WPŁATY POLSKI do EU 2014 :
17 mld 700 mln 683 tys. zł.
1 mld 492 mln / mies
sobota, 22 października 2011
w kRaju 400$ miesięcznie
MOTTO:
P a m i ę ć
C ó ś ...
( )
Rodzina mojego kolegi dorobiła się przez lata pracy w Chicago wielkich pieniędzy. Jedynym ich problemem, który pozostał im na stare lata było to, że gdy wstaną rano o 8:00 to muszą przesuwać leżaki i parasole na wschodniej werandzie ich domu, by nie oślepiało ich słońce, a gdy poleżą w łóżku do 11:00 to nie muszą, bo słońce samo już przejdzie i nie będzie ich raziło. Sączyli winko, podjadali frykasy zakupione w polskim sklepie w Chicago, zimy spędzali w drugim swoim domu na Florydzie, a wakacje na Dominikanie lub w Meksyku i... I coś im odbiło, by to wszystko zostawić i wrócić do Polski.
Miliony dolarów na koncie, więc problem egzystencjalny w postaci - jak dotrwać do 1szego absolutnie ich nie dotyczył. Wybudowali wielki dom w małym (chociaż kiedyś wojewódzkim) mieście wschodniej Polski. Dom wykończony tak, jak na milionerów przystało. Nawet wielki, stylowy stół przywieźli ze sobą z USA, by w nowym domu pozostało coś ze starej Ameryki. Pomieszkali niespełna rok i... Ten kraj nie jest dla nas! A dokładniej: TO NIE JEST KRAJ DLA LUDZI...!
To państwo nie nadaje się do spokojnego życia zarówno dla młodych, jak i starych. Dla bogatych i dla biednych. Dla mądrych i dla głupich. Tu trzeba po prostu się urodzić, wychować, przywyknąć do tej wegetacji i zwiędnąć na stare lata. Albo po prostu umieć kombinować, czego oni w USA nie musieli nigdy robić. A to, że jednemu promilowi czy w porywach aż jednemu procentowi społeczeństwa żyje się "jako tako", to jest tylko potwierdzeniem, że reszcie się wegetuje.
O miejsca parkingowe pod marketami toczy się istna wojna, zero uprzejmości, ustąpienia, uśmiechu. Zaciśnięte usta, oczy szaleńca i kierownica mało nie wyrwana z drążka kierowniczego, by tylko wcisnąć się przed kogoś na parkingu, przed światłami, na każdej zwężce czy wahadle. Miejsca zarezerwowane dla inwalidów pozajmowane najczęściej przez rosłych, pełnosprawnych młodzieńców. Policja jest nie od chronienia i bronienia jak w USA, ale do przypieprzania się o wszystko. O badania techniczne, lampy świecące na wprost, a nie w prawo, o brak europejskiej homologacji na kloszach. W USA auto ma tylko mieć sprawne światła STOPu i aktualny znaczek na tablicy rejestracyjnej i tyle. Jego posiadanie w USA to nie luksus, tylko konieczność. Przecież nie dla szpanu pan Johny z Chicago przywiózł sobie wielkiego terenowego Cadillaca - on po prostu miał go tu od zawsze, nie z racji marki czy prestiżu, a z racji tego, że może do niego zapakować wszystko i wygodnie dojechać do celu. A że spala więcej, niż ciężarówka...? W USA i tak jeżdżenie nim wychodziło taniej, niż w Polsce Seicentem przerobionym na gaz...
Ludzie ogólnie tu tacy nieuprzejmi, zawistni, zadający sobie wiele trudu nie po to, by im było dobrze, ale by rzucić inny, kłodę pod nogi. Baa... nie tylko ludzie, ale i całe państwo i jego biurokratyczna machina!
Wulgaryzm goni wulgaryzm na ulicach, na chodnikach, w rozmowach ludzi na ulicach, wśród gówniarzy, w ustach polityków - państwo patologii językowej. Zawiść, chamstwo, złośliwość. Wszystkie urzędy w hiperbiurokratycznym państwie okolejkowane bez możliwości załatwienia czegokolwiek przez telefon czy internet. Urzędnicy nieuprzejmi. Petent czuje się intruzem. W USA też są urzędy i konieczność chodzenia do nich, ale tam przynajmniej wszystko jest z uśmiechem, a nie z oburzeniem, że petent będący w tym urzędzie 1szy raz nie wie, gdzie ma iść, jaki druk pobrać, jak go wypełnić. Uśmiech urzędników (szyderczy) pojawia się jedynie wtedy, gdy pan Johny przekręci jakieś polskie słowo.
Płatne reklamówki w sklepach, "Hurry Up, HURRY UP!" zdają się krzyczeć kasjerki w markecie i każdy klient w kolejce. Zakupów nikt nie pakuje (no prócz Auchan), wózki marketowe z kaucją, a jak po odprowadzeniu wózka zapomni się wyciągnąć złotówkę, to ta chwilę później jest już zaje... znika. Prawo do zwrotu towarów to w Polsce jakiś mit, w USA można oddać wszystko, nawet jeśli to używaliśmy i przestało nam się podobać, a w Polsce nawet nieużywanej rzeczy z nieotwartego opakowania nie chcą przyjąć.
