WPŁATY POLSKI do EU 2014 :
17 mld 700 mln 683 tys. zł.
1 mld 492 mln / mies
środa, 29 czerwca 2011
Mówi Wiktor Suvorov
CZY HITLER BYŁ UCZESTNIKIEM WIELKIEJ WOJNY OJCZYŹNIANEJ? anie Przewodniczący!Panie i Panowie Senatorowie! To wielki zaszczyt dla mnie wystąpić tutaj, w twierdzy polskiej demokracji. Dziękuję państwu za zaproszenie. Szczególnie jestem wdzięczny za to, że zaproszono mnie, abym wystąpił właśnie dziś, 15 września. Jutro wylatuję z Polski. Moim zdaniem, były człowiek radziecki ma prawo witać świt 17 września wszędzie, tylko nie w centrum Warszawy. Nie potrafiłbym tego dnia patrzeć Polakom w oczy. W roku 1939 mój kraj, w zmowie z Hitlerem, zadał niespodziewany, zdradziecki cios w plecy broczącej krwią Polsce. Mój kraj wystąpił jako sojusznik Hitlera, jako współuczestnik i inspirator jego krwawych zbrodni. To prawda, że pierwszy na Polskę napadł Hitler. Ale stało się to możliwe tylko dlatego, że Stalin zrobił wszystko, co można, a nawet więcej, aby odrodzić niemiecką potęgę militarną. Po pierwszej wojnie światowej Niemcy w myśl Traktatu Wersalskiego zostały rozbrojone. Traktat był grabieżczy, podły i niesprawiedliwy. Zasiewał ziarna drugiej wojny światowej. Popychał Niem-cy do rewanżu. Ale jednocześnie był na rękę Związkowi Radzieckiemu. Traktat zabraniał Niemcom posiadania i budowy czołgów, bombowców, okrętów podwodnych i wielu innych rodzajów nowoczesnego uzbrojenia. W tej sytuacji Związek Radziecki mógł się tylko cieszyć. Po zwycięskiej wojnie Francja wybiera doktrynę stricte obronną. Wznosi na rubieżach coś w rodzaju Muru Chińskiego, nie zamierza wychodzić poza swoje granice. Wielka Brytania leży na wyspach, jej główną troską jest utrzymanie kolonii. Tak więc na kontynencie europejskim nie pozostała żadna wielka armia, poza Armią Czerwoną. W tych warunkach Stalin proponuje rządowi niemieckiemu, by w tajemnicy, naruszając Traktat Wersalski, Związek Radziecki rozpoczął szkolenie niemieckich czołgistów w Kazaniu, lotników - w Lipiecku, specjalistów od broni chemicznej - w Saratowie i Wolsku. I zaczyna ich szkolić. Główny trzon armii niemieckiej, która w latach 1939-1940 zmiażdżyła Europę, został stworzony w Związku Radzieckim. Ziarno drugiej wojny światowej zasiano w Wersalu, ale wzeszło ono w tajnych radzieckich cieplarniach. Poza przygotowaniem niemieckiej kadry dowódczej, w Związku Radzieckim stworzono doskonałe warunki do rozwoju niemieckiego przemysłu zbrojeniowego. Niemieccy konstruktorzy samolotów pracowali pod Moskwą. Konstruktorzy okrętów podwodnych i czołgów - w Leningradzie. Rodzi się pytanie: jaki interes miał w tym Stalin? Po co były Stalinowi potrzebne silne, agresywne Niemcy? Przeciw komu odradzał Stalin niemiecką potęgę militarną? Jasne, że nie przeciwko sobie. A więc? Odpowiedź: przeciw całej reszcie Europy. Jednak nawet i to nie wystarczało do rozpętania drugiej wojny światowej. W Niemczech nie ma ropy naftowej, nie ma rud żelaza, nie ma wielu rodzajów surowców strategicznych, bez których nie sposób walczyć, po prostu nie sposób żyć. Embargo byłoby dla Niemiec wyrokiem śmierci. Gdyby Francja, Wielka Brytania i Związek Radziecki zablokowały Niemcy, to III Rzesza długo by się nie utrzymała. Hitler i jego generałowie byli tego świadomi. Stalin powinien był oświadczyć jasno i wyraźnie: jeżeli Hitler zaatakuje któregoś z sąsiadów, to nie otrzyma radzieckiej ropy i radzieckiego zboża. Przy takim stanowisku Związku Radzieckiego druga wojna światowa po prostu nie mogłaby wybuchnąć. Ale Stalin dokonał wręcz przeciwnego posunięcia. Oznajmił Hitlerowi: wojuj, niczego się nie obawiaj, embarga nie będzie, dam ci wszystko, czego potrzeba do prowadzenia wojny. To jest istota moskiewskiego paktu Ribbentrop-Mołotow. To jest istota podziału Polski. Szatańska gra Stalina na tym się jednak nie kończy. 19 sierpnia 1939 roku przeprowadzono najbardziej błyskotliwą i zręczną kombinację w całej historii ludzkości. Stalin powiadomił Hitlera o gotowości podzielenia Polski. To prowadziło automatycznie do wojny europejskiej, a w konsekwencji także światowej. Stalin to rozumiał. Hitler nie. 1 września 1939 roku Hitler, działając zgodnie z umową, rozpoczął wojnę przeciwko Polsce, a Stalin... do wojny nie przystąpił. Innymi słowy, dwaj zbrodniarze dogadali się, że wspólnie dokonają mordu. Jeden zadał cios siekierą, a drugi nie. Dlatego cała wina za rozpętanie drugiej wojny światowej spadła na hitlerowskie Niemcy. 3 września 1939, w odpowiedzi na niemiecką agresję przeciw Polsce, Wielka Brytania i Francja wypowiedziały wojnę Niemcom. Niemcy już w trzecim dniu walk toczyły wojnę na dwa fronty, to jest znalazły się w sytuacji, w której nie mogły wygrać. Za plecami Europy stała Ameryka. To sprawiało, że Niemcy były w tej wojnie skazane na porażkę. Pakt o rozbiorze Polski podpisano nie w Berlinie, ale w Moskwie. Hitler przy podpisywaniu nie był obecny - Stalin był. Jednak nikt jakoś nie uznał Stalina za agresora, nikt jemu wojny nie wypowiedział. Hitler natychmiast zwrócił się do Stalina: umówiliśmy się, że będziemy razem walczyć przeciwko Polsce, więc przystępuj do wojny! (Czyli - niech i ciebie cały świat uważa za agresora!) Na to 5 września 1939 roku rząd radziecki odpowiedział uprzejmą odmową. I dopiero 17 września, kiedy świat był już przekonany, że agresorem są Niemcy, i tylko Niemcy, Związek Radziecki zadał niespodziewany cios w plecy państwu polskiemu. Rezultat: połowa Polski dla Hitlera, połowa dla Stalina, zgodnie z układem. Dzięki temu Hitler na wieki zapisał się na kartach historii jako sprawca wojny i agresor, a Stalin - jako przywódca neutralnego państwa, który troszczył się jedynie o umocnienie własnych granic. Wmanewrowany przez Stalina Hitler wplątał się w wojnę, którą przegrał jeszcze przed pierwszym wystrzałem. Stalin zaś poszczuł na siebie swych wrogów i odskoczył, zachowując wizerunek tego, który ma na względzie tylko pokój i powszechne bezpieczeństwo. Plan Stalina, genialny w zamyśle i wykonaniu, to szczyt politycznej, militarnej i dyplomatycznej przewrotności. Tak pięknie i prosto nikt nikogo nigdy nie wywiódł w pole. Warzyli piwo we dwójkę, a winien wszystkiemu jest tylko Hitler. Ale to jeszcze nie koniec. 