WPŁATY POLSKI do EU 2014 :
17 mld 700 mln 683 tys. zł.
1 mld 492 mln / mies
poniedziałek, 8 sierpnia 2011
C e l P o l s k i
Wrocławski Komitet
Może uda nam się stworzyc wspólny ruch oddolny i polączyc w Jedno. Od naszej niezłomności zależy.
Boże, pobłogosław Polaków
Projekt preambuły nowej konstytucji Korony Polskiej
„BOŻE, POBŁOGOSŁAW POLAKÓW”
Narodowe wyznanie wiary
W Imię Ojca i Syna i Ducha św.
My, członkowie narodu polskiego, na początku nowego tysiąclecia, z odpowiedzialnością za każdego Polaka, wyznajemy co następuje:
Jesteśmy dumni, że nasz pierwszy władca, książę Mieszko przed ponad tysiącem lat osadził polskie państwo na trwałych fundamentach, a naszą ojczyznę uczynił częścią chrześcijańskiej Europy.
Jesteśmy dumni z naszych przodków, którzy walczyli o przetrwanie naszego kraju, jego wolność i niepodległość.
Jesteśmy dumni z powodu wielkich dzieł duchowych Polaków.
Jesteśmy dumni, że nasz naród przez stulecia bronił w walkach Europę, a swoimi talentami i pracowitością pomnażał jej wspólne wartości.
Uznajemy kluczową dla podtrzymania naszego narodu rolę chrześcijaństwa.
Szanujemy różne tradycje religijne naszego kraju.
Obiecujemy, że zachowamy jedność duchową narodu, która w wichrach minionych stuleciach rozerwana została na części.
Narodowości i grupy etniczne żyjące w Polsce uważamy za część narodu polskiego.
Zobowiązujemy się, że będziemy chronić i pielęgnować nasze dziedzictwo, polską kulturę, niepowtarzalny język oraz wytwory natury i dzieła człowieka w rejonie od Bałtyku po Karpaty i Sudety.
Czujemy odpowiedzialność wobec naszych potomków, dlatego rozumnie korzystając ze źródeł materialnych, duchowych i naturalnych, chcemy dla tych, którzy przyjdą po nas, zachować godne warunki życia.
Wierzymy, że nasza kultura narodowa jest wkładem do różnorodnej jedności europejskiej. Szanujemy wolność i kulturę innych ludów, staramy się o współdziałanie z każdym narodem świata.
Wyznajemy, że podstawą ludzkiego istnienia jest godność człowieka.
Wyznajemy, że wolność człowieka może urzeczywistnić się tylko we współdziałaniu z innymi.
Wyznajemy, że najważniejszymi ramami naszego współistnienia są rodzina i naród, a podstawowymi wartościami naszej jedności pozostają wierność, wiara i miłość.
Wyznajemy, że podstawą siły wspólnoty i poszanowania każdego człowieka jest praca, dzieło ludzkiego ducha.
Wyznajemy obowiązek niesienia pomocy pokrzywdzonym i ubogim.
Wyznajemy, że wspólnym celem obywatela i państwa jest dobre życie, bezpieczeństwo, ład, sprawiedliwość, pełnia wolności.
Wyznajemy, że prawdziwe rządy ludu są tam, gdzie państwo służy swoim obywatelom i rozwiązuje ich problemy sprawiedliwie, bez nadużyć i stronniczości.
Szanujemy osiągnięcia naszej pierwszej konstytucji oraz Koronę Polską, która ucieleśnia konstytucyjną ciągłość państwową Polski i jedność narodu.
Nie uznajemy czasowego zawieszenia naszej historycznej konstytucji spowodowanego rozbiorami.
Odrzucamy przedawnienie nieludzkich zbrodni dokonanych przeciwko narodowi polskiemu i jego obywatelom przez rządzącą dyktaturę komunistów.
Nie uznajemy prawnej ciągłości komunistycznej „konstytucji” z 1952 roku, która była podstawą reżimu, dlatego ogłaszamy jej nieważność.
Zgadzamy się, że nasza dzisiejsza wolność wyrasta z Powstania Poznańskiego 1956 roku.
