o * H e r o i z m i e

Isten, a*ldd meg a Magyart
Patron strony

Zniewolenie jest ceną jaką trzeba płacić za nieznajomość prawdy lub za brak odwagi w jej głoszeniu.* * *

Naród dumny ginie od kuli , naród nikczemny ginie od podatków * * *


* "W ciągu całego mego życia widziałem w naszym kraju tylko dwie partie. Partię polską i antypolską, ludzi godnych i ludzi bez sumienia, tych, którzy pragnęli ojczyzny wolnej i niepodległej, i tych, którzy woleli upadlające obce panowanie." - Adam Jerzy książę Czartoryski, w. XIX.


*************************

WPŁATY POLSKI do EU 2014 :
17 mld 700 mln 683 tys. zł.
1 mld 492 mln / mies
40 mln d z i e n n i e

50%
Dlaczego uważasz, że t a c y nie mieliby cię okłamywać?

W III RP trwa noc zakłamania, obłudy i zgody na wszelkie postacie krzywdy, zbrodni i bluźnierstw. Rządzi państwem zwanym III RP rozbójnicza banda złoczyńców tym różniących się od rządców PRL, iż udają katolików

Ks. Stanisław Małkowski

* * * * * * * * *

wtorek, 15 września 2009

polnische UsB Zone. Agenci 2008. Obrazki.




+++++++++++++
Henryk Pająk:
Z kanalią mi nie po drodze
_______________________________________________________________

W stopce redakcyjnej tygodnika "Tylko Polska" znajdowały się do niedawna nazwiska kilkunastu autorów stale współpracujących z tym tygodnikiem, w tym moje. Byli tam m.in. ś.p. profesor Edward Prus, profesor Ivo Cyprian Pogonowski i inni. Wśród nich Marek Glogoczowski.
Przed pół rokiem zaczęły się ukazywać w internecie paszkwile przeciwko mnie, autorstwa tegoż Marka Głogoczowskiego ("Głogoczowskiego" ?). Czego tam nie było: agenturalną działalność na rzecz CIA!, Służby Bezpieczeństwa, praca w charakterze politruka LWP, etc. Pisał to wbrew jakiejkolwiek logice faktów, dat, okoliczności mojej biografii, a wszystko to według zasady typowego agenta wpływu, któremu powierzono zadanie dyskredytowania wyznaczonej do "odstrzału" niewygodnej osoby. Dla kogo niewygodnej ? Wyjaśniam: dla tych, których demaskuje w swoich książkach.
W związku z tym zredagowałem odpowiedź temu skunksowi z zamiarem zamieszczenia jej w "Tylko Polsce". Publikacji dałem tytuł jak w nagłówku: "Z kanalią mi nie po drodze". I właśnie w tym samym czasie redakcja "Tylko Polski" zrezygnowała z publikowania w swojej stopce nazwisk publicystów stale współpracujących z tygodnikiem. Zanim jednak cały ten skład współpracowników zniknął z tygodnika, przedtem już przestano zamieszczać nazwisko Marka Głogoczowskiego.
Zatelefonowałem do redaktora Leszka Bubla z pytaniem, dlaczego zniknęło nazwisko Głogoczowskiego, nie informując go jednak, że zredagowałem pasztet przeciwko temu koszerowi (?). Usłyszałem, że przestał zamieszczać wypociny Głogoczowskiego, bo były tak pokrętne, że musiał przedtem je po trzy razy czytać przed zamieszczeniem, aby wyłowić sens tego bełkotu.
W ten sposób redakcja zdjęła mi z celownika Głogoczowskiego, a zwłaszcza tytuł przygotowanej już riposty: " Z kanalią mi nie po drodze". Publikacja wymagała przeredagowania, lecz na to nie miałem już czasu, bowiem kończyłem pisanie książki "Kundlizm znów wygrał”, zajmowałem się kolportażem poprzedniej "Prosto w ślepia", nadto rozchorowałem się w miesiącach styczeń - luty.
Po tym wprowadzeniu, przechodzę do meritum.
Internetowe wycieczki Głogoczowskiego przeciwko mnie wzmogły się gwałtownie, a tak naprawdę to zostały sprowokowane treścią mojej jeszcze poprzedniej książki: "Rosja we krwi i nafcie 1995-2005", wydanej wiosną 2007 roku. Oparłem ja na bogatej literaturze przedmiotu pisarzy rosyjskich, w której Rosjanie wreszcie odważnie (bo odwaga tam staniała ?), po 1990 roku, wykazują na niezliczonych faktach, iż zbrodnie bolszewickie, ludobójstwo na narodzie rosyjskim było dziełem Żydów chazarskich (aszkenazyjskich) po ich zwycięstwie w rewolucji żydobolszewickiej w 1917 roku. Przyniosła ona śmierć ponad stu milionom Rosjan i przedstawicielom innych narodów podbitych przez Żydobolszewię.
Głogoczowskiego rozwścieczyła przerażająca wizja Lwa Trockiego, co Rosję i Rosjan czeka po ich rychłym zwycięstwie w Rosji. Publikuje ją, a ja to przedrukowałem w swojej pracy, rosyjski pisarz A Symanowicz w książce "Wspomnienia". Oto los, jaki Trocki wyznaczył przed rewolucją Rosji i Rosjanom:
"Powinnyśmy ją (Rosję - H.P.) zamienić w pustynię zasiedlona białymi Negrami, którym damy taką tyranię, jaka nigdy nie śniła się najgorszym despotom wschodu (...). Tyrania ta nie będzie prawicowa tylko lewicowa, i nie biała tylko czerwona, lub przelejemy takie rzeki krwi, przed którymi wzdrygną się i zbledną wszystkie klęski kapitalistycznych wojen (...). Najwięksi bankierzy zachodu będą współpracować z nami. Jeżeli my wygramy rewolucję, to na jej cmentarnych szczątkach ustalimy władzę syjonizmu i staniemy się taką potęgą, przed którą cały świat padnie na kolana. My pokażemy, co znaczy pełna władza. Drogą terroru, krwawych łaźni doprowadzimy rosyjską inteligencję do całkowitego otępienia, do zidiocenia, do życiowego upodlenia (...). Synowie mistrzów z Odessy i Orszy, Homla i Winnicy: o, jak wielikolepno, jak radośnie potrafią oni nienawidzić co rosyjskie: z jakim pasliażdieniem oni unicestwią rosyjską inteligencję - oficerów, inżynierów, nauczycieli, duchownych, generałów, akademików, pisarzy !"