19 sierpnia 1939 roku Stalin podjął decyzję, że podpisze z Niemcami "pakt o nieagresji". Tego samego dnia podjął też inną decyzję: o rozpoczęciu tajnej mobilizacji Armii Czerwonej. Była to niepohamowana, lawinowa rozbudowa potęgi militarnej. Rankiem 1 września 1939 roku na IV nadzwyczajnym posiedzeniu Rady Najwyższej ZSRR uchwalono ustawę wprowadzającą powszechny obowiązek służby wojskowej. Już 2 września setki tysięcy młodych mężczyzn, wśród nich także mojego ojca, powołano do wojska. Teraz tłumaczy się nam, dlaczego tę ustawę uchwalono właśnie 1 września 1939 roku: tego dnia bowiem rozpoczęła się druga wojna światowa. Ale dziwna rzecz: rankiem 1939 roku nikt w Polsce nie wiedział, że wybuchła druga wojna światowa. Świt, mgła, odgłosy wystrzałów. Może to ćwiczenia. Może prowokacja. A jeśli nawet wojna, to polsko-niemiecka. Skąd ktoś miał wiedzieć, że to druga wojna światowa? Nawet Hitler 1 września 1939 roku nie wiedział, że rozpoczęła się druga wojna światowa. W tym momencie planował jedynie zmiażdżenie Polski. Po dwóch dniach Anglia i Francja wypowiedziały Niemcom wojnę. Była to dla Hitlera bardzo niemiła, szokująca niespodzianka. Nie spodziewał się czegoś takiego. I od 3 września zaczęła się dla niego "dziwna" wojna na froncie zachodnim. Ale bynajmniej jeszcze nie wojna światowa. A u nas, w Radzie Najwyższej ZSRR, bladym świtem 1 września 1939 już wiedzieli, że rozpoczęła się druga wojna światowa, i dlatego zebrali się na nadzwyczajnym posiedzeniu i natychmiast uchwalili odpowiednią ustawę. Z odległych kresów ZSRR droga do Moskwy jest długa i uciążliwa. Podróż niekiedy trwa 10-12 dni. Żeby ustawę można było przegłosować 1 września, zawiadomienie o nadzwyczajnym posiedzeniu Rady Najwyższej rozesłano... 19 sierpnia. A więc 19 sierpnia 1939 roku ktoś w Moskwie już wiedział, że za parę tygodni zacznie się druga wojna światowa i potrzebna będzie nowa ustawa. Dziwny zbieg okoliczności. Stalin wyciąga do Hitlera przyjacielską dłoń: przysyłaj Ribbentropa do Moskwy, podpiszemy pakt o nieagresji. I tego samego dnia wydaje rozkaz o zwołaniu deputowanych Rady Najwyższej, żeby ci w chwili wybuchu drugiej wojny światowej już siedzieli na Kremlu i zgodnie głosowali. Jeszcze jeden zbieg okoliczności. Tego samego dnia, 19 sierpnia 1939 roku, w Związku Radzieckim rozpoczęto tajne formowanie co najmniej stu nowych dywizji. Robiono to jeszcze przed oficjalnym uchwaleniem nowej ustawy, jeszcze zanim delegaci zebrali się w Moskwie. Dzień później rozpoczyna się masowy pobór do Armii Czerwonej. Dzięki nowej ustawie zdołano, nie ogłaszając mobilizacji i nie strasząc sąsiadów, zwiększyć liczebność Armii Czerwonej z 1 miliona (wiosną 1939 roku) do 5,5 miliona (wiosną 1941 roku). Oprócz tego ustawa pozwalała przeszkolić 18 milionów rezerwistów, aby w każdym momencie można było uzupełnić armię dowolną liczbą żołnierzy. Stalin powołał do Armii Czerwonej od razu kilka roczników, właściwie - wszystkich młodych mężczyzn. Tok jego rozumowania nie pozostawiał cienia wątpliwości: ponieważ służba w wojsku trwa dwa lata, Związek Radziecki do września 1941 roku musi przystąpić do wielkiej wojny. W przeciwnym wypadku po tej dacie miliony młodych ludzi trzeba będzie rozpuścić do domu, rozwiązać wszystkie te armie, korpusy powietrznodesantowe i zmechanizowane, dywizje pancerne, lotnicze i inne, a wówczas praktycznie nie będzie kogo powołać do armii. Utrzymywać takiej armii w czasie pokoju nie można. Armia niczego nie produkuje, zużywa natomiast wszystko, co wytwarza kraj. Przyznaje to również Ministerstwo Obrony obecnej Rosji na łamach swego oficjalnego organu: "Na utrzymywanie armii, pozostającej w gotowości bojowej, w innych celach niż wojna nie może sobie pozwolić żadne państwo: gospodarka nie wytrzymuje przeciążenia, a w zmobilizowanej armii z powodu bezczynności zaczyna się rozkład". ("Wojenno-istoriczeskij żurnał", nr 3/1999, s. 10.) Decyzja o przystąpieniu do wielkiej wojny zapadła na Kremlu w sierpniu 1939 roku. Ustalono termin: naj-później lato 1941 roku. Podział Polski, tak jak rozumiał go Stalin, był tylko prologiem do wielkiej wojny - i potrzaskiem dla Hitlera. Hitler chciał dostać połowę Polski, a tymczasem wplątał się w wojnę z całym światem. Opowiadano nam i nadal się opowiada, że od 1 września 1939 roku wojna dla wszystkich jej uczestników miała charakter imperialistyczny. Otwórzmy zszywkę gazety "Prawda" z jesieni 1939 roku: "imperialiści gryzą się jak psy", "pornograficzne widowisko, trupie śmietnisko Europy, gdzie szakale szarpią się wzajem". W swoich książkach przytaczałem wiele takich cytatów. To właśnie wtedy ukształtował się stosunek do drugiej wojny światowej i nigdy się później nie zmienił. "Winowajcami wojny byli nie tylko imperialiści Niemiec, ale i całego świata". Wydrukowano to w dzienniku "Krasnaja zwiezda", oficjalnym organie Ministerstwa Obrony ZSRR, 24 września 1985 roku, w kulminacyjnym momencie Gorbaczowowskiej głasnosti i pierestrojki. Na trupim śmietnisku Europy szakale szarpały się nawzajem do 22 czerwca 1941 roku. Ale po tym dniu wszystko się zmieniło. Niemcy "zdradziecko, bez wypowiedzenia wojny" napadły na Związek Radziecki. Od tego momentu zaczęła się Wielka Wojna Ojczyźniana. 