WPŁATY POLSKI do EU 2014 :
17 mld 700 mln 683 tys. zł.
1 mld 492 mln / mies
środa, 16 marca 2011
Przedstawienie pt. Smolen'sk.
Inscenizacja na Siewiernym - impresje.
Można jeszcze spotkać w Polsce ludzi – zwłaszcza w mediach - którzy rosyjską inscenizację traktują serio. Analizują jej szczegóły, piszą od czasu do czasu na ten temat analityczne artykuły, nawet książki. Chętnie przy tym wsłuchują się w głosy telewizyjnych „ekspertów”. Poniższy tekst powstał w zasadzie tylko dla nich.
Do badania inscenizacji na Siewiernym podeszliśmy metodycznie. W kilku ostatnich notkach pracowicie kleiliśmy wersję oficjalną. Założyliśmy, że 10.04.2010 o godzinie 8.41.06 na lotnisku Siewiernyj pod Smoleńskiem wydarzyła się tragiczna, przypadkowa katastrofa polskiego Tupolewa. Po przyjęciu powyższego założenia zaskoczyło nas m.in. niezwykłe nagromadzenie wydarzeń na rosyjskim lotnisku. Zwłaszcza pomiędzy 8.42.00, a 8.48.30 czasu polskiego. Osią naszego wywodu stały się zaledwie dwa fakty - przełamana słynna brzoza, nad którą samolot odrzutowy z pewnością nie leciał
oraz … relacja filmowa demonstrowana światu przez pana Wiśniewskiego. Szybko zbliżyliśmy się do wniosku numer 1 - to wszystko, cała ta hipoteza przypadkowej katastrofy brzmi nieprawdopodobnie. Po przyjęciu tez wynikających z analizy El Ohido Siluro nie daje się w żaden sposób teorii przypadkowej katastrofy na lotnisku Siewiernyj posklejać.
Wróćmy na chwilę do ostatniego przesłuchania w polskim Sejmie. Przypomnijmy sobie kadry filmu polskiego montażysty. Z tych zdjęć wynika kolejny prosty wniosek - czas rzekomej katastrofy, podawana nam w sprawozdaniu pani Anodiny 8.41.06 czasu polskiego, jest nieprawdziwy.
Jak to?
Otóż w wersji przypadkowej katastrofy, po przyjęciu 8.41.06 za moment zderzenia samolotu z ziemią, nagromadzenie niespójności, wręcz absurdów, osiąga z mety poziom trudny do zaakceptowania. Czy po przyjęciu założenia zamachu, wykonywanego w okolicach lotniska Siewiernyj, ustalony czas impaktu (8.41.06 ) mógłby się ostać? Moim zdaniem … nie. Dlaczego? Także i w tym przypadku sprawę komplikuje złamana brzoza oraz mgła. Przecież samolot nad brzozą tak naprawdę nie leciał. A skoro leciał jakoś inaczej, to wytypowany specjalista współpracujący z zamachowcami powinien był tuż po impakcie przeanalizować prawdziwą ścieżkę lotu Tupolewa. Następnie musiałby ustalić dokładne miejsce oraz sposób uderzenia samolotu o ziemię, wreszcie … wykonać prowizoryczną symulację na komputerze. Dopiero po szczegółowej analizie można było wysłać „komandosa” z precyzyjną instrukcją, na jakiej wysokości pnia ma zakładać ładunki wybuchowe. I na którym drzewie. Czy dawało się coś takiego wykonać w ciągu kilkudziesięciu sekund? Analizowanie toru lotu polskiego Tupolewa zaczęło się w tej wersji najwcześniej o 8.41.30. Tymczasem już o godzinie 8.49.02 – w momencie ponownego włączenia przez pana Sławomira Wiśniewskiego kamery - rosyjskie służby (tzw. strażacy) kończyły w miejscu domniemanej „katastrofy” pracę. Pracę rozpoczętą, jak przypuszczam, od dyskretnego „zainscenizowania” brzozy. Wszystko co mieli tam do zrobienia Rosjanie, na długo przed 8.49.00 zrobili. Wynika to wprost z filmu demonstrowanego przez pana Wiśniewskiego. Z filmu pana Wiśniewskiego wynika także inny charakterystyczny detal - niewielka mgła od godziny 8.49.00 roztaczająca się nad Siewiernym, a zatem ... dobra widoczność. Zaskakująca w świetle pozostałych relacji świadków. (El.Ohido.Siluro.salon24.pl)
Gdybyśmy moment „katastrofy” cofnęli zaledwie o pięć minut, dla uwiarygodnienia oficjalnej rosyjskiej narracji, na przykład do godziny 8.36.00, wówczas rozważana wersja zyskuje nieco na prawdopodobieństwie. Jednak cała relacja pana Wiśniewskiego, włącznie z jego filmami - kręconymi ponoć na gorąco tuż po zdarzeniu - pokazywanymi we wszystkich telewizyjach świata, okazywałaby się automatycznie jednym wielkim przekrętem. Jak mógłby on bowiem rejestrować kamerą z hotelowego okna o godzinie 8.36.00 mgłę i ciszę, skoro w tym samym czasie odbywała się na jego oczach katastrofa? Którą zobaczył, jak zrelacjonował przed Posłami, dopiero w kilka minut później? O godzinie 8.36.00 kamera pozostawała przecież w jego pokoju, w jego oknie, włączona.
