WPŁATY POLSKI do EU 2014 :
17 mld 700 mln 683 tys. zł.
1 mld 492 mln / mies
... operacja „Angela Merkel” – ostatnia udana operacja Stasi, przeprowadzona oczywiście za wiedzą służb zachodnioniemieckich
Przeszłość znanych i potężnych polityków zawsze budzi nasze zaciekawienie, uważamy bowiem, że poznanie ich rodzinnych korzeni, środowiska, w którym wyrastali, wpływy jakim podlegali w dzieciństwie i młodości mogą pomóc w zrozumieniu ich teraźniejszych postaw i działań.
Nic więc dziwnego, że zainteresowanie budzi także przeszłość „cesarzowej Europy”, Angeli Merkel, szczególnie ta sprzed 1989 roku. Były enerdowski dyplomata Ralph Hartmann w artykule opublikowanym w 2008 roku na łamach lewicowego pisma „Ossietzky” postulował, aby pani kanclerz, która tyle mówi o „przejrzystości” w polityce, „bardziej transparentną” uczyniła swoją własną biografię. Nadal bowiem, mimo iż ukazało się już chyba 10 książek poświęconych jej osobie, biografia przewodniczącej CDU robi wrażenie mało przejrzystej. Biografka Jacqueline Boysen ubolewała: „Angela Merkel nie pozwala na spojrzenie za maskę”; w 2001 roku dziennik „Süddeutsche Zeitung” zatytułował artykuł o niej „Kobieta z maską”; biograf Gerd Langguth napisał o Merkel: „Ma w sobie coś ze sfinksa”, inni autorzy pisali o „sfinksowej skrytości i politycznej nieokreśloności”.
Może zatem warto pewne wątki biografii obecnej kanclerki Niemiec rozjaśnić, posiłkując się zarówno oficjalnymi „biogramami”, biografią autorstwa Gerda Langgutha (najlepszą i najmniej hagiograficzną), jak i ustaleniami, interpretacjami a niekiedy spekulacjami niezależnych publicystów, by wymienić choćby Hinricha Rohbohma, Davida Korna, Rolfa Ehlersa, Jürgena Meyera i Lenę Sokoll, którzy próbują przebić się przez ochronny pancerz, w jaki przyoblekła się Merkel.
Ojciec Angeli Dorothei Kasner pastor Horst Kasner, w 1954 roku przeniósł się z Niemiec Zachodnich do Wschodnich, gdzie w brandenburskim Waldhof koło Templina przez 30 lat kierował ośrodkiem kształcenia wikarych. W kołach kościelnych nazywano go „czerwonym Kasnerem”, ponieważ był pryncypialnym zwolennikiem socjalistycznego społeczeństwa a do wschodniej strefy przeniósł się, ponieważ uważał NRD za „ziemię obiecaną”. Nie był zwykłym pastorem, ale kościelno-politycznym aktywistą, gorliwie wcielającym w życie politykę władz komunistycznych wobec Kościoła ewangelickiego, której celem było oddzielenie ewangelickiego kościoła w NRD od ogólnoniemieckiego kościoła w RFN (EKD). Po wojnie kościoły krajowe na terenie NRD należały do EKD, potem powstał BEK czyli Związek Kościołów Ewangelickich w NRD. Antymarksistowski i antykomunistyczny Kościół ewangelicki miał zostać poddany reedukacji, tak aby przekształcił się w Kościół popierający socjalizm.
Jednym z najważniejszych eksponentów tej polityki był mentor i patron Kasnera pastor Albrecht Schönherr – to on załatwił mu posadę kierownika ośrodka w Waldhof, gdzie miano urabiać pastorów na lojalnych obywateli socjalistycznego państwa. Schönherr, późniejszy biskup, należał do najbardziej znaczących postaci Kościoła ewangelickiego w NRD, był zwolennikiem ścisłej współpracy Kościoła z państwem SED, autorem formuły „Kościół ewangelicki w NRD nie jest Kościołem przeciwko socjalizmowi ani obok socjalizmu, ale Kościołem w socjalizmie”. Należał do założycieli tzw. Weißenseer Arbeitskreis (WAK) stworzonego pod patronatem enerdowskiej bezpieki, był działaczem sterowanej przez Moskwę Christliche Friedenskonferenz (CFK). Również Kasner udzielał się w obu tych organizacjach. Należał do kierowniczego zespołu WAK – organizacji skupiającej lewicowych teologów, uchodzącej za przedłużenie SED w Synodzie Kościoła ewangelickiego. W Weißenseer Arbeitskreis i w CFK Kasner współpracował z takim ludźmi jak Gerhard Bassarak (TW „Buss”) czy Heinrich Fink (TW „Heiner”). W 1982 roku WAK zaczął wydawać pismo „Weißenseer Blätter”, które zwalczało wszelkie przejawy opozycji wobec reżimu i nawet w polityce SED zaczęło węszyć „odchylenie prawicowe”.
Dokumenty enerdowskich instancji zajmujących się sprawami kościelnymi dowodzą, że Kasner, zaliczany do „sił postępowych” Synodu, bardzo aktywnie działał na rzecz oddzielenia Kościoła Berlina-Brandenburgii od EKD, zwykle w porozumieniu z dwoma innymi synodałami Clemesem de Maizière (TW „Kałuża”, TW „Adwokat”) oraz prof. Hanfriedem Müllerem (TW „Hans Meier”, TW „Michael”). Dokumenty wewnętrzne SED mówią z dużym uznaniem o działalności tej trójki.
