WPŁATY POLSKI do EU 2014 :
17 mld 700 mln 683 tys. zł.
1 mld 492 mln / mies
sobota, 30 października 2010
"( ) w innych diecezjach jest podobnie."
Ja chciałbym wiedzieć, czy w "Gazecie Wyborczej" i innych mediach są jacyś TW, czy nie |
Autor Aldona Zaorska |
Czwartek, 28. 10. 2010 15:39 |
Z ks. Tadeuszem Isakowiczem - Zaleskim rozmawiała Aldona Zaorska "Gazeta Wyborcza "- potrafi bardzo brutalnie zaatakować ludzi, mających inne zdanie, ale w momencie, kiedy sama zostanie skrytykowana - natychmiast pozywa krytyka do sądu. To jest taka metoda Kalego - jak ktoś Kalemu ukraść krowę, to jest zły uczynek, jak Kali komuś ukraść krowę - dobry. Przyjaciel ks. Popiełuszki, ks. Stanisław Małkowski powiedział w wywiadzie dla Warszawskiej Gazety, że w Smoleńsku doszło do zamachu, że był on aktem agresji wymierzonym w Polskę i Polaków a stał się możliwy dzięki współpracy trzech czynników – rosyjskiego, polskiego i zachodniego i przyzwolenie tego ostatniego. To bardzo śmiała teza, nawet jeśli przez przyzwolenie Zachodu rozumieć tylko zgodę Unii na agresywną politykę Putina, nakierowaną na odbudowanie mocarstwowej pozycji Rosji i jej dominacji w regionie. Czy jest Ksiądz skłonny zgodzić się z tą teorią? Jako duchowny nie mam odpowiedniej wiedzy, aby wypowiedzieć się na ten temat. Nie mogę więc tej teorii ani potwierdzić, ani jej zaprzeczyć. Natomiast jako bulwersujące oceniam dwa fakty, którym nie sposób zaprzeczyć, niezależnie od tego, czy w Smoleńsku rzeczywiście doszło do zamachu, czy nie. Sprawa pierwsza to niesłychane, podkreślam – niesłychane wprost ustępstwa strony polskiej wobec Rosji przy wyjaśnianiu tej sprawy. Drugą kwestią są ewidentne matactwa Rosji przy śledztwie. Nie wiem, czy Rosjanie doprowadzili do rozbicia samolotu, czy nie, ale widać jest wyraźnie, że przy śledztwie po prostu mataczą w sposób bezczelny. I zadziwiające dla mnie jest, że władze polskie na to pozwalają. Te dwie spawy oceniam jednoznacznie negatywnie. Hierarchia Kościoła, oględnie rzecz ujmując, zajęła dość niejednolite stanowisko wobec obecności Krzyża pod Pałacem Prezydenckim. W paru innych kwestiach również. Czy zdaniem Księdza, wpływ na tak zróżnicowane postawy, ma fakt, że w Kościele wciąż nie doszło do lustracji? Tak. Oczywiście, że tak. Brak lustracji odbija się teraz wręcz czkawką w Kościele. Dotyczy to przede wszystkim skandalicznych, świadomie to podkreślam – skandalicznych wypowiedzi arcybiskupa Życińskiego. Pełniąc posługę biskupa, powinien wypowiadać się jako biskup a nie politykier w sutannie. Zwłaszcza, że ani on, ani nikt z Kościoła nie wyjaśnił, co działo się w czasie PRL-u, a przecież ksiądz biskup Życiński był zarejestrowany jako „TW Filozof.” W tej sytuacji ks. biskup Życiński powinien powstrzymać się od wypowiedzi. Tymczasem zachowuje się, nie jak biskup, tylko jak redaktor „Gazety Wyborczej.” Jako skandaliczne oceniam również wypowiedzi biskupa Pieronka. Szokujące jest, że Kościół ma w nich przeciwników lustracji i zgadza się właśnie na eksponowanie stanowisk tych dwóch ludzi. Rozbieżności w stanowisku Kościoła wynikają też z faktu, iż polski Episkopat jest ogromnie podzielony – nie ma w nim jasnych kryteriów, które wyznaczałby kierunek działań. Za swoją obecność pod Krzyżem, ks. Małkowski otrzymał od Kurii ostrzeżenie o możliwości suspensy. Czy myśli Ksiądz, że może to być wynik wpływów władzy świeckiej w Kurii, czy może jest to efekt połączenia tego wpływu i obecności w Kurii jakiegoś dawnego TW? Do dnia dzisiejszego problem lustracji nie został rozwiązany. Dochodzi do sytuacji wręcz kuriozalnych – ludzie z przeszłością pracują w strukturach Kościoła, zajmując nieraz bardzo wysokie stanowiska i piastując wysokie godności. Problemy z takimi ludźmi, z ich wystąpieniami i działaniami będą powracały. Znam sytuację księdza Małkowskiego i oceniam ją wręcz jako tragikomiczną. Jest tragiczna, bo przecież dwadzieścia pięć lat temu tego człowieka straszyło SB, teraz w wolnej Polsce za swoją działalność znowu jest szykanowany. Można więc powiedzieć, że w jego osobistej sytuacji niewiele się zmieniło. I jest ona też w pewnym sensie komiczna, gdyż ksiądz Małkowski został potraktowany jak mały chłopiec, na którego się krzyczy i którego się straszy. Biskup nie powinien tak postępować z kapłanem – powinien go najpierw wezwać i wysłuchać, co ma do powiedzenia, a potem bronić przed atakami, w tym przypadku niewątpliwie niesłusznymi. Bo, moim zdaniem, prawda jest po stronie księdza Małkowskiego. A wpływy władzy świeckiej? Ja nie wiem, jak to wygląda w Warszawie, ale widzę co dzieje się w Kurii Krakowskiej – jest to po prostu sojusz Kurii z Platformą Obywatelską, coś, co ja nazywam sojuszem ołtarza z tronem. A tego typu sojusze zawsze przynosiły Kościołowi szkodę. W Kurii Krakowskiej jego przejawem jest duży wpływ braci Dariusza i Ireneusza Rasiów na kardynała Dziwisza. Jeden z braci jest sekretarzem w Kurii, drugi jest aktywnym członkiem krakowskich struktur PO. W efekcie krakowską Kurią rządzą bracia Raś, a kardynał Dziwisz nie przeciwstawia się temu. Przecież zgoda na rozsyłanie słynnego już listu PO do księży z archidiecezji krakowskiej jest czymś niesłychanie oburzającym. Kardynał Wyszyński nigdy by na coś takiego nie pozwolił. A rozwiązanie jest proste – władze krakowskiego Kościoła powinny odsunąć Rasiów, bo efekt jest taki, że to oni rządzą w archidiecezji krakowskiej. Wiem, że i w innych diecezjach jest podobnie. To bardzo zła sytuacja, która