o * H e r o i z m i e

Isten, a*ldd meg a Magyart
Patron strony

Zniewolenie jest ceną jaką trzeba płacić za nieznajomość prawdy lub za brak odwagi w jej głoszeniu.* * *

Naród dumny ginie od kuli , naród nikczemny ginie od podatków * * *


* "W ciągu całego mego życia widziałem w naszym kraju tylko dwie partie. Partię polską i antypolską, ludzi godnych i ludzi bez sumienia, tych, którzy pragnęli ojczyzny wolnej i niepodległej, i tych, którzy woleli upadlające obce panowanie." - Adam Jerzy książę Czartoryski, w. XIX.


*************************

WPŁATY POLSKI do EU 2014 :
17 mld 700 mln 683 tys. zł.
1 mld 492 mln / mies
40 mln d z i e n n i e

50%
Dlaczego uważasz, że t a c y nie mieliby cię okłamywać?

W III RP trwa noc zakłamania, obłudy i zgody na wszelkie postacie krzywdy, zbrodni i bluźnierstw. Rządzi państwem zwanym III RP rozbójnicza banda złoczyńców tym różniących się od rządców PRL, iż udają katolików

Ks. Stanisław Małkowski

* * * * * * * * *

niedziela, 22 listopada 2009

PL: moralny i polityczny AIDS

Mroczny wymiar niepodległości:
ludzie wychowywani do hańby
http://widnokregi.salon24.pl/

Po co niepodległa Polska ludziom, którzy polskości nawet zdefiniować nie potrafią?
Po co Polska tym, którzy Polakami być przestają – i nawet o tym nie wiedzą?

Im starszy jestem, tym ciemniejsze wydają mi się otchłanie naszych czasów. Przestaję rozumieć świat i ludzi, owładniętych duchową pustką wyjałowioną z wartości innych niż materialne. Pewnie dlatego, gdy ktoś pyta mnie o Polskę, odpowiadam gorzko dwoma powyższymi pytaniami. Po czym wyłuszczam diagnozę: splugawiony honor, porażająca korupcja, zatrważające kunktatorstwo oraz bezgraniczna hipokryzja i skrajny egotyzm – oto kilka z rzeczywistych powodów dławiącego Polskę moralnego i politycznego AIDS.

W istocie powodem każdej z tych bolączek jest kłamstwo. A precyzyjniej: zakłamana tożsamość Polaków (indywidualna oraz zbiorowa), a także wdrukowywana nam niechęć do przeszłości, manifestowana zaburzeniami pamięci narodowej. Co z kolei przynosi koszmarną atrofię myślenia o Polsce jako wspólnocie pokoleń na przestrzeni dziejów.

INTELEKTUALNA DEKAPITACJA

Jakich mamy Polaków, taką mamy Polskę: niewydolne instytucje państwowe, zapaść mentalną na wszystkich szczeblach władzy ustawodawczej, wykonawczej i sądowniczej, skorumpowanych policjantów i lekarzy, prokuratorów poddańczo uwikłanych w bieżące rozgrywki polityczne, sędziów orzekających we własnych sprawach i skazujących na pobyt za kratami ludzi, z którymi skonfliktował ich los, albo wręcz wydających wyroki pod dyktando przestępców.

Mamy powszechne intryganctwo oraz serwilizm. Mamy wszechobecny cynizm i amoralność, rozpanoszone wśród rozmaitej maści cwaniaków, zwykłych oszustów, politycznych kombinatorów oraz pospolitych kryminalistów. Mamy rozpleniony nagminnie nepotyzm oraz kolesiostwo. By obrazu dopełnić, dołączmy doń porażający uwiąd intelektualny wśród „elit” i „autorytetów”, niezdolnych do wykrzesania z siebie jakiejkolwiek porywającej idei, a skutkujący kompletnym brakiem poczynań bodaj śladowo skażonych patriotyzmem czy troską o narodową rację stanu – w ich tradycyjnym rozumieniu.

Śp. Maciej Rybiński: „Wierzyliśmy po 1989 roku, że klasa polityczna, elity zaprzątnięte są dbałością o dobro państwa i narodu, że łamią sobie głowę, jak najlepiej i najszybciej dojść do doskonałości, a jeśli się żrą, to w idealistycznym uniesieniu. Zdawało się nam też, że gremia decyzyjne w sprawach państwa pochodzą z wyboru, że przyszłość Polski rozstrzyga się między wybrańcami narodu w parlamencie. A tu się okazało, że idzie o wpływy i pieniądze, a realna władza jest zupełnie gdzie indziej.”

