WPŁATY POLSKI do EU 2014 :
17 mld 700 mln 683 tys. zł.
1 mld 492 mln / mies
YT
Sądy zamykają w szpitalach psychiatrycznych zupełnie zdrowych ludzi. Na badania. Niektórzy za pobyt w szpitalu muszą jeszcze zapłacić.
Hanna Różańska z Poznania boi się otwierać drzwi własnego domu. Bo nie wie, czy ten, kto do nich puka, to nie listonosz. Wie za to, że na poczcie czeka list, który zrujnuje jej życie: skierowanie na zamknięte badania psychiatryczne. Wie też, że po takich badaniach, choć jest całkiem zdrowa, dostanie etykietkę wariatki.
Alicja Grynia z Zamorza (mała, drobna, oskarżona o to, że w 2002 roku "naruszyła nietykalność cielesną dwóch policjantów") i Marian Orzałkiewicz z Przeźmierowa (sądził się z sąsiadem), oboje z Wielkopolski, odbiór listu mają już za sobą. Po otwarciu koperty dowiedzieli się, że muszą poddać się badaniom w szpitalu psychiatrycznym.
Po Grynię policjanci przyjechali do pracy. - Byłam w szoku - mówi. - Gdy dowiedziałam się, że spędzę tam miesiąc, zaczęłam się wyrywać. Lekarze na całą noc zostawili mnie przypiętą pasami do łóżka.
Orzałkiewicz zgłosił się na badania sam. Okazało się, że jest zdrowy. - Ale wolałbym wylądować w więzieniu niż tam - stwierdza. Jak opowiedzieć to, co przeżył? Ten widok twarzy chorych, wykrzywionych lekami psychotropowymi, ze strużkami śliny cieknącej z ust? Boże, jak on się bał, że zostanie tam na zawsze. A potem, już po powrocie, znaczące spojrzenia ludzi. Był w psychiatryku, więc pewno nie bez powodu. Teraz na dodatek musi zapłacić za pobyt w "wariatkowie" 5,6 tys. zł w ramach kosztów sądowych. Bo przegrał sprawę z sąsiadem.
Artykuł 203 kodeksu postępowania karnego zezwala sądom i prokuratorom na kierowanie podejrzanych i oskarżonych na badania psychiatryczne, jeśli są podejrzenia co do ich poczytalności. Bez względu na wagę sprawy. W większości przypadków taką
ekspertyzę wykonuje biegły psychiatra podczas jednorazowego, ambulatoryjnego badania. Ale może stwierdzić, że to za mało, i wnioskować o umieszczenie w szpitalu. Co roku na oddziałach psychiatrycznych internowane są w ten sposób 3-4 tysiące osób, przebywają tam nawet po 6 tygodni. Obok brutalnych morderców i gwałcicieli - rozwodzące się żony, pechowi biznesmeni, a nawet ofiary przestępstw. Czasem ma to wymiar zwyczajnej szykany - tak jak w przypadku Zbigniewa Osewskiego.
On nawet nie widział swojej opinii psychiatrycznej. - Za każdym razem sąd w Starogardzie Gdańskim twierdził, że moich akt nie ma na miejscu - mówi. W jego sprawie orzekało dwóch psychiatrów ze starogardzkiego szpitala psychiatrycznego w Kocborowie. Skąd ich wątpliwości co do Osewskiego? - Orzekam w wielu sprawach - powiedział nam dr Krzysztof Woźny. - Nie pamiętam tego przypadku.
Osewski jest przerażony. Zaczęło się od tego, że miał wypadek. Przestał słyszeć na prawe ucho, nie widzi na prawe oko. Cierpi na pourazową depresję. Wystąpił do sądu o podwyższenie renty. Kiedy sędzia orzekł na jego niekorzyść, Osewski w nerwach zarzucił mu korupcję. Został oskarżony o pomówienie. Teraz sąd będzie sprawdzał jego poczytalność.
Tylko w marcu do Kocborowa na sześciotygodniową obserwację skierowano piętnaście osób. - Sygnały, że coraz więcej zdrowych ludzi musi przechodzić przez psychiatryk, docierają do nas coraz częściej - mówi Adam Bodnar z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. - Zaskarżyliśmy artykuł 203 do Trybunału Konstytucyjnego jako ten, który godzi w wolność osobistą. Fundacja interesuje się też konkretnymi sprawami ludzi zesłanych na badania. Kilka toczy się w Poznaniu. Wszystkie opiniował dr Włodzimierz Cierpka, który nie występuje nawet na liście biegłych. Tylko w ubiegłym roku wystawił poznańskim sądom aż 467 opinii. Każdego dnia musiał więc pisać średnio półtorej. - Sąd powoływał Cierpkę, bo szybko pracował - mówi Agnieszka Wejchert z biura prasowego poznańskiego sądu. Za każdą opinię dostawał 300 zł, co dało sumę ponad 140 tys. zł.