przynosi Kościołowi w Polsce tylko szkody. Myślę, że Kardynał Wyszyński, mówiąc dosadnie – walnąłby pięścią w stół i natychmiast przerwał ten proceder. Czy zdaniem Księdza to właśnie brak lustracji powoduje obecne problemy w polskim Kościele? I na ile do zatrzymania tej lustracji przyczynia się brak lustracji władzy świeckiej? Brak lustracji mści się na Kościele nieustannie. Miedzy innymi to właśnie dzięki jej zablokowaniu teraz okazuje się, że np. pełnomocnikiem parafii i zakonów jest Marek P. – były esbek. Jego przeszłość była znana Kurii w Krakowie już kilka lat temu, sam zresztą zwracałem na nią uwagę. Z tą wiedzą nic nie zrobiono. Dziś, gdy człowiek ten został aresztowany za pospolite oszustwo, Kuria ogłasza, że się od niego odcina. Tyle, że teraz jest już na takie ogłoszenia za późno. Po prostu mogą zostać odebrane jako niewiarygodne. Podobnie było w Gdańsku ze sprawą wydawnictwa Stella Maris. I w paru innych sprawach. Efekt jest taki, że przez takie sprawy cierpią zwykli księża, którzy w swoich parafiach starają się zrobić coś dobrego dla lokalnych społeczności i są naprawdę uczciwymi, pracującymi z pełnym poświęceniem kapłanami. Najgorsze natomiast jest to, że jeśli ktoś zwraca uwagę, że pewne sytuacje nie powinny mieć miejsca, jest natychmiast atakowany. Szokujące jest, że atakowani są nie ludzie, którzy mają coś na sumieniu, ale ci, którzy zwracają uwagę na problem. Niestety odznaczają się w tym także media, czego przykładem może być postępowanie „Gazety Wyborczej” – potrafi bardzo brutalnie zaatakować ludzi, mających inne zdanie, ale w momencie, kiedy sama zostanie skrytykowana – natychmiast pozywa krytyka do sądu. To jest taka metoda Kalego – jak ktoś Kalemu ukraść krowę, to jest zły uczynek, jak Kali komuś ukraść krowę – dobry. I z przykrością należy stwierdzić, że nie tylko ten tytuł prasowy tę metodę stosuje. A zatem lustracja powinna objąć media? Zdaniem Księdza trzeba ujawnić, kto kim był a kim jest? Pytanie to moim zadaniem najlepiej ilustruje przykład Maleszki. Znałem go z lat mojej działalności w opozycji. Ufałem mu tak samo, jak inni jego przyjaciele. Po roku 89 Lesław Maleszka, pracujący w „Gazecie Wyborczej”, publikujący tam swoje artykuły, był jednym z największych przeciwników lustracji i publicznie wielokrotnie dawał temu wyraz. Potem okazało się, że był TW. Ja, a myślę, że nie tylko ja, chciałbym wiedzieć, czy w „Gazecie Wyborczej” i innych mediach są jacyś TW, czy nie. Uważam, że mam prawo to wiedzieć. Chcę wiedzieć, czy ludzie którzy pracują w mediach, którzy mają taki, czy inny wpływ na kształtowanie opinii publicznej, mają za sobą agenturalną przeszłość. To samo dotyczy zresztą tzw. „autorytetów.”, których przykładem może być Andrzej Szczypiorski czy Ryszard Kapuściński – obaj kreowani na autorytety, obaj z zaskakującą przeszłością. I szokujące dla mnie jest, że nie było protestów przeciwko czynieniu z takich ludzi wzorców, a były protesty przeciwko publikacji książek, ujawniających prawdę o ich przeszłości. Podobnie było zresztą w przypadku Lecha Wałęsy – potępiono nie jego, a autorów książek o nim, którzy odważyli się ujawnić całemu narodowi niechlubną przeszłość pana prezydenta. W ten sposób doszło do kolejnej kuriozalnej sytuacji – oto Polska, która w Europie jest kreowana na lidera wolności, w rzeczywistości tłamsi możliwość wypowiadania się o tzw. „autorytetach moralnych.” (świadomie mówię o nich w cudzysłowie). W ostatnich tygodniach bardzo mocno akcentowane jest dążenie „społeczeństwa” do rozdziału państwa i Kościoła. Między innymi do tego celu wykorzystano konflikt wokół Krzyża, czy przykrą sprawę Komisji Majątkowej. Czy zdaniem Księdza rzeczywiście tak jest, czy raczej społeczeństwo nie jest tym zainteresowane, a wmawianie mu takich dążeń jest jednym z tematów zastępczych ? I na tę kwestię składa się kilka czynników. Niestety przyznać trzeba, że Kościół wciąż popełnia błędy, dając do ręki broń swoim przeciwnikom. Nie wyciąga wniosków z błędów, czego najlepszym przykładem jest casus Marka P. Tym samym działa na swoją szkodę. Inna rzecz, że istotnie można zaobserwować ostre tendencje antykościelne. Gdyby Episkopat zajął się poważnymi sprawami, te tendencje można byłoby zmniejszyć. Gdyby Kościół w Polsce był bardziej skonsolidowany i miał mocnych biskupów, to sprawy, nad którymi dziś media rozwodzą się tygodniami, dosłownie „przeleciałby jak meteoryt.” Niestety, dziś w polskim Kościele nie ma tak mocnych osobowości, jak kardynał Wyszyński czy kardynał Wojtyła. Nic więc dziwnego, że skoro biskupi są między sobą skłóceni, ten sam problem pojawia się wśród osób świeckich. Efekt jest taki, że wewnątrz Episkopatu trwają jakieś niesnaski, a do mediów wychodzą biskupi Życiński, czy Pieronek. Sytuację tę wykorzystuje lewica, która będzie atakowała Kościół. Jest to po prostu efekt polityki biskupów, uciekających od badania przeszłości, od swojej historii i wcielania przez nich w życie doktryny, którą można określić, jako – „po pierwsze święty spokój.” Czy można zaradzić coś na problemy polskiego Kościoła? Po raz kolejny stwierdzić należy, że jeśli teraz nie odbędzie się lustracja, to Kościół sam napyta sobie biedy, bo prędzej czy później, ta sprawa przy jakieś okazji znowu wypłynie. Niestety przy obecnym prymasie nie ma na to żadnych szans. W ostatnich latach Kościołem w Polsce wstrząsało wiele sytuacji, godnych potępienia i żadnej z nich nie wyjaśniono – np. sprawy arcybiskupa