwko amerykańskiemu imperializmowi. Tylko dzięki przemyślanej walce przeciwko niemu światowy pokój może zostać zachowany, a rewolucyjna walka ludu może zostać nagrodzona zwycięstwem."
Pomiędzy 1987 a 1991 analizowałem kolejne sowieckie reformy pod rządami Gorbaczowa. Zastanawiałem się nad strategicznymi konsekwencjami "upadku komunizmu" i nieuchronnego rozbrojenia Zachodu. Próbowałem wyobrazić sobie, jak to wszystko potoczy się dalej. Przewidziałem Traktat Moskiewski.Przewidziałem dalsze komunistyczne podboje. Angola została podbita, Savimbi nie żyje, Kongo zostało opanowane, Wenezuela jest zagrożona dyktaturą, Brazylia została przejęta. Południowa Afryka została opanowana przez komunistów z Afrykańskiego Kongresu Narodowego, NATO w Europie obumiera. Niemcy i Francja skłaniają się w kierunku Rosji. Antyamerykanizm osiągnął szczyty rozgorączkowania w Ameryce Łacińskiej i w Kanadzie.
W zeszłym tygodniu odebrałem telefon od producenta radiowego z Toronto. Rozmawialiśmy na temat mojego wywiadu z pilotem prezydenta Hugo Chaveza, który twierdził, że Chavez jest komunistą dążącym do przekształcenia Ameryki Południowej w ośrodek ataków na Stany Zjednoczone. Kanadyjski producent nie chciał się z tym zgodzić. Nie, to kłamstwo, powiedział. To amerykańska propaganda. "Oczywiście słyszałeś, że przeciwnicy Chaveza są popierani przez CIA?" Zapewniłem go, że pilot jest uczciwym człowiekiem, który przez wiele lat pracował blisko Chaveza. Wspomniałem o powiązaniach Chaveza z terroryzmem, o jego uznaniu dla Carlosa "Szakala". Kanadyjczyk nie dał się przekonać. "To Ameryka jest liderem państwowego terroryzmu na świecie" stwierdził.
Totalitarna lewica nie została pokonana. Zdobyła mocne podstawy w Europie, Ameryce Łacińskiej, w Kanadzie. Rosja i Chiny mają nadzieję, że ta lewica pomoże im znieść Amerykę na proch. Wszystko wskazuje na to, że mogą osiągnąć swój cel. Próbowałem znaleźć jakieś fakty, jakieś argumenty, które pomogłyby odeprzeć tak ponurą prognozę, które mogłyby dowieść ponad wszelką wątpliwość, że moje wnioski są wynikiem klinicznej paranoi. Ale fakty mówią same za siebie. Prawda o rosyjskiej wrogości wychodzi na jaw nawet teraz, na wojennym rumowisku w Bagdadzie. Według raportów Kreml proponował Saddamowi dostęp do sieci płatnych morderców, działających na Zachodzie. Dysponował także zapisem prywatnych rozmów prowadzonych przez zachodnich przywódców.
Dlaczego Moskwa miałaby coś takiego zrobić?
Dlaczego Niemcy i Francja opuściły Amerykę podczas kryzysu irackiego? Przywódcy tych krajów udali się do Petersburga aby spotkać się z pułkownikiem KGB, Włodzimierzem Putinem i skrytykować amerykańską politykę. To kieruje naszą uwagę w kierunku amerykańskiego zwycięstwa w Iraku. Czy ono zmieni rosyjską strategię? Czy tak bardzo ich dotknie, aby mieli zejść z obranej drogi?
Rozłam pomiędzy Ameryką i dwiema największymi potęgami Europy Zachodniej - Francją i Niemcami - kompensuje Rosji straty z nadwyżką. W szachach dopuszczalne jest poświęcenie jednej figury po to, aby za chwilę zdobyć dwie. Nie możemy powiedzieć, z całkowitą pewnością, że zachodni sojusz uległ ostatecznemu rozbiciu. Ale wygląda na to, że dwie znaczące figury zostały stracone. Animozje pomiędzy Ameryką i Francją stale się pogłębiają. Kiedy wzajemne stosunki są tak dalece nadszarpnięte, trudno o naprawienie wszystkich szkód. Jeśli chodzi o Niemcy, to nie przypadek, że kolektywne przywództwo w Moskwie wyznaczyło na stanowisko prezydenta człowieka mówiącego biegle po niemiecku. Teraz Niemcy są związani z Rosją niczym stalową obręczą.
A jak przedstawia się sytuacja na Dalekim Wschodzie, w Korei Północnej, w Chinach?
Tutaj Stany Zjednoczone są straszone przez nowo powstałą atomową potęgę. Komunistyczna gra działa w następujący sposób: albo wspomożemy Koreę Północną gospodarczo albo Korea Północna będzie eksportować broń atomową do krajów Trzeciego Świata. Innymi słowy, "Poddajcie się"! Zresztą subsydiowanie Korei Północnej to jedyna rzecz jaką Stany Zjednoczone mogą robić. Atak na Koreę Północna jest nie do zaakceptowania w Japonii i Korei Południowej. Nie można także pozwolić, aby broń atomowa dostała się w ręce terrorystów z Trzeciego Świata. Komuniści, sprytni jak zwykle, po raz kolejny zwyciężyli w ważnej sprawie.
Trzeba w końcu przyznać, że zimna wojna nigdy się nie skończyła. Przyznać, że dezerter z KGB Anatolij Golicyn miał rację na temat rozpadu Związku Sowieckiego. Trzeba, ale nikt tego nie robi. W całym establishmencie nie ma nikogo, kto skłonny byłby przyjąć Golicynowskie tezy, podziękować mu za ostrzeżenie. Nikt nie ma zamiaru posunąć się o krok dalej i ogłosić, że Rosja wciąż jest naszym wrogiem, że handel z Chinami powinien zostać wstrzymany, że Korea Północna w dalszym ciągu powinna być izolowana, a Kuba wyzwolona. Okazuje się, że po tym wszystkim co się wydarzyło od 1991 roku niczego się nie nauczyliśmy. To oszustwo trwa już dziesięć lat, ale nadal pozostaje skuteczne, przynajmniej na tyle, aby nie znalazł się nikt, kto miałby odwagę powiedzieć "król jest nagi". Stany Zjednoczone nadal zamierzają redukować swoje zasoby atomowe i nic nie potrafi tego zmienić. Inny słowy, Stany Zjednoczone są w poważnych tarapatach.
Jeszcze jedna kwestia powinna zostać poruszona. Chodzi o nasze przewlekłe problemy gospodarcze. Mamy w tej chwili do czynienia z największą inflacją kredytową w historii. Po inflacji kredytowej zawsze następuje kryzys finansowy. Radykalna lewica wiąże z tym wielkie nadzieje. Powiedzą, że rynek przestał funkcjonować i zażądają wprowadzenia socjalizmu. Ideologia, która została pochowana, odżyje na nowo.
Czytelnicy często pytają kiedy, moim zdaniem, nastąpi moment, gdy Rosja i Chiny połączą siły, żeby otwarcie wystąpić przeciwko Stanom Zjednoczonym. Są trzy rzeczy, które trzeba wziąć pod uwagę: 1) powstanie nowego anty-amerykańskiego bloku krajów w Południowej Ameryce; 2) koniec NATO i wycofanie amerykańskich sił z Europy; 3) kryzys ekonomiczny albo serię aktów terrorystycznych, które rozerwą Stany Zjednoczone i podkopią ich siłę.
Rosyjscy stratedzy będą oczekiwać na spełnienie wszystkich tych czynników, zanim przystąpią do realizacji strategii otwartej konfrontacji ze Stanami Zjednoczonymi. Jest prawdopodobne, że Stany Zjednoczone zostaną osłabione w ciągu kolejnych czterech lat przez wydarzenia o charakterze gospodarczym i dyplomatycznym. Chińczycy i Rosjanie nie zaatakują Stanów Zjednoczonych, dopóki będą się one mogły skutecznie bronić. Zaatakują tylko wtedy, gdy Stany Zjednoczone zostaną osłabione poprzez sabotaż gospodarczy, propagandę, dyplomację, działania wywrotowe i terroryzm.
W kwestii terroryzmu jest kilka ciekawych punktów. Rosja wykorzystała wydarzenia z 11 września na kilka sposobów. Przede wszystkim, wykorzystała okazję aby wydostać od nas pieniądze. 6 marca Josef Herbert z agencji AP napisał na temat słabości rosyjskich instalacji atomowych. Według niego Waszyngton chce mieć dostęp do rosyjskiej broni, aby mieć pewność, że nie dostanie się ona w ręce terrorystów. Herbert napisał także, że Ameryka "w ciągu ostatniej dekady wydała przeszło 1,8 mld dolarów, aby pomóc Rosjanom w poprawie bezpieczeństwa ich instalacji atomowych." Wynika z tego, że Ameryka płaci za bezpieczeństwo rosyjskiej broni atomowej.