Im bardziej cofamy hipotetyczny czas impaktu polskiego Tupolewa, tym większego realizmu nabiera miejsce wskazywane nam przez raport MAK. Tym mniejsza – niestety - staje się wiarygodność pana Wiśniewskiego. Tym większy mamy problem z pierwszym meldunkiem min Szojgu. Jak pamiętamy 8.50.00, to była podana oficjalnie, w dniu katastrofy, godzina zniknięcia Tu-154 z rosyjskich radarów. Coraz dziwniej wyglądałby też moment - słynna 8.56.00 - włączenia syreny na smoleńskim lotnisku. Syreny, którą zapamiętali Polacy, oznaczającej stwierdzenie przez Rosjan katastrofy.
Skoro ani podany nam czas impaktu, ani ścieżka podejścia (brzoza!) nie są prawdziwe, to co z raportu gen Anodiny mogłoby okazać się kiedyś prawdą? Ciekawe pytanie.
09.04.2010 roku polska ekipa telewizyjna, z panem Wiśniewskim w roli głównej, ląduje w hotelu Nowyj w Smoleńsku. Polaków umieszczono (intuicja rosyjskiej recepcjonistki) w pokoju z oknem w dobrą stronę, w którym to oknie pan Wiśniewski umieścił wczesnym rankiem amatorską kamerkę. Wycelowaną prosto … w nadlatującego z Warszawy Tupolewa. Polski montażysta - tak się czasami dzieje – uległ tego dnia swojemu niegroźnemu hobby. Po co w takim razie, skoro nie była to przypadkowa katastrofa, umieszczono polską ekipę telewizyjną zaledwie kilkaset metrów od miejsca, w którym miało dojść do uderzenia polskiego samolotu o ziemię? Kto polskich „filmowców” do Smoleńska wysłał? W jakim celu? Czyżby jakiś skrupulatny zamachowiec faktycznie zamierzał zgromadzić filmową dokumentację całego zamachu? Dla kogo?
Niestety, logiczny wniosek może być tylko jeden – niezidentyfikowaną telewizyjną ekipę, z panem Sławomirem Wiśniewskim włącznie, umieszczono w odpowiednich pokojach hotelu „Nowyj” wyłącznie dla uwiarygodnienia miejsca, w którym doszło do wielkiej inscenizacji. W celu sfilmowania makabrycznych dekoracji, ale nie zamachu przecież. Bo skoro nie była to przypadkowa katastrofa, to ktoś musiał cokolwiek wcześniej zaplanować. Z pewnością był to ktoś myślący i przewidujący. A jeżeli planował, to miejsce usytuowania pokoju, okna, kamery, wreszcie rola, jaką odegrał pan Wiśniewski, okazują się zbyt precyzyjne, żeby wynikały wyłącznie z czystego przypadku. Warto podkreślić - Rosjanie całość swojej narracji medialnej z 10 kwietnia 2010 roku oparli niemal wyłącznie na materiałach produkcji pana Wiśniewskiego ( http://freeyourmind.salon24.pl/284690,red-moon ) .
Rosjanie podają nam zatem nie tylko fałszywą ścieżkę ostatnich sekund lotu. W sprawie ustalonego czasu „katastrofy” także, jak przypuszczam, mijają się z prawdą. Z powyższych rozważań wynikać może automatycznie kolejna logiczna konkluzja – pokazywane całemu światu miejsce na lotnisku Siewiernyj, to nie jest punkt rozbicia się polskiego Tupolewa.