Prof. Hanfried Müller, członek WAK i CFK, de facto komunista, przeniósł się do NRD w 1952 roku. Wykładał teologię na uniwersytecie Humboldtów – jego wydział uchodził za „bastion stalinizmu”. Miał dobre kontakty z niektórymi członkami Biura Politycznego SED. Drugi kolega Kasnera Clemens de Maizière, wpływowy funkcjonariusz wschodniej CDU (Ost-CDU) był w doskonałych stosunkach z przewodniczącym partii Geraldem Göttingiem, który od 1951 roku pracował dla KGB, a od 1953 dla Stasi jako TW „Göbel”. Jego syn, prawnik Lothar de Maizière (TW „Czerny”), od 16 roku życia działał w Ost-CDU. Jego karierę w kościele wspomagał prezydent konsystorza Kościoła ewangelickiego Berlina-Brandenburgii Manfred Stolpe (TW „Sekretarz”), ze Stolpem kontakty miał oczywiście także Horst Kasner. Lothar de Maizière pozostawał w zażyłych stosunkach z prawnikiem, późniejszym prezesem PDS, Gregorem Gysim (TW „Erwin”), synem Klausa Gysiego (TW „Kurt”), ministra kultury i sekretarza stanu ds. kościelnych, którego partnerem do rozmów był Horst Kasner. Blisko zaprzyjaźniony z Kasnerem był inny prawnik i działacz kościelny Wolfgang Schnur (TW „Torsten”, TW „Dr Ralf Schrimer”). Cały towarzysko-polityczny krąg młodej Angeli Kasner, to krąg „pastorów-patriotów”, związanych z reżimem działaczy Kościoła ewangelickiego, prawników kościelnych oraz funkcjonariuszy, sterowanej i zinfiltrowanej przez Stasi, Ost-CDU. To był polityczny biotop, w którym wyrastała.
Gerd Langguth określa jej ojca jako „jednego z najbardziej wpływowych dygnitarzy kościelnych”, który „urządził się w NRD”. Według Langgutha był on „bardzo blisko państwa” i „nie miał oporów przed kontaktami ze służbą bezpieczeństwa”. Niektórzy wręcz uważają pastora Kasnera za szarą eminencję „czerwonej siatki” oplatającej Kościół ewangelicki Berlina-Brandenburgii, za jedną z kluczowych postaci funkcjonujących na styku Kościoła i reżimu. Cieszył się tymi samymi przywilejami co członkowie partyjnej nomenklatury, np. posiadał zarówno prywatny, jak i służbowy samochód. Rodzina Kasnerów żyła w wygodnym domu, miała pomoc domową i ogrodnika. Pastor Kasner organizował europejskie kontakty oficjalnego kościoła w NRD, należał do tzw. Westreisekader, czyli grupy ludzi w NRD mających prawo wyjazdów na Zachód. Rodzina Kasnerów odwiedzała krewnych na Zachodzie; ojciec podróżował do Włoch i Wielkiej Brytanii w celach służbowych i kościelno-politycznych. Matce Angeli zezwolono nawet na wyjazd do USA. Pastor Kasner otrzymywał – oczywiście za wiedzą i zgodą władz – literaturę z Zachodu. Co miesiąc organizował tzw. Hauskreis, w którym uczestniczyli przyjaciele i znajomi aby prowadzić polityczne dyskusje. Brała w nich udział również Angela.
O pozycji politycznej Horsta Kasnera świadczy epizod przytaczany w biografiach obecnej kanclerz Niemiec: będąc w 12 klasie Angela wraz z kolegami i koleżankami samowolnie zmieniła program jakieś szkolnej imprezy m.in. intonując Międzynarodówkę po angielsku zamiast po niemiecku. Nadgorliwy nauczyciel doniósł o tym incydencie organom bezpieczeństwa. Już się wydawało, że na Angelę spadną jakieś kary, ale ojciec uruchomił odpowiednie kontakty w Berlinie, i zamiast panny Kasner ukarano… nauczyciela.
Ojciec Angeli, człowiek o wyrazistej, dominującej osobowości, posiadający duże umiejętności pedagogiczne wywarł na nią, zdaniem Gerda Langgutha, bardzo głęboki wpływ. W latach 1989/90 był przeciwnikiem zjednoczenia Niemiec, opowiadał się za utrzymaniem samodzielnego bytu politycznego demokratycznej i socjalistycznej NRD.
Młoda Angela należała najpierw, jak większość dzieci, do „pionierów Ernsta Thälmanna” a następnie w wieku 16 lat wstąpiła w szeregi Wolnej Młodzieży Niemieckiej (FDJ), skupiającej ok. połowy młodzieży w NRD. Organizowała imprezy polityczne, na jednej z nich apelowała o datki na broń dla Frelimo w Mozambiku i innych komunistycznych ugrupowań w Afryce, działała w Towarzystwie Przyjaźni Niemiecko-Sowieckiej, jeździła Pociągiem Przyjaźni do Związku Sowieckiego, jako 15-latka brała udział w międzynarodowej olimpiadzie języka rosyjskiego w Moskwie organizowanej w ramach obchodów 100-lecia urodzin Włodzimierza Lenina.
Studiowała na Uniwersytecie im. Karola Marksa w Lipsku uważanym za uczelnię bardziej „czerwoną” niż inne uczelnie w NRD. Kto chciał tam studiować musiał być aktywny w partii lub FDJ, wyróżniać się zaangażowaniem na rzecz ustroju socjalistycznego, wysoką socjalistyczną świadomością, aktywnością i wiedzą polityczną. Procent agentury Stasi był tam wyższy niż na innych uczelniach, ideologiczna indoktrynacja silniejsza. Jednym z wydziałów uniwersyteckich był wydział dziennikarstwa, popularnie nazywany „Czerwonym Klasztorem”, ośrodek kształcenia dziennikarzy i ludzi mediów w NRD, kuźnia kadr dla aparatu propagandy reżimu. Obowiązkowym przedmiotem był marksizm-leninizm. Niestety, prace pisemne z marksizmu-leninizmu wykonane przez Angelę Kasner w okresie studiów gdzieś się zapodziały. Dodajmy, że na uniwersytecie w Lipsku studiował również jej brat Markus, który był potem stypendystą w Ośrodku Badań Jądrowych w Dubnej pod Moskwą.
