WPŁATY POLSKI do EU 2014 :
17 mld 700 mln 683 tys. zł.
1 mld 492 mln / mies
I. Operacja „Trotyl”
Nie udało się ze zdjęciami Karacuby, więc
postanowiono podgrzać atmosferę za pomocą prowokacji z trotylem i
nitrogliceryną. Nie widzę innego wyjaśnienia dla tego, co stało się we
wtorek. Scenariusz najprawdopodobniej był następujący: podpuszczamy redaktora
Gmyza informacją o śladach materiałów wybuchowych. Mówią mu tak biegli, bądź
ludzie z Prokuratury Wojskowej (bo chyba tak należy rozumieć słowa Gmyza o
„czterech niezależnych źródłach”). Prokurator Generalny, Andrzej Seremet próbuje
odwieść naczelnego „Rzepy” od publikacji, czym tylko utwierdza Tomasza
Wróblewskiego, że ma w rękach dziennikarską bombę (podpuchy ciąg dalszy).
Następnie czekamy aż ryba chwyci przynętę i „Rzepa” „puści” artykuł, który wywołuje burzę i ostre reakcje
ze strony rodzin ofiar oraz Antoniego Macierewicza i Jarosława Kaczyńskiego.
Wreszcie, organizujemy konferencję na której wszystkiemu zaprzeczamy... ale nie do końca –
twierdzimy, że nie znaleziono śladów materiałów wybuchowych, tylko jakieś
substancje, które mogą lecz nie muszą wskazywać na obecność trotylu, a tak w
ogóle, to trzeba wszystko przebadać, co potrwa jakieś pół roku.
W ten sposób załatwiono za jednym zamachem kilka
spraw. Po pierwsze, rozniecono na nowo „smoleńską wojnę domową” i to w
wersji maksymalnie niekorzystnej dla Jarosława Kaczyńskiego oraz zwolenników
tezy o zamachu smoleńskim – czyli odpalono narrację spod znaku „Kaczyński i
wariaci od Smoleńska chcą podpalić Polskę”. Po drugie,
„przykryto” sprawę błędu przy identyfikacji zwłok prezydenta Kaczorowskiego.
Po trzecie, wyciszono kolejną akcję Seryjnego Samobójcy,
którego ofiarą padł chorąży Remigiusz Muś, technik pokładowy Jaka-40, którego zeznania podważają oficjalną wersję tragedii. Po
czwarte, odwrócono uwagę od porażających „zaniedbań” w śledztwie.
Po piąte, przystopowano „jesienną ofensywę” PiS, zaganiając
opozycję na powrót do smoleńskiego narożnika.
II. Nowe oblicze „wrzutek smoleńskich”
Wszystko to oczywiście nie zmienia faktu, że dopiero teraz
polscy specjaliści zdecydowali się na przebadanie wraku pod kątem
pirotechnicznym, wcześniej poprzestając na „ustaleniach” Rosjan. I że
bardzo się przestraszono tego, co odkryto. Cały jazgot posłużył właśnie do tego,
by owo odkrycie zawczasu rozmydlić, poniekąd „unieważnić” - i zarazem
„przykryć” kolejną kompromitację, bo kto z przeciętnych konsumentów mediodajni
będzie wnikał, że śledczy przywieźli do Polski tylko „gołe” odczyty, bez
materiałów z Tupolewa? Że próbki z samolotu będą badane w moskiewskim
laboratorium? Już teraz można się założyć, że badania – nawet jeśli „badać” będą
polscy śledczy - niczego nie wykażą, co w wygodnym dla Putina momencie zostanie
upublicznione i z miejsca potraktowane przez Dyktaturę Matołów oraz sprzęgnięte
z nią mediodajnie jako koronny dowód na prawdziwość wersji Anodiny-Millera o
„pancernej brzozie”.
