WPŁATY POLSKI do EU 2014 :
17 mld 700 mln 683 tys. zł.
1 mld 492 mln / mies
piątek, 12 lutego 2010
rosol postrohany
Wprost: „Wprost” dotarł do osoby, która czytała zeznania złożone przez Marcina Rosoła w październiku 2009 roku w CBA. Były szef gabinetu politycznego Mirosława Drzewieckiego – według naszego informatora - twierdzi w nich, że powodem wycofania Magdaleny Sobiesiak z konkursu na członka zarządu Totalizatora Sportowego nie był przeciek o akcji CBA ale zwyczajny donos przysłany do Ministerstwa Sportu. (...) Tyle tylko, że Marcin Rosół twierdzi, że, mówiąc o „donosach", miał na myśli coś zupełnie innego. „Wprost” dotarł do osoby, która czytała jego zeznania złożone w centrali CBA w październiku, zaraz po wybuchu afery. Rosół miał powiedzieć agentom Biura, że powodem całego zamieszania był donos, jaki 10 lipca 2009 r. trafił do dyrektor generalnej Ministerstwa Sportu Moniki Rolnik. Napisał go Marek Przybyłowicz, były doradca Totalizatora. Mowa w nim m.in. o „zjawisku nepotyzmu” panującym w spółce. Rosół utrzymuje, że o oskarżeniach Przybyłowicza dowiedział się pod koniec lipca od Andrzeja Kawy z Centralnego Ośrodka Sportu. Twierdzi, że zbagatelizował tę informację. Kilkanaście dni później (w jego zeznaniach jest mowa o okolicy 10 sierpnia) spytał jednak o Przybyłowicza Monikę Rolnik, która właśnie wróciła do ministerstwa z urlopu. Rolnik powiedziała, że wie o oskarżeniach Przybyłowicza. Miała także pokazać mu donos z 10 lipca. Według informatora „Wprost", Rosół w swoich zeznaniach opowiada też o swojej rozmowie z Drzewieckim z 17 sierpnia. Miał go wtedy poinformować o dwóch sprawach: o tym, że Sobiesiakówna złożyła papiery w konkursie na członka zarządu Totalizatora, oraz o donosie.Donos, o którym mówił Rosół publikuję w linku poniżej.
Zeznania Rosoła dobrze pokazują klimat panujący w tej ekipie. Nie wiem czy Przybyłowicz otrzymał odpowiedź na swoje pismo - to i inne rozsyłane w tej sprawie w tamtym okresie do "wszystkich świętych" z Julią Piterą włącznie (a nie były to anonimowe donosy i chyba w trybie administracyjnym powinien na każde otrzymać odpowiedź) ale jak widać jego pismo wzbudziło ogromne zainteresowanie i krążyło wśród kolejnych osób, wciągniętych w kompleksowe obsługiwanie Sobiesiaka. Nawet dyrektor COS-u je widział, choć nie wiadomo z jakiej racji. To powinna być przestroga dla wszystkich chcących poinformować obecną władzę o jakichś nieprawidłowościach w podlegających jej instytucjach. Efekt takich alarmów będzie żaden, za to korespondencja "whistleblowerów" (zawierająca przecież pełne dane osobowe) będzie sobie swobodnie krążyć pomiędzy różnymi osobami, a nazwisko trafi też do mediów. Tak jak za sprawą ministra Arabskiego wszyscy dowiedzieli się o jego spotkaniu z Przybyłowiczem w Kancelarii Premiera, na którym ten podobno prosił o ochronę dla siebie i dla rodziny w związku z wagą przekazywanych informacji. W ramach tejże ochrony, minister Arabski poinformował dziennikarzy, a zatem cały świat, o tym kto i z czym do niego przyszedł.