W trakcie studiów Angela Kasner nadal aktywnie działa w FDJ. Studentka, która znała ją ze studiów w Lipsku wspomina ją jako „zdeklarowaną komunistkę”, która pilnowała kolegów, żeby przestrzegali obowiązującej linii partii. Ogólnie opinia jest taka, że „wysoko nosiła sztandar” socjalizmu. W 1974 roku podczas pobytu, w ramach wymiany młodzieży studenckiej, w Moskwie i Leningradzie, poznała studenta fizyki Ulricha Merkela, z którym w 1977 roku wzięła ślub, także kościelny. Po czterech latach małżeństwo rozpadło się.
W 1978 roku po skończeniu studiów ubiegała się o przyjęcie na asystenturę na Wyższej Szkole Technicznej w Ilmenau. W tym czasie miał miejsce pewien epizod do dziś wywołujący falę domysłów i spekulacji. Otóż, jak w jednym z wywiadów wyznała przewodnicząca CDU, miała wówczas rozmowę z dwoma oficerami Stasi, którzy próbowali nakłonić ją do podjęcia współpracy. Jednak odmówiła, tłumacząc im, że jest zbyt gadatliwa i wszystko opowie przyjaciołom, więc – co logiczne – nie nadaje się na tajnego współpracownika. Ciekawe, że podobna sytuacja zdarzyła się podobno ojcu Angeli – o ile oczywiście można wierzyć oficerowi Stasi Klausowi Roßbergowi (prowadził m. in. Manfreda Stolpego), który utrzymuje, że w połowie lat 70. próbowano zwerbować pastora Kasnera szantażując go wiedzą o rzekomym korzystaniu przez niego z usług berlińskich prostytutek. Ale pastor się nie ugiął i współpracy odmówił.
Nie wiadomo, kim byli ci dwaj oficerowie (a może tylko jeden, ponieważ w 2009 roku Merkel mówiła już tylko o jednym), nie dysponujemy meldunkiem z tej rozmowy. Domysły i podejrzenia biorą się stąd, że w przypadku Angeli Merkel mamy do czynienia z zachwianiem pewnej „logiki biograficznej”. Jeśli bowiem odmówiła współpracy z tajną policją polityczną, to logiczne byłoby albo całkowite zamknięcie jej drogi kariery naukowej albo, ewentualnie, zezwolenie na pracę tylko na Wyższej Szkole Technicznej w Ilmenau. Tymczasem stała się rzecz bardzo dziwna: po odmowie współpracy ze Stasi (za ten heroiczny czyn prezydent Obama przyznał jej Medal Wolności) Angela Merkel zamiast uczyć fizyki w szkole, pracować w dziale badawczym któregoś z przedsiębiorstw państwowych, ewentualnie trafić do, bądź co bądź prowincjonalnej uczelni – Ilmenau liczyło niecałe 30.000 mieszkańców,
- dostaje się raptem do elitarnego Centralnego Instytutu Chemii Fizycznej w Berlinie, wchodzącego w skład Akademii Nauk NRD, a zatem do samego „serca” nauki enerdowskiej.
Innymi słowy odmowa podjęcia współpracy ze Stasi zaowocowała nie zablokowaniem kariery naukowej, ale wręcz przeciwnie – awansem do najważniejszej elitarnej instytucji naukowej w NRD, która – co oczywiste – podlegała ścisłej kontroli służb specjalnych, zwłaszcza, istotne z punktu widzenia gospodarczego i wojskowego, instytuty nauk ścisłych i technicznych.
- dostaje się raptem do elitarnego Centralnego Instytutu Chemii Fizycznej w Berlinie, wchodzącego w skład Akademii Nauk NRD, a zatem do samego „serca” nauki enerdowskiej.
Innymi słowy odmowa podjęcia współpracy ze Stasi zaowocowała nie zablokowaniem kariery naukowej, ale wręcz przeciwnie – awansem do najważniejszej elitarnej instytucji naukowej w NRD, która – co oczywiste – podlegała ścisłej kontroli służb specjalnych, zwłaszcza, istotne z punktu widzenia gospodarczego i wojskowego, instytuty nauk ścisłych i technicznych.
Podejrzliwi publicyści niemieccy, wrogo nastawieni wobec kanclerz Merkel. podejrzewają więc, że Stasi złożyła jej ofertę: „podejmiesz z nami współpracę, a my w nagrodę wyślemy cię do Berlina, do Akademii Nauk”. Podkreślmy jednak bardzo mocno, że nie ma na to żadnych dowodów, stąd obdarzanie przez tychże publicystów Angeli Merkel mianem TW „Erika” jest pozbawione jakichkolwiek podstaw.
Centralny Instytut Chemii Fizycznej mieścił się w berlińskiej dzielnicy Adlershof. Znajdowała się tam również siedziba państwowej telewizji oraz sztabu (i kilku jednostek) dywizji wartowniczej im. Feliksa Dzierżyńskiego, stanowiącej wojskowe ramię MBP, czyli swego rodzaju gwardię przyboczną reżimu. Cały teren był ogrodzony i normalni obywatele nie mieli tam wstępu. Był to świat uprzywilejowany, z własną kliniką, sklepami typu „konsum”, w których przez cały rok sprzedawano banany.
W Akademii Nauk, gdzie pracowała od 1978 do 1990 roku, Angela nadal działała w FDJ, była członkiem zarządu okręgu, pełniła rolę sekretarza Agitacji i Propagandy – w zakres jej obowiązków wchodziły edukacja polityczna i krzewienie marksizmu-leninizmu. Sama Merkel twierdzi, że zajmowała się tylko załatwianiem biletów do teatru. Nie można tego zweryfikować, bo odpowiednie dokumenty gdzieś się zapodziały. Nadmieńmy tutaj, że w 2005 roku pochodząca z NRD pisarka Kathrin Schmidt, na łamach lewicowego tygodnika „Der Freitag” zasugerowała, że Angela Merkel przechowuje jakieś akta swoje i swojego ojca.
