o * H e r o i z m i e

Isten, a*ldd meg a Magyart
Patron strony

Zniewolenie jest ceną jaką trzeba płacić za nieznajomość prawdy lub za brak odwagi w jej głoszeniu.* * *

Naród dumny ginie od kuli , naród nikczemny ginie od podatków * * *


* "W ciągu całego mego życia widziałem w naszym kraju tylko dwie partie. Partię polską i antypolską, ludzi godnych i ludzi bez sumienia, tych, którzy pragnęli ojczyzny wolnej i niepodległej, i tych, którzy woleli upadlające obce panowanie." - Adam Jerzy książę Czartoryski, w. XIX.


*************************

WPŁATY POLSKI do EU 2014 :
17 mld 700 mln 683 tys. zł.
1 mld 492 mln / mies
40 mln d z i e n n i e

50%
Dlaczego uważasz, że t a c y nie mieliby cię okłamywać?

W III RP trwa noc zakłamania, obłudy i zgody na wszelkie postacie krzywdy, zbrodni i bluźnierstw. Rządzi państwem zwanym III RP rozbójnicza banda złoczyńców tym różniących się od rządców PRL, iż udają katolików

Ks. Stanisław Małkowski

* * * * * * * * *

sobota, 30 października 2010

++ K+A+T+Y+Ń ++ Prezydenta RP


Wypowiedź Lidii spod Krzyża, która zawiera odpowiedzi na wiele pytań

wobroniekrzyza | 30 Października 2010 

Od 2 tygodni choruję i chyba dopiero teraz doceniam tamte noce i dnie spędzone na modlitwie pod Krzyżem. Po pierwsze widzę, że samemu naprawdę ciężko zmobilizować się do "porządnej" modlitwy, choćby do tego, by skutecznie odgonić rozproszenia, skupić myśli, które uciekają w różne strony... Momo uciążliwości jaką niesie choroba, siedzenie w ciepłym mieszkaniu (nawet przebywanie w łóżku), w atmosferze względnego bezpieczeństwa i wygodzie, bardzo osłabia wolę. Tego doświadczam i czekam już z utęsknieniem kiedy będę mogła na nowo stanąc w szeregach dzielnych "obrońców" z różańcem w ręku. Słuchając audycji w RM, w której kilka osób wspominało swoje "początki" oraz motywy przychodzenia pod krzyż, zaczęłam zastanawiać się jak to było w moim przypadku. Pamiętam - zwłaszcza na początku swój lęk. Bałam się i było mi bardzo wstyd z tego powodu. Bałam się widząc że ani ja ani żadna z tych osób, które tu stoją nie mają żadnej oschrony ani ze strony policji, ani służb miejskich, ani w razie czego - ze strony prokuratury... Kiedy wspomnę "typy', które kręciły się między modlącymi, do dziś czuję ciarki po plecach: wygląd zewnętrzn, postawy oraz zachowanie tych ludzi przypominał mi ponure czasy bezprawia ZOMO w PRL-u. Nie raz, kiedy wracałam do domu po modlitwie - jeszcze na przełomie lipca i sierpnia, jakiś "cień" odprowadzał mnie prawie pod drzwi, idąc w "bezpiecznej odległości", od czasu do czasu robiąc zdjęcia, kiedy zaś się odwracałam, udawał, że idzie w zupełmie inną stronę. Innym razem słyszałam pogróżki z ust samych mundurowych - tak, z ust umundurowanych żołnierzy pilnujących pałacu, którzy syczeli na mnie, gdy układałam przyniesione przez ludzi kwiaty... Bałam się także band satanistów. Nie mówię tu o młodzieży, która kręcila się przy nas sama nie wiedząc po co, a próbując nas przestraszyć swoim strojem, makijażem lub przekleństwami. myślę - i pamiętam zorganizowane grupy ludzi w różnym wieku, wcale nie najmłodszych, świadomie zorganizowanych w grupy wyznawców szatana. Karki, ramiona mieli wytatuowane pentagramami i swastykami, nosili koszulki z wizerunkami płonących trupich czaszek, nosy, uszy i wargi mieli zaś podziurawione i przetkane emblematami szatana. Grupy te przynosiły czarno-biały sztandar - parodiujący sztandary niesione w procesji kościelnej, na którym przedstawiony był szatan depcący głowę Archanioła Michała. I te ich okrzyki - równe, tubalne, straszne, profanujące wszystkie świętości wiary katolickiej - od okrzyków: "Kaczyński na krzyż", przez "Precz z krzyżem", po "krzyż do d..., spieprzaj z krzyżem" i inne tak niewybredne i bluźniercze, że włosy jeżyły się na głowie, czego ci ludzie się nie boją... W czasie wakacyjnych upałów, pod krzyżem gromadziły się tłumy tych ludzi tak, by było ich co najmniej 2 razy więcej, niż nas. Fakt, że oprócz alkoholu, musieli oni brać jeszcze coś, był niezaprzeczalny, nikt bowiem nie byłby w stanie wytrzymać non-stop całą noc utrzymując taką jasność umysłu, podniesiony nastrój i inteligeny dobór argumentów. A tym właśnie charakteryzowali się nasi przeciwnicy, którym naprawdę trudno było dotrzymać kroku w rozmowie. Prócz tego charakteryzowali się nieustępliwą napastliwością i zupełnym brakiem kultury. Bez żenady, przepychając się niegrzecznie, rozrywali krąg modlitewny, wyzywając pierwszą napotkaną osobę na burzliwą dyskusję, w której ze wszystkich sił starali się jej udowodnić jej niższość i zupełną głupotę.
Ale nie samo to było źródłem mojego lęku. bałam się konsekwencji - subtelnych, cichych, które zastaną mnie nieprzygotowaną i najbardziej newralgicznym momencie uderzą z taką siła, że mnie powalą zupełnie. Praca, rodzina, przyjaciele... Cóż, jeśli tak postąpili z prezydentem to czego mogę spodziewać się ja - zwykły zjadacz chleba, za którym nikt się nie wstawi...? A przecież żyć trzeba.
Wiele czasu zajęło mi zmaganie się z tym lękiem. Przyznam, że kiedy kladłam pod krzyżem wykaligrafowane słowa ks. Popiełuszki:
"Zasadniczą sprawą przy wyzwoleniu człowieka i narodu jest przezwyciężenie lęku. Lęk rodzi się z zagrożenia. Lękamy się, że grozi nam cierpienie, utrata jakiegoś dobra, utrata wolności, zdrowia czy stanowiska. I wtedy działamy wbrew sumieniu, które jest miernikiem prawdy. Jeżeli prawda będzie dla nas wartością, dla której warto cierpieć, warto ponosić ryzyko, to wtedy przezwyciężymy lęk, który jest bezpośrednią przyczyną naszego zniewolenia"
 -
to lzy ciekły mi po policzkach, widząc, jak bardzo w pierwszym rzędzie do mnie samej... Pamiętam, jak rozmawiałam z przyjaciółmi i pytałam ich, czy to jest uczciwe, że ja się boję, że nie idę "na całego," ale ostrożnie, unikając konfrontacji, ujawniania się, narażania siebie... Czy jest to uczciwe wobec Polski, wobec tego, co się stało 10 kwietnia, o co trzeba się teraz upomnieć i walczyc. No i co będzie potem, kiedy sytuacja się zaostrzy, a mi wówczas zabraknie sił, odwagi i konsekwencji? Gryzłam się tym dylematem i czułam się wewnętrznie bardzo mizernie. Ale postanowiłam sobie, że choć jestem wewnętrznym tchórzem (nogi nieraz pod krzyżem dośłownie dygotały mi ze strachu), to jedno mogę zrobić - upracie tu wracać. Jeśli nie stać mnie na to, by bić się z otwartą przyłbicą, to przynajmniej bedę walczyć robiąc co do mnie należy z konsekwencją i uporem.
Tego wszystkiego jednak (a dokładnie tego minimum) nie dokonałabym bez łaski, jakie niosła ze sobą wspólna modlitwa pod krzyżem. I pod tym względem moje ostatnie lata życia moge podzielic na okres przed katastrofy i po katastrofie. W miarę upływu czasu, od kiedy dane mi jest modlić się pod krzyżem, widzę, że ta modlitwa pojawiła się - jak by to powiedzieć - w ostatniej chwili dla mojego osobistego nawrócenia. Właściwie zdałam sobie z tego sprawę klęcząc pewnej nocy wraz z dwiema kobietami przy płonących zniczach ustawionych przed krzyżem.
Było to chyba w lipcu. Przeciw nam było co najmniej 100 przeciwników zorganizowanych w satanistyczne hordy. Byli tak rozgorzali, źli i agresywni, że w każdej chwili gotowi skoczyć nam do oczu i dosłownie rozszarpać na kawałki. Jednocześnie, nasza jedyna broń - modlitwa, najbardziej ich drażniła i złościła. Od czasu do czasu spoglądałam na twarz mojej towarzyszki i widząc łzy w jej oczach, szeptałam do niej gorączkowo: "niech pani nie płacze - módlmy się!". I modliłyśmy się do rana, ani razu nie wstając z kolan.
Tej nocy doświadzyłam dwóch rzeczy; pierwsze było moje odkrycie, że ja, wychowana w Kościele, należąca do pokolenia JP2, nie pamiętam tajemnic światła różańca świętego! A więc jest to alarm do mojego nawrócenia, ostatni moment by zacząć naprawdę się modlić, by obudzić się - jak to pięknie ktoś napisać na transparencie "Obudź się, Polsko!". Drugie doświadczenie wyniknęło z sytuacji, w jakiej znalazłam się wraz z moimi dwiema towarzyszkami. Im trudniejsza wydawała się sytuacja, im groźniejsze stawały się ataki prowokatorów, tym bardziej widziałyśmy, że jedynym ratunkiem jest modlitwa, Bóg! I to doświadczenie stało się dla mnie osobiście szansą wewnętrznej odnowy, ponownego odkrycia, nie tylko konieczności zwrócenia sie do Boga, ale także doświadczenia, że na Niego można niezawodnie liczyć. Potrzebne było mi to doświadczenie, właściwie od tego momentu zaczęłam doświadczać skuteczności wołania do Boga i cudów, które On w swej dobroci szczodrze mnie zasypywał. Patrząc na roziskrzone oczy, zaciśnięte pięści i pałające agresją twarze, widziałam ze zdumieniem, że dopóki nie przestaję odmawiać różańca, nie czuję lęku. Mimo, iż ludzie ci byli może metr, półtora metra ode mnie, modlitwa tworzyła jakby niewidzialny mur, za którym czułam się bezpiecznie, ba, nawet mogłam się uśmiechnąć, jak dziecko na rękach ojca, które przygląda się lwom igrającym za kratkami.
Każdy trud związany z przyjściem pod duchowy krzyż, zniesieniem zimna przez te 30 minut, wytrzymaniem prowokacji krzykaczy jest dla mnie potrzebnym warunkiem do tego, by moja modlitwa była autentyczna, płynęła z potrzeby serca, by to serce odczuło potrzebę także dotkliwie na sobie.