Jestem ciekawa zeznań Rosoła, tych złożonych przed CBA, i tych, które złoży w tym tygodniu przed komisją śledczą (jeśli nic nie stanie na przeszkodzie, a to jest chyba coraz bardziej prawdopodobne bo Rosół to słabe ogniwo tak precyzyjnie budowanej narracji). Temu co zeznał w CBA trochę przeczą jego rozmowy nagrane przez CBA, z których wynika, że jeszcze 22 sierpnia Sobiesiak rozmawiał o córce z Rosołem, i ten mu mówił, że jest z nią umówiony na spotkanie, następnego dnia Sobiesiakówna mówiła ojcu, że się przygotowuje do rozmowy kwalifikacyjnej i opracowuje strategię, a 24 sierpnia wyjechała do Warszawy na rozmowę kwalifikacyjną. Wszystko wskazuje więc, że jeszcze 24 sierpnia, gdy jechała do Warszawy, wszystko było na dobrej drodze, a pismo Przybyłowicza, o którym Rosół wiedział od dwóch tygodni, i rozmowa z Drzewieckim sprzed tygodnia nie zaniepokoiły go na tyle, żeby poinformować Sobiesiakównę, że nie ma się po co fatygować do Warszawy bo z planu nici. A jeśli tak, to także telefony do Leszkiewicza w dniach 20-24 sierpnia nie mogły raczej dotyczyć wycofania Sobiesiakówny, bo do 24 sierpnia ani ona, ani Rosół nie wiedzieli jeszcze, że ono nastąpi.
To co ostatecznie odwróciło bieg wydarzeń musiało się zatem zdarzyć już po tym jak Magdalena Sobiesiak wyruszyła do Warszawy na rozmowę kwalifikacyjną, której ostatecznie miało nie być.
Pismo Przybyłowicza do Rolnik z 10 lipca 2009
Pismo Przybyłowicza do Arabskiego z 19 października 2009
Wprost: Rosół: donosy to nie akcja CBA
Notatka Kamińskiego z 10 września 2009
09:40, kataryna.kataryna , Afera hazardowa Link Komentarze (277) »
Zeznania Rosoła dobrze pokazują klimat panujący w tej ekipie. Nie wiem czy Przybyłowicz otrzymał odpowiedź na swoje pismo - to i inne rozsyłane w tej sprawie w tamtym okresie do "wszystkich świętych" z Julią Piterą włącznie (a nie były to anonimowe donosy i chyba w trybie administracyjnym powinien na każde otrzymać odpowiedź) ale jak widać jego pismo wzbudziło ogromne zainteresowanie i krążyło wśród kolejnych osób, wciągniętych w kompleksowe obsługiwanie Sobiesiaka. Nawet dyrektor COS-u je widział, choć nie wiadomo z jakiej racji. To powinna być przestroga dla wszystkich chcących poinformować obecną władzę o jakichś nieprawidłowościach w podlegających jej instytucjach. Efekt takich alarmów będzie żaden, za to korespondencja "whistleblowerów" (zawierająca przecież pełne dane osobowe) będzie sobie swobodnie krążyć pomiędzy różnymi osobami, a nazwisko trafi też do mediów. Tak jak za sprawą ministra Arabskiego wszyscy dowiedzieli się o jego spotkaniu z Przybyłowiczem w Kancelarii Premiera, na którym ten podobno prosił o ochronę dla siebie i dla rodziny w związku z wagą przekazywanych informacji. W ramach tejże ochrony, minister Arabski poinformował dziennikarzy, a zatem cały świat, o tym kto i z czym do niego przyszedł.
Jestem ciekawa zeznań Rosoła, tych złożonych przed CBA, i tych, które złoży w tym tygodniu przed komisją śledczą (jeśli nic nie stanie na przeszkodzie, a to jest chyba coraz bardziej prawdopodobne bo Rosół to słabe ogniwo tak precyzyjnie budowanej narracji). Temu co zeznał w CBA trochę przeczą jego rozmowy nagrane przez CBA, z których wynika, że jeszcze 22 sierpnia Sobiesiak rozmawiał o córce z Rosołem, i ten mu mówił, że jest z nią umówiony na spotkanie, następnego dnia Sobiesiakówna mówiła ojcu, że się przygotowuje do rozmowy kwalifikacyjnej i opracowuje strategię, a 24 sierpnia wyjechała do Warszawy na rozmowę kwalifikacyjną. Wszystko wskazuje więc, że jeszcze 24 sierpnia, gdy jechała do Warszawy, wszystko było na dobrej drodze, a pismo Przybyłowicza, o którym Rosół wiedział od dwóch tygodni, i rozmowa z Drzewieckim sprzed tygodnia nie zaniepokoiły go na tyle, żeby poinformować Sobiesiakównę, że nie ma się po co fatygować do Warszawy bo z planu nici. A jeśli tak, to także telefony do Leszkiewicza w dniach 20-24 sierpnia nie mogły raczej dotyczyć wycofania Sobiesiakówny, bo do 24 sierpnia ani ona, ani Rosół nie wiedzieli jeszcze, że ono nastąpi.