22 czerwca 1941 roku uważa się za datę przystąpienia Związku Radzieckiego do drugiej wojny światowej. I mówi się nam, że od tego momentu charakter wojny uległ zmianie: nadal była wojną imperialistyczną i zaborczą w odniesieniu do wszystkich krajów świata, ale sprawiedliwą i wyzwoleńczą dla Związku Radzieckiego. Oto dlaczego nadal piszemy nazwę drugiej wojny światowej - wbrew zasadom rosyjskiej ortografii - małymi literami, a naszą Wielką Ojczyźnianą - wielkimi: szanować należy tylko nasze ofiary, tylko my prowadziliśmy wojnę sprawiedliwą. Nikt inny na szacunek nie zasługuje. Zwróćmy uwagę na kuriozalny brak logiki: ideolodzy komunistyczni mówią, że Wielka Ojczyźniana była częścią drugiej wojny światowej. Ale jednocześnie każą drugą światową pisać małą literą, a jej część składową - wielką. Uczono mnie od dzieciństwa, że mam uczestników Wielkiej Ojczyźnianej kochać, szanować, okazywać im cześć. I kiedyś - miałem osiem lat - zadałem nauczycielce pytanie: a czy Hitler był uczestnikiem Wielkiej Ojczyźnianej, czy nie? Nauczycielka chwyciła mnie za prawe ucho, wykręciła je, jak się obraca klucz w zamku, i powlokła mnie do dyrektora. Natychmiast do gabinetu zleciało się z dziesięcioro nauczycieli. Wybuchł straszliwy skandal. Skuliłem się, zwinąłem w kłębuszek, a oni wrzeszczą. I nagle dostrzegłem w obozie wroga zbawienne dla mnie sprzeczności. Wrzeszczą nie na mnie, ale kłócą się między sobą, i to coraz bardziej zażarcie. Kiedy sytuacja w gabinecie dyrektora wyraźnie dojrzała do rękoczynów, wyślizgnąłem się cichutko i nikt mnie już później tam nie zawołał. Wówczas niczego nie rozumiałem: o co się sprzeczają? Zrozumienie przyszło po wielu latach. Moje pytanie wzburzyło wszystkich nauczycieli. Ale jedni wściekli się dlatego, że ośmieliłem się przypuścić, iż Hitler był uczestnikiem Wielkiej Ojczyźnianej, inni zaś wściekli się dlatego, że ośmieliłem się przypuścić, iż nie brał udziału w Wielkiej Ojczyźnianej. I pożarli się. Nie wiem, jak się zakończyły te uczone dysputy. Później jeden z nauczycieli powiedział mi, że tego pytania nie wolno zadawać. A wtedy nasunęło mi się inne: dlaczego? Teraz już wiem. Dlatego, że każda odpowiedź prowadzi w ślepą uliczkę. Przypuśćmy, że Hitler i wszyscy hitlerowcy nie byli uczestnikami Wielkiej Wojny Ojczyźnianej. Wówczas okaże się, co następuje: Armia Czerwona walczy, na przykład, pod Stalingradem, ale hitlerowców pod Stalingradem nie ma, jako że nie uczestniczą w tej wojnie. Wynika z tego, że walczyliśmy, sami, bez przeciwnika. Albo może my walczyliśmy na jednej wojnie, a hitlerowcy na innej? Teraz załóżmy, że Hitler i hitlerowcy byli uczestnikami Wielkiej Ojczyźnianej. To jeszcze gorzej. Wyobraźmy sobie obwieszczenie: "Wczoraj w Berlinie popełnił samobójstwo największy złoczyńca wszystkich czasów i narodów, potwór w ludzkim ciele, uczestnik Wielkiej Wojny Ojczyźnianej, Adolf Hitler. Albo: "W Norymberdze powieszono jednego z głównych uczestników Wielkiej Wojny Ojczyźnianej, Joachima von Ribbentropa". Tragedią mojego życia jest to, że strasznie lubię zadawać pytania, których zadawać nie wolno. Już samo pytanie o uczestników Wielkiej Ojczyźnianej pociąga za sobą mnóstwo kolejnych pytań. Czy Stany Zjednoczone Ameryki są uczestnikami Wielkiej Ojczyźnianej, czy nie? Amerykanie bombardują Drezno - to druga wojna światowa. Następnie zrujnowane miasto zajmują radzieccy żołnierze-wyzwoliciele. I to jest Wielka Ojczyźniana. Łatwo było zdobyć Drezno - były w nim same ruiny. A więc, jak mamy oceniać: czy Amerykanie nam pomogli, czy nie pomogli? Albo z innej strony: żołnierze radzieccy ściskają żołnierzy amerykańskich w Torgau nad Łabą. Razem Niemców bili, razem za zwycięstwo wódkę pili. Tyle że my walczyliśmy w Wielkiej Ojczyźnianej, a oni w niej nie brali udziału. Albo taki obraz: z połtawskiego węzła lotnisk startują amerykańskie bombowce strategiczne B-17 i lecą bombardować Niemcy. Ich start osłaniają radzieckie myśliwce i towarzyszą im do granic swojego zasięgu. W tym samym czasie z Anglii startuje druga fala amerykańskich bombowców. Po zrzuceniu bomb na niemieckie miasta i zakłady przemysłowe bombowce te lądują na lotniskach w Połtawie. Czekają tam radzieckie myśliwce i osłaniają lądowanie Amerykanów. Jak to zakwalifikować? Otóż, nasze myśliwce walczą w Wielkiej Ojczyźnianej, a amerykańskie bombowce przyleciały z innej wojny. A może inaczej: wczoraj były w Anglii, na drugiej wojnie światowej, dziś przyleciały na Wielką Ojczyźnianą, a jutro znów odlecą na drugą światową. Jeżeli jednak uznamy Amerykę za uczestnika Wielkiej Ojczyźnianej, to wpiszmy tutaj i Anglię. I wszystkich sojuszników Ameryki. I przeciwników. Okaże się wtedy, że wojna między Ameryką i Japonią na Pacyfiku to również Wielka Ojczyźniana. A może ci amerykańscy lotnicy, którzy walczą przeciw Niemcom i Włochom, są z Wielkiej Ojczyźnianej, ci zaś, którzy walczą przeciw Japonii - nie są? A czy uczestnikami Wielkiej Ojczyźnianej były Litwa, Łotwa i Estonia? Wszystkich, którzy w tych krajach występowali w obronie własnej ojczyzny, Armia Czerwona i NKWD bezlitośnie mordowały. Później zaś na pół wieku kraje te znalazły się pod radziecką okupacją. Gdyby Związek Radziecki nie zgnił, pozostawałyby w niewoli po wieczne czasy. Jak narody tych krajów miały rozumieć termin Wielka Ojczyźniana, skoro w rezultacie tejże utraciły swoją ojczyznę? A Bułgaria? Czy była uczestnikiem Wielkiej Ojczyźnianej? Jeżeli nie, to dlaczego tam wleźliśmy? Przecież nie wyrządziła nam krzywdy. Dlaczego narzuciliśmy w Bułgarii i w całej okupowanej Europie swoje ohydne porządki? Czy to też była forma wyzwalania? Weźmy Ukrainę. Tam wojna przybrała potworne