ZAMIAST WSTĘPU.
Ile możesz w Polsce zarobić nie płacąc podatku?
Jeżeli
weźmiemy, hipotetyczne małżeństwo, które bardzo dobrze zarabia. Każdy
zarabia 4000 zł miesięcznie, mają więc miesięczny dochód 8000 zł.
Miesięcznie zapłacą razem podatek
1347 zł. Czy jest to dużo? W Anglii, gdzie coraz więcej Polaków wyjeżdża, i zostaje na stałe zapłacili by podatek w wysokości
195 zł. Różnica wynosi 1152 zł/m-c. Ile wynosi przez rok, dwa lata, dziesięć lat?
Zastanówmy się nad innym przykładem. Polak ma dochody w wysokości 500, 68 zł
miesięcznie. Jest to granica minimum egzystencji. Definicja minimum
egzystencji-„ jest to koszyk dóbr niezbędnych do podtrzymania funkcji
życiowych. Konsumpcja niższa prowadzi do wyniszczenia i utraty życia”.
Co robi państwo, Polska, politycy zarządzający tym krajem w takiej
sytuacji? Zabierają takiemu biedakowi 43,76 zł podatku dochodowego, zostaje mu teraz 456,92, czyli poniżej progu minimum egzystencji. Zapłacił podatek i co, ma umrzeć?
* * *
Untitled from
davidoski on
Vimeo.
jutro: bantustan tusklandia,
- dziś Grecja: 10 mitów na temat państwa i kryzysu
Opublikowano: Ateny, 1 stycznia 2012
Autor: Nikos Makludzis
Przez długi czas kryzys, z jakim zmaga się Europa, a o którym sama
mówi od niedawna, że jest on systemowy, był ukazywany jako symptom
porażki jednego państwa: Grecji. Zamiast leczyć owo najsłabsze ogniwo
łańcucha, strefa euro wolała brać je za źródło kłopotów.
W ostatnich kilku latach królował ograniczony punkt widzenia,
zbudowany na kilku mitach, których nie tylko nie podważono, ale na
szkodę Grecji i strefy euro, wprowadzono do dyskursu publicznego. Obecny
moment jest w naszym odczuciu stosowną chwilą na wymienienie kilku z
nich:
1. Grecja nigdy nie powinna była wejść do strefy euro – posługiwała się fałszywą statystyką.
Ludzie często popełniają błąd i scalają te dwa zagadnienia w jedno.
Tak, to prawda, że Grecja – tak samo jak kilka innych państw – nie
powinna była wstępować do strefy euro, a przynajmniej nie w danym
momencie. W naszym przypadku, Grecja pozornie wypełniła warunki
konwergencji, jeśli idzie o dane dotyczące długu i deficytu publicznego,
jednak nie należało jej dopuścić do strefy euro ze względu na panujące w
kraju warunki ekonomiczne. Problemy Grecji, o których żadna ze stron
nie mówiła, takie jak niewydolna administracja publiczna czy słaba baza
produkcyjna oznaczały, że od początku Grecja była na straconej pozycji.
Należało raczej przeprowadzić głęboką transformację systemu, której
„nieśmiali” politycy nie chcieli nawet spróbować. W efekcie, w ubiegłym
dziesięcioleciu grecka gospodarka na każde jedno wyprodukowane euro –
importowała trzy. Ten aspekt nie ma jednak nic wspólnego z kwestią
fałszowania statystyk, tymczasem komentatorzy i dziennikarze lubują się
od jakiegoś czasu w opisywaniu historii o tym, jak Grecja przekłamała
swą drogę do euro.
