niedziela, 18 lipca 2010
PO płu czyny
SYNDROM RUSKICH TRUMIEN :
P* rży nad trumną Gosiewskiego
Gdy cała Polska, a przynajmniej jej media, boleją nad skandalicznym zachowaniem J. Kaczyńskiego (skandal polega na tym, że Prezes PIS oświadczył, iż katastrofa smoleńska jest "dziwna"), biłgorajczyk przekracza kolejna granice przyjęte przez cywilizowany świat, przez Europę, do której za rękę chcą nas zaprowadzić -
-Tusk z Michnikiem: "Gosiewski żyje- Widziano go na peronie we Włoszczowej, jak zmagał się z Ruskimi, ale dał radę. Trzeba ekshumacji wszystkich zwłok, bo być może Rosjanie je porwali i dziś przetrzymują na granicach dawnego imperium. Tak, jesteśmy szaleni. Jesteśmy wariatami - to Nasze Życie."(źródło)Podejrzewam, że powyższy wpis znów wywoła euforie wśród tych 10 milionów potencjalnych wyborców Palikota. Tłum inteligentów z wyższym wykształceniem, mieszkańcy wielkich miast, polscy Europejczycy dostrzegają ten geniusz; testament twórcy "Transatlantyka" wreszcie znalazł odpowiedniego wykonawcę.
To przecież nic, po schizmie Kaczyńskiego, po zapowiedzi stworzenia "białej księgi",
można wszystko. Ja jestem p r z e k o n a n y, że nawet,
komentarze (107)
http://chinaski.salon24.pl/209067,upadek-platformy-palikot-rzy-nad-trumna-gosiewskiego#comment_2956080
P* rży nad trumną Gosiewskiego
Gdy cała Polska, a przynajmniej jej media, boleją nad skandalicznym zachowaniem J. Kaczyńskiego (skandal polega na tym, że Prezes PIS oświadczył, iż katastrofa smoleńska jest "dziwna"), biłgorajczyk przekracza kolejna granice przyjęte przez cywilizowany świat, przez Europę, do której za rękę chcą nas zaprowadzić -
-Tusk z Michnikiem: "Gosiewski żyje- Widziano go na peronie we Włoszczowej, jak zmagał się z Ruskimi, ale dał radę. Trzeba ekshumacji wszystkich zwłok, bo być może Rosjanie je porwali i dziś przetrzymują na granicach dawnego imperium. Tak, jesteśmy szaleni. Jesteśmy wariatami - to Nasze Życie."(źródło)Podejrzewam, że powyższy wpis znów wywoła euforie wśród tych 10 milionów potencjalnych wyborców Palikota. Tłum inteligentów z wyższym wykształceniem, mieszkańcy wielkich miast, polscy Europejczycy dostrzegają ten geniusz; testament twórcy "Transatlantyka" wreszcie znalazł odpowiedniego wykonawcę.
To przecież nic, po schizmie Kaczyńskiego, po zapowiedzi stworzenia "białej księgi",
można wszystko. Ja jestem p r z e k o n a n y, że nawet,
gdyby jakiś psychopata, wyznawca żółci sączącej się z ul. Czerskiej zamordował
J. Kaczyńskiego, zostałby usprawiedliwiony. Domysły nie pozbawione podstaw. Nie
sądziłem, że po tak olbrzymiej tragedii, prezes PIS dostanie takie baty od
mediów. To jest niewyobrażalne chamstwo, obłuda, zdziczenie - upadek
obyczajów.Dlatego rozumiem tę reakcję J. M. Rymkiewicza:
"Niemal połowa Polaków głosowała na Jarosława Kaczyńskiego, a to znaczy, żeBiłgorajczyk szaleje. Funkcjonariuszom "Gazety" przychodzi do głowy "tylko wieszanie"... Niebawem znajdą się naśladowcy, jeszcze bardziej wulgarni, wyuzdani, chamscy. Wiadomo, to popłaca. Sądzę, że J. Kaczyńskiemu w takiej sytuacji należałoby przywrócić ochronę BOR...
niemal połowa Polaków chce pozostać Polakami. No może nie połowa, a jedna
czwarta - jeśli odliczymy dzieci i tych, co nie głosowali. Co do tej drugiej
jednej czwartej to mogę powiedzieć tylko to, co powiedziałem 15 lat temu, kiedy
na prezydenta wybrano Kwaśniewskiego. Przypomniałem wtedy słowa pieśni I BrygadyLegionów: Jebał was pies. I tylko to mogę powiedzieć teraz tym Polakom, którzy nie chcą być Polakami - a jebał was pies". Młody cyngiel z "Gazety",
intelektualnie niezdatny do krytyki tej miary pisarza, rzucił tylko tak:"No i co
tu robić z Rymkiewiczem? Przychodzi mi do głowy tylko wieszanie. Ale że nudne i
skarlałe mamy czasy, to wieszać idę pranie". (źródło)
komentarze (107)
http://chinaski.salon24.pl/209067,upadek-platformy-palikot-rzy-nad-trumna-gosiewskiego#comment_2956080
niedziela, 11 lipca 2010
10.IV. r e z u l t a t 17.IX.
Jedną rzeczą jest odkryć prawdę, inną zrozumieć ją,
a jeszcze inną - wszczęcie działania. Prawda jako taka nie ma wartości dopóki nie jest wykorzystana lub zastosowana. ++++++++++++++++++
a jeszcze inną - wszczęcie działania. Prawda jako taka nie ma wartości dopóki nie jest wykorzystana lub zastosowana. ++++++++++++++++++
ANEKS.
Sprawozdanie męża zaufania PIS
Wczoraj wieczorem około 12 cała Polska wstrzymała oddech. Po zebraniu danych z 50% komisji zdetonowani dziennikarze z grobowymi minami informowali o przewadze Jarosława Kaczyńskiego.
Do rana zdołano jak widać zapanować nad sytuacją.
Trudno będzie wiele osób odwieść od przeświadczenia o sfałszowaniu wyborów.
W Stanach Zjednoczonych w podobnej sytuacji ( wybory Busha juniora) zarządzono kiedyś ponowne przeliczenie głosów i wynik uległ zmianie.
Teraz o możliwości fałszerstwa na poziomie komisji.
Z całą odpowiedzialnością twierdzę, że przy liczeniu głosów możliwość fałszerstwa jest praktycznie nieograniczona. Liczenie głosów odbywa się zazwyczaj tak, że każdy z członków komisji rozkłada głosy wysypane z urny na kupki według nazwisk kandydatów, na kupce kładzie karteczkę z zapisaną liczbą głosów, następnie kupki się zbiera, a liczby z karteczek sumuje.
Powtórnie przelicza się głosy tylko wtedy, gdy nie zgadza się ogólna buchalteria – uwierzcie, że tak się to odbywa, pracowałam w niejednej komisji.
Każdy z członków ( zakładając złą wolę) może bez trudu podłożyć kupkę z przeliczonymi głosami jednego kandydata innemu i ma prawie gwarancję, że nie zostanie to wykryte, a w przypadku wykrycia zostanie uznane za pomyłkę.
Taki właśnie incydent miał miejsce w komisji 115 w Warszawie, w której byłam mężem zaufania w ostatnich wyborach. Pewna młoda osoba podłożyła kupkę, w której było kilkanaście głosów oddanych na Jarosława Kaczyńskiego pod większą, zawierającą głosy oddane na Komorowskiego i dopisała mu głosy Kaczyńskiego. Oczywiście mogła się pomylić, dlatego nie robiłam afery i nie zmuszałam przewodniczącego do opisywania tego incydentu w protokóle. Uświadomiłam jednak sobie, jakie możliwości fałszerstwa daje taka praktyka liczenia głosów.
Jeżeli liczenie trzeba sprawdzić, kupki przelicza się jak banknoty w banku, nie oglądając każdej kartki. Chyba, że głosów jest więcej niż wydanych kart i trzeba sprawdzić pieczęcie.
Pomyłkę lub oszustwo może praktycznie wychwycić tylko mąż zaufania. Członkowie komisji nie patrzą sobie na ręce. Mąż zaufania jest w sytuacji mało komfortowej. Nie ma prawa uczestniczyć w liczeniu, ani nawet usiąść przy stole gdzie rozkładane są głosy. Może tylko stać za plecami liczących i obserwować ich pracę.
Mówi się, że przepisy lotnicze pisane są krwią, a przepisy wyborcze łzami przegranych. Jeżeli nie doprowadzimy do zmiany regulaminu pracy komisji wyborczej, będziemy płakać również przy następnych wyborach.
http://niezalezna.pl/blog/show/id/2851
Wczoraj wieczorem około 12 cała Polska wstrzymała oddech. Po zebraniu danych z 50% komisji zdetonowani dziennikarze z grobowymi minami informowali o przewadze Jarosława Kaczyńskiego.
Do rana zdołano jak widać zapanować nad sytuacją.
Trudno będzie wiele osób odwieść od przeświadczenia o sfałszowaniu wyborów.
W Stanach Zjednoczonych w podobnej sytuacji ( wybory Busha juniora) zarządzono kiedyś ponowne przeliczenie głosów i wynik uległ zmianie.
Teraz o możliwości fałszerstwa na poziomie komisji.
Z całą odpowiedzialnością twierdzę, że przy liczeniu głosów możliwość fałszerstwa jest praktycznie nieograniczona. Liczenie głosów odbywa się zazwyczaj tak, że każdy z członków komisji rozkłada głosy wysypane z urny na kupki według nazwisk kandydatów, na kupce kładzie karteczkę z zapisaną liczbą głosów, następnie kupki się zbiera, a liczby z karteczek sumuje.
Powtórnie przelicza się głosy tylko wtedy, gdy nie zgadza się ogólna buchalteria – uwierzcie, że tak się to odbywa, pracowałam w niejednej komisji.
Każdy z członków ( zakładając złą wolę) może bez trudu podłożyć kupkę z przeliczonymi głosami jednego kandydata innemu i ma prawie gwarancję, że nie zostanie to wykryte, a w przypadku wykrycia zostanie uznane za pomyłkę.
Taki właśnie incydent miał miejsce w komisji 115 w Warszawie, w której byłam mężem zaufania w ostatnich wyborach. Pewna młoda osoba podłożyła kupkę, w której było kilkanaście głosów oddanych na Jarosława Kaczyńskiego pod większą, zawierającą głosy oddane na Komorowskiego i dopisała mu głosy Kaczyńskiego. Oczywiście mogła się pomylić, dlatego nie robiłam afery i nie zmuszałam przewodniczącego do opisywania tego incydentu w protokóle. Uświadomiłam jednak sobie, jakie możliwości fałszerstwa daje taka praktyka liczenia głosów.
Jeżeli liczenie trzeba sprawdzić, kupki przelicza się jak banknoty w banku, nie oglądając każdej kartki. Chyba, że głosów jest więcej niż wydanych kart i trzeba sprawdzić pieczęcie.
Pomyłkę lub oszustwo może praktycznie wychwycić tylko mąż zaufania. Członkowie komisji nie patrzą sobie na ręce. Mąż zaufania jest w sytuacji mało komfortowej. Nie ma prawa uczestniczyć w liczeniu, ani nawet usiąść przy stole gdzie rozkładane są głosy. Może tylko stać za plecami liczących i obserwować ich pracę.
Mówi się, że przepisy lotnicze pisane są krwią, a przepisy wyborcze łzami przegranych. Jeżeli nie doprowadzimy do zmiany regulaminu pracy komisji wyborczej, będziemy płakać również przy następnych wyborach.
http://niezalezna.pl/blog/show/id/2851
Subskrybuj:
Posty (Atom)