rozmiary. Zginęło mnóstwo ludzi, również takich, którzy w niczym nie zawinili. Ale naród ukraiński, który tak kocha śpiewać, jakoś nie ułożył żadnej pieśni o tak zwanej Wielkiej Ojczyźnianej. O jakiej ojczyźnie mieli śpiewać? O tej, która w urodzajnych latach trzydziestych sztucznie wywołała głód i unicestwiła w czasie pokoju więcej ludzi, niż ich poległo we wszystkich krajach świata podczas całej pierwszej wojny światowej? Albo o tej, która pod przewodem Żukowa i Berii zamierzała wywieźć wszystkich Ukraińców na Syberię? A Polska? Czy była uczestnikiem Wielkiej Ojczyźnianej? Z jednej strony, polskie dywizje, korpusy i armie wraz z radzieckimi dywizjami, korpusami i armiami szturmowały Berlin według jednego planu, w jednym szyku bojowym, ramię w ramię. Czyż mogło być tak, że Rosjanie szturmują Berlin w jednej wojnie, a Polacy w jednym z nimi w szyku szturmują ten sam Berlin, ale w innej wojnie? Z drugiej strony, 17 września 1939 roku Armia Czerwona zadała cios w plecy krwawiącej Polsce. Jak to rozumieć? Czy wówczas zaczęła się dla Polski Wielka Wojna Ojczyźniana, czy był to na razie wyzwolicielski marsz Armii Czerwonej? Armia Czerwona wzięła do niewoli setki tysięcy polskich żołnierzy i 15 tysięcy oficerów. Oficerów wybito do nogi, a żołnierze wylądowali w radzieckich obozach koncentracyjnych. Jak to nazwać? Wielka Ojczyźniana, czy niezbyt wielka? Nikt nie potrafi określić nie tylko uczestników Wielkiej Ojczyźnianej, ale i jej ram czasowych. 14 czerwca 1941 roku w "Prawdzie" opublikowano komunikat TASS o tym, że Związek Radziecki nie zamierza napadać na Niemcy, a kolosalne przemieszczenia wojsk radzieckich w kierunku niemieckich granic, to tylko przygotowania do ćwiczeń. Tenże 14 czerwca 1941 roku, to dzień żałoby narodowej na ziemiach Litwy, Łotwy, Estonii, Zachodniej Białorusi, Zachodniej Ukrainy, Mołdawii. Tego dnia, według starannie opracowanego i przygotowanego planu, setki tysięcy mieszkańców rejonów, w których wyładowywały się radzieckie dywizje, korpusy i armie, przemocą wtłoczono do bydlęcych wagonów i wysłano tam, skąd wielu już nigdy nie wróciło. I oto pytanie: czy ci ludzie - to ofiary Wielkiej Ojczyźnianej? Jeśli tak, to znaczy, że Wielka Ojczyźniana zaczęła się nie 22 czerwca, ale wcześniej. A jeżeli wysiedlenie ludzi, obywateli Związku Radzieckiego z rejonów nadgranicznych nie miało nic wspólnego z Wielką Ojczyźnianą, to wygląda to jeszcze gorzej. Okazuje się, że w czasie pokoju, nie spodziewając się napaści wroga, nasza ukochana ojczyzna tak po prostu, w ramach ćwiczeń, załadowała setki tysięcy swoich obywateli do bydlęcych wagonów, skazując ich na pewną śmierć na Syberii i Dalekiej Północy. To dopiero ojczyzna! Wielkiej Wojny Ojczyźnianej nigdy nie było. Ta nazwa nie ma sensu. Jedno z dwojga: albo należy uznać, że Związek Radziecki walczył w niej sam, bez przeciwników i sojuszników, albo trzeba wszystkich uczestników wojny, poczynając od Hitlera, uważać za uczestników tak zwanej Wielkiej Ojczyźnianej. I jedno, i drugie przeczy elementarnej logice. Dlaczego więc czerwona propaganda wymyśliła taką dziwną nazwę? Dlaczego mówimy o Wielkiej Ojczyźnianej, skoro bez rękoczynów nie sposób ustalić, kto był jej uczestnikiem, a kto nie? Skoro nie można określić, kiedy się zaczęła i kiedy się zakończy? Oto, dlaczego. Związek Radziecki był uczestnikiem drugiej wojny światowej już od pierwszego dnia. A nawet wcześniej: od momentu podpisania moskiewskiego paktu o podziale Polski. Ale staramy się o tym zapomnieć. Pół Polski dla Hitlera. Krzyczymy: to agresja, to druga wojna światowa! Pół Polski dla Stalina. O tym mówimy z rozbrajającą szczerością: to nie jest druga wojna światowa. To wyzwolicielski marsz Armii Czerwonej. Hitler w Norwegii. To druga wojna światowa. Stalin w Finlandii. To zapewnienie bezpieczeństwa miastu Lenina. Hitler w Holandii, we Francji. To druga wojna światowa Stalin w Estonii, na Łotwie i Litwie. To nie wojna. To przywrócenie władzy radzieckiej. Wielka Wojna Ojczyźniana została wymyślona przez ideologów po to, by zachować w historii narodu nasze ofiary, nasze cierpienia, ale całkowicie usunąć ze świadomości ludzi wszystko, co tę tragedię poprzedziło. Między wrześniem 1939 roku a czerwcem 1941 w zmowie z Hitlerem Armia Czerwona-wyzwolicielka - dokonała agresji przeciw sześciu krajom europejskim i zagarnęła terytoria zamieszkiwane przez 23 miliony ludności. Armia Czerwona popełniała zbrodnie na cudzej ziemi, ale my tego nie uważamy za wojnę. To się nie liczy. Ale kiedy napadnięto na nas, od tej chwili zaczyna się odliczanie naszego udziału w wojnie. Tak zwana Wielka Ojczyźniana została wymyślona po to, żeby sztucznie wydzielić drugą, całkowicie dla nas nieoczekiwaną obronną fazę wojny, z jej wspólnej historii. Wymyślono to po to, by brud, krew i plwocinę radziecko-nazistowskich marszów przez Europę i wspólnych parad wojskowych usunąć poza kadr. Wymyślono to po to, żeby pozostawić w kadrze naszą szlachetność, nasze cierpienia, nasze ofiary, ale wyrzucić zeń hańbę i podłość zmowy z Hitlerem i wspólne zniszczenie Europy. Związek Radziecki przystąpił do drugiej wojny światowej jako agresor i okupant, i zakończył ją jako agresor i okupant. Zapędziwszy pół Europy za druty kolczaste, komuniści bez żenady nazwali to obozem postępu. Wojnę prowadzili nie w celu uwolnienia narodów Europy od brunatnej zarazy, ale w celu zniewolenia tych narodów. Alternatywa była następująca: Europa - to jeden obóz koncentracyjny pod czerwonym sztandarem Hitlera, albo Europa - to jeden obóz koncentracyjny pod czerwonym sztandarem Stalina. Wielką Ojczyźnianą wymyślono po to, żeby raz na zawsze, po wieki wieków usprawiedliwić okupację Europy. Po to, żeby