Paetza czy biskupa Wielgusa. Może wśród młodszego pokolenia biskupów będą ludzie, którzy sobie z tym poradzą. Do niedawna było tak, że to Jan Paweł II miał rozwiązywać wszystkie problemy polskiego Kościoła. Teraz Jana Pawła II już nie ma i dlatego Kościół musi poradzić sobie sam. I powinien to uczynić. A ponieważ dotychczas Episkopat nie potrafi, czy też nie chciał, wielkie zadnie stoi przed młodymi kapłanami, którzy naturalną koleją rzeczy, przejmą ster Kościoła w Polsce. Obecna ekipa rządząca głosi hasło „tu i teraz”, zdecydowanie potępiając zwracanie uwagi na przeszłość. Lechowi Kaczyńskiemu zarzuca się nawet „politykę historyczną”, jako przejaw swoistego zacofania. Czy uważa Ksiądz, że prowadził on wyłącznie „politykę historyczną”? Ja nie będę ukrywał własnej opinii – Lech Kaczyński także popełniał błędy, czego przykładem może być jego polityka odnośnie Ukrainy. Moim zdaniem nie poświęcił np. wystarczająco dużo uwagi zbrodniom popełnionym na Polakach na kresach wschodnich, mam tu na myśli szczególnie ludobójstwo, którego dopuściła się UPA. Tymczasem Lech Kaczyński przyjaźnił się z Juszczenką, który gloryfikował UPA i jej twórców. Bardzo mocno gloryfikował też osobę Stefana Bandery, odpowiedzialnego za mordy popełnione na Polakach. Lech Kaczyński nie przeciwstawił się temu. Pomimo tego, Lech Kaczyński zrobił też wiele dobrego, a przecież zarówno za życia, jak i teraz był i jest krytykowany totalnie za wszystko, co oceniam jako bardzo niesprawiedliwe. Czy bieżące interesy i układy polityczne mogą usprawiedliwiać przemilczanie historycznych wydarzeń, do dziś bolesnych dla wielu ludzi? Przecież zbrodnie popełnione przez UPA są faktem. Ludzie na Wołyniu i Podolu ginęli, bo byli Polakami. Nieliczni żyjący jeszcze zbrodniarze, którzy brali udział w holokauście są sądzeni nawet dziś za ludobójstwo. Za ludobójstwo nie zostały jak dotąd uznane zbrodnie UPA. Czy zdaniem Księdza jest możliwe, że kiedykolwiek do tego dojdzie? Z przykrością należy stwierdzić, że w Polsce po 1989 roku można zaobserwować swoiste odcięcie się Polski od jej kresów wschodnich. Polakom wytyka się Jedwabne, ale nie mówi się o prawie 200 tys. Polaków bestialsko zamordowanych na Kresach – też spalonych żywcem w stodołach, zadźganych bagnetami, zabijanych w sposób wyjątkowo bestialski. Ci ludzie, ich krew, ich śmierć jest zapominana, albo uznana za mniej ważną, niż jakieś bieżące sprawy. Byłem niedawno na spotkaniu z pewnym znanym politykiem. Zapytałem go, dlaczego Polska nie jest w stanie powiedzieć prawdy o zbrodniach popełnionych przez UPA na kresach wschodnich. Usłyszałem wtedy – „my powiemy prawdę, ale najpierw niech się odbędzie EURO 2012.” A przecież, jak wówczas zauważyłem – po EURO 2012 będą miały miejsce inne zdarzenia i w efekcie zawsze na przeszkodzie do powiedzenia prawdy stanie jakieś „ale.” Myślę, że brakuje nam, mam tu na myśli Polskę, odwagi do powiedzenia o własnych krzywdach. Polscy politycy boją się krytyki. Smutne jest, że także między sobą nie potrafimy o tym mówić. Nawet w szkołach nie jest przedstawiany problem ludobójstwa na kresach. MEN nie chce edukacji na ten temat. Jest to strach przed podjęciem trudnych tematów. Wiem o tym, bo spotykam się z młodzieżą i od tych młodych ludzi słyszę, że nie uczono ich w szkołach o UPA. Paradoksalne, żeby nie powiedzieć – śmieszne jest, że w tej sytuacji o problemie UPA ma odwagę mówić na Ukrainie polityk, któremu zarzuca się orientację prorosyjską. A może powinno się tym zająć MSZ? Niestety, również polski MSZ nie pomaga w tej sytuacji. Radosław Sikorski prowadzi politykę tragiczną. Jego polityka jest wyłącznie proamerykańska, nastawił się tylko na dobre kontakty z USA i tylko na tym mu zależy. Machnął ręką na Polaków żyjących za Bugiem. Sam nie jest odważny, chodzi mu tylko o własną karierę. Jest bardzo słabym ministrem. I to także jest naszą bolączką. Co jest w tej chwili, zdaniem Księdza priorytetem, jeśli chodzi o polską politykę, Kościół i ich wzajemne stosunki? Myślę, że w Polsce – zarówno w Kościele, jak i w polityce jest jeszcze wiele do zrobienia. Trzeba się naprawdę zająć wieloma sprawami. Pomimo, że teoretycznie dawno odzyskaliśmy wolność, aby naprawdę z niej korzystać, musimy wyjaśnić przeszłość. Myślę, że właśnie o to walczyło wielu z nas. Przyjaciel ks. Popiełuszki, ks. Stanisław Małkowski powiedział w wywiadzie dla Warszawskiej Gazety, że w Smoleńsku doszło do zamachu, że był on aktem agresji wymierzonym w Polskę i Polaków a stał się możliwy dzięki współpracy trzech czynników – rosyjskiego, polskiego i zachodniego i przyzwolenie tego ostatniego. To bardzo śmiała teza, nawet jeśli przez przyzwolenie Zachodu rozumieć tylko zgodę Unii na agresywną politykę Putina, nakierowaną na odbudowanie mocarstwowej pozycji Rosji i jej dominacji w regionie. Czy jest Ksiądz skłonny zgodzić się z tą teorią? Jako duchowny nie mam odpowiedniej wiedzy, aby wypowiedzieć się na ten temat. Nie mogę więc tej teorii ani potwierdzić, ani jej zaprzeczyć. Natomiast jako bulwersujące oceniam dwa fakty, którym nie sposób zaprzeczyć, niezależnie od tego, czy w Smoleńsku rzeczywiście doszło do zamachu, czy nie. Sprawa pierwsza to niesłychane, podkreślam – niesłychane wprost ustępstwa strony polskiej wobec Rosji przy wyjaśnianiu tej sprawy. Drugą kwestią są ewidentne matactwa Rosji przy śledztwie. Nie wiem, czy Rosjanie doprowadzili do rozbicia samolotu, czy nie, ale widać jest wyraźnie, że przy śledztwie po