Prawie 2 miliardy dolarów przepadły. Jak zostały użyte? Rosjanie nie mają zamiaru tego zdradzić. Grają za to umiejętnie na amerykańskiej naiwności. W sprawozdaniu na temat bezpieczeństwa rosyjskich zasobów atomowych można przeczytać: "Mimo kilku lat negocjacji, Rosja w dalszym ciągu odmawia dostępu Amerykańskiemu Departamentowi Energetycznemu do kompleksów zbrojeniowych."
W chwili gdy to piszę Ameryka nie rozumie niebezpieczeństwa płynącego z Rosji. Patrzymy w złym kierunku, kierujemy swoją uwagę na niewłaściwego wroga, jesteśmy przygotowani na niewłaściwy rodzaj konfliktu. Rozprzestrzenianie broni masowego rażenia nie zostanie powstrzymane, ponieważ to Rosja i Chiny są głównymi dystrybutorami tej broni. Poszukujemy arabskich terrorystów, gdy powinniśmy raczej zbadać obecność komandosów specnazu w Meksyku.
To prawda, że nigdy nie spodziewałem się takiego prezydenta jak George Bush. Nigdy nie spodziewałem się tak wielkiego zwycięstwa jak w Iraku.
Niemniej ten sam prezydent spogląda w oczy Putina i widzi rosyjskiego przywódcę godnego zaufania. Nie sądzę aby jakiś dodatkowy komentarz był jeszcze potrzebny.
--------------------------------------------------------------------------------
Jeffrey Richard Nyquist jest absolwentem Uniwersytetu Kalifornijskiego w Irvine. W latach 1988-1992 był pracownikiem amerykańskiej Agencji Wywiadu Wojskowego, zajmując się zagadnieniami Związku Sowieckiego i Rosji. Publikował między innymi w Conservative Review i The New American oraz dzienniku internetowym WorldNetDaily. Obecnie jest redaktorem The Final Phase newsletter oraz własnej witryny internetowej JRNyquist.com. Jest również autorem wydanej w 1998 roku książki Origin of the Fourth World War.
środa, 25 listopada 2009
( ) УСПОКOЙТЕС, ЕТО НА ДОЛГО
Poor Gorbi i Farewell, czyli kto naprawdę obalił mur w Berlinie
Tak naprawdę to mur obalił Ronald Reagan. Bez jego konsekwentnej polityki stałby pewnie w Berlinie do dzisiaj. Ci wszyscy, którzy wynoszą zasługi Wałęsy, papieża, Solidarności i innych, powinni wiedzieć, że takie decyzje nigdy nie podejmują się same. Nie biorą się też ze wzniosłych słów, w jakie ubierają je politycy. Ich przyczyną są zawsze sytuacje bezwyjściowe, tarapaty, w jakie wpadają politycy przypierani plecami do muru przez innych polityków. Gorbaczow stał na czele supermocarstwa, które się rozpadało, trzeszczało w zawiasach i dlatego musiał wywijać takie piruety, do jakich przygrywał mu Reagan...
Poor Gorbi nie miał innego wyjścia. Spadek cen ropy naftowej (7 dolarów za baryłkę) oraz kursu dolara (1 $ - 1,25 DM) powalił sowiecką gospodarkę na deski. Dochód narodowy imperium zmniejszył się w ciągu paru lat o 80 procent i nadal nie widać było światełka na końcu (ani tym bardziej końca) tunelu. W drugiej połowie lat 80. ZSRR pogrążał się w coraz większym maraźmie i stał w obliczu klęski głodowej. Nawet w moskiewskich hotelach zaczęto wydawać śniadania o jedną godzinę wcześniej, żeby zaoszczędzić żywności dla turystów z Zachodu.
Brakowało wszystkiego i wszystko się waliło. Niezwyciężona flota rdzewiała w portach, wybuchały reaktory, żołnierze chodzili głodni, nie było pieniędzy na zbrojenia i podbój kosmosu, ani tym bardziej na utrzymywanie niewydajnych kolonii w Europie Wschodniej...
To nie Wałęsa i Solidarność, nie Gorbaczow i nie demonstranci z Lipska doprowadzili do upadku mur w Berlinie. Zrobił to wykpiwany przez wszystkich satyryków na Wschodzie i Zachodzie Europy hollywoodzki cowboy i aktor Ronald Reagan, który pociągał za sznurki.
Oczywiście miał takie. Za najważniejszy uznać należy pewnego pułkownika KGB, o którego istnieniu do niedawna nikt prawie nie słyszał. Nawet jego koledzy z podmoskiewskiej centrali dowiedzieli się o tym, co zrobił, kiedy było za późno.
Jego tożsamość ujawnił niedawno wywiad francuski. Nazywał się Władimir Wietrow. Wychowany w kołchozie, klasyczny homo sovieticus, który z własnej inicjatywy zaofiarował współpracę Francuzom, pracował dla nich pod kryptonimem Farewell.
Był nietypowym agentem. Miał gest i nie chciał słyszeć o wynagrodzeniu. Przekazywał francuskiemu kontrwywiadowi DST - Direction de la Surveillance du Territoire - objęte ścisłą tajemnicą dokumenty nieodpłatnie. Chyba w całej historii zimnej wojny nie było tańszego agenta. Brał tylko prezenty. Najczęściej drobiazgi. Zachodnie papierosy, zapalniczki, eleganckie szaliki. Przez wszystkie lata przyjął ich za nie więcej niż 100 000 dolarów. Gustował we francuskich koniakach i szkockiej whisky, zamawiał też (sztuczne) futra z Paryża dla żony i dla kochanki, tłumaczki w KGB, którą potem ciężko poranił próbując po pijanemu poderżnąć jej gardło.
Miał słowiańską duszę i kierował się emocjami romantycznych bohaterów Schillera. Wpadał w różne skrajności. Szpiegował z przekonania. Całymi latami fotografował wszystkie dokumenty, które przechodziły przez jego biurko koordynatora sowieckiego wywiadu wojskowego i przekazywał je agentowi DST w Moskwie. Tajne materiały trafiały za pośrednictwem Mitteranda do Reagana, który nazwał później Wietrowa najważniejszym agentem XX wieku.
Bez Farewella nie doszłoby zapewne do upadku muru i komunizmu. Reagan nigdy nie odważyłby się rozegrać swojej brawurowej karty z Gwiezdnymi Wojnami, gdyby nie miał w rękawie takiego asa jak Farewell. Dzięki niemu posiadał absolutną wiedzę o tym, co wiedzą i czego nie wiedzą Rosjanie…
Wietrow był frustratem i alkoholikiem. Nienawidził ZSRR, mimo że zawdzięczał mu wszystko - karierę sportową (był mistrzem ZSRR w sprincie), awans społeczny, znajomość języków i błyskotliwą karierę w KGB. Miłość do matuszki Rassiji przerodziła się jednak w gwałtowną niechęć, kiedy jako agent przyjechał po raz pierwszy na Zachód. Zakochał się we Francji, w której imponowało mu wszystko. Dobre życie, wolność słowa, białe pieczywo i świeże mleko w sklepach. Przez wiele lat organizował tam siatkę szpiegowską.
Agenci KGB i DST dobrze wiedzieli, kto dla kogo szpieguje. Niekiedy ich stosunki były prawie przyjacielskie. Jeden z szefów DST pomógł Farewellowi, kiedy po pijanemu wjechał samochodem z ambasady w latarnię. Wietrow wpadł w panikę. Bał się przyjazdu francuskiej policji i zadzwonił do "zaprzyjaźnionego kolegi" o trzeciej nad ranem błagając o pomoc. Za kraksę mógł zapłacić zesłaniem na Syberię. Sprawę udało się zatuszować. W ciągu paru godzin samochód został doprowadzony do stanu idealnego w zaprzyjaźnionym warsztacie. Wzruszony do łez Farewell przysięgał parę razy swojemu zbawcy, że się odwdzięczy.
Na początku lat 70. odwołano go z Paryża do podmoskiewskiej centrali KGB. Poczuł się odstawiony na boczny tor i wpadł w depresję. Musiał sam jeździć moskwiczem i nie dostał nawet przydziału na szofera. Do tego doszły problemy z żoną. Chciała odejść od innego. Była to być może główna przyczyna, dla której zaczął mścić się na swoich szefach z KGB.
Postanowił doprowadzić ZSRR do upadku, co też zrobił. KGB dobrał mu się do skóry dopiero pod koniec lat 80. Do dzisiaj zachowały się protokoły przesłuchań Farewella, który właśnie w ten sposób przedstawiał swoje cele - jako rewanż i prywatną wojnę z ZSRR.
Zdekonspirował dla Francuzów całą siatkę agentów KGB na Zachodzie. Przekazywał im tak dużo tajnych dokumentów, że nie nadążali z tłumaczeniami. Początkowo podejrzewali, że jest podstawionym przez KGB prowokatorem, ale to, co znaleźli w papierach, przeszło ich najśmielsze oczekiwania.