Nieporozumienie wynika z faktu, że rząd Nowej Demokracji, który objął
władzę w marcu 2004 r., zdecydował o przeprowadzeniu audytu finansów
publicznych. W wyniku tegoż okazało się, że deficyt budżetowy kraju
przekracza trzyprocentowy limit PKB, co stanowi naruszenie jednego z
warunków, jakie muszą spełnić członkowie euro. Różnica wynikała jednak
ze wprowadzonej przez konserwatywny rząd zmiany sposobu księgowania
wydatków zbrojeniowych: wcześniej wydatki księgowano według momentu
dostawy towaru, po zmianie – według daty zamówienia. Obnażyło to słabość
systemu opartego na statystykach, których używa strefa euro: zamiast
stworzyć uniwersalny system analiz, Europa pozwoliła by statystyki były
podatne na manipulacje polityczne (dotyczy to wielu krajów, nie tylko
Grecji). Unia przestrzega obecnie zasady dostawy, zgodnie z którą, kiedy
1999 r. Grecja wstępowała do Unii Monetarnej, spełniała kryteria
konwergencji. Z kolei zgodnie z danymi Komisji Europejskiej, kilka
innych krajów, w tym Francja i Hiszpania miały deficyt przeraczający 3%.
Można uznać, że nie ma to w tej chwili większego znaczenia, jednak
opieranie się na omawianym micie wzmagało wśród komentatorów i
przeciętnych Europejczyków wrażenie, że Grecja powinna odpowiadać za
grzech, którego nie popełniła. Stwierdzenie prawdy powinno być pierwszym
krokiem na drodze do odbudowy zaufania.
2. Grecja przez lata marnowała europejskie fundusze
Prawdą jest, że Grecja nie wykorzystała Funduszu Spójności i innej
pomocy unijnej w najlepszy sposób, w jaki mogła. Pieniądze te powinny
były ożywić grecką gospodarkę, uczynić ją bardziej konkurencyjną i
wygenerować miejsca pracy. Zamiast tego, zbyt wiele funduszy zostało
zmarnotrawionych, np. na subsydia rolnicze, choć Grecja nie jest jedynym
krajem, który to robił. Nie można jednak mówić, że pieniądze –
generalnie – zmarnowała. Trzeba też pamiętać, że nie były one też aż tak
duże, jak wielu ludzi sądzi. W ciągu trzydziestu lat członkostwa w
struturach europejskich Grecja otrzymała 78 miliardów euro z Unii.
Oprócz tego otrzymała także wsparcie z Europejskiego Banku Inwestycyjnego
na finansowanie kluczowych projektów, takich jak budowa
międzynarodowego portu lotniczego w Atenach, czy stołecznego metra. Jest
to tylko przykład przedsięwzięć, które wykorzystując unijne pieniądze,
od lat 80. modernizowały grecką infrastrukturę. Należy pamiętać, że ze
względu na swoje ukształtowanie i położenie geograficzne, Grecja musi
inwestować w niezwykle rozbudowaną – jak na mały kraj – infrastrukturę,
np. w porty i lotniska na wyspach.
Należy też podkreślić, że przed wprowadzeniem euro fundusze
strukturalne dostarczały do Grecji obcą walutę, za którą kupowano dobra z
importu – głównie z Europy, a wiele firm zaangażowanych w rozbudowę
infrastruktury było firmami europejskimi. W skrócie – duża pula
pieniędzy przekazanych Grecji wróciła do europejskich kieszeni.
3. Grecy wydawali pieniądze w sposób nieodpowiedzialny i tak zaciągneli ogromne długi
Poruszając się we mgle kryzysu ludzie często mylą dług prywatny i
państwowy. W przypadku Grecji, oskarżanie jej obywateli o
nieodpowiedzialne gospodarowanie pieniędzmi jest być może najbardziej
niesprawiedliwym argumentem, jaki można wysunąć. Prawdą jest, że w
ostatnim dziesięcioleciu w Grecji królowały tanie kredyty napędzające
boom konsumpcyjny, ale to zaszkodziło raczej greckiej, a nie
europejskiej gospodarce. Wzrost popytu na dobra importowane zagroził
producji krajowej i sprawił, że zbyt wiele waluty wypływało z Grecji.