prostu mataczą w sposób bezczelny. I zadziwiające dla mnie jest, że władze polskie na to pozwalają. Te dwie spawy oceniam jednoznacznie negatywnie. Hierarchia Kościoła, oględnie rzecz ujmując, zajęła dość niejednolite stanowisko wobec obecności Krzyża pod Pałacem Prezydenckim. W paru innych kwestiach również. Czy zdaniem Księdza, wpływ na tak zróżnicowane postawy, ma fakt, że w Kościele wciąż nie doszło do lustracji? Tak. Oczywiście, że tak. Brak lustracji odbija się teraz wręcz czkawką w Kościele. Dotyczy to przede wszystkim skandalicznych, świadomie to podkreślam – skandalicznych wypowiedzi arcybiskupa Życińskiego. Pełniąc posługę biskupa, powinien wypowiadać się jako biskup a nie politykier w sutannie. Zwłaszcza, że ani on, ani nikt z Kościoła nie wyjaśnił, co działo się w czasie PRL-u, a przecież ksiądz biskup Życiński był zarejestrowany jako „TW Filozof.” W tej sytuacji ks. biskup Życiński powinien powstrzymać się od wypowiedzi. Tymczasem zachowuje się, nie jak biskup, tylko jak redaktor „Gazety Wyborczej.” Jako skandaliczne oceniam również wypowiedzi biskupa Pieronka. Szokujące jest, że Kościół ma w nich przeciwników lustracji i zgadza się właśnie na eksponowanie stanowisk tych dwóch ludzi. Rozbieżności w stanowisku Kościoła wynikają też z faktu, iż polski Episkopat jest ogromnie podzielony – nie ma w nim jasnych kryteriów, które wyznaczałby kierunek działań. Za swoją obecność pod Krzyżem, ks. Małkowski otrzymał od Kurii ostrzeżenie o możliwości suspensy. Czy myśli Ksiądz, że może to być wynik wpływów władzy świeckiej w Kurii, czy może jest to efekt połączenia tego wpływu i obecności w Kurii jakiegoś dawnego TW? Do dnia dzisiejszego problem lustracji nie został rozwiązany. Dochodzi do sytuacji wręcz kuriozalnych – ludzie z przeszłością pracują w strukturach Kościoła, zajmując nieraz bardzo wysokie stanowiska i piastując wysokie godności. Problemy z takimi ludźmi, z ich wystąpieniami i działaniami będą powracały. Znam sytuację księdza Małkowskiego i oceniam ją wręcz jako tragikomiczną. Jest tragiczna, bo przecież dwadzieścia pięć lat temu tego człowieka straszyło SB, teraz w wolnej Polsce za swoją działalność znowu jest szykanowany. Można więc powiedzieć, że w jego osobistej sytuacji niewiele się zmieniło. I jest ona też w pewnym sensie komiczna, gdyż ksiądz Małkowski został potraktowany jak mały chłopiec, na którego się krzyczy i którego się straszy. Biskup nie powinien tak postępować z kapłanem – powinien go najpierw wezwać i wysłuchać, co ma do powiedzenia, a potem bronić przed atakami, w tym przypadku niewątpliwie niesłusznymi. Bo, moim zdaniem, prawda jest po stronie księdza Małkowskiego. A wpływy władzy świeckiej? Ja nie wiem, jak to wygląda w Warszawie, ale widzę co dzieje się w Kurii Krakowskiej – jest to po prostu sojusz Kurii z Platformą Obywatelską, coś, co ja nazywam sojuszem ołtarza z tronem. A tego typu sojusze zawsze przynosiły Kościołowi szkodę. W Kurii Krakowskiej jego przejawem jest duży wpływ braci Dariusza i Ireneusza Rasiów na kardynała Dziwisza. Jeden z braci jest sekretarzem w Kurii, drugi jest aktywnym członkiem krakowskich struktur PO. W efekcie krakowską Kurią rządzą bracia Raś, a kardynał Dziwisz nie przeciwstawia się temu. Przecież zgoda na rozsyłanie słynnego już listu PO do księży z archidiecezji krakowskiej jest czymś niesłychanie oburzającym. Kardynał Wyszyński nigdy by na coś takiego nie pozwolił. A rozwiązanie jest proste – władze krakowskiego Kościoła powinny odsunąć Rasiów, bo efekt jest taki, że to oni rządzą w archidiecezji krakowskiej. Wiem, że i w innych diecezjach jest podobnie. To bardzo zła sytuacja, która przynosi Kościołowi w Polsce tylko szkody. Myślę, że Kardynał Wyszyński, mówiąc dosadnie – walnąłby pięścią w stół i natychmiast przerwał ten proceder. Czy zdaniem Księdza to właśnie brak lustracji powoduje obecne problemy w polskim Kościele? I na ile do zatrzymania tej lustracji przyczynia się brak lustracji władzy świeckiej? Brak lustracji mści się na Kościele nieustannie. Miedzy innymi to właśnie dzięki jej zablokowaniu teraz okazuje się, że np. pełnomocnikiem parafii i zakonów jest Marek P. – były esbek. Jego przeszłość była znana Kurii w Krakowie już kilka lat temu, sam zresztą zwracałem na nią uwagę. Z tą wiedzą nic nie zrobiono. Dziś, gdy człowiek ten został aresztowany za pospolite oszustwo, Kuria ogłasza, że się od niego odcina. Tyle, że teraz jest już na takie ogłoszenia za późno. Po prostu mogą zostać odebrane jako niewiarygodne. Podobnie było w Gdańsku ze sprawą wydawnictwa Stella Maris. I w paru innych sprawach. Efekt jest taki, że przez takie sprawy cierpią zwykli księża, którzy w swoich parafiach starają się zrobić coś dobrego dla lokalnych społeczności i są naprawdę uczciwymi, pracującymi z pełnym poświęceniem kapłanami. Najgorsze natomiast jest to, że jeśli ktoś zwraca uwagę, że pewne sytuacje nie powinny mieć miejsca, jest natychmiast atakowany. Szokujące jest, że atakowani są nie ludzie, którzy mają coś na sumieniu, ale ci, którzy zwracają uwagę na problem. Niestety odznaczają się w tym także media, czego przykładem może być postępowanie „Gazety Wyborczej” – potrafi bardzo brutalnie zaatakować ludzi, mających inne zdanie, ale w momencie, kiedy sama zostanie skrytykowana – natychmiast pozywa krytyka do sądu. To jest taka metoda Kalego – jak ktoś Kalemu ukraść krowę, to jest zły uczynek, jak Kali komuś ukraść krowę – dobry. I z przykrością należy