Na koniec jeszcze jedna refleksja - jeszcze parę dni temu rozmawiałam z moja serdeczną przyjaciółką o smutnych wydarzeniach jakie ostatnio dotykają, wręcz targają Polską. Dramatyczne informacje o śp. Prezydencie, który - jak donosi Gazeta Polska, leżał kilkanaście godzin po katastrofie odarty z ubrania na błocie, zamach i zabójstwo członka PIS-u w Łodzi, wyprzedaż dóbr kraju... - wszystkie te wydarzenia są tak trudne i bolesne, że człowiek nie jest w stanie tego ciężaru unieść. Rozważając to wszystko doszłyśmy do wniosku, że tylko wiara może być dostatecznym gruntem dla przyjęcia prawdy, również tej najgorszej prawdy o tym, co dzieje się w Polsce i z Polską. Istotnie, gdyby nie wspólny różaniec, podczas którego można oddać Bogu cały ten ciężar, a jednocześnie, który jest jedyną formą naszego sprzeciwu, walki, niezgody na tę rzeczywistość - jestem w stanie utrzymać równowagę ducha. Czemu wspominam przy tej refleksji przyjaciółkę...? Bo w czwartek odeszła do Domu Ojca, uznałam więc, że warto upamiętnić jej ostatnie słowa, tak aktualne, wypowiedziane jeszcze tu, na Ziemi...
***



"List z Polski" - dokumentalny film o Smoleńsku - polskie napisy.