To także przekonująca diagnoza ogólnonarodowej naiwności. Naiwności możliwej, gdyż od 1944 roku z powodzeniem dokonuje się na Polakach intelektualnej dekapitacji. Bohaterów wymordowano bądź zaszczuto, zaś pozostałych od lat wpycha się w bagnisko politycznego oraz etycznego relatywizmu. Co poskutkowało obywatelską degrengoladą, tworząc – w miejsce narodu – zbiorowisko ludzi zamieszkujących to samo terytorium. Ludzi bez wspólnych marzeń, jednakich dążeń i podobnych celów.

WIELKIE OSZUSTWO ?

Od 1989 roku wmawia się Polakom, że żyją w wolnym, demokratycznym kraju. Ludzie, którzy to powtarzają, są głupcami – jeżeli w to, co mówią, wierzą. Lub oszustami – jeżeli nie wierzą. Świadomie czy nieświadomie, łżą. Albowiem system demokratyczny to taki, który zapewnia obywatelom równość szans i możliwości – a w tym znaczeniu Polska demokratyczna nie jest. Jest za to tworem gwarantującym bezkarność bandytom. Jest państwem owiniętym w namiastkę praworządności. To demokracja złudna, nieprawdziwa, zdalnie sterowana.

Nasz kraj nie jest też wolny, albowiem demokracja i wolność bez zdrowego rozsądku to fikcja, a zdrowy rozsądek między Odrą i Bugiem postkomuna wypleniła niemal ze szczętem. Wolność to dobro, które umożliwia posiadanie (czy choćby tylko korzystanie) z innych dóbr – w tym znaczeniu Polska wolna nie jest, w każdym razie nie dla wszystkich. Wśród Polaków dominuje poczucie, że państwo nie wywiązuje się ze swoich podstawowych obowiązków – czy to w zakresie dotyczącym zapewnienia bezpieczeństwa wewnętrznego, czy opieki zdrowotnej, czy edukacji – i można tak wymieniać niemal bez końca.

Ergo, po kilkunastu latach „transformacji ustrojowej” wyraźnie widać, jak bardzo społeczna mapa poparcia dla przebudowy Polski nie pokrywa się ze społeczną mapą wygranych i przegranych. Co by nie mówić i jakich danych by nie przytaczać, konkurencja i wolny rynek w polskim wydaniu stały się zagrożeniem i przekleństwem, zaś wizja sytego i szczęśliwego społeczeństwa wolnych ludzi zmieniła się w ostatnich dekadach w senny koszmar. Wielu Polakom ich Ojczyzna jawi się jak jakieś jedno wielkie oszustwo.

PAJAC Z GAŁGANÓW

Georges Bernanos utrzymywał, że wolność nie jest przywilejem, lecz zadaniem. W kręgu ludzi świadomych, zaglądających za kulisy zdarzeń rozgrywających się na polskiej scenie politycznej, opinia francuskiego pisarza rodzić musi rozgoryczenie, frustrację oraz poczucie zniechęcenia. Zwłaszcza gdy dodać do tego upiorną świadomość, że ryba zwykle psuje się od głowy.

“Ten król jak pajac z gałganów” – tak, cytując Szekspira, powiedzieć można o Donaldzie Tusku. A to, gdyż wyłącznie garnitury, które ów człowiek przyodziewa, wydają się w nim prawdziwe. Zresztą to samo rzec można o pozostałych reprezentantach polskiej klasy politycznej, pozostających aktualnie u steru Rzeczypospolitej. U ludzi tych – wyjąwszy Prezydenta RP oraz jego sformalizowane zaplecze (a propos: ktoś zwrócił uwagę, jak bardzo Lech Kaczyński w ciągu kilkunastu miesięcy posiwiał?) – świadomość swoistego społecznego uprzywilejowania w żaden sposób nie przekłada się na poczucie służby narodowi oraz odpowiedzialność za państwo.