To narzekanie wszystkich i na wszystko. Żadnego tam amerykańskiego, "Dont worry, be happy!", "Head Up!", "Good for You", tylko polskie odpowiedniki stanu rzeczy: "O kurwa!", "O ja pierdolę!", "W pizdu!". Wszędzie zamiast pocieszenia i przytulenia, kop w jaja i nóż w plecy. No i wszechobecny krzyż na drogę. Ten sprzed pałacu największy...
Włącza się TV i tylko ryje, ryje, ryje - te oderwane niedawno od chlewa i te dorwane do koryta. Zero tzw. newsów z dupy, o niczym, rozweselających czy rozładowujących napięcie. Zero humoru. A humor w polskich programach satyrycznych (typu Szymon Show, to nieudolna kopia tego, co już dawno widzieli u Jay Leno). Polscy politycy wciskający amerykańską kiełbasę wyborczą. Nie dziwne, że pan Johnemy od razu musiał wziąć większe dawki leków na ciśnienie. Tylko krew, wojny, podwyżki, kryzys. W USA, teoretycznej kolebce tego całego kryzysu nie gada się o nim tyle, co w Polsce. Nawet niedołężne emerytki zioną agresją, i naparzają parasolkami, gdy ktoś im chce krzyż sprzed Pałacu zabrać. Tu po prostu nie da się obejrzeć 15minutowych wiadomości, by nie łapać się co chwilę za serce!
A rozchorować w Polsce się można patrząc na same kolejki u lekarzy. Płacąc za wizytę prywatną, lekarze mający się za gwiazdy medycyny są szorstcy jak bruk na który powinni być wypieprzani z tych swoich gabinetów. W USA pacjent może czuć się jak obiekt szczenięcej miłości nastolatków. Lekarz lata wokół pacjenta jak pies za suczką, pyta jak sługa sułtana w czym jeszcze może pomóc, jak ulżyć w bólu, a w Polsce dwa burknięcia na krzyż i 100zł się należy, bo w kolejce tego typu pacjentów ma kilkunastu.
Itd. Itp. Codziennie, dozgonnie. A by zgon nastąpił o kilka lat później, niż zapewne nastąpiłby w Polsce, Chicagowcy postanowili wrócić do USA.
Sprzedali dom jakiemuś miejskiemu cwaniaczkowi, który wykupiwszy kilkadziesiąt hektarów, jedyne co na swoich ziemiach robi, to patrzy jak mu rośnie ekologiczna łąka za której doglądanie bierze od Unii kilkadziesiąt tys. zł rocznie. W USA nikt nikomu nie płaci za patrzenie, jak mu trawa, łąka, oset czy orzech włoski rośnie. Za to jego patrzenie i liczenie setek tysięcy złotych dotacji przyjdzie zapłacić nam wszystkim w wyższych podatkach. Nie ma nic za darmo - Ameryka się już o tym przekonała, Europę czeka tego typu pobudka o wiele bardziej dotkliwa.
- Jak pan chce, możemy panu zostawić ten piękny stół. Kosztował 30tys. USD, a my oddamy go panu za 20tys. PLN - zapytali na odjezdne Chicagowcy.
- A pooo cooo mi taki stuł - zapytał z wiejskim akcentem nowy właściciel domu. Jóżem tu ło, w sklepie na rogó zamuwił pikne meblie z płyty pilśniowej
A zatem bogaci Chicagowcy zapakowali do wynajętych kontenerów zarówno ów stół jak, jak i samochód oraz resztę swoich rzeczy i odesłali sobie do USA. Nie wzięli nic z zakupionych w międzyczasie rzeczy w Polsce, by im nie przypominały tego błędu, jakim była próba powrotu do Ojczyzny..
Czy w Polsce jest tak źle? Mi jeszcze naiwnie się wydaje, że nie jest... A Wam?
http://stany.blog.pl/
... i P o l s k a, przed 23 VIII 1939
OKOCIM, Rzplita Polska, lata XXX-te
P a m i ę ć
Powrót do Ojczyzny
[...] W obskurnej części jednego z nowojorskich cmentarzy jest zapomniana żołnierska mogiła tragicznie zmarłego Generała brygady Bolesława Wieniawy Długoszowskiego. Dla tych co go znali osobiście i zapomnieli, nie ważnym jest gdzie jego prochy się znajdują. Dla tych co o nim tylko słyszeli to też obojętne. Natomiast dla Polski i przyszłych pokoleń ludzie pokroju Wieniawy nie mogą ulec zapomnieniu. Prochy Generała winny być zwrócone Ziemi Ojczystej gdzie należny szacunek dla pamięci tego człowieka zostanie oddany.