Uroczysty Apel Pamięci 9 listopada 2007 roku, plac marszałka Józefa Piłsudskiego w Warszawie
pokaż wg stopnia
nazwisko i imię
syn
urodz.
miejsce śmierci
awans. pośm.








ppłk Radomyski AdamFloriana1893Charkówpłk
ppłk Radziejowski BronisławAugustyna1887Katyńpłk
ppłk Rastawiecki ModestModesta1896Katyńpłk
ppłk Rodkiewicz BolesławStanisława1889Twerpłk
ppłk Romański WillibaldBenona1883Charkówpłk
ppłk Rosnowski MichałMichała1897Katyńpłk
ppłk Rychalski StefanWładysława1891Katyńpłk
ppłk Rymaszewski WładysławAntoniego1891Charkówpłk
ppłk Saenger FranciszekTeodora1887Katyńpłk
ppłk Sawczyński WłodzimierzTytusa1892Charkówpłk
ppłk Schuster AlojzyLudwika1890Charkówpłk
ppłk Seruga JózefPiotra1886Katyńpłk
ppłk Sielewicz JulianFranciszka1892Katyńpłk
ppłk Sikorski WalerianLeona1876Charkówpłk
ppłk Sitek StanisławWalentyna1890Twerpłk
ppłk Skoczylas SzymonJózefa1894Charkówpłk
ppłk Skrzydlewski JerzyMichała1896Charkówpłk
ppłk Słowikowski EdwardStanisława1897Charkówpłk
ppłk Sokólski EugeniuszLeonarda1895Charkówpłk
ppłk Staniszewski JerzyWładysława1896Katyńpłk
ppłk Stankiewicz WitoldWłodzimierza1893Charkówpłk
ppłk Stępkowicz WładysławTeofila1893Katyńpłk
ppłk Stępniewski JerzyKazimierza1894Charkówpłk
ppłk Stolarz StefanTomasza1889Katyńpłk
ppłk Strach AndrzejWiktora1895Charkówpłk
ppłk Styrczula StanisławAndrzeja1894Charkówpłk
ppłk Surman MarianSzczepana1896Charkówpłk
ppłk Suryn WładysławWłodzimierza1894Charkówpłk
ppłk Suszyński WitoldKonstantego1889Charkówpłk
ppłk Synoś JózefAndrzeja1893Charkówpłk
ppłk Szczefanowicz ZenonBolesława1888Charkówpłk
ppłk Świątecki JanStanisława1894Charkówpłk
ppłk Świderski KazimierzJana1893Katyńpłk
ppłk Trepto JózefAntoniego1894Charkówpłk
ppłk Undas StanisławJana1894Charkówpłk
ppłk Walicki WitoldAleksandra1883Charkówpłk
ppłk Wanat JózefWojciecha1894Katyńpłk
ppłk Wania EdwardJana1897Katyńpłk
ppłk Warchoł WładysławAlojzego1895Charkówpłk
ppłk Waśkiewicz BolesławAleksandra1880Charkówpłk
ppłk Wąsowski StefanFranciszka1880Katyńpłk
ppłk Wilkowski JanEdwarda1871Charkówpłk
ppłk Wiśniewski ArturAntoniego1889Katyńpłk
ppłk Wöllersdorfer AdolfRudolfa1885Charkówpłk
ppłk Wójcik StanisławJózefa1879Charkówpłk
ppłk Wójcik WojciechJózefa1897Charkówpłk
ppłk Wójtowicz MarianAndrzeja1892Katyńpłk
ppłk Wróblewski JanAdama1884Charkówpłk
ppłk Zaleski AdamStefana1900Charkówpłk
ppłk Zaleski JerzyWładysława1897Charkówpłk
ppłk Zapolski JerzyJoachima1892Katyńpłk
ppłk Zdankiewicz AleksanderMikołaja1879Charkówpłk
ppłk Zenkner JanJana1889Katyńpłk
ppłk Ziembiński KazimierzWojciecha1888Charkówpłk
ppłk Zienkiewicz WładysławMacieja1883Charkówpłk
ppłk Zubrzycki LeonAntoniego1888Katyńpłk
ppłk Żegestowski ZdzisławPiotra1884Katyńpłk
ppłk Żołędziowski RyszardAleksandra1887Charkówpłk

"( ) w innych diecezjach jest podobnie."

Ja chciałbym wiedzieć, czy w "Gazecie Wyborczej" i innych mediach są jacyś TW, czy niePDFDrukujEmail
Autor Aldona Zaorska   
Czwartek, 28. 10. 2010 15:39
Z ks. Tadeuszem Isakowiczem - Zaleskim rozmawiała Aldona Zaorska
"Gazeta Wyborcza "- potrafi bardzo brutalnie zaatakować ludzi, mających inne zdanie, ale w momencie, kiedy sama zostanie skrytykowana - natychmiast pozywa krytyka do sądu. To jest taka metoda Kalego - jak ktoś Kalemu ukraść krowę, to jest zły uczynek, jak Kali komuś ukraść krowę - dobry.