stwierdzić, że nie tylko ten tytuł prasowy tę metodę stosuje. A zatem lustracja powinna objąć media? Zdaniem Księdza trzeba ujawnić, kto kim był a kim jest? Pytanie to moim zadaniem najlepiej ilustruje przykład Maleszki. Znałem go z lat mojej działalności w opozycji. Ufałem mu tak samo, jak inni jego przyjaciele. Po roku 89 Lesław Maleszka, pracujący w „Gazecie Wyborczej”, publikujący tam swoje artykuły, był jednym z największych przeciwników lustracji i publicznie wielokrotnie dawał temu wyraz. Potem okazało się, że był TW. Ja, a myślę, że nie tylko ja, chciałbym wiedzieć, czy w „Gazecie Wyborczej” i innych mediach są jacyś TW, czy nie. Uważam, że mam prawo to wiedzieć. Chcę wiedzieć, czy ludzie którzy pracują w mediach, którzy mają taki, czy inny wpływ na kształtowanie opinii publicznej, mają za sobą agenturalną przeszłość. To samo dotyczy zresztą tzw. „autorytetów.”, których przykładem może być Andrzej Szczypiorski czy Ryszard Kapuściński – obaj kreowani na autorytety, obaj z zaskakującą przeszłością. I szokujące dla mnie jest, że nie było protestów przeciwko czynieniu z takich ludzi wzorców, a były protesty przeciwko publikacji książek, ujawniających prawdę o ich przeszłości. Podobnie było zresztą w przypadku Lecha Wałęsy – potępiono nie jego, a autorów książek o nim, którzy odważyli się ujawnić całemu narodowi niechlubną przeszłość pana prezydenta. W ten sposób doszło do kolejnej kuriozalnej sytuacji – oto Polska, która w Europie jest kreowana na lidera wolności, w rzeczywistości tłamsi możliwość wypowiadania się o tzw. „autorytetach moralnych.” (świadomie mówię o nich w cudzysłowie). W ostatnich tygodniach bardzo mocno akcentowane jest dążenie „społeczeństwa” do rozdziału państwa i Kościoła. Między innymi do tego celu wykorzystano konflikt wokół Krzyża, czy przykrą sprawę Komisji Majątkowej. Czy zdaniem Księdza rzeczywiście tak jest, czy raczej społeczeństwo nie jest tym zainteresowane, a wmawianie mu takich dążeń jest jednym z tematów zastępczych ? I na tę kwestię składa się kilka czynników. Niestety przyznać trzeba, że Kościół wciąż popełnia błędy, dając do ręki broń swoim przeciwnikom. Nie wyciąga wniosków z błędów, czego najlepszym przykładem jest casus Marka P. Tym samym działa na swoją szkodę. Inna rzecz, że istotnie można zaobserwować ostre tendencje antykościelne. Gdyby Episkopat zajął się poważnymi sprawami, te tendencje można byłoby zmniejszyć. Gdyby Kościół w Polsce był bardziej skonsolidowany i miał mocnych biskupów, to sprawy, nad którymi dziś media rozwodzą się tygodniami, dosłownie „przeleciałby jak meteoryt.” Niestety, dziś w polskim Kościele nie ma tak mocnych osobowości, jak kardynał Wyszyński czy kardynał Wojtyła. Nic więc dziwnego, że skoro biskupi są między sobą skłóceni, ten sam problem pojawia się wśród osób świeckich. Efekt jest taki, że wewnątrz Episkopatu trwają jakieś niesnaski, a do mediów wychodzą biskupi Życiński, czy Pieronek. Sytuację tę wykorzystuje lewica, która będzie atakowała Kościół. Jest to po prostu efekt polityki biskupów, uciekających od badania przeszłości, od swojej historii i wcielania przez nich w życie doktryny, którą można określić, jako – „po pierwsze święty spokój.” Czy można zaradzić coś na problemy polskiego Kościoła? Po raz kolejny stwierdzić należy, że jeśli teraz nie odbędzie się lustracja, to Kościół sam napyta sobie biedy, bo prędzej czy później, ta sprawa przy jakieś okazji znowu wypłynie. Niestety przy obecnym prymasie nie ma na to żadnych szans. W ostatnich latach Kościołem w Polsce wstrząsało wiele sytuacji, godnych potępienia i żadnej z nich nie wyjaśniono – np. sprawy arcybiskupa Paetza czy biskupa Wielgusa. Może wśród młodszego pokolenia biskupów będą ludzie, którzy sobie z tym poradzą. Do niedawna było tak, że to Jan Paweł II miał rozwiązywać wszystkie problemy polskiego Kościoła. Teraz Jana Pawła II już nie ma i dlatego Kościół musi poradzić sobie sam. I powinien to uczynić. A ponieważ dotychczas Episkopat nie potrafi, czy też nie chciał, wielkie zadnie stoi przed młodymi kapłanami, którzy naturalną koleją rzeczy, przejmą ster Kościoła w Polsce. Obecna ekipa rządząca głosi hasło „tu i teraz”, zdecydowanie potępiając zwracanie uwagi na przeszłość. Lechowi Kaczyńskiemu zarzuca się nawet „politykę historyczną”, jako przejaw swoistego zacofania. Czy uważa Ksiądz, że prowadził on wyłącznie „politykę historyczną”? Ja nie będę ukrywał własnej opinii – Lech Kaczyński także popełniał błędy, czego przykładem może być jego polityka odnośnie Ukrainy. Moim zdaniem nie poświęcił np. wystarczająco dużo uwagi zbrodniom popełnionym na Polakach na kresach wschodnich, mam tu na myśli szczególnie ludobójstwo, którego dopuściła się UPA. Tymczasem Lech Kaczyński przyjaźnił się z Juszczenką, który gloryfikował UPA i jej twórców. Bardzo mocno gloryfikował też osobę Stefana Bandery, odpowiedzialnego za mordy popełnione na Polakach. Lech Kaczyński nie przeciwstawił się temu. Pomimo tego, Lech Kaczyński zrobił też wiele dobrego, a przecież zarówno za życia, jak i teraz był i jest krytykowany totalnie za wszystko, co oceniam jako bardzo niesprawiedliwe. Czy bieżące interesy i układy polityczne mogą usprawiedliwiać przemilczanie historycznych wydarzeń, do dziś bolesnych dla wielu ludzi? Przecież zbrodnie popełnione przez UPA są faktem. Ludzie na Wołyniu i Podolu ginęli, bo byli Polakami. Nieliczni żyjący jeszcze zbrodniarze, którzy brali udział w holokauście są sądzeni nawet