Oddany zgodnie z Polskimi zwyczajami i z Polską tradycją. Zwracam się do wszystkich, którym ta tradycja przemawia do serca aby w swoim zakresie sprawę przeniesienia prochów Generała Wieniawy odpowiednio nagłośnili w swoich środowiskach. Poprzez działania w sferach kultury, w sferach historii, w sferach wydawniczych i innych w wielkim stopniu oddziaływujecie Państwo na świadomość społeczną w Kraju jak i za jego granicami. Nie zapomnijmy, że Ojczyzna to ziemia i groby? Zwróćmy Ojczyźnie prochy Generała Wieniawy Długoszewskiego. Jako Naród nie pozwólmy o nim zapomnieć, bo "Narody tracąc pamięć, tracą życie". [...]
Oddany zgodnie z Polskimi zwyczajami i z Polską tradycją. Zwracam się do wszystkich, którym ta tradycja przemawia do serca aby w swoim zakresie sprawę przeniesienia prochów Generała Wieniawy odpowiednio nagłośnili w swoich środowiskach. Poprzez działania w sferach kultury, w sferach historii, w sferach wydawniczych i innych w wielkim stopniu oddziaływujecie Państwo na świadomość społeczną w Kraju jak i za jego granicami. Nie zapomnijmy, że Ojczyzna to ziemia i groby? Zwróćmy Ojczyźnie prochy Generała Wieniawy Długoszewskiego. Jako Naród nie pozwólmy o nim zapomnieć, bo "Narody tracąc pamięć, tracą życie". [...]
Michael R. Milford
71-17 Harrow Street
Forest Hills, New
York 11375 USA
pmilford@monmouth.com
********************************************************************
C ó ś ...
( )
Rodzina mojego kolegi dorobiła się przez lata pracy w Chicago wielkich pieniędzy. Jedynym ich problemem, który pozostał im na stare lata było to, że gdy wstaną rano o 8:00 to muszą przesuwać leżaki i parasole na wschodniej werandzie ich domu, by nie oślepiało ich słońce, a gdy poleżą w łóżku do 11:00 to nie muszą, bo słońce samo już przejdzie i nie będzie ich raziło. Sączyli winko, podjadali frykasy zakupione w polskim sklepie w Chicago, zimy spędzali w drugim swoim domu na Florydzie, a wakacje na Dominikanie lub w Meksyku i... I coś im odbiło, by to wszystko zostawić i wrócić do Polski.
Miliony dolarów na koncie, więc problem egzystencjalny w postaci - jak dotrwać do 1szego absolutnie ich nie dotyczył. Wybudowali wielki dom w małym (chociaż kiedyś wojewódzkim) mieście wschodniej Polski. Dom wykończony tak, jak na milionerów przystało. Nawet wielki, stylowy stół przywieźli ze sobą z USA, by w nowym domu pozostało coś ze starej Ameryki. Pomieszkali niespełna rok i... Ten kraj nie jest dla nas! A dokładniej: TO NIE JEST KRAJ DLA LUDZI...!
To państwo nie nadaje się do spokojnego życia zarówno dla młodych, jak i starych. Dla bogatych i dla biednych. Dla mądrych i dla głupich. Tu trzeba po prostu się urodzić, wychować, przywyknąć do tej wegetacji i zwiędnąć na stare lata. Albo po prostu umieć kombinować, czego oni w USA nie musieli nigdy robić. A to, że jednemu promilowi czy w porywach aż jednemu procentowi społeczeństwa żyje się "jako tako", to jest tylko potwierdzeniem, że reszcie się wegetuje.
Bo czy życiem można tak naprawdę nazwać to, że większość Polaków pracuje za 400$ miesięcznie (czyli za 4x mniej, niż najgorzej opłacani Amerykanie), a prawie wszystko mamy droższe niż w USA. Paliwa, prąd, gaz, żywność, mieszkania.Czy normalne jest to, że nie mamy czym jeździć, po czym jeździć, dokąd się śpieszyć, a każdy zapierdala tak, jakby przejażdżka po mieście o dowolnej porze dnia lub nocy była walką o pole position w Formule 1. W USA przez kilkadziesiąt lat nie mieli tylu drogowych zagrożeń życia, co w Polsce po przejechaniu kilkuset kilometrów (pomimo tego, że Chicago i rozbestwieni tam Meksykanie do najostrożniejszych kierowców nie należą). Jednak na pewno nie do samobójców drogowych! W Polsce co chwilę wyprzedzanie z oglądaniem się na amerykańskiego "marudera" (jadącego "tylko" 10-15km więcej niż to dozwolone), a czasem i pokazanie mu międzynarodowego znaku pokoju (wyprostowanym środkowym palcem).