Lider Partii Lewicy Oskar Lafontaine zapewne przesadził określając ją jako należącą do „Kampfreserve der Partei” (FDJ) „młodą żarliwą komunistkę”, zawsze wierną linii partii, ale jej ponadprzeciętne zaangażowanie ideowo-polityczne, od szkoły średniej do Akademii Nauk, było faktem. W tamtym czasie wyjeżdżała do ZSRS i Czechosłowacji. W 1983 roku udała się prywatnie „na włóczęgę” z plecakiem po Związku Sowieckim – podróżowała po Kraju Rad bez ograniczeń, odwiedzając Gruzję, Armenię, Azerbejdżan. Wyjeżdżała także do RFN. Jest to znamienne również z tego powodu, że nie miała dzieci, które władze NRD traktowały zazwyczaj jako „zastaw” na wypadek gdyby komuś zachciało się zostać na Zachodzie. Tymczasem zezwolono na wyjazd na ślub kuzynki do Hamburga młodej, rozwiedzionej, bezdzietnej pracownicy Akademii Nauk – idealnej kandydatce na pozostanie w RFN. Wynika z tego, że cieszyła się pełnym zaufaniem władz i należała do Westreisekader.
Zagadkowy jest epizod z życia Merkel związany ze sprawą fizyka Roberta Havemanna. Havemann, dawny współpracownik KGB i Stasi (TW „Leitz”), pogniewał się na swoich kolegów partyjnych i zaczął ich atakować z pozycji „prawdziwego komunizmu”. Nałożyli więc na niego areszt domowy i, od 1979 roku aż do jego śmierci w roku 1982, funkcjonariusze i agenci Stasi przez 24 godziny na dobę obserwowali posiadłość Havemanna w podberlińskiej Grünheide i blokowali do niej dostęp. W tej akcji brali także udział aktywiści FDJ. W 2005 roku w aktach Stasi na temat Havemanna znaleziono fotografie ludzi, którzy w 1980 roku przebywali w pobliżu jego domu, na jednej z nich była Angela Merkel. Ponieważ nie było żadnego powodu, aby wówczas, w tamtych okolicznościach, znalazła się akurat w tamtym miejscu, pojawiają się domysły, że znalazła się tam nieprzypadkowo, lecz musiała należeć do aktywistów FDJ biorących udział w zorganizowanej przez Stasi akcji obserwowania i izolowania Havemanna. Obrońcy Merkel zwracają jednak uwagę, że znała się z synem Havemanna Ulrichem również pracującym w Instytucie Chemii Fizycznej, i że podobno pilnowała dzieci Havemannom, co wyjaśniałoby jej zdjęcie w aktach sprawy Havemanna.
Merkel była niewątpliwie uzdolnioną studentką i doktorantką, ale nie ma na swoim koncie jakichś znaczących osiągnięć naukowych, doktorat obroniła dopiero w 1986 roku, po 8 latach od rozpoczęcia pracy w Instytucie Chemii Fizycznej; jej pracę doktorską „krytycznie przejrzał” jej ówczesny partner życiowy dr Joachim Sauer, który należał do Westreisekader, m.in. przez pewien czas pracował na Wyższej Szkole Technicznej w Karlsruhe, co bez wątpienia wymagało kontaktów ze służbami specjalnymi, zwłaszcza, że jego zainteresowania naukowe zahaczały o badania nad energią jądrową. Jako ciekawostkę przytoczmy fakt, że w Instytucie Chemii Fizycznej Angela Merkel pracowała m.in. nad metodami wykorzystania sowieckiego gazu ziemnego w przemyśle chemicznym.
Według ówczesnego regulaminu o promocjach doktorskich, także z dziedziny nauk ścisłych, nieodłączną częścią doktoratu była praca z zakresu znajomości marksizmu-leninizmu. Merkel otrzymała ocenę „dostateczną”, co było regułą w przypadku doktoratów z nauk przyrodniczych. Niestety, jej praca gdzieś się zapodziała. Nie odnaleziono ani oryginału, ani kopii.
Podsumowując enerdowski okres biografii przyszłej pani kanclerz, można skonstatować, że ludzie, którzy ją otaczali i wspierali, jej środowisko rodzinne, jej przyjaciele prywatni i polityczni, byli w większości głęboko zakorzenieni w systemie NRD. Nie jest znana jakakolwiek działalność opozycyjna Angeli Merkel, jej niezależna postawa wobec polityki reżimu i panującej ideologii. Chociaż nie należała do partii rządzącej, a jedynie do organizacji będącej „kuźnią kadr” partyjnych, zaś jej biografia ma pewne specyficzne cechy (córka pastora, bierzmowana, ślub kościelny), to jej kariera była ściśle wpisana w struktury enerdowskiego państwa.
Była aktywną uczestniczką i beneficjentką systemu. Na to, że jej uwikłanie w system było – jak to sugerują niektórzy niemieccy publicyści – jeszcze głębsze, nie ma dowodów.
Była aktywną uczestniczką i beneficjentką systemu. Na to, że jej uwikłanie w system było – jak to sugerują niektórzy niemieccy publicyści – jeszcze głębsze, nie ma dowodów.
Nawet w okresie agonii reżimu Merkel nie przyłączyła się do żadnego z opozycyjnych ruchów obywatelskich; jesienią 1989 roku nie brała udziału w żadnych protestach, demonstracjach, wiecach, obserwowała jak to wszystko się skończy. Po upadku, 9 listopada, muru berlińskiego czekała jeszcze kilka tygodni; dopiero w grudniu, kiedy wszystko już było praktycznie rozegrane, przeszła na stronę „sił demokratycznych”. Najpierw przyłączyła się na krótko do założonej w październiku SPD, ale ostatecznie wstąpiła do, uznawanego za jednego z faworytów nadchodzących wyborów, Przełomu Demokratycznego (PD), organizacji założonej przez pastorów Friedricha Schorlemmera i Rainera Eppelmanna, którego jej ojciec znał z ośrodka szkolenia dla wikarych. Trzecim założycielem PD i jego przewodniczącym został dobry kolega jej ojca, przyjaciel rodziny Kasnerów, znany nam Wolfgang Schnur, kościelny adwokat, wiceprezes synodu kościoła ewangelickiego Berlina-Brandenburgii, agent bezpieki (TW „Torsten”, TW „Dr Ralf Schrimer”) zwerbowany w 1964 roku. Dodajmy, że nie był on przeciętnym TW, jego raporty mieszczą się w ponad 30 segregatorach, jego wynagrodzenie agenta było znacznie wyższe niż średnia krajowa. Choć niewierzący, udawał gorliwego członka Kościoła; oficerowi prowadzącemu skarżył się, że musi się ciągle modlić, aby dla dobra partii i państwa bez przeszkód szpiclować w kręgach kościelnych. De facto więc Stasi należała do współzałożycieli Przełomu Demokratycznego i akurat tam Angela Merkel musiała zacząć pierwszy etap swojej kariery politycznej w nowych Niemczech. Nadspodziewanie szybko, bo już 8 lutego 1990 znalazła się wśród kilkudziesięciu etatowych członków PD – prezes Schnur, protegowany Stolpego i Mielkego, zatrudnił ją jako swoją współpracownicę, a potem zrobił rzeczniczką prasową.
