WPŁATY POLSKI do EU 2014 :
17 mld 700 mln 683 tys. zł.
1 mld 492 mln / mies
Wiem z autopsji, że dzień 4 czerwca 1992 roku to nie jest data, która większości młodym Polkom i Polakom by cokolwiek mówiła.
Jeżeli już, to ów nocny zamach stanu dokonany przez komunistycznych kapusiów kojarzy się im raczej ze "zwycięstwem mądrości nad głupotą, rozsądku nad nieodpowiedzialnością czy miłości nad nienawiścią" , gdyż taki oto przekaz płynął przez całe lata z tak zwanych „wiodących mediów”.
Dokładnie w trzy lata od kontraktowych wyborów, 4 czerwca 1992 roku stłumiono w zarodku szansę wybicia się Polski na n i e p o d l e g ł o ś ć, która to niepodległość do dziś jest śmiertelnym wrogiem i zagrożeniem dla grupy rządzącej Polską oraz dla całego establishmentu RP III.
Do rangi symbolu niemal urasta fakt, że dzisiaj na czele rządu stoją dwaj panowie, premier i wicepremier, którzy w ową czerwcową noc odegrali jedne z kluczowych ról w obalaniu legalnego rządu Jana Olszewskiego, uniemożliwiając tym samym rozpoczęcie procesu uwalniania Polski od wszechwładzy komunistycznych donosicieli i obcej agentury.
To właśnie wówczas dowiedzieliśmy się, że niszczone akta PRL-owskich służb specjalnych zostały wcześniej utrwalone na mikrofilmach, z których to, co najmniej dwie kopie przekazane zostały zupełnie z premedytacją za granicę i łatwo domyślić się w czyje ręce.
Cóż to oznaczało i jakie konsekwencje tej akcji ponosimy do dziś, dwadzieścia lat od tego smutnego przełomowego i historycznego momentu naszej historii?
Oto przekazano w obce łapy aktywa służb, czyli wykazy agentury, które na lata umożliwiają naszym wrogom sterowanie sceną polityczną i procesami gospodarczymi w Polsce.
To, że „bohaterowie” filmu „Nocna zmiana”, Tusk i Pawlak, zajmują dzisiaj takie, a nie inne stanowiska w państwie to dla naiwnych wyrok, jaki zapadł w wyniku demokratycznych procedur, a dla takich jak ja oszołomów, prosta konsekwencja triumfu agentury z dnia 4 czerwca 1992 roku.
Popatrzmy na dzisiejszą pozycję „Bolka” Wałęsy czy Stefana Niesiołowskiego, których nie jest w stanie skompromitować dosłownie nic, podobnie jak „Alka” Kwaśniewskiego, którego to pijackie ekscesy w każdym poważnym państwie już dawno wyrzuciłyby na polityczny i historyczny śmietnik.
Przyjrzyjmy się hołdom oddawanym dzisiaj premierowi Tadeuszowi Mazowieckiemu, który był tylko zwykłym figurantem, za którego plecami Kiszczak i jego banda realizowali kremlowskie plany, nabijając się pewnie w duchu z dyspozycyjnego tchórza, który już w stalinowskich czasach był wykorzystywany do haniebnych nagonek na biskupa Kaczmarka.
Oni dalej trwają, a całe to dwudziestolecie, jakie minęło od czerwcowego zamachu stanu, a także dzień dzisiejszy, w największym skrócie podsumowują dwa cytaty z tamtego momentu naszej historii, kiedy to wystraszony przedstawiciel zamachowców i reprezentant kłamliwej propagandy mówili:
Lech Wałęsa: „Natychmiast trzeba zablokować tych ludzi, żeby mi nie przyszli do biura!”
Tomasz Lis: „Panie prezydencie niech nas pan ratuje”
Ta symbioza zdrajców w niezmienionej postaci trwa do dziś.
Rządzona przez agenturę III RP, przypomina wygrzewającego się na słońcu aligatora, po którego śmierdzącym cielsku i pod osłoną jego wyszczerzonych zębów, krząta się cała zgraja różnej maści pasożytów, obżerająca się złuszczonym naskórkiem i insektami, napychając sobie brzuchy, a przy okazji przynosząc ulgę i czyniąc przyjemność gadowi, ich pryncypałowi, dobroczyńcy i ochroniarzowi jednocześnie.
Przekazanie za granicę owych zmikrofilmowanych akt było bezprecedensową zbrodnią na państwie polskim i jednocześnie komunistycznym bandytom zagwarantowało bezkarność, a kapusiom i agentom dumne obnoszenie się z przekazywanymi im cyklicznie aż do dziś, zewnętrznymi znamionami władzy.
Przypomnijmy sobie trwającą przez całe lata walkę z lustracją i zastanówmy się, dlaczego Niemcy, którzy przepędzili na cztery wiatry NRD-owskich kapusiów z takich instytucji jak sądownictwo, nauka, edukacja, kultura czy media, akurat w Polsce wspierali życzliwie anty-lustracyjne lobby i ze zrozumieniem komentowali oraz komplementowali wszystkich tych, którzy zapobiegali ujawnieniu agentury, czyli, jak wówczas mawiano, postawili tamę „haniebnemu polowaniu na czarownice”?
No cóż, prawdziwa lustracja i dekomunizacja w Polsce oznaczałyby bezużyteczność prezentów, jakimi była tajna wiedza wyekspediowana z Polski przez agentów i zdrajców.
Warto zadać sobie dzisiaj pytanie, jaka byłaby Polska gdyby owa „nocna zmiana” zakończyła się klęską zamachowców i w Polsce doszło do przeprowadzenia dekomunizacji i lustracji?
