WPŁATY POLSKI do EU 2014 :
17 mld 700 mln 683 tys. zł.
1 mld 492 mln / mies
sobota, 3 maja 2014
Film GB+AUS. Recenzja.
Clive Owen + dobry scenariusz = rewelacyjny film
Posted: Styczeń 2, 2013 in film, KinoTagi: Clive Owen, Moi Chłopcy, The Boys Are Back SEE
Jako że wśród noworocznych postanowień nie mogłem umiejscowić rzucania palenia – zrobiłem to ponad pięć lat temu, ale nie z okazji Nowego Roku, tylko z powodu kompletnego „przepalenia się” na urodzinach kumpla, postanawiam przeprowadzić rewitalizację Fabryki Liter. W napiętym harmonogramie Premier League, czyli mojej ukochanej ligi angielskiej, z którą zmagałem się w okresie Świąt i przez kolejne dni, aż do dziś, udało mi się znaleźć trochę czasu, by obejrzeć parę filmów.
Jeden z nich to „The Boys Are Back” Scotta Hicksa (w roli głównej Clive Owen), czyli jak sama nazwa wskazuje: „Moi chłopcy” :). Film jest z 2009 roku, ale dopiero teraz wpadł w moje ręce. Świetna, ciepła historia – warto robić takie kino i warto je oglądać.
Nie jestem obiektywny w stosunku do Owena, bo uwielbiam większość jego kreacji filmowych, ale tym razem połączenie jest idealne. Owen wkomponował się w scenariusz bezbłędnie. Zawsze twierdziłem, że to aktor, który jest sto razy lepszą wersją Nicolasa Cage’a. Ten ostatni sporo potrafi oddać oczami, natomiast z czasem te oczy stały się puste, a filmy, w jakich gra – coraz to gorsze. Owen chyba bardziej starannie dobiera scenariusze. „Moi chłopcy” to produkcja australijsko-brytyjska, a z tego połączenia wyszło coś bardzo dobrego.
Joe Warr jest dziennikarzem sportowym, jednym z najlepszych w kraju. Pisze głównie o tenisie, ale także o pływaniu. Jeździ po kraju, lata po całym świecie, by relacjonować różne wydarzenia. Jest szczęśliwym ojcem i zakochanym mężczyzną. Nie zdradzam teraz fabuły, wszak tego dowiadujemy się na samym początku. Katy, żona dziennikarza, umiera na raka. Joe chce sam zaopiekować się synem, Artiem. jest to dla niego wyjątkowe wyzwanie – wcześniej ciepły dom dla dzieciaka tworzyła głównie matka. Prawdziwe problemy zaczną się dopiero, gdy Harry, kilkunastoletni syn bohatera z pierwszego małżeństwa przyleci do Australii na wakacje.
Nie jest to kino familijne, lecz starannie nakreślony portret ojca, który chce wychować dzieci po swojemu, nie bacząc na to, co myślą inni, co mu mówią i jak każą żyć. Przekonuje nas o tym już pierwsza scena filmu, w której Artie siedzi na masce jeepa, którym Joe pędzi po plaży. Dziennikarz pozwala swoim synom na wiele, ale nie widzi w tym niczego złego. Ma proste zasady – możesz walczyć na poduszki, czy rzucać balonami wypełnionymi wodą, ale nie przeklinasz, bo to świadczy o ubogim zasobie słownictwa. Uważa, że młodszy syn tylko w ten sposób może łatwiej znieść śmierć mamy. Starszy jest bardziej wycofany – nie rozumie do końca, dlaczego tata jest tak liberalny, ale największy żal ma o to, że Joe zostawił go kiedyś w Londynie.
Trójka chłopców w różnym wieku buduje dorosłe relacje w poważnym życiu. Pomyślałem, że to obraz nieco podobny do filmu „Tato”, jest w nim jednak dużo więcej uroku, ciepła (może to urok Australii?). Ten dramat tylko z pozoru wydaje się smutny, gdyż tak naprawdę pokazuje, że nawet w sytuacjach niezwykle skrajnych, gdzie emocje umiejscowione są na czarnym polu, można powalczyć o coś wartościowego, jeśli oczywiście ma się dla kogo.
Joe nie potrafi pogodzić się ze śmiercią żony, ale jednocześnie wie, że jej odejście nadało jego życiu dużo bardziej wartościowy wymiar. Zaczyna rozumieć, że dziecko jest ważniejsze od niego, od jego pracy, co rodzi czasem absurdalne sytuacje – zamiast wyjechać na zawody pływackie, pisze relacje z domu, okłamując szefa. Znam takich, co robili podobne rzeczy tylko po to, by skasować krajową dietę w wysokości 25 złotych, a więc jednak z niższych pobudek.
Przede wszystkim jest to jednak film o miłości. Bo ta miłość Joe do Katy, mimo jej śmierci, wciąż jest obecna. Tę wielką miłość najlepiej opisuje zdanie, jakie wypowiada Joe: – Mam wielu przyjaciół, z którymi mógłbym dobrze spędzać czas, ale nie mam nikogo, z kim mógłbym się nudzić…
W mojej skali od 1-6, zdecydowanie szóstka. Perfekcyjny seans.
Kontakt: rudzki@onet.pl
FILM: tutaj
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz