WPŁATY POLSKI do EU 2014 :
17 mld 700 mln 683 tys. zł.
1 mld 492 mln / mies
czwartek, 2 października 2014
Rozmowa z Patriotą Polski
Prof. Kieżun: całe szczęście dla tych sku…, że nie mam już pistoletu! - Oni robią wszystko, żeby to zniszczyć - żeby zohydzić powstanie, żeby zohydzić nas! Całe szczęście, że już nie jestem uzbrojony, bo bym nie wytrzymał! Całe szczęście dla tych sku…, że nie mam już pistoletu! - mówi Onetowi prof. Witold Kieżun. Tak odpowiada na sformułowany przez historyków Sławomira Cenckiewicza i Piotra Woyciechowskiego zarzut o agenturalność w czasach PRL.
Jacek Gądek: - Jak Pan odbiera publikację "Do Rzeczy", w której historycy Sławomir Cenckiewicz i Piotr Woyciechowski piszą o Pana - jak opisują - agenturalnej przeszłości z czasów PRL?
Prof. Witold Kieżun: - Potworne kłamstwo. Przyszli do mnie. Pokazali dokumenty. A ja im pokazałem swoje duże opracowanie z 2002 r. "Radzieckie i polskie władze bezpieczeństwa i ja". Przed laty doręczyłem je też mojemu serdecznemu przyjacielowi marszałkowi Sejmu prof. Wiesławowi Chrzanowskiemu, a także ministrowi Władysławowi Stasiakowi. A także osobiście w czasie trzech spotkań z prezydentem Warszawy Lechem Kaczyńskim opowiadałem o jego zawartości.
Ja współpracowałem. Z Amerykanami.
Jak?
Mam ok. 450 stron dokumentów z pisanymi przez siebie informacjami o sytuacji społeczno-politycznej w Polsce. Wysłałem - do paryskiej "Kultury" - też 12 opracowań po 20 stron. Poza tym w ramach US Agency Information organizowałem wymianę - oficjalnie - pracowników naukowych.
To skąd zarzuty?
Skandal polega na tym, że oni (autorzy "Tajemnicy »Tamizy«" nt. Kieżuna w "Do Rzeczy" - red.) przyszli i pokazali tylko wyciągi z dokumentów. Ja z kolei przekazałem im swoje materiały. A mimo to red. nacz. Paweł Lisicki pisze, że ja niczego nie ujawniłem.
A jak było?
Otóż moja współpraca z SB miała oczywiście charakter pozorny. A skończyło się na tym, że gen. Różański pisał do szefa bezpieki, że do Warszawy stale przyjeżdża prof. Senkier (dziekan z Seton Hall Catholic University South Orange), współpracujący z CIA i w Polsce stale utrzymuje kontakty z prof. Kieżunem. A miesiąc później pojawia się zawiadomienie, że Senkiera do Warszawy sprowadził Kieżun.
Potem otrzymałem cynk - wiadomość od Senkiera: uciekaj z całą rodziną. Uciekam więc z Polski. Urywam się całkowicie - i okazuje się, że jestem zupełnie spalony, tak samo jak Wesołowska. Senkier poinformował mnie, że jego siatka w Warszawie się spaliła.
Potem zaczął Pan pracę w ONZ…
…przez półtora roku tam pracuję. Aż dostaję wezwanie do Javiera Péreza de Cuéllara, sekretarza generalnego ONZ: natychmiast przyjeżdżaj do Nowego Jorku. Okazuje się, że w NY jest olbrzymia demonstracja na gmachu ONZ w obronie Wesołowskiej. Ona z Amerykanami miała - w porównaniu do moich - kontakty marginalne, ale była na tyle nieprzewidująca, że pracując tak jak ja w ONZ i jadąc do Mongolii, zatrzymała się po drodze na dwa dni w Warszawie, by spotkać się z matką. Została wtedy aresztowana i dostała siedem lat więzienia. Cuéllar powiedział mi: w tej sytuacji nie może Pan wracać do Polski, a ja podpiszę depeszę, że jest Pan tak ważny, że musi tu zostać.Dlaczego?
Zdarzył się jedyny taki przypadek w historii ONZ: minister spraw zagranicznych PRL wysyła depeszę do sekretarza ONZ, że nie godzi się na pracę prof. Kieżuna w ONZ i że muszę być natychmiast odwołany, by wracać do kraju. Tak wyglądała moja sytuacja.