O miejsca parkingowe pod marketami toczy się istna wojna, zero uprzejmości, ustąpienia, uśmiechu. Zaciśnięte usta, oczy szaleńca i kierownica mało nie wyrwana z drążka kierowniczego, by tylko wcisnąć się przed kogoś na parkingu, przed światłami, na każdej zwężce czy wahadle. Miejsca zarezerwowane dla inwalidów pozajmowane najczęściej przez rosłych, pełnosprawnych młodzieńców. Policja jest nie od chronienia i bronienia jak w USA, ale do przypieprzania się o wszystko. O badania techniczne, lampy świecące na wprost, a nie w prawo, o brak europejskiej homologacji na kloszach. W USA auto ma tylko mieć sprawne światła STOPu i aktualny znaczek na tablicy rejestracyjnej i tyle. Jego posiadanie w USA to nie luksus, tylko konieczność. Przecież nie dla szpanu pan Johny z Chicago przywiózł sobie wielkiego terenowego Cadillaca - on po prostu miał go tu od zawsze, nie z racji marki czy prestiżu, a z racji tego, że może do niego zapakować wszystko i wygodnie dojechać do celu. A że spala więcej, niż ciężarówka...? W USA i tak jeżdżenie nim wychodziło taniej, niż w Polsce Seicentem przerobionym na gaz...
Ludzie ogólnie tu tacy nieuprzejmi, zawistni, zadający sobie wiele trudu nie po to, by im było dobrze, ale by rzucić inny, kłodę pod nogi. Baa... nie tylko ludzie, ale i całe państwo i jego biurokratyczna machina!
Wulgaryzm goni wulgaryzm na ulicach, na chodnikach, w rozmowach ludzi na ulicach, wśród gówniarzy, w ustach polityków - państwo patologii językowej. Zawiść, chamstwo, złośliwość. Wszystkie urzędy w hiperbiurokratycznym państwie okolejkowane bez możliwości załatwienia czegokolwiek przez telefon czy internet. Urzędnicy nieuprzejmi. Petent czuje się intruzem. W USA też są urzędy i konieczność chodzenia do nich, ale tam przynajmniej wszystko jest z uśmiechem, a nie z oburzeniem, że petent będący w tym urzędzie 1szy raz nie wie, gdzie ma iść, jaki druk pobrać, jak go wypełnić. Uśmiech urzędników (szyderczy) pojawia się jedynie wtedy, gdy pan Johny przekręci jakieś polskie słowo.
Płatne reklamówki w sklepach, "Hurry Up, HURRY UP!" zdają się krzyczeć kasjerki w markecie i każdy klient w kolejce. Zakupów nikt nie pakuje (no prócz Auchan), wózki marketowe z kaucją, a jak po odprowadzeniu wózka zapomni się wyciągnąć złotówkę, to ta chwilę później jest już zaje... znika. Prawo do zwrotu towarów to w Polsce jakiś mit, w USA można oddać wszystko, nawet jeśli to używaliśmy i przestało nam się podobać, a w Polsce nawet nieużywanej rzeczy z nieotwartego opakowania nie chcą przyjąć.
To narzekanie wszystkich i na wszystko. Żadnego tam amerykańskiego, "Dont worry, be happy!", "Head Up!", "Good for You", tylko polskie odpowiedniki stanu rzeczy: "O kurwa!", "O ja pierdolę!", "W pizdu!". Wszędzie zamiast pocieszenia i przytulenia, kop w jaja i nóż w plecy. No i wszechobecny krzyż na drogę. Ten sprzed pałacu największy...
Włącza się TV i tylko ryje, ryje, ryje - te oderwane niedawno od chlewa i te dorwane do koryta. Zero tzw. newsów z dupy, o niczym, rozweselających czy rozładowujących napięcie. Zero humoru. A humor w polskich programach satyrycznych (typu Szymon Show, to nieudolna kopia tego, co już dawno widzieli u Jay Leno). Polscy politycy wciskający amerykańską kiełbasę wyborczą. Nie dziwne, że pan Johnemy od razu musiał wziąć większe dawki leków na ciśnienie. Tylko krew, wojny, podwyżki, kryzys. W USA, teoretycznej kolebce tego całego kryzysu nie gada się o nim tyle, co w Polsce. Nawet niedołężne emerytki zioną agresją, i naparzają parasolkami, gdy ktoś im chce krzyż sprzed Pałacu zabrać. Tu po prostu nie da się obejrzeć 15minutowych wiadomości, by nie łapać się co chwilę za serce!
A rozchorować w Polsce się można patrząc na same kolejki u lekarzy. Płacąc za wizytę prywatną, lekarze mający się za gwiazdy medycyny są szorstcy jak bruk na który powinni być wypieprzani z tych swoich gabinetów. W USA pacjent może czuć się jak obiekt szczenięcej miłości nastolatków. Lekarz lata wokół pacjenta jak pies za suczką, pyta jak sługa sułtana w czym jeszcze może pomóc, jak ulżyć w bólu, a w Polsce dwa burknięcia na krzyż i 100zł się należy, bo w kolejce tego typu pacjentów ma kilkunastu.
Itd. Itp. Codziennie, dozgonnie. A by zgon nastąpił o kilka lat później, niż zapewne nastąpiłby w Polsce, Chicagowcy postanowili wrócić do USA.
Sprzedali dom jakiemuś miejskiemu cwaniaczkowi, który wykupiwszy kilkadziesiąt hektarów, jedyne co na swoich ziemiach robi, to patrzy jak mu rośnie ekologiczna łąka za której doglądanie bierze od Unii kilkadziesiąt tys. zł rocznie. W USA nikt nikomu nie płaci za patrzenie, jak mu trawa, łąka, oset czy orzech włoski rośnie. Za to jego patrzenie i liczenie setek tysięcy złotych dotacji przyjdzie zapłacić nam wszystkim w wyższych podatkach. Nie ma nic za darmo - Ameryka się już o tym przekonała, Europę czeka tego typu pobudka o wiele bardziej dotkliwa.