Po ich przeanalizowaniu otrzymali prawdziwy obraz nędzy i rozpaczy. ZSRR pozostawał dużo dalej w tyle w technologiach wojskowych, niż zakładali. Na przełomie lat 70. i 80. nie prowadzono tam prawie żadnych badań naukowych. Rosjanie nie mieli nic własnego. Nie stać ich było na to. Wszystko, czym dysponowali, było kradzione w laboratoriach na Zachodzie.
Reagan mógł bawić się z nimi, ponieważ miał wgląd w ich tajemnice. Wiedział, co mają, a czego nie. Poza tym od połowy lat 80. podrzucał im trefne technologie z błędami, np. związane z rozpoznaniem sił powietrznych napastnika, o których z góry było wiadomo, że na polu walki zawiodą.
W świetle tego, co udało się dokonać sfrustrowanemu pułkownikowi KGB, bledną wszystkie zasługi Wałęsy, Solidarności i pokojowych demonstrantów z Lipska.
Farewella skazano na karę śmierci w 1987 r. Wyrok wykonany został w jednym z obozów GUŁagu na Syberii.
http://waldburg.salon24.pl/
Tak naprawdę to mur obalił Ronald Reagan. Bez jego konsekwentnej polityki stałby pewnie w Berlinie do dzisiaj. Ci wszyscy, którzy wynoszą zasługi Wałęsy, papieża, Solidarności i innych, powinni wiedzieć, że takie decyzje nigdy nie podejmują się same. Nie biorą się też ze wzniosłych słów, w jakie ubierają je politycy. Ich przyczyną są zawsze sytuacje bezwyjściowe, tarapaty, w jakie wpadają politycy przypierani plecami do muru przez innych polityków. Gorbaczow stał na czele supermocarstwa, które się rozpadało, trzeszczało w zawiasach i dlatego musiał wywijać takie piruety, do jakich przygrywał mu Reagan...
Poor Gorbi nie miał innego wyjścia. Spadek cen ropy naftowej (7 dolarów za baryłkę) oraz kursu dolara (1 $ - 1,25 DM) powalił sowiecką gospodarkę na deski. Dochód narodowy imperium zmniejszył się w ciągu paru lat o 80 procent i nadal nie widać było światełka na końcu (ani tym bardziej końca) tunelu. W drugiej połowie lat 80. ZSRR pogrążał się w coraz większym maraźmie i stał w obliczu klęski głodowej. Nawet w moskiewskich hotelach zaczęto wydawać śniadania o jedną godzinę wcześniej, żeby zaoszczędzić żywności dla turystów z Zachodu.
Brakowało wszystkiego i wszystko się waliło. Niezwyciężona flota rdzewiała w portach, wybuchały reaktory, żołnierze chodzili głodni, nie było pieniędzy na zbrojenia i podbój kosmosu, ani tym bardziej na utrzymywanie niewydajnych kolonii w Europie Wschodniej...
To nie Wałęsa i Solidarność, nie Gorbaczow i nie demonstranci z Lipska doprowadzili do upadku mur w Berlinie. Zrobił to wykpiwany przez wszystkich satyryków na Wschodzie i Zachodzie Europy hollywoodzki cowboy i aktor Ronald Reagan, który pociągał za sznurki.
Oczywiście miał takie. Za najważniejszy uznać należy pewnego pułkownika KGB, o którego istnieniu do niedawna nikt prawie nie słyszał. Nawet jego koledzy z podmoskiewskiej centrali dowiedzieli się o tym, co zrobił, kiedy było za późno.
Jego tożsamość ujawnił niedawno wywiad francuski. Nazywał się Władimir Wietrow. Wychowany w kołchozie, klasyczny homo sovieticus, który z własnej inicjatywy zaofiarował współpracę Francuzom, pracował dla nich pod kryptonimem Farewell.
Był nietypowym agentem. Miał gest i nie chciał słyszeć o wynagrodzeniu. Przekazywał francuskiemu kontrwywiadowi DST - Direction de la Surveillance du Territoire - objęte ścisłą tajemnicą dokumenty nieodpłatnie. Chyba w całej historii zimnej wojny nie było tańszego agenta. Brał tylko prezenty. Najczęściej drobiazgi. Zachodnie papierosy, zapalniczki, eleganckie szaliki. Przez wszystkie lata przyjął ich za nie więcej niż 100 000 dolarów. Gustował we francuskich koniakach i szkockiej whisky, zamawiał też (sztuczne) futra z Paryża dla żony i dla kochanki, tłumaczki w KGB, którą potem ciężko poranił próbując po pijanemu poderżnąć jej gardło.
Miał słowiańską duszę i kierował się emocjami romantycznych bohaterów Schillera. Wpadał w różne skrajności. Szpiegował z przekonania. Całymi latami fotografował wszystkie dokumenty, które przechodziły przez jego biurko koordynatora sowieckiego wywiadu wojskowego i przekazywał je agentowi DST w Moskwie. Tajne materiały trafiały za pośrednictwem Mitteranda do Reagana, który nazwał później Wietrowa najważniejszym agentem XX wieku.
Bez Farewella nie doszłoby zapewne do upadku muru i komunizmu. Reagan nigdy nie odważyłby się rozegrać swojej brawurowej karty z Gwiezdnymi Wojnami, gdyby nie miał w rękawie takiego asa jak Farewell. Dzięki niemu posiadał absolutną wiedzę o tym, co wiedzą i czego nie wiedzą Rosjanie…
Wietrow był frustratem i alkoholikiem. Nienawidził ZSRR, mimo że zawdzięczał mu wszystko - karierę sportową (był mistrzem ZSRR w sprincie), awans społeczny, znajomość języków i błyskotliwą karierę w KGB. Miłość do matuszki Rassiji przerodziła się jednak w gwałtowną niechęć, kiedy jako agent przyjechał po raz pierwszy na Zachód. Zakochał się we Francji, w której imponowało mu wszystko. Dobre życie, wolność słowa, białe pieczywo i świeże mleko w sklepach. Przez wiele lat organizował tam siatkę szpiegowską.
Agenci KGB i DST dobrze wiedzieli, kto dla kogo szpieguje. Niekiedy ich stosunki były prawie przyjacielskie. Jeden z szefów DST pomógł Farewellowi, kiedy po pijanemu wjechał samochodem z ambasady w latarnię. Wietrow wpadł w panikę. Bał się przyjazdu francuskiej policji i zadzwonił do "zaprzyjaźnionego kolegi" o trzeciej nad ranem błagając o pomoc. Za kraksę mógł zapłacić zesłaniem na Syberię. Sprawę udało się zatuszować. W ciągu paru godzin samochód został doprowadzony do stanu idealnego w zaprzyjaźnionym warsztacie. Wzruszony do łez Farewell przysięgał parę razy swojemu zbawcy, że się odwdzięczy.
Na początku lat 70. odwołano go z Paryża do podmoskiewskiej centrali KGB. Poczuł się odstawiony na boczny tor i wpadł w depresję. Musiał sam jeździć moskwiczem i nie dostał nawet przydziału na szofera. Do tego doszły problemy z żoną. Chciała odejść od innego. Była to być może główna przyczyna, dla której zaczął mścić się na swoich szefach z KGB.
Postanowił doprowadzić ZSRR do upadku, co też zrobił. KGB dobrał mu się do skóry dopiero pod koniec lat 80. Do dzisiaj zachowały się protokoły przesłuchań Farewella, który właśnie w ten sposób przedstawiał swoje cele - jako rewanż i prywatną wojnę z ZSRR.
Zdekonspirował dla Francuzów całą siatkę agentów KGB na Zachodzie. Przekazywał im tak dużo tajnych dokumentów, że nie nadążali z tłumaczeniami. Początkowo podejrzewali, że jest podstawionym przez KGB prowokatorem, ale to, co znaleźli w papierach, przeszło ich najśmielsze oczekiwania.
Po ich przeanalizowaniu otrzymali prawdziwy obraz nędzy i rozpaczy. ZSRR pozostawał dużo dalej w tyle w technologiach wojskowych, niż zakładali. Na przełomie lat 70. i 80. nie prowadzono tam prawie żadnych badań naukowych. Rosjanie nie mieli nic własnego. Nie stać ich było na to. Wszystko, czym dysponowali, było kradzione w laboratoriach na Zachodzie.
Reagan mógł bawić się z nimi, ponieważ miał wgląd w ich tajemnice. Wiedział, co mają, a czego nie. Poza tym od połowy lat 80. podrzucał im trefne technologie z błędami, np. związane z rozpoznaniem sił powietrznych napastnika, o których z góry było wiadomo, że na polu walki zawiodą.
W świetle tego, co udało się dokonać sfrustrowanemu pułkownikowi KGB, bledną wszystkie zasługi Wałęsy, Solidarności i pokojowych demonstrantów z Lipska.