Nie sprawił on jednak, że Grecy – jako jednostki – zaczęli posiadać
nieproporcjonalnie dużo w proporcji do przedstawicieli innych narodów.
Co więcej, Grecja ma jeden z najniższych w Unii współczynników
zadłużenia gospodarstw domowych w stosunku do ich dochodów. W 2009 r.
greckie gospodarstwo było zadłużone na 40% – brytyjskie na 122%,
hiszpańskie – na 130%, a holenderskie na 240%. Widać wyraźnie, że teza o
rozrzutności Greków jest przesadzona.
4. Grecy nie pracują wystarczająco ciężko
W ostatnich dwóch latach pojawiło się mnóstwo komentarzy na temat
systemu i etyki pracy Greków, które opierały się głónie na stereotypach
kulturowych czy pochodzenia. Podkreślano, że Grecy pracują za mało,
stale wymykają się na sjestę i biorą długie urlopy. Zazwyczaj podaje się
przy tym nieśmiertelny przykład wyspiarza-właściciela tawerny, czy
urzędników wymykających się na papierosa.
Jest to równie sprawiedliwe, jak wyciąganie wniosków na temat kultury
Brytyjczyków i Holendrów na podstawie zachowania nastolatków
spędzających wakacje w greckich kurortach. Nie trzeba wyciągać wniosków
opartych na takiej „obserwacji uczestniczącej” – dysponujemy
odpowiednimi danymi. Eurostat wyraźnie wykazuje, że spośród mieszkańców
strefy euro to Grecy pracują najdłużej. Ostatnie dane informują, że w
2010 r. tygodniowo Grek spędził w pracy średnio 40,9 godziny – średnia
dla strefy euro wynosi 36,6 godziny. Nawet uprzywilejowani zazwyczaj
urzędnicy państwowi pracują po 40 godzin po wydłużeniu ich czasu pracy o
30 minut. Dane OECD wykazują również, że w minionej dekadzie także i
produktywność w Grecji nie różniła się od średniej europejskiej, a w
niektórych przypadkach była wyższa niż w innych krajach eurolandu, w tym
w Niemczech.
Statystyki nie pokazują z kolei, jaką przeszkodą dla swoich rodaków
są ci Grecy, którzy nie pracują efektywnie. Na przykład, nie informują
one, ile czasu musi poświęcić biznesmen lub pracownik firmy na robotę
papierkową. A wszystko dzięki niebywale rozbudowanej, w porównaniu z
innymi krajami strefy euro, administracji publicznej. Problemem kraju
nie są zatem leniwi mieszkańcy, ale brak rozwiązania problemu nadmiernej
i nieefektywnej biurokracji.
5. Grecy idą na emeryturę już po pięćdziesiątce
Do ubiegłego roku obowiązywało prawo stanowiące, że Grek, który
przepracował pełne 35 lat mógł udać się na pełnopłatną emeryturę,
(chyba, że chciał to zrobić przed ukończeniem 60. r.ż. – wtedy musiał
przepracować lat 37). Od tej zasady obowiązywały pewne wyjątki w
sektorze publicznym i w wojsku. Podobne zasady funkcjonują i w innych
krajach europejskich. Średni wiek przechodzenia na emeryturę wynosił w
Grecji (kiedy prawo jeszcze obowiązywało) 61,4. Dla porównania – w
Niemczech były to 62 lata. Prawo to jednak zniesiono i od 2012 roku
Grecy będą musieli pracować do ukończenia 65 roku życia, a wysokość
emerytury będzie uzależniona nie od wysokości ostatniej płacy, ale od
średniej wysokości wypłat. Są to zasady ostrzejsze niż chociażby w
Wielkiej Brytanii.
6. Unikanie podatków jest w Grecji szeroko rozpowszechnione
Grecja ma poważny problem z pobieraniem podatków, jest jednak
przesadą twierdzenie, jakoby znaczący odsetek populacji płacenia unikał.