PS. Jeżeli kogokolwiek powyższe rozumowanie nie przekonuje, wymienię kilka znanych faktów:
- Rosjanie nie zamierzają przekazać Polsce rozbitego polskiego Tupolewa. Dysponując do szczątków swobodnym dostępem moglibyśmy porównywać określone fragmenty z ich zdjęciowymi, bądź filmowymi odpowiednikami. Moglibyśmy szczątki badać. Upór Rosjan, by nie przekazywać Polsce resztek tragicznego samolotu, także upór rządu Tuska, by o szczątki prezydenckiego Tu-154 nigdy się nie upominać, stanowią najważniejsze chyba dowody pośrednie.
- Śladów po upadku wielkiego samolotu, pędzącego z prędkością 150-250 km/godzinę, na Siewiernym nie było. Gdyby rozpędzony, ważący prawie sto ton samolot uderzał o ziemię, choćby „plecami”, jak wmawia nam to MAK i rodzimi „eksperci”, to zaryłby w ziemię, po drodze wykosiłby drzewa. Tymczasem po „katastrofie” drzewa były całe. Widocznych śladów na ziemi, lejów, rowów, wypalonych na dużych obszarach roślin nie stwierdzono. Widać trawę, krzewy, śmieci, niektóre z części samolotowych są wręcz omszałe, jakby obrośnięte, ze śladami starego śniegu w pobliżu.
- Śladów po gigantycznym pożarze, po działaniu wielkiej temperatury, na pokazywanym filmie pana Wiśniewskiego nie widać.
- Co stało się z kokpitem, którego nie ma na żadnym ze zdjęć?
- Na zdjęciach z "miejsca katastrofy" nie widać zwłok. Nie widzieli ich świadkowie. O braku ciał mówił m.in. pan Sławomir Wiśniewski.
- Brak huku – rosyjscy świadkowie wspominali niekiedy o głuchym, stłumionym odgłosie. Czasami ktoś wspominał o kilku niezbyt głośnych wybuchach. Jednak większość relacji zawiera frazę – „nic nie słyszałem, nic nie widziałem”, „o katastrofie dowiedziałem się od zdenerwowanych Rosjan”, „było to dla mnie całkowite zaskoczenie”.
- Nie pasujące do Tupolewa 154 zimne silniki http://albatros.salon24.pl/281628,niemy-ale-wiarygodny-swiadek-zdarzenia , ślady cięcia blach części samolotu, skrzydło z rdzawymi plamami, brak foteli, brak tysięcy rzeczy osobistych, należących do pasażerów …. Tego typu szczegółów wyłapanych z kadrów filmu Wiśniewskiego, z fotografii miejsca inscenizacji, są setki.
Powyższą listę będziemy z czasem wydłużać. Wydłużać w nieskończoność, aż któregoś pięknego dnia zacznie się w tej sprawie - w końcu - prawdziwe śledztwo.
wtorek, 15 marca 2011
b a n t u s t a n EU
23. Cmentarz polski w Przebrażu
Piotr Bączek - 13 maja godzina 6 rano
Czasami zastanawiam się, czy moi rodacy to naprawdę ludzie, którzy na to, co dzieje się w Polsce potrafią patrzeć tylko tak - jak chcą tego decydenci medialnych gigantów Agory i ITI? Skąd taka lekkomyślność i niefrasobliwość?Piszę te słowa pod wpływem akcji, jaka przeprowadzana jest przez ABW wobec Piotra Bączka od godziny 6 rano.
Ta magiczna godzina podczas rządów reżimu Jarosława Kaczyńskiego miała wymowę symboliczną. Dziś już nikogo to nie przeraża skoro na czele ABW stoi kolega Pawlaka, Czempińskiego i Zacharskiego - niejaki Bondaryk.
Wydawałoby się logiczne w normalnym kraju i o takiej historii jak Polska, że próba zerwania z komunistyczna przeszłością polegająca na likwidacji WSI powinna łączyć wiele środowisk o rodowodzie niepodległościowym. Ewentualne kontrowersje mogłyby dotyczyć jedynie drobiazgów.
To, co dzieje się obecnie to nawet dla dociekliwego laika może wyglądać na ewidentną walkę agentury o wpływy.
Sięgnijmy do historii.