Farewella skazano na karę śmierci w 1987 r. Wyrok wykonany został w jednym z obozów GUŁagu na Syberii.
http://waldburg.salon24.pl/
czwartek, 27 sierpnia 2009
Trzeba *
"Wszystko badajcie, a co szlachetne - zachowujcie!” (1Tes 5:21 BT)
"Każda prawda przechodzi trzy etapy: najpierw jest wyśmiewana, potem gorliwie zwalczana, a w końcu akceptowana jako coś oczywistego"
Artur Schopenhauer
( )Państwo narodowe opodatkowuje własnych obywateli; imperium opodatkowuje inne państwa narodowe (...) W XX wieku, po raz pierwszy w historii, Ameryce udało się opodatkować świat nie wprost - za pośrednictwem inflacji. Zamiast bezpośrednio domagać się podatku, jak czyniły to wszystkie poprzednie imperia, USA rozprowadziły po świecie, w zamian za towary, własną walutębez pokrycia - dolary - z zamiarem późniejszego doprowadzenia do ich inflacji i dewaluacji. To z kolei umożliwiało odkupienie każdego następnego dolara za mniejszą ilość dóbr. Owa różnica stanowiła imperialny podatek spływający do Stanów Zjednoczonych. A oto, jak do tego doszło.( )
Dr Krassimir Petrov
I. Ekonomia imperiów
Państwo narodowe opodatkowuje własnych obywateli; imperium opodatkowuje inne państwanarodowe. Historia imperiów, od hellenistycznego i rzymskiego po osmańsko-tureckie i brytyjskie,poucza nas, że ekonomicznym fundamentem każdego bez wyjątku imperium jest opodatkowanieinnych narodów. Zdolność imperium do narzucania podatków zawsze opiera się na lepszej isilniejszej gospodarce, a w konsekwencji - na lepszym i silniejszym wojsku. Część podatkówściąganych od poddanych szła na podnoszenie stopy życiowej obywateli imperium; część zaśsłużyła dalszemu wzmacnianiu dominancji militarnej niezbędnej do egzekwowania owych podatków.
Historycznie rzecz biorąc, kraje podporządkowane składały daniny w rozmaitych formach - zwykle w złocie i srebrze tam, gdzie kruszce te miały walor pieniądza, ale nieraz także w postaci niewolników, żołnierzy, ziemiopłodów, bydła czy innych produktów i surowców naturalnych, wzależności od tego, jakich dóbr gospodarczych imperium żądało a kraj podwładny był w stanie dostarczyć. Dawniej opodatkowanie na rzecz imperium miało zawsze formę bezpośrednią: państwo podporządkowane przekazywało te dobra gospodarcze wprost do imperium.
W XX wieku, po raz pierwszy w historii, Ameryce udało się opodatkować świat nie wprost - a za pośrednictwem inflacji. Zamiast bezpośrednio domagać się podatku, jak czyniły to wszystkiepoprzednie imperia, USA rozprowadziły po świecie, w zamian za towary, własną walutę bezpokrycia - dolary - z zamiarem późniejszego doprowadzenia do ich inflacji i dewaluacji. To z koleiumożliwiało odkupienie każdego następnego dolara za mniejszą ilość dóbr - właśnie owa różnica[między ilością dóbr importowanych a eksportowanych] stanowiła imperialny podatek spływającydo Stanów Zjednoczonych. A oto, jak do tego doszło.
W początkach XX wieku gospodarka USA uzyskała dominującą pozycję w świecie. Dolar amerykański był wówczas ściśle związany ze złotem, toteż jego wartość ani nie rosła, ani nie malała, lecz była wciąż równa tej samej ilości złota. Wielki Kryzys, z poprzedzającą go inflacją wlatach 1921 - 1929 oraz napęczniałymi deficytami budżetowymi w latach następnych, pokaźniezwiększył ilość waluty w obiegu - dalsze utrzymywanie jej pokrycia w złocie stało się niemożliwe.To skłoniło Roosevelta do zniesienia w 1932 r. sprzężenia między wartością dolara a wartościązłota. Aż do tego momentu USA mogły co prawda dominować w gospodarce światowej, ale, wsensie ekonomicznym, nie były jeszcze imperium. Stała wartość dolara i jego wymienialność nazłoto nie pozwalała Amerykanom ekonomicznie wykorzystywać innych krajów.
Amerykańskie imperium w sensie ekonomicznym narodziło się w Bretton Woods w 1945 r.Wprawdzie dolar nie był już w pełni wymienialny na złoto, ale ową wymienialność na złotozagwarantowano rządom innych państw - i tylko im. Tym samym dolar stał się walutą rezerwowącałego świata. Było to możliwe, ponieważ w czasie II wojny światowej Stany Zjednoczonezaopatrywały aliantów żądając zapłaty w złocie, dzięki czemu zgromadziły u siebie znaczną częśćświatowych zasobów tego kruszcu. Imperium nie mogłoby zaistnieć, gdyby, zgodnie zpostanowieniami z Bretton Woods, podaż dolara pozostała ograniczona i nie przekraczała wartościdostępnego złota. Umożliwiałoby to pełną wymianę dolarów z powrotem na złoto. Jednak polityka"armaty i masła" z lat sześćdziesiątych miała typowy charakter imperialny: podaż dolarazwiększano nieustannie, żeby finansować wojnę w Wietnamie i projekt "wielkiego społeczeństwa"L. B. Johnsona. Większość owych dolarów trafiała za granicę w zamian za towary sprzedawane doUSA bez szans na odkupienie ich po tej samej cenie. Wzrost zasobów dolarowych zagranicywywoływany przez nieustanny deficyt handlowy Stanów Zjednoczonych był równoznaczny zopodatkowaniem - z klasycznym podatkiem inflacyjnym nakładanym przez dany kraj na własnychobywateli, tyle że tym razem był to podatek inflacyjny nałożony przez USA na resztę świata.
Kiedy zagranica zażądała w latach 1970-1971 wymiany posiadanych dolarów na złoto, 15 sierpnia1971 rząd USA ogłosił niewypłacalność. Wprawdzie opinię publiczną karmiono frazesami o"zerwaniu więzi między dolarem a złotem", ale w rzeczywistości odmowa spłaty w złocie byłaaktem bankructwa rządu Stanów Zjednoczonych. W gruncie rzeczy USA ogłosiły się wtedyimperium. Wyciągnęły z reszty świata ogromną ilość dóbr, nie mając zamiaru ani możliwości ich zwrócić, a bezsilny świat musiał się z tym pogodzić - świat został opodatkowany i nic nie mógł nato poradzić.
Od tego momentu, aby Stany Zjednoczone mogły utrzymać status imperium i nadal ściągaćpodatki, reszta świata musiała w dalszym ciągu akceptować - jako zapłatę za dobra ekonomiczne -stale tracące na wartości dolary. Musiała też gromadzić ich coraz więcej. Trzeba było więc daćświatu jakiś powód do gromadzenia dolarów, a powodem tym stała się ropa.
Gdy coraz wyraźniej było widać, że rząd USA nie zdoła wykupić swych dolarów płacąc za nie złotem, zawarł on w latach 1972-73 żelazną umowę z Arabią Saudyjską: USA będą wspieraćwładzę królewskiej rodziny Saudów, a w zamian za to kraj ten będzie sprzedawał ropę wyłącznie za dolary. Śladem Arabii Saudyjskiej miała podążyć reszta państw OPEC. Ponieważ świat musiał kupować ropę od arabskich krajów naftowych, utrzymywał rezerwy dolarowe, aby mieć czym za nią płacić. Świat potrzebował coraz więcej ropy, a jej ceny szły stale w górę, toteż popyt na dolarymógł tylko wzrastać. Wprawdzie dolarów nie można już było wymienić na złoto, ale za to stały sięone wymienialne na ropę naftową.
Sens ekonomiczny wspomnianej umowy sprowadzał się do tego, że dolar miał pokrycie w ropienaftowej. Dopóki tak było, świat musiał gromadzić coraz większe sumy dolarów, ponieważ byłyone niezbędne, aby móc kupić ropę. Tak długo jak dolar był jedynym dopuszczalnym środkiempłatności za ropę, miał on zagwarantowaną dominację w świecie, a amerykańskie imperium mogłodalej ściągać podatki z całego świata. Gdyby dolar, z jakiegokolwiek powodu, stracił pokrycie wropie naftowej, amerykańskie imperium przestałoby istnieć. Trwanie imperium wymagało więc, abyropa była sprzedawana wyłącznie za dolary. Wymagało ponadto, aby rezerwy ropy pozostawały rozproszone pomiędzy osobne, suwerenne państwa nie dość silne politycznie bądź militarnie, żebymóc żądać zapłaty za ropę w jakiejś innej formie. Gdyby ktoś zażądał innej zapłaty, należało goprzekonać do zmiany zdania - poprzez naciski polityczne albo środkami militarnymi.