Uznajemy, że powrót samostanowienia państwowego naszej ojczyzny, utraconego do jure 28 czerwca 1945 a de facto 22 lipca 1944 roku, jeszcze nie nastąpił i będzie nim dzień wyborów Konstytuanty.
Ten dzień uznajemy za początek nowej demokracji i konstytucyjnego porządku naszej ojczyzny.
Uznajemy, że po dziesięcioleciach XX wieku, prowadzących do moralnej zapaści, istnieje niezbędna potrzeba duchowej odnowy.
Pokładamy ufność we wspólnie tworzonej przyszłości i w świadomości powołania młodych pokoleń.
Wierzymy, że nasze dzieci i wnuki swymi talentami, wytrwałością i duchowymi wysiłkami na nowo uczynią Polskę wielką.
Nasza konstytucja jest podstawą naszego porządku prawnego – to umowa między Polakami, tymi z przeszłości, z teraźniejszości i z przyszłości.
Jest ona żywą ramą, która wyraża wolę narodu i określa formę, w jakiej chcemy żyć.
My, obywatele Polski, jesteśmy gotowi budować ład naszego kraju na współpracy całego narodu.
Odwołując się do czasów świetności i chwalebnych dokonań, my, obywatele Polski, jesteśmy gotowi odbudować wespół z naszymi sąsiadami Rzeczpospolitą Wielu Narodów, z Chrystusem Królem jako władcą
Amen.
[ dwie poprawki ode mnie, dodałam na początku znak chrześcijan "w imię Ojca..." i na końcu monarchę dziedzicznego zamienilam na Chrystusa Króla. Proszę o uwagi]
Zazdrościmy węgierskim patriotom, że im się udało ... Jednak niewielu z nas zdaje sobie sprawę, jak wielką pracę „u podstaw” wykonano. Blisko 10 lat trwało budowanie społecznego zaplecza społecznego, które politykom umożliwiło uzyskanie w parlamencie większości konstytucyjnej. A tylko taka większość stwarza warunki do przebudowania fundamentów ustrojowych państwa.
Umowa z Magdalenki, firmowana medialnym spektaklem Okrągłego Stołu zbudowała współczesne polskie państwo na marnych fundamentach. Incydentalne próby wzmacniania tychże (rząd Jana Olszewskiego i rządy PiS) udowodniły, że bez rewolucji ustrojowej nie da się przeprowadzić gruntowych zmian.
Pytanie: czy w Polsce da się powtórzyć wariant węgierski, musi być poprzedzone przede wszystkim odpowiedzią na pytanie o polską scenę polityczną. Człowiek nie z naszej bajki, generał Czesław Petelicki w jednym z wywiadów stwierdził, że spór na linii Donald Tusk - Jarosław Kaczyński, czy wcześniejszy spór Donalda Tuska z Lechem Kaczyńskim, (...) to jest amerykański wrestling, na który frajerzy kupują bilety, licząc że któryś z zawodników zrobi sobie krzywdę, a to (...) zapasy tak ustawione, że nikt sobie krzywdy zrobić nie może[1].
Spór ten tak mocno zaciążył na sposobie postrzegania rzeczywistości, że większość z nas nie zauważyła sytuacji, w której to Opatrzność dała politykom „węgierskie narzędzie” do ręki. Stały się nimi społeczne komitety poparcia na rzecz prezydentury... Niestety adresat tego poparcia, a przede wszystkim jego zaplecze polityczne, nie potrafiło, bądź – co gorsze – może nawet nie chciało wykorzystać! A fala społecznej aktywności nie dała się w całości skanalizować ...
Zbliżają się wybory. Aktualnym staje się zatem pytanie o celowość współuczestniczenia w show wrestlingu... Wydaje się, że ten model uprawiania polityki zużył się!
Odpowiedź na pytanie o przyszłość związana może być z działaniami niezależnej od czynników politycznych części społecznej fali 2010 roku. Lokalne fale, jeśli spowodują w swoim najbliższym otoczeniu istotne procesy naprawy kulejącej rzeczywistości, w pewnym momencie zjednoczone, mogą doprowadzić do powstania ogólnopolskiego ruchu na rzecz reformy państwa. Przykład naszej Solidarności A.D.1980 i amerykańskiej Tea Party dowodzi, że z taką siłą musi liczyć się każdy, a sama siła staje się pożądanym partnerem koalicyjnym. Być może w Polsce musiałaby rządzić samodzielnie ...
Aby do tego doprowadzić należałoby – zgodnie z zasadami wojskowości – właściwie gospodarować przede wszystkim zasobami ludzkimi. Proces zmarnowania społecznej aktywności ruchu 10 kwietnia winien być przestrogą!
Wydaje się zatem, że udział we wrestlingu należałoby odpuścić, wykorzystując posiadane zasoby na rzecz budowania mocnego zaplecza w swoich najbliższych otoczeniach. Dopiero skonsolidowane, wokół spraw lokalnych środowiska, zjednoczone wokół spraw miejskich lub regionalnych będą w stanie podejmować działania ogólnokrajowe.
Odpowiedź na pytanie: czy Polska przetrwa, interesuje niewielu. Ludzie żyją tu i teraz. Do nielicznych aspirujących do roli inteligentów należy poszukiwanie dróg wyjścia.
Twórzmy, bądź przekształcajmy istniejące komitety w Kluby im. Victora Orbána, w których jedyną formą członkowską będzie DZIAŁANIE ! Gadułom i pięknoduchom dziękujemy !
Być może wówczas uda się nam powtórzyć w Polsce wariant węgierski A.D. 2010/2011.
Szanowni Państwo,
Obydwa teksty zostały opublikowane w kolejnym numerze PATRIOTY, który możecie Państwo pobrać ze znajdującego się poniżej załącznika i wydrukować w potrzebnej liczbie egzemplarzy. Gorąco zachęcamy do angażowania się w kolportaż naszej gazety i propagowanie zawartych w niej treści.
Redakcja Serwisu
www.wroclawskikomitet.pl
POpolsza 2011* Wspomnienie z Polski 1944
Wspomnienia z Powstania Warszawskiego - Część 37
Maria Miłodrowska lekarz - cd.Naraziłam się komendantowi M. W stołówce, przy całym personelu. odebrał mi prawo ustalania kolejności zabiegów (nie miałam wówczas skończonej medycyny). Przełknęłam pigułkę, ale i tak zwycięstwo było po mojej stronie - nadal pełniłam tę funkcję, bo nikogo nie wskazał w zastępstwie.
Przynoszą chłopca około 14-15 lat, rozdarta klatka piersiowa, w której szaleje obnażone, zranione serce. Przytomny!!! Takie bijące serce widziałam tylko na ćwiczeniach fizjologii - u żaby. Tu miota się serce człowieka - dziecka... Przychodzi dwóch nieco starszych kolegów z karabinami na ramionach:
- Co powiedzieć Zośce?
Pełna odwagi, dostojna, dojrzała, z trudem wypowiedziana odpowiedź:
- Powiedz jak było.
To były jedyne słowa. W głosie kolegi słychać tłumione łkanie, gdy mówi:
- Z nami też tak będzie.
W tył zwrot, wracają do swoich bojowych obowiązków. Chirurg, ten starszy, już usiłuje zeszyć ranę serca - igła rozdziera je jeszcze bardziej... Ach! Czemu nie dr Masiukiewicz - myślę, ale czy on nadążyłby z igłą za skurczami miotającego się serca?
Na salę wnoszą młodego, silnego mężczyznę - zapalenie otrzewnej. Zdumiewające! Skąd? Narkoza. Chirurg bierze nóż, nacięcie skóry napiętego brzucha i nagle chory umiera. Na salę wpadają chłopcy:
- To był nasz więzień! Był na usługach Niemców, skoczył z pierwszego piętra na strażnika, chciał go obezwładnić, może zabić.
Jesteśmy jak sparaliżowani. Nikt nie kwapi się do zdjęcia zwłok ze stołu. A tak zwykle czule i serdecznie zdejmujemy poszarpane ciała tych naszych drogich umarłych. Wreszcie dwaj chłopcy-sanitariusze zdejmują, kładą na nosze, zaplatają ręce na piersiach. Nagi, silnie zbudowany mężczyzna, o ciemnych oczach i krzaczastych brwiach, robi wrażenie groźnego posągu.
A oto łączniczka, młoda, drobna dziewczynka, prawie dziecko. Nie żyje. Nie ma żadnych obrażeń? Dokładne oględziny. Pod prawą piersią ranka wielkości grochu.