Przyjaciel ks. Popiełuszki, ks. Stanisław Małkowski powiedział w wywiadzie dla Warszawskiej Gazety,
że w Smoleńsku doszło do zamachu, że był on aktem agresji wymierzonym w Polskę i Polaków a stał się możliwy dzięki współpracy trzech czynników – rosyjskiego, polskiego i zachodniego i przyzwolenie tego ostatniego. To bardzo śmiała teza, nawet jeśli przez przyzwolenie Zachodu rozumieć tylko zgodę Unii na agresywną politykę Putina, nakierowaną na odbudowanie mocarstwowej pozycji Rosji i jej dominacji w regionie. Czy jest Ksiądz skłonny zgodzić się z tą teorią?
Jako duchowny nie mam odpowiedniej wiedzy, aby wypowiedzieć się na ten temat. Nie mogę więc tej teorii ani potwierdzić, ani jej zaprzeczyć. Natomiast jako bulwersujące oceniam dwa fakty, którym nie sposób zaprzeczyć, niezależnie od tego, czy
w Smoleńsku rzeczywiście doszło
do zamachu, czy nie.
Sprawa pierwsza to niesłychane, podkreślam – niesłychane wprost ustępstwa strony polskiej wobec Rosji przy wyjaśnianiu tej sprawy. Drugą kwestią są ewidentne matactwa Rosji przy śledztwie. Nie wiem, czy Rosjanie doprowadzili do rozbicia samolotu, czy nie, ale widać jest wyraźnie, że przy śledztwie po prostu mataczą w sposób bezczelny. I zadziwiające dla mnie jest, że władze polskie na to pozwalają. Te dwie spawy oceniam jednoznacznie negatywnie.
Hierarchia Kościoła, oględnie rzecz ujmując, zajęła dość niejednolite stanowisko wobec obecności Krzyża pod Pałacem Prezydenckim. W paru innych kwestiach również. Czy zdaniem Księdza, wpływ na tak zróżnicowane postawy, ma fakt, że w Kościele wciąż nie doszło do lustracji?
Tak. Oczywiście, że tak. Brak lustracji odbija się teraz wręcz czkawką w Kościele. Dotyczy to przede wszystkim skandalicznych, świadomie to podkreślam – skandalicznych wypowiedzi arcybiskupa Życińskiego. Pełniąc posługę biskupa, powinien wypowiadać się jako biskup a nie politykier
w sutannie. Zwłaszcza, że ani on, ani nikt z Kościoła nie wyjaśnił, co działo się w czasie PRL-u, a przecież ksiądz biskup Życiński był zarejestrowany jako „TW Filozof.” W tej sytuacji ks. biskup Życiński powinien powstrzymać się od wypowiedzi. Tymczasem zachowuje się, nie jak biskup, tylko jak redaktor „Gazety Wyborczej.”  Jako skandaliczne oceniam również wypowiedzi biskupa Pieronka. Szokujące jest, że Kościół ma w nich przeciwników lustracji i zgadza się właśnie na eksponowanie stanowisk tych dwóch ludzi. Rozbieżności w stanowisku Kościoła wynikają też z faktu, iż polski Episkopat jest ogromnie podzielony – nie ma w nim jasnych kryteriów, które wyznaczałby kierunek działań.
Za swoją obecność pod Krzyżem,
ks. Małkowski otrzymał od Kurii ostrzeżenie o możliwości suspensy. Czy myśli Ksiądz, że może to być wynik wpływów władzy świeckiej
w Kurii, czy może jest to efekt połączenia tego wpływu i obecności
w Kurii jakiegoś dawnego TW?
Do dnia dzisiejszego problem lustracji nie został rozwiązany. Dochodzi do sytuacji wręcz kuriozalnych – ludzie z przeszłością pracują w strukturach Kościoła, zajmując nieraz bardzo wysokie stanowiska i piastując wysokie godności. Problemy z takimi ludźmi, z ich wystąpieniami i działaniami będą powracały. Znam sytuację księdza Małkowskiego i oceniam ją wręcz jako tragikomiczną. Jest tragiczna, bo przecież dwadzieścia pięć lat temu tego człowieka straszyło SB, teraz w wolnej Polsce za swoją działalność znowu jest szykanowany. Można więc powiedzieć, że w jego osobistej sytuacji niewiele się zmieniło. I jest ona też w pewnym sensie komiczna, gdyż ksiądz Małkowski został potraktowany jak mały chłopiec, na którego się krzyczy i którego się straszy. Biskup nie powinien tak postępować z kapłanem – powinien go najpierw wezwać i wysłuchać, co ma do powiedzenia,
a potem bronić przed atakami, w tym przypadku niewątpliwie niesłusznymi. Bo, moim zdaniem, prawda jest po stronie księdza Małkowskiego.
A wpływy władzy świeckiej?
Ja nie wiem, jak to wygląda w Warszawie, ale widzę co dzieje  się w Kurii Krakowskiej – jest to po prostu sojusz Kurii z Platformą Obywatelską, coś, co ja nazywam sojuszem ołtarza z tronem. A tego typu sojusze zawsze przynosiły Kościołowi szkodę. W Kurii Krakowskiej jego przejawem jest duży wpływ braci Dariusza i Ireneusza Rasiów na kardynała Dziwisza.  Jeden
z braci jest sekretarzem
w Kurii, drugi jest aktywnym członkiem krakowskich struktur PO. W efekcie krakowską Kurią rządzą bracia Raś, a kardynał Dziwisz nie przeciwstawia się temu. Przecież zgoda na rozsyłanie słynnego już listu PO do księży
z archidiecezji krakowskiej jest czymś niesłychanie oburzającym. Kardynał Wyszyński nigdy by na coś takiego nie pozwolił. A rozwiązanie jest proste – władze krakowskiego Kościoła powinny odsunąć Rasiów, bo efekt jest taki, że to oni rządzą w archidiecezji krakowskiej. Wiem, że i w innych diecezjach jest podobnie. To bardzo zła sytuacja, która przynosi Kościołowi
w Polsce tylko szkody. Myślę, że Kardynał Wyszyński, mówiąc  dosadnie – walnąłby pięścią w stół i natychmiast przerwał ten proceder.
Czy zdaniem Księdza to właśnie brak lustracji powoduje obecne problemy w polskim Kościele? I na ile do zatrzymania tej lustracji przyczynia się brak lustracji władzy świeckiej?
Brak lustracji mści się na Kościele nieustannie. Miedzy innymi to właśnie dzięki jej zablokowaniu teraz okazuje się, że np. pełnomocnikiem parafii i zakonów jest Marek P. – były esbek. Jego przeszłość była znana Kurii w Krakowie już kilka lat temu, sam zresztą zwracałem na nią uwagę.
Z tą wiedzą nic nie zrobiono. Dziś, gdy człowiek ten został aresztowany za pospolite oszustwo, Kuria ogłasza, że się od niego odcina. Tyle, że teraz jest już na takie ogłoszenia za późno. Po prostu mogą zostać odebrane jako niewiarygodne. Podobnie było w Gdańsku ze sprawą wydawnictwa Stella Maris. I w paru innych sprawach. Efekt jest taki, że przez takie sprawy cierpią zwykli księża, którzy
w swoich parafiach starają się zrobić coś dobrego dla lokalnych społeczności i są naprawdę uczciwymi, pracującymi z pełnym poświęceniem kapłanami. Najgorsze natomiast jest to, że jeśli ktoś zwraca uwagę, że pewne sytuacje nie powinny mieć miejsca, jest natychmiast atakowany. Szokujące jest, że atakowani są nie ludzie, którzy mają coś na sumieniu, ale ci, którzy zwracają uwagę na problem. Niestety odznaczają się w tym także media, czego przykładem może być postępowanie „Gazety Wyborczej” – potrafi bardzo brutalnie zaatakować ludzi, mających inne zdanie, ale w momencie, kiedy sama zostanie skrytykowana – natychmiast pozywa krytyka do sądu. To jest taka metoda Kalego – jak ktoś Kalemu ukraść krowę, to jest zły uczynek, jak Kali komuś ukraść krowę – dobry.
I z przykrością należy stwierdzić,
że nie tylko ten tytuł prasowy tę metodę stosuje.