Człowiekiem, który faktycznie zażądał za ropę zapłaty w euro był, w 2000 r., Saddam Hussein. Wpierwszej chwili jego życzenie zostało wyśmiane, później było lekceważone, ale kiedy stawało sięcoraz jaśniejsze, że jego zamiary są poważne, zaczęto wywierać na niego polityczną presję, abyzmienił zdanie. Kiedy również inne kraje, takie jak Iran, zażyczyły sobie zapłaty w innychwalutach, przede wszystkim w euro i w jenach, dolar znalazł się w realnym niebezpieczeństwie.Taka sytuacja wymagała akcji karnej. W Bushowskiej operacji "Szok i Przerażenie" w Iraku niechodziło o nuklearny potencjał Saddama, o obronę praw człowieka, o propagowanie demokracji,ani nawet o zagarnięcie pól naftowych; chodziło o obronę dolara, a tym samym - amerykańskiegoimperium. Chodziło o pokazanie światu, że każdy kto zażąda zapłaty za ropę w walucie innej niżdolar USA, będzie przykładnie ukarany.Wielu krytykowało Busha za to, że wszczął wojnę, aby zająć irackie pola naftowe. Krytycy cijednak nie potrafili wytłumaczyć, dlaczego Bushowi zależało na zajęciu owych złóż - przecież mógłpo prostu wydrukować puste dolary i uzyskać za nie tyle ropy, ile tylko mu było potrzeba. Musiałwięc mieć inny powód do inwazji na Irak.
Historia uczy, że imperium ma dwa uzasadnione powody do toczenia wojen: (1) w obronie własnej;albo (2) aby uzyskać poprzez wojnę jakieś korzyści. W każdym innym wypadku, co pomistrzowsku wykazał Paul Kennedy w "The Rise and Fall of the Great Powers", wysiłek wojennywyczerpie jego zasoby ekonomiczne i przyczyni się do jego rozpadu. Mówiąc językiemekonomicznym, aby imperium wszczęło i prowadziło wojnę, korzyści muszą przewyższać kosztymilitarne i społeczne. Korzyści z opanowania irackich złóż ropy z trudem usprawiedliwiajądługofalowe, rozłożone na wiele lat koszty operacji wojskowej. Bush musiał natomiast uderzyć naIrak, aby bronić swego imperium. Potwierdzają to fakty: w dwa miesiące od momentu inwazji,program "Ropa za żywność" został wstrzymany, irackie konta prowadzone w euro przestawione zpowrotem na dolary, a ropa znów była sprzedawana wyłącznie za walutę USA. Przywróconoglobalną supremację dolara. Bush triumfalnie zstąpił z myśliwca i obwieścił pomyślne zakończeniemisji - udało mu się obronić dolara, a wraz z nim - amerykańskie imperium.
II. Irańska Giełda Naftowa
Władze Iranu w końcu opracowały ostateczną broń "jądrową", która może błyskawicznie unicestwić system finansowy leżący u podstaw amerykańskiego imperium. Tą bronią jest IrańskaGiełda Naftowa, której inaugurację planowano na marzec 2006 [otwarcie giełdy opóźniło się, ale ma nastąpić w najbliższym czasie - przyp. red.]. Ma ona być oparta na mechanizmie handlu ropą rozliczanym w euro. W kategoriach ekonomicznych projekt ten stanowi znacznie większą groźbędla hegemonii dolara niż wcześniejsze posunięcie Saddama. W ramach transakcji giełdowych bowiem każdy chętny będzie mógł kupić albo sprzedać ropę za euro, bez żadnego pośrednictwa dolara. Możliwe, że w takiej sytuacji prawie wszyscy chętnie przyjmą system rozliczeń w euro.Europejczycy, zamiast kupować i trzymać dolary, aby zabezpieczyć swe płatności za ropę, będą mogli płacić własną walutą. Przejście na rozliczenia w euro w transakcjach naftowych nadałobyeuro status światowej waluty rezerwowej - z korzyścią dla Europejczyków, z niekorzyścią dlaAmerykanów.Chińczycy i Japończycy będą szczególnie zainteresowani nową giełdą, gdyż umożliwi imdrastyczne zmniejszenie swych ogromnych rezerw dolarowych i ich dywersyfikację, co będzie dlanich ochroną przed następstwami deprecjacji dolara. Część posiadanych dolarów będą chcieli nadalzatrzymać; drugiej części być może w ogóle się pozbędą; trzecią część zachowają na pokryciedolarowych płatności w przyszłości, tym razem już bez odnawiania tych rezerw, a przechodzącstopniowo na rezerwy w euro.
Rosjanie mają żywotny interes ekonomiczny w przejściu na euro - większość wymiany handlowejprowadzą właśnie z krajami europejskimi, z krajami - eksporterami ropy naftowej, z Chinami oraz z Japonią. Przejście na rozliczeniach w euro natychmiast uwidoczni się w handlu z pierwszymi dwoma blokami, a z czasem także ułatwi handel z Chinami i Japonią. Ponadto Rosjanie, zdaje się, zniechęcią trzymają dolary, które tracą na wartości, skoro ich nowym objawieniem jest rozliczaniesię w złocie. Poza tym, w Rosji odżył nacjonalizm, i jeśli przejście na euro miałoby być dotkliwymciosem dla Ameryki, z przyjemnością go zadadzą i będą z satysfakcją się przyglądać, jak imperium krwawi.
Arabskie kraje eksportujące ropę chętnie będą przyjmować euro jako środek dywersyfikacji ryzykawobec piętrzących się gór dewaluujących się dolarów. Te kraje także, podobnie jak Rosja, handlująprzede wszystkim z krajami Europy, a zatem będą preferować walutę europejską, zarówno zewzględu na jej stabilność, jak i dla ograniczenia ryzyka walutowego, nie mówiąc już o motywieideologicznym - dżihadzie przeciwko Niewiernemu Wrogowi.
Tylko Brytyjczycy znajdą się między młotem a kowadłem. Ze Stanami Zjednoczonymi łączy ichwieczne strategiczne partnerstwo, ale równocześnie naturalnie ciążą ku Europie. Jak dotąd mieliwiele powodów, aby trzymać z tym, który wygrywa. Kiedy jednak zobaczą, że ich blisko stuletnipartner upada, czy będą wytrwale trwać u jego boku, czy też go dobiją? Nie należy jednakzapominać, że obecnie dwie wiodące giełdy naftowe to nowojorski NYMEX i londyńskaMiędzynarodowa Giełda Ropy Naftowej (International Petroleum Exchange - IPE), obiepraktycznie w rękach Amerykanów. Bardziej prawdopodobne wydaje się, że Brytyjczycy będąmusieli pójść na dno razem z tonącym okrętem, w przeciwnym bowiem razie strzeliliby sobie w stopę, szkodząc własnym interesom na londyńskiej IPE. Warto zauważyć, że bez względu na retorykę objaśniającą powody utrzymania funta szterlinga, Brytyjczycy nie przeszli na euro najprawdopodobniej właśnie dlatego, że sprzeciwiali się temu Amerykanie: gdyby tak się stało,londyńska IPE musiałaby się przestawić na euro, tym samym zadając śmiertelną ranę dolarowi i strategicznemu partnerowi Wielkiej Brytanii. W każdym razie bez względu na to, co postanowiąBrytyjczycy, jeśli Irańska Giełda Naftowa nabierze tempa, liczące się siły interesu - europejskie,chińskie, japońskie, rosyjskie i arabskie - z zapałem przyjmą w rozliczeniach euro, a wówczas losdolara będzie przypieczętowany. Amerykanie nie mogą do tego dopuścić, i użyją, jeśli zajdziekonieczność, szerokiego wachlarza strategii, aby powstrzymać lub zahamować funkcjonowanieplanowanej giełdy.
Sabotaż giełdy - mógłby polegać na wprowadzeniu wirusa komputerowego, ataku na sieć, system łączności lub na serwery, rozmaitych naruszeniach bezpieczeństwa serwerów, albo też na zamachu bombowym na główne i pomocnicze obiekty giełdy w stylu 11 września.
Zamach stanu - zdecydowanie najlepsza strategia długoterminowa, jaką dysponują Amerykanie.Wynegocjowanie takich warunków i ograniczeń prowadzenia giełdy, które będą do przyjęcia dlaUSA - inne znakomite rozwiązanie dla Amerykanów. Oczywiście, rządowy zamach stanu jest strategią wyraźnie preferowaną, gdyż zagwarantowałby, że giełda wcale nie będzie funkcjonować, awięc niebezpieczeństwo dla amerykańskich interesów będzie zażegnane. Gdyby jednak próby sabotażu czy zamachu stanu się nie powiodły, wówczas negocjacje byłyby z pewnością najlepsządostępną opcją.Wspólna rezolucja wojenna ONZ - tę będzie bez wątpienia trudno uzyskać, zważywszy na interesywszystkich pozostałych państw członkowskich Rady Bezpieczeństwa. Gorączkowa retoryka o tym,jak to Irańczycy opracowują broń jądrową niewątpliwie ma na celu utorowanie drogi do tego typudziałań.