Sowieci potrafili umieszczać swoich agentów w najbardziej newralgicznych i strzeżonych ośrodkach na całym świecie. Czynili to od Wielkiej Brytanii, Włoch, Francji po USA i Amerykę Południową. Ostatnio okazało się, że z KGB współpracował tak hołubiony przez polskich i światowych lewaków Salvadore Allenie.
Wygląda na to, że w Polsce szpiegów sowieckich nie było. Transformacja ustrojowa pod auspicjami Moskwy i kontrolowana przez Kiszczaka i Jaruzelskiego była szczerym porozumieniem bez agentury w tle.
Mam kilka pytań do tak zwanych naiwnych.
Gdzie się podział Olin, Kat i Minim? Czy ostatnie informacje o tym, że Józef Oleksy przeszedł przeszkolenie wywiadowcze nie poddają w wątpliwość jego mętnych tłumaczeń o biesiadowaniu, naiwności i dobroduszności?
Dyplomaci rosyjscy przebywali w Polsce z regóły przez trzy lata i nie mieszkali nigdy poza ambasadą czy budynkami należącymi do Federacji Rosyjskiej. Dlaczego Władimir Ałganow, szpieg KGB żył sobie wśród polskich polityków na wspólnym osiedlu przez lat jedenaście?. Dlaczego ten sam Ałganow wystąpił w Moskwie z obroną Oleksego?
Dlaczego Jakimiszyn, który był podobno podwójnym agentem i ostrzegł Polaków przepadł bez śladu?
Jak to możliwe, że polski biznesmen i przyjaciel ówczesnego prezydenta spotykał się już po tych wydarzeniach ze zdemaskowanym agentem KGB? Czy nieodżałowane WSI wyjaśniły cokolwiek w tych kwestiach?
Ile osób w Polsce wie, że Marian Zacharski został wcielony do polskiego wywiadu dopiero po aresztowaniu w USA i otrzymaniu dożywocia? Dlaczego sowiecki szpieg, przemianowany na polskiego po wpadce, robił tak zawrotną karierę w III RP? Gdyby nie amerykańskie protesty to w 1994 roku stałby się szefem UOP, a gdy to nie wypaliło to na swego doradcę pragnął go Józef Oleksy. W końcu został doradca szefa UOP Gromosława Czempińskiego.
Dlaczego w stacji TVN, kiedy trzeba to natychmiast pojawia się generał Dukaczewski, a o generale Marianie Zacharskim puszcza się kłamliwy materiał mówiący jakoby ten wzór szpiegowskich cnót działał w USA jako agent polskiego, a nie sowieckiego wywiadu?
Czy ktoś pamięta jeszcze jak Pawlak chciał komputeryzować Polskę za pomocą spółki Inter-Arms z Zacharskim na czele? Dlaczego przy tworzeniu obecnego koalicyjnego rządu tak uwijał się Andrzej Olechowski i jego oficer prowadzący Gromosław Czempiński?
Macierewicz to postać, która kiedyś przez historyków uznana zostanie za wielkiego patriotę i bohatera. Po raz kolejny w swoim życiu porwał się na coś, co niestety będzie musiało znów jeszcze trochę poczekać.
To, że postkomuniści znaleźli sojuszników wśród wierchuszki PO budzi nie tyle niesmak, co niepokój i rodzi trudne pytania.
Niestety osoba, która w głębokim PRL-u tworzyła niepodległościowe harcerstwo, wydawca podziemnego Głosu, założyciel KOR-u, brawurowy uciekinier z „internatu”, jeden z największych opozycjonistów ostatnich czasów będzie uchodził jeszcze jakiś czas za oszołoma, wariata i warchoła.
Patrzmy uważnie na to, kto przejawia największa aktywność w jego opluwaniu i krytyce likwidacji WSI. Obserwujmy uważnie powrót starego porządku, jakie osoby i rząd to firmują. Przyglądajmy się zamieszaniu wokół tarczy antyrakietowej i zwróćmy uwagę, kto najbardziej ze zrozumieniem wsłuchuje się w obawy Rosji. Kiedyś to, co zakryte zostanie odsłonięte.
Póki, co Polska jest jedynym na świecie krajem wolnym od wpływowej rosyjskiej agentury, a politycy kierują się tylko i wyłącznie troską o nasze wspólne dobro i polską rację stanu.
Mimo głoszonej powszechnej miłości i zaufaniu ja bynajmniej nie śpię spokojnie.
Mirosław Kokoszkiewicz
inne publikacje autora...
Subskrybuj:
Posty (Atom)