To co ostatecznie odwróciło bieg wydarzeń musiało się zatem zdarzyć już po tym jak Magdalena Sobiesiak wyruszyła do Warszawy na rozmowę kwalifikacyjną, której ostatecznie miało nie być.
Pismo Przybyłowicza do Rolnik z 10 lipca 2009
Pismo Przybyłowicza do Arabskiego z 19 października 2009
Wprost: Rosół: donosy to nie akcja CBA
Notatka Kamińskiego z 10 września 2009
09:40, kataryna.kataryna , Afera hazardowa Link Komentarze (277) »
czwartek, 11 lutego 2010
kiedy NORYMBERGA II
+++++++++++++++++
Za deportacje Polaków Sowieci wzięli się metodycznie, bez pośpiechu. Pierwsze konferencje gestapo - NKWD nie dotykały w zasadzie tych problemów, dopiero trzecia konferencja w Zakopanem (luty 1940 r.) sprecyzowała wieloletnie kalkulacje Niemców i Sowietów w planowym wyniszczeniu Polaków. Sformułowano wówczas zarówno zasady niemieckiej "Sonderaktion", mającej na celu wyniszczenie polskiej inteligencji na terenie Generalnej Guberni, jak i sowieckie metody eliminacji polskich elit na Kresach.
Bilans tych poczynań był dla Polaków szczególnie bolesny. W okresie "sowiecko-niemieckiej przyjaźni" na Polaków wydano 104.100 wyroków śmierci trybem zwykłym oraz 24,3 tys. trybem speckatyńskim. 6.543 doły śmierci zapełniły się ofiarami polskimi.
Zrealizowano cztery wielkie ciągi deportacji, w których wywieziono, wedle różnych szacunków, od 1,5 do 2 mln obywateli polskich, z których przeżyło do 1945 r. zaledwie 554 tys.:
1. W nocy 9/10.12.1939 r. ("noc Sierowa i Canawy") wywieziono - przeważnie do więzień - 4.805 cywili.
2. W I deportacji, w nocy 9/10.02.1940 r. wywieziono 320 tys. leśników, osadników - z rodzinami, ich znajomych i sąsiadów oraz niektórych urzędników polskiej administracji.
3. W II deportacji z 13.04.1940 r. wywieziono blisko 330 tys. rodzin represjonowanych Polaków - głównie rodzin, znajomych i przyjaciół skazanych na śmierć w 5. "Katyniach".
4. W III deportacji w nocy 28/29.06.1940 r., z aktywną pomocą repatriacyjnych komisji niemieckich, dzięki którym Sowieci dysponowali dokładnymi spisami i adresami - deportowano 420 tys. uciekinierów z Polski centralnej (ok. 15.06.1940 r. oddzielnie 185 tys. Żydów).
5. W IV deportacji 20.06.1941 r. wywieziono ok. 300 tys. osób. Tylko niewiele z nich zbiegło po zbombardowaniu pociągów deportacyjnych przez Niemców 22.06.1941 r. pod Mińskiem oraz w rejonie Berdyczowa i Żytomierza, gdy część wagonów wykoleiła się wskutek uszkodzenia torów.