Jednostronne uderzenie nuklearne - to byłby straszliwy wybór strategiczny, z tych samychwzględów, co strategia następna - jednostronna wojna totalna. Do wykonania tej brudnej robotyAmerykanie prawdopodobnie posłużyliby się Izraelem.Jednostronna wojna totalna - to jawnie najgorszy możliwy wybór strategiczny. Po pierwsze, zasobywojskowe USA zostały już nadwerężone przez dwie poprzednie wojny. Po drugie, Amerykaniejeszcze bardziej zraziliby do siebie inne silne narody. Po trzecie, państwa posiadające największerezerwy dolarowe mogłyby się zdecydować na cichą zemstę w postaci pozbycia się swoich górdolarów, tym samym utrudniając Stanom Zjednoczonym dalsze finansowanie ich ambitnychwojowniczych planów. Po czwarte wreszcie, Iran ma strategiczne sojusze z innymi silnyminarodami, co mogłoby doprowadzić do ich zaangażowania się w wojnę; mówi się, że Iran ma takieprzymierze z Chinami, Indiami i Rosją, znane pod nazwą Szanghajskiej Grupy Współpracy, a takżeosobny pakt z Syrią.
Bez względu na to, która strategia zostanie wybrana, z czysto ekonomicznego punktu widzeniamożna stwierdzić, że o ile Irańska Giełda Naftowa nabierze rozpędu, główne potęgi gospodarcze zzapałem zaczną z niej korzystać, a to pociągnie za sobą zgon dolara. Upadanie dolara dramatycznieprzyspieszy amerykańską inflację i stworzy presję na dalszy wzrost długoterminowych stópprocentowych w USA. W tym momencie Bank Rezerwy Federalnej znajdzie się między Scyllą aCharybdą - między groźbą deflacji a hiperinflacji - i będzie musiał pospiesznie albo zażyć swoje"klasyczne lekarstwo" deflacyjne, polegające na podniesieniu stóp procentowych, co wywołapoważną depresję gospodarczą, zapaść na rynku nieruchomości oraz załamanie się rynku obligacji,akcji i walorów pochodnych, a w następstwie - totalny krach finansowy, albo, alternatywnie,wybrać wyjście weimarskie, czyli inflacyjne, a więc utrzymać na siłę oprocentowanie obligacjidługoterminowych, odpalić "helikoptery" i "zatopić" rynek powodzią dolarów, ratując przedbankructwem liczne fundusze długoterminowe (LTCM) i wywołując hiperinflację.Austriacka teoria pieniądza, kredytu i cykli gospodarczych uczy nas, że pomiędzy ową Scyllą aCharybdą nie ma rozwiązania pośredniego. Prędzej czy później system monetarny musi sięprzechylić w jedną lub w drugą stronę, co zmusi Rezerwę Federalną do podjęcia decyzji.
Głównodowodzący Ben Bernanke (nowy prezes Fed - przyp. red.), renomowany znawca WielkiegoKryzysu i wprawny pilot śmigłowca "Black Hawk", bez wątpienia wybierze inflację."Helikopterowy Ben" nie pamięta wprawdzie America's Great Depression Rothbarda, ale dobrzezapamiętał lekcje płynące z Wielkiego Kryzysu i zna niszczycielskie działanie deflacji. Maestronauczył go, że panaceum na każdy problem finansowy jest wywołanie inflacji, choćby się paliło iwaliło. Uczył on nawet Japończyków własnych niekonwencjonalnych metod zwalczania deflacyjnejpułapki płynności. Podobnie jak jego mentorowi, marzy mu się przezwyciężenie "zimyKondratiewa".
Żeby nie dopuścić do deflacji, ucieknie się do drukowania pieniędzy; odwoła wszystkie helikoptery z 800 zamorskich baz wojskowych USA; a jeśli będzie trzeba, nada stałąwartość pieniężną wszystkiemu, co mu się nawinie. Jego ostatecznym dokonaniem będziehiperinflacyjna destrukcja amerykańskiej waluty, z której popiołów powstanie nowa walutarezerwowa świata - barbarzyński relikt zwany złotem.
************
Tegoż autora: "China's Great Depression" "Masters of Austrian Investment Analysis" "AustrianAnalysis of U.S. Inflation" "Oil Performance in a Worldwide Depression" Zalecana lektura:William Clark "The Real Reasons for the Upcoming War in Iraq" William Clark "The Real ReasonsWhy Iran is the Next Target"
O autorze Krassimir Petrov ( Krassimir_Petrov@hotmail.com)
uzyskał doktorat z ekonomii w USA, a obecnie wykłada makroekonomię, finanse międzynarodowei ekonometrię na Uniwersytecie Amerykańskim w Bułgarii.
Tłum. Paweł Listwan
***********
Oczadzialego Wujca przypadki.
Blog Leberté od dawna jest dla mnie zrodlem intelektualnej podniety, porownywalnej bodaj z lektura Trybuny Czerwonego Luda lat osiemdziesiatych, stad i najnowsza agitka pana Henryka Wujca jest tam jak najbardziej na miejscu.
http://industrial.salon24.pl/121850,henryk-wujec-polska-ukraina-sprawy-elementarne
Nie wiem, czy p.Wujec cierpi na te sama przypadlosc, co Vladek Frasyniuk, ktory od pewnego czasu zaczal mowic “my inteligencja”, ale Wujec sprawia wrazenie czlowieka oczadzialego antyszambrowaniem u Michnika.
Jego bezprzykladny atak na ks. Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego i obarczanie go wina za odradzanie sie baderowszczyzny dobitnie swiadczy, iz bardzo sie stara, chociaz czy ma szanse zostac kims wiecej niz starszym szabesgojem – nie mnie rozsadzac.
Tymczasem zamiast wujcowego, proponuje wlasne polsko-ukrainskie “obiecadlo”:
Teza s.p. Giedroycia jakoby nie bylo niepodleglej Polski bez takiejz Ukrainy kwalifikuje sie niestety do ksiegi Guinness’a w rozdziale poswieconym glupocie politycznej. Polska miala sie calkiem dobrze, kiedy o samodzielnej Ukrainie nikt nawet nie myslal i nie jest wykluczone, ze jesli wrzod banderowskiej ideologii nie zostanie w pore zlikwidowany, taka sytuacja sie powtorzy.
Nie mamy zadnego wplywu ani na niepodleglosc Ukrainy, ani na to, kto tam rzadzi. Jeslibysmy byli lokalnym mocarstwem ( czego zgola nie da sie wykluczyc, wystarczy wyobrazic sobie gdzie bylibysmy, gdyby zamiast bandy zaprzancow, przez ostatnie dwie dekady rzadzily nami elity na miare elit IIRP ), to wowczas moglibysmy przepychac sie z Ruskimi i mowic: “a paszli won z naszej strefy wplywow”. Tymczasem wobec realnego poparcia dla Juszczenki na Ukrainie rzedu 2%, mamy wybor miedzy Partia Regionow Janukowycza ( slusznie uwazajacego Bandere na ludobojce i sojusznika Hitlera ) a piekna Julia, finansowana przez “przemysl surowcowy”, ktory to przemysl jest oczkiem w glowie rzadzacych Rosja sluzb.
Naszym celem jest oczywiscie istnienie przyjaznych panstw na wschodzie, holdujacych wspolnej tradycji jagiellonskiej i Rzplitej Obojga czy Trojga Narodow i dlatego tez banderowszczyzna, odpowiedzialna za ludobojstwo na Polakach, Zydach i samych Rusinach, i do tego jeszcze gloszaca brednie o tzw. terytorium etnicznym, siegajacym pod Krakow, musi byc tepiona wszystkimi sposobami, fas et nefas, przy samych plecach.
I jeszcze dwie sprawy:
1. Ukraina w obecnych granicach jest najprawdopodobniej nie do utrzymania i nie widze najmniejszego powodu, by rozdzierac szaty, zwlaszcza wlasne.
Nacjonalistyczna teoria tzw. ukrainskiego terytorium etnicznego ( lacznie z tzw. Zakerzoniem ) ma takie same podstawy historyczne czy prawne, jak hitlerowski “Lebensraum”. Najjaskrawszym przykladem jest wchodzacy w jego sklad Krym, zawojowany na Tatarach i Turcji przez Rosje, a podarowany SowRepublice Ukrainy przez Chruszczowa w 1954 ( szczegoly dotyczace historii i zmian ludnosciowych powszechnie dostepne w internecie ).
Drugi przyklad to okreg lwowski. Nikt nie zamierza w najblizszym czasie dokonywac rewindykacji tej ziemi, tym niemniej musimy znac i pamietac o historycznej prawdzie. Lwow nie byl zadnym etnicznym terytorium, bylo to zywe i pulsujace centrum kresowej kultury polskiej, z przewaga ludnosci polskiej, ktore po wojnie zostalo przez sowiecki totalitaryzm bezprawnie oderwane od Polski, zrujnowane i zdepolonizowane.
Przyklad trzeci, to Republika Zakarpacka, ktora oglosila swoja autonomie bodaj rok temu. Obszar ten nigdy w historii ( poza byc moze okresem Rusi Kijowskiej ) nie podlegal ani nie mial zadnych zwiazkow politycznych z Kijowem i najwlasciwsze byloby formalne uznanie jego nie tylko autonomii, ale i niepodleglosci.
2. Zbrodniczy antysemityzm Bandery.
Nie moge pojac, dlaczego lobby zydowskie w Polsce z uporem godnym lepszej sprawy jest slepe i gluche na zbrodniczy antysemityzm lansowanego idola.