A zatem lustracja powinna objąć media? Zdaniem Księdza trzeba ujawnić, kto kim był  a kim jest?
Pytanie to moim zadaniem najlepiej ilustruje przykład Maleszki. Znałem go z lat mojej działalności w opozycji. Ufałem mu tak samo, jak inni jego przyjaciele.
Po roku 89 Lesław Maleszka, pracujący w „Gazecie Wyborczej”, publikujący tam swoje artykuły, był jednym z największych przeciwników lustracji i publicznie wielokrotnie dawał temu wyraz. Potem okazało się, że był TW. Ja, a myślę, że nie tylko ja, chciałbym wiedzieć, czy w „Gazecie Wyborczej” i innych mediach są jacyś TW, czy nie. Uważam, że mam prawo to wiedzieć. Chcę wiedzieć, czy ludzie którzy pracują w mediach, którzy mają taki, czy inny wpływ na kształtowanie opinii publicznej, mają za sobą agenturalną przeszłość. To samo dotyczy zresztą tzw. „autorytetów.”, których przykładem może być Andrzej Szczypiorski czy Ryszard Kapuściński – obaj kreowani
na autorytety, obaj z zaskakującą przeszłością. I szokujące dla mnie jest, że nie było protestów przeciwko czynieniu z takich ludzi wzorców, a były protesty przeciwko publikacji książek, ujawniających prawdę o ich  przeszłości. Podobnie było zresztą
w przypadku Lecha Wałęsy – potępiono nie jego, a autorów książek o nim, którzy odważyli się ujawnić całemu narodowi niechlubną przeszłość pana prezydenta. W ten sposób doszło
do kolejnej kuriozalnej sytuacji – oto Polska, która w Europie jest kreowana na lidera wolności,
w rzeczywistości tłamsi możliwość wypowiadania się
o tzw. „autorytetach moralnych.” (świadomie mówię o nich
w cudzysłowie).
W ostatnich tygodniach bardzo mocno akcentowane jest dążenie „społeczeństwa” do rozdziału państwa i Kościoła. Między innymi do tego celu wykorzystano konflikt wokół Krzyża, czy przykrą sprawę Komisji Majątkowej. Czy zdaniem Księdza rzeczywiście tak jest, czy raczej społeczeństwo nie jest tym zainteresowane, a wmawianie mu takich dążeń jest jednym z tematów zastępczych ?
I na tę kwestię składa się kilka czynników. Niestety przyznać trzeba, że Kościół wciąż popełnia błędy, dając do ręki broń swoim przeciwnikom. Nie wyciąga wniosków z błędów, czego najlepszym przykładem jest casus Marka P. Tym samym działa
na swoją szkodę. Inna rzecz,
że istotnie można zaobserwować ostre tendencje antykościelne. Gdyby Episkopat zajął się poważnymi sprawami, te tendencje można byłoby zmniejszyć. Gdyby Kościół w Polsce był bardziej skonsolidowany i miał mocnych biskupów, to sprawy, nad którymi dziś media rozwodzą się tygodniami, dosłownie „przeleciałby jak meteoryt.” Niestety, dziś w polskim Kościele nie ma tak mocnych osobowości, jak kardynał Wyszyński czy kardynał Wojtyła. Nic więc dziwnego, że skoro biskupi są między sobą skłóceni, ten sam problem pojawia się wśród osób świeckich. Efekt jest taki, że wewnątrz Episkopatu trwają jakieś niesnaski, a do mediów wychodzą biskupi Życiński, czy Pieronek. Sytuację tę wykorzystuje lewica, która będzie atakowała Kościół. Jest to po prostu efekt polityki biskupów, uciekających od badania przeszłości, od swojej historii
i wcielania przez nich w życie doktryny, którą można określić, jako – „po pierwsze święty spokój.”
Czy można zaradzić coś na problemy polskiego Kościoła?
Po raz kolejny stwierdzić należy, że jeśli teraz nie odbędzie się lustracja, to Kościół sam napyta sobie biedy, bo prędzej czy później, ta sprawa przy jakieś okazji znowu wypłynie. Niestety przy obecnym prymasie nie ma na to żadnych szans. W ostatnich latach Kościołem w Polsce wstrząsało wiele sytuacji, godnych potępienia i żadnej z nich nie wyjaśniono – np. sprawy arcybiskupa Paetza czy biskupa Wielgusa. Może wśród młodszego pokolenia biskupów będą ludzie, którzy sobie z tym poradzą. Do niedawna było tak, że to Jan Paweł II miał rozwiązywać wszystkie problemy polskiego Kościoła. Teraz Jana Pawła II już nie ma i dlatego Kościół musi poradzić sobie sam. I powinien to uczynić. A ponieważ dotychczas Episkopat nie potrafi, czy też nie chciał, wielkie zadnie stoi przed młodymi kapłanami, którzy naturalną koleją rzeczy, przejmą ster Kościoła w Polsce.
Obecna ekipa rządząca głosi hasło „tu i teraz”, zdecydowanie potępiając zwracanie uwagi na przeszłość. Lechowi Kaczyńskiemu zarzuca się nawet „politykę historyczną”, jako przejaw swoistego zacofania.  Czy uważa Ksiądz, że prowadził on wyłącznie „politykę historyczną”?
Ja nie będę ukrywał własnej opinii – Lech Kaczyński także popełniał błędy, czego przykładem może być jego polityka odnośnie Ukrainy. Moim zdaniem nie poświęcił np. wystarczająco dużo uwagi zbrodniom popełnionym na Polakach na kresach wschodnich, mam tu na myśli szczególnie ludobójstwo, którego dopuściła się UPA. Tymczasem Lech Kaczyński przyjaźnił się z Juszczenką, który gloryfikował UPA i jej twórców. Bardzo mocno gloryfikował też osobę Stefana Bandery, odpowiedzialnego za mordy popełnione na Polakach. Lech Kaczyński nie przeciwstawił się temu. Pomimo tego, Lech Kaczyński zrobił też wiele dobrego, a przecież zarówno
za życia, jak i teraz był i jest krytykowany totalnie za wszystko, co oceniam jako bardzo niesprawiedliwe.
Czy bieżące interesy i układy polityczne mogą usprawiedliwiać przemilczanie historycznych wydarzeń, do dziś bolesnych dla wielu ludzi? Przecież zbrodnie popełnione przez UPA są faktem. Ludzie na Wołyniu i Podolu ginęli, bo byli Polakami. Nieliczni żyjący jeszcze zbrodniarze, którzy brali udział w holokauście są sądzeni nawet dziś za ludobójstwo. Za ludobójstwo nie zostały jak dotąd uznane zbrodnie UPA. Czy zdaniem Księdza jest możliwe, że kiedykolwiek do tego dojdzie?
Z przykrością należy stwierdzić,
że w Polsce po 1989 roku można zaobserwować swoiste odcięcie się Polski od jej kresów wschodnich. Polakom wytyka się Jedwabne, ale nie mówi się o prawie 200 tys. Polaków bestialsko zamordowanych na Kresach
– też spalonych żywcem
w stodołach, zadźganych bagnetami, zabijanych w sposób wyjątkowo bestialski. Ci ludzie, ich krew, ich śmierć jest zapominana, albo uznana za mniej ważną, niż jakieś bieżące sprawy. Byłem niedawno na spotkaniu z pewnym znanym politykiem. Zapytałem go, dlaczego Polska nie jest w stanie powiedzieć prawdy o zbrodniach popełnionych przez UPA
na kresach wschodnich. Usłyszałem wtedy – „my powiemy prawdę, ale najpierw niech się odbędzie EURO 2012.” A przecież, jak wówczas zauważyłem
– po EURO 2012 będą miały miejsce inne zdarzenia i w efekcie zawsze na przeszkodzie do powiedzenia prawdy stanie jakieś „ale.” Myślę, że brakuje nam, mam tu na myśli Polskę, odwagi do powiedzenia o własnych krzywdach. Polscy politycy boją się krytyki. Smutne jest,
że także między sobą nie potrafimy o tym mówić. Nawet
w szkołach nie jest przedstawiany problem ludobójstwa na kresach. MEN nie chce edukacji na ten temat. Jest to strach przed podjęciem trudnych tematów. Wiem