Przełom Demokratyczny wszedł do koalicyjnego rządu formowanego przez wschodnią CDU (Ost-CDU), która wygrała wybory, a potem się w niej rozpłynął. Wcześniej w Ost-CDU nastąpiła polityczna odnowa: starego agenta KGB i Stasi Geralda Göttinga (TW „Göbel”) zastąpił Wolfgang Heyl (TW „Herold”), który jednak wolał pozostać w cieniu i forsował na prezesa – w czym pomagał mu inny działacz Ost-CDU i Chrześcijańskiej Konferencji Pokojowej Thilo Steinbach (TW „Bernd”) – Lothara de Maiziere’a (TW „Czerny”), który jako syn Clemensa (TW „Adwokat”), jednego z zasłużonych działaczy Ost-CDU, został zaakceptowany przez aparat partyjny.
Po wygranych wyborach do Izby Ludowej w marcu 1990 roku Lothar de Maizière, który w ostatnim rządzie SED Hansa Modrowa był ministrem do spraw kościelnych, stanął na czele ostatniego rządu NRD. Wziął Angelę Merkel na zastępczynię rzecznika rządu, jego doradcą w sprawach zagranicznych został Thilo Steinbach. Niektórzy żartują dziś, że rząd de Maizière’a składał się z dwóch rodzajów ministrów – tych, których już udało się zdemaskować jako agentów Stasi i tych, których jeszcze się nie udało. Cała wschodnia CDU była partią tajnych współpracowników; do ostatniej Izby Ludowej NRD wprowadziła 35 agentów (FDP i PDS po 11, Zieloni – 2).
Podporządkowana w NRD partii komunistycznej i sterowana i zinfiltrowana przez Stasi Ost-CDU wchodzi w całości do zachodniej CDU, przy okazji ratując część swojego majątku. Wzmocniła West-CDU Kohla i pomogła mu zdobyć władzę w nowych landach. Jednym z działaczy Ost-CDU (od 1975 roku) był sekretarz stanu w rządzie Lothara de Maizière’a Günther Krause, zaufany człowiek reżimu, należący do Westreisekader, który – jak ujawnił niedawno Spiegel TV Magazin – spotykał się z oficerami Stasi i składał im raporty na temat środowiska naukowego Wyższej Szkoły Inżynierskiej w Wismarze, gdzie pracował. To on przepchnął Angelę jako kandydatkę na posła do Bundestagu z okręgu na Rugii, gdzie dawna Ost-CDU miała pewny mandat. Przypuszczalnie to ojciec zarekomendował ją u Krausego.
Decydujące dla jej kariery okazało się spotkanie z Helmutem Kohlem; według jednej z wersji Merkel poprosiła członka synodu krajowego Saksonii i członka Przełomu Demokratycznego Hansa Geislera, aby przedstawił ją kanclerzowi. Geisler miał zaaranżować spotkanie podczas zjazdu partyjnego w Hamburgu. Nie wiadomo o czym rozmawiał kanclerz Niemiec z nieznaną mu towarzyszką partyjną, wiadomo, że rozmowa była długa i musiała zrobić odpowiednie wrażenie na kanclerzu. To Lothar de Maizière i, przede wszystkim, Günther Krause, ministrowie w rządzie Kohla, byli jej patronami i protektorami. Trzeba też pamiętać, że np. klan de Maizière’ów działał po obu stronach granicy niemiecko-niemieckiej: stryj Lothara, brat Clemensa Ulrich de Maizière sprawował ważne funkcje przy ponownym zbrojeniu RFN i zajmował stanowisko generalnego inspektora Bundeswehry (służył w Reichswehrze, w Wermachcie i w Bundeswehrze). Kiedy Merkel została kanclerzem, wzięła do rządu jego syna i kuzyna Lothara Thomasa de Maizière, który doradzał Lotharowi, gdy ten był premierem (Lothar wziął do rządu Angelę, Angela wzięła do rządu Thomasa). Thomas objął stanowisko ministra ds. nadzwyczajnych (ministra bez teki) i szefa Urzędu Kanclerskiego, został prawą ręką pani kanclerz, był odpowiedzialny m.in. za służby, za przejętych agentów Stasi.
W kilka tygodni po rozmowie z Kohlem Merkel zostaje zaproszona do Bonn do urzędu kanclerskiego, a w styczniu jest już ministrem. I tak zaczęła się jej zapierająca dech w piersiach kariera polityczna w zjednoczonych Niemczech. Kohlowi nie przeszkadzało, że ministerką ds. młodzieży i kobiet w chadeckim rządzie została bezdzietna rozwódka żyjąca w konkubinacie z rozwodnikiem, córka człowieka „głęboko uwikłanego w system enerdowski” (Langguth).
Trockistka Lena Sokoll zauważyła, że Merkel, na użytek publiczny, promowała swój wizerunek jako pochodzącego ze Wschodu politycznego „nobody”, który nie mając politycznych korzeni, bez wsparcia koterii, będąc „spoza układu”, wdarł się do polityki i błyskawicznie wspiął do pierwszej ligi niemieckiej polityki. Tymczasem ta fantastyczna kariera, wejście na szczyt z ominięciem szczebli partyjnej hierarchii, nie było dziełem przypadku, szczęścia, cech charakteru takich jak wola i instynkt władzy, które się Merkel – słusznie – przypisuje. Poprzez ojca miała kontakty z wpływowymi kręgami kościelnymi, z kościelnymi prawnikami i urzędnikami mającymi „zażyłe” kontakty z reżimem, z działaczami Ost-CDU – wszystkie środowiska głęboko zinfiltrowane przez tajną policję państwową. Oficjalnie ludzi ci mieli reprezentować interesy Kościoła wobec partii, a de facto reprezentowali interesy partii wobec Kościoła. Służyli ponadto reżimowi jako pośrednicy w kontaktach z Zachodem, oczywiście pod pełnym nadzorem ze strony służb. To ten układ wprowadził ją do ogólnoniemieckiej polityki.
Lena Sokoll uważa, że Kościół ewangelicki, który zyskał pewien publiczny wpływ, pomagał stalinowskiemu reżimowi w NRD utrzymać pod kontrolą wszelkie przejawy politycznej opozycji, a podczas przełomu 1989 roku kręgi kościelne odegrały kluczową rolę w skierowaniu protestów w NRD na odpowiednie tory tzn. bezpieczne dla dawnego reżimu. Zdaniem Sokoll, Kościół ewangelicki i jego przedstawiciele mieli zapobiec otwartej rebelii, skanalizować bunt i nie dopuścić do tego, żeby „klasa robotnicza własnoręcznie policzyła się ze stalinowskimi siepaczami” (zachowujemy trockistowski żargon Leny Sokoll). Pod parasolem Kościoła odbyła się także personalna odnowa Ost-CDU w 1989 roku.
To ojciec Angeli Merkel, aktywny na zapleczu, i ludzie z jego środowiska Schnur, de Maizière, Krause, wprowadzili ją do polityki, a następnie do rządu Kohla. Była to zaiste fenomenalna kariera: w niecałe 14 miesięcy aktywistka FDJ (rezerwy kadrowej partii), nie legitymizująca się najmniejszym śladem działalności opozycyjnej, bez cienia dystansu do poprzedniego reżimu i jego ideologii, przeobraża się w ministerkę w rządzie zjednoczonych Niemiec. Podkreślmy jednak raz jeszcze, że nie ma podstaw sądzić, że była to operacja „Angela Merkel” – ostatnia udana operacja Stasi, przeprowadzona oczywiście za wiedzą służb zachodnioniemieckich.
Nie należy bowiem zapominać o dwóch sprawach, po pierwsze Merkel okazała się utalentowaną politycznie, bezwzględną techniczką władzy; pobocza jej politycznej drogi usłane są trupami politycznych konkurentów. Po drugie – nie należy przeceniać roli „układu wschodniego”, jako że bardzo szybko wpisała się w „układ zachodni” („transatlantycki”). Dlatego niektórzy autorzy jak David Korn w książce Komu naprawdę służy Merkel?, przekonują, że to „na Zachodzie” siedzą ludzie pociągający za sznurki przyczepione do „najpotężniejszej kobiety świata”. Korn, który ma ambicję zajrzenia za kulisy obecnego aparatu władzy w Niemczech, rozpoznania układów, koneksji, sitw, wewnętrznych kręgów wokół Angeli Merkel informuje m.in. o jej domniemanych spotkaniach z Kissingerem i Greenspanem, o wpływie niejakiego Jeffrey’a Gedmina itp.
Pojawia się jednak kwestia o bardziej fundamentalnym znaczeniu, niż ta jakim układom polityczno-służbowym zawdzięcza Angela Merkel swoją niezwykłą karierę. W pewnym sensie Merkel po 1989 roku jest rzeczywiście rodzajem politycznego, ideowego i intelektualnego „nobody”, „kobietą bez właściwości”; nie widać u niej jakichkolwiek stałych i mocnych przekonań, jakichkolwiek ideowych fundamentów i zasad – jej naturą jest kameleonowata zmienność. Socjaldemokrata Peter Struck powiedział o niej, że jest dobrym pilotem, któremu możemy bez jakichkolwiek obaw powierzyć swój los – pod warunkiem, że jest nam obojętne dokąd leci samolot.
Przewodnicząca organizacji Chrześcijańscy Demokraci na rzecz Życia Mechthild Löhr, opowiedziała niedawno o swoim spotkaniu z Merkel w berlińskiej siedzibie CDU, gdzie, jak podkreśliła, nie ma już żadnych krzyży, z wyjątkiem osobistych, należących do pracowników. Okazało się, że dla Merkel chrześcijańscy demokraci broniący życia nienarodzonych dzieci to taka sama światopoglądowa „grupa interesów” jak „Lesbijki i Geje w Unii”, walczący o państwowe przywileje dla specyficznych, pod względem seksualnym, środowisk. Merkel powiedziała Löhr, że dla niej „tożsamość chadecji polega na otwartości na różnorodność poglądów”; Jeśli jednak czyjaś tożsamość równoznaczna jest z „otwartością na różnorodność poglądów”, to znaczy, że na nią samą nie składają się żadne poglądy, że pozbawiona jest treści. Innymi słowy tożsamość Merkel polega na braku tożsamości. Już w 1989/90 roku mogła równie dobrze znaleźć się u socjaldemokratów, jej znajomi dziwili się, że poszła do CDU, bo raczej widzieli ją u Zielonych.
W wywiadzie dla „Frankfurter Allgemeine Zeitung” udzielonym w marcu 2009 roku Merkel zdradziła swoje ideowe „credo”: „Raz jestem liberalna, raz chrześcijańsko-socjalna, a innym razem konserwatywna”. Jej biografka Patricia Leßnerkraus uznała, że „Angela Merkel jest jednocześnie konserwatywna, liberalna i postępowa”. Konserwatywny publicysta Ansgar Lange ocenił, że jest śliska jak węgorz, pozbawiona konturów i wewnętrznej substancji, reprezentuje totalnie zdepolityzowany biedermeier. Dziennikarz „Handelsblatt” Dieter Schnaas napisał o niej w 2000 roku: „Jakkolwiek głęboko byśmy nie zajrzeli – gruntu nie znajdziemy”. Można powiedzieć, że – paradoksalnie – polityczno-ideologiczna osobowość Angeli Merkel jest mocno osadzona na bezgrunciu.