ukryć cel wojny: Związek Radziecki rwał się do panowania nad światem. Owo panowanie chciano sobie zapewnić cudzymi rękami. Hitler miał zmiażdżyć Europę, a Stalin nieoczekiwanym uderzeniem wyzwolić ją spod władzy Hitlera. Po to szkolono niemieckich czołgistów i lotników w Związku Radzieckim. Po to Stalin doprowadził Hitlera do władzy. Po to Stalin dzielił Polskę. Po to zaopatrywał niemieckie czołgi i samoloty w paliwo, kiedy te miażdżyły Francję, Belgię, Holandię, Grecję, Jugosławię. Stalin zaopatrywał Hitlera... i ostrzył topór, aby znienacka ugodzić Hitlera w plecy. Hitler zburzył plan Stalina. I wszystko runęło. Wielką Ojczyźnianą wymyślono po to, żeby ukryć tę klęskę. Niektórzy nawet nie zauważyli, że Związek Radziecki przegrał drugą wojnę światową. Nie był przystosowany do życia w pokoju. Jak złośliwy nowotwór, mógł tylko rozprzestrzeniać się na całą planetę i zniszczyć normalne życie, albo sromotnie obumrzeć. Stalin nie zdołał zagarnąć świata i to oznaczało koniec Związku Radzieckiego. Żyć w pokoju z normalnymi krajami Związek Radziecki nie potrafił. Dlatego stale szykował się do nowej ofensywy, do trzeciej wojny światowej. Rzucił na jej przygotowanie wszystkie siły - i padł pod ciężarem własnych wydatków na zbrojenia. Ale od tamtych czasów wszystko się zmieniło. Rosja nie zapamiętała lekcji historii. Lekcje nie wyszły jej na korzyść. Oto przykład. Konwencja haska z 1907 zabrania zagarniać w charakterze reparacji bogactwa kulturalne. Stalin podpisał tę konwencję w roku 1942... i obrabował Europę. Wiedział jednak, że popełnia przestępstwo, toteż skarby, zrabowane przez jego marszałków uznano za bezpowrotnie utracone w czasie działań wojennych. Prawda? Zmieniło się, owszem. Ale nie na lepsze. Ostatnio Duma Państwowa i Trybunał Konstytucyjny Rosji oznajmiły, że zagrabione bogactwa, poczynając od złota Troi, są własnością Rosji. Ogłoszono, że państwa-agresorzy, które rozpętały drugą wojnę światową (pisaną, jak przyjęto u komunistów, małą literą), nie mogą rościć sobie praw do zwrotu dóbr kultury. Wśród krajów-agresorów, które rozpętały drugą wojnę światową, wymieniono między innymi Bułgarię i Finlandię. A niewinną ofiarą agresji był i pozostaje miłujący pokój, niewinny, neutralny Związek Radziecki. Nie chcę wyciągać żadnych wniosków. Nie chcę narzucać swoich poglądów. Zadaję tylko pytanie: JAK MOŻNA WZMOCNIĆ KULTURALNY POTENCJAŁ ROSJI ZA POMOCĄ ZŁOTA TROI, UKRADZIONEGO W CZASIE WOJNY, KTÓRĄ SAMI ROZPĘTALIŚMY? APPENDIX. Bankructwo EuropyKiedy Grecja spłaci swój dług? Nigdy. A Hiszpania? Nigdy. Wielka Brytania, Włochy, Węgry, Portugalia, Irlandia, Polska, Niemcy...? Odpowiedź jest ta sama. Nigdy. (źródło: niepoprawni.pl) Politycy próbują zamydlić oczy europejskiemu Ludowi. Opowiadają najróżniejsze bajeczki, z których wynikać ma, że kontrolują sytuację. Biesiady w czasie Europejskiego Kongresu Gospodarczego w Katowicach to tylko jeden z przykładów. - Nie mamy kryzysu euro, tylko kryzys strefy euro. Widzimy jak ogromne są tam problemy fiskalne i jak słabe są systemy zarządzania. Grecja nie może wypaść ze strefy euro – to byłaby katastrofa. Grecja musi spłacić długi przejść okres rekonwalescencji, który może potrwać nawet 9 lat. A Europa musi stworzyć narzędzia dyscypliny - to akurat słowa Dariusza Rosatiego, ale na tysiącach podobnych spotkań, miliony innych ważniaków z całego świata prezentują podobne diagnozy. Gdyby nie ta Grecja, nie było by problemu? Politycy udają, że nie znają podstaw ekonomii. Ich wiecznie żywe "ograniczanie deficytu budżetowego", to propozycja, aby ciągle wydawać więcej niż się zarabia. Udają, że nie wiedzą o tym, że nawet jeśli w jakimś kraju naszego kontynentu udało by im się (tej grupie bezwolnych, wypomadkowanych impotentów!?) zrównoważyć budżet, to... dług tego kraju dalej będzie wzrastał. Udają, że nie widzą bankructwa systemu emerytalnego. Okradli emerytów ("my wam zabierzemy wasze pieniądze, ale zapewnimy solidarność międzypokoleniową, więc się nie przejmujcie"), okradli ich dzieci i przymierzaja się do zaciągnięcia długów na "solidarność miedzypokoleniową" wnuków i prawnuków. W związku z tym, że ekonomiści coraz częściej wzorują się na dziennikarzach i udają, że niczego nie rozumieją (specjalne pozdrowienia dla profesora Witolda Orłowskiego), postanowiłem - równie serio - wskazać światu rozwiązanie, zapewniające trwały dobrobyt... Finansowe "perpetuum mobile"... Dług publiczny nie jest już żadnym problemem. Pojęcia takie jak "nadmierne zadłużenie", czy "bankructwo" stały się reliktami zamierzchłej, przeszłości. Dzięki zgodnej współpracy bankierów i polityków w ostatnich latach, bankructwo państwa... przestało być możliwe! Każde, najbardziej nawet zadłużone państwo może liczyć na pomoc banków wykupujących jego obligacje. Jak zaspokoić rosnące "potrzeby" państwa? To proste. Wystarczy wypuścić nową serię obligacji. Najlepiej o wartości znacznie przekraczającej wartość wcześniejszej emisji. Pieniedzy wystarczy na spłatę bankierów, a małe co nieco zostanie na większe wydatki... Co robić gdy bankierzy zameldują, że nie są w stanie objąć kolejnych gigantycznych emisji? Ich problem rozwiązują politycy. Przelewają na konta banków dofinsowanie w dowolnej kwocie (najlepiej zaproponowanej przez bankierówj. Wykorzystując dofinansowanie bankierzy udzielają dowolnemu państwu kolejnego kredytu w dowolnej wysokości... Itd. Teraz proszę polityków i politycznych ekonomistów o poważne opinie na temat tego "planu". Wierzą w ekonomiczne "perpetuum mobile", czy nie? |
poniedziałek, 27 czerwca 2011
"gra" o wszystko
( )
Otóż nota protestacyjna składana przez Suchocką w Watykanie była fikcyjna, jeśli chodzi o próbę "karania" Rydzyka.