A tymczasem w "Do Rzeczy" piszą, że nic nie ujawniłem. Otóż ujawniałem, jak wyglądały moje kontakty z SB. Od razu ujawniałem to Amerykanom. Odpowiedzieli: be careful. Amerykanie wiedzieli o każdym spotkaniu i zainteresowaniu SB mną.
A wie Pan, na jakiej zasadzie zacząłem "współpracować"?
Jak?
W 1973 r. kpt. Tadeusz Szlubowski zaprosił mnie prywatnie i powiedział: mój syn jest niesłychanie zdolny, ale nie może się dostać do Instytutu Politologii, a dyrektor politologii to mąż Pana doktorantki. Jeśli Pan mi to załatwi, to będę bardzo wdzięczny.
I ja mu to załatwiłem. Miałem potem go - Szlubowskiego - w ręku, bo gdybym to ujawnił, to dostałby 10 lat więzienia. Dzisiaj jego syn jest profesorem, zrobił karierę dzięki mnie.
Autorzy publikacji w "Do Rzeczy" cytują różne dokumenty.
Dokumenty, które składali inni, Szlubowski przesyłał jako dokumenty pisane przeze mnie. Ja to wszystko mam. I mogę to wyjaśnić. Zresztą wyjaśniałem już - do cholery ciężkiej - w 2002 r. Wtedy Stasiak siedział u mnie trzy godziny i przekazywał swoją wiedzę dalej - Lechowi Kaczyńskiemu.
A wracając…
Po rozmowie, podczas której Szlubowski prosił mnie o protekcję dla syna, powiedział, że będzie zobowiązany, gdy napiszę, że zobowiązuję się do zachowania w tajemnicy całości przeprowadzonej rozmowy. I ja to napisałem. Bo zdawałem sobie sprawę z tego, że on był zagrożony, gdybym to - prośbę o protekcję dla jego syna - ujawnił. I ja, co chciałem, to wszystko potem mogłem zrobić. Gdy opóźniało się wydanie mi paszportu, to dzwoniłem do niego i krzyczałem: do cholery ciężkiej, co wy robicie, skurw…, szybko dawajcie mi paszport! I on mówił: dobrze, zaraz pan dostanie. Miałem go w ręku. Nawet Amerykanie się śmiali. Ale potem okazało się, że kontrwywiad PRL wykrył moje kontakty z Amerykanami.
To, co Pan mówi, nie przekonało wymienionych historyków, którzy o Panu napisali.
Z USA przywiozłem oryginalne dokumenty i wciąż je mam. Pokazywałem je Cenckiewiczowi i Woyciechowskiemu, ale oni nie chcieli tego oglądać.
Co teraz?
Gdybym był młodszy, to bym wystąpił do sądu o ich ukaranie, ale ja przecież mam 93 lata! Tragedia polega też na tym, że po tym, jak przyszli i zostawili mi swoje materiały, to dostałem ataku.
To znaczy?
Jestem chory na tropikalną żółtą febrę. Dostałem ataku. Miałem 40 st. C gorączki. Przez 12 godzin cały drżałem. I nie miałem nikogo obok siebie, bo przecież mieszkam zupełnie sam - moja żona zmarła. Nie mogłem nawet do kogoś zatelefonować. Całe szczęście, że przeżyłem do rana.
Ja jestem śmiertelnie chory. Ale się nie położę! Bo jestem bojownikiem, żołnierzem Armii Krajowej i powstańcem warszawskim!
Ja współpracowałem. Z Amerykanami.
Jak?
Mam ok. 450 stron dokumentów z pisanymi przez siebie informacjami o sytuacji społeczno-politycznej w Polsce. Wysłałem - do paryskiej "Kultury" - też 12 opracowań po 20 stron. Poza tym w ramach US Agency Information organizowałem wymianę - oficjalnie - pracowników naukowych.
To skąd zarzuty?
Skandal polega na tym, że oni (autorzy "Tajemnicy »Tamizy«" nt. Kieżuna w "Do Rzeczy" - red.) przyszli i pokazali tylko wyciągi z dokumentów. Ja z kolei przekazałem im swoje materiały. A mimo to red. nacz. Paweł Lisicki pisze, że ja niczego nie ujawniłem.
A jak było?