Gdy Jarosław Kaczyński zawiązywał koalicję z Samoobroną i LPR-em, a wicepremierem i ministrem rolnictwa zostawał Andrzej Lepper, przychylne Platformie media nazwały to skandalem. Teraz, gdy agenci WSI odzyskują wpływy, gdy sekretarzem stanu a nastepnie ministrem zostaje były tajny współpracownik SB, gdy Donald Tusk dopuszcza do władzy ludzi uwikłanych w PRL, mainstreamowe szczekaczki nie protestują, przeciwnie, bez chwili przerwy do dziś akcentują „profesjonalizm” ekipy Tuska. W rzeczy samej, Platforma wykazuje się ponadprzeciętnym profesjonalizmem. Niektórzy zwą to „profesjonalnym rżnięciem głupa”. I nic nie wskazuje na to, by politycy tej opcji jakoś radykalnie zmienili swoje nastawienie czy poglądy.

MAFIA U STERU

Pytanie, czy zakulisowi aktorzy, korzystający z agenturalnych zasobów komunistycznego państwa policyjnego, nie wywierają nieformalnego i nielegalnego wpływu na działania instytucji decydujących o sprawach publicznych, stało się dzisiaj nie tylko pytaniem w pełni uzasadnionym, ale zarazem absolutnie retorycznym. Jak ktoś słusznie zauważył: „Po 1989 roku w Polsce nie tknięto zdegenerowanych środowisk prawniczych i dziennikarskich i dlatego mamy obecnie do czynienia z wykoślawionym pod każdym względem państwem”.

Stąd bez większego ryzyka popełnienia błędu można postawić tezę, iż u podstaw naszych dzisiejszych nieszczęść stoi prawdziwa mafia, kierująca zza kulis Polską. To nieformalna władza, funkcjonująca poza konstytucyjnymi organami państwa, kontrolująca przy pomocy agentury znaczny segment polityczno-gospodarczej egzystencji Polaków. A wszystko dzięki medialnym manipulacjom uwikłanych w swą niechlubną przeszłość dziennikarzy.

Zatem to, co obserwujemy na co dzień, to nie jest autentyczne życie publiczne. To życie przypominające sztukę teatralną, odtwarzaną przez medialne gwiazdy na użytek otumanionej publiczności. Dlatego warunkiem przywrócenia normalności w najszerzej pojętym polskim życiu publicznym – w jego wymiarze gospodarczym, politycznym i społecznym – nadal pozostają lustracja do spółki z dekomunizacją. Tylko takie, konsekwentnie prowadzone działania, umożliwią wypchnięcie reprezentantów środowisk postkomunistycznych z ich uprzywilejowanych pozycji, daleko poza akceptowalny przez Polaków nawias przyzwoitości.

Niestety, w 1989 roku postanowiono, że Polska obejdzie się bez dekomunizacji. Czyli – bez sprawiedliwości. A w państwie, w którym nie istnieje sprawiedliwość, prawo nic nie znaczy, zaś nadzieja na przyszłość brzmi bezpodstawnie. Dlatego to właśnie tam, przy „okrągłym stole”, szukać należy źródeł obecnych polskich bolączek. To dlatego proces tworzenia nowego państwa, tragicznie skażony u podstaw, wciąż beznadziejnie utyka w miejscu. To przez to gospodarką kierują dziś oligarchowie z postkomunistycznego nadania, rządząc przy pomocy służb specjalnych korumpujących klasę polityczną i aparat rządowy, uwikłany w walkę o wpływy, władzę i pieniądze.

ZNIKCZEMNIENIE

Zaiste: gdyby ktoś w 1980 roku powiedział nam, że tak będzie wyglądała niepodległa Polska, nikt by w to nie uwierzył. Dopiero teraz wierzyć zaczynamy, a nasza Ojczyzna jawić się nam poczyna jako kraj, w którym życie gospodarcze, społeczne i polityczne wznoszone jest z cegieł ulepionych z absurdu. Oraz z kłamstwa.

W obliczu owego kłamstwa, które powszednieje tak bardzo, że kłamstwem powoli być przestaje, powiem tak: jeśli przewidywalne konsekwencje naszych czynów przerastają nas, wolno nam odrzucić heroizm. Nie każdy zrodzony jest do bohaterstwa. Ważne, by nasza pospolitość nie oznaczała tego samego, co podłość. Tymczasem między Polakami gnid co niemiara. Nikczemników, wychowanych do hańby. Ludzie ci tak bardzo zamotani są we własną, niegodną przeszłość, że nie są w stanie jej odrzucić – w takim razie musieliby bowiem przekreślić samych siebie.

Tymczasem przeciętny Polak tego nie dostrzega. Przeciętnemu Polakowi spacyfikowano część mózgu odpowiedzialną za krytyczną analizę i wnioskowanie. Karmiony medialną papką rodak obserwuje, co dzieje się dookoła, lecz nie stać go na zastanowienie, co może oznaczać fakt, że dzieje się akurat to. Polaków najwyraźniej odmóżdżono niezwykle skutecznie, skoro postanowili ocalić postkomunistyczną oligarchię oraz jej fagasów, wykreowanych pod okrągłym stołem. To gorzka świadomość. Jak to ujmował przed laty Józef Mackiewicz: „Fatalna fikcja, rozpanoszona u nas, przeżera już nie tylko obyczaje, ale psychikę narodu. Wierzymy i widzimy to tylko, co widzieć chcemy, a nie to, co jest zgodne z rzeczywistością”.

Z drugiej strony, ludzie, którzy swoje pozycje zawdzięczają powszechnej patologii, czynią wszystko, by zablokować i cofnąć reformy zapoczątkowane przez Prawo i Sprawiedliwość. Pod rządami Platformy Obywatelskiej nasz kraj wraca więc do bezpiecznej – z ich perspektywy – przeszłości. Prosto do Rywinlandu. Beata Sawicka: "Tyle mam układów teraz wypracowanych i to wszystko w łeb weźmie, bo nie problem byłby, gdybyśmy my wzięli władzę. Tylko problem jest, jak oni jeszcze raz wezmą władzę i na swoich ludzi powymieniają na kolejne władze".

Nie wzięli. Przeto era okrągłego stołu trwa, a Platforma może kochać Polskę coraz bardziej. Tak mocno, że Polsce aż oddechu brakuje. A Donald Tusk może przekonywać Polaków, komu i za co powinni być wdzięczni – i dlaczego Unii Europejskiej.

SMRÓD POD NIEBIOSA

Reasumując: chorą mamy w Polsce władzę i chore, w części zmanipulowane, a w części zaszczute, społeczeństwo. Stąd brak nam też pomysłu na sensowne urządzenie Polski, nie wspominając o gotowości do budowania stabilnego trzonu ogólnie obowiązujących zasad, na jakich dałoby się oprzeć narodową tożsamość z prawdziwego zdarzenia. W takim kraju naród może jakiś czas trwać, ale samo państwo wcześniej czy później niechybnie naraża się na śmierć.

Przywoływałem wyżej Szekspira i przywołaniem z “Hamleta” swoje refleksje zakończę: “Zbrodnia cuchnie aż ku niebiosom”. Ten smród rozłazi się po mojej Ojczyźnie, choć jej dzisiejsi włodarze udają, że to tylko letni zefirek wieje. Ich poprzednicy zawłaszczyli naszą przeszłość, oni zakłamują teraźniejszość, ich następcy zamierzają ukraść nam przyszłość. Uczciwi jak Michał Boni, a przy tym szczerzy niczym konferencje prasowe Jerzego Urbana, budują swoje dobre samopoczucie na niegodziwości, gwałcąc nasze myśli i sumienia.

Jednak Polska nigdy nie stanie się normalnym krajem, jeśli Polacy nie nazwą minionej niesprawiedliwości po imieniu. Jeśli nie ukarzą katów i nie zadośćuczynią - bodaj symbolicznie - Ofiarom.

Wszystko, z czym mamy aktualnie w Polsce do czynienia, z czym w życiu politycznym i społecznym A.D. 2009 musimy się borykać, przypomina drugą połowę XVIII wieku, nieodparcie przywodząc na myśl ostatnie dekady niepodległej Rzeczypospolitej. Dziś wiemy, że wtedy zmarnowaliśmy jakieś 150 lat. Ile lat, ile pokoleń zmarnujemy tym razem, zanim większość Polaków odzyska podmiotowość?

***

Sprawiedliwość nie ma zapachu, za to niesprawiedliwość cuchnie niemiłosiernie. I to śmierdzące szambo od tylu już lat Polskę po prostu zatapia. Trzeba więc pamiętać i należy przypominać, iż nieświadomość poniżenia jest równie uwłaczająca, co samo poniżenie. I należy pytać: czy Polacy odzyskają w końcu pewność, po której stronie barykady warto i należy trwać?

Pytanie jak znalazł na jedenasty dzień listopada. Ten dzień.
Krzysztof Ligęza

sobota, 21 listopada 2009

taki pejzaż * JAKIE DŁUGI PO WSI

MOTTO:
"Mam wątpliwości czy ten system zawali się sam.
Jak okaże się, że granica bólu mas jest niebezpiecznie blisko, to zaaplikuje się masom igrzyska w stylu euro2012 czy studyjny (he he) pierwszy krok człowieka na Marsie - i jakoś to będzie. A jak do świadomości mas coś jednak zacznie docierać, to zrobi się polowanie na czarownice. Kozły ofiarne (zabezpieczone uprzednio moratorium na wykonywanie kary śmierci) dostaną surowe 5-letnie wyroki w zawiasach za bezprzykładną niegospodarność oraz cichaczem bilet na Bahamy ;)
Wyrwanie się z tego bagna będzie tytanicznym wysiłkiem. Masy muszą zostać przyparte do muru, by mogły przejrzeć na oczy. I to najlepiej w gwałtowny sposób. A kierownictwo tego bajzlu zna się na tresurze i w odpowiednich dawkach stosuje masom
- zobojętnienie, dezinformację i nadzieję."
***
??
Opublikowany 6 październik 2009 Ekonomia , Polityka , Polska , Socjaldemokracja , socjaliści Leave a Comment Tags: ,
Dobry artykuł o zadłużeniu Państwa ukazał się w Rzepie. Nie pamiętam, żeby kiedykolwiek na jej łamach przedstawiono w taki sposób ten problem. Miejmy nadzieję, że rozwinie się z tego jakaś większa dyskusja w mediach. No i oczywiście, że temat zostanie podjęty przed przyszłymi wyborami.
A ludzie żyją sobie szczęśliwi i nieświadomi. Sądzą, że zawsze będzie można korzystać z bezpłatnej służby zdrowia a po 65 roku życia będzie można przejść na dożywotnią emeryturę (zapewniającą godne życie .Ależ to będzie niemiłe zaskoczenie dla większości społeczeństwa, kiedy to wszystko się skończy.
Dla tych którzy przejrzą na oczy czytając poniższy artykuł polecam ANTYPORADNIK PRZYSZŁEGO EMERYTA i CZWARTY FILAR
Ogólnie polecam blog Dwa Grosze Po przeczytaniu kilkudziesięciu wpisów wpada się w małą panikę (albo dużą). Mimo dyskomfortu warto.
———
Ostrożne uwzględnienie samych kosztów dotychczasowych obietnic emerytalnych bez kosztu darmowego leczenia oznacza, że dług publiczny na głowę każdego obywatela wynosi ponad 70 tys. złotych
Według oficjalnych statystyk dług publiczny w przeliczeniu na jednego obywatela Polski wynosi około 17 tys. złotych. Jednak tak naprawdę jest on znacznie wyższy. Oficjalne dane na temat zadłużenia sektora publicznego, czyli tak naprawdę nas, podatników, są niejasne i nierzetelne, bo ujmują tylko małą część istniejącego zadłużenia. Głównym brakującym elementem w statystyce zadłużenia publicznego są dopłaty z budżetu, czyli z naszych podatków, do emerytury oraz zakup usług leczenia, które są płatne później niż w bieżącym roku budżetowym. Taki nierzetelny sposób księgowania jest wygodny dla polityków. Pozwala im chwalić się bieżącymi wydatkami bez ukazywania ich długoterminowych konsekwencji. Gdy na przykład kilka lat temu Sejm uchwalił wcześniejsze emerytury górnicze warte 70 mld zł, to oficjalny dług państwa nie wzrósł ani o złotówkę. A przecież posłowie skutecznie zobowiązali nas do wypłaty tej sumy w przyszłości.
Ostrożne uwzględnienie samych kosztów dotychczasowych obietnic emerytalnych bez uwzględnienia wszakże kosztu darmowego leczenia oznacza, że dług publiczny na głowę każdego obywatela sięga ponad 70 tys. złotych. Tak więc dług publiczny Polski wynosi nie około 47 proc. PKB, jak twierdzi się oficjalnie, lecz ponad 200 proc. PKB!
Co to jest dług