Nawet w takim Leberté. Moge zrozumiec pana Syryjczyka ( jesli nazwisko nas nie zwodzi ), ale inni? Czemu spi pan Jan Hartman, tak zawsze cierpiacy na skutek bezobjawowego wprawdzie, ale systemowego ( bo wyniklego z pozycji KK ) antysemityzmu w Polsce?
Pewnie znow racje ma St. Michalkiewicz, ktorego opinie przytaczam jako pointe
( por. http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=865 )
A ponieważ na obecnym etapie żydowskie lobby w Polsce nastawia się wobec Rzeczypospolitej na scenariusz rozbiorowy, to i chłop opętany przez Żydów, czyli Henryk Wujec, przekracza granice już nie tylko przyzwoitości, ale zwyczajnego rozsądku w podlizywaniu się banderowcom pod pretekstem tzw. „pojednania”. Józef Mackiewicz zauważył kiedyś, że Niemcy robią z Polaków bohaterów, podczas gdy Sowieci – gówno. Okazuje się, że nie tylko Sowieci. Inni też to potrafią.
* * *
Wpis poprzedni ( ale przedni ):
WYBORCZEJDAR DLA EUROPY
“Nasz dar dla Europy” - informuje na pierwszej stronie Gazeta Wyborcza. Tytuł trafnie dwuznaczny, ponieważ sugeruje, że podpisany przez szefów polskiego i niemieckiego episkopatu, jest darem Gazety Wyborczej dla Europy.
http://blog.rp.pl/szuldrzynski/2009/08/26/kto-naprawde-pisze-historie-na-nowo/
http://wyborcza.pl/1,76842,6965064,Nasz_dar_dla_Europy.html
Wyborcza i skupione wokol niej srodowisko polityczne podarowalo swego czasu Europie prawdziwy dar Danajow, ratujac komunizm w Polsce, a tym samym na calym kontynencie.
Jak zauwazyl byl red. Krzysztof Wyszkowski, jako Polacy mielismy prawo wyrzec sie dorobku pokolen i przefrymarczyc Rzeczpospolita Obojga Narodow, podobie jak teraz mielismy prawo swiadomie glosowac na bande zaprzancow, bedaca na uslugach obcych razwiedek, zamieniajacych dotychczasowy step w pustynie. Ale nikt nigdy nie dal nam byl moralnego prawa, by byc przechowalnia i reinkubatorem eurokomunizmu dla calej Europy. Taka odsiecz wiedenska, tyle ze tym razem po stronie barbarzyncow. Wszyscysmy winni jako Polacy, choc oczywiscie slusznym jest nazwanie tego “darem Wyborczej i calej michnikowszczyzny dla Europy”.
A co sie tyczy wspolnego oswiadczenia episkopatow niemieckiego i polskiego … No coz, kiedy moralny i intelektualny karzel probuje nasladowac tytana, w najlepszym wypadku wychodzi groteska.
Oredzie biskupow polskich z 1965 roku bylo dzielem polskich mezow stanu. Dzisiejsze oswiadczenie to dzielo niemieckich mezow stanu, skwapliwie podpisane przez Zakon Ojcow Konfidencjonalow, ktorych najwieksza “pastoralna” troska jest zabetonowanie IPN-u na najblizsze polwiecze.
Blog Leberté od dawna jest dla mnie zrodlem intelektualnej podniety, porownywalnej bodaj z lektura Trybuny Czerwonego Luda lat osiemdziesiatych, stad i najnowsza agitka pana Henryka Wujca jest tam jak najbardziej na miejscu.
http://industrial.salon24.pl/121850,henryk-wujec-polska-ukraina-sprawy-elementarne
Nie wiem, czy p.Wujec cierpi na te sama przypadlosc, co Vladek Frasyniuk, ktory od pewnego czasu zaczal mowic “my inteligencja”, ale Wujec sprawia wrazenie czlowieka oczadzialego antyszambrowaniem u Michnika.
Jego bezprzykladny atak na ks. Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego i obarczanie go wina za odradzanie sie baderowszczyzny dobitnie swiadczy, iz bardzo sie stara, chociaz czy ma szanse zostac kims wiecej niz starszym szabesgojem – nie mnie rozsadzac.
Tymczasem zamiast wujcowego, proponuje wlasne polsko-ukrainskie “obiecadlo”:
Teza s.p. Giedroycia jakoby nie bylo niepodleglej Polski bez takiejz Ukrainy kwalifikuje sie niestety do ksiegi Guinness’a w rozdziale poswieconym glupocie politycznej. Polska miala sie calkiem dobrze, kiedy o samodzielnej Ukrainie nikt nawet nie myslal i nie jest wykluczone, ze jesli wrzod banderowskiej ideologii nie zostanie w pore zlikwidowany, taka sytuacja sie powtorzy.
Nie mamy zadnego wplywu ani na niepodleglosc Ukrainy, ani na to, kto tam rzadzi. Jeslibysmy byli lokalnym mocarstwem ( czego zgola nie da sie wykluczyc, wystarczy wyobrazic sobie gdzie bylibysmy, gdyby zamiast bandy zaprzancow, przez ostatnie dwie dekady rzadzily nami elity na miare elit IIRP ), to wowczas moglibysmy przepychac sie z Ruskimi i mowic: “a paszli won z naszej strefy wplywow”. Tymczasem wobec realnego poparcia dla Juszczenki na Ukrainie rzedu 2%, mamy wybor miedzy Partia Regionow Janukowycza ( slusznie uwazajacego Bandere na ludobojce i sojusznika Hitlera ) a piekna Julia, finansowana przez “przemysl surowcowy”, ktory to przemysl jest oczkiem w glowie rzadzacych Rosja sluzb.
Naszym celem jest oczywiscie istnienie przyjaznych panstw na wschodzie, holdujacych wspolnej tradycji jagiellonskiej i Rzplitej Obojga czy Trojga Narodow i dlatego tez banderowszczyzna, odpowiedzialna za ludobojstwo na Polakach, Zydach i samych Rusinach, i do tego jeszcze gloszaca brednie o tzw. terytorium etnicznym, siegajacym pod Krakow, musi byc tepiona wszystkimi sposobami, fas et nefas, przy samych plecach.
I jeszcze dwie sprawy:
1. Ukraina w obecnych granicach jest najprawdopodobniej nie do utrzymania i nie widze najmniejszego powodu, by rozdzierac szaty, zwlaszcza wlasne.
Nacjonalistyczna teoria tzw. ukrainskiego terytorium etnicznego ( lacznie z tzw. Zakerzoniem ) ma takie same podstawy historyczne czy prawne, jak hitlerowski “Lebensraum”. Najjaskrawszym przykladem jest wchodzacy w jego sklad Krym, zawojowany na Tatarach i Turcji przez Rosje, a podarowany SowRepublice Ukrainy przez Chruszczowa w 1954 ( szczegoly dotyczace historii i zmian ludnosciowych powszechnie dostepne w internecie ).
Drugi przyklad to okreg lwowski. Nikt nie zamierza w najblizszym czasie dokonywac rewindykacji tej ziemi, tym niemniej musimy znac i pamietac o historycznej prawdzie. Lwow nie byl zadnym etnicznym terytorium, bylo to zywe i pulsujace centrum kresowej kultury polskiej, z przewaga ludnosci polskiej, ktore po wojnie zostalo przez sowiecki totalitaryzm bezprawnie oderwane od Polski, zrujnowane i zdepolonizowane.
Przyklad trzeci, to Republika Zakarpacka, ktora oglosila swoja autonomie bodaj rok temu. Obszar ten nigdy w historii ( poza byc moze okresem Rusi Kijowskiej ) nie podlegal ani nie mial zadnych zwiazkow politycznych z Kijowem i najwlasciwsze byloby formalne uznanie jego nie tylko autonomii, ale i niepodleglosci.
2. Zbrodniczy antysemityzm Bandery.
Nie moge pojac, dlaczego lobby zydowskie w Polsce z uporem godnym lepszej sprawy jest slepe i gluche na zbrodniczy antysemityzm lansowanego idola.
Nawet w takim Leberté. Moge zrozumiec pana Syryjczyka ( jesli nazwisko nas nie zwodzi ), ale inni? Czemu spi pan Jan Hartman, tak zawsze cierpiacy na skutek bezobjawowego wprawdzie, ale systemowego ( bo wyniklego z pozycji KK ) antysemityzmu w Polsce?
Pewnie znow racje ma St. Michalkiewicz, ktorego opinie przytaczam jako pointe
( por. http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=865 )
A ponieważ na obecnym etapie żydowskie lobby w Polsce nastawia się wobec Rzeczypospolitej na scenariusz rozbiorowy, to i chłop opętany przez Żydów, czyli Henryk Wujec, przekracza granice już nie tylko przyzwoitości, ale zwyczajnego rozsądku w podlizywaniu się banderowcom pod pretekstem tzw. „pojednania”. Józef Mackiewicz zauważył kiedyś, że Niemcy robią z Polaków bohaterów, podczas gdy Sowieci – gówno. Okazuje się, że nie tylko Sowieci. Inni też to potrafią.