dziś za ludobójstwo. Za ludobójstwo nie zostały jak dotąd uznane zbrodnie UPA. Czy zdaniem Księdza jest możliwe, że kiedykolwiek do tego dojdzie? Z przykrością należy stwierdzić, że w Polsce po 1989 roku można zaobserwować swoiste odcięcie się Polski od jej kresów wschodnich. Polakom wytyka się Jedwabne, ale nie mówi się o prawie 200 tys. Polaków bestialsko zamordowanych na Kresach – też spalonych żywcem w stodołach, zadźganych bagnetami, zabijanych w sposób wyjątkowo bestialski. Ci ludzie, ich krew, ich śmierć jest zapominana, albo uznana za mniej ważną, niż jakieś bieżące sprawy. Byłem niedawno na spotkaniu z pewnym znanym politykiem. Zapytałem go, dlaczego Polska nie jest w stanie powiedzieć prawdy o zbrodniach popełnionych przez UPA na kresach wschodnich. Usłyszałem wtedy – „my powiemy prawdę, ale najpierw niech się odbędzie EURO 2012.” A przecież, jak wówczas zauważyłem – po EURO 2012 będą miały miejsce inne zdarzenia i w efekcie zawsze na przeszkodzie do powiedzenia prawdy stanie jakieś „ale.” Myślę, że brakuje nam, mam tu na myśli Polskę, odwagi do powiedzenia o własnych krzywdach. Polscy politycy boją się krytyki. Smutne jest, że także między sobą nie potrafimy o tym mówić. Nawet w szkołach nie jest przedstawiany problem ludobójstwa na kresach. MEN nie chce edukacji na ten temat. Jest to strach przed podjęciem trudnych tematów. Wiem o tym, bo spotykam się z młodzieżą i od tych młodych ludzi słyszę, że nie uczono ich w szkołach o UPA. Paradoksalne, żeby nie powiedzieć – śmieszne jest, że w tej sytuacji o problemie UPA ma odwagę mówić na Ukrainie polityk, któremu zarzuca się orientację prorosyjską. A może powinno się tym zająć MSZ? Niestety, również polski MSZ nie pomaga w tej sytuacji. Radosław Sikorski prowadzi politykę tragiczną. Jego polityka jest wyłącznie proamerykańska, nastawił się tylko na dobre kontakty z USA i tylko na tym mu zależy. Machnął ręką na Polaków żyjących za Bugiem. Sam nie jest odważny, chodzi mu tylko o własną karierę. Jest bardzo słabym ministrem. I to także jest naszą bolączką. Co jest w tej chwili, zdaniem Księdza priorytetem, jeśli chodzi o polską politykę, Kościół i ich wzajemne stosunki? Myślę, że w Polsce – zarówno w Kościele, jak i w polityce jest jeszcze wiele do zrobienia. Trzeba się naprawdę zająć wieloma sprawami. Pomimo, że teoretycznie dawno odzyskaliśmy wolność, aby naprawdę z niej korzystać, musimy wyjaśnić przeszłość. Myślę, że właśnie o to walczyło wielu z nas. |
piątek, 29 października 2010
SYNDROM KRÓTKIEJ PAMIĘCI.
NIEDZIELA, 14 MARCA 2010
Ja, jako tępak i hula wiatr na Dworcu Gdańskim
Ja, jako tępak
Ostatnio zupełnie obojętne wydarzenia, uświadomiły mi, że choć polityką się interesuję, zdarza mi się o niej pisać to pewnych rzeczy nie jestem w stanie pojąć. Z tym jest jeszcze pół biedy. Gorzej, że nikt mi nie jest w stanie tego wytłumaczyć, nawet się tego nie podejmuje. Gdyby rzecz dotyczyła tylko mnie milczałbym w pokorze. Jednak grupka niekumatych jest całkiem pokaźna.
Pamiętam, że niedawno wyczytałem gdzieś podziękowania dla wymienionych jednym tchem Geremka, Kuronia, Wyszkowskiego i Gwiazdy. Nie mogę pojąć dlaczego tak hołubiony jest prof. Geremek. Po prostu cyrku związanego z kultem jego osoby nie rozumiem. Co ja takiemu Geremkowi zawdzięczam? Jakieś jego wizje polityczne w sposób szczególny powalają trafnością. Drogi Bronisław był przenikliwym analitykiem, strategiem, taktykiem? Ja mogę tylko dziękować, że nie nakłonił gdańskich robotników do rezygnacji z "politycznych " postulatów, że nie udało mu się wcielić w życie swojej wizji ruchu solidarnościowego podczas festiwalu 1980/81. Tylko czy wypada o tym przypominać?
Nie rozumiem też, jak ludzie związani z pożyczką moskiewską czy partia, która czerpała korzyści z moskiewskiej pożyczki może być w kraju, który niepodległości nie ma za wymaganą przez zabobon fasadę, lecz traktuje ją jako najwyższą wartość, uznawana za normalny podmiot życia politycznego. Mój prosty moherowy łeb podpowiada mi, że społeczne niebezpieczeństwo czynu polegającego przyjmowaniu w ukryciu pieniędzy od wrogiego mocarstwa nie jest znikome lecz, przeciwnie, ogromne i sprawcy w takiego "wybryku" czy nieroztropności w ugruntowanych demokracjach karani są zwykle na gardle. Tym którzy nie pamiętają kwestii moskiewskiej pożyczki, polecam choćby spis dokumentów, które min. Ziobro udostępnił obywatelom z Gazety Wyborczej.
Nie bardzo też pojmuję oburzenie niektórych dziennikarzy Trójki i ich dość zabawne protesty ale doskonale rozumiem o co chodzi nowo upieczonym syndykalistom pod wodzą Jerzego Sosnowskiego.
Kolejne kwestie których za bardzo nie łapię, związane np. ze Stefanem Bratkowskim (jego życiorys na Wikipedii to czysta groteska), z mentorami Ligi Pana Romana - zostawię sobie na później. W to, że ci złodzieje pamięci wyskoczą z czymś, co będzie stanowiło przyczynek do zajęcia się przy tej okazji mym wrodzonym tępactwem, nie wątpię.
Hula wiatr na dworcu Gdańskim.
Z okazji rocznicy rozpędzenia wiecu na Uniwersytecie Warszawskim pojawiło się wiele rocznicowych reportaży, wspominków. W tle zamajaczył jak zwykle Dworzec Gdański.
Przyznam się od razu, że na amnezję nie cierpię i pamiętam dwie rzeczy. Pierwsza to ta, że Kościół Katolicki i osobiście ksiądz Prymas Stefan Kardynał Wyszyński ujął się za prześladowanymi wówczas z powodów rasowych obywatelami polskimi, choć z Dworca Gdańskiego odjeżdżali również jego (Kościoła i Prymasa) prześladowcy.