Wiem, że wchodzimy teraz w uprawianie tak zwanej historii alternatywnej, ale warto czasami popuścić wodze fantazji i pewne rzeczy przewidzieć z dość dużym prawdopodobieństwem.
- Po pierwsze dekomunizacja i lustracja uniemożliwiłyby dwie kadencje prezydenckie Aleksandra Kwaśniewskiego.
- W żadnym wypadku nie mogłoby dojść do tego, aby pierwsze koncesje telewizyjne otrzymali, były PRL-owski propagandzista Mariusz Walter i posługujący się kilkoma nazwiskami i paszportami Zygmunt Solorz, zarejestrowany jak TW „Zeg”, „Zegarek”.
- Dziennikarska młodzież nie byłaby wychowywana pod okiem i urokiem takich „mistrzów” zawodu, których symbolem jest Lesław Maleszka, TW „Ketman”.
- Nigdy nie doszłoby do takich kuriozalnych sytuacji, że w wyjaśnianie przyczyn największej powojennej narodowej tragedii musieliby się angażować mieszkający za granicą, polscy naukowcy- patrioci, a na polskich uniwersytetach i wyższych uczelniach technicznych aż roiło się od zwykłych tchórzy i oportunistów nieczujących nie tylko misji naukowej i badawczej, ale i zwykłej przyzwoitości oraz poczucia patriotycznego obowiązku czy choćby śladowej cywilnej odwagi.
- Niemożliwą byłaby sytuacja, w której ktoś nawet dysponujący wiedzą i odwagą, pomagał w wyjawieniu prawdy anonimowo, ukrywając swoją tożsamość w rzekomo wolnym i demokratycznym kraju z autonomicznymi uniwersytetami i uczelniami.
- A tak zastanawiając się dłużej wydaje się niemal pewnym, że w tym innym, zlustrowanym i zdekomunizowanym państwie z działającym prawidłowo wywiadem i kontrwywiadem nigdy nie mogłoby dojść do tak potwornej zbrodni, z jaką mięliśmy do czynienia 10 kwietnia 2010 roku.
Tylko tych kilka nasuwających się, pierwszych z brzegu przykładów pokazuje nam, jak inna byłaby dzisiejsza Polska gdyby przeprowadzono te dwa niezbędne procesy, bez których nie można mówić o Polsce wolnej, demokratycznej i suwerennej.
Z dzisiejszej perspektywy wygląda to tak jakby udający troskliwość i miłość rodzice pozbawieni zupełnie instynktu macierzyńskiego, z premedytacją swoje dziecko, które przyszło na świat, pozbawili najbardziej podstawowych szczepień, narażając je celowo na szereg groźnych zakaźnych chorób, twierdząc jednocześnie, że każde ukłucie igły jest groźniejsze niż przechodzenie tężca, błonicy czy ospy.
Gdybyśmy się 20 lat temu zbuntowali i wyszli na ulice nie godząc się na przewrót dokonywany w celu obrony agentury, nasza rzeczywistość AD 2012 byłaby wolna od Millerów, Tusków, Pawlaków, Urbanów, Dukaczewskich, Czempińskich, Walterów, Solorzy, Michników, Lisów i dziennikarskich div typu Olejnik czy Pochanke, czy takich biznesmenów jak Kulczyk i Krauze.
Media, znajdujące się w zupełnie innych rękach nie wprowadziłyby aż tak ordynarnej i chamskiej dyktatury tandety lejącej się z ekranów i ogłupiającej Polaków.
Jest jeszcze coś bardziej groźnego, a nawet potwornego w naszej dzisiejszej rzeczywistości.
Zwróćmy uwagę, że dokładnie ci sami zamachowcy z 4 czerwca 1992 roku oraz dokładnie ci sami z imienia i nazwiska wspierający ich medialni manipulatorzy oraz „autorytety”, uczestniczą dzisiaj, po 20 latach, ręka w rękę w „kłamstwie smoleńskim”.
Jakiż to dziwny zbieg okoliczności, że właśnie 4 czerwca 1992 wykorzystano po raz pierwszy słowa renegata i zdrajcy, Jaruzelskiego, usprawiedliwiające wprowadzenie stanu wojennego, które to całkiem niedawno powtórzył znowu publicznie Donald Tusk grożąc, że jest gotów do radykalnych kroków dla:
„zapewnienia poczucia bezpieczeństwa wszystkim Polakom”
Ktoś powie, że to czysty przypadek, albo kolejna spiskowa teoria dziejów, a ja na to odpowiem słowami nieodżałowanego, śp. księdza Bronisława Bozowskiego:
"Nie ma przypadków, są tylko znaki"
Mnie owe „znaki” zupełnie wystarczają do wyciągnięcia logicznych wniosków i nie potrzebuję do tego wertowania starty teczek czy analizy kilometrów akt IPN.
Mnie owe „znaki” zupełnie wystarczają do wyciągnięcia logicznych wniosków i nie potrzebuję do tego wertowania starty teczek czy analizy kilometrów akt IPN.
Powiem więcej.
Ja nawet bez tych wyprowadzonych z Polski mikrofilmów widzę ich wszystkich bardzo ostro i wyraźnie, niemal jak na dłoni lub widelcu.
Polacy nie bądźcie ślepcami przez kolejne 20 lat.
Artykuł opublikowany w Warszawskiej Gazecie
Zachęcam do kupna mojej książki:
United Express, Warszawa, ul. Marii Konopnickiej 6 lok 227, Tel. 502 202 900