o tym, bo spotykam się z młodzieżą i od tych młodych ludzi słyszę, że nie uczono ich w szkołach o UPA. Paradoksalne, żeby nie powiedzieć – śmieszne jest, że w tej sytuacji o problemie UPA ma odwagę mówić na Ukrainie polityk, któremu zarzuca się orientację prorosyjską.
A może powinno się tym zająć MSZ?
Niestety, również polski MSZ nie pomaga w tej sytuacji. Radosław Sikorski prowadzi politykę tragiczną. Jego polityka jest wyłącznie proamerykańska, nastawił się tylko na dobre kontakty z USA
i tylko na tym mu zależy. Machnął ręką na Polaków żyjących za Bugiem. Sam nie jest odważny, chodzi mu tylko o własną karierę. Jest bardzo słabym ministrem.
I to także jest naszą bolączką.
Co jest w tej chwili, zdaniem Księdza priorytetem, jeśli chodzi o polską politykę, Kościół i ich wzajemne stosunki?
Myślę, że w Polsce – zarówno
w Kościele, jak i w polityce jest jeszcze wiele do zrobienia. Trzeba się naprawdę zająć wieloma sprawami. Pomimo, że teoretycznie dawno odzyskaliśmy wolność, aby naprawdę z niej korzystać, musimy wyjaśnić przeszłość. Myślę,
że właśnie o to walczyło wielu
z nas.
Przyjaciel ks. Popiełuszki, ks. Stanisław Małkowski powiedział w wywiadzie dla Warszawskiej Gazety, że w Smoleńsku doszło do zamachu, że był on aktem agresji wymierzonym w Polskę i Polaków a stał się możliwy dzięki współpracy trzech czynników – rosyjskiego, polskiego i zachodniego i przyzwolenie tego ostatniego. To bardzo śmiała teza, nawet jeśli przez przyzwolenie Zachodu rozumieć tylko zgodę Unii na agresywną politykę Putina, nakierowaną na odbudowanie mocarstwowej pozycji Rosji i jej dominacji w regionie. Czy jest Ksiądz skłonny zgodzić się z tą teorią?
Jako duchowny nie mam odpowiedniej wiedzy, aby wypowiedzieć się na ten temat. Nie mogę więc tej teorii ani potwierdzić, ani jej zaprzeczyć. Natomiast jako bulwersujące oceniam dwa fakty, którym nie sposób zaprzeczyć, niezależnie od tego, czy w Smoleńsku rzeczywiście doszło do zamachu, czy nie.
Sprawa pierwsza to niesłychane, podkreślam – niesłychane wprost ustępstwa strony polskiej wobec Rosji przy wyjaśnianiu tej sprawy. Drugą kwestią są ewidentne matactwa Rosji przy śledztwie. Nie wiem, czy Rosjanie doprowadzili do rozbicia samolotu, czy nie, ale widać jest wyraźnie, że przy śledztwie po prostu mataczą w sposób bezczelny. I zadziwiające dla mnie jest, że władze polskie na to pozwalają. Te dwie spawy oceniam jednoznacznie negatywnie.
Hierarchia Kościoła, oględnie rzecz ujmując, zajęła dość niejednolite stanowisko wobec obecności Krzyża pod Pałacem Prezydenckim. W paru innych kwestiach również. Czy zdaniem Księdza, wpływ na tak zróżnicowane postawy, ma fakt, że w Kościele wciąż nie doszło do lustracji?
Tak. Oczywiście, że tak. Brak lustracji odbija się teraz wręcz czkawką w Kościele. Dotyczy to przede wszystkim skandalicznych, świadomie to podkreślam – skandalicznych wypowiedzi arcybiskupa Życińskiego. Pełniąc posługę biskupa, powinien wypowiadać się jako biskup a nie politykier w sutannie. Zwłaszcza, że ani on, ani nikt z Kościoła nie wyjaśnił, co działo się w czasie PRL-u, a przecież ksiądz biskup Życiński był zarejestrowany jako „TW Filozof.” W tej sytuacji ks. biskup Życiński powinien powstrzymać się od wypowiedzi. Tymczasem zachowuje się, nie jak biskup, tylko jak redaktor „Gazety Wyborczej.”  Jako skandaliczne oceniam również wypowiedzi biskupa Pieronka. Szokujące jest, że Kościół ma w nich przeciwników lustracji i zgadza się właśnie na eksponowanie stanowisk tych dwóch ludzi. Rozbieżności w stanowisku Kościoła wynikają też z faktu, iż polski Episkopat jest ogromnie podzielony – nie ma w nim jasnych kryteriów, które wyznaczałby kierunek działań.
Za swoją obecność pod Krzyżem, ks. Małkowski otrzymał od Kurii ostrzeżenie o możliwości suspensy. Czy myśli Ksiądz, że może to być wynik wpływów władzy świeckiej w Kurii, czy może jest to efekt połączenia tego wpływu i obecności w Kurii jakiegoś dawnego TW?
Do dnia dzisiejszego problem lustracji nie został rozwiązany. Dochodzi do sytuacji wręcz kuriozalnych – ludzie z przeszłością pracują w strukturach Kościoła, zajmując nieraz bardzo wysokie stanowiska i piastując wysokie godności. Problemy z takimi ludźmi, z ich wystąpieniami i działaniami będą powracały. Znam sytuację księdza Małkowskiego i oceniam ją wręcz jako tragikomiczną. Jest tragiczna, bo przecież dwadzieścia pięć lat temu tego człowieka straszyło SB, teraz w wolnej Polsce za swoją działalność znowu jest szykanowany. Można więc powiedzieć, że w jego osobistej sytuacji niewiele się zmieniło. I jest ona też w pewnym sensie komiczna, gdyż ksiądz Małkowski został potraktowany jak mały chłopiec, na którego się krzyczy i którego się straszy. Biskup nie powinien tak postępować z kapłanem – powinien go najpierw wezwać i wysłuchać, co ma do powiedzenia, a potem bronić przed atakami, w tym przypadku niewątpliwie niesłusznymi. Bo, moim zdaniem, prawda jest po stronie księdza Małkowskiego.
A wpływy władzy świeckiej?
Ja nie wiem, jak to wygląda w Warszawie, ale widzę co dzieje  się w Kurii Krakowskiej – jest to po prostu sojusz Kurii z Platformą Obywatelską, coś, co ja nazywam sojuszem ołtarza z tronem. A tego typu sojusze zawsze przynosiły Kościołowi szkodę. W Kurii Krakowskiej jego przejawem jest duży wpływ braci Dariusza i Ireneusza Rasiów na kardynała Dziwisza.  Jeden z braci jest sekretarzem w Kurii, drugi jest aktywnym członkiem krakowskich struktur PO. W efekcie krakowską Kurią rządzą bracia Raś, a kardynał Dziwisz nie przeciwstawia się temu. Przecież zgoda na rozsyłanie słynnego już listu PO do księży z archidiecezji krakowskiej jest czymś niesłychanie oburzającym. Kardynał Wyszyński nigdy by na coś takiego nie pozwolił. A rozwiązanie jest proste – władze krakowskiego Kościoła powinny odsunąć Rasiów, bo efekt jest taki, że to oni rządzą w archidiecezji krakowskiej. Wiem, że i w innych diecezjach jest podobnie. To bardzo zła sytuacja, która przynosi Kościołowi w Polsce tylko szkody. Myślę, że Kardynał Wyszyński, mówiąc  dosadnie – walnąłby pięścią w stół i natychmiast przerwał ten proceder.
Czy zdaniem Księdza to właśnie brak lustracji powoduje obecne problemy w polskim Kościele? I na ile do zatrzymania tej lustracji przyczynia się brak lustracji władzy świeckiej?
Brak lustracji mści się na Kościele nieustannie. Miedzy innymi to właśnie dzięki jej zablokowaniu teraz okazuje się, że np. pełnomocnikiem parafii i zakonów jest Marek P. – były esbek. Jego przeszłość była znana Kurii w Krakowie już kilka lat temu, sam zresztą zwracałem na nią uwagę.