Była adresowana do postępowej publiczności w Polsce i w Europie.
Otwarcie frontu walki z kościołem nastąpiło wczesną jesienią ub. roku. Zaczęło się od wytworzenia pewnej atmosfery przyzwolenia. Skutki były natychmiastowe. Wyrywanie krzyży, burdy na Krakowskim Przedmieściu, napisy na murach kościołów. Uaktywnili się niektórzy politycy i publicyści.
Komisja Majątkowa stała się pretekstem do luźnych skojarzeń typu "ksiądz równa się przekręt" i do odpowiedniej krytyki Kościoła w Polsce jako instytucji uprzywilejowanej także pod względem finansowym (oni dostają, a zwykli ludzie nie dostają).
Następne istotne kroki podjął Tusk ostatnio. Wpierw deklaracja kupująca głosy postępowców o związkach partnerskich. Potem fragment przemówienia na zjeździe partyjnym w Gdańsku o nieklękaniu przed biskupami. Teraz nota rządu do Watykanu (a stanowisko Watykanu było do przewidzenia).
To wszystko w ciągu jednego miesiąca. Aktywność Tuska w tej materii pokazuje na dużą determinację w walce o osłabienie SLD przed wyborami i o głosy postępowców. Efektem ubocznym, ale pożądanym jest osłabianie pozycji Kościoła w kraju. To chyba ostatnia instytucja niezależna od PO.
Efekt międzynarodowy też jest oczywisty. Tusk pokazuje się w Europie jako nowoczesny polityk (zwracam uwagę, że obietnica greckiej pożyczki jest również gestem w stosunku do Francji i Niemiec). Tusk to nie Buttiglione, to chadek nowoczesny i polityk z głównego europejskiego nurtu... Innymi słowy gra na siebie.
Krótko mówiąc walka z kościołem jest dla Tuska opłacalna w trzech wymiarach: osłabianie opozycji, wyborczym i osobistym.
Niestety kościół instytucjonalny nie jest bez winy. Wypowiedzi niektórych księży, brak wypowiedzi lub wypowiedzi znacznie spóźnione i rozmyte, uległość w stosunku do rządzących (sprawa krzyża na Krakowskim, ks. Małkowski, ks. Isakowicz-Zaleski, sprawa Komorowski - Żarski), brak rozliczenia lustracyjnego... Brakuje nam biskupa na miarę Wyszyńskiego.
Jeśli powyższa diagnoza jest choć trochę prawdziwa, to można się spodziewać dalszych kroków. Jednym z nich będzie ograniczanie i docelowa marginalizacja RM i Naszego Dziennika.
W dzisiejszym przemówieniu podczas gospodarskiej wizyty na budowie poświęconej promocji Arabskiego Tusk użył retoryki wojennej mówiąc m.in.: Tak jak w przeszłości mój rząd, tak i w przyszłości nie będzie preferował nikogo, nawet jeśli ten ktoś jest księdzem dysponującym tak potężnym imperium, jak w przypadku o. Rydzyka [agkm, polskie radio, 27 VI 2011 r.; podkr. moje]
Skoro kościół instytucjonalny nie potrafi stawić czoła niebezpieczeństwu (przecież musi widzieć to samo co ja), to musi to zrobić Kościół. I wyrwać swoich księży z tej dziwnej apatii...
Ale nie tak jak ostatnia akcja z podpisami ws. aborcji. Nazwałbym to powtórnym manewrem Jurka. Nie jestem zaskoczony tym, że tuż przed wyborami wypływa walka z aborcją, in vitro czy tp.
Wygodniej by jednak było, gdyby kolejne fronty otwierali rządzący. Wtedy sprawa byłaby dużo łatwiejsza (krótko mówiąc gruby poseł SLD występuje z projektem dopuszczającym aborcję na życzenie i to on musi mobilizować zwolenników przeciwko szerokiej opozycji).
Niestety ta ostatnia akcja jest na rękę Tuskowi i towarzyszom i każe mi być podejrzliwym. Wiem, wiem. Nie ma ani złego ani dobrego czasu na moralność. Ale w polityce nie wystarcza sama racja.
http://turybak.blogspot.com/2011/06/o-duzo-wiecej-nie-o-rydzyka-tu-chodzi.html
APPENDIX
W jej wpisie, oprócz kilku słów prawdy o wspomnianym wyżej funkcjonariuszu, znalazł się dość smakowity fragment:
"Żeby było jeszcze ciekawiej (tzn. ciągłe deja vu) to sprawa została wytoczona przez Janusza Kaczmarka, który zapewne chętnie by do tamtych czasów wrócił. Pełna dokumentacja na jego temat znajduje się w IPN-nie. Założę się o karton papieru toaletowego, że sędzia X o tą dokumentację do IPN-u się nie zwrócił..."
Ale niestety także i opinia, świadcząca o idealizmie graniczącym z niebezpieczną fazą naiwności:
"Jako lekarz, mam nadzieję, że psychiatrzy staną na wysokości zadania i w ramach orzeczenia opublikują list z przeprosinami do Jarosława Kaczyńskiego, z przeprosinami za tych wszystkich kolegów, którzy za czasów PRL-u takie orzeczenia wydawali i dzięki którym, utrwalił się w głowie sędziego X schemat postępowania."
Trudno bowiem przypuszczać, że ci, którzy postarali się o wybór właściwego sędziego, nie postarają się przy selekcji biegłych psychiatrów.
Powtarzam, i będę to powtarzał do 6 lipca - ostatnią rzeczą, jaką powinien zrobić Jarosław Kaczyński, jest wypełnienie woli tego sądu i stawienie się na zarządzone badania.
Tak, wiem, zmontowano pułapkę, z której nie ma dobrych wyjść. Ale są lepsze i gorsze.
Jarek powinien stanąć przed wszystkimi i oświadczyć - "Nie pójdę dobrowolnie na te badania, ponieważ bezprawnie mnie na nie skierowano i w związku z tym mam prawo przypuszczać, że o ich wyniku także przesądzą moi przeciwnicy polityczni".
Niezależnie bowiem od wyniku tych badań, zgłoszenie się na nie będzie oznaczało zgodę na sądowe bezprawie. A to już nie jest sąd wyborczy, nakazujący mu "tylko" poświadczanie nieprawdy pod dyktando jego politycznych przeciwników. Od tego momentu każdy, choćby trochę tylko fikający władzy, będzie wysyłany, choćby tylko na badania, do psychiatryka.