Otóż moja współpraca z SB miała oczywiście charakter pozorny. A skończyło się na tym, że gen. Różański pisał do szefa bezpieki, że do Warszawy stale przyjeżdża prof. Senkier (dziekan z Seton Hall Catholic University South Orange), współpracujący z CIA i w Polsce stale utrzymuje kontakty z prof. Kieżunem. A miesiąc później pojawia się zawiadomienie, że Senkiera do Warszawy sprowadził Kieżun.
Potem otrzymałem cynk - wiadomość od Senkiera: uciekaj z całą rodziną. Uciekam więc z Polski. Urywam się całkowicie - i okazuje się, że jestem zupełnie spalony, tak samo jak Wesołowska. Senkier poinformował mnie, że jego siatka w Warszawie się spaliła.
Potem zaczął Pan pracę w ONZ…
…przez półtora roku tam pracuję. Aż dostaję wezwanie do Javiera Péreza de Cuéllara, sekretarza generalnego ONZ: natychmiast przyjeżdżaj do Nowego Jorku. Okazuje się, że w NY jest olbrzymia demonstracja na gmachu ONZ w obronie Wesołowskiej. Ona z Amerykanami miała - w porównaniu do moich - kontakty marginalne, ale była na tyle nieprzewidująca, że pracując tak jak ja w ONZ i jadąc do Mongolii, zatrzymała się po drodze na dwa dni w Warszawie, by spotkać się z matką. Została wtedy aresztowana i dostała siedem lat więzienia. Cuéllar powiedział mi: w tej sytuacji nie może Pan wracać do Polski, a ja podpiszę depeszę, że jest Pan tak ważny, że musi tu zostać.Dlaczego?
Zdarzył się jedyny taki przypadek w historii ONZ: minister spraw zagranicznych PRL wysyła depeszę do sekretarza ONZ, że nie godzi się na pracę prof. Kieżuna w ONZ i że muszę być natychmiast odwołany, by wracać do kraju. Tak wyglądała moja sytuacja.
A tymczasem w "Do Rzeczy" piszą, że nic nie ujawniłem. Otóż ujawniałem, jak wyglądały moje kontakty z SB. Od razu ujawniałem to Amerykanom. Odpowiedzieli: be careful. Amerykanie wiedzieli o każdym spotkaniu i zainteresowaniu SB mną.
A wie Pan, na jakiej zasadzie zacząłem "współpracować"?
Jak?
W 1973 r. kpt. Tadeusz Szlubowski zaprosił mnie prywatnie i powiedział: mój syn jest niesłychanie zdolny, ale nie może się dostać do Instytutu Politologii, a dyrektor politologii to mąż Pana doktorantki. Jeśli Pan mi to załatwi, to będę bardzo wdzięczny.
I ja mu to załatwiłem. Miałem potem go - Szlubowskiego - w ręku, bo gdybym to ujawnił, to dostałby 10 lat więzienia. Dzisiaj jego syn jest profesorem, zrobił karierę dzięki mnie.
Autorzy publikacji w "Do Rzeczy" cytują różne dokumenty.
Dokumenty, które składali inni, Szlubowski przesyłał jako dokumenty pisane przeze mnie. Ja to wszystko mam. I mogę to wyjaśnić. Zresztą wyjaśniałem już - do cholery ciężkiej - w 2002 r. Wtedy Stasiak siedział u mnie trzy godziny i przekazywał swoją wiedzę dalej - Lechowi Kaczyńskiemu.
A wracając…
Po rozmowie, podczas której Szlubowski prosił mnie o protekcję dla syna, powiedział, że będzie zobowiązany, gdy napiszę, że zobowiązuję się do zachowania w tajemnicy całości przeprowadzonej rozmowy. I ja to napisałem. Bo zdawałem sobie sprawę z tego, że on był zagrożony, gdybym to - prośbę o protekcję dla jego syna - ujawnił. I ja, co chciałem, to wszystko potem mogłem zrobić. Gdy opóźniało się wydanie mi paszportu, to dzwoniłem do niego i krzyczałem: do cholery ciężkiej, co wy robicie, skurw…, szybko dawajcie mi paszport! I on mówił: dobrze, zaraz pan dostanie. Miałem go w ręku. Nawet Amerykanie się śmiali. Ale potem okazało się, że kontrwywiad PRL wykrył moje kontakty z Amerykanami.
To, co Pan mówi, nie przekonało wymienionych historyków, którzy o Panu napisali.