W wydanej wspólnie w listopadzie tego roku książce Schluss mit dem Ausverkauf (Koniec z wyprzedażą) członkowie CDU – historyk Arnulf Baring, prezes Niemieckiego Związku Nauczycieli Josef Kraus, były minister spraw wewnętrznych Brandenburgii Jörg Schönbohm oraz wspomniana wyżej Mechthild Löhr, wystawiają surową ocenę CDU, pisząc o jej żałosnym zmierzchu, bezwarunkowej kapitulacji przed duchem czasu, i, współzawinionym przez nią, ogólnym upadku partyjnej demokracji w Niemczech. Czyż można sobie wyobrazić lepszą przewodniczącą takiej partii niż Merkel? Czwórka autorów oskarża ją o porzucenie zasad, o brak kierunku politycznego, o to, że nie prowadzi się żadnych dyskusji na temat najważniejszych spraw kraju. CDU kierowana przez Merkel stała się partią wycofywania się: wycofujemy się z polityki energetycznej, z obowiązku służby wojskowej, z rodziny, z lojalności sojuszniczej, z edukacji, z solidnej polityki walutowej, z zasady osobistej odpowiedzialności, z parlamentaryzmu, z kultury debaty. Chadecja podlega procesowi coraz głębszej socjaldemokratyzacji, a dodatkowo „zielenieje”. Skutkiem jej rządów – twierdzi czworo autorów – jest zaprzepaszczenie materialnego i duchowego bogactwa narodu.
Politykę rodzinną i energetyczno-klimatyczną CDU już przejęła od SPD, teraz przejmuje politykę socjalną, która stanowiła ostatnie wielkie pole, na którym obie główne partie rzeczywiście się różniły, inne różnice były pozorne lub kosmetyczne, rozdmuchane na użytek wyborczej propagandy. Po dodatkach do emerytur, parytetach płciowych w korporacjach, Merkel zapowiedziała zrealizowanie jeszcze jednego postulatu SPD – wprowadzenia płacy minimalnej. Sprzeciw wobec niej był ostatnim istotnym elementem różniącym CDU od SPD. Nic dziwnego, że nawet redaktor „Spiegel Online” Veit Medick swój komentarz na ten temat zatytułował „Towarzyszka Merkel”.
Część komentatorów ze środowisk konserwatywno-liberalnych uważa, że już Helmut Kohl zrobił z CDU partię socjaldemokratyczną, zaś Merkel dokończyła dzieła przekształcając ją w partię socjalistyczną „nowego typu”. Teraz dopiero, pod jej przywództwem Ost-CDU i West-CDU jednoczą się w sensie ideologicznym. Symbolicznym tego wyrazem są dwa fakty: pojawienie się po 1989 roku na terytorium Niemiec pomników żołnierzy Armii Czerwonej, oraz apele niektórych chadeków i chadeczek o obchodzenie Międzynarodowego Dnia Kobiet. Nawet prasa głównego nurtu zaczyna to dostrzegać: dwa lata temu na łamach „Frankfurter Allgemeine Sonntagszeitung” Maxim Biller ubolewał, że duch NRD podbija RFN. Merkel doskonale uosabia ten proces.
Jednak wypranie chadecji z wszelkich pierwiastków chrześcijańskich, konserwatywnych i narodowych to, zdaniem Gérarda Bökenkampa, rezultat głębszej, historycznej ewolucji społeczeństwa niemieckiego. Wszystkie pierwiastki ideowe i światopoglądowe zależne są wszak od bazy społecznej, to jej wielkość decyduje o sile lub bezsilności obozów politycznych. Politycznie znaczący konserwatyzm w RFN, zadomowiony w CDU/CSU, był – w odróżnieniu od Cesarstwa i Republiki Weimarskiej – strukturalnie katolicki, ale obejmował również siły protestanckie, osłabione przez podział Niemiec i wypędzenie. W Pruso-Niemczech katolicy byli w mniejszości, czuli się wykluczeni i lekceważeni przez elity protestanckie; ta sytuacja wytwarzała bardzo silną solidarność wśród członków katolickiej wspólnoty wyznaniowej; wspólnota religijno-kulturowa stała ponad podziałami socjalnymi, czemu katolicka Partia Centrum zawdzięczała silną pozycję w regionach katolickich. Z drugiej strony jednak to ograniczenie konfesyjne uniemożliwiło stworzenie ponadwyznaniowej wielkiej mieszczańskiej „Volkspartei”. Sytuacja uległa zmianie po II wojnie światowej, kiedy duża część protestanckich krajów i środowisk znikła za Żelazną Kurtyną. W nowych warunkach kręgi dawnej Partii Centrum skupione wokół Adenauera zdobyły polityczne i społeczne przywództwo i poczuły się na tyle mocno, żeby „zabrać na pokład” protestantów.
Dla SPD, mocnej przede wszystkim na terenach protestanckich, stanowiło to przeszkodę nie do przeskoczenia, powodując trwałe odsunięcie socjaldemokratów od władzy. Strukturalna większość jaką posiadały partie chadeckie wydawała się zagwarantowana „na zawsze”, co do pewnego stopnia potwierdza słuszność sloganu lewicy o „państwie CDU”. Chadecja stała się partią władzy, ale poczucie, że ma się władzę w państwie nieomal na zasadzie dziedziczenia, jest darem Danaów, prowadzi bowiem do tego, że własna baza społeczna orientuje się na partię i państwo, a to rodzi społeczny zastój: kiedy oczekuje się, że to elity partyjne panujące nad aparatem ustawodawczym i państwowym wszystko załatwią, w bazie maleje zaangażowanie i gotowość do poświęceń.