Z wszelkimi tego konsekwencjami w życiu osobistym, zawodowym i odbiorze społecznym (no przecież musieli go psychiatrzy zbadać!). A za skalę tego społecznego odzewu w jakimś stopniu będzie mógł podziękować Jarosławowi Kaczyńskiemu.
Jeśli zaś psychiatrzy okażą się dostatecznie nagrzani i orzekną jakiekolwiek jego, nawet minimalne kłopoty psychiczne, czeka Kaczyńskiego po pierwsze gehenna odwołań i peregrynacji po przychodniach i szpitalach psychiatrycznych. Z każdym, kolejnym etapem coraz lepiej gruntująca w ludowej legendzie to, o co funkcjonariuszowi sędziemu chodziło. Wariat, nie wariat, ale bez powodu po tych lekarzach się nie włóczy.
Po drugie zaś okrzyki w rodzaju - "Zrobili tak, bo żyjemy w państwie bezprawia!" zabrzmią wówczas nie tylko dużo mniej wiarygodnie. One mogą przynieść katastrofę.
Bo dla kogo największym problemem będzie pogodzenie słów Jarka o państwie bezprawia i tendencjach totalitarnych w III RP, a mówi o tym od dawna, z jego zachowaniem jakby III RP była najzwyklejszym krajem pod słońcem?
Dla tych, których to interesuje, czyli dla jego najwierniejszego elektoratu.
No to nagnijmy rozumowanie do norm obowiązujących w III RP i dosypując nieco desperacji zadajmy pytanie - Kto takim razie będzie mógł z namysłem, w pełni świadomie dojść do wniosku, że Jarek zaczyna się błąkać poza obszarem norm umysłowych i psychicznych?
A i tak będzie to dla niego najlepsza, pełna współczucia opcja.
Bo ten elektorat może przyjąć jeszcze inną ścieżkę rozważań nad jego zachowaniem.
Skoro Jarek w praktyce aprobuje instytucjonalną przemoc, jaką III RP stosuje wobec niego, i poza formalnymi protestami do instytucji tej przemocy używających, w pełni się do ich zaleceń stosuje, to jaką tak naprawdę ma on ofertę dla pragnących walczyć z III RP?
Jak wynika z moich obserwacji wiekszosc polskiego spoleczenstwa stanowia bezideowi oportunisci. Oni wlasnie stanowia rdzen elektoratu PO-istowskiego, ktora to partia nam milosiernie panuje pod haslem "abysmy tylko zdrowi byli". Wali sie polska gospodarka, od dwudziestu lat ( oraz prawie przez caly okres PRLu) bilans panstwowy i bilans handlu zagranicznego jest w deficycie, niepodleglosc panstwa zostala sprzedana wlasciwie za nic, polskie sily zbrojne sa posmiewiskiem ale moich drogich rodakow to wszystko nic a nic nie obchodzi. Aby tylko miec wlasny domek, dacze, fundusze na wakacje zagraniczne, dobry samochod.... Jeden tylko, powszechnie wysmiewany Ojciec Odkupiciel od czasu do czasu powie publicznie pare slow prawdy, ktore natychmiast wzbudzaja furie mediow i "autorytetow" politycznych. Dzisiaj wlasnie, bedac na jakims zjezdzie konserwatystow w Brukseli, Wielebny Ojciec zauwazyl, zreszta zgodnie z prawda, ze Nasza Umeczona Ojczyzna zostala zawlaszczona i jest rzadzona przez elity niepolskiego pochodzenia. Niestety raport jaki podala telewizja "Polsat" nie sprecyzowal jakie to obce pochodzenie mial on na mysli. Byc moze temat ten bedzie tworczo rozwiniety w "Naszym Dzienniku". Drugim "wrogiem publicznym" jest oczywiscie prezes PiSu, ktorego polska "inteligencja" oskarza sie o bezsensowna klotliwosc oraz nieumiejetnosc dojscia do kompromisu. Istotnie prezes nie jest najbardziej inteligentnym politytkiem jakiego widzialem o czym swiadczy incydent, ktory pozbawil go stanowiska premiera. Zwolywanie wyborow przed tym zanim sie rozprawilo z opozycja bylo kargodna lekkomyslnoscia. Nie mniej jaki kompromis jest mozliwy pomiedzy zdrajcami polskich interesow narodowych a silami patriotycznym? Wroga nalezy niszczyc a nie wchodzic z nim w komitywe. Dzieki temu wlasnie, ze III RP wyrosla z kompromisu jestesmy w takiej sytuacji w jakiej jestesmy. Zmiany stystemu politycznego na przeciwny wymagaja daniny z krwi uprzedniej elity. Tak bylo we wszystkich innych przypadkach wystepujacych w historii. Niestety w Polsce post-okraglo-stolowej takiej czystki zabraklo.( )
O dużo więcej, nie o Rydzyka tu chodzi
Nie ma znaczenia co powiedział (lub co piszą, że powiedział) o. Rydzyk. Ma znaczenie co zrobił Tusk.Otóż nota protestacyjna składana przez Suchocką w Watykanie była fikcyjna, jeśli chodzi o próbę "karania" Rydzyka.
Była adresowana do postępowej publiczności w Polsce i w Europie.
Otwarcie frontu walki z kościołem nastąpiło wczesną jesienią ub. roku. Zaczęło się od wytworzenia pewnej atmosfery przyzwolenia. Skutki były natychmiastowe. Wyrywanie krzyży, burdy na Krakowskim Przedmieściu, napisy na murach kościołów. Uaktywnili się niektórzy politycy i publicyści.
Komisja Majątkowa stała się pretekstem do luźnych skojarzeń typu "ksiądz równa się przekręt" i do odpowiedniej krytyki Kościoła w Polsce jako instytucji uprzywilejowanej także pod względem finansowym (oni dostają, a zwykli ludzie nie dostają).
Następne istotne kroki podjął Tusk ostatnio. Wpierw deklaracja kupująca głosy postępowców o związkach partnerskich. Potem fragment przemówienia na zjeździe partyjnym w Gdańsku o nieklękaniu przed biskupami. Teraz nota rządu do Watykanu (a stanowisko Watykanu było do przewidzenia).
To wszystko w ciągu jednego miesiąca. Aktywność Tuska w tej materii pokazuje na dużą determinację w walce o osłabienie SLD przed wyborami i o głosy postępowców. Efektem ubocznym, ale pożądanym jest osłabianie pozycji Kościoła w kraju. To chyba ostatnia instytucja niezależna od PO.
Efekt międzynarodowy też jest oczywisty. Tusk pokazuje się w Europie jako nowoczesny polityk (zwracam uwagę, że obietnica greckiej pożyczki jest również gestem w stosunku do Francji i Niemiec). Tusk to nie Buttiglione, to chadek nowoczesny i polityk z głównego europejskiego nurtu... Innymi słowy gra na siebie.
Krótko mówiąc walka z kościołem jest dla Tuska opłacalna w trzech wymiarach: osłabianie opozycji, wyborczym i osobistym.