Z USA przywiozłem oryginalne dokumenty i wciąż je mam. Pokazywałem je Cenckiewiczowi i Woyciechowskiemu, ale oni nie chcieli tego oglądać.
Co teraz?
Gdybym był młodszy, to bym wystąpił do sądu o ich ukaranie, ale ja przecież mam 93 lata! Tragedia polega też na tym, że po tym, jak przyszli i zostawili mi swoje materiały, to dostałem ataku.
To znaczy?
Jestem chory na tropikalną żółtą febrę. Dostałem ataku. Miałem 40 st. C gorączki. Przez 12 godzin cały drżałem. I nie miałem nikogo obok siebie, bo przecież mieszkam zupełnie sam - moja żona zmarła. Nie mogłem nawet do kogoś zatelefonować. Całe szczęście, że przeżyłem do rana.
Ja jestem śmiertelnie chory. Ale się nie położę! Bo jestem bojownikiem, żołnierzem Armii Krajowej i powstańcem warszawskim!
Teraz z Pana zdrowiem jest dobrze?
Ja jestem człowiekiem silnym. Jestem żołnierzem. Pięć lat siedziałem w podziemiu. Byłem w oddziale specjalnym. W czasie powstania warszawskiego na swoim karabinie maszynowym zanotowałem 42 Niemców. Mam rekordowe osiągnięcie: jestem jedynym powstańcem, który w jego czasie dostał dwa awanse i dwa najwyższe odznaczenia: Krzyż Walecznych i Virtuti Militari. Do cholery ciężkiej! Nigdy się tym nie chwaliłem! Ale nie dam się zniszczyć tym łobuzom!
Czyli komu?
Ja wiem, o co chodzi. To jest banda Piotra Zychowicza, która twierdzi, że powstanie warszawskie to była zbrodnia, a jego dowódcy to agenci. Książka "Obłęd '44" to skandal i bzdura. "Pakt Ribbentrop-Beck" - też. Ta banda ludzi chce zniszczyć to, o co ja się w tej chwili biję!
Polska jest w zagrożeniu. Trzeba robić wszystko, by budować poczucie patriotyzmu. Trzeba odwoływać się do naszej wspaniałej przeszłości, do bohaterstwa powstania warszawskiego, budować uczucie wobec kraju, bo jesteśmy cholernie zagrożeni! A oni robą wszystko, żeby to zniszczyć - żeby zohydzić powstanie, żeby zohydzić nas! Całe szczęście, że już nie jestem uzbrojony, bo bym nie wytrzymał! Całe szczęście dla tych sku…, że nie mam już pistoletu!
Odnoszę wrażenie, że historia była tragiczna.
Bo?
Pamiętam, że materiały wysyłane do Paryża do "Kultury" zawsze pisałem ręcznie i dawałem do przepisywania. A dostałem adres do świetnej maszynistki na Pradze - nawet poprawiała błędy. Z tego, co oni (Cenckiewicz i Woyciechowski) piszą o niektórych moich uwagach, to one były pisane dla Paryża.
A poza tym istnieje obawa, że osoba w Paryżu, do której wysyłałem swoje materiały, też była agentem. Prof. Chrzanowski, gdy rozmawialiśmy jakiś rok przed jego śmiercią, powiedział mi, że są takie podejrzenia. Wygląda zatem na to, że w SB mieli materiały wysyłane przeze mnie do Paryża. A one były pisane w swobodniejszym stylu. Pisałem tam np. o nadużyciach kadry kierowniczej.
(RZ)
Ja jestem człowiekiem silnym. Jestem żołnierzem. Pięć lat siedziałem w podziemiu. Byłem w oddziale specjalnym. W czasie powstania warszawskiego na swoim karabinie maszynowym zanotowałem 42 Niemców. Mam rekordowe osiągnięcie: jestem jedynym powstańcem, który w jego czasie dostał dwa awanse i dwa najwyższe odznaczenia: Krzyż Walecznych i Virtuti Militari. Do cholery ciężkiej! Nigdy się tym nie chwaliłem! Ale nie dam się zniszczyć tym łobuzom!
Czyli komu?
Ja wiem, o co chodzi. To jest banda Piotra Zychowicza, która twierdzi, że powstanie warszawskie to była zbrodnia, a jego dowódcy to agenci. Książka "Obłęd '44" to skandal i bzdura. "Pakt Ribbentrop-Beck" - też. Ta banda ludzi chce zniszczyć to, o co ja się w tej chwili biję!