Według ostatnich danych Ministerstwa Finansów, około 900 tysięcy Greków
zalega z płatnościami na rzecz państwa. Suma opiewa na 41,1 miliarda
euro, z czego 85% jest „zasługą” pięciu procent oszustów: 14 700
jednostek, organizacji i firm jest winnych skarbowi państwa 37 miliardów
euro, każde z nich po ponad 150 tysięcy. Poważne unikanie płatności
jest problemem stosunkowo małej liczby osób i firm, które korzystały
przez lata z opieszałości państwa. Nie oznacza to, że unikanie podatków
na mniejszą skalę nie istnieje – IKA (odpowiednik polskiego ZUS-u –
przyp.red.) szacuje, że 10% firm nie odprowadza obowiązkowej sładki
ubezpieczeniowej. Z drugiej jednak strony, około połowa pracowników jest
zatrudniona na zasadach, które wymagają opodatkowania dochodów u
źródła. Nie mogą oni więc uniknąć płacenia, a wrzucanie ich do jednego
worka z oszustami jest niesprawiedliwe.
Jednym z ostatnich czynników, które należy wziąć pod uwagę w dyskusji
o unikaniu podatków, jest struktura zatrudnienia w kraju: w odróżnieniu
od większości krajów eurolandu, ponad połowa Greków pracuje w
niewielkich firmach (poniżej 9 osób) lub jest samozatrudniona. W
Niemczech tacy obywatele stanowią mniej niż 20%. Jest to informacja o
tyle istotna, że wszędzie na świecie istnieje bezpośrednia korelacja
pomiędzy tym typem zatrudnienia, a szarą strefą, ponieważ władzom
trudniej jest to kontrolować. W ostatnich kilku miesiącach wprowadzono w
Grecji nowe rozwiązania, które mają ograniczyć skalę problemu – m.in.
system elektroniczny automatycznie nadzorujący wszystkie dane o
podatnikach.
7. Grecja za dużo wydaje na sektor publiczny
Kluczowe jest tu sformułowanie: „za dużo” – nikt nie wie, ile to
jest. W latach 90. Greccy naukowcy dokonali na zlecenie rządu analizy
zapotrzebowania kraju na urzędniów państwowych. Wyników nigdy nie
opublikowano, ani nie wyciągnięto z nich wniosków. Pozostało jednak
wrażenie, że państwo zatrudnia zbyt wiele osób i wydaje na nie za dużo.
Jeśli idzie o personel pańśtwowy, proces redukcji etatów już
rozpoczęto. Sektor publiczny opuściło 150 tysięcy pracowników
kontraktowych i emerytów, a w ciągu następnych kilku miesięcy ponad 30
tysięcy urzędnikow zostanie przekierowanych do rezerwy. Bez wątpienia
pracę straci jeszcze więcej osób, ponieważ państwa po prostu nie stać na
ich utrzymanie. Gdyby jednak porównać wydatki kraju na sektor publiczny
z wydatkami innych państw członkowskich, jest to mniej niż w Wielkiej
Brytanii, Danii, Austrii i Francji (sięga on tam nawet 52,8% PKB. W
Grecji, wg danych Heritage Foundation oraz Wall Street Journal, w 2011
r. było to 46,8% PKB). Statystyki nie pokazują jednak, co podatnicy
otrzymują w zamian za pieniądze wpompowane w sektor publiczny, a to jest
prawdziwym problemem Grecji. Zbyt wiele funduszy się bowiem marnontrawi
na spełnianie politycznych obietnic i zachcianek (tu m.in.: lukratywne
posady i kontrakty państwowe), a zbyt mało na edukację, infrastrukturę,
inwestycje w biznes, który mógłby przynieść krajowi wzrost gospodarczy,
prace i podstawę rozwoju w przyszłości. Marnotrawstwo oznacza, że Grecy
nie są beneficjentami systemu zabezpieczeń społecznych, jaki normalnie
kojarzony jest z przeznaczaniem wysokich sum na sektor publiczny.