Głogoczowskiego rozjuszyło chyba wiele innych cytatów i zdarzeń, które odsłaniają makabryczne zezwierzęcenie żydobolszewickich ludobójców, m. in. tajny program szefa CIA A. Dullesa, o identycznej jak w zapowiedziach Trockiego degrengoladzie narodu rosyjskiego po drugiej wojnie światowej. Nie po myśli mu była moja odezwa do Rosjan zamieszczona na końcu książki, a zatytułowana: "Do przyjaciół Moskali", którą swego czasu opublikowała "Tylko Polska". W odezwie tej, jako warunek pojednania Polaków z narodem rosyjskim, proponuję ogłoszenie przez oficjalne kręgi rządowe Rosji proklamacji, w której stwierdzą, że zbrodnie bolszewickie były zbrodniami Żydów rosyjskich wspomaganych przez zachodnioeuropejskich, we wspólnym ich marszu do Rządu Światowego po trupach narodów.
M.G. ruszył do boju. Pisał do wybranych internautów: " - A cały ten bełkot Henryka Pająka (za znienawidzonej przez niego bolszewi był to oficer polityczny Ludowego Wojska Polskiego) to przecież najzwyklejsza patologia osoby, która “z definicji" współpracowała z SB, obecnie, by zarobić na życie, musi to samo robić dla CIA".
W innym miejscu Głogoczowski pisał, że Henryk Pająk - z kontekstu wynika jasno, że to ja - wykładałem jako politruk w szkole wojskowej, wysłuchiwał tych wykładów jego kolega, więc jak im nie wierzyć !.
Pomijając już kosmiczne kretyństwo, jakim jest przypisywana mi współpraca z CIA, powinien był palnąć się w pusty łeb, jeżeli doczytał (w co raczej wątpię) do tych fragmentów i obszernych cytatów, w których omawiam wspomniany program dezintegracji narodu rosyjskiego przez CIA, potem przez dolarowe dywizje G. Sorosa, a w "nadbudowie ideologicznej", przez masonerię, żydomasonerię spod znaku Bnai-Brith.
Muszę niestety wykazać, że nie byłem i nie jestem przysłowiowym wielbłądem. Mój życiorys zawarłem w swoich książkach, m. in. w "Dyktaturze nietykalnych" (Żydów), gdzie dokładnie opisuję moje studia polonistyczne w Lublinie, pracę w Liceum Ogólnokształcącym im. Stanisława Staszica w Lublinie, pracę w lubelskim dziennikarstwie, twórczość literacka tamtych czasów, książki dokumentalne, m. in. o ludobójstwie UPA na Wołyniu, wreszcie prezesowanie w lubelskim oddziale ZLP.
W książce pod redakcją naukową Krzysztofa Szwagrzyka: "Aparat Bezpieczeństwa w Polsce. Kadra kierownicza", wydanej przez warszawski oddział IPN w 2005 roku, na stronie 530 jest wymieniony funkcjonariusz Urzędu Bezpieczeństwa Henryk Pająk, syn Walentego (mój ojciec miał imię Wacław), zatrudniony w UB w Strzelinie (woj. wrocławskie) w okresie od 15 września 1947 do 1949. W tym samym czasie miałem dziesięć lat, urodzony 15 lutego 1937 roku. Co więcej, 6 mają 1947 roku zostałem ciężko ranny od wybuchu niemieckiego niewypału. przez cztery miesiące leżałem "kamieniem" w szpitalach w Kielcach, potem w Krakowie, na skutek pooperacyjnych komplikacji w oku i nodze. W rezultacie, musiałem powtarzać czwartą klasę szkoły podstawowej w rodzinnym Skarżysku.
W wydanej przez Polską Akademię Nauk - Instytut Języka Polskiego "Słowniku nazwisk współcześnie w Polsce używanych" (Kraków 1993, tom VII s.159), autor Kazimierz Rymut ustalił 15.322 osoby o nazwisku Pająk. Tak więc nosiciele tego nazwiska doganiają popularnością Kowalskich i Nowaków.
+++++++
reakcja , silva rerum
oto kilka reakcji internautów na M.G. Pomijam nazwiska, gdyż nie w tym rzecz, ale teksty znajdują się w internecie.
T.Sz. - 15 kwietnia 2007:
"Czy "Sowa" nie powinna zbanować tego świra ? Przez jakiś czas myślałem, że Głogoczowski to agent komuny - że to ideowy zachodni lewak, do komunizmu zresztą sam się przyznaje. Zaczynam dochodzić do wniosku, że w jego przypadku nie jest potrzebne użycie pistoletu ale kuracja psychiatryczna. Oczywiście nie wykluczam tego pierwszego"
J.G. : "Święte słowa i bez owijania w bawełnę Pan napisal. Dr M. Głogoczowski jest dokładnie osobnikiem, który wymaga nie tylko rozpracowania psychiatrycznego, ale wywiadowczego. W kwestii killerskiej się nie wypowiadam, bo nawet w wojsku nie byłem. Na pewno jest agentem wpływu, który ma na celu burzyć mądrość Polaków (...) Jego parciany mix elektrycznej anty-filozofii, stanowi piorunującą nie-myśl zdegenerowanego człowieka fin de siecl’u (...) W kwestii adresu "Do przyjaciół Moskali", to podpisuję się obydwoma rękami pod tekstem Pana Henryka Pająka ! Jeśli w interesie Polskiej Racji Stanu nie przemawiają politycy, to muszą to robić mądrzy i odważni pisarze, motywowani Prawdą Dziejową, interesem Chrześcijaństwa i Słowiańszczyzny"
http://groups.google.com/group/sowa-frankfurt/browse_thread/thread/23bb18e4fcc282f6?hl=pl
Na koniec kilka moich uwag i faktów o znacznie szerszym kontekście.
Obecnie trwa światowa krucjata na rzecz przenoszenia odpowiedzialności za zbrodnie żydobolszewickie w Rosji z Żydów na Rosjan, na "społeczeństwo rosyjskie". To kampania strategicznie równoległa z tą, jaka już od kilku dziesięcioleci przenosi niemiecką odpowiedzialność za ludobójstwo na Żydach z Niemców na Polaków, którzy rzekomo masowo mordowali Żydów wspólnie z tajemniczymi "nazistami". W awangardzie tej roboty widzimy J.T. Grossa z jego plugawą antypolską broszurą pod tytułem "Sąsiedzi", a teraz książka "Strach", nota bene tytułowym plagiatem mojej książki sprzed lat dziesięciu: "Strach być Polakiem".
Najnowsza okazja do przenoszenia zbrodni żydobolszewickich na naród rosyjski, były wypowiedzi rosyjskojęzycznych agentów wpływu grasujących w Rosji pod parasolem "międzynarodowej opinii publicznej", po projekcji filmu Wajdy "Katyń" w Moskwie, projekcji tylko dla wybranych orłów "demokratyzacji" Rosji. Jednym z takich orłów jest słynny Siergiej Kowaliow, duchem i dusza wyraźnie tkwiący w nadwołżańskiej Chazarii z VII - VIII wieku, dyżurny etatowy "dysydent", "autorytet moralny". Powiedział on do kamer "polskiej" TelAwizji, że za Katyń ponosi odpowiedzialność "całe społeczeństwo rosyjskie". Nie Beria, nie Stalin, nie sterujący Stalinem "z tylnego siedzenia" Chazar Kaganowicz, m. in. organizator słynnego głodu na Ukrainie, gdzie zagłodzono około sześciu milionów Rusinów za rozbicie przez Swiatosława państwa chazarskiego i późniejsze pogromy Żydów, m. in. w Kiszyniowie, o który Żydzi zachodni bezczelnie oskarżali po pierwszej wojnie światowej Polaków i Polskę, która u progu XIX wieku jeszcze nie powstała z martwych.
W identycznych sformułowaniach przenosiła wtedy odpowiedzialność za żydowski mord w Katyniu na "społeczeństwo rosyjskie" Żydówka z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. Inny Żyd - K. Siemionow obecny na wspomnianym pokazie "Katynia" dla wybranych Żydów, przeniósł w podobnych frazesach odpowiedzialność za mord katyński z Żydów z WKP(b) i NKWD na "społeczeństwo rosyjskie". W pokazie filmu uczestniczyło tylko 150 osob. Dopiero po wielu miesiącach, po kabaretowych Oscarach, które nic Wajdzie za ten film nie dały, odbyła się w Moskwie oficjalna prezentacja tego filmu dla oficjeli rzadowych.
Tenże Kowaliow powiedział obłudnie: "POLACY !, PRZEBACZCIE NAM !" Nie wyjaśnił tylko, komu dokładnie mamy przebaczyć WAM - czy Rosjanom ? Bo jeżeli Rosjanom, to Polacy nie mają czego im wybaczać. To nie oni zaprojektowali mord katyński. To nie oni podpisali zgodę na tę zbrodnię, tylko Politbiuro, a w nim żydowska Rada Mędrców aszkenazyjskich, na czele z Berią i Łazarem Kaganowiczem.
To nie Rosjanie wymordowali Polaków w Katyniu, Bykowni, Charkowie, Miednoje.
Pod pomnikiem katyńskim ufundowanym ze składek Polonii nowojorskiej w dzielnicy Jersey City vis a vis nieistniejących już wież WTC, zburzonych przez służby specjalne Mossadu i amerykańskie siły wojskowe - którego fotografie zamieściłem na tylnej stronie okładki mojej książki "Dyktatura nietykalnych" (Żydów), w kwietniu i wrześniu każdego roku miejscowi działacze polonijni organizują uroczystość upamiętniająca ten mord. Tak było 8 września 2007 roku. Przemawiającą z tej okazji polska nauczycielka dzieci tamtejszej Polonii, nazwała morderców i zleceniodawców tego mordu "bolszewikami". Na to wpadł jej w słowa obecny tam polskojęzyczny konsul Krzysztof Kasprzyk ("Kasprzyk" ?) prostując, że polskich oficerów nie wymordowali w Katyniu bolszewicy tylko Rosjanie !!!
"Kończ was, wstydu oszczędź"!. Kończę więc, ale nie mogę pominąć wypowiedzi białoruskiego deputowanego Siergieja Konstantina na IX Wszechsłowiańskim Zjeździe w Mińsku w lipcu 2005 roku, wiedząc, że kilka podobnych zjazdów Marek Głogoczowski pilnie "zaliczył", nie wiemy tylko w jakiej roli, w jakiej funkcji. Oto co powiedział Konstantin:
"Nie można nie dostrzegać, nie uświadamiać sobie i nie czuć, jak określone siły na świecie zmierzają wszelkimi sposobami do zniszczenia narodów słowiańskich, w ramach tej niewypowiedzianej oficjalnie, ale w rzeczywistości toczącej się wojny. Zabrano Serbii Kosowo i Metohę. Dzielona jest Macedonia. Są próby dzielenia Rosji i Ukrainy w ramach Unii Europejskiej. Możliwe jest oddzielenie od Czech Sudetów, od Polski Śląska. Zorganizowano gebbelsowskie, informacyjne podkopywanie Białorusi i jej lidera Łukaszenki. Wrogie siły rozumieją, że jeśli Słowianie nie zostaną zniszczeni, nie będą one mogły ustanowić nowego panowania na świecie. Nie możemy się zgodzić z tym, ażeby 100 - 200 europejskich polityków, finansowanych przez tajne centra finansowe, zarządzało światem w swoich interesach, wbrew interesom Słowian".
"Świra" M. Głogoczowskiego informuję, że ta wypowiedź białoruskiego deputowanego umieściłem na tyle okładki mojej książki "Kundlizm znów wygrał". Zatem do dzieła, Głogoczowski ! Protektorzy "świra" zostali w tej wypowiedzi bezlitośnie "oszkalowani”!.

Henryk Pająk
++++++++++++++

PS. UPADAJĄCE IMPERIUM idzie DO WOJNY
10 lutego, 2007

Irańska Giełda Naftowa
- prawdziwy powód ataku na Iran

Prezentuje przedruk świetnej analizy obecnej sytuacji geopolitycznej. Po przeczytaniu każdy stwierdzi, ze pozwala szerzej spojrzeć na jakim świecie żyjemy... Po przeczytaniu artykułu warto spróbować odpowiedzieć sobie i innym na pytanie dlaczego inne kraje wydobywające ropę nie zdecydują się na rozliczanie w innej walucie niż $?

Państwo narodowe opodatkowuje własnych obywateli; imperium opodatkowuje inne państwa narodowe (...) W XX wieku, po raz pierwszy w historii, Ameryce udało się opodatkować świat nie wprost - a za pośrednictwem inflacji.
Zamiast bezpośrednio domagać się podatku, jak czyniły to wszystkie poprzednie imperia, USA rozprowadziły po świecie, w zamian za towary, własną walutę bez pokrycia - dolary - z zamiarem późniejszego doprowadzenia do ich inflacji i dewaluacji.
To z kolei umożliwiało odkupienie każdego następnego dolara za mniejszą ilość dóbr. Owa różnica stanowiła imperialny podatek spływający do Stanów Zjednoczonych. A oto, jak do tego doszło.

Dr Krassimir Petrov

I. Ekonomia imperiów
Państwo narodowe opodatkowuje własnych obywateli; imperium opodatkowuje inne państwa narodowe. Historia imperiów, od hellenistycznego i rzymskiego po osmańsko-tureckie i brytyjskie, poucza nas, że ekonomicznym fundamentem każdego bez wyjątku imperium jest opodatkowanie innych narodów. Zdolność imperium do narzucania podatków zawsze opiera się na lepszej i silniejszej gospodarce, a w konsekwencji - na lepszym i silniejszym wojsku. Część podatków ściąganych od poddanych szła na podnoszenie stopy życiowej obywateli imperium; część zaś służyła dalszemu wzmacnianiu dominancji militarnej niezbędnej do egzekwowania owych podatków.

Historycznie rzecz biorąc, kraje podporządkowane składały daniny w rozmaitych formach - zwykle w złocie i srebrze tam, gdzie kruszce te miały walor pieniądza, ale nieraz także w postaci niewolników, żołnierzy, ziemiopłodów, bydła czy innych produktów i surowców naturalnych, w zależności od tego, jakich dóbr gospodarczych imperium żądało a kraj podwładny był w stanie dostarczyć. Dawniej opodatkowanie na rzecz imperium miało zawsze formę bezpośrednią: państwo podporządkowane przekazywało te dobra gospodarcze wprost do imperium.

W XX wieku, po raz pierwszy w historii, Ameryce udało się opodatkować świat nie wprost - za pośrednictwem inflacji. Zamiast bezpośrednio domagać się podatku, jak czyniły to wszystkie poprzednie imperia, USA rozprowadziły po świecie, w zamian za towary, własną walutę bez pokrycia - dolary - z zamiarem późniejszego doprowadzenia do ich inflacji i dewaluacji. To z kolei umożliwiało odkupienie każdego następnego dolara za mniejszą ilość dóbr - właśnie owa różnica [między ilością dóbr importowanych a eksportowanych] stanowiła imperialny podatek spływający do Stanów Zjednoczonych. A oto, jak do tego doszło.