Polska jest w zagrożeniu. Trzeba robić wszystko, by budować poczucie patriotyzmu. Trzeba odwoływać się do naszej wspaniałej przeszłości, do bohaterstwa powstania warszawskiego, budować uczucie wobec kraju, bo jesteśmy cholernie zagrożeni! A oni robą wszystko, żeby to zniszczyć - żeby zohydzić powstanie, żeby zohydzić nas! Całe szczęście, że już nie jestem uzbrojony, bo bym nie wytrzymał! Całe szczęście dla tych sku…, że nie mam już pistoletu!
Odnoszę wrażenie, że historia była tragiczna.
Bo?
Pamiętam, że materiały wysyłane do Paryża do "Kultury" zawsze pisałem ręcznie i dawałem do przepisywania. A dostałem adres do świetnej maszynistki na Pradze - nawet poprawiała błędy. Z tego, co oni (Cenckiewicz i Woyciechowski) piszą o niektórych moich uwagach, to one były pisane dla Paryża.
A poza tym istnieje obawa, że osoba w Paryżu, do której wysyłałem swoje materiały, też była agentem. Prof. Chrzanowski, gdy rozmawialiśmy jakiś rok przed jego śmiercią, powiedział mi, że są takie podejrzenia. Wygląda zatem na to, że w SB mieli materiały wysyłane przeze mnie do Paryża. A one były pisane w swobodniejszym stylu. Pisałem tam np. o nadużyciach kadry kierowniczej.
(RZ)
Kula Lis 62 23.09.2014 16:17:06
piątek, 26 września 2014
Skąd się wzięła tuskopacz: kilka (NIE)śmiesznych reguł
MOTTO:
PRAWO PETERA: W hierarchii każdy pracownik stara się wznieść na swój szczebel niekompetencji.
PRAWO ROBINSONA: W biurokracji awansuje się za działalność, nie za wyniki.
PRAWA MURPHY'ego I NIE TYLKO
Tzw. komentarz O'Toole'a do praw Murphy'ego: MURPHY BYŁ OPTYMISTĄ.
Czternascie szczegółowych praw Murphy'ego dotyczących elektroniki
(i nie tylko...)
PRAWDY PROGRAMISTÓW
REGUŁY OGÓLNE
REGUŁA REGUŁ: Każdy może ustalić nową regułę.
REGUŁA OBSERWATORA: Bardzo dużo można zauwazyć, gdy się patrzy.
REGUŁA NIEMOŻLIWOŚCI: Nie osiagnęlibyśmy nigdy niczego, gdybyśmy założyli, że najpierw trzeba usunąć wszystkie przeszkody. Jeżeli czegoś nie można zrobić, to należy poprosić o to kogoś, kto zwyczajnie nie wie, że to nie jest możliwe.
REMEDIUM NA PRAWA MURPHY'EGO: Jeśli coś się wydarza, to znaczy, że jest to możliwe. Zatem: W walce między Tobą a swiatem stań po stronie świata.
REGUŁA DOKŁADNOŚCI: W poszukiwaniu rozwiązania problemu najbardziej pomocna jest znajomość odpowiedzi.
REGUŁA MARTWEGO PRZEDMIOTU: Każdy przedmiot, niezależnie od położenia, konfiguracji, budowy i przeznaczenia, może w dowolnej chwili zadziałać w zupełnie nieoczekiwany sposób z przyczyn, które są albo całkowicie niejasne, albo zupełnie tajemnicze.
PRAWO CHEOPA (REGUŁA PLANOWANIA): Nic nigdy nie zostało zbudowane w zaplanowanym czasie lub zgodnie z kosztorysem.
PRAWO SELEKTYWNEJ GRAWITACJI: Przedmiot upuszczony spada tam, gdzie może swym upadkiem wyrządzic najwięcej szkody. Prawdopodobieństwo upuszczenia i uszkodzenia cennego przedmiotu jest wprost proporcjonalne do jego wartości.
UOGOLNIONE PRAWO GÓRY LODOWEJ: 7/8 wszystkiego pozostaje niewidoczne.
PIĄTA PRAKTYCZNA ZASADA HORNERA (REGUŁA AMORTYZACJI): Doświadczenie jest wprost proporcjonalne do stopnia zniszczenia sprzętu.
REGUŁA ANALIZY I SYNTEZY: Po rozłożeniu i złożeniu skomplikowanego mechanizmu zawsze pozostanie trochę części, a mechanizm prawdopodobnie zadziała.
INNE REGUŁY:
Teza 1: Jeśli problem wydaje się łatwy, to jest trudny.
Teza 2: Jeśli problem wydaje się trudny, to jego rozwiązanie jest prawie niemożliwe.
PRAWA PUDDERA:
1. Wszystko, co zaczyna się dobrze, kończy się źle.
2. Wszystko, co zaczyna się źle, kończy się jeszcze gorzej.
REGUŁA WESTHEIMERA: Aby oszacować czas niezbędny do rozwiązania danego zadania, należy okreslić czas potrzebny na rozwiązanie zadania, podwoić go i zmienić jednostkę miary czasu na bezpośrednio wyższą.
PRAWO PARKINSONA: Im więcej mamy czasu na wykonanie konkretnej pracy, tym więcej czasu praca ta zabierze.
PRAWO PETERA: W hierarchii każdy pracownik stara się wznieść na swój szczebel niekompetencji. Stąd też z biegiem czasu każde stanowisko zostanie objęte przez pracownika, który nie ma kompetencji do wykonywania swoich obowiązków; prace zaś wykonują ci, którzy swojego szczebla niekompetencji jeszcze nie osiągnęli.
PRAWO RUDINA: W sytuacji kryzysowej, kiedy trzeba wybierać między różnymi alternatywami, większość ludzi wybierze rozwiązanie najgorsze.
PRAWO FINAGLESA: Jeśli jakaś praca została od początku źle zrobiona, wszelkie usiłowania jej poprawienia jeszcze ją pogorszą.
PRAWO GUMPERTONA: Prawdopodobieństwo osiągnięcia pożądanego wyniku jest odwrotnie proporcjonalne do stopnia pożądania tego wyniku.
PRAWO WEBSTERA: Każda sprawa ma dwie strony - z wyjątkiem sytuacji, gdy rozważający jest osobiście zaangażowany: w takim przypadku istnieje tylko jedna strona.
PRAWO CORPPSA: Ilość wykonanej pracy jest odwrotnie proporcjonalna do czasu spędzonego w biurze.
PRAWO CAREY'A: Każda organizacja - jeśli temu nie przeciwdziałać - dąży do pogrążenia się w chaosie.
PRAWO ROBINSONA: W biurokracji awansuje się za działalność, nie za wyniki.
PRAWO MATTHEWSA: Ci, którzy już mają - dostaną najwięcej.
REGUŁA PRZEŁOŻONEGO: Nie ma zadań niemożliwych do wykonania dla kogoś, kto nie musi tych zadań wykonywać.
REGUŁA MiMar'a: Im bliżej jesteś ukończenia długiej przygodówki, tym większe prawdopodobieństwo, że ktoś niepowołany każe ci wyłączyć komputer.
https://www.cs.put.poznan.pl/mkomosinski/p/murphy.html
PRAWO PETERA: W hierarchii każdy pracownik stara się wznieść na swój szczebel niekompetencji.
PRAWO ROBINSONA: W biurokracji awansuje się za działalność, nie za wyniki.
- Jeżeli coś moze się popsuć, to z pewnoscią się popsuje.
- Jeżeli coś może się popsuć w wielu miejscach, to pierwsze uszkodzenie wystąpi tam, gdzie wyrządzi najwięcej szkody.
- Jeżeli przewidziałeś cztery możliwe awarie i zabezpieczyłeś się przed nimi, to natychmiast wydarzy się piąta, na która nie byłeś przygotowany.
- Sprawy pozostawione sobie samym zmieniają się ze złych na gorsze.
- Jeżeli wydaje się, że wszystko działa dobrze, to znaczy, ze coś przeoczyłeś.
Tzw. komentarz O'Toole'a do praw Murphy'ego: MURPHY BYŁ OPTYMISTĄ.
- Nie wierz w cuda - POLEGAJ na nich!
- Wymiary będą zawsze podane w najmniej użytecznych jednostkach.
- Każdy przewód przycięty na długosc okaże się za krótki.
- Układ zabezpieczający zniszczy układ zabezpieczany.
- Tranzystor zabezpieczony przez szybko działający bezpiecznik, zabezpieczy go - paląc się w pierwszej kolejności.
- Cokolwiek zostanie upuszczone na układ elektroniczny pod napięciem, spadnie zawsze tam, gdzie wyrządzi najwięcej szkód.
- Stopień głupoty Twojego postępowania jest wprost proporcjonalny do liczby przyglądających Ci się osób.
- Prawdopodobieństwo wyczerpania się baterii jest wprost proporcjonalne do zapotrzebowania na kalkulator.
- Dowolne urządzenie, uszkodzone w dowolny sposób (z wyjątkiem całkowitego zniszczenia) będzie doskonale działało w obecności wykwalifikowanego personelu naprawczego.
- Element wybrany losowo z grupy o 99-procentowej wiarygodności, będzie należał do pozostałego 1 procenta.
- Konieczność znaczących zmian w projekcie jest odwrotnie proporcjonalna do czasu pozostającego do oddania tego projektu.
- Ciężar upuszczonej części jest wprost proporcjonalny do stopnia złożoności i ceny obszaru uderzonego.
- Jeżeli poziom bezpieczeństwa jest ustalony na podstawie doświadczenia twórców i obsługi naprawiającej, to dowolny użytkownik natychmiast znajdzie sposób, aby go przekroczyć.
- Jezeli projekt został całkowicie określony i wszystkie sposoby badań zostały wyczerpane, to niezależny, niedoinformowany amator - eksperymentator odkryje fakt, który bądź zlikwiduje zapotrzebowanie na ten projekt, bądź rozszerzy jego zakres.
- Złorzeczenia to jedyny język rozumiany przez wszystkich programistów (postulat Troutmana).
- Prawa Makarijewa:
- Pisanie programu komputerowego jest rozkoszą.
- Uruchamianie programu jest zmorą.
- Tzw. wniosek z praw Pierce'a: Jeżeli program został skompilowany bezbłędnie za pierwszym razem, to na pewno nie będzie dawał dobrych wyników.
- Drugie prawo Weinberga: Gdyby budowlani budowali domy w taki sam sposób, w jaki programiści piszą programy, to jeden dzięcioł zniszczyłby całą cywilizację.
- Prawa Weilera obsługi i konserwacji oprogramowania:
- Każdy działający program jest przestarzały.
- Każdy program po każdym uruchomieniu drożej kosztuje i zabiera więcej czasu.
- Jeżeli program jest użyteczny, to będzie musiał być zmieniany.
- Pełną dokumentację mają tylko programy bezużyteczne.
- Każdy program rozszerzy się tak, aby zająć całą dostępną pamięć.
- Wartość programu jest odwrotnie proporcjonalna do jakości wyników jego pracy.
- Złożoność programu rośnie do momentu przekroczenia zdolności programisty ten program konserwującego.
- Duży, monolityczny program jest jak talerz makaronu: pociągnij za jedną nitkę, a z drugiej strony będzie się sypać.
- Autor programu nigdy nie przetestuje go wiarygodnie.
- Nie ma programów bezbłędnie dzialających, a są co najwyżej niedostatecznie przetestowane.
- Dodanie urządzenia przyspieszającego do starego oprogramowania spowolni działanie tego oprogramowania.
REGUŁA OBSERWATORA: Bardzo dużo można zauwazyć, gdy się patrzy.
REGUŁA NIEMOŻLIWOŚCI: Nie osiagnęlibyśmy nigdy niczego, gdybyśmy założyli, że najpierw trzeba usunąć wszystkie przeszkody. Jeżeli czegoś nie można zrobić, to należy poprosić o to kogoś, kto zwyczajnie nie wie, że to nie jest możliwe.
REMEDIUM NA PRAWA MURPHY'EGO: Jeśli coś się wydarza, to znaczy, że jest to możliwe. Zatem: W walce między Tobą a swiatem stań po stronie świata.
REGUŁA DOKŁADNOŚCI: W poszukiwaniu rozwiązania problemu najbardziej pomocna jest znajomość odpowiedzi.
REGUŁA MARTWEGO PRZEDMIOTU: Każdy przedmiot, niezależnie od położenia, konfiguracji, budowy i przeznaczenia, może w dowolnej chwili zadziałać w zupełnie nieoczekiwany sposób z przyczyn, które są albo całkowicie niejasne, albo zupełnie tajemnicze.
PRAWO CHEOPA (REGUŁA PLANOWANIA): Nic nigdy nie zostało zbudowane w zaplanowanym czasie lub zgodnie z kosztorysem.