Dane te nie zaskoczą rozsądnego człowieka, który wie, co to jest dług. Bo wie on, że dług to pieniądze, które jesteśmy winni innym. By to zrozumieć, nie trzeba znać ani ekonomii, ani księgowości. Tą logiką kieruje się prawo, które zobowiązuje sektor prywatny do księgowania wszystkich jego zobowiązań. Jednak państwo uznaje, że obowiązuje je inna logika. Państwo uznaje bowiem, że nie musi księgować całego swojego długu.
Liczne autorytety i aparat państwowy udają, że dług można dowolnie definiować, a duża część zobowiązań z odległej przyszłości nie istnieje w teraźniejszości. Jest to nierzetelne. By jasno i rzetelnie przedstawić sytuację finansową Polski, należy ująć i przedstawić całe zadłużenie sektora publicznego niezależnie od terminu jego zapłaty i niezależnie od tego, komu zobowiązaliśmy się zapłacić te pieniądze.
Na razie państwo poprawnie księguje tylko papiery wartościowe emitowane przez sektor publiczny, takie jak obligacje Skarbu Państwa, oraz kredyty zaciągnięte w bankach. Dlatego ten rodzaj długu, bez względu na to, czy jest płatny za rok czy za dziesięć lat, jest uwzględniony w oficjalnej statystyce zadłużenia sektora publicznego. Natomiast zobowiązania państwa wobec Polaków w postaci przyszłych emerytur oraz obiecanego darmowego leczenia są księgowane tylko w budżecie roku, w którym zostaną zapłacone. Oznacza to, że dopłaty do emerytur i koszt leczenia bieżącego roku są zaksięgowane w budżecie na rok 2009. Natomiast te same zobowiązania za lata 2010, 2011, 2012 itp. nie są nigdzie ujęte. Choć, oczywiście, jak najbardziej stanowią wymagalne zobowiązania państwa. Takie księgowanie stanowczo zaniża dane dotyczące zadłużenia sektora publicznego. Takie ujęcie długu publicznego byłoby rzetelnym uproszczeniem, gdyby struktura wiekowa społeczeństwa się nie zmieniała – mniej więcej ta sama liczba emerytów, rencistów i osób wymagających leczenia przypadałaby na pracujących i płacących podatki. Ale od lat 60. ubiegłego wieku nasze społeczeństwo się starzeje.
Negatywne konsekwencje
Dotychczasowy sposób przedstawiania zobowiązań Polski ma poważne negatywne skutki, zwłaszcza dla młodych i nienarodzonych Polaków. Wyższe ukryte zadłużenie dziś oznacza większe podatki oraz redukcję świadczeń w przyszłości, gdy trzeba będzie spłacić całe, zarówno to ujawnione, jak i nieujawnione w oficjalnych danych, zadłużenie. Na takiej zasadzie zadziałała reforma emerytalna. Przejście od systemu pokoleniowego, w którym dzieci i wnuki płaciły za emerytury rodziców i dziadków, do systemu składkowego, w którym każdy oszczędza na swoją emeryturę, polega na tym, że obecni młodzi zapłacą za emerytury dwa razy. Najpierw zapłacą za emerytury swoich dziadków i rodziców, a potem jeszcze raz zapłacą za własne niższe emerytury. Podobnie trzeba będzie zrobić z emeryturami mundurowymi, sędziów, prokuratorów, rolników oraz kosztami leczenia wszystkich Polaków.
Ukrywając przed nami skalę rzeczywistego zadłużenia, rządzący ze wszystkich obozów politycznych chcą ukryć, że w przyszłości czekają nas podwyżki podatków oraz niższe, niż obiecano świadczenia. Rzetelnym sposobem prezentowania zadłużenia sektora publicznego jest ukazanie całego zadłużenia niezależnie od terminu jego zapłaty i tego, komu winni jesteśmy pieniądze.
Najczęstszą odpowiedzią na rozbieżność pomiędzy oficjalnymi danymi a rzeczywistym zadłużeniem publicznym jest stwierdzenie: „ale w innych krajach też tak robią”. Owszem, w większości krajów, choć nie we wszystkich, władze tak liczą dług, by nie oddawał on prawdziwego, a wyższego poziomu zadłużenia.