* * *
Wpis poprzedni ( ale przedni ):
WYBORCZEJDAR DLA EUROPY
“Nasz dar dla Europy” - informuje na pierwszej stronie Gazeta Wyborcza. Tytuł trafnie dwuznaczny, ponieważ sugeruje, że podpisany przez szefów polskiego i niemieckiego episkopatu, jest darem Gazety Wyborczej dla Europy.
http://blog.rp.pl/szuldrzynski/2009/08/26/kto-naprawde-pisze-historie-na-nowo/
http://wyborcza.pl/1,76842,6965064,Nasz_dar_dla_Europy.html
Wyborcza i skupione wokol niej srodowisko polityczne podarowalo swego czasu Europie prawdziwy dar Danajow, ratujac komunizm w Polsce, a tym samym na calym kontynencie.
Jak zauwazyl byl red. Krzysztof Wyszkowski, jako Polacy mielismy prawo wyrzec sie dorobku pokolen i przefrymarczyc Rzeczpospolita Obojga Narodow, podobie jak teraz mielismy prawo swiadomie glosowac na bande zaprzancow, bedaca na uslugach obcych razwiedek, zamieniajacych dotychczasowy step w pustynie. Ale nikt nigdy nie dal nam byl moralnego prawa, by byc przechowalnia i reinkubatorem eurokomunizmu dla calej Europy. Taka odsiecz wiedenska, tyle ze tym razem po stronie barbarzyncow. Wszyscysmy winni jako Polacy, choc oczywiscie slusznym jest nazwanie tego “darem Wyborczej i calej michnikowszczyzny dla Europy”.
A co sie tyczy wspolnego oswiadczenia episkopatow niemieckiego i polskiego … No coz, kiedy moralny i intelektualny karzel probuje nasladowac tytana, w najlepszym wypadku wychodzi groteska.
Oredzie biskupow polskich z 1965 roku bylo dzielem polskich mezow stanu. Dzisiejsze oswiadczenie to dzielo niemieckich mezow stanu, skwapliwie podpisane przez Zakon Ojcow Konfidencjonalow, ktorych najwieksza “pastoralna” troska jest zabetonowanie IPN-u na najblizsze polwiecze.
***********
PS II. Obszczije vieszczi 1000 letn. Polonii
Kilka ogólnych
Internet i zwłaszcza w Polszie Salon dvadcat'czetyrie sprawiły, że wielu zwykłych inteligentnych ludzi poczuło się jakby siedzieli nad mapami w Belwederze z Marszałkiem.
Tymczasem w większości nawet tzw. znani blogerzy to osobowości na poziomie, powiedzmy, województwa, max, nie Polski. Polska to za duże wiatry dla nich. Nie dziwota, że ich czasem z placu poważniejszych wspólnotowych gier pozycyjnych jak kłąbki wełny zdmuchuje.
W latach 80. kelnerowałem w nowojorskich restauracjach i miałem tzw. back waitera, kelnera donoszącego z kuchni. Kolo był prosty wieśniak z jednego z krajów pogranicza Europy i Azji. Pracowałem z nim ponad rok i do końca nie mogłem oduczyć popychania palcem np. liścia sałaty, bo ten zsunął się na brzeg talerza podczas przynoszenia. I to we wnętrzu restauracji się działo, kiedy postawił on już tacę na stojak i miał podać. Chłopak miał to po prostu naturalnie. W gorączce tzw. rushu restauracyjnego, pośpiechu, stawał się jaki był. Tak sobie o nim myślę - Mike miał na zamerykanizowane imię - ostatnio, kiedy widzę jak nasi blogerzy zawalają super skomplikowane i subtelne gry na najwyższym poziomie polskiego przeznaczenia.
Trzeba znać swoje miejsce.
Internet to dziecko w powijakach, może nie wyszedł jeszcze z łona. Najwyżej raczkuje. A kiedy zacznie biegać dopiero będzie a będzie przetasowań wartości.
Masowo wzięci blogerzy, forumowicze, dobrzy są w podchwytywaniu odsuniętych ważnych problemów, wykładaniu ich na tapetę. Dobrzy w podszczypywaniu tzw. zawodowców za tchórzostwo obywatelskie czy zwykłe intelektualne lenistwo. W zawstydzaniu ich; zbyt często będące jednak przy tym kanibalizmem light, mentalnym dziobaniem do krwi. Konsumeryzmem po prostu. Konsumeryzmem stojących obywatelsko nierzadko na wyższym poziomie, ale intelektualnie gorszych.
Użyteczni są także blogerzy i forumowicze jako robiące dziobkami kury kręcące się po obejściu, znoszące na tuptających gorliwie nożynach to robaczka smacznej wiadomości stąd, to ziarnko uzupełniającego fakciku stamtąd, to ciekawe zdziebełko tego, to kamyczek tamtego. Można wybierać, zamiast samemu czas tracić.
Ale nie są i nigdy nie będą w stanie wypracować idei, myśli.
Internet i zwłaszcza w Polszie Salon dvadcat'czetyrie sprawiły, że wielu zwykłych inteligentnych ludzi poczuło się jakby siedzieli nad mapami w Belwederze z Marszałkiem.
Tymczasem w większości nawet tzw. znani blogerzy to osobowości na poziomie, powiedzmy, województwa, max, nie Polski. Polska to za duże wiatry dla nich. Nie dziwota, że ich czasem z placu poważniejszych wspólnotowych gier pozycyjnych jak kłąbki wełny zdmuchuje.
W latach 80. kelnerowałem w nowojorskich restauracjach i miałem tzw. back waitera, kelnera donoszącego z kuchni. Kolo był prosty wieśniak z jednego z krajów pogranicza Europy i Azji. Pracowałem z nim ponad rok i do końca nie mogłem oduczyć popychania palcem np. liścia sałaty, bo ten zsunął się na brzeg talerza podczas przynoszenia. I to we wnętrzu restauracji się działo, kiedy postawił on już tacę na stojak i miał podać. Chłopak miał to po prostu naturalnie. W gorączce tzw. rushu restauracyjnego, pośpiechu, stawał się jaki był. Tak sobie o nim myślę - Mike miał na zamerykanizowane imię - ostatnio, kiedy widzę jak nasi blogerzy zawalają super skomplikowane i subtelne gry na najwyższym poziomie polskiego przeznaczenia.
Trzeba znać swoje miejsce.
Internet to dziecko w powijakach, może nie wyszedł jeszcze z łona. Najwyżej raczkuje. A kiedy zacznie biegać dopiero będzie a będzie przetasowań wartości.
Masowo wzięci blogerzy, forumowicze, dobrzy są w podchwytywaniu odsuniętych ważnych problemów, wykładaniu ich na tapetę. Dobrzy w podszczypywaniu tzw. zawodowców za tchórzostwo obywatelskie czy zwykłe intelektualne lenistwo. W zawstydzaniu ich; zbyt często będące jednak przy tym kanibalizmem light, mentalnym dziobaniem do krwi. Konsumeryzmem po prostu. Konsumeryzmem stojących obywatelsko nierzadko na wyższym poziomie, ale intelektualnie gorszych.
Użyteczni są także blogerzy i forumowicze jako robiące dziobkami kury kręcące się po obejściu, znoszące na tuptających gorliwie nożynach to robaczka smacznej wiadomości stąd, to ziarnko uzupełniającego fakciku stamtąd, to ciekawe zdziebełko tego, to kamyczek tamtego. Można wybierać, zamiast samemu czas tracić.
Ale nie są i nigdy nie będą w stanie wypracować idei, myśli.
Na to trzeba znacznie ponadprzeciętnej inteligencji i długoterminowego przyłożenia. A bez myśli nie ma kultury. Nie ma zasadniczej artykulacji problemów wspólnoty. W ogóle sprawy człowieka.
Tak, że "blogerzy". Zsiądźcie nieco niżej na tej grzędzie.
_ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ __ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
Usunąłem kilka komentarzy, nie dlatego, że były słabe, ale że były słabe a nabzdyczały się na "co to nie ja". To jest wasz problem, mierni zblogsferowani, mediocre signal to ego noise ratio.
Zaś rozumnych i swoich witam tu jak najsympatyczniej.
_ _ _ _ _ _ __ _ _
@ Selka
Lekka regulacja. Bez tego nie pojedziemy dalej.
http://tadeuszkorzeniewski.salon24.pl/120259,kilka-ogolnych
Tak, że "blogerzy". Zsiądźcie nieco niżej na tej grzędzie.
_ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ __ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
Usunąłem kilka komentarzy, nie dlatego, że były słabe, ale że były słabe a nabzdyczały się na "co to nie ja". To jest wasz problem, mierni zblogsferowani, mediocre signal to ego noise ratio.
Zaś rozumnych i swoich witam tu jak najsympatyczniej.
_ _ _ _ _ _ __ _ _
@ Selka
Lekka regulacja. Bez tego nie pojedziemy dalej.
http://tadeuszkorzeniewski.salon24.pl/120259,kilka-ogolnych
Subskrybuj:
Posty (Atom)