Wacław Zbyszewski:
( )
Pierwsze spotkanie z Piłsudskim
Piłsudskiego zobaczyłem po raz pierwszy w życiu w 1921
roku, gdy dwuosobowym powozem, otwartym, tylko z jednym adiutantem obok niego,
wjeżdżał do Frascati [6] od ulicy Wiejskiej. Musiała już być wiosna albo
lato, bo nosił tylko zwykły mundur bez płaszcza. Jechał na pewno do gmachu
Sejmu.
Nie było eskorty ani policji, powóz był zaprzężony w dwa gniade konie i
tylko jakiś żołnierz, który jak ja wtoczył się po ulicy Wiejskiej, zasalutował
wołając na cały głos: „Niech żyje Dziadek!". Nie znałem wówczas tego polskiego
odpowiednika mianale petit
caporal[7],którym wiarusy napoleońskie obdarzały cesarza.
Byłem
tym okrzykiem więc zaskoczony, bo w tym czasie Piłsudski wcale na „dziadka" nie
wyglądał. Przeciwnie, wydał mi się człowiekiem w sile wieku. Miał ogromne,
opadające na podbródek wąsy, zupełnie czarne, bez jednej srebrzystej nitki,
czarne brwi, maciejówkę, całkowicie zasłaniającą ciemne włosy. Na piersiach jak
zawsze nosił tylko dwa krzyżyki: Virtuti Militari i Krzyż Walecznych, a na
epoletach skrzyżowane buławy marszałkowskie. Jego mundur był bladoniebieski,
podczas gdy mundury naszych oficerów i żołnierzy były raczej zielonkawe albo
khaki. Piłsudski nosił też zawsze długie spodnie, nigdy butów po kolana.
Był
uderzająco przystojny, robił wrażenie wielkiego pana i w ogóle wrażenie bardzo
sympatyczne, chociaż się nie uśmiechał. Zdjąłem czapkę uczniowską na jego widok.
Piłsudski odsalutował i zniknął w podwórzu sejmowym.
Wyjechałem do Krakowa, gdzie zająłem się wyłącznie i z
zapałem studiami prawa, potem raczej ekonomii. Ale poza tym uczyłem się łaciny,
nawet biorąc lekcje prywatne, by tym językiem swobodnie mówić. Czytałem Kanta i
Spinozę, zresztą raczej przez snobizm, bo filozofia mnie nudziła. Nie brałem
żadnego udziału w życiu studenckim, uniwersyteckim, cóż dopiero w polityce.
Byłem parę razy na zebraniach Bratniaka, poznałem obu dzisiaj nie żyjących
koryfeuszów młodzieży krakowskiej: endecji i PPS-u, a więc Bieleckiego[8]
i Ciołkosza[9] ale się do ich stronnictw nigdy nie zapisałem. Za to
zwróciłem na siebie uwagę profesorów Wydziału Prawa, a zwłaszcza trzech
ostatnich stańczyków: Władysława Leopolda Jaworskiego, który odgrywał czołową
rolę w polskim Wiedniu i był prezesem tego koła, Stanisława Estreichera, który
zginął w Sachsenhausen, i Adama Krzyżanowskiego, który wynegocjował w
Ameryce pożyczkę stabilizacyjną i był posłem na Sejm oraz mentorem naszych
ministrów skarbu. U niego się doktoryzowałem. Dzięki tym stosunkom dostałem
się do redakcji „Czasu", organu stańczyków, którego autorytet był wciąż bardzo
duży w ówczesnej Polsce. Dostałem się tam w wieku lat 20 i pierwszy mój
artykuł był drukowany na łamach „Czasu" 1 listopada 1923 roku, kiedy dopiero
zająłem się polityką, i ten to zawód dziennikarski sprawił, że byłem
przedstawiony Marszałkowi Piłsudskiemu parę miesięcy później.
Przypisy:
[6] Pałac
Branickich w ówczesnych ogrodach Frascati w Warszawie, terenie położonym na
skarpie wiślanej za Placem Trzech Krzyży;
[7]fr. mały kapral;
[8] Tadeusz
Bielecki, 1901-1982, działacz Stronnictwa Narodowego w II RP i na emigracji
(Londyn), od 1939 r. do śmierci jego prezes. Poseł na Sejm II RP, bliski
współpracownik R. Dmowskiego;
[9]Adam Ciołkosz,
1901-1978, działacz PPS w II RP i na emigracji (Londyn), polityk socjalistyczny
związany z Tarnowem, poseł na Sejm w II RP , przeciwnik sanacji, więzień
polityczny w latach 1932-1935.
Piłsudski i Foch
W maju 1923 roku
marszałek Foch[10], odwiedził Polskę i przybył z oficjalną wizytą do
Warszawy, bo nadal piastował urząd Naczelnego Wodza armii francuskiej. Po
pobycie w Warszawie przybył on do Krakowa, gdzie w auli Uniwersytetu
Jagiellońskiego wręczono mu dyplom doktora honoris causa tej wszechnicy.
Marszałek Piłsudski już nie był Naczelnikiem Państwa, jego funkcje przejął, po
wejściu w życie Konstytucji zwanej Marcową, prezydent Rzeczypospolitej,
Stanisław Wojciechowski. A Marszałek Piłsudski objął stanowisko szefa Sztabu
Generalnego, które zresztą wkrótce potem sam opuścił.
Marszałek
Piłsudski jako najstarszy rangą oficer polski towarzyszył marszałkowi Fochowi w
jego objeździe Polski, a więc i w czasie jego wizyty w Krakowie. Pamiętam
doskonale ten dzień majowy 1923 roku. Był to wyjątkowo piękny, słoneczny i
ciepły, bez najmniejszej chmurki na niebie.
Przed Collegium Novum na Plantach
zebrała się grupka studentów albo jak się wówczas w Krakowie mówiło „akademików"
Wydziału Prawa Uniwersytetu Jagiellońskiego. Marszałek Foch otrzymał dyplom
doktora honoris causa prawa. Więc my, prawnicy, odsunęliśmy słuchaczy innych
wydziałów, arogując sobie monopol przyjęcia zwycięskiego wodza ententy z
pierwszej wojny światowej.