I pomyśleć, że nie tak dawno pisałem o „Krachu
anty-smoleńskiej narracji” i wyczerpanym arsenale „wrzutek”. Nie
przyszło mi jednak do głowy, że w charakterze „wrzutki” zostanie użyte
autentyczne odkrycie wskazujące na materiały wybuchowe, które
odpowiednio „podkręcone” zostanie podrzucone umiarkowanie opozycyjnej, a więc
przez to wiarygodnej gazecie, tylko po to, by następnie z hukiem je
zdyskredytować. I żeby nikt nie wyczytał, iż
„Polscy prokuratorzy mieli wątpliwości co do rosyjskiej
ekspertyzy pirotechnicznej. Dostarczona przez Rosjan analiza nie spełniała
wymogów proceduralnych. Nasi biegli odmówili podpisania ostatecznej opinii o
przyczynach zgonu bez dokładnego przebadania wraku.” (cyt. z
artykułu „Trotyl na wraku tupolewa”)
W wytworzonym szumie zginęła również informacja, że pan Stanisław Zagrodzki
przekazał amerykańskim naukowcom rzeczy osobiste swej kuzynki - śp. Ewy
Bąkowskiej ze Stowarzyszenia Rodzin Katyńskich - i że na pasie biodrowym
od samolotowego fotela odkryli oni ślady trójnitrotoluenu, czyli
trotylu. Co więcej, obecność trotylu wykryto za pomocą laboratoryjnej
analizy chemicznej – czyli tej, do której dopiero mają zabrać się w Moskwie,
bowiem jak na razie szczątki wraku zaledwie „omieciono” detektorem.
III. Tlen dla Ober-Matoła
Ostatnimi czasy Ober Matołowi nie brakowało rozlicznych,
potencjalnie śmiertelnych politycznie zgryzot. Kolejne skandale ekshumacyjne,
Konferencja Smoleńska z udziałem 100 naukowców podważających oficjalną wersję
Tragedii, fiasko rozbujania emocji „elektoratu” wokół kwestii światopoglądowych
związanych z aborcją i zapłodnieniem „in wiadro”, rosnące słupki PiS-u na skutek
„jesiennej ofensywy” i zrównoważenia przekazu „merytorycznego” ze „smoleńskim”,
przestawienie społecznej „wajchy” sympatii politycznych, kryzys i zimne
grille... Do tego Jarosław Kaczyński nagle zrobił się irytująco odporny
na prowokacje i złowrogo milczał, nawet po publikacji zdjęć Karacuby. Redaktor
Wroński z „Wyborczej” nawoływał wręcz w desperacji: „Kiedy
Kaczyński powie wreszcie: to był zamach”.
Tak, Tusk i jego zdychająca Dyktatura Matołów
potrzebowali tej prowokacji jak powietrza – i ten tlen został im
podany. Trudno oczywiście dziwić się Kaczyńskiemu, że po publikacji
artykułu (i zapewne dysponując jakimiś własnymi źródłami) zaczął mówić o zbrodni
i zamordowaniu 96 osób, podobnie jak reakcjom rodzin ofiar. Przynajmniej
redaktor Wroński mógł wreszcie wypuścić powietrze i z cynizmem na który stać
tylko długoletnich wyrobników reżimowej propagandy podziękować „Rzepie”, że „wyciągnęła zawleczkę z
Kaczyńskiego”. Hurra! Kaczyński mówi o zamachu! Nareszcie możemy znowu
zacząć robić z niego wariata! Zaś sam Ober-Matoł mógł dosiąść swego ulubionego
konika i obwieścić, że „nie sposób ułożyć sobie życie w jednym
państwie z ludźmi, którzy formułują tego typu wnioski”.
Wszak nie od dziś wiadomo, że jedyną szansą Tuska jest gra obliczona na
straszenie Kaczyńskim i zmęczenie społeczeństwa „smoleńskimi
awanturami”.
Niemniej, trudno było oczekiwać od lidera opozycji i brata
zamordowanego Prezydenta milczenia – byłoby ono wręcz nienaturalne. I tu
tkwi kolejna warstwa perfidii Operacji „Trotyl”.
***
Na zakończenie pozwolę sobie zacytować fragment
poruszającego maila, jakiego otrzymałem od redakcyjnej koleżanki z Niepoprawnego
Radia PL. Nie sposób lepiej ująć całej ohydy, z jaką mamy do czynienia:
„To o to chodziło tym sługusom diabła, o to, żeby znowu zdyskredytować, ośmieszyć Kaczyńskiego, zadrwić ze świętego oburzenia rodzin, z naszej pewności o ich zdradzie! Takiej pogardy dla człowieka nawet za komuny nie było. (…) Oni nas uduszą, uduszą tym kłamstwem. (…) Potrzebne nam są dobre wiadomości, bo już nie ma czym oddychać. Wytrują nas wszystkich cynizmem i kłamstwem, jak cyklonem B.”
W całej tej ponurej sprawie jeden aspekt jest pocieszający.
To są ostatnie, desperackie podrygi obliczone na zmęczenie społeczeństwa
Smoleńskiem. Dyktaturze Matołów musi naprawdę ostro palić się pod tyłkami, skoro
sięga po takie metody. Ten „cyklon B” kłamstwa i cynizmu prędzej czy później
zadusi ich samych.
Gadający Grzyb
P.S. Ilustracja – Adam Dee
Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/
APPENDIX.
Ten nierząd nadaje się już tylko do dymisji i pod sąd!
Rzeczpospolita ujawniła prawdopodobieństwo odkrycia śladów materiałów wybuchowych we wraku tupolewa.
Ustalenia komisji Millera okazały się w tym kontekście niewiarygodne.
Kolejni świadkowie smoleńscy giną w podejrzanych okolicznościach.
Koronne dowody w sprawie pozostają nadal w rękach rosyjskich, a zeznania jeszcze żyjących świadków wskazuję na sfałszowanie zapisów czarnych skrzynek.
Prokuratur generalny kręci, a prowadzący politykę uników premier, jak zawsze mówi o niczym.
Podległa rządowi prokuratura wojskowa z premedytacją przeciąga badania laboratoryjne.
Po katastrofie smoleńskiej premier dopuścił do powstania bezprecedensowych podziałów społecznych.
Niekończące się afery (Amber Gold, kompromitujące polskie państwo ekshumacje ofiar katyńskich, niezasunięty dach nad Stadionem Narodowym...) powodują, że władze działają coraz bardziej chaotycznie, nierozważnie i nerwowo.
Gospodarka alarmująco hamuje, a polityki informacyjnej rządu praktycznie nie ma.
Przestały, więc de factodziałać podstawowe struktury państwowe, a zdezorientowani obywatele zatracają poczucie bezpieczeństwa.
Słowem destrukcja państwa osiągnęła punkt krytyczny.
Powoływanie nowych komisji sejmowych pod obecną władzą to droga do nikąd i strata pieniędzy.
Przed chwilą premier powiedział na konferencji prasowej, że nie wie, jak sobie poradzić z opozycją, cytuję za panem premierem:
"nie sposób ułożyć sobie życie w jednym państwie z osobami takimi jak Jarosław Kaczyński.”
Nadeszła więc pora, by nie czekając na wynik niekończącego się śledztwa smoleńskiego, niezależnie od sprostowania dziennika Rzeczpospolita, wielokrotnie skompromitowany, nieudaczny i słaby rząd Donalda Tuska demokratycznie odsunąć od władzy, łącznie z wyciągnięciem konsekwencji przewidzianych prawem za doprowadzenie państwa do tak żałosnego stanu.
Krzysztof Pasierbiewicz
(nauczyciel akademicki)
Patrz również:
„Strach”:
„Nawet za komuny”