- Jak pan chce, możemy panu zostawić ten piękny stół. Kosztował 30tys. USD, a my oddamy go panu za 20tys. PLN - zapytali na odjezdne Chicagowcy.
- A pooo cooo mi taki stuł - zapytał z wiejskim akcentem nowy właściciel domu. Jóżem tu ło, w sklepie na rogó zamuwił pikne meblie z płyty pilśniowej
A zatem bogaci Chicagowcy zapakowali do wynajętych kontenerów zarówno ów stół jak, jak i samochód oraz resztę swoich rzeczy i odesłali sobie do USA. Nie wzięli nic z zakupionych w międzyczasie rzeczy w Polsce, by im nie przypominały tego błędu, jakim była próba powrotu do Ojczyzny..
Czy w Polsce jest tak źle? Mi jeszcze naiwnie się wydaje, że nie jest... A Wam?
http://stany.blog.pl/
... i P o l s k a, przed 23 VIII 1939
OKOCIM, Rzplita Polska, lata XXX-te
Baron Antoni Goetz Okocimski (centralna postać w pierwszym rzędzie)
wraz z Małżonką (w jasnym kapeluszu)
w otoczeniu "kobiet z Okocimia"
b."Wolny" kRaj * b. Huta "Katowice"
" WOLNY ZWIĄZKOWIEC "
Pierwszy numer ukazał się 15 września 1980 r., czyli 11359 dni temu.
* ARCHIWUM "WOLNEGO ZWIĄZKOWCA"
Odejście z grupy ArcelorMittal Poland SA do końca 2012 roku około 3 tys. pracowników celem łagodzenia skutków dosięgającego nas kryzysu zapowiedział Zarząd Spółki. W piątek, 14 października br. zapadła także ostateczna decyzja w sprawie okresowego wstrzymania pracy na Wielkim Piecu nr 3 w Dąbrowie Górniczej, a widmo wstrzymania pracy na Walcowni Średniej stało się równie realne i co najgorsze - bliskie.
Perspektywy dla branży hutniczej nie przedstawiały się dobrze już od dłuższego czasu. Od nowego roku mają bowiem znacznie wzrosnąć koszty produkcji stali, co z pewnością wpłynie na wielkość zamówień powodując ich znaczny spadek. Zagrożeniem dla hutnictwa są restrykcyjne limity emisji dwutlenku węgla narzucone przez Unię Europejską, a to właśnie hutnictwo odpowiada za ok. 4% emisji CO2 i w dalszym ciągu będzie je musiało ograniczać. Do wzrostu kosztu produkcji przyczyni się również planowane wprowadzenie od nowego roku akcyzy na produkty energetyczne.
To jednak nie są jedyne problemy, które dotkną w najbliższym czasie ArcelorMittal Poland SA. Pomimo wielokrotnego powtarzania przez Rząd RP, iż światowy kryzys nas nie dotknie - rzeczywi-stość wydaje się zupełnie inna. Według stanowiska Zarządu ArcelorMittal Poland - to właśnie sytu-acja kryzysowa na świecie spowodowała brak zamówień na wyroby hutnicze, w związku z czym zamówienia dla AMP klasują się w tak niskich wielkościach, iż nie pokrywają nawet możliwości produkcyjnych jednego wielkiego pieca w Dąbrowie Górniczej.
W związku z zaistniałą sytuacją podjęto decyzję o okresowym wstrzymaniu pracy na Wielkim Piecu nr 3 w Dąbrowie Górniczej. Wg pracodawcy - działania powyższe nie doprowadzą do całkowitego jego zamknięcia, lecz nie znany jest również termin jego ponownego uruchomienia.
Utrzymywanie nadal minimalnej wielkości produkcji na dwóch piecach stanowi bowiem znaczne zwiększa zagrożenie bezpieczeństwa i skraca ich żywotność.
W krakowskim oddziale ArcelorMittal Poland zdecydowano utrzymać pracę pieca, gdyż jego zatrzymanie w konsekwencji musiałoby spo-wodować zatrzymanie całej części surowcowej. Wstrzymana zostanie jednak praca na jednej z dwóch taśm spiekalniczych.
Szacuje się, iż obłożenie obu pracujących pieców wyniesie w granicach 80% ich mocy produkcyjnych: 240 tys. ton dąbrowski piec i 75 tys. ton piec w Krakowie.
Ponadto w dąbrowskim oddziale Spółki plano-wane jest okresowe wstrzymanie produkcji na Walcowni Średniej. Powodem jest aktualny brak zbytu na tego rodzaju wyroby. By prze-zwyciężyć zastój - zarząd dokonuje analiz dotyczących pozyskiwania nowych zamówień i prób produkcji nowych profili.