Z tą wiedzą nic nie zrobiono. Dziś, gdy człowiek ten został aresztowany za pospolite oszustwo, Kuria ogłasza, że się od niego odcina. Tyle, że teraz jest już na takie ogłoszenia za późno. Po prostu mogą zostać odebrane jako niewiarygodne. Podobnie było w Gdańsku ze sprawą wydawnictwa Stella Maris. I w paru innych sprawach. Efekt jest taki, że przez takie sprawy cierpią zwykli księża, którzy w swoich parafiach starają się zrobić coś dobrego dla lokalnych społeczności i są naprawdę uczciwymi, pracującymi z pełnym poświęceniem kapłanami. Najgorsze natomiast jest to, że jeśli ktoś zwraca uwagę, że pewne sytuacje nie powinny mieć miejsca, jest natychmiast atakowany. Szokujące jest, że atakowani są nie ludzie, którzy mają coś na sumieniu, ale ci, którzy zwracają uwagę na problem. Niestety odznaczają się w tym także media, czego przykładem może być postępowanie „Gazety Wyborczej” – potrafi bardzo brutalnie zaatakować ludzi, mających inne zdanie, ale w momencie, kiedy sama zostanie skrytykowana – natychmiast pozywa krytyka do sądu. To jest taka metoda Kalego – jak ktoś Kalemu ukraść krowę, to jest zły uczynek, jak Kali komuś ukraść krowę – dobry.
I z przykrością należy stwierdzić, że nie tylko ten tytuł prasowy tę metodę stosuje.
A zatem lustracja powinna objąć media? Zdaniem Księdza trzeba ujawnić, kto kim był  a kim jest?
Pytanie to moim zadaniem najlepiej ilustruje przykład Maleszki. Znałem go z lat mojej działalności w opozycji. Ufałem mu tak samo, jak inni jego przyjaciele.
Po roku 89 Lesław Maleszka, pracujący w „Gazecie Wyborczej”, publikujący tam swoje artykuły, był jednym z największych przeciwników lustracji i publicznie wielokrotnie dawał temu wyraz. Potem okazało się, że był TW. Ja, a myślę, że nie tylko ja, chciałbym wiedzieć, czy w „Gazecie Wyborczej” i innych mediach są jacyś TW, czy nie. Uważam, że mam prawo to wiedzieć. Chcę wiedzieć, czy ludzie którzy pracują w mediach, którzy mają taki, czy inny wpływ na kształtowanie opinii publicznej, mają za sobą agenturalną przeszłość. To samo dotyczy zresztą tzw. „autorytetów.”, których przykładem może być Andrzej Szczypiorski czy Ryszard Kapuściński – obaj kreowani na autorytety, obaj z zaskakującą przeszłością. I szokujące dla mnie jest, że nie było protestów przeciwko czynieniu z takich ludzi wzorców, a były protesty przeciwko publikacji książek, ujawniających prawdę o ich  przeszłości. Podobnie było zresztą w przypadku Lecha Wałęsy – potępiono nie jego, a autorów książek o nim, którzy odważyli się ujawnić całemu narodowi niechlubną przeszłość pana prezydenta. W ten sposób doszło do kolejnej kuriozalnej sytuacji – oto Polska, która w Europie jest kreowana na lidera wolności, w rzeczywistości tłamsi możliwość wypowiadania się o tzw. „autorytetach moralnych.” (świadomie mówię o nich w cudzysłowie).
W ostatnich tygodniach bardzo mocno akcentowane jest dążenie „społeczeństwa” do rozdziału państwa i Kościoła. Między innymi do tego celu wykorzystano konflikt wokół Krzyża, czy przykrą sprawę Komisji Majątkowej. Czy zdaniem Księdza rzeczywiście tak jest, czy raczej społeczeństwo nie jest tym zainteresowane, a wmawianie mu takich dążeń jest jednym z tematów zastępczych ?
I na tę kwestię składa się kilka czynników. Niestety przyznać trzeba, że Kościół wciąż popełnia błędy, dając do ręki broń swoim przeciwnikom. Nie wyciąga wniosków z błędów, czego najlepszym przykładem jest casus Marka P. Tym samym działa na swoją szkodę. Inna rzecz, że istotnie można zaobserwować ostre tendencje antykościelne. Gdyby Episkopat zajął się poważnymi sprawami, te tendencje można byłoby zmniejszyć. Gdyby Kościół w Polsce był bardziej skonsolidowany i miał mocnych biskupów, to sprawy, nad którymi dziś media rozwodzą się tygodniami, dosłownie „przeleciałby jak meteoryt.” Niestety, dziś w polskim Kościele nie ma tak mocnych osobowości, jak kardynał Wyszyński czy kardynał Wojtyła. Nic więc dziwnego, że skoro biskupi są między sobą skłóceni, ten sam problem pojawia się wśród osób świeckich. Efekt jest taki, że wewnątrz Episkopatu trwają jakieś niesnaski, a do mediów wychodzą biskupi Życiński, czy Pieronek. Sytuację tę wykorzystuje lewica, która będzie atakowała Kościół. Jest to po prostu efekt polityki biskupów, uciekających od badania przeszłości, od swojej historii i wcielania przez nich w życie doktryny, którą można określić, jako – „po pierwsze święty spokój.”
Czy można zaradzić coś na problemy polskiego Kościoła?
Po raz kolejny stwierdzić należy, że jeśli teraz nie odbędzie się lustracja, to Kościół sam napyta sobie biedy, bo prędzej czy później, ta sprawa przy jakieś okazji znowu wypłynie. Niestety przy obecnym prymasie nie ma na to żadnych szans. W ostatnich latach Kościołem w Polsce wstrząsało wiele sytuacji, godnych potępienia i żadnej z nich nie wyjaśniono – np. sprawy arcybiskupa Paetza czy biskupa Wielgusa. Może wśród młodszego pokolenia biskupów będą ludzie, którzy sobie z tym poradzą. Do niedawna było tak, że to Jan Paweł II miał rozwiązywać wszystkie problemy polskiego Kościoła. Teraz Jana Pawła II już nie ma i dlatego Kościół musi poradzić sobie sam. I powinien to uczynić. A ponieważ dotychczas Episkopat nie potrafi, czy też nie chciał, wielkie zadnie stoi przed młodymi kapłanami, którzy naturalną koleją rzeczy, przejmą ster Kościoła w Polsce.
Obecna ekipa rządząca głosi hasło „tu i teraz”, zdecydowanie potępiając zwracanie uwagi na przeszłość. Lechowi Kaczyńskiemu zarzuca się nawet „politykę historyczną”, jako przejaw swoistego zacofania.  Czy uważa Ksiądz, że prowadził on wyłącznie „politykę historyczną”?
Ja nie będę ukrywał własnej opinii – Lech Kaczyński także popełniał błędy, czego przykładem może być jego polityka odnośnie Ukrainy. Moim zdaniem nie poświęcił np. wystarczająco dużo uwagi zbrodniom popełnionym na Polakach na kresach wschodnich, mam tu na myśli szczególnie ludobójstwo, którego dopuściła się UPA. Tymczasem Lech Kaczyński przyjaźnił się z Juszczenką, który gloryfikował UPA i jej twórców. Bardzo mocno gloryfikował też osobę Stefana Bandery, odpowiedzialnego za mordy popełnione na Polakach. Lech Kaczyński nie przeciwstawił się temu. Pomimo tego, Lech Kaczyński zrobił też wiele dobrego, a przecież zarówno za życia, jak i teraz był i jest krytykowany totalnie za wszystko, co oceniam jako bardzo niesprawiedliwe.
Czy bieżące interesy i układy polityczne mogą usprawiedliwiać przemilczanie historycznych wydarzeń, do dziś bolesnych dla wielu ludzi? Przecież zbrodnie popełnione przez UPA są faktem. Ludzie na Wołyniu i Podolu ginęli, bo byli Polakami. Nieliczni żyjący jeszcze zbrodniarze, którzy brali udział w holokauście są sądzeni nawet dziś za ludobójstwo. Za ludobójstwo nie zostały jak dotąd uznane zbrodnie UPA. Czy zdaniem Księdza jest możliwe, że kiedykolwiek do tego dojdzie?