Politycy wszystkich krajów mają tendencję do wydawania więcej, niż podatnicy są w stanie zapłacić. Sytuacja Polski jest więc podobna do większości rozwiniętego świata. I tu, i tam politycy zaaprobowali metodologię liczenia zadłużenia publicznego, która zaniża oficjalnie podawane zadłużenie publiczne. I przez wiele lat mogli tak czynić bezkarnie, ponieważ fałszowano księgowość zobowiązań wybiegających dziesiątki lat do przodu.Kto za to zapłaci
Długi, które zaciągali politycy, stawały się wymagalne dawno po tym, gdy nie tylko kończyły się ich kadencje, ale również, gdy większości z nich już nie było wśród nas. Za emerytury rolnicze udzielone przez Gierka, liczne branżowe przywileje emerytalne utworzone przez ekipę Jaruzelskiego płacą podatnicy, którzy wtedy byli dziećmi lub których jeszcze w ogóle nie było. Podobnie będzie z kosztem umożliwienia zdrowym ludziom przechodzenia na renty i wcześniejsze emerytury przez SLD w połowie lat 90.
Młodzi podatnicy będą płacić jeszcze przez wiele lat po tym, gdy politycy, którzy zwiększyli tym rozdawnictwem swą popularność i władzę, odejdą z polityki lub wręcz z tego świata. Okres rozliczenia się z podjętych zobowiązań można było dodatkowo przedłużać, zaciągając nowe kredyty w miejsce wcześniejszych zobowiązań. Pożyczanie bowiem to przesuwanie konsumpcji w czasie – z przyszłości na teraźniejszość – oraz przesuwanie płatności z dziś na przyszłość.
Ale większy dług dziś to wyższe podatki i mniej pieniędzy na inwestycje i świadczenia jutro. A niestety, dalej już tak przerzucać długów na przyszłość się nie da. Ta niegdysiejsza odległa przyszłość jest już coraz bliżej, a my bierzemy udział w bezprecedensowym starzeniu się społeczeństw. I dziś już możemy stwierdzić, że nawet po wielu reformach nie starczy pieniędzy podatników na istniejące, ale niezewidencjonowane zobowiązania państwa. Powojenny system opieki społecznej opierał się na opłatach pokoleń młodszych na wydatki socjalne starszych.
System ten sprawdzał się dobrze, dopóki rosła liczba podatników. Jednak od lat 60. ubiegłego wieku wraz ze starzeniem się społeczeństw coraz mniejsza liczba pracujących musi utrzymać coraz większą liczbę beneficjentów różnych przywilejów obiecanych w przeszłości przez polityków. Starzenie się społeczeństwa uczyniło dotychczasowe sposoby zabezpieczenia socjalnego coraz bardziej kosztownymi, dolegliwymi i niedającymi się utrzymać w niedalekiej już przyszłości.Co możemy zrobić?
Zachowujmy się tak, jakbyśmy byli bardzo zadłużeni – bo jesteśmy. W najbliższych dekadach Polska potrzebuje wygenerować znaczną nadwyżkę budżetową oraz ograniczyć koszty przywilejów emerytalnych i darmowego leczenia na koszt podatników – w innym wypadku czekają nas drastycznie wyższe podatki oraz drastycznie niższe świadczenia.
Oznacza to zmniejszenie wydatków państwa, podniesienie podatków oraz unieważnienie części zobowiązań. Im szybciej dokonamy tych zmian, tym mniej będą one bolesne. Ponadto elementarna uczciwość wymaga, by policzyć poziom prawdziwego zadłużenia Polski – i podawać go do wiadomości publicznej co roku w ustawie budżetowej oraz co miesiąc razem z danymi na temat zadłużenia publicznego.
Tak, by wszystkie pokolenia Polaków mogły z pełną świadomością zadecydować, na jaki system zabezpieczeń społecznych stać nas tak naprawdę, a nie według nierzetelnych liczb przedstawianych nam dotychczas. Bez rzetelnych informacji demokracja nie działa. Brak pełnej ewidencji tworzonych zobowiązań pozwala rządzącym rozdawać liczne przywileje w celu zwiększenia swej władzy bez ukazywania społeczeństwu pełnych kosztów takich działań.
-
Autor jest absolwentem Harvard UnivAssociates i Deutsche Morgan Grenfell.
Rzeczpospolita: *Dług publiczny: rośnie, będzie jeszcze gorzej*Paweł Dobrowolski 05-10-2009
-
++++++++++