Poważne zagrożenia są także dla utrzymania produkcji drutu spawalniczego w Sosnowcu, gdzie rozpatrywana jest możliwość zatrzyma-nia taśmy.
Niestety, najcięższa sytuacja wydaje się mieć miejsce w dawnej Hucie Królewskiej, gdzie nie wykluczone jest jej całkowite zatrzymanie.
Stabilną sytuację natomiast wydaje się mieć świętochłowicki oddział AMP, który aktualnie wykorzystuje pełne moce przerobowe.
W związku z wystąpieniem tak licznych zagro-żeń i podjęciem drastycznych decyzji dotyczą-cych wstrzymania określonych linii produkcyj-nych - Zarząd przekazał informację o zamia-rze przeprowadzenia kolejnej restrukturyzacji zatrudnienia w całej Grupie AMP, wliczając w to wszystkie Spółki zależne. Decyzją Zarządu z Grupy AMP miałoby odejść do końca 2012 r. 15% aktualnie zatrudnionych pracowników, co stanowi wielkość ok. 3 tys. osób.
W początkowych planach pracodawcy zakła-dano, iż taka restrukturyzacja przeprowadzo-na będzie do końca 2015 r., jednak bacząc na trudną sytuację Spółki - zostanie ona prze-prowadzona w "przyspieszonym trybie". Pra-codawca nie podał żadnych informacji co do zasad czy warunków, na jakich pracownicy mieliby z AMP i spółek odchodzić. Tam, gdzie zostanie wstrzymana praca - planowane jest wysyłanie pracowników na urlopy postojowe.
Na Walcowni Średniej nie został określony termin wstrzymania produkcji. Logicznym by było takie zorganizowanie pracy, by ewentualny przestój wystąpił w II połowie grudnia, czyli w okresie świątecznym.
Pracodawca zapowiedział zmniejszenie do niezbędnego minimum podwykonawców - firm zewnętrznych wykonujących prace na rzecz AMP, celem zaangażowania jak największej liczby pracowników własnych. Nieznane są jeszcze decyzje co do firm użyczających swoich pracowników dla AMP i Spółek, głównie chodzi o Manpower Services i Manpower Transactions.
Decyzją Zarządu wstrzymane zostały wszelkie nowe inwestycje poza długą szyną w dąbrowskim oddziale AMP.
Niestety, ale rzeczywisty, drastyczny wręcz obraz niedalekiej przyszłości dla AMP potwierdził przewidywania Solidarności, która od kilku już lat wskazuje nieprawidłowości w zarządzaniu firmą przez korporację, narzucającą Polskim hutom własne decyzje. Jerzy Goliński jako członek Rady Nadzorczej w AMP wielokrotnie apelował o zmianę podjętych na szczeblu korporacji decyzji, przestrzegając przed ich konsekwencjami.
W AMP oraz Spółkach zależnych wprowadzonych zostało wiele bardzo kosztownych programów mających na celu poczynienie znacznych oszczędności i zmniejszenie kosztów, np. TOP, który miał przynieść niesamowite oszczędności, tymczasem nikt na dzień dzisiejszy nie potrafi wykazać pozytywnych efektów działania tego programu. Gdzie zatem są środki, które udało się zaoszczędzić?
AMP nie reaguje prawidłowo na pojawiające się na rynku zmiany stwarzając lukę, którą natychmiast chytrze wykorzystuje konkurencja.
Niestety, utraconych klientów nie jest łatwo odzyskać, tym bardziej w sytuacji podnoszenia cen wyrobów. Nieudolna polityka handlowa spowodowała, że straciliśmy cały rynek zbytu dla produkcji Walcowni Średniej. W sprzyjającej dla hutnictwa sytuacji w Polsce (budowa stadionów, dróg) - AMP nie potrafi jej wykorzystać oddając tak wielki rynek firmom z zachodu. A największe zyski były, gdy huta produkowała najwięcej. Tymczasem w firmie stworzonej do produkcji stali w ogóle na temat produkcji się nie rozmawia.
Do końca 2011r. w AMP obowiązuje podpisane 12 maja 2011r. Porozumienie ws. działań w okresie zmiennej sytuacji produkcyjnej w AMP SA, w którym uzgodniono, iż pracodawca w przypadku ograniczenia produkcji maksymalnie wykorzysta szkolenia, dodatkowe i uzupełniające dni wolne, urlopy zaległe i bieżące pracowników. W przypadku zwolnienia pracownika z obowiązku świadczenia pracy i przebywania w tym czasie na terenie zakładu pracy - pracownik otrzymywał będzie 80% wynagrodzenia obliczonego jak za urlop wypoczynkowy - z płac I kwartału 2011r., jednak nie mniej niż płaca zasadnicza. Biorąc pod uwagę nową, trudną sytuację AMP - zadaniem Solidarności koniecznym stała się potrzeba negocjacji nowych zapisów tego Porozumienia.