Druga to taka, że gdy dwa lata, a nawet niespełna rok wcześniej ten sam Gomułka, Moczar posługując się tym samym ZOMO tymi samymi bojówkami walczył z Kościołem i atakował Prymasa Wyszyńskiego szczerzy demokraci stali albo w jednym rzędzie z Moczarem i smutnym aktywem albo milczeli. Tak się składa, że w "Argumentach" ówczesnym nieformalnym organie teoretycznym IV Departamentu MSW Kościół atakował Adam Michnik, zaś samo pismo współtworzył Bronisław Geremek, a od 1969 r docent Bronisław Geremek :)
Nie przypominam sobie, by przeciw masowemu prześladowaniu wierzących, przeciw partyjno - esbeckiej operacji na skalę jakiej nie widziano później do czasu wprowadzenia stanu wojennego, protestowali marcowi protestanci. Nie jest żadnym pocieszeniem, że w obronie prześladowanych katolików nie wystąpili posłowie koła "Znak" czy PAX, tylko z trybuny sejmowej przekonywali o dziejowej konieczności umacniania socjalizmu i nierozerwalnego sojuszu ze Związkiem Sowieckim. Postępacy ze "Znaku" zdobyli się na protest dopiero w 1968 r. Z mojego punktu widzenia rok 1968 był KOLEJNĄ hańbiącą kartą w dziejach partii komunistycznej. Katolicy co prawda nie wyjeżdżali ale cały czas byli obywatelami drugiej kategorii. Co to znaczy być obywatelem drugiej kategorii niektórzy przekonywali się dopiero na Dworcu Gdańskim, gdy zostawiali nie tylko kawałek życia, ale legitymacje partyjne, przydziałowe mieszkania i sklepy za żółtymi firankami. Dlaczego zdziwienie nastąpiło dopiero, gdy dostali do ręki bilet w jedną stronę?
W Salonie24 walce PZPR z milenijnymi obchodami poświęciłem kilka postów. Były wśród nich dwa, które miały znaleźć swój ciąg dalszy. Niestety zwolennik nieskrępowanej wymiany poglądów red. Janke był uprzejmy uznać moje pisanie jako zagrożenie dla demokratycznego ładu Salonu, co dziś stwierdzam już z ulgą i pewnym rozbawieniem.
Teraz streszczę historię nie tak odległą od wydarzeń marcowych.
21-22 maja 1967 r. Sosnowiec.
Tow. Gierek wpadł w furię gdy dowiedział się, że Kościół obchody milenijne postanowił zorganizować w Sosnowcu. Opór władz terenowych był tak silny, że Episkopat przeniósł planowane na sierpień 1966 r. obchody na przyszły rok.
Nie pozwolimy [...], by reakcyjna hierarchia kościelna przekształcała tą ziemię w poligon, dla swoich antysocjalistycznych manewrów, by tutaj zdobywała choćby pozory poparcia dla swej awanturniczej polityki, dla przeciwstawienia Polsce Ludowej i jej rozwojowi ludzi wierzących. [...] Ponieważ Episkopat dąży do demonstracji na wskroś politycznej - odpowiemy mu dokładnie w taki sam sposób. Przeciwstawimy się stanowczo dążeniom rozprzestrzeniania z naszego terenu reakcyjnego warcholstwa [...]. My, a nie Episkopat, jesteśmy tutaj gospodarzami, my będziemy decydować o politycznej i obywatelskiej postawie Zagłębia Dąbrowskiego.
To oczywiście nie oznaczało, że Partia zaufała mądrości ludu pracującego Zagłębia pozwalając na swobodne głosowanie nogami.
W maju 1967 r. odbyła się narada służbowa katowickich bezpieczniaków dotycząca "obsługi" uroczystości w Sosnowcu.
Oprócz zastępców komendanta wojewódzkiego MO ds. SB, naczelników wydziałów poszczególnych pionów jednostki wojewódzkiej oraz zastępców komendantów MO ds. SB jednostek terenowych, uczestniczył w niej również sekretarz Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Katowicach Jan Leś.
Powstał "Plan operacyjnego zabezpieczenia uroczystości kościelnych w Zagłębiu" i specjalny sztab, którym kierował zastępca komendanta wojewódzkiego MO płk Tadeusz Czubak (koordynacja pracy pionu milicyjnego) oraz zastępca komendanta wojewódzkiego MO ds. SB - ppłk Włodzimierz Kruszyński (koordynacja pracy pionu bezpieczeństwa). Przy Sztabie Koordynacyjnym powołano Podzespół Służby Bezpieczeństwa. Na jego posiedzeniach poszczególne wydziały i jednostki terenowe informowały o podejmowanych działaniach (sporządzanie imiennych wykazów aktywu katolickiego z sosnowieckich zakładów pracy, rozpoznanie osób zamieszkałych w sąsiedztwie kościołów) i angażowanych środkach (zabezpieczenie zagranicznych dziennikarzy, dyplomatów).
Jawną przygrywką do represji były jak zwykle listy oburzonych obywateli.
Jestem wierzącym katolikiem [...]. Byłem uczestnikiem uroczystości w Piekarach Śląskich i muszę stwierdzić, że to, co tam widziałem i słyszałem, nie miało charakteru modlitwy (oklaski, okrzyki, gitara, "sto lat") [...]. Jeżeli taki charakter ma mieć zamierzana uroczystość w Sosnowcu - znając nastroje mieszkańców - poważnie obawiam się, aby nie doszło do prowokacji lub masowych wystąpień przeciwko Kościołowi [...]. Proszę mi nie brać za złe tej prośby, ponieważ jako wierzący katolik, któremu zależy na autorytecie Kościoła, czułbym się dotknięty i pokrzywdzony fiaskiem tej uroczystości, a nawet moralnie odpowiedzialny za wypadki, jakie tam mogą zaistnieć.
My mieszkańcy dzielnicy Staszic w Sosnowcu na wiadomość o tym, że biskupi i kler zamierzają zorganizować [...] podobną imprezę kościelną jak w Piekarach Śląskich jesteśmy oburzeni[…] Żądamy zmuszenia biskupów - organizatorów wszelkich imprez pseudoreligijnych do przestrzegania wszelkich przepisów prawnych w tym zakresie
My, mieszkańcy Zagłębia Dąbrowskiego [...] ostrzegamy, że jeżeli będziecie usiłowali inspirować i wbrew naszej woli organizować tę imprezę w Sosnowcu, to za to, co się wydarzy, poniesiecie pełną odpowiedzialność karną i moralną. Sosnowiec to nie Częstochowa ani nie Piekary Śląskie i tradycji religijnych nie posiada. Na rozsądek Wasz nie liczymy, lecz jeszcze raz wyraźnie ostrzegamy - nie ważcie się działać wbrew naszej woli. Pamiętajcie o surowych konsekwencjach!Takiej troski i atrakcji mieszkańcy Sosnowca dawno nie doświadczyli.
Uczniowie mieli obowiązek stawić się w szkole na godz. 8.00, a po sprawdzeniu obecności pod opieką nauczycieli udali się na Stadion Ludowy, gdzie zorganizowano dla nich imprezę pt. „Czterej pancerni i pies". Na niedzielę zaplanowano wspólne klasowe oglądanie programu telewizyjnego, obecność była obowiązkowa. Młodzież szkół średnich zobowiązano do uczestnictwa w koncercie zespołu Czerwone Gitary. Dla dorosłych zorganizowano bezpłatny wyjazd na mecz Polska-Belgia (eliminacje przedolimpijskie), na który mieszkańcy Sosnowca mieli darmowe wejście. Urządzono także bezpłatne wycieczki samochodami Miejskiego Przedsiębiorstwa Komunikacyjnego do miejsc wskazanych przez pasażerów. Za wzięcie udziału w obchodach milenijnych robotnikom grożono zwolnieniem z pracy, a młodzieży usunięciem ze szkoły, co niestety w następnych dniach w wielu przypadkach w sposób bezlitosny zrealizowano.To brzmi trochę jak z Orwella, gdyż transport osobowy odbywał się praktycznie w jedną stronę. Do Sosnowca przestały kursować tramwaje z Będzina, Czeladzi czy Katowic, zaś pociągi osobowe w Sosnowcu po prostu się nie zatrzymywały.