W początkach XX wieku gospodarka USA uzyskała dominującą pozycję w świecie. Dolar amerykański był wówczas ściśle związany ze złotem, toteż jego wartość ani nie rosła, ani nie malała, lecz była wciąż równa tej samej ilości złota. Wielki Kryzys, z poprzedzającą go inflacją w latach 1921 - 1929 oraz napęczniałymi deficytami budżetowymi w latach następnych, pokaźnie zwiększył ilość waluty w obiegu - dalsze utrzymywanie jej pokrycia w złocie stało się niemożliwe. To skłoniło Roosevelta do zniesienia w 1932 r. sprzężenia między wartością dolara a wartością złota. Aż do tego momentu USA mogły co prawda dominować w gospodarce światowej, ale, w sensie ekonomicznym, nie były jeszcze imperium. Stała wartość dolara i jego wymienialność na złoto nie pozwalała Amerykanom ekonomicznie wykorzystywać innych krajów.

Amerykańskie imperium w sensie ekonomicznym narodziło się w Bretton Woods w 1945 r. Wprawdzie dolar nie był już w pełni wymienialny na złoto, ale ową wymienialność na złoto zagwarantowano rządom innych państw - i tylko im. Tym samym dolar stał się walutą rezerwową całego świata. Było to możliwe, ponieważ w czasie II wojny światowej Stany Zjednoczone zaopatrywały aliantów żądając zapłaty w złocie, dzięki czemu zgromadziły u siebie znaczną część światowych zasobów tego kruszcu. Imperium nie mogłoby zaistnieć, gdyby, zgodnie z postanowieniami z Bretton Woods, podaż dolara pozostała ograniczona i nie przekraczała wartości dostępnego złota. Umożliwiałoby to pełną wymianę dolarów z powrotem na złoto. Jednak polityka "armaty i masła" z lat sześćdziesiątych miała typowy charakter imperialny: podaż dolara zwiększano nieustannie, żeby finansować wojnę w Wietnamie i projekt "wielkiego społeczeństwa" L. B. Johnsona. Większość owych dolarów trafiała za granicę w zamian za towary sprzedawane do USA bez szans na odkupienie ich po tej samej cenie. Wzrost zasobów dolarowych zagranicy wywoływany przez nieustanny deficyt handlowy Stanów Zjednoczonych był równoznaczny z opodatkowaniem - z klasycznym podatkiem inflacyjnym nakładanym przez dany kraj na własnych obywateli, tyle że tym razem był to podatek inflacyjny nałożony przez USA na resztę świata.

Kiedy zagranica zażądała w latach 1970-1971 wymiany posiadanych dolarów na złoto, 15 sierpnia 1971 rząd USA ogłosił niewypłacalność. Wprawdzie opinię publiczną karmiono frazesami o "zerwaniu więzi między dolarem a złotem", ale w rzeczywistości odmowa spłaty w złocie była aktem bankructwa rządu Stanów Zjednoczonych. W gruncie rzeczy USA ogłosiły się wtedy imperium. Wyciągnęły z reszty świata ogromną ilość dóbr, nie mając zamiaru ani możliwości ich zwrócić, a bezsilny świat musiał się z tym pogodzić - świat został opodatkowany i nic nie mógł na to poradzić.

Od tego momentu, aby Stany Zjednoczone mogły utrzymać status imperium i nadal ściągać podatki, reszta świata musiała w dalszym ciągu akceptować - jako zapłatę za dobra ekonomiczne - stale tracące na wartości dolary. Musiała też gromadzić ich coraz więcej. Trzeba było więc dać światu jakiś powód do gromadzenia dolarów, a powodem tym stała się ropa.

Gdy coraz wyraźniej było widać, że rząd USA nie zdoła wykupić swych dolarów płacąc za nie złotem, zawarł on w latach 1972-73 żelazną umowę z Arabią Saudyjską: USA będą wspierać władzę królewskiej rodziny Saudów, a w zamian za to kraj ten będzie sprzedawał ropę wyłącznie za dolary. Śladem Arabii Saudyjskiej miała podążyć reszta państw OPEC. Ponieważ świat musiał kupować ropę od arabskich krajów naftowych, utrzymywał rezerwy dolarowe, aby mieć czym za nią płacić. Świat potrzebował coraz więcej ropy, a jej ceny szły stale w górę, toteż popyt na dolary mógł tylko wzrastać. Wprawdzie dolarów nie można już było wymienić na złoto, ale za to stały się one wymienialne na ropę naftową.

Sens ekonomiczny wspomnianej umowy sprowadzał się do tego, że dolar miał pokrycie w ropie naftowej. Dopóki tak było, świat musiał gromadzić coraz większe sumy dolarów, ponieważ były one niezbędne, aby móc kupić ropę. Tak długo jak dolar był jedynym dopuszczalnym środkiem płatności za ropę, miał on zagwarantowaną dominację w świecie, a amerykańskie imperium mogło dalej ściągać podatki z całego świata. Gdyby dolar, z jakiegokolwiek powodu, stracił pokrycie w ropie naftowej, amerykańskie imperium przestałoby istnieć. Trwanie imperium wymagało więc, aby ropa była sprzedawana wyłącznie za dolary. Wymagało ponadto, aby rezerwy ropy pozostawały rozproszone pomiędzy osobne, suwerenne państwa nie dość silne politycznie bądź militarnie, żeby móc żądać zapłaty za ropę w jakiejś innej formie. Gdyby ktoś zażądał innej zapłaty, należało go przekonać do zmiany zdania - poprzez naciski polityczne albo środkami militarnymi.

Człowiekiem, który faktycznie zażądał za ropę zapłaty w euro był, w 2000 r., Saddam Hussein. W pierwszej chwili jego życzenie zostało wyśmiane, później było lekceważone, ale kiedy stawało się coraz jaśniejsze, że jego zamiary są poważne, zaczęto wywierać na niego polityczną presję, aby zmienił zdanie. Kiedy również inne kraje, takie jak Iran, zażyczyły sobie zapłaty w innych walutach, przede wszystkim w euro i w jenach, dolar znalazł się w realnym niebezpieczeństwie. Taka sytuacja wymagała akcji karnej. W Bushowskiej operacji "Szok i Przerażenie" w Iraku nie chodziło o nuklearny potencjał Saddama, o obronę praw człowieka, o propagowanie demokracji, ani nawet o zagarnięcie pól naftowych; chodziło o obronę dolara, a tym samym - amerykańskiego imperium. Chodziło o pokazanie światu, że każdy kto zażąda zapłaty za ropę w walucie innej niż dolar USA, będzie przykładnie ukarany.

Wielu krytykowało Busha za to, że wszczął wojnę, aby zająć irackie pola naftowe. Krytycy ci jednak nie potrafili wytłumaczyć, dlaczego Bushowi zależało na zajęciu owych złóż - przecież mógł po prostu wydrukować puste dolary i uzyskać za nie tyle ropy, ile tylko mu było potrzeba. Musiał więc mieć inny powód do inwazji na Irak.

Historia uczy, że imperium ma dwa uzasadnione powody do toczenia wojen: (1) w obronie własnej; albo (2) aby uzyskać poprzez wojnę jakieś korzyści. W każdym innym wypadku, co po mistrzowsku wykazał Paul Kennedy w "The Rise and Fall of the Great Powers", wysiłek wojenny wyczerpie jego zasoby ekonomiczne i przyczyni się do jego rozpadu. Mówiąc językiem ekonomicznym, aby imperium wszczęło i prowadziło wojnę, korzyści muszą przewyższać koszty militarne i społeczne. Korzyści z opanowania irackich złóż ropy z trudem usprawiedliwiają długofalowe, rozłożone na wiele lat koszty operacji wojskowej. Bush musiał natomiast uderzyć na Irak, aby bronić swego imperium. Potwierdzają to fakty: w dwa miesiące od momentu inwazji, program "Ropa za żywność" został wstrzymany, irackie konta prowadzone w euro przestawione z powrotem na dolary, a ropa znów była sprzedawana wyłącznie za walutę USA. Przywrócono globalną supremację dolara. Bush triumfalnie zstąpił z myśliwca i obwieścił pomyślne zakończenie misji - udało mu się obronić dolara, a wraz z nim - amerykańskie imperium.

II. Irańska Giełda Naftowa
Władze Iranu w końcu opracowały ostateczną broń "jądrową", która może błyskawicznie unicestwić system finansowy leżący u podstaw amerykańskiego imperium. Tą bronią jest Irańska Giełda Naftowa, której inaugurację planowano na marzec 2006 [otwarcie giełdy opóźniło się, ale ma nastąpić w najbliższym czasie - przyp. red.]. Ma ona być oparta na mechanizmie handlu ropą rozliczanym w euro. W kategoriach ekonomicznych projekt ten stanowi znacznie większą groźbę dla hegemonii dolara niż wcześniejsze posunięcie Saddama. W ramach transakcji giełdowych bowiem każdy chętny będzie mógł kupić albo sprzedać ropę za euro, bez żadnego pośrednictwa dolara. Możliwe, że w takiej sytuacji prawie wszyscy chętnie przyjmą system rozliczeń w euro.

Europejczycy, zamiast kupować i trzymać dolary, aby zabezpieczyć swe płatności za ropę, będą mogli płacić własną walutą. Przejście na rozliczenia w euro w transakcjach naftowych nadałoby euro status światowej waluty rezerwowej - z korzyścią dla Europejczyków, z niekorzyścią dla Amerykanów.

Chińczycy i Japończycy będą szczególnie zainteresowani nową giełdą, gdyż umożliwi im drastyczne zmniejszenie swych ogromnych rezerw dolarowych i ich dywersyfikację, co będzie dla nich ochroną przed następstwami deprecjacji dolara. Część posiadanych dolarów będą chcieli nadal zatrzymać; drugiej części być może w ogóle się pozbędą; trzecią część zachowają na pokrycie dolarowych płatności w przyszłości, tym razem już bez odnawiania tych rezerw, a przechodząc stopniowo na rezerwy w euro.

Rosjanie mają żywotny interes ekonomiczny w przejściu na euro - większość wymiany handlowej prowadzą właśnie z krajami europejskimi, z krajami - eksporterami ropy naftowej, z Chinami oraz z Japonią. Przejście na rozliczeniach w euro natychmiast uwidoczni się w handlu z pierwszymi dwoma blokami, a z czasem także ułatwi handel z Chinami i Japonią. Ponadto Rosjanie, zdaje się, z niechęcią trzymają dolary, które tracą na wartości, skoro ich nowym objawieniem jest rozliczanie się w złocie. Poza tym, w Rosji odżył nacjonalizm, i jeśli przejście na euro miałoby być dotkliwym ciosem dla Ameryki, z przyjemnością go zadadzą i będą z satysfakcją się przyglądać, jak imperium krwawi.

Arabskie kraje eksportujące ropę chętnie będą przyjmować euro jako środek dywersyfikacji ryzyka wobec piętrzących się gór dewaluujących się dolarów. Te kraje także, podobnie jak Rosja, handlują przede wszystkim z krajami Europy, a zatem będą preferować walutę europejską, zarówno ze względu na jej stabilność, jak i dla ograniczenia ryzyka walutowego, nie mówiąc już o motywie ideologicznym - dżihadzie przeciwko Niewiernemu Wrogowi.

Tylko Brytyjczycy znajdą się między młotem a kowadłem. Ze Stanami Zjednoczonymi łączy ich wieczne strategiczne partnerstwo, ale równocześnie naturalnie ciążą ku Europie. Jak dotąd mieli wiele powodów, aby trzymać z tym, który wygrywa. Kiedy jednak zobaczą, że ich blisko stuletni partner upada, czy będą wytrwale trwać u jego boku, czy też go dobiją? Nie należy jednak zapominać, że obecnie dwie wiodące giełdy naftowe to nowojorski NYMEX i londyńska Międzynarodowa Giełda Ropy Naftowej (International Petroleum Exchange - IPE), obie praktycznie w rękach Amerykanów. Bardziej prawdopodobne wydaje się, że Brytyjczycy będą musieli pójść na dno razem z tonącym okrętem, w przeciwnym bowiem razie strzeliliby sobie w nogi, szkodząc własnym interesom na londyńskiej IPE. Warto zauważyć, że bez względu na retorykę objaśniającą powody utrzymania funta szterlinga, Brytyjczycy nie przeszli na euro najprawdopodobniej właśnie dlatego, że sprzeciwiali się temu Amerykanie: gdyby tak się stało, londyńska IPE musiałaby się przestawić na euro, tym samym zadając śmiertelną ranę dolarowi i strategicznemu partnerowi Wielkiej Brytanii. W każdym razie bez względu na to, co postanowią Brytyjczycy, jeśli Irańska Giełda Naftowa nabierze tempa, liczące się siły interesu - europejskie, chińskie, japońskie, rosyjskie i arabskie - z zapałem przyjmą w rozliczeniach euro, a wówczas los dolara będzie przypieczętowany. Amerykanie nie mogą do tego dopuścić, i użyją, jeśli zajdzie konieczność, szerokiego wachlarza strategii, aby powstrzymać lub zahamować funkcjonowanie planowanej giełdy:

Sabotaż giełdy - mógłby polegać na wprowadzeniu wirusa komputerowego, ataku na sieć, system łączności lub serwery, rozmaitych naruszeniach bezpieczeństwa serwerów, albo też na zamachu bombowym na główne i pomocnicze obiekty giełdy w stylu 11 września.
Zamach stanu - zdecydowanie najlepsza strategia długoterminowa, jaką dysponują Amerykanie.
Wynegocjowanie takich warunków i ograniczeń prowadzenia giełdy, które będą do przyjęcia dla USA - inne znakomite rozwiązanie dla Amerykanów. Oczywiście, rządowy zamach stanu jest strategią wyraźnie preferowaną, gdyż zagwarantowałby, że giełda wcale nie będzie funkcjonować, a więc niebezpieczeństwo dla amerykańskich interesów będzie zażegnane. Gdyby jednak próby sabotażu czy zamachu stanu się nie powiodły, wówczas negocjacje byłyby z pewnością najlepszą dostępną opcją.
Wspólna rezolucja wojenna ONZ - tę będzie bez wątpienia trudno uzyskać, zważywszy na interesy wszystkich pozostałych państw członkowskich Rady Bezpieczeństwa. Gorączkowa retoryka o tym, jak to Irańczycy opracowują broń jądrową niewątpliwie ma na celu utorowanie drogi do tego typu działań.
Jednostronne uderzenie nuklearne - to byłby straszliwy wybór strategiczny, z tych samych względów, co strategia następna - jednostronna wojna totalna. Do wykonania tej brudnej roboty Amerykanie prawdopodobnie posłużyliby się Izraelem.
Jednostronna wojna totalna - to jawnie najgorszy możliwy wybór strategiczny. Po pierwsze, zasoby wojskowe USA zostały już nadwerężone przez dwie poprzednie wojny. Po drugie, Amerykanie jeszcze bardziej zraziliby do siebie inne silne narody. Po trzecie, państwa posiadające największe rezerwy dolarowe mogłyby się zdecydować na cichą zemstę w postaci pozbycia się swoich gór dolarów, tym samym utrudniając Stanom Zjednoczonym dalsze finansowanie ich ambitnych wojowniczych planów. Po czwarte wreszcie, Iran ma strategiczne sojusze z innymi silnymi narodami, co mogłoby doprowadzić do ich zaangażowania się w wojnę; mówi się, że Iran ma takie przymierze z Chinami, Indiami i Rosją, znane pod nazwą Szanghajskiej Grupy Współpracy, a także osobny pakt z Syrią.
Bez względu na to, która strategia zostanie wybrana, z czysto ekonomicznego punktu widzenia można stwierdzić, że o ile Irańska Giełda Naftowa nabierze rozpędu, główne potęgi gospodarcze z zapałem zaczną z niej korzystać, a to pociągnie za sobą zgon dolara. Upadanie dolara dramatycznie przyspieszy amerykańską inflację i stworzy presję na dalszy wzrost długoterminowych stóp procentowych w USA. W tym momencie Bank Rezerwy Federalnej znajdzie się między Scyllą a Charybdą - między groźbą deflacji a hiperinflacji - i będzie musiał pospiesznie albo zażyć swoje "klasyczne lekarstwo" deflacyjne, polegające na podniesieniu stóp procentowych, co wywoła poważną depresję gospodarczą, zapaść na rynku nieruchomości oraz załamanie się rynku obligacji, akcji i walorów pochodnych, a w następstwie - totalny krach finansowy, albo, alternatywnie, wybrać wyjście weimarskie, czyli inflacyjne, a więc utrzymać na siłę oprocentowanie obligacji długoterminowych, odpalić "helikoptery" i "zatopić" rynek powodzią dolarów, ratując przed bankructwem liczne fundusze długoterminowe (LTCM) i wywołując hiperinflację.

Austriacka teoria pieniądza, kredytu i cykli gospodarczych uczy nas, że pomiędzy ową Scyllą a Charybdą nie ma rozwiązania pośredniego. Prędzej czy później system monetarny musi się przechylić w jedną lub w drugą stronę, co zmusi Rezerwę Federalną do podjęcia decyzji. Głównodowodzący Ben Bernanke (nowy prezes Fed - przyp. red.), renomowany znawca Wielkiego Kryzysu i wprawny pilot śmigłowca "Black Hawk", bez wątpienia wybierze inflację. "Helikopterowy Ben" nie pamięta wprawdzie America's Great Depression Rothbarda, ale dobrze zapamiętał lekcje płynące z Wielkiego Kryzysu i zna niszczycielskie działanie deflacji. Maestro nauczył go, że panaceum na każdy problem finansowy jest wywołanie inflacji, choćby się paliło i waliło. Uczył on nawet Japończyków własnych niekonwencjonalnych metod zwalczania deflacyjnej pułapki płynności. Podobnie jak jego mentorowi, marzy mu się przezwyciężenie "zimy Kondratiewa". Żeby nie dopuścić do deflacji, ucieknie się do drukowania pieniędzy; odwoła wszystkie helikoptery z 800 zamorskich baz wojskowych USA; a jeśli będzie trzeba, nada stałą wartość pieniężną wszystkiemu, co mu się nawinie. Jego ostatecznym dokonaniem będzie hiperinflacyjna destrukcja amerykańskiej waluty, z której popiołów powstanie nowa waluta rezerwowa świata - barbarzyński relikt zwany złotem.

Tegoż autora: "China's Great Depression" "Masters of Austrian Investment Analysis" "Austrian Analysis of U.S. Inflation" "Oil Performance in a Worldwide Depression" Zalecana lektura: William Clark "The Real Reasons for the Upcoming War in Iraq" William Clark "The Real Reasons Why Iran is the Next Target" O autorze Krassimir Petrov ( Krassimir_Petrov@hotmail.com) uzyskał doktorat z ekonomii w USA, a obecnie wykłada makroekonomię, finanse międzynarodowe i ekonometrię na Uniwersytecie Amerykańskim w Bułgarii.

Tłum. Paweł Listwan
http://drlex.jogger.pl/2007/02/10/iranska-gielda-naftowa-prawdziwy-powod-ataku-na-iran/
++++++++++++++
PS2. "POLEN" LUMPELITE STORY
_____________________


Niedawne obchody 70-tej rocznicy wybuchu II Wojny Światowej ukazują w ostrym świetle realia polityczne w jakich Polska grzęźnie już od dłuższego czasu.

Gdańskie spotkanie światowych przywódców pokazało jeszcze wymowniej postępy osiągnięte przez naszych największych wrogów (Niemcy i Rosję) w budowie strategicznego partnerstwa. Premier Putin zapewnił co prawda Polaków o tym, że „partnerstwo” to uosobione exemplum projektem budowy rurociągu bałtyckiego, nie jest wymierzone przeciw naszemu krajowi; jednak niewiele to zmienia. Putin stwierdził równie stanowczo, że niemiecko-rosyjski pakt Ribbentrop-Mołotow nie był skierowany przeciw komukolwiek i miał jedynie opóźnić nieuniknioną konfrontację tych dwóch krajów w obliczu narastającego napięcia w Europie; a jakie spowodował konsekwencje wiemy z historii.

Obserwatorzy podkreślają też nieobecność na wspomnianych uroczystościach amerykańskich przedstawicieli wyższego szczebla, wróżąc z tego „decyzję prezydenta Obamy o wycofaniu się z Europy”.

Nie można mieć żadnej wątpliwości, że USA wycofują się z Europy. Niedługo „wycofają” się też ze wszystkich innych zakątków świata i to bez względu na to czego życzyłby sobie rezydent Białego Domu. A to dlatego, że potęga Stanów Zjednoczonych rozlatuje się w gruzy równie spektakularnie jak ZSRR w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego stulecia. Na przestrzeni ostatnich kilku lat pisałem już o tym wielokrotnie:

http://www.polskapanorama.org/detka.html

http://www.polskapanorama.org/supermocarstwa.html

http://www.polskapanorama.org/symptomyupadku.html

W reakcji na te publikacje otrzymywałem komentarze kwestionujące mą poczytalność lub sugerujące niedwuznacznie me powiązanie agenturalne z pewnym wschodnim mocarstwem. W przeciętnej polskiej wyobraźni nie mieści się bowiem wizja upadku taaaakiego supermocarstwa jak USA. We wspomnianej wyobraźni nie mieści się też niestety wiele innych spraw, które będą tematem poniższych rozważań.

Na przekór zewnętrznym różnicom, sytuacja obu byłych supermocarstw jest bardzo podobna.

Oba znajdują się w ślepym zaułku w każdej nieomal dziedzinie. USA stoją co prawda o niebo wyżej od Rosji pod względem technologicznym, ale są za to totalnym finansowym bankrutem.

Oba państwa tracą wiarygodność polityczną na poziomie niezbędnym dla utrzymania swego mocarstwowego prestiżu. Rosja kompromituje się swym déjà vu z najnowszej (jakże tragicznej) historii; Stany swą obłędną i rujnującą „wojną z terroryzmem”.

Oba te państwa dysponują gigantycznym potencjałem nuklearnym i imponującymi siłami strategicznymi, ale to że potencjał ten jest wystarczający do unicestwienia naszej matki ziemi nie przekłada się na efektywność militarną w osiąganiu zamierzonych celów politycznych. Pomimo niezwykłej brutalności, Rosja nie jest w stanie opanować coraz bardziej niestabilnej sytuacji na Kaukazie. Z ogromnym wysiłkiem udało się jej spacyfikować Czeczenię, tylko po to by doświadczyć wrzenia w innych republikach tego regionu. W swym najnowszym wywiadzie, prezydent Miedwiediew otwarcie się do tego przyznaje.

Amerykańska potęga militarna jest w stanie zetrzeć z powierzchni ziemi każdą armię, ale o osiąganiu zamierzonych celów strategicznych decydują , jak to się w żargonie wojskowym zwykło mówić, boots on the ground( żołnierskie buciory w terenie), a w tym zakresie ich wojska są równie niewydolne jak rosyjskie. Przez sześć lat okupacji Iraku, najpotężniejsza armia świata nie była w stanie zabezpieczyć kilku kilometrów kwadratowych tzw. „zielonej strefy” w Bagdadzie, tak by jej dowódcy nie musieli kryć się jak szczury w bunkrach przed rakietowymi atakami „terrorystów”. Oczywiście zarówno rosyjscy jak amerykańscy okupanci z wielką wprawą sprowadzają na głowy miejscowej ludności całą lawinę nieszczęść, ale ma się to nijak do osiągania zamierzonych celów militarnych i politycznych.

Oba kraje stoją w obliczu militarnej i politycznej klęski ze strony wojującego islamu. Rosja zmuszona będzie wreszcie opuścić rejon kaukaski, a Amerykanie będą mogli uważać się za szczęściarzy jeśli uda im się ewakuować swe wojska z Afganistanu. Tubylcze plemiona tego kraju mają bowiem w zwyczaju wyżynanie w pień obcych najeźdźców.

Oba te kraje konfrontowane są na dodatek przez rosnące w potęgę Chiny. Chiński smok powoli, ale systematycznie konsumuje, w sferze gospodarczej i demograficznej, rosyjską Syberię; a na szyi Wuja Sama powoli zaciska się pętla finansowej zależonści w stosunku do jego największego wierzyciela.

Ponieważ oba byłe supermocarstwa szamoczą się w swych agonalnych konwulsjach, w interesie każdego pragmatycznie działającego rządu powinna być polityka omijania kursu kolizyjnego z którymkolwiek z nich.

Jak ta sprawa przedstawia się w przypadku Polski?

Prezydent Kaczyński lansuje politykę „sojuszu” ze Stanami Zjednoczonymi, polegającą między innymi na aktywnym wspieraniu „kolorowych” rewolucji, które w rosyjskiej sferze wpływów zorganizowała amerykańska CIA. Postępowanie takie jeszcze bardziej rozjusza Rosję, która i tak ma trudności z zaakceptowaniem faktu, że po 1989 roku Priwislanckij Krajznalazł się w niemieckiej sferze wpływów. Działanie takowe prowadzi do narastania polsko-rosyjskich antagonizmów, bez uzyskiwania przy tym jakichkolwiek korzyści politycznych, gospodarczych, czy militarnych ze strony amerykańskiego „sprzymierzeńca” .

Inną opcję polityczną reprezentuje obóz gauleiteraTuska, który preferuje „współpracę” z Niemcami. To prowadzi natomiast prosto do ostatecznego przekształcenia III RP w II Generalną Gubernię.

Jak więc widać, krajowe „elity polityczne” nie dysponują żadną koncepcją, która mogłaby przynieść Polsce wymierne korzyści. Należy zadać sobie pytanie jakie alternatywy można by zaoferować w zastępstwie obecnie realizowanych kierunków. O tym w dalszej części artykułu.
http://ignacynowopolskiblog.salon24.pl/125207,imperatywy-polskiej-polityki-zagranicznej-cz-i

poniedziałek, 14 września 2009

DZIKA SLEPOTA TUSQLEMMINGÓW

Copyright (c) 2000 Fundacja Antyk. Wszelkie prawa zastrzeżone.

Carl Beddermann

Unia bez tajemnic - Wielkie oszustwo

Wystapienie Carla Beddermanna, bylego unijnego urzednika w Polsce, w audycji Rozmowy niedokonczone w Radiu Maryja, w czwartek, 14 listopada 2002 r.
Szczesc Boze!
Drodzy sluchacze, juz po raz drugi mam zaszczyt i przyjemnosc mowic z Panstwem o tym, co lezy mi na sercu.
Ale najpierw musze przyznac, ze nie jestem juz tym samym czlowiekiem, ktorym bylem trzy tygodnie temu, gdy siedzialem na tym samym miejscu. Jestem wciaz pod wrazeniem tego, co sie wydarzylo. Mam za soba podroz przez cala Polske. W Gdansku, w Poznaniu, we Wroclawiu, w Lublinie, w Krakowie i w Warszawie, za kazdym razem przed setkami sluchaczy powtarzalem moj apel do Polakow. Ten sam, ktory czytalem tu przed trzema tygodniami i ktory wydrukowal "Nasz Dziennik".

Wielkoduszni i latwowierni

Reakcja moich sluchaczy gleboko mnie wzruszyla. Jej rezultatem byl nastepujacy wniosek: Polacy dobrze wiedza, co sie wokol nich dzieje, jak sa oszukiwani i ujarzmiani przez Zachod i jego sojusznikow w kraju. Odnosze jednak wrazenie, ze nie zrozumieli jedynie jeszcze, za pomoca jakich podstepow, z jaka podloscia i wyrachowaniem sie to odbywa. Wasze dobrodusznosc i latwowiernosc, ktore, wedlug mnie, wywodza sie z Waszego idealizmu, przeszkadzaja Wam spojrzec obiektywnie na obecna sytuacje w Polsce.
Nie jestem pierwszym, ktoremu to przypomina tragedie Indian Ameryki Polnocnej. Oni tez byli szlachetni, mieli wlasne mity, swoja wiare, ktora znaczyla dla nich wiecej niz wartosci materialne. Mieli tylko, jak to wyrazil wielki amerykanski pisarz Mark Twain, jedna wade: wierzyli, ze bialy czlowiek mowiacy "tak" naprawde ma na mysli "tak", a jak mowi "nie", to oznacza to "nie". Innej mozliwosci Indianie nie brali pod uwage, poniewaz jej po prostu nie znali. I dlatego, wedlug Marka Twaina, albo gineli, albo przezyli do dzis jedynie w rezerwatach. Przepraszam, ze uzywam tego porownania, ale podobnie jak biali w Ameryce odnosili wrazenie, ze Indianie nie sa z tego swiata, tak przecietny czlowiek z Zachodu czesto ma wrazenie, ze Polacy tez nie sa z tego swiata. I tu zaczyna sie czesto wielkie nieporozumienie.

Wspaniala polskosc

Zyjac w Polsce, potrzebowalem pewnego czasu, zeby zrozumiec, czym jest polskosc. Tak jak juz mowilem w moim apelu do Polakow, polskosc to duchowa postawa, wewnetrzny dystans do materii, ktora u nas na Zachodzie odgrywa coraz wieksza role, a to jest powodem do zaniku wiary i kultury. Za kazdym razem przekraczajac granice Waszego kraju, od razu czuje te wspaniala duchowa atmosfere, w ktorej materia ma sluzyc, a nie byc wartoscia sama w sobie.
Nigdy nie opuszcza mnie w Polsce uczucie, ze istnieje tu cos takiego, jak panowanie ducha nad materia. To bylby wspanialy fundament do regeneracji kultury dzisiejszej dekadenckiej Europy. Niestety, wielu ludzi na Zachodzie widzi to inaczej.
Tyle razy w gronie unijnych ekspertow slyszalem glupie dowcipy o tak zwanej polskiej gospodarce, ze tu chodniki nie sa tak rowne jak na Zachodzie, ze drogi nie sa tak pielegnowane jak tam, ze fasady tak nie blyszcza, ze stan urzadzen panstwowych pozostawia wiele do zyczenia itp., itp.
Szkoda tylko, ze gdy obcokrajowcy o tym mowia, czesto znajduje sie jakis Polak, ktory jeszcze do tego cos doda w tym stylu, ze w rzeczywistosci jest jeszcze gorzej, ze Polska jest krajem Trzeciego Swiata, krajem chaosu i zamętu.
Na szczescie najwieksza tego czesc jest ironia, ta wspaniala polska samoironia. Ale nie tylko. Istnieje u Was cos, co nazwalbym kompleksem nizszosci.

Nie nasladujcie Unii

Czesto czuje u Was cos jak uraz, ze Zachod nie traktuje Was dostatecznie powaznie i czuje, jak bardzo z tego powodu cierpicie, czuje, ze to traktowanie z gory bardzo uraza Wasza dume.
I teraz wielu Polakow popelnia wielki blad, zdecydowany blad. Mysla, ze najlepszym sposobem zaprezentowania Zachodowi ich rownowartosci jest slepe nasladowanie standardow zachodnich.
Kto i co wlasciwie zmusza Was do stosowania zachodnich standardow? Dlaczego nikt nie powstanie i nie zażąda glosno: to nie my potrzebujemy waszych standardow, odwrotnie, najwyzszy czas, zeby zdegenerowany Zachod dostosowal sie do naszych standardow wschodnioeuropejskich. Nie dajcie sobie wmowic, ze wszystko jest u Was gorsze niz na Zachodzie! To tylko sprytna sztuczka drazniaca Wasza dume, poniewaz znany jest fakt, ze nie chcecie uchodzic za zacofany narod.
Sa jednak i takie sily w Europie Zachodniej, tej duchowej Europie, ktore oczekuja na iskre z Polski, ktora nie stanie sie w ramach Unii Europejskiej krajem niewolnikow konsumpcji i jak dzisiejsze Niemcy, Francja, Anglia, Beneluks nie da sie opanowac tylko jednemu tematowi: walce o rozdzial pieniedzy i dobr materialnych. Wszelkie dysputy na Zachodzie sprowadzaja sie praktycznie tylko do pertraktacji miedzy producentami i konsumentami, do niczego wiecej, nic innego sie nie liczy. Zadne idealy, zadna duchowosc, tylko moralnosc pieniadza. Co, komu i za ile, byleby inny nie mial wiecej.
W sprawie przystapienia Polski do Unii chodzi rowniez tylko o to. To gigantyczna walka. Jej pierwsza runde wygrala juz Unia i jej sojusznicy w Polsce tylko dlatego, ze Narod Polski jeszcze spi. Ale pomalu sie budzi. I to jest wspaniale w moich spotkaniach. Wspaniale w slowach otuchy plynacych teraz ze wszystkich stron.

Wykorzystani przez Zachód

Polacy budza sie najwyrazniej i zaczynaja przegladac na oczy, co naprawde kryje sie za planowanym przystapieniem do Unii Europejskiej. Zaczynaja rozumiec, ze dla krajow Pietnastki ma byc to tylko wielkim zniwem tego, co zasialy w przeciagu ostatnich dwunastu lat, czyli opieka nad ich inwestycjami i ochrona ich swiezo opanowanych rynkow zbytu. Coraz wiecej Polakow zaczyna pojmowac, o co tu wlasciwie chodzi, co sie wlasciwie dzieje w Polsce.
Jeszcze raz powtorze: w oszolomieniu unijnym poczatku lat 90. Polska dala sie namowic do rezygnacji z ochronnej polityki wzgledem przemyslu, handlu, rzemiosla, finansow i rolnictwa, a juz na przedpolu przystapienia do Unii zobowiazala sie do przejecia unijnych standardow dotyczacych tych dziedzin.
Zachod wykorzystal bezwstydnie te przedakcesyjne ustepstwa i swoim przewazajacym kapitalem zapewnil sobie kluczowe pozycje w polskiej gospodarce narodowej. Tam, gdzie sie nie oplaca kupno albo budzi sie opor, polska konkurencja jest po prostu likwidowana za pomoca dumpingu. Polskie rolnictwo jest praktycznie juz teraz zrujnowane za sprawa otwartych granic celnych i dumpingowych cen unijnych.
To samo grozi wkrotce hutnictwu i przemyslowi stoczniowemu. Ze wzgledu na zobowiazanie sie Polski do wprowadzenia w duzej mierze bezsensownych standardow unijnych, ktore bezwzglednie wymagane sa przez Zachod, przeznaczane sa na to resztki srodkow inwestycyjnych, a wolnosc oraz samodzielnosc w podejmowaniu decyzji gospodarczych staje sie farsa.

Zamiast pomocy jalmuzna

Miliardowa pomoc glosno zapowiadana przez Unie, ktora miala towarzyszyc przygotowaniom do przystapienia do UE, okazala sie smieszna jalmuzna w wysokosci zaledwie kilkudziesieciu milionow euro. I nawet te skromne sumy plyna w znacznym stopniu z powrotem do zachodnich portfeli. Polska naiwnie daje sie pocieszac przyszloscia i ma nadzieje, ze przynajmniej po przystapieniu do Unii rozpocznie sie wreszcie miliardowe blogoslawienstwo. Odpowiedzia na to jest niedawno sformulowana w Brukseli propozycja koncowa Pietnastki.
To wrecz nieprzyzwoita bezczelnosc: zadnych ulg dla skladek czlonkowskich, jedynie obrazliwe 25 proc. doplat bezposrednich dla polskich rolnikow.
Do tego doszlo cos nowego, cos jakby kpina, ograniczenie polskiego udzialu w funduszach unijnych o 1,4 mld euro.
Teraz jest jasne to, co dotad bylo tylko przypuszczeniem:
- Polska ma byc zmuszona do wstapienia do Unii jako platnik netto.
Biedna Polska ma wiec juz nie tylko poprzez wciaz rosnacy dwucyfrowy miliardowy deficyt handlowy finansowac bogaty Zachod. Teraz musi sama siegnac do swojej kieszeni i wylozyc na stol brukselski wiecej, niz stamtad dostanie. Bogata Anglia, ktora od czasow Margaret Thatcher z wielkim powodzeniem wymiguje sie od wplat unijnych, peka ze smiechu, widzac, ze na Wschodzie znalazl sie ktos niemadry, kto pomaga zapchac miliardowa dziure w brukselskiej kasie powstala z ich powodu.
Ale to jeszcze nie wszystko. Teraz jakby gra miala byc doprowadzona do samych granic mozliwosci, kraje Pietnastki groza w Brukseli Polsce odebraniem prawa glosu w gremiach unijnych, gdy, ich zdaniem, nie spelni ona ich wymogow. To jak dotad najzuchwalsza obraza, na jaka pozwolila sobie Pietnastka w ciaglych ponizeniach i szantazach Polski!

Kopernik a integracja z UE

Najlepszym swiadectwem na to, ze Narod Polski wreszcie sie budzi, jest rosnace zdenerwowanie w polskim rzadzie. Swietnym przykladem jest tu sam prezydent Aleksander Kwasniewski - pomalu zaczyna switac mu w glowie, ze Polacy moze nie sa wcale tacy glupi, jak sadzi on, Zachod i Pietnastka, i zaglosuja jeszcze w referendum "nie", chociazby po to, aby rozliczyc sie z tak goraco przez prezydenta kochanym postkomunistycznym rzadem i jego prounijna propaganda. A ta propaganda staje sie coraz bardziej chaotyczna i nerwowa. Tydzien temu, na posiedzeniu Rady Gabinetowej pan prezydent rzucil najnowsze haslo: ratowania polskiej nauki przez Unie - tak samo absurdalne i falszywe, jak wszystkie inne formuly unijnego blogoslawienstwa, ktore dotad z pompa kierowal do Narodu Polskiego. Wzywal np. partie polityczne, aby po wyborach samorzadowych na poziomie 16 wojewodztw organizowaly "proeuropejskie koalicje", ktore mialyby pomoc lepiej wykorzystac swiadczenia unijne (to, na czym te swiadczenia wlasciwie polegaja, wyjasnie pozniej). W poniedzialek, w dniu Swieta Niepodleglosci, przy Grobie Nieznanego Zolnierza na placu Pilsudskiego, gdzie normalnie prezydenci panstwa w szczegolny sposob przypominaja tych, ktorzy polegli za Ojczyzne, panu prezydentowi Kwasniewskiemu nie przyszlo nic lepszego do glowy, jak znow wlaczyc prounijna plyte i zaklinac sie na swietlana przyszlosc Polski w Unii. To opetanie unijne pana prezydenta zaczyna juz pomalu przybierac komiczne cechy. W udzielonym w przedostatnim numerze "Newsweek Polska" wyraznie lansowanym wywiadzie miesza juz nawet do tej sprawy Mikolaja Kopernika i probuje wywolac wrazenie, ze przyjecie Polski do Unii Europejskiej ma byc zlozeniem jemu holdu.
Jesli pan prezydent Kwasniewski bedzie dalej uprawial taka propagande prounijna, wkrotce stanie przed problemem, i to tam, gdzie sie go najmniej spodziewa. Mianowicie ze strony swoich przyjaciol z Zachodu, unijnej Pietnastki. Tam od tygodni z rosnacym niepokojem obserwuje sie i analizuje rzadowa propagande prounijna na przedpolu referendum akcesyjnego.

Ryba w sieci

Czy nie jest jednak zbyt prymitywnie utkane to prounijne tralala a'la Woloszanski i Wiatr?
Czy nie jest zbyt natarczywe to ciagle powtarzane: "Dla Unii nie ma alternatywy", "Unia to jedyna cywilizacyjna szansa", "jak nie Unia, to Bialorus", grzmiace na cala Polske od rana do wieczora z panstwowych nadajnikow radiowych i telewizyjnych, a tak chetnie, jesli nawet w nieco odmiennej formie, powtarzane przez polska prase, bedaca, jak juz wiekszosc Polakow wie, w znacznym stopniu pod wplywem obcego kapitalu. Zachod nie ma wlasciwie nic przeciwko tej halasliwej postkomunistycznej formie propagandy w stylu lat 50. - to stwierdzenie byloby calkowicie falszywe. Nie, oni obawiaja sie jedynie, ze polska ryba, ktora juz wpadla do unijnej sieci, moglaby sie w ostatniej chwili z niej wyrwac.

Skad te obawy?

Ich podlozem jest wyobrazenie o Polakach, jakie panuje na Zachodzie, szczegolnie w Niemczech z ich bogatym polskim doswiadczeniem. Jestescie uwazani za nieobliczalnych. W moich oczach to piekny komplement, gdyz z tym laczy sie wyobrazenie, ze gdy chce sie Was do czegos zmusic lub sila do czegos przekonac, trzeba zawsze sie liczyc z tym, ze zrobicie dokladnie cos przeciwnego do tego, czego sie od Was oczekuje. Po prostu z czystego pedu wolnosciowego, ze zwyklej negacji przymusu.

Kwasniewski zapesza

I to wlasnie jest problemem brukselskich strategow unijnych z polskim referendum akcesyjnym. Po fiasku postkomunistow w drugiej rundzie wyborow samorzadowych problem ten ma z punktu widzenia tych strategow rowniez swoje imie: Aleksander Kwasniewski. Pelni obaw zarejestrowali oni w miedzyczasie, ze wszedzie, gdzie pan prezydent - w tym samym stylu, co jego przyjaciel Leszek Miller - angazowal sie dla jakiegos postkomunistycznego kandydata (z punktu widzenia Zachodu zreszta nieslychane uchybienie przeciw politycznej neutralnosci prezydenta panstwa), wszedzie, gdzie pan Kwasniewski dal sie filmowac ze swym SLD-owskim kandydatem, ten nie zostal wybrany.
Moze tak aktywne zaangazowanie prezydenta Kwasniewskiego na rzecz przystapienia Polski do Unii w koncu osiagnie tez przeciwny rezultat do oczekiwanego, podobnie jak jego zaangazowanie w ostatnich wyborach? Tego obawia sie delegacja Unii i ambasady Pietnastki w Warszawie, ba, prawie sie tego spodziewaja. Dlatego coraz to nowe miliony beda wydawane na prounijna propagande i coraz to nowe twarze wysylane na propagandowa bitwe. Podyktowane bedzie to jedynie strachem przed nieobliczalna reakcja Polakow w zblizajacym sie referendum.

Nowe oblicze propagandy

Propagandowa ofensywa ma wiec otrzymac nowa twarz. Ma teraz wygladac jak propaganda argumentowa. Znaleziono juz kogos, kto stalby sie osoba sztandarowa dla tej nowej propagandy. To Jan Nowak-Jezioranski, byly dyrektor Radia Wolna Europa. Ktos w rodzaju pana Woloszanskiego, ale Woloszanskiego dla zaawansowanych.
"Bede glosowal za przystapieniem Polski do Unii Europejskiej i namawial innych, by uczynili to samo" - nazywa sie jego numer. To, co nastepuje, dzieli sie na osiem punktow. "Dlaczego jestem ZA" i na cztery punkty "Dlaczego odrzucam zdanie eurosceptykow". Wystepuje z tym w radiu - oczywiscie w najlepszej porze nadawania - i daje to jednoczesnie do druku w prasie.
l tu zaczyna sie juz pierwsze oszustwo. Pomimo ze chodzi tu o osobiste wezwanie o charakterze ogloszenia, "Newsweek Polska" drukuje je sprytnie zakamuflowane jako artykul redakcji w rubryce "Polska".
I tak sie tez dalej dzieje.
Wciaz operuje sie przeinaczeniami i nieprawda, z tym, to musze przyznac panu redaktorowi, ze nie sa one juz tak prymitywne, jak poprzednio, za to nie mniej falszywe.
Nie chce tutaj omawiac wszystkich dwunastu punktow pana Jezioranskiego, tylko dwa lub trzy, poniewaz sa one wyjatkowo smieszne lub wyjatkowo falszywe i podstepne.
Ten najsmieszniejszy argument - zreszta jedyny, co do ktorego pan redaktor ma moze nawet racje - jest nastepujacy. Dlaczego odrzucam zdanie eurosceptykow, ze "przylaczenie do Unii otworzy droge wirusowi rozkladu moralnego, ktory wystepuje w bogatych spoleczenstwach zachodnich" - pyta pan redaktor i odpowiada na to uroczyscie: "znamiona moralnego rozkladu wystepuja istotnie w krajach rosnacego dobrobytu. W spoleczenstwach konsumpcyjnych, zezwalajacych na wszystko, co nie jest sprzeczne z prawem, dochodzi do niebezpiecznego rozluznienia hamulcow moralnych i obyczajowych. Lecz wirusy tego rozkladu przenikaja nie przez wymiane handlowa, ale przez media, dla ktorych granice nie istnieja. Walka z globalna standaryzacja ludzkich dusz, zachowan i obyczajow nie polega na odgradzaniu sie od swiata szczelnym chinskim murem, lecz na swiadomym przeciwdzialaniu wychowawczym domu rodzinnego, Kosciola, szkoly, harcerstwa, a przede wszystkim samych mediow, jesli zdolaja odzyskac poczucie misji" - pisze pan Jezioranski.
Gdyby pan redaktor zechcial przewertowac pare stron dalej, zaraz za jego apelem znalazlby tytulowy artykul "Newsweeka": "Co Polacy robia za zamknietymi drzwiami w sypialni?". Prawdziwie zachodnio-zabawne. Polacy ze szczegolami tam podaja do protokolu, gdzie, kiedy i jak wspolzyja. Drogi panie redaktorze, nie chcialbym panu wyrazac mojego moralnego sadu, mam tylko slabosc do symboli. Gdybym byl Polakiem i musialbym wiecznie wysluchiwac od takiej gazety jak "Newsweek", wydawanej przez niemieckie firmy, cotygodniowej mieszanki libertynizmu nasyconego seksem i kryminalem, i jednoczesnie w tej samej gazecie czytalbym panskie faryzejskie slowa o moralnym wychowaniu jako misji mediow, wiedzialbym natychmiast, gdzie mam Pana umiescic. Z pewnoscia nie po stronie tych ludzi, ktorym uwierzylbym choc w jedno slowo o swietlanej przyszlosci Polski w Unii Europejskiej.

Rosyjska karta

Drugi argument pana redaktora - i tu staje sie naprawde podstepny: "W czyim interesie lezala kampania przeciwko przystapieniu Polski do NATO, a obecnie do Unii Europejskiej?" - pyta. "Czy polskiej racji stanu sluzy propaganda antyzachodnia, a rownoczesnie wyraznie przebijajace sie w tej propagandzie akcenty prorosyjskie?"
"Czy dazenia do izolowania Polski od zachodnich sojusznikow nie budza nadziei tych elit rosyjskich, ktore nie wyrzekly sie marzen o odzyskaniu w przyszlosci dominujacych wplywow nad sasiadami, nie wylaczajac Polski?" Tak wiec rosyjska karta znow mozna grac, a wszyscy Rosjanie maja byc postrachem zaganiajacym Polakow do Unii. Nalezy sobie tu uswiadomic, ze w tym samym czasie, gdy Unia i Rosja w Brukseli dyktuja biednej Litwie z niezwykla zgodnoscia, jak ma uregulowac tranzyt do obwodu kaliningradzkiego, pan redaktor czyni z tych samych Rosjan stracha na wroble dla Polakow.
Na tym jeszcze nie koniec. Aby postrach rosyjski wypadl wystarczajaco groznie, znaczenie Stanow Zjednoczonych jako polskiego partnera jest redukowane, poniewaz wedlug pana redaktora, "obroty handlowe z krajami Ameryki Polnocnej i Srodkowej stanowia niewiele wiecej niz 3 do 4 proc. polskich obrotow handlowych, podczas gdy wymiana z krajami Unii Europejskiej jedna trzecia".
l tu przedstawia klamliwy argument, wedlug ktorego Unia Europejska to unia celna i nieprzystapienie do niej byloby samobojstwem dla Polski, gdyz Unia odpowiedzialaby represjami.
Nic z tego nie jest tu prawda. To kardynalne klamstwo wszystkich unijnych propagandystow musi wreszcie zostac zdemaskowane. Unia nie jest unia celna i nie jest w stanie zabronic Polsce wstepu na jej rynki. Swoboda handlu jest juz zagwarantowana postanowieniami Swiatowej Organizacji Handlu (WTO).
Szwajcarzy, Norwegowie, Japonczycy, Koreanczycy, wszyscy oni nie sa czlonkami Unii, a jednak prowadza ozywiony handel z krajami Pietnastki. Polska przeciez tez juz to robi.
Nieprzystapienie do Unii tu niczego nie pogorszy, przystapienie niczego nie poprawi.
Ten, kto mowi cos innego, po prostu klamie.

Londyn odmawia

Te i wszystkie pozostale bzdury, szczegolnie o altruistycznej pomocy Zachodu Polsce, ktore euroentuzjasci ostatnio rozpowszechniaja, sa dla mnie tak nie do zniesienia, ze musze tu poruszyc pare zasadniczych kwestii. Najpierw cos na temat NATO. Pan redaktor widocznie nie pamieta o tym, ze 90 proc. NATO to Stany Zjednoczone. I milosc Stanow do Unii Europejskiej jest bardzo, bardzo ograniczona. USA przyjelyby nieprzystapienie Polski do Unii Europejskiej z wielka radoscia.
Z taka sama radoscia, z jaka obserwuja, ze Wielka Brytania, pomimo to ze jest czlonkiem Unii, nie bierze jej na serio. Byly premier Wielkiej Brytanii, "zelazna lady" - pani Margaret Thatcher, pisze teraz w swoich pamietnikach to, co zawsze myslala o Unii: szwindel albo dowcip, nic innego niz dowcip, i stosownie do tego potraktowala Unie - po prostu nie placila swojej skladki czlonkowskiej do kasy unijnej, oszczedzajac w ten sposob 9 mld euro rocznie. I Tony Blair, obecny premier Wielkiej Brytanii, robi tak samo - gwizdze na Bruksele, tez skladki nie placi i prowadzi wlasna polityke zagraniczna razem ze Stanami, np. wobec Iraku. I co robi Unia? Nic. Jak zawsze, gdy czuje opor i stanowczosc. Tchorzliwie probuje ukryc, ze jest traktowana przez Wielka Brytanie jak idiota i szuka gorliwie na Wschodzie glupcow, ktorzy pomogliby zapchac miliardowa angielska dziure w jej kasie.
Polska ma byc zmuszona do przystapienia do Unii jako platnik netto (to znaczy musi wiecej wylozyc na stol brukselski, niz stamtad dostanie). Po koncowej propozycji Pietnastki z 25 pazdziernika w Brukseli nie ma juz zadnej watpliwosci, ze tak bedzie.
Chocby postkomunisci, ich sojusznicy w mediach i Komisja Europejska probowali to sto razy zatuszowac, rachunek i tak wyglada nastepujaco: skladka czlonkowska Polski - 2,5 mld euro straty celne (ostroznie szacowane) - 1 mld euro naklady na budowe nowych inwestycji sluzacych realizacji wymogow Unii (np. kolczyki i paszporty dla krow) oraz personel (ostroznie szacowane) " 1,5 mld euro razem - 5 mld euro
Tyle rocznie musi Polska placic Brukseli albo inwestowac we wlasnym kraju.

Obiecanki cacanki

A teraz suma, ktora Polsce obiecuje Pietnastka, albo lepiej suma, na ktora Polska moze miec nadzieje.
W tej dziedzinie istnieja najwieksze niewiadome. Dlatego euroentuzjasci, wlacznie z rzadem i polskimi negocjatorami w Brukseli, oraz prounijne media probuja sypac szczegolnie Polakom piaskiem w oczy. Dlaczego? Tylko mala czesc tego, co obiecuje Bruksela, jest sztywna suma. Wieksza czesc, okolo 70 procent, to pieniadze, ktore tylko wtedy wplywaja, kiedy sa dofinansowane ze strony polskiej. Wysokosc tego dofinansowania waha sie. Moze wynosic tylko 20 proc., ale moze tez wyniesc nawet 70 proc. Zalezy to od tego, jakie sa fundusze, jakie sa projekty albo w jakim regionie Polski te pieniadze maja byc wylozone. Regula empiryczna jest, ze do kazdego euro panstwo czlonkowskie musi doplacic jedno euro z wlasnej kieszeni. Skutkiem tej zasady dofinansowywania przy pomocy rozbudowanej biurokracji jest to, ze u nas, na bogatym Zachodzie fundusze te sa wykorzystywane przecietnie w 70 proc. Reszta pieniedzy zostaje w Brukseli, istnieje tylko na papierze i dziala na rzecz propagandy unijnej. Dzieje sie tak, mimo ze u nas potencjalni uzytkownicy funduszy z reguly maja wlasny kapital dla dofinansowania, maja dostep do systemu kredytowego, w ktorym np. rolnicy moga zaciagac pozyczki na preferencyjnych warunkach na 2 lub 3 proc.

Samoobsluga UE

Jakie wiec bedzie wykorzystanie unijnych funduszy w Polsce? Na to mamy swietny przyklad: unijny przedakcesyjny fundusz SAPARD. Kopiuje on dokladnie postakcesyjne fundusze i wedlug Unii ma na celu wyprobowanie tego, jak w przyszlosci, po przystapieniu Polski do Unii, beda one tu dzialac.
Fundusz SAPARD jest wlasciwie funduszem strukturalnym dotyczacym rozwoju obszarow wiejskich. Uzytkownikami maja byc rolnicy indywidualni, niektore firmy przemyslu spozywczego i gminy. Doswiadczenia z tym funduszem nie pozostawiaja watpliwosci. Juz teraz jest jasne, ze zakoncza sie porazka. Liczbe uzytkownikow SAPARD-u wsrod rolnikow indywidualnych w kazdym wojewodztwie mozna policzyc na palcach jednej reki. Powodem jest brak kapitalu dla dofinansowania i brak nadziei na zwrot inwestycji. W przypadku gmin sytuacja wyglada niewiele lepiej. Tam, gdzie budzet pozwoli na dofinansowanie - a takich przypadkow jest niewiele - istnieja skromne inwestycje. Tam, gdzie gminy zyja z dnia na dzien - takie przypadki to wiekszosc - fundusz SAPARD nie funkcjonuje, bo nie moze funkcjonowac.
A teraz - co jest najbardziej skandaliczne - w przemysle przetworczym z udzialem kapitalu zagranicznego, ktorym mozna wspolfinansowac srodki z funduszu, tam program SAPARD funkcjonuje.
Innymi slowy, unijnym programem pomocy SAPARD Zachod finansuje w pierwszym rzedzie swoje wlasne inwestycje w Polsce.
Tak wyglada ta altruistyczna pomoc Unii dla Polski. Zachod dokonuje po prostu samoobslugi. Wykorzystuje on unijne fundusze w Polsce, dbajac o wlasne interesy, a polscy euroentuzjasci z wdziecznoscia podaja mu reke.

Stracone pieniadze

Zakonczmy teraz ten bilans. Zobaczmy, jak wygladaja wplywy w rachunku przystapienia Polski do Unii, ktore maja skompensowac wydatki wynoszace 5 miliardow euro rocznie.
Za podstawe tych obliczen sluzyc maja roczne liczby przecietne w latach 2004-2006. Najpierw tzw. sztywne sumy, ktore nie potrzebuja lub prawie nie potrzebuja dofinansowania ze strony polskiej, bo nie opieraja sie na funduszach.
Sa to:
doplaty bezposrednie dla rolnictwa - 0,60 mld euro
rynkowa polityka rolna - 0,33 mld euro
resorty polityki wewnetrznej - 0,35 mld euro
zarzadzanie - 0,28 mld euro
razem - 1,56 mld euro.

Ta suma 1,5 miliarda euro rocznie dla Polski jest mniej wiecej pewna. Reszta, jak mowilem, stoi pod znakiem zapytania, bo opiera sie na funduszach. Sa to: fundusze na te dwa lub trzy przedsiewziecia strukturalno-polityczne - 3,80 mld euro fundusz rolniczy na rozwoj terenow wiejskich - 0,83 mld euro, razem - 4,63 mld euro. Te 4,5 mld euro ma byc wielkim prezentem Zachodu dla Polski, nowym planem Marshalla. Wszyscy euroentuzjasci wiwatuja: patrzcie, prawie 5 mld euro rocznie dla Polski!
Ale podobnie jak w przedakcesyjnym funduszu SAPARD cyfry te znajduja sie tylko na papierze.
Unia sama uwaza, ze w pierwszych latach tylko 10 proc., w najlepszym przypadku 20 proc., z tych 4,6 mld euro dotrze do Polski. Bedzie to skutkiem, zdaniem Unii, braku mozliwosci dofinansowywania i braku mozliwosci wypelnienia skomplikowanych procedur administracyjnych. To znaczy zamiast 4,6 mld euro rocznie Polska ma dostac tylko pol miliarda, w najlepszym przypadku 0,9 mld euro. Przy tym ogromna czesc tych pieniedzy poplynie do kieszeni obcego kapitalu w Polsce, bo tylko on jest w stanie dofinansowac fundusze.
Ale nawet jesli nie wezmiemy pod uwage tego szokujacego i skandalicznego faktu, bilans koncowy po przystapieniu Polski do Unii wyglada nastepujaco:
roczne wydatki - 5 mld euro
wplywy - 2-2,5 mld euro.

To oznacza, ze do kazdego euro, ktore poplynie z Brukseli do Polski, Polska musi przedtem wylozyc prawie 2 euro na stol brukselski w formie skladek czlonkowskich i odprowadzonych cel zewnetrznych oraz dodatkowo jeszcze 75 centow na budowe instytucji sluzacych realizacji wymogow unijnych.

Te pieniadze sa stracone dla Polski.

Polska ma byc nie tylko platnikiem netto, ale superplatnikiem netto. Celem koncowej rundy goraczkowych negocjacji w Brukseli jest zatem ukrycie i zatuszowanie tego faktu.
Unia dobrze wie, ze pozytywny wynik w referendum akcesyjnym bedzie zagrozony, jesli to wszystko, o czym mowilem, wyjdzie na jaw. Z tego powodu Komisja Europejska oferuje teraz Polsce tzw. wyrownanie budzetowe.
Ma ono wyniesc okolo 400 milionow euro rocznie i ma jedynie na celu przejsciowo zapchac dziure w polskim budzecie. To znaczy ukryc i zatuszowac przed referendum role Polski jako platnika netto.
Sprawa ta jest tak wazna dla polskiego rzadu, ze minister finansow profesor Grzegorz Kolodko osobiscie krzata sie caly czas w Brukseli, aby razem z Unia przygotowac nastepna runde prounijnej propagandy, gdzie rola Polski jako platnika netto zostanie starannie zatuszowana.
Znow probuje sie ujarzmic Polske - jak pod koniec XVIII wieku w czasie rozbiorow, jak w roku 1920 nad Wisla, jak w 1939 roku.
Tyle tylko, ze teraz wyglada to zupelnie inaczej. Sprytniejszy jest kamuflaz, szczegolnie polskich "sojusznikow".
Tym razem nie chodzi o dawnego, znanego wroga z szabla, armatami.
Nowy przeciwnik usmiecha sie przyjacielsko, poklepuje jowialnie po ramieniu, wymachuje ksiazeczka czekowa i wysyla na pierwsza linie frontu najpierw polskiego sojusznika. Zawsze wedlug starej zasady, ze aby wyzysk odniosl najlepsze skutki, nalezy mu nadac pozor dobrowolnosci i najpierw wyszukac sojusznikow sposrod samych wyzyskiwanych.

radiomaryja.pl















WETERPLATTE

NORYMBERGA II

KGB RASPUTIN
***
CYNIZM

***********


++++++++++++++++++++++++++++++++++

Co ukrywa / ich człowiek w Warszawie? /

Należę do rocznika, który nie miał studniówki, ponieważ surowe prawo dopiero co wprowadzonego stanu wojennego zabraniało wszelkich publicznych zgromadzeń. Pamiętam jak na lekcjach historii w szkole średniej, nasza profesor, nobliwa pani zwana przez nas z sympatią „Babcią”, ściszonym głosem opowiadała nam o pogrzebie Marszałka, którego była świadkiem jako mała dziewczynka, o zapisach paktu Ribbentrop – Mołotow, o zamachu na Sikorskiego, armii Andersa i o zbrodni katyńskiej. Za takie gawędy groziło w tamtym czasie naprawdę sporo konkretnych nieprzyjemności z wyrzuceniem z pracy na dzień dobry.
Minęło od tamtego czasu ponad trzydzieści lat. Po drodze był „karnawał Solidarności”, słynne wybory w samo południe, owiany nigdy niegasnącą legendą „pierwszy niekomunistyczny Premier”, wojna na górze i kilka wojen na dole, popiwek, Wałęsa z siekierką i bez, obiad drawski, witanie się z ziemią kaliską, nocna zmiana i faszystowski reżim Kaczyńskich.
Wydawałoby się że po tym wszystkim o Katyniu można już mówić wszystko co się wie, a już tacy co to podobno próbowali wysadzać pomnik Lenina w Poroninie nie muszą się krygować absolutnie.
I nagle okazuję się że takie oczywiste dla każdego Polaka stwierdzenie faktu że zamordowanie kilkunastu tysięcy najlepszych synów tej ziemi strzałem w tył głowy przez funkcjonariuszy państwa, które nawet nie było z Polską w stanie wojny to zwykłe ludobójstwo, nie może przejść przez usta człowiekowi, któremu przez usta przez ostatnie kilka lat przeszło już chyba wszystko.
Więc ja się zastanawiam: co się dzieję? Dlaczego ludzie z partii aktualnie rządzącej najważniejszymi polskimi sprawami zachowują się jak wierchuszka PZPR za czasów Breżniewa?

Co takiego usłyszał na molo od Cara Wszechrusi „ich człowiek w Warszawie”? Czy nasze sprawy gazowe są już przed nadchodzącą zimą odpowiednio przegadane, czy właśnie się dogadują? Jak to się dzieję że pożal się Boże Marszałek polskiego Sejmu Komorowski wiję się jak uczniak przyłapany w szkolnym kiblu na popalaniu papierosków i kombinuję jak kulawy koń pod górkę z kolejną wersją uchwały tak aby nie padło tam broń Boże słowo „ludobójstwo”, słowo z którym nie miałby problemu żaden Polak, nawet taki który miał same dwóje z historii?
Czy sprawiający wrażenie człowieka o zszarganych do cna nerwach wicemarszałek Niesiołowski, jest na pewno najlepszym kandydatem do negocjowania tekstu tej arcydelikatnej i arcyważnej uchwały z główną partią opozycyjną? Co takiego się stało z polską racją stanu przez ostatnie dwa lata że człowiek, który jeszcze dwa lata temu sam sprokurował jako senator Rzeczpospolitej uchwałę, w której słowo ludobójstwo było jak najbardziej na miejscu, dzisiaj robi z siebie kompletnego idiotę i zapiera się że „sytuacja jest inna”.
Inna? Czyli jaka?
No właśnie - jaka jest dzisiaj nasza sytuacja?
Jest chyba oczywiste że ktoś tu kogoś mocno przycisnął. Wiadomo kto i wiadomo kogo, nie wiemy tylko czym, choć w sumie możemy się to i owo domyślać. Ale jedno jest już chyba dość jasne - nawet najbardziej naćpany miłością i polityką uśmiechów wyborca PO musi sobie dzisiaj odpowiedzieć na pytanie:
- jak głęboko da się poczuć coś w sobie aby wciąż mieć uśmiech na twarzy.
++++++++++++++