- Wątroba - wyrokuje dr Masiukiewicz krótko. Obok smutny, młody chłopiec - mąż - podobno pobrali się tego ranka.
- Trzeba oszczędzać denaturat - apeluję. Zarówno dr Masiukiewicza jak i siostrę operacyjną drażni moje skąpstwo.
Od jakiegoś czasu mamy dużo wody. Wywiercono studnię w piwnicy. Personel dostaje jedno wiadro na osobę dziennie.
W moim mieszkaniu jest stale 13 osob. W tym kobiety "spod czołgów". Przyszedł również z bratem ranny w rękę Henryk Borowski - aktor - mój kuzyn. Ważne, że mogą się myć. Mój hotel w domu zmienia gości, ale feralna "13-ka" zawsze się utrzymuje.
Trudno operować przy stale sypiących się tynkach i ogłuszającym huku rozszarpujących się pocisków. Przenosimy salę operacyjną do piwnic, od frontu. Jest spokojnie. Chorzy pozostają na pierwszym i drugim piętrze, ale piwnice też są zastawione łóżkami.
O zmierzchu słychać spod okna, na ulicy, odgłos kroków - to żołnierze idą do akcji.
- To straszne, za chwilę przyniosą nam ich na noszach - myślę głośno.
- Pani cierpi za miliony - odpowiada komendant, dr "Moszczeński".
Pewnego dnia przybiega do mnie sąsiad z mego domu. Wzywa mnie nie mówiąc o co idzie. Przechodzimy wyrąbanymi między piwnicami otworami (w tym czasie domy były tak połączone dla bezpieczeństwa). Jest już wieczór. Mrok. Odarta z tynków ściana domu - gołe cegły tworzą jakiś niesamowity podkład dla sceny, która właśnie odbywa się na dole na podwórzu. Zwarty tłum, z głowami pochylonymi, w śmiertelnej ciszy, wolniutko przesuwa się po wilgotnym asfalcie podwórza. Wygląda to na jakieś tajemnicze, budzące grozę misterium-taniec. Obserwuję tę scenę, ogarnia mnie lęk:
- Co to jest? - pytam.
- Worek chleba zrzucono z samolotu, gromada rzuciła się i ciągną go, każdy w swoją stronę.
W pewnej chwili worek pęka - ktoś podobno zdołał przeciąć go scyzorykiem. Suchary padają na bruk, w błoto... ludzie wyławiają je z błota - też w ciszy. Taniec chleba zakończony.
Wyglądam z okna mego domu na dom przeciwległy. Tam, na piątym piętrze, widzę kogoś spoglądającego przez lornetkę w kierunku ulicy Piusa. Nagle ze spalonego domu znajdującego się ukośnie po prawej stronie strzela snop ognia w kierunku obserwującego. Czy zabity? Zbiegam do szpitala. Melduję. Polowanie na "gołębiarzy" takie trudne, przypłacił je życiem nasz dozorca. W czasie intensywnych bombardowań, w krotkich przerwach, słychać jakieś pojedyncze strzały z dachu tuż, tuż. Czy to znaki umówione informujące o celności ataku? - nikt nie wie... Ale tego "gołębiarza" złapali chłopcy. Wdrapali sie na któreś tam piętro spalonego domu, znaleźli jedzenie, jakieś rzeczy, czatowali - przyszedł... To chyba on strzelał do chorych ludzi idacych do kaplicy na Wilczej 7. Bo i oni trafiali do nas.
W szpitalu zatrzymuję dr Maciejewskiego:
- Przed domem Mokotowska 57 zawsze stoi jakiś człowiek. Czy nie warto go poobserwować? - pytam.
Po kilku godzinach wzywają mnie do pokoju komendanta "Moszczeńskiego". Przed drzwiami dwóch młodych powstańców z pepeszami. Wchodzę. Dr "Moszczeński" za stołem i chyba jeszcze dwie jakieś ważne postacie. Z boku siedzi na krześle mój "człowiek z bramy".
Cdn.
http://lubczasopismo.salon24.pl/pis-reporter/post/330513,wspomnienia-z-powstania-warszawskiego-czesc-37
Subskrybuj:
Posty (Atom)