Wydatki na cele socjalne są w Grecji niższe o kilka punktów procentowych
niż w Niemczech i Włoszech, a Grecy tracący pracę nie mogą liczyć na
sensowne wsparcie państwa: w większości przypadków przez rok będą
otrzymywać po 500 euro miesięcznie i na tym cała pomoc się skończy.
8. Grecja nie wcieliła w życie warunków umowy pożyczkowej (memorandum) UE-MFW
Kiedy w maju 2010 podpisywano umowę pożyczkową, obwarowana ona była
szeregiem warunków, z których część nie została wypełniona z winy
opóźnień rządu, systemu sądownictwa i administracji publicznej. Chodzi
tu głównie o liberalizację dostępu do pewnych zawodów oraz o
zmniejszenie liczby zatrudnionych w sektorze publicznym.
Stan administracji publiczne powinien być jasny dla wszystkich –
jeśli urzędnicy są niewyszkoleni, nie podlegają nadzorowi, kluczowym
departamentom brakuje know-how, ministrowie skaczą sobie do gardeł ze
względów przynależności partyjnej, a nie poglądów na daną sprawę, to
jaką możemy mieć nadzieję na poprawę sytuacji? Takie same wnioski płyną z
ostatniego raportu OECD. Należy zatem położyć nacisk na pomoc krajowi w
wykorzenieniu tej patologii, a nie na naprawie finansów publicznych.
Co gorsza, plany na wyjście z kryzysu podejmowano w oparciu o
prognozy sytuacji ekonomicznej w najbliższych miesiącach. Prognozy te,
tak jak i przewidywania Troiki co do rozwoju sytuacji kryzysowej, były
błędne. Na przykład, zakładano że Grecja przekroczy planowany deficyt
budżetowy o 1% PKB, ale pod warunkiem, że gospodarka przyspieszy o 3,8%.
Tymczasem, skurczy się ona w tym roku o ok. 5,5%. Wskazuje to na
kolejny fakt, że program drastycznych cięć – jakich nie było widać
nigdzie w Europie od kilkudziesięciu lat – nie przynosi oczekiwanych
efektów, ale raczej pogarsza recesję.
Grecja i jej rząd podpisały umowę, więc muszą przyjąć na siebie
więszość winy za nieefektywność programu. Nie znosi to jednak
współodpowiedzialności Unii Europejskiej i – zwłaszcza! – MFW, który ma
doświadczenie we wprowadzaniu podobnych rozwiązań w innych krajach.
Program przeznaczony dla Grecji nie był dostosowany do celu. Przez
ostatnie dwa lata wmawiano Grecji, że jest ona przypadkiem wyjątkowym, a
mimo to UE i MFW zdawały się wprowadzać mix rozwiązań przeznaczonych
dla innych państw. Rozwiązania te nie przystawały do greckich problemów.
Bo przecież – jeśli przypadek ten był tak wyjątowy, to wymagał i
wyjątkowych rozwiązań.
9. Pieniądze europejskich podatników są marnowane na pomoc dla Grecji
Język, jakiego używa się w odniesieniu do umowy opiewającej na 110
miliardów euro („pomoc”, „wsparcie finansowe”) sprawia wrażenie, że do
Aten wysłano z innych państw eurolandu pudła ze znakiem czerwonego
krzyża na wierzchu. W rzeczywistości,
partnerzy ze strefy euro nie dają
Grecji pieniędzy – oni je pożyczają.
Umowa z 2011 r. stwierdza, że pożyczka będzie rozsądnie oprocentowana
(3,5%), a okres spłaty przedłużony zostanie o 10 lat. W jej wyniku,
lekko licząc, Francja i Niemcy zarobiły po 300 milionów euro za pierwsze
12 miesięcy. Dla budżetów obydwu tych krajów suma ta może nie być
znacząca. Dla Grecji jest istotna: pierwszy rok kredytu kosztuje Grecję
1,3 miliarda euro.