Na dłuższą metę sprawowanie władzy biurokratycznej sprzyja wygodnictwu i poczuciu błogiej sytości, zanika przymus stałego odnawiania środowiska życiowego. W rezultacie ruchy polityczne i wspierające je siły społeczne tracą na atrakcyjności, maleje ich siła promieniowania i przyciągania. Ten proces ideowego i intelektualnego wyjałowienia chadecji należy umieścić w szerszym kontekście całej zachodniej Europy, gdzie polityczny katolicyzm, stanowiący podstawę konserwatyzmu chadecji, znalazł się od lat 70. ubiegłego wieku w kryzysie; sekularyzacja i laicyzacja objęła narody europejskie, a co za tym idzie topnieć zaczęły stabilne środowiska katolickie i znacznie rozluźniła się więź wyborców z partiami chrześcijańskimi, na przykład w Holandii w 1963 roku 84 procent katolików wybierało Katolicką Partię Ludową a w 1976 już tylko 36 procent; proces ten objął także RFN. Drugą część bazy społecznej konserwatyzmu stanowiła wieś, ale liczba ludności wiejskiej (chłopskiej) także zmniejszyła się do kilku procent; jeśli oba procesy zsumować, to widać, że baza społeczna, z której wyrastał powojenny konserwatyzm zanika. Dla CDU jest to tym samym co dla SPD zanikanie zagłębi górniczych i klasycznego wielkiego przemysłu z masami robotniczymi głosującymi na socjaldemokrację.
Już w wyborach w 1972 roku po raz pierwszy więcej katolickich wyborców głosowało na SPD, a nie na chadecję; nastąpiła również zmiana zachowań wyborczych kobiet, gremialnie głosujących kiedyś na konserwatystów i chadecję, a obecnie coraz chętniej oddających głosy na lewicę. Również w samej CDU/CSU konserwatyści tracili teren, dzisiaj oblicza się, że tylko ¼ członków CDU to ludzie „świadomi tradycji”, a więc konserwatyści, 75 procent z nich to ludzie powyżej sześćdziesiątki, jedynie 10% ma mniej niż 50 lat. Realistycznie patrząc, nie można się spodziewać, że z tej grupy mogłyby wyjść jakieś znaczące polityczne impulsy. Merkel wszystko to na zimno przekalkulowała, wyciągnęła wnioski i spisała tę grupę na straty. Nawet gdyby powstał jakiś ruch alternatywny na prawicy, to nic by się zasadniczo nie zmieniło, ponieważ europejskie grupy protestu zyskują przede wszystkim w elektoracie lewicowym i socjaldemokratycznym, i poza kwestią imigracji mają one niewiele wspólnego z konserwatyzmem.
Chrześcijański konserwatyzm, który zdominował pierwsze dziesięciolecia RFN faktycznie rozpadł się jako siła polityczna i nie ma już żadnego politycznego znaczenia. To nie rebelianci 68 roku spowodowali ten upadek, oni jedynie przewrócili olbrzyma, stojącego na glinianych nogach. W ostatecznym rozrachunku nie partie i rządy określają przyszłość społeczeństwa, lecz suma życiowych decyzji, podejmowanych każdego dnia przez miliony ludzi. Jeśli odwracają się oni od określonego stylu życia i określonych wartości, to żaden rząd na świecie im w tym nie przeszkodzi. I musi to mieć określone polityczne skutki, konkluduje Bökenkamp.
W przypadku Merkel mielibyśmy zatem do czynienia z „kobietą bez właściwości” stojącą na czele „partii bez właściwości” nie posiadającej żadnego ideowego rdzenia, której jedynym lepiszczem byłby ewentualnie maksymalnie rozwodniony, do niczego niezobowiązujący quasi-chrześcijański socjalizm, odziedziczony przez Merkel po ojcu i jego kolegach. Jak sformułował to Ansgar Lange, CDU to partia, w której zapomnieniu o własnych tradycjach i wyschnięciu ideowych korzeni towarzyszy „absolutny” pragmatyzm. Angela Merkel, potrafiąca przy każdej okazji wyprodukować taśmowo serię doskonałych banałów, frazesów niedoścignionych w swojej całkowitej beztreściowości, doskonale nadaje się do przewodzenia tej partii. Ideowe i moralne poglądy służą jej wyłącznie jako środki do osiągnięcia celów politycznych (utrzymania władzy).
Ale czy rzeczywiście jest tak, jak uważa Gérard Bökenkamp, że rządy Merkel to zmaterializowana próżnia? Czy naprawdę trafny jest kierowany wobec niej zarzut totalnej bezideowości? André F. Lichtschlag jest wprawdzie przekonany, że rządzi nią wyłącznie bezgraniczny oportunizm, ale jednocześnie przypomina jak to dwa lata temu zrugała papieża Benedykta XVI i to w sposób, na który nawet Erich Honecker by sobie nie pozwolił – jako pochodzący z Kraju Saary był chyba na to zbyt katolicki, choć na pewno byłby zadowolony, że jego wychowanka z „bojowej rezerwy partii” (Lafontaine dixit) takich skrupułów nie ma. Nic dziwnego, że cytowany wyżej prezes Niemieckiego Związku Nauczycieli Josef Kraus oburzał się, iż ataki Merkel na papieża to „niewiarygodna bezczelność”: „To niesłychane na co sobie pozwala ta córka pastora”. Ale Merkel nie wymyślała papieżowi z pozycji protestanckich, chodzi tu, zdaniem Lichtschlaga, o sprawę znacznie poważniejszą: Merkel, besztając głowę Kościoła katolickiego robi to jako kapłanka nowej teokracji. Papież, pisze Lichtschlag, jest jednym z ostatnich obrońców narodów przed tą nową teokracją o wyraźnie totalitarnych rysach. Angela Merkel, owa jak ją niektórzy w Niemczech nazywają „Donna Andżela”, „mateczka federalna”, „TW «Erika»” nie jest więc „kobietą bez właściwości”, ale wyznawczynią, i to żarliwą, jakiejś nowej religii, stojącej wyżej niż luteranizm jej ojca czy katolicyzm Benedykta XVI.
Pierwodruk: „Acana”, 2012, nr 102
Tomasz Gabiś • nowadebata.pl
Średnia ocena: 5.0 (4 głosy)