- To absurd! - zżyma się dr Jerzy Pobocha, przewodniczący Naukowej Sekcji Psychiatrii Sądowej Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego. - Mnie wystawienie jednej opinii zajmuje tydzień. W krajach zachodnich czy USA bycie biegłym sądowym psychiatrą to nobilitacja. Wymaga najwyższego stopnia specjalizacji, a pan Cierpka ma zaledwie pierwszy. A ilu jeszcze lekarzy pracuje podobnie jak ten psychiatra?
Hanna Różańska ma 42 lata i nastoletnią córkę. Od trzech lat się rozwodzi. - Znajoma, którą prosiłam, by poświadczyła, że mąż się nade mną znęcał, zażądała pieniędzy. Odmówiłam. Wytoczyła mi sprawę o nakłanianie do fałszywych zeznań.
No i się zaczęło. Biegłym był dr Włodzimierz Cierpka. - Badanie nie trwało 10 minut. Spytał, czy palę, piję, jakie przeszłam choroby. Dziwnie się zachowywał: pukał w stół, chrząkał, jakby chciał mnie zdezorientować. Nie wiedziałam, co o tym myśleć.
Lekarz wiedział. "Niektóre z prezentowanych przez nią objawów mogą świadczyć o toczącym się u niej procesie psychotycznym" - napisał i wnioskował o poddanie Różańskiej obserwacji w szpitalu. I sąd wysłał ją na sześć tygodni do Wojewódzkiego Szpitala dla Nerwowo i Psychicznie Chorych Dziekanka w Gnieźnie. Kobieta wystarała się o badania u innych lekarzy. Dr Jerzy Pobocha: - Badałem ją. Uważam, że nie wymaga obserwacji w zamknięciu.
"Proces psychotyczny" toczył się także u innych bohaterów naszego tekstu. Przeglądając wystawione opinie, trudno oprzeć się wrażeniu, że są pisane według schematu. Zmienia się tylko nazwisko. - Mój mąż jest zamożnym człowiekiem - Renata Ramos przyjmuje nas w domu na Osiedlu Grzybowym pod Poznaniem. - Stać go na adwokatów. Udało im się wysłać mnie na jednorazowe badania, teraz chcą zamknąć mnie w szpitalu psychiatrycznym. Z takim piętnem trudno byłoby jej walczyć o prawo do opieki nad córką, którą ojciec zabrał do siebie.
Lekarz, zapytany przez reporterów TVN (dla nas był niedostępny), dlaczego po tak mało wnikliwym badaniu kieruje ludzi do psychiatryka, powiedział wprost: - Jestem urzędnikiem państwowym, który przez przypadek zna się na psychiatrii. To nie są moi pacjenci. W tej sytuacji nie obowiązują mnie przepisy etyki lekarskiej.
Dr Jerzy Pobocha napisał skargę do ministra sprawiedliwości na poznańskiego lekarza. Zapytał też, czy nie należy sprawdzić, ile biegli wydają takich opinii. Ministerstwo podziękowało za zainteresowanie, odpisując, że nie da się tego sprawdzić, bo brak odpowiednich przepisów. Ale wystarczy zerknąć w sądowe statystyki. - W każdym mieście jest grupa psychiatrów, którzy wydają ogromne ilości powierzchownych opinii - mówi Pobocha. Żeby nie łamać ludziom życia, trzeba przepisy zaostrzyć. Zdaniem Pobochy w Polsce powinno powstać Towarzystwo Psychiatrii Sądowej, może wtedy udałoby się opanować ten bałagan.
Janusz Górzyński z Poznania, oskarżony o to, że szarpał się z komornikami, też trafił na badania. Zapytany przez doktora Cierpkę, czy przyznaje się do zarzucanych czynów, odpowiedział: - Tylko wówczas, jak pan się przyzna do współżycia z Marsjanami.
Widać nie zrozumiał sytuacji, w jakiej się znalazł. I w jego dokumentach też dyskretnie "rozwija się proces psychotyczny".