Co więcej, szacuje się, że jedynie 1/5 przekazanych pieniędzy zostaje
przeznaczone na pokrycie wydatków publicznych (świadczeń i wypłat).
Niektórzy analitycy wykazują, że do 60% pomocy finansowej opuści Grecję –
jako spłata zobowiązań. Innymi słowy, podmioty finansujące zarobią na
tej inwestycji, a większość pieniędzy wróci do europejskich banków.
10. Powrót do drachmy byłby najlepszym rozwiązaniem
Wielu ekonomistów i komentatorów sugerowało, że wyjście Grecji ze
strefy euro byłoby najbardziej skutecznym sposobem na walkę z kryzysem.
Niektórzy wysunęli nawet przekonujący argument, że kraj odzyskałby
wówczas konkurencyjność. Faktem jest, że w momencie wstępowania do
strefy euro drachma była przewartościowana, i zaszkodziło to
konkurencyjności gospodarki. W równym stopniu Grecji zaszodził jednak
brak reformy administracyjnej, czy reform dynamizujących gospodarkę –
jeszcze na wiele lat przed włączeniem kraju do strefy.
Większość zagranicznych analityków nie zauważa, że powrót do drachmy
unicestwiłby impuls, jeśli nie przymus polityczny do przeprowadzenia
reform. Politycy mogliby raczej spokojnie powrócić do sterów i dalej
prowadzić politykę prywaty. Ponadto, istnieje wiele ekonomicznych
konsekwencji opuszczenia strefy euro, takich jak potencjalny upadek
systemu bankowego i rynku nieruchomości, deprecjacja nowej drachmy i
problemy z importem podstawowych produktów. Te aspekty są zazwyczaj
pomijane przez zewnętrznych analityków, ponieważ nie muszą oni brać pod
uwagę wpływu decyzji na codzienne życie obywateli kraju. Grecy nie
powinni mieć jednak wątpliwości, że – odkładając teorie ekonomiczne na
bok – powrót do drachmy byłby katastrofalny dla ich portfeli.
Opowieść ku przestrodze
Nie jest moim zamiarem stwierdzenie, że w Grecji nie ma problemów.
Jest ich mnóstwo. Były niegdyś niewielkie, ale lata opieszałości
społecznej i „nieśmiałości” polityków sprawiły, że zakorzeniły się one
na dobre. Nawet teraz istnieją pewne elementy systemu
polityczno-ekonomicznego, które za wszelką cenę chcą zachować status quo
i uniknąć zmian umożliwiających krajowi rozwój i budowę gospodarki,
która nie opierałaby się na tanim kredycie zagranicznym, imporcie i
wydatkach na konsumpcję.
Dlaczego piszę o tym teraz? Ponieważ przez większą część minionych
dwóch lat mity greckie pochłonęły zbyt wielu decydentów eurolandu:
politycy, biurokraci, ekonomiści, bankierzy, a nawet zwykli obywatele
znaleźli sobie kurtynę, za którą mogli się schować. Łatwa odpowiedź na
pytania o kryzys obejmowała obarczenie winą Grecji.
Przez dwa lata, mimo że euro zmierzało ku przepaści, skupiano się na
oszczędnościach, stabilizacji cen i rynków, a nie poświęcano uwagi
wewnętrznej słabości strukturalnej euro: dużym deficytom rachunków
bieżących peryferyjnych krajów, czy brakowi instytucji nadzorujących
wspólną walutę. Dopiero kiedy kryzys zapukał do drzwi pozostałych
państw, decydenci zaczynają się skupiać na prawdziwych przyczynach
sytuacji i jej potencjalnych konsekwencjach.
Przypadek Grecji powinien być potraktowany jako opowieść ku
przestrodze. Było wiele wyjaśnień tego, w jaki sposób kryzys uderzył, i
dlaczego najpierw w Grecję. Przywódcy strefy euro woleli je ignorować.
Woleli wierzyć w mity.
Tekst: ekathimerini.com, tłum. i red.
O.D.