Z przykrością należy stwierdzić, że w Polsce po 1989 roku można zaobserwować swoiste odcięcie się Polski od jej kresów wschodnich. Polakom wytyka się Jedwabne, ale nie mówi się o prawie 200 tys. Polaków bestialsko zamordowanych na Kresach – też spalonych żywcem w stodołach, zadźganych bagnetami, zabijanych w sposób wyjątkowo bestialski. Ci ludzie, ich krew, ich śmierć jest zapominana, albo uznana za mniej ważną, niż jakieś bieżące sprawy. Byłem niedawno na spotkaniu z pewnym znanym politykiem. Zapytałem go, dlaczego Polska nie jest w stanie powiedzieć prawdy o zbrodniach popełnionych przez UPA na kresach wschodnich. Usłyszałem wtedy – „my powiemy prawdę, ale najpierw niech się odbędzie EURO 2012.” A przecież, jak wówczas zauważyłem – po EURO 2012 będą miały miejsce inne zdarzenia i w efekcie zawsze na przeszkodzie do powiedzenia prawdy stanie jakieś „ale.” Myślę, że brakuje nam, mam tu na myśli Polskę, odwagi do powiedzenia o własnych krzywdach. Polscy politycy boją się krytyki. Smutne jest, że także między sobą nie potrafimy o tym mówić. Nawet
w szkołach nie jest przedstawiany problem ludobójstwa na kresach. MEN nie chce edukacji na ten temat. Jest to strach przed podjęciem trudnych tematów. Wiem o tym, bo spotykam się z młodzieżą i od tych młodych ludzi słyszę, że nie uczono ich w szkołach o UPA. Paradoksalne, żeby nie powiedzieć – śmieszne jest, że w tej sytuacji o problemie UPA ma odwagę mówić na Ukrainie polityk, któremu zarzuca się orientację prorosyjską.
A może powinno się tym zająć MSZ?
Niestety, również polski MSZ nie pomaga w tej sytuacji. Radosław Sikorski prowadzi politykę tragiczną. Jego polityka jest wyłącznie proamerykańska, nastawił się tylko na dobre kontakty z USA i tylko na tym mu zależy. Machnął ręką na Polaków żyjących za Bugiem. Sam nie jest odważny, chodzi mu tylko o własną karierę. Jest bardzo słabym ministrem.
I to także jest naszą bolączką.
Co jest w tej chwili, zdaniem Księdza priorytetem, jeśli chodzi o polską politykę, Kościół i ich wzajemne stosunki?
Myślę, że w Polsce – zarówno w Kościele, jak i w polityce jest jeszcze wiele do zrobienia. Trzeba się naprawdę zająć wieloma sprawami. Pomimo, że teoretycznie dawno odzyskaliśmy wolność, aby naprawdę z niej korzystać, musimy wyjaśnić przeszłość. Myślę, że właśnie o to walczyło wielu z nas.