Poświęćmy trochę miejsca pierwszej deportacji przed 62 laty, w mroźną noc lutową (temperatura wynosiła wówczas -30 st. C). NKWD, pod okiem Berii, przygotowywało niezwykle starannie akcję. Na mocy uchwały Narkomatu Wnutriennych Dieł nr 2001-588, specjalne szkolenia przeszła kadra ponad 120.000 politruków, którzy wzięli udział w dalszych deportacjach. Opracowano szczegółowe wytyczne gromadzenia w każdym okręgu deportacyjnym odpowiedniej liczby: furmanek, podwód, sań, samochodów niezbędnych do przewiezienia do wagonów danej liczby "specposieleńców". Okręg deportacyjny obejmował "zadanie wywiezienia od 250 do 300 rodzin (w miastach)". Na przykład na Białorusi dla celów deportacyjnych powołano 37 operacyjnych jednostek terenowych z ogólną ilością 4.005 "trójek deportacyjnych", zatrudniono 16.279 funkcjonariuszy, wśród których 11.674 osoby sprowadzono ze wschodnich obwodów republiki. Kadra 120 tys. "centralnych politruków" dbała o należyte przeszkolenie dowódcy takiej "trójki", a także o sprawdzenie "powołanych do akcji" członków partii, milicji, wojska i lokalnych aktywistów Komsomołu, organizacji ukraińskich i żydowskich.
Do jednego wagonu zaplanowano załadowanie 10 rodzin, co oznaczało umieszczenie tam około 50 osób. Eszelon z deportowanymi, zgodnie z instrukcją, miał się składać z 55 wagonów, ale przewidziano "zwiększenie stanu do 75 wagonów z zapasów własnych". Każdemu takiemu eszelonowi, złożonemu z krytych bydlęcych wagonów towarowych, miał towarzyszyć jeden wagon osobowy dla eskorty oraz jeden wagon sanitarny. Do eszelonu przydzielony był felczer i 2 pielęgniarki. Teoretycznie deportowanym miano raz dziennie wydawać gorący posiłek i 800 gramów chleba, ale ten punkt instrukcji bodajże nigdzie nie był realizowany, "dostawy" ograniczały się tylko do kilku kubłów gorącej wody i paru bochenków chleba na wagon, a co kilka dni jakiejś mało jadalnej zupy. Wnętrze wagonu było wyposażone w piecyk opalany drewnem (którego nigdy nie dostarczano w ilości odpowiedniej do utrzymania temperatury w wagonie powyżej 0 st. C) oraz otwór w podłodze, który był ubikacją.
Spisy administracji leśnej i osadników oraz ich rodzin, znajomych zakończono 5 stycznia 1940 r. Nadzór nad lutową deportacją sprawowali zastępcy narkoma Berii - nad całością komdiw W. Czernyszaw, na Ukrainie A. Sierow i W.M. Mierkułow (który upoważnił do swego zastępstwa Chruszczowa), a na Białorusi - Ł.F. Canawa.
W czasie I deportacji zostało wywiezionych łącznie 312.327 osób. Większość osadników z rodzinami deportowano pod Archangielsk, a leśników do płn. Kazachstanu. Wśród deportowanych - 135 tys. osób znalazło zatrudnienie w gułagach Narkamliesu (61 proc.), Caliesu (obróbka drewna - 17 proc.) i Cwietmietu (górnictwo - 14 proc.), co umożliwiało im - dzięki racjom żywnościowym - przeżycie. Ponieważ nie zatrudniano z reguły osób samotnych - deportowanych bez rodzin, ludzie ci w pierwszej kolejności skazani byli na śmierć głodową. Śmiertelność wśród deportowanych w latach 1940-41 sięgnęła, według oficjalnych statystyk sowieckich, 12 proc. Faktycznie wynosiła ok. 25 proc.
Wielka jest skala niegodziwości i ludobójstwa popełnionego na Polakach. Ofiara ich życia nie może być nigdy zapomniana. Dali przecież kształt naszej wolności. Ludobójstwo komunistyczne na milionach Polakach jest zbrodnią dotąd nieukaraną i niepotępioną. Obrona naszej cywilizacji wymaga nie tylko programów walki z biedą, ale też pamięci, zdemaskowania i wreszcie ukarania zbrodni wszystkich socjalizmów.
ks. Zdzisław J. Peszkowski, Stanisław Z. Zdrojewski, Nasz Dziennik, 2002-02-09
http://przystan-polonia.pl/deportpol.html
Subskrybuj:
Posty (Atom)