Zebrało się nas kilku, może z dziesięciu studentów,
ultrafrankofilów, mówiących doskonale po francusku, i postanowiliśmy uczcić
Focha staropolskim, a w każdym razie starym krakowskim zwyczajem, mianowicie
wnosząc go na naszych barach na pierwsze piętro, gdzie znajdowała się wielka
aula uniwersytecka i gdzie miała się odbyć uroczystość wręczenia Fochowi
doktoratu.
Przed Collegium Novum zajechał orszak oficjalny, złożony
z samochodów. Były to szczęśliwe czasy, kiedy terrorystów nie było, więc nie
było potrzeba żadnej żandarmerii, straży przybocznej czy innych aniołów stróżów.
W pierwszym samochodzie siedział Foch w towarzystwie kilku innych generałów
francuskich. Wszyscy mieli jednakowe mundury: bladoniebieskie, z odznakami
rangi na rękawach, a nie na epoletach, których nie nosili, z identycznymi
pasami, wstążeczkami zamiast orderów na piersiach i co ważniejsze - wszyscy
wyglądali identycznie: wszyscy mieli białe, puszyste wąsy, można nawet
powiedzieć wąsiska, także białe czupryny, wszyscy mieli pokaźną tuszę i okrągłe
kepi ze złotymi otokami z liści dębowych. Jedyna różnica polegała na tym, że
marszałek miał tych otoków trzy, a towarzyszący mu francuscy generałowie
dywizji - armia francuska wówczas nie znała rangi generała broni - tylko po
dwa.
Przez chwilę byliśmy przerażeni, bo nie mieliśmy pojęcia, który z tych
wojaków był Fochem, ale gdy ten wysiadł pierwszy z samochodu, dopadliśmy go i -
hop! - wzięliśmy na bary, każdy chwytając go za inną część ciała. Mnie
przypadło w udziale nosić na moim prawym ramieniu część ciała marszałka, którą
grzecznie określa się terminem „cztery litery". Część ta była obfita, wielka i
bardzo ciężka. Mimo tego popędziliśmy galopem wielkimi schodami do auli, niosąc
marszałka Focha na naszych barach. Był zdziwiony, spocony, cały czerwony, ale
uśmiechnięty i nawet rozbawiony. Wszelako, gdyśmy u progu auli ustawili z
powrotem marszałka na ziemi, a raczej na posadzce pierwszego piętra, Foch sapał
głośno i długo. Widocznie ten objaw popularności i hołdu bardzo go zmęczył.
Wówczas mu się dobrze przypatrzyłem. Muszę przyznać, że wyglądał na zwykłego,
starego generała francuskiego, na dobrego, miłego, życzliwego tatusia czy
dziadunia, już od lat na emeryturze - jego twarz nie miała żadnych cech
marsowych.
Za naszą grupką, do której należał mój kolega i
przyjaciel Henryk Dembiński[11], później profesor prawa na Katolickim
Uniwersytecie w Lublinie, kroczył Marszałek Piłsudski i znowu mu się uważnie i
z bliska przypatrzyłem.
W przeciwieństwie do francuskich generałów, którzy mieli
na nogach jakby getry skórzane do kolan, Marszalek Piłsudski nosił długie
spodnie, mundur marszałkowski i maciejówkę. Był szczupły, krok miał elastyczny
i w każdym calu wyglądał na wielkiego pana i wielkiego wodza. W auli Foch siadł
na specjalnym fotelu, a Piłsudski w pierwszym rzędzie krzeseł w samym środku.
To, że wszystkie honory były dla Focha, a nie dla niego, wydawało się
Piłsudskiemu obojętne. Wręczając dyplom Fochowi, ówczesny rektor Uniwersytetu
Jagiellońskiego, Władysław Natanson, którego dobrze znałem, bo był ojcem
mojego kolegi i przyjaciela Wojtka Natansona, wygłosił piękną mowę po
francusku. Na mój gust - trochę barokową, ale cały Kraków był wtedy mocno
barokowy.
Marszałek Foch krótko, ale serdecznie podziękował i na tym się
skończyło. Ale najsilniej uderzył mnie w tej uroczystości moment zupełnie inny.
Gdy marszałkowie odjechali, różni koledzy i koleżanki wymieniając uwagi i
spostrzeżenia zaczęli się cisnąć dookoła szczęśliwców, którzy unosili cielsko
marszałka Focha. Między innymi docisnęła się do nas młoda panienka, którą oraz
całą jej rodzinę doskonale znałem. Rodzina była fanatycznie - w cudzysłowie -
„endecka". I ta panienka - dzisiaj nie żyjąca - która w czasie ostatniej
wojny odegrała w Czerwonym Krzyżu bardzo piękną i szlachetną rolę, rzekła: „Co
to jest, Focha dotąd nie widzę, bo jest taki przeciętny, a Piłsudskiego widzi
się od razu i nie można go zapomnieć".
Szalenie mnie to zdanie, z takich właśnie ust, uderzyło
i całkowicie się zgodziłem z tą panienką. I tak samo cała nasza grupa,
choć do szpiku kości frankofilska i zebrana, by uczcić Focha, konstatowała, że
Piłsudski wygląda dużo bardziej na marszałka i na zwycięskiego wodza, na
wielkiego pana i wielkiego człowieka niż Foch.
Przypisy
[10] Ferdynand Foch, 1851-1929, Marszałek Francji,
Marszałek Polski, Marszalek polny Wielkiej Brytanii, naczelny wódz Sil
Sprzymierzonych w Europie - I wojna
światowa;
[11] Henryk Dembiński, 1900-1949, wykładowca i kierownik
katedry na KUL, działacz Stronnictwa Pracy i zwolennik Karola
Popiela;
Drugie spotkanie z Piłsudskim
Dzisiaj wszyscy wiemy, jak ważną rzeczą dla wielkich
tego świata jest być fotogenicznym. John Kennedy zawdzięczał dużą część swojej
wielkiej na świecie popularności temu, że wyglądał niezwykle młodo, na
trzydzieści lat najwyżej, i był wyjątkowo przystojny. Oczywiście, dzisiaj, w
epoce telewizji, te walory postawy, urody, wyglądu są dużo ważniejsze niż były
sześćdziesiąt lat temu. Ale już wówczas robiły swoje. Sikorski [12] za
młodu też był przystojny, ale była to uroda że tak powiem banalna, bez tego
elementu czegoś niezwykłego, wyjątkowego, który był tak uderzający u
Piłsudskiego.
W całej sylwetce Marszałka Piłsudskiego było coś hipnotyzującego,
do tego dochodził jego przedziwny głos wraz z bardzo silnym wileńskim akcentem,
glos jakby z zaświatów, głos naprawdę niezapomniany: niski, jakby urywany, jakby
monolog, a nie przemówienie czy rozmowa. Ale wówczas, w ten majowy dzień w
Krakowie, Marszałek Piłsudski ust nie otworzył, a więc jego głosu nie słyszałem
i o nim nic nie wiedziałem. Jego głos po raz pierwszy usłyszałem w rok później,
w listopadzie 1924 roku, gdy znowu zjechał do Krakowa, tym razem z odczytem o
powstaniu styczniowym.
Zostałem wówczas przedstawiony Marszałkowi, miałem
zaszczyt uścisnąć jego rękę. Poza tym spotkanie to już nie było przypadkowe.
Już od roku byłem współpracownikiem krakowskiego „Czasu" i gdy organizatorzy
odczytu Marszałka nadesłali do redaktora naczelnego tego organu stańczyków,
markiza Antoniego de Beaupré, zaproszenie, mnie nań wydelegowano, z tym że
miałem zrobić z niego sprawozdanie dla „Czasu". Organizatorzy - późniejsza
śmietanka tak zwanej „sanacji", zarezerwowali dla przedstawiciela „Czasu" fotel
w pierwszym rzędzie, tuż naprzeciwko podium, z którego Marszałek miał
przemawiać. Już wówczas „Ilustrowany Kurier Codzienny", tak zwany „Ikac", bił
stary „Czas" ilością prenumeratorów i czytelników, ale tradycje królewskiego i
stołecznego miasta Krakowa miały twarde życie. „Czas" jeszcze wówczas był
uważany za polski odpowiednik angielskiego „Timesa" i z jego opinią liczono się
sto razy więcej niż z opinią „Ikaca", a cóż dopiero kiełkujących wówczas
„czerwoniaków" [13] i innych brukowców. Wybór dwudziestoletniego studenta
na sprawozdawcę z odczytu najwybitniejszego żyjącego Polaka wywołał w Krakowie
wielką sensację i z miejsca sprawił, że cała polska prasa, a także wielkie
szyszki polityczne zainteresowały się moją osobą. Był to właściwie punkt
szczytowy mojej kariery życiowej.
Przypisy:
[12] Władysław Sikorski, 1881-1943, generał broni WP,
polityk II RP, wódz naczelny polskich SZ na Zachodzie, premier rządu polskiego
na emigracji, polityczna w orientacja w opozycji do obozu piłsudczyków;
[13] „czerwoniaki” – gazety codzienne, które wprowadziły
na pierwszą stronę tytuły koloru czerwonego, (np. Kurier Warszawski), aby
bardziej rzucały się w oczy.
Odczyt
Marszałka
Dzień był dżdżysty, ponury, smutny. Odczyt odbył się o 7
czy 8 wieczorem, więc było już zupełnie ciemno. Sala Starego Teatru na placu
Szczepańskim była największą salą w Krakowie, jeżeli nie liczyć sali Teatru
Słowackiego, ale mogła pomieścić chyba najwyżej tysiąc osób, a raczej tylko
osiemset. Wielu ludzi nie mogło się dostać, wielu też tłoczyło się w tyle sali
oraz po jej bokach. Mnie, z moim zaproszeniem, zaprowadzono od razu na
zarezerwowane miejsce, kilku znanych mi z ław uniwersyteckich piłsudczyków,
którzy po wojnie dorobili sobie studia i dyplomy, między innymi major
Benedykt[14] i Tadeusz Święcicki[15], serdecznie ściskali mi rękę.
W pierwszym rzędzie, poza moją kruczą wówczas czupryną, były omal same siwe
głowy, między innymi siedział tam Daszyński i poseł Krakowa wybrany z listy
Wojciecha Korfantego, inżynier Mianowski[16], dyrektor Gazowni Miejskiej,
zacny człowiek, ale dość tuzinkowy [Edward Mianowski]. Jego brat był ongi, w
czasie wojny, moim domowym nauczycielem literatury polskiej na Ukrainie.
Mianowski miał bardzo ładną córkę, która studiowała na Wydziale Rolniczym UJ.
Miała gospodarstwo na Podhalu, do którego mnie kiedyś zaprosiła. Pamiętam, że
tonęliśmy w zaspach śniegu. Mianowski, wnuk pierwszego rektora Szkoły Głównej w
Warszawie[17], był później obok Adama Krzyżanowskiego posłem z Krakowa z
ramienia BBWR [18]].Co się stało z jego córką - nie mam pojęcia. A sam
Mianowski od dawna nie żyje.
Czekaliśmy długo na pojawienie się Marszałka. Mam
wrażenie, że to długie oczekiwanie nie było przypadkowe, ale zaplanowane.
Przypomnę w paru słowach ówczesną sytuację polityczną. Od dwóch lat Piłsudski
już nie siedział w Belwederze, od półtora roku już nie był szefem Sztabu
Generalnego, zamieszkał w Sulejówku jako emerytowany Marszałek i Naczelnik
Państwa. Pod rządami Władysława Grabskiego Polska powoli normalizowała swoje
życie. Sytuacja gospodarcza była wciąż ciężka, bo Polska była i jest bardzo
ubogim krajem. Co do tego nie wolno sobie robić złudzeń.
Ale w tym okresie
rozgorzał spór o organizację najwyższych władz wojskowych. Ówczesny minister
spraw wojskowych, generał Sikorski, lansował projekt ściśle wzorowany na
organizacji francuskiej. Szefem Sił Zbrojnych miał być prezydent, z pomocą
ministra spraw wojskowych oraz szefa Sztabu Generalnego.
A Marszałek żądał
stworzenia urzędu Inspektora Generalnego Sił Zbrojnych, który byłby właściwie
niezależny od rządu, a zależny tylko od Prezydenta Rzeczypospolitej, i
uprawnieniami swoimi miałby mniej więcej rolę hetmanów w Polsce
przedrozbiorowej, z tym oczywiście, że tych hetmanów miało już być odtąd nie
czterech, ale tylko jeden.
Na tym tle wybuchł kryzys między Sikorskim i
Piłsudskim, który sto razy bardziej niż kryzys lewica - endecja zadecydował o
dalszym przebiegu wypadków, to znaczy o zamachu majowym i o powrocie Marszałka
do władzy, tym razem już nieskończenie większej niż za czasów, gdy był
Naczelnikiem Państwa.
Przypisy:
[14] mjr Stefan
Benedykt, 1896-1972, legionista, piłsudczyk, w czasie II wojny szef Wydziału
Propagandy, Kultury i Prasy w II Korpusie Polskim gen. Wł. Andersa;
[15] Tadeusz
Święcicki, 1893-1973, legionista, oficer sztabu POW, późniejszy sanacyjny
działacz polityczny w zakresie propagandy i kultury, w latach 30-tych szef
prasowy Biura Prezydialnego Rady Ministrów;
[16] inż. Edward
Mianowski;
[17] pierwszy
rektor Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie - Bolesław Ostoja Miklaszewski, w
1937 r. złożył rezygnację z funkcji , gdyż sprzeciwiał się wprowadzeniu „getta
ławkowego” na uczelni, symptomu antysemickiego nurtu w polityce oświatowej
sanacji;
[18] Wacław
Zbyszewski pomylił nazwiska i funkcje, gdyż posłem na sejm II RP był Henryk
Mianowski (brat Edwarda), zaś Bolesław Ostoja-Miklaszewski był senatorem
(1932-39).
Odczyt Piłsudskiego - relacja w „Czasie”
W tej sytuacji rola „Czasu" i stańczyków krakowskich
była w pewnej mierze kluczowa. Stańczycy i „Czas" popierali gwałtownie Legiony
Piłsudskiego w czasie wojny, bo punktem numer jeden ich poglądów było
przekonanie, iż Rosja jest największym wrogiem Polski - i że tutaj żadnego
kompromisu czy sporu być nie może. Ale gdy pokój ryski zakończył wojnę
polsko-rosyjską, sytuacja się zmieniła.
Konflikt Sikorski - Piłsudski stawiał
konserwatystów w bardzo trudnym położeniu. Sikorski oraz bardzo wielu dowódców
z armii austriackiej - generałowie Szeptycki [19] i Stanisław Haller
[20], Rozwadowski [21] i tak dalej - należeli do odwiecznych
przyjaciół „Czasu" jako konserwatyści z urodzenia. Janusz Radziwiłł, Litwin,
był zdecydowanym zwolennikiem Piłsudskiego. Współpracownik paryskiego „Figaro",
hrabia de Bousset, żonaty z Polką, krewną Balińskich, mówił mi w okresie
rywalizacji Chirac - Giscard: spór tych dwóch mężów stanu stawia redakcję
„Figaro" w niemożliwym położeniu - połowa naszych czytelników przysięga na
Giscarda, połowa nie chce o nim słyszeć, woła tylko o rządy Chiraca. Co w tej
sytuacji mamy robić?
W podobnej sytuacji znaleźli się konserwatyści krakowscy
w obliczu sporu Piłsudski - Sikorski. Moim zadaniem było tak napisać
sprawozdanie z odczytu Marszalka, by zadowolić jego zwolenników i jednocześnie
nie urazić tych, co uważali iż tylko Sikorski może być deską ratunku dla Polski
wobec wyraźnego bankructwa sejmowładztwa.
Najpierw opiszę sam odczyt Marszałka, a potem przyjęcie
po tym odczycie i wreszcie, jak wybrnąłem z trudnych dylematów, przed którymi w
tak młodym wieku, bez żadnego doświadczenia, stanąłem.
Drzwi się nagle otwarły i
Marszałek Piłsudski wleciał na salę jak burza, omal biegiem. Prawie że zaraz
wskoczył na podium i zajął miejsce za małym stolikiem, na którym roztasował
jakieś kartki.
Jak jeden mąż cala sala wstała na jego powitanie. Nie widziałem
nikogo, kto by nadal siedział. Oklaskom nie było końca. Wielki mój przyjaciel,
Adam Heydel, wówczas docent ekonomiki, później profesor ekonomii UJ,
zlikwidowany przez Jędrzejewicza wraz z profesorem Kotem za protest
przeciwbrześciowy, mówił mi potem: „Mój drogi, któż inny w Polsce sprawiłby, że
na jego widok cała sala zerwała się na nogi".
Tu przypomnę, że Adaś Heydel był
nie tylko endekiem z szalenie endeckiej rodziny, ale był też synem chrzestnym
samego Romana Dmowskiego, z którym jego ojciec przyjaźnił się jeszcze w XIX
wieku.
Biedny Adaś Heydel, jeden z bardzo rzadkich prawdziwych intelektualistów
polskich, profesor ekonomii teoretycznej, który w wieku dojrzałym ukończył
także studia wyższej matematyki, by przestudiować ekonometrię szkoły Cambridge,
który napisał wspaniałą książkę pod tytułem Myśli o kulturze i interesującą biografię swojego wuja, wielkiego malarza
Jacka Malczewskiego - bo znał się na malarstwie - zginął wraz z bratem w
Oświęcimiu, dokąd został zesłany, bo obaj odmówili zapisania się do
volksdeutschów, chociaż pochodzili z arystokracji saskiej, przybyłej do Polski
z AugustemU.O Adamie Heydlu warto by napisać całą książkę.
Marszałek Piłsudski miał na sobie tylko szarą kurtkę
Komendanta Legionów z czasów wojny, bez odznak i bez orderów, co mi
przypomniało znany wers Lechonia z Karmazynowego poematu:„Mundur na nim szary..." Spodnie miał bodajże czarne,
znowuż bez lampasów, bez butów z cholewami. Był średniego wzrostu, włosy na
głowie miał wciąż bujne, bez śladu łysiny, wąs był czarny, sumiasty i bardzo
długi.
Rysy miał piękne, bardzo szlacheckie, ręce piękne i białe, cerę raczej
ciemną, ale może było to tylko wynikiem bardzo słabego oświetlenia. Kurtkę miał
zapiętą pod szyją i znowuż na kołnierzu nie było śladu gwiazdek czy wawrzynów,
które by wskazywały już nie to na rangę, ale choćby na mundur oficerski. Miał
bardzo gęste i bardzo krzaczaste brwi, które nadawały jego twarzy charakter
marsowy, niezwykły i romantyczny.
Czasami, gdy odczytywał jakąś notatkę, którą z sobą
przyniósł, wyciągał z jakiejś kieszeni bardzo staroświecki cwikier i trzymał go
w prawym ręku tuż przy oku, nie nakładając go nigdy na nos.
Ale najbardziej mnie
uderzył jego głos: niski, basowy, o akcencie nieprawdopodobnie wileńskim. Dla
nie-wilnian Piłsudski mógł robić wrażenie cudzoziemca, wyrażającego się tylko z
trudem po polsku. Jego bas głęboki był jedyny w swoim rodzaju. Nie robił
wrażenia rozmowy, ale jakby monologu z zaświatów. Z miejsca głos ten, ton, cała
aparycja Marszałka wydały mi się, jakby na scenie ukazał się Guślarz z drugiej
częściDziadów.
Z całą pewnością Marszalek miał jakieś cechy
hipnotyczne, trudno było uwierzyć, że to człowiek realny, żyjący, a nie widmo,
nie zjawa ani jakiś duch przybyły z zaświatów, a jednocześnie wyraz samej istoty
naszych dziejów, naszej historii, naszej przeszłości.
Przypisy:
[19] Stanisław Maria hrabia Szeptycki, herbu własnego,
1867-1950, (jego matką była córka Aleksandra hr. Fredro, a pierwszą żoną
księżniczka Maria Józefina Sapieha z podlasko-brzeskiej (kodeńskiej) linii
Sapiehów herbu Lis (od Iwana Sapiehy).(Tytuł książęcy dla rodu Sapiehów i
adaptowany herb nadał sejm I RP dopiero w 1768 r. na podstawie sfałszowanej
dokumentacji), generał broni od 1920 r., w wojnie polsko-bolszewickiej 1920-21
dowodził frontem litewsko-białoruskim, później minister spraw wojskowych i
główny inspektor armii. Po zamachu stanu dokonanym przez J. Piłsudskiego MW 1926
r. podał się do dymisji i przeszedł w stan spoczynku. Po wojnie w latach 1946-50
był prezesem zarządu PCK. Był bratem Andrzeja Romana Aleksandra Marii hr.
Szeptyckiego, arcybiskupa i głowy Kościoła Greko-katolickiego, zamordowanego
przez bolszewików w 1944 r. we Lwowie;
[20] Stanislaus Haller Ritter von Hallenburg, herbu
własnego, kuzyn gen.Józefa Hallera,
1872-1940, generał dywizji od 1920 r. W wojnie polsko-bolszewickiej 1920-21
dowodził 6 Armią WP zwalczając oddziały armii konnej Siemiona Budionnego
(marszałek Związku Radzieckiego od 1935 r.). Od 1923 r. szef sztabu generalnego
WP, w grudniu 1925 r. złożył dymisję, która nie została przyjęta. Po zamachu
majowych w 1926 r. podał się do dymisji (przeciwnik J> Piłsudskiego) i
przeszedł w stan spoczynku. Po wybuchu wojny we wrześniu 1939 roku ewakuował się
na wschód, gdzie został aresztowany przez Sowietów. Była na „katyńskiej liście
śmierci” NKWD. Zamordowany w Charkowie w kwietniu 1940 r.;
[21] Tadeusz Jordan-Rozwadowski, herbu Trąby, 1886-1928,
w wojnie 1920-21 dowódca armii „Wschód” (Galicja), w 1920 r. szef sztabu
generalnego i autor koncepcji „bitwy warszawskiej”. Był świadkiem złożenia w
dniu 13 sierpnia 1920 r. dymisji z funkcji naczelnika państwa wodza naczelnego
przez J. Piłsudskiego na ręce premiera W. Witosa (w wyniku fiaska operacji
warszawskiej formalnie wina spadłaby na Rozwadowskiego). Premier W. Witos nie
ujawnił publicznie treści o0trzymanego listu, a po przełamaniu frontu i odwrocie
wojsk sowieckich, zwrócił ten list J. Piłsudskiemu. W tym stanie rzeczy gen.
Rozwadowski był wyjątkowo niewygodny dla „legendy” Marszałka, a
zwłaszcza przypisywania sobie przez Piłsudskiego całości splendoru za wygranie
wojny z Sowietami. Po 1920 r. gen. Rozwadowski został mianowany Generalnym
Inspektorem Jazdy i miał. Jego koncepcje dotyczące utworzenia manewrowych,
mobilnych formacji kawalerii wspartych wozami pancernymi i lotnictwem zostały
zablokowane przez Piłsudskiego. Gen. Rozwadowski wystąpił zbrojnie przeciwko
zamachowi stanu w maju 1926 r. (czyli przeciwko Piłsudskiemu), w następstwie
tego został aresztowany i osadzony w wileńskim więzieniu na Antokolu. Po wyjściu
z więzienia (1828 r.) w drodze do Warszawy, gdzie został wezwany do stawienia
się, otruto go. Istnieją poważne przesłanki do twierdzenia, że został otruty na
zlecenie Marszałka;
Wódz Naczelny w ocenie Zbyszewskiego
Wątpię bardzo, by ktokolwiek poza Polakami mógł odczuć
cały magnetyzm Marszałka, wierność i przywiązanie, które w tylu Polakach
wywołał; niezwykłe wrażenie, które wywierał nawet na tych, którzy sami
romantykami nie byli.
Zresztą myślę, że tak zawsze jest z każdym bohaterem
narodowym.
Generała de Gaulle’a widziałem z bliska wiele razy i nigdy nie mogłem
zrozumieć, czym ujmuje tylu Francuzów. De Gaulle był brzydki, nawet
karykaturalny ze swoim kolosalnym wzrostem. Sarkastyczny uśmiech nie opuszczał
go nigdy, głos i akcent miał normalny dla wykształconych Francuzów i nigdy nie
pojąłem, czym brał do tego stopnia Francuzów. W wypadku Piłsudskiego myślę, że
tylko kresowcy, a specjalnie Litwini mogli go w pełni zrozumieć i to
instynktownie, nie rozumowo, bo to był do szpiku kości szlachcic litewski,
spadkobierca Jagiellonów, syn Rzeczypospolitej Obojga Narodów.
Bylem jak
najmniej powołany do zostania piłsudczykiem, nie byłem w Legionach ani w POW.
Ani Warszawy, ani Wilna, ani Krakowa przed końcem wojny 1920 roku nie znałem.
Problemy orientacji wojennych mnie nigdy nie interesowały. Byłem pochłonięty
moimi studiami prawa i zwłaszcza ekonomii, wierzyłem w praworządność i w rządy
prawa, w prawa ekonomiczne. Byłem przekonany, że Polska powinna prowadzić jak
najbardziej ostrożną politykę zagraniczną i gospodarczą, wierzyłem w naukę i
dyplomy, miałem szacunek dla fachowców i specjalistów, hołdowałem poglądowi,
że Polska potrzebuje dobrych prawników, dobrych ekonomistów, dobrej
biurokracji, dobrych przedsiębiorców, i wszelki romantyzm był mi kompletnie
obcy.
A jednak nie waham się nawet dzisiaj tego powiedzieć, ku swojemu
zdumieniu, że ze wszystkich wielkich tego świata, których na własne oczy
oglądałem, Marszalek Piłsudski zrobił na mnie największe wrażenie. A widziałem
z bliska wielokrotnie de Gaulle'a, widziałem Trockiego na balkonie opery w
Kijowie, który jako przerażający mówca miał tylko jednego rywala, Hitlera.
Słuchałem Brianda, którego głos aksamitny rozmarzał każdego niczym koncert
wielkiego skrzypka; widziałem parokrotnie Churchilla, widziałem, jak już
mówiłem, Focha, sam Roosevelt poklepał mnie po plecach, biorąc mnie za kogoś innego z
głośnym: „Hallo, Jim!" i tak dalej, i tak dalej.
A dzisiaj, po tylu latach, prawie sześćdziesięciu, widzę
jeszcze tylko Piłsudskiego.
I dotąd enigma jego hipnozy mnie wzrusza i
przejmuje, i zastanawia. My mówimy: wielki człowiek. Francuzi, których język
jest o tyle bardziej precyzyjny od naszego, mówią zawsze ode Gaulle'u:„Un homme hors
sèrie"- po polsku człowiek wyjątkowy.
Ale i ten termin polski jest gorszy od francuskiegohorsserie.Tak,
Piłsudski był człowiekiem jedynym w swoim rodzaju i żaden piłsudczyk nie był do
niego podobny. Najbliższy mu był na pewno Sławek[22], a potem wszyscy
wilnianie, w szczególności Stanisław Mackiewicz[23], ale także
Okulicz[24], Studnicki[25], etc. Oni wszyscy żyli ideą
jagiellońską, ideałem Rzeczypospolitej Obojga Narodów.
Piłsudski był
romantykiem, był tradycjonalistą, by! człowiekiem starej daty, jak sam o sobie
mówił. Był człowiekiem bardzo skrytym i nieufnym i nie ulegał żadnym wpływom.
Był raczej wielkim człowiekiem niż wielkim mężem stanu - to człowiek, który
rządził się instynktem, a nie rozumowaniem czy logiką. Był to potomek
Garibaldiego[26], a jednocześnie miał wyczucie dyplomatyczne Cavoura[27].A poza tym Piłsudski miał geniusz wojskowy. Bez niego
wszyscy piłsudczycy i legioniści razem wzięci niczego by nie dokonali, a potem
nigdy by nie doszli znowu do władzy.
Bez wodza nie ma zwycięstwa i nie ma zwycięskiej wojny.
Joffre[28], gdy go krytykowano, mawiał: nie wiem, kto wygrał bitwę nad
Marną, ale wiem, że gdyby była przegrana, to klęskę tę mnie by przypisano. To
samo mógł powiedzieć Piłsudski. Opowiadał mi mój przyjaciel, już dawno zmarły
major Janusz Liński, który był przez długie lata zastępcą attaché wojskowego
naszej ambasady, w Paryżu i który był lubiany przez Focha, że ten marszałek
Francji, Wielkiej Brytanii i Polski, nie lubiący Piłsudskiego, mówił o
nim:„Ila lesens de choses
militaires"- ma on zmysł do spraw
wojskowych i wojennych.
Nie pamiętam dzisiaj, co Piłsudski mówił o powstaniu
styczniowym, temacie swojego odczytu. Pamiętam tylko, że długo się rozwodził
nad potężną postacią margrabiego, czyli Wielopolskiego[29], którego
nazywał wielkim mężem stanu, którego polityka mogłaby się udać, gdyby Rosja
miała więcej rozumu politycznego. Natomiast o „białych" Piłsudski mówił
lekceważąco: nie lubił ludzi letnich, bezpłciowych.
Klęskę powstania
styczniowego przypisywał brakowi broni i brakowi kadr oraz wodza. Sami
bohaterzy nie wystarczają - mówił. Ale pochwały margrabiego w jego ustach
bardzo mnie uderzyły i wryły mi się głęboko w pamięć.
Przypisy:
[22] Walery Sławek (1879-1939), najbliższy
współpracownik J. Piłsudskiego. Poseł na Sejm i premier w okresie II RP (premier
w latach 1930, 1931, 1935). Reprezentant lewicy piłsudczykowskiej (PPS – od 1902
r.), potem prezes BBWR i Związku Legionistów. Od 1919 r. działał jako ‘szara
eminencja” (w randze kapitana) w Oddziale II Sztabu Generalnego WP oraz w
Głównym Inspektoracie Sił Zbrojnych. Po śmierci J. Piłsudskiego na skutek utraty
wpływów i pozycji politycznej popełnił samobójstwo w kwietniu 1939 r.;
[23] Stanisław
Mackiewicz (1896-1966), herbu Bożawola, pseud. „Cat” – od angielskiego słowa
kot (czyli taki, który chadza własnymi ścieżkami). Brat rodzony (starszy) Józefa
Mackiewicza. Polski publicysta i pisarz o poglądach konserwatywnych
(monarchista). Pilsudczyk do śmierci Marszałka. Potem w opozycji do rzadów
sanacji. Współpracownik krajowych i emigracyjnych (Londyn) wydawnictw. Premier
rządu polskiego na emigracji (VI.1954 – VI. 1955). Zarejestrowany w 1955 r. prze
Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego PRL jako kontakt operacyjny o ps.
„Rober”.;
[24] Kazimierz
Okulicz (1890-1981), polityk-piłsudczyk (urzędnik od kultury, oświaty i wyznań),
dziennikarz i pisarz, poseł na Sejm w latach 1928-30 (BBWR),
mason (Wielka Loża Narodowa Polski. Animator Loży Kopernik i
reaktywowania jej działalności w Polsce powojennej);
[25] Władysław
Studnicki-Gizbert (188-1953), działacz polityczny, narodowiec ale nie endek,
publicysta i pisarz o orientacji proniemieckiej;
[26] Giuseppe
Garibaldi (1807-1882), marynarz, żołnierz, awanturnik i rewolucjonista.
Następnie działacz polityczny. Generał od 1859 z nominacji króla Wiktora
Emanuela II. Wielki Mistrz Loży Wielki Wschód Italii (orientacja antykatolicka i
antypapieska). Jeden z (czterech) ojców zjednoczenia Włoch (Rissorgimento).
Włoski bohater narodowy;
[27] Camillo
Benso hrabia di Cavour (1810-1861); polityk piemoncki (premier Piemontu oraz
Królestwa Sardynii). Jeden z ojców ruchu polityczno-militarnego, który
doprowadził do zjednoczenia Włoch;
[28] Joseph
Jacques Cesaire Joffre (1852-1931), marszałek Francji (od 1916 r.), naczelny
wódz armii francuskiej podczas I wojny światowej;
[29] Aleksander
Wielopolski (1803-1877), herbu Starykoń. Margrabia Gonzaga-Myszkowski, XIII
ordynat pińczowski. Polityk o orientacji antyniemieckiej, zwolennik budowania
autonomii w ramach cesarstwa rosyjskiego. Nie znajdujący zrozumienia
wobec powszechnego nastawienia antyrosyjskiego. Znany z maksymy, w
której głosił: „dla Polaków można czasem cos zrobić, zaś z Polakami
nigdy”.
Jeszcze o
Piłsudskim i nie tylko
Po odczycie odbył się w przyległym saloniecercle dookoła Marszałka, na którym było tylko około dwudziestu
osób, a wśród nich i ja. Wśród obecnych był Daszyński[30] wraz z dwoma
córeczkami[31], które przedstawił Marszałkowi, byli Sławek,
Świtalski[32] i Kościałkowski[33], czyli trzej premierzy rządów
pomajowych, a z prasy byłem tylko ja jeden. Byłem też jedynym (poza pannami
Daszyńskimi), którego Marszałek nie znał.
Gdym wszedł jako ostatni do salonu za podium Wielkiej
Sali Starego Teatru, Marszałek Piłsudski już siedział w jedynym fotelu w
pobliżu stołu, na którym znajdował się wielki bukiet kwiatów oraz olbrzymia
popielniczka, a obok niej paczka papierosów. Marszałek był namiętnym palaczem
-chainsmokerem- jak się mówi po angielsku, ledwo wyjął papierosa z
ust, już znowu do niego wracał, rzucał wreszcie często niedopalone i zapalał
nowe. Lekarze zawsze twierdzili, że rak żołądka, który spowodował śmierć
Marszałka w sześćdziesiątym ósmym roku życia, był wynikiem w pierwszym rzędzie
nadmiernego palenia. Poza tytoniem - Marszalek był abstynentem: jadł mało i
zawsze same proste potrawy, nie lubił słodyczy, pił też mało i rzadko, sportów
nie uprawiał żadnych, nawet konno nie jeździł, choć miał pewnego feblika do
ułanów, szwoleżerów i w ogóle do kawalerii.
Piłsudski siedział w głębokim fotelu, bokiem do stolika,
zdjął kurtkę, a może ją tylko rozpiął, w każdym razie z przodu widać było szmat
jego białej koszuli. Wszyscy obecni stali, z wyjątkiem Daszyńskiego, który się
opierał o framugę okna, i rozmowa toczyła się głównie między Marszałkiem a
Daszyńskim.
Z płci żeńskiej były tylko dwie córeczki Daszyńskiego, które
przedstawił Marszałkowi. Obie te panienki, bardzo ładne, co nikogo nie dziwiło,
bo sam Daszyński był bardzo przystojny, chociaż miał już zupełnie siwe włosy,
ale cerę miał nadał czerstwą i zdrową.
Daszyński był żonaty z panną
Paszkowską[34], jej brat[35] zamieszkał we Florencji, gdzie
założył browar[36], którego piwo szło znakomicie, Wszędzie we Włoszech
widać było ogromne plakaty na murach, dwumetrowe napisy na
kawiarniach:„Birra
Paszkowski".Specjalnie wielkie były
te reklamy we Florencji, skąd tabirrarozchodziła się po całych Włoszech. Mój kolega i
przyjaciel uniwersytecki, późniejszy ksiądz Plater, dawał przez rok
lekcje języka polskiego dzieciom tego Birra - Paszkowski. Później ksiądz Plater
był sekretarzem kardynała Kakowskiego[37], a umarł we Francji jako
proboszcz i prałat po wojnie. A Paszkowski umarł już przed wojną. Browar
sprzedano i piwo zaczęło się nazywaćBirra Wuhrer czycoś w tym rodzaju[38]. A teraz i to drugie piwo
też znikło.
Daszyński uchodził w Polsce za wielkiego mówcę, ale jego
triumfy retoryczne pochodziły sprzed 1914 roku. Gdym go słyszał na wiecach po
wojnie, to jego retoryka wydawała się raczej archaiczna i tłumów nie pociągała.
Pod względem głosu i aparycji Piłsudski był bezkonkurencyjnie najlepszym mówcą
w Polsce: bez cienia afektacji, kokieterii czy demagogii. Piłsudski mówił zawsze
niesłychanie mało i publicznie niesłychanie rzadko. W ciągu ostatnich pięciu lat
swojego życia wyrzekł publicznie tylko kilka słów na Błoniach krakowskich,
przyjmując defiladę kawalerii w 250 rocznicę wiktorii wiedeńskiej.
Dzisiaj
toniemy pod Niagarami elokwencji wszystkich polityków i politykierów. Z polskich
czołowych osobistości najwięcej przemawiał generał Sikorski, który tak jak
Giscard[39] mówił za często i za długo.
Wydaje mi się, że milkliwość
Marszalka Piłsudskiego wychodziła mu na dobre i zwiększała jego autorytet, który
zawsze był nieskończenie większy niż autorytet czy popularność generała
Sikorskiego.
Zapomniałem dodać, że w salonie Starego Teatru widać było tylko
jednego oficera w mundurze. Był nim młody porucznik, bardzo miły i układny,
który adiutantował wówczas Marszałkowi. Na pewno to nie był kapitan Lepecki, ale
jego nazwiska nie mogę sobie przypomnieć.
Rozmowa w salonie
podczas tegocercle'upo odczycie toczyła się głównie na temat wspomnień z
czasów wojennych. Któryś z dawnych legionistów wspomniał jakiś epizod wojenny na
moście na Niemnie pod Grodnem i to wspomnienie zdawało się Marszałka żywo
zainteresować.
Tak - mówił swym przeciągłym niskim głosem, zawsze z
wileńska - ten most pod Grodnem to duży most, o duży, duży. I kilka razy
to powtarzał, co było często jego manierą. O żadnych sprawach aktualnych czy
politycznych nie było ani przez sekundę mowy.
W pewnej chwili Marszalek mnie
zauważył. Stałem chyba tylko o dwa lub trzy kroki od niego. I nagle zwróci!
głowę w moją stronę. Zdaje się, byłem jedynym obecnym na tymcercle'u,którego nie znał. Podniósł z lekka oczy, zwykle uparcie
wbite w ziemię, i milcząco mi się przez może dziesięć czy dwadzieścia sekund
przypatrywał. Wszyscy też zamilkli i śladem Marszałka mi się
przypatrywali.
Przypisy:
[30] Ignacy
Daszyński (1866-1936), polityk lewicowy, premier rządu tzw. Lubelskiego w
okresie od 14 do 17 listopada 1918 r. ( w innej wersji od 7 do 11 listopada).
misje sformowania rządu została powierzona Daszyńskiemu 7 listopada,
zaś formalna nominacja nastąpiła 14 listopada 1918 r. po sformowaniu gabinetu.
Poseł, senator, marszałek i wicemarszałek Sejmu w II RP. Działacz Centrolewu.
Zwolennik Piłsudskiego, ale po zamachu majowym 1926 coraz bardziej z nim
skonfliktowany. Piłsudski jego rolę (jaki i Sejmu) lekceważył;
[31] bliźniaczki
Helena i Hanna (Anna) urodzone w 1908 r., zmarłe odpowiednio w 1984 i w 1953
roku. Pierwsza wyszła za mąż za Rummela (nie odnalazłem danych kto zacz, w tym
imienia), druga za Mierzysława Borkowskiego, także nie odnalazłem
danych).
W pierwszym
ogólnopolskim konkursie piękności (1929 r.) Hanna Daszyńska zdobyła tytuł
wicemiss;
[32] Kazimierz
Świtalski (1886-1962), mjr WP, dr filozofii (w Galicji doktor nauk był
odpowiednikiem tytułu magister nauk), piłsudczyk (I Brygada Legionów), działacz
PPS. Premier w 1929 r., marszałek Sejmu w latach 1930-35, urzędnik MSW i
ministerrr po 192666 r. W PRL uwieziony w 1948 r. do procesu w 1954 ,
gdzie został skazany na 8 lat więzienia za „faszyzację” kraju. W 1956 zwolniony,
również ze względu na zły stan zdrowia. Zmarł w wyniku obrażeń po potrąceniu
przez warszawski tramwaj w 1962 r.;
[33] Marian
Zyndram-Kościałkowski (1892-1946), piłsudczyk, czynny udział w akcji gen.
Żeligowskiego na Wileńszczyźnie (1922), dowodził oddziałem „Bieniakonie”, poseł
na Sejm, założył popierającą Piłsudskiego Partię Pracy (razem z K. Bartlem),
oficer w II Oddziale Sztabu Generalnego, wiceprezes BBWR w 1934 r. komisaryczny
prezydent Warszawy, premier od Vi. 1935 r. do VI. 1936 r. potem minister spraw
wewnętrznych. Członek loży masońskiej;
[34] Maria
Waleria Paszkowska, h. Zadora (1869-1934), aktorka teatralna scen krakowskich
(aktywna zawodowo do ślubu z I. Daszyńskim – 1897 r.);
[35] i [36] Karol
Paszkowski, h. Zadora (1872-1940), chemik (nauka w Austrii), otworzył w 1903 r.
firmę (browar) we Florencji pn. „Birra Carlo Paszkowski” przy ulicy Via Arnolfo;
Działalność rozwijał, m.in., poprzez udzielenie licencji na sprzedaż swojego
piwa firmie Gambrinus Halle, która prowadziła piwiarnię na rynku florenckim. Po
zakupie w 1920 r. firmy Birra Roma zmienił nazwę swojej firmy na Birreria
Paszkowski SA;
[37]Aleksander
Kakowski, h. Kościesza (1862-1938), abp metropolita warszawski (1913-38), prymas
Królestwa Polskiego 1925-38), kardynał kościoła rzymsko-katolickiego od 1919 r.
Po odzyskaniu niepodległości abp Poznania i Gniezna przyjął, od 1919 r.,
tradycyjnie tytuł prymasa Polski (abp August Hlond). Abp Kakowski do śmierci
piastował tytuł prymasa Królestwa Polskiego uzyskany w 1913 r. w wyniku
nominacji na biskupa warszawskiego. W II RP pełniło urząd dwóch prymasów;
[38] Karol
Paszkowski , po recesji w latach 1930-1933 (światowy kryzys finansowy) sprzedał
w 1935 r. swój browar spółce Birra Pietro Wuhrer SA;
[39] Valery
Giscard d’Estaign (ur. 1926 r.), polityk francuski, prezydent Rep. Francji w
latach 1974-81.
WACŁAW ZBYSZEWSKI