Tow. Sokorski zorganizował wyjątkowo atrakcyjny program telewizyjny.
PZPR wespół z bijącym sercem partii zabezpieczył obchody milenijne w tradycyjny sposób. Do działań po linii bezpieczeństwa oddelegowano
165 oficerów, 19 maszynistek, 19 kierowców, 26 tajnych współpracowników, 16 samochodów osobowych, 15 radiotelefonów, 18 aparatów fotograficznych, 50 minifonów. "Do Sosnowca oddelegowano pracowników różnych pionów aparatu bezpieczeństwa, najwięcej z pionu techniki i pionu obserwacji, które ze względu na specyfikę zadań zabezpieczały obchody według własnych odrębnych planów. Wydział "T" (Techniki Operacyjnej) odpowiadał za utrwalenie kazań i wystąpień publicznych biskupów znanych z wrogich wypowiedzi lub zajmujących kluczowe pozycje w hierarchii kościelnej, natomiast Wydział "B" (Obserwacji) dostarczał dokumentację fotograficzną i informacje na temat przemieszczania się tłumu. Bezpieka współpracowała też z funkcjonariuszami MO, którzy mieli strzec porządku, bezpieczeństwa publicznego i przestrzegania prawa.Wszystko koordynował wymieniony już sztab.
Zmobilizowano aktyw partyjny i ci sami bojówkarze , którzy za kilka miesięcy stali się ikoną typowego polskiego nacjonalizmu antysemityzmu, o rzecz jasna katolickich korzeniach, blokowali dojście do świątyni ciemnemu katolickiemu motłochowi.
Samochody ciężarowe (z nowymi numerami rejestracyjnymi) utrudniają dostanie się na uroczystości
W sobotę na powitanie ajatollaha Wyszyńskiego (tak ciepło o Prymasie wyraził się na łamach korowskiego Biuletynu Informacyjnego opozycjonista demokratyczny Jan Walc) wyszło dwa i pół tysiąca aktywistów komunistycznych. W nocy "nieznani sprawcy" obwiązali żelaznym łańcuchem bramę wejściową na teren kościoła Najświętszej Marii Panny, w którym odbywały się uroczystości.
Awangarda klasy robotniczej na posterunku
Wierni mocujący się z łańcuchem
Niedzielne obchody blokowało już 7.000 partyjnych aktywistów. Bojówkarze kordonem otoczyli kościół, lżyli i wyśmiewali zarówno hierarchów jak i świeckich udających się do kościoła.
Bojówkarze wokół kościoła Wniebowzięcia NMP.
Te Deum i My chcemy Boga kończy tę uroczystość. Staramy się przejść przez kościół do wyjścia, ale jest strasznie ciasno. Zaledwie "sznurkiem" zdołamy się przecisnąć. "Czerwony Sosnowiec" modli się i płacze. Widać dorosłych mężczyzn ze łzami w oczach. Panuje ogromny entuzjazm nie do opisania. Kościół i cmentarz napełniają się okrzykami. Napływają ludzie, którzy zdołali przebić się przez kordony bojówkarzy i dotrzeć do cmentarza. MO - nie dostrzeżesz. Oni wspierają bojówkarzy przeciw społeczeństwu. Straszny obraz państwa, które służy partii. [...] Ludzie ci [bojówkarze] zachowali się brutalnie, bili nawet kobiety, usiłujące przedostać się przez kordony uliczne, na niektórych porozrywano ubranie, widziano wiele osób z powybijanymi zębami. MO ani śladu. Nigdzie nie stanęła w obronie ludności. Gdy natomiast wierni znaleźli przejścia przez podwórka i parkany, tam natychmiast znajdowali się MO. Widać więc, że współdziałała z poczynaniami bojówkarzy. [...] Około godziny 15.00 wyruszyłem w drogę powrotną do Częstochowy. Po drodze już nigdzie śladów MO. Tylko widać autobusy wywiezionych z Zagłębia ludzi.
Zapiski milenijne Prymasa Wyszyńskiego z maja 1967 r.
Wnętrze kościoła Wniebowzięcia NMP podczas uroczystości
Ksiądz Prymas Wyszyński
Karol Wojtyła (wówczas arcybiskup) w sosnowieckiej świątyni.
Za tydzień zostanie wyniesiony do godności kardynalskiej.
Za tydzień zostanie wyniesiony do godności kardynalskiej.
Władze oczywiście odtrąbiły wielki sukces i po tymczasowym uporaniu się z katolickim motłochem wzięły się za rewizjonistów i syjonistów, którzy prześladowaniu katolików przyglądali się z taktownym milczeniem. Płacz i jęk rozległ się późnej. Spałowanie spontanicznej demonstracji, do jakiej doszło 26 czerwca 1966 po zakończeniu obchodów milenijnych w Warszawie widać było jakościowo inne, od tego z 8 marca 1968. Akurat nie dziwię się dlaczego jedne i te same pały, ci sami ZOMOWCY, partyjni aktywiści nagle okazali się nie awangardą ruchu robotniczego, tylko dyktaturą ciemniaków. Szczerzy demokraci o prawach człowieka przypomnieli sobie dopiero wtedy, gdy komunistyczne represje i milicyjna pała z nieubłaganą logiką marksistowskich nauk stosowanych zahaczyły o nich . Sekta kombatantów '68 z Czerskiej, dialektycznego spojrzenia na demokrację, wolność do jakiejkolwiek ekspresji się nie pozbyła do dziś. Widać to doskonale na przykładzie rozporkowego komunisty Wojciecha Jaruzelskiego, któremu grzechy zostały odpuszczone.
Zdjęcia i cytaty pochodzą z wydanego przez Instytut Pamięci Narodowej albumu "Millenium czy Tysiąclecie" (pod red. Bartłomieja Noszczaka). Wysiłki IPN przypominające rywalizację o rząd dusz nie tyle poszły na marne, co nie znalazły i nie znajdują wsparcia niekoniecznie mainstreamowych mediów. One nadal z troską pochylają się tylko nad targaną podmuchami wiatru na Dworcu Gdańskim, kaburą służbowego pistoletu pewnego emigranta.
Subskrybuj:
Posty (Atom)