PRAWO SELEKTYWNEJ GRAWITACJI: Przedmiot upuszczony spada tam, gdzie może swym upadkiem wyrządzic najwięcej szkody. Prawdopodobieństwo upuszczenia i uszkodzenia cennego przedmiotu jest wprost proporcjonalne do jego wartości.
UOGOLNIONE PRAWO GÓRY LODOWEJ: 7/8 wszystkiego pozostaje niewidoczne.
PIĄTA PRAKTYCZNA ZASADA HORNERA (REGUŁA AMORTYZACJI): Doświadczenie jest wprost proporcjonalne do stopnia zniszczenia sprzętu.
REGUŁA ANALIZY I SYNTEZY: Po rozłożeniu i złożeniu skomplikowanego mechanizmu zawsze pozostanie trochę części, a mechanizm prawdopodobnie zadziała.
INNE REGUŁY:
- Rozmiary skaleczenia żyletką podczas golenia są wprost proporcjonalne do doniosłosci wydarzenia, ktore jest tego powodem.
- Druga kolejka posuwa się szybciej.
- Wyścigi nie zawsze wygrywaja najszybsi, a bitwy najsilniejsi - ale tak należy obstawiać.
- W większości przypadków łatwiej jest się w coś wplątać, niż potem z tego wyplątać.
- Nie istnieje taki problem - bez względu na to, jak byłby skomplikowany - który po bliższym się z nim zapoznaniem nie okazał się jeszcze bardziej skomplikowany.
Teza 1: Jeśli problem wydaje się łatwy, to jest trudny.
Teza 2: Jeśli problem wydaje się trudny, to jego rozwiązanie jest prawie niemożliwe.
PRAWA PUDDERA:
1. Wszystko, co zaczyna się dobrze, kończy się źle.
2. Wszystko, co zaczyna się źle, kończy się jeszcze gorzej.
REGUŁA WESTHEIMERA: Aby oszacować czas niezbędny do rozwiązania danego zadania, należy okreslić czas potrzebny na rozwiązanie zadania, podwoić go i zmienić jednostkę miary czasu na bezpośrednio wyższą.
PRAWO PARKINSONA: Im więcej mamy czasu na wykonanie konkretnej pracy, tym więcej czasu praca ta zabierze.
PRAWO PETERA: W hierarchii każdy pracownik stara się wznieść na swój szczebel niekompetencji. Stąd też z biegiem czasu każde stanowisko zostanie objęte przez pracownika, który nie ma kompetencji do wykonywania swoich obowiązków; prace zaś wykonują ci, którzy swojego szczebla niekompetencji jeszcze nie osiągnęli.
PRAWO RUDINA: W sytuacji kryzysowej, kiedy trzeba wybierać między różnymi alternatywami, większość ludzi wybierze rozwiązanie najgorsze.
PRAWO FINAGLESA: Jeśli jakaś praca została od początku źle zrobiona, wszelkie usiłowania jej poprawienia jeszcze ją pogorszą.
PRAWO GUMPERTONA: Prawdopodobieństwo osiągnięcia pożądanego wyniku jest odwrotnie proporcjonalne do stopnia pożądania tego wyniku.
PRAWO WEBSTERA: Każda sprawa ma dwie strony - z wyjątkiem sytuacji, gdy rozważający jest osobiście zaangażowany: w takim przypadku istnieje tylko jedna strona.
PRAWO CORPPSA: Ilość wykonanej pracy jest odwrotnie proporcjonalna do czasu spędzonego w biurze.
PRAWO CAREY'A: Każda organizacja - jeśli temu nie przeciwdziałać - dąży do pogrążenia się w chaosie.
PRAWO ROBINSONA: W biurokracji awansuje się za działalność, nie za wyniki.
PRAWO MATTHEWSA: Ci, którzy już mają - dostaną najwięcej.
REGUŁA PRZEŁOŻONEGO: Nie ma zadań niemożliwych do wykonania dla kogoś, kto nie musi tych zadań wykonywać.
REGUŁA MiMar'a: Im bliżej jesteś ukończenia długiej przygodówki, tym większe prawdopodobieństwo, że ktoś niepowołany każe ci wyłączyć komputer.
https://www.cs.put.poznan.pl/mkomosinski/p/murphy.html
Subskrybuj:
Posty (Atom)