Jak powiedział Jerzy Goiński - Przewodniczący Związku - wyczerpały się możliwości akceptacji dla dalszych brutalnych restrukturyzacji kosztem ludzi. W firmie zaczynają panować warunki obozu pracy. Solidarność na to nie pozwoli. Na piątek, 21 października zwołane zostało posiedzenie ZOK - przedstawicieli Solidarności ze wszystkich oddziałów AMP, gdzie Solidarność podejmie decyzje co do działań celem obrony miejsc pracy.
http://www.solidarnosc.mittal.net.pl/wolny-zwiazkowiec.htm#WYDANIE%20BIE%C5%BB%C4%84CE
Pierwszy numer ukazał się 15 września 1980 r., czyli 11359 dni temu.
* ARCHIWUM "WOLNEGO ZWIĄZKOWCA"
Pierwszy numer ukazał się 15 września 1980 r., czyli 11359 dni temu.
* ( G ) Rok 1980 | * ( G ) Rok 1985 |
* ( G ) Rok 1981 | * ( G ) Rok 1987 |
* ( G ) Rok 1981 - OKRES STRAJKU w HUCIE KATOWICE | * ( G ) Rok 1988 |
* ( G ) Rok 1982 | * ( G ) Rok 1989 |
* ( G ) Rok 1983 |
Zapowiedzi licznych zwolnień i postojów w ArcelorMittal Poland SA
Wielki kryzys miał nas ominąć a nie doświadczyć
Wielki kryzys miał nas ominąć a nie doświadczyć
Odejście z grupy ArcelorMittal Poland SA do końca 2012 roku około 3 tys. pracowników celem łagodzenia skutków dosięgającego nas kryzysu zapowiedział Zarząd Spółki. W piątek, 14 października br. zapadła także ostateczna decyzja w sprawie okresowego wstrzymania pracy na Wielkim Piecu nr 3 w Dąbrowie Górniczej, a widmo wstrzymania pracy na Walcowni Średniej stało się równie realne i co najgorsze - bliskie.
Perspektywy dla branży hutniczej nie przedstawiały się dobrze już od dłuższego czasu. Od nowego roku mają bowiem znacznie wzrosnąć koszty produkcji stali, co z pewnością wpłynie na wielkość zamówień powodując ich znaczny spadek. Zagrożeniem dla hutnictwa są restrykcyjne limity emisji dwutlenku węgla narzucone przez Unię Europejską, a to właśnie hutnictwo odpowiada za ok. 4% emisji CO2 i w dalszym ciągu będzie je musiało ograniczać. Do wzrostu kosztu produkcji przyczyni się również planowane wprowadzenie od nowego roku akcyzy na produkty energetyczne.
To jednak nie są jedyne problemy, które dotkną w najbliższym czasie ArcelorMittal Poland SA. Pomimo wielokrotnego powtarzania przez Rząd RP, iż światowy kryzys nas nie dotknie - rzeczywi-stość wydaje się zupełnie inna. Według stanowiska Zarządu ArcelorMittal Poland - to właśnie sytu-acja kryzysowa na świecie spowodowała brak zamówień na wyroby hutnicze, w związku z czym zamówienia dla AMP klasują się w tak niskich wielkościach, iż nie pokrywają nawet możliwości produkcyjnych jednego wielkiego pieca w Dąbrowie Górniczej.
W związku z zaistniałą sytuacją podjęto decyzję o okresowym wstrzymaniu pracy na Wielkim Piecu nr 3 w Dąbrowie Górniczej. Wg pracodawcy - działania powyższe nie doprowadzą do całkowitego jego zamknięcia, lecz nie znany jest również termin jego ponownego uruchomienia.
Utrzymywanie nadal minimalnej wielkości produkcji na dwóch piecach stanowi bowiem znaczne zwiększa zagrożenie bezpieczeństwa i skraca ich żywotność.
W krakowskim oddziale ArcelorMittal Poland zdecydowano utrzymać pracę pieca, gdyż jego zatrzymanie w konsekwencji musiałoby spo-wodować zatrzymanie całej części surowcowej. Wstrzymana zostanie jednak praca na jednej z dwóch taśm spiekalniczych.
Szacuje się, iż obłożenie obu pracujących pieców wyniesie w granicach 80% ich mocy produkcyjnych: 240 tys. ton dąbrowski piec i 75 tys. ton piec w Krakowie.
Ponadto w dąbrowskim oddziale Spółki plano-wane jest okresowe wstrzymanie produkcji na Walcowni Średniej. Powodem jest aktualny brak zbytu na tego rodzaju wyroby. By prze-zwyciężyć zastój - zarząd dokonuje analiz dotyczących pozyskiwania nowych zamówień i prób produkcji nowych profili.
Poważne zagrożenia są także dla utrzymania produkcji drutu spawalniczego w Sosnowcu, gdzie rozpatrywana jest możliwość zatrzyma-nia taśmy.
Niestety, najcięższa sytuacja wydaje się mieć miejsce w dawnej Hucie Królewskiej, gdzie nie wykluczone jest jej całkowite zatrzymanie.
Stabilną sytuację natomiast wydaje się mieć świętochłowicki oddział AMP, który aktualnie wykorzystuje pełne moce przerobowe.