Niestety kościół instytucjonalny nie jest bez winy. Wypowiedzi niektórych księży, brak wypowiedzi lub wypowiedzi znacznie spóźnione i rozmyte, uległość w stosunku do rządzących (sprawa krzyża na Krakowskim, ks. Małkowski, ks. Isakowicz-Zaleski, sprawa Komorowski - Żarski), brak rozliczenia lustracyjnego... Brakuje nam biskupa na miarę Wyszyńskiego.
Jeśli powyższa diagnoza jest choć trochę prawdziwa, to można się spodziewać dalszych kroków. Jednym z nich będzie ograniczanie i docelowa marginalizacja RM i Naszego Dziennika.
W dzisiejszym przemówieniu podczas gospodarskiej wizyty na budowie poświęconej promocji Arabskiego Tusk użył retoryki wojennej mówiąc m.in.: Tak jak w przeszłości mój rząd, tak i w przyszłości nie będzie preferował nikogo, nawet jeśli ten ktoś jest księdzem dysponującym tak potężnym imperium, jak w przypadku o. Rydzyka [agkm, polskie radio, 27 VI 2011 r.; podkr. moje]
Skoro kościół instytucjonalny nie potrafi stawić czoła niebezpieczeństwu (przecież musi widzieć to samo co ja), to musi to zrobić Kościół. I wyrwać swoich księży z tej dziwnej apatii...
Ale nie tak jak ostatnia akcja z podpisami ws. aborcji. Nazwałbym to powtórnym manewrem Jurka. Nie jestem zaskoczony tym, że tuż przed wyborami wypływa walka z aborcją, in vitro czy tp.
Wygodniej by jednak było, gdyby kolejne fronty otwierali rządzący. Wtedy sprawa byłaby dużo łatwiejsza (krótko mówiąc gruby poseł SLD występuje z projektem dopuszczającym aborcję na życzenie i to on musi mobilizować zwolenników przeciwko szerokiej opozycji).
Niestety ta ostatnia akcja jest na rękę Tuskowi i towarzyszom i każe mi być podejrzliwym. Wiem, wiem. Nie ma ani złego ani dobrego czasu na moralność. Ale w polityce nie wystarcza sama racja.
http://turybak.blogspot.com/2011/06/o-duzo-wiecej-nie-o-rydzyka-tu-chodzi.html
APPENDIX
Wolność Urojona i Prawdziwa
Zuzanna Kurtyka, wdowa po śp. Prezesie IPN, skomentowała w Internecie czyn partyjny pełniącego aktualnie służbę w stopniu sędziego Macieja J. Specjalisty od wysyłania opozycji do psychuszki.
W jej wpisie, oprócz kilku słów prawdy o wspomnianym wyżej funkcjonariuszu, znalazł się dość smakowity fragment:
"Żeby było jeszcze ciekawiej (tzn. ciągłe deja vu) to sprawa została wytoczona przez Janusza Kaczmarka, który zapewne chętnie by do tamtych czasów wrócił. Pełna dokumentacja na jego temat znajduje się w IPN-nie. Założę się o karton papieru toaletowego, że sędzia X o tą dokumentację do IPN-u się nie zwrócił..."
Ale niestety także i opinia, świadcząca o idealizmie graniczącym z niebezpieczną fazą naiwności:
"Jako lekarz, mam nadzieję, że psychiatrzy staną na wysokości zadania i w ramach orzeczenia opublikują list z przeprosinami do Jarosława Kaczyńskiego, z przeprosinami za tych wszystkich kolegów, którzy za czasów PRL-u takie orzeczenia wydawali i dzięki którym, utrwalił się w głowie sędziego X schemat postępowania."
Trudno bowiem przypuszczać, że ci, którzy postarali się o wybór właściwego sędziego, nie postarają się przy selekcji biegłych psychiatrów.
Powtarzam, i będę to powtarzał do 6 lipca - ostatnią rzeczą, jaką powinien zrobić Jarosław Kaczyński, jest wypełnienie woli tego sądu i stawienie się na zarządzone badania.
Tak, wiem, zmontowano pułapkę, z której nie ma dobrych wyjść. Ale są lepsze i gorsze.
Jarek powinien stanąć przed wszystkimi i oświadczyć - "Nie pójdę dobrowolnie na te badania, ponieważ bezprawnie mnie na nie skierowano i w związku z tym mam prawo przypuszczać, że o ich wyniku także przesądzą moi przeciwnicy polityczni".
Niezależnie bowiem od wyniku tych badań, zgłoszenie się na nie będzie oznaczało zgodę na sądowe bezprawie. A to już nie jest sąd wyborczy, nakazujący mu "tylko" poświadczanie nieprawdy pod dyktando jego politycznych przeciwników. Od tego momentu każdy, choćby trochę tylko fikający władzy, będzie wysyłany, choćby tylko na badania, do psychiatryka.
Z wszelkimi tego konsekwencjami w życiu osobistym, zawodowym i odbiorze społecznym (no przecież musieli go psychiatrzy zbadać!). A za skalę tego społecznego odzewu w jakimś stopniu będzie mógł podziękować Jarosławowi Kaczyńskiemu.
Jeśli zaś psychiatrzy okażą się dostatecznie nagrzani i orzekną jakiekolwiek jego, nawet minimalne kłopoty psychiczne, czeka Kaczyńskiego po pierwsze gehenna odwołań i peregrynacji po przychodniach i szpitalach psychiatrycznych. Z każdym, kolejnym etapem coraz lepiej gruntująca w ludowej legendzie to, o co funkcjonariuszowi sędziemu chodziło. Wariat, nie wariat, ale bez powodu po tych lekarzach się nie włóczy.
Po drugie zaś okrzyki w rodzaju - "Zrobili tak, bo żyjemy w państwie bezprawia!" zabrzmią wówczas nie tylko dużo mniej wiarygodnie. One mogą przynieść katastrofę.
Bo dla kogo największym problemem będzie pogodzenie słów Jarka o państwie bezprawia i tendencjach totalitarnych w III RP, a mówi o tym od dawna, z jego zachowaniem jakby III RP była najzwyklejszym krajem pod słońcem?
Dla tych, których to interesuje, czyli dla jego najwierniejszego elektoratu.
No to nagnijmy rozumowanie do norm obowiązujących w III RP i dosypując nieco desperacji zadajmy pytanie - Kto takim razie będzie mógł z namysłem, w pełni świadomie dojść do wniosku, że Jarek zaczyna się błąkać poza obszarem norm umysłowych i psychicznych?
A i tak będzie to dla niego najlepsza, pełna współczucia opcja.
Bo ten elektorat może przyjąć jeszcze inną ścieżkę rozważań nad jego zachowaniem.
Skoro Jarek w praktyce aprobuje instytucjonalną przemoc, jaką III RP stosuje wobec niego, i poza formalnymi protestami do instytucji tej przemocy używających, w pełni się do ich zaleceń stosuje, to jaką tak naprawdę ma on ofertę dla pragnących walczyć z III RP?
Subskrybuj:
Posty (Atom)