W związku z wystąpieniem tak licznych zagro-żeń i podjęciem drastycznych decyzji dotyczą-cych wstrzymania określonych linii produkcyj-nych - Zarząd przekazał informację o zamia-rze przeprowadzenia kolejnej restrukturyzacji zatrudnienia w całej Grupie AMP, wliczając w to wszystkie Spółki zależne. Decyzją Zarządu z Grupy AMP miałoby odejść do końca 2012 r. 15% aktualnie zatrudnionych pracowników, co stanowi wielkość ok. 3 tys. osób.
W początkowych planach pracodawcy zakła-dano, iż taka restrukturyzacja przeprowadzo-na będzie do końca 2015 r., jednak bacząc na trudną sytuację Spółki - zostanie ona prze-prowadzona w "przyspieszonym trybie". Pra-codawca nie podał żadnych informacji co do zasad czy warunków, na jakich pracownicy mieliby z AMP i spółek odchodzić. Tam, gdzie zostanie wstrzymana praca - planowane jest wysyłanie pracowników na urlopy postojowe.
Na Walcowni Średniej nie został określony termin wstrzymania produkcji. Logicznym by było takie zorganizowanie pracy, by ewentualny przestój wystąpił w II połowie grudnia, czyli w okresie świątecznym.
Pracodawca zapowiedział zmniejszenie do niezbędnego minimum podwykonawców - firm zewnętrznych wykonujących prace na rzecz AMP, celem zaangażowania jak największej liczby pracowników własnych. Nieznane są jeszcze decyzje co do firm użyczających swoich pracowników dla AMP i Spółek, głównie chodzi o Manpower Services i Manpower Transactions.
Decyzją Zarządu wstrzymane zostały wszelkie nowe inwestycje poza długą szyną w dąbrowskim oddziale AMP.
Niestety, ale rzeczywisty, drastyczny wręcz obraz niedalekiej przyszłości dla AMP potwierdził przewidywania Solidarności, która od kilku już lat wskazuje nieprawidłowości w zarządzaniu firmą przez korporację, narzucającą Polskim hutom własne decyzje. Jerzy Goliński jako członek Rady Nadzorczej w AMP wielokrotnie apelował o zmianę podjętych na szczeblu korporacji decyzji, przestrzegając przed ich konsekwencjami.
W AMP oraz Spółkach zależnych wprowadzonych zostało wiele bardzo kosztownych programów mających na celu poczynienie znacznych oszczędności i zmniejszenie kosztów, np. TOP, który miał przynieść niesamowite oszczędności, tymczasem nikt na dzień dzisiejszy nie potrafi wykazać pozytywnych efektów działania tego programu. Gdzie zatem są środki, które udało się zaoszczędzić?
AMP nie reaguje prawidłowo na pojawiające się na rynku zmiany stwarzając lukę, którą natychmiast chytrze wykorzystuje konkurencja.
Niestety, utraconych klientów nie jest łatwo odzyskać, tym bardziej w sytuacji podnoszenia cen wyrobów. Nieudolna polityka handlowa spowodowała, że straciliśmy cały rynek zbytu dla produkcji Walcowni Średniej. W sprzyjającej dla hutnictwa sytuacji w Polsce (budowa stadionów, dróg) - AMP nie potrafi jej wykorzystać oddając tak wielki rynek firmom z zachodu. A największe zyski były, gdy huta produkowała najwięcej. Tymczasem w firmie stworzonej do produkcji stali w ogóle na temat produkcji się nie rozmawia.
Do końca 2011r. w AMP obowiązuje podpisane 12 maja 2011r. Porozumienie ws. działań w okresie zmiennej sytuacji produkcyjnej w AMP SA, w którym uzgodniono, iż pracodawca w przypadku ograniczenia produkcji maksymalnie wykorzysta szkolenia, dodatkowe i uzupełniające dni wolne, urlopy zaległe i bieżące pracowników. W przypadku zwolnienia pracownika z obowiązku świadczenia pracy i przebywania w tym czasie na terenie zakładu pracy - pracownik otrzymywał będzie 80% wynagrodzenia obliczonego jak za urlop wypoczynkowy - z płac I kwartału 2011r., jednak nie mniej niż płaca zasadnicza. Biorąc pod uwagę nową, trudną sytuację AMP - zadaniem Solidarności koniecznym stała się potrzeba negocjacji nowych zapisów tego Porozumienia.
Jak powiedział Jerzy Goiński - Przewodniczący Związku - wyczerpały się możliwości akceptacji dla dalszych brutalnych restrukturyzacji kosztem ludzi. W firmie zaczynają panować warunki obozu pracy. Solidarność na to nie pozwoli. Na piątek, 21 października zwołane zostało posiedzenie ZOK - przedstawicieli Solidarności ze wszystkich oddziałów AMP, gdzie Solidarność podejmie decyzje co do działań celem obrony miejsc pracy.
http://www.solidarnosc.mittal.net.pl/wolny-zwiazkowiec.htm#WYDANIE%20BIE%C5%BB%C4%84